niedziela, 13 stycznia 2013

Scene XLV


Emmm... Nic nie mówię. Szczerze powiedziawszy jakoś wątpię, że w przyszłym tygodniu będzie rozdział, bo znowu mi się zrobiło to samo, co przy poprzednich - odechciało mi się pisać -.- Nie rozumiem tego

><><><><><><><><><

Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, nieważne jak bardzo próbujesz, albo jak bardzo się rozpędzasz. Nie da się. Wymyślasz różne sposoby obejścia, ale tak naprawdę droga na skróty nawet nie istnieje. Rozglądasz się dookoła i jedyne, co widzisz, to te cholerne ściany, które zabierają ci tlen i dusisz się, aż w końcu na skraju wyczerpania reflektujesz się, że należy przestać próbować, by przeżyć.
Ten temat jest wszędzie, gdzie tylko ja się pojawiam. I to nawet nie jest tak, że ktoś mi o tym wspomina, bo tak naprawdę wszyscy milczą jak zaklęci. To się po prostu dzieje w mojej głowie. Oczywiście nie mówię, że nie miał na to wpływu pewien osobnik, który był zawsze i wszędzie. I nie mówię oczywiście, że to źle. On mi nie przeszkadzał, to moja głowa robiła problemy.
Minęły cztery dni od urodzin, czyli równo dwa tygodnie, odkąd jesteśmy razem. Z jednej strony wydaje mi się, że to krótko, a z drugiej, że minęła wieczność. Z kolejnej strony myślę, że jeśli chodzi o jakiekolwiek zbliżenie intymne, to za wcześnie. Ale przecież jesteśmy dorośli.
W skrócie. Mam jedno wielkie gówno w głowie.
Znamy się rok, ale to przecież nie jest wszystko. I tak jak zwykle, wychodzi na to, że nie powinnam jakoś szczególnie myśleć. Ale ja po prostu nie wiedziałam, co mam robić, a najgorsze było to, że ja sama czułam potrzebę porozmawiania o tym, kiedy on milczał jak zaklęty. To nie miało za grosz sensu. Zawsze to on zmuszał mnie do rozmowy i do tej pory przecież to działało perfekcyjnie.
Ale ile można zmuszać?
Zmrużyłam oczy, próbując odegnać niechciane łzy. Pieprzona cebula. Kto w ogóle wymyślił, żeby dzisiaj na obiad była zupa cebulowa? Oh, racja, Gustav. Świetnie, panie sprytny perkusisto. Trzeba było sobie samemu pokroić to pieprzone warzywo!
Powinnam porozmawiać z Billem. I mam gdzieś to, że powoli staję monotematyczna. Muszę z nim porozmawiać i tyle w temacie.
Odłożyłam z impetem nóż na deskę, szybko umyłam ręce, by przestały śmierdzieć tym cholerstwem i niemal pofrunęłam na górę. Musiałam kuć żelazo, póki gorące. Za chwilę pewnie by mi chęci poszły nie powiem gdzie, a to by oznaczało, że gryzłabym się z tym jeszcze bardziej. Nie. Mam tego dość.
Zapukałam energicznie do drzwi, co by nie powiedzieć, że z nerwów omal nie zrobiłam w nich dziury i zagryzłam wargę w oczekiwaniu.
- Otwarte! – usłyszałam, więc wparowałam do środka, nie zastanawiając się, jak to w ogóle z boku wygląda.  – Wszystko w porządku? – spytał Bill znad jakiegoś zeszytu. Nawet nie podniósł głowy, by na mnie spojrzeć, do cholery! Co on tam robi?!
Niemal trzema susami pokonałam jego pokój i stanęłam nad biurkiem, przy którym siedział mój wstrętny chłopak, który domyślił się, że to ja, chociaż ciągle pisał coś w zeszycie. No niech go... ej, czy on pisze coś po niemiecku? Nie żebym zaglądała.
Kurde. Jak to jest, że nasze pokoje wyglądają praktycznie tak samo, a ja nie mam biurka? Ugh! Przestań się dekoncentrować!
- Właśnie nic nie jest w porządku i dlatego przyszłam ci się wygadać, ale jesteś zajęty, więc sobie pójdę. – wydęłam wargi i już zrobiłam krok w stronę wyjścia, gdy Bill chwycił mnie za przegub ręki, zmuszając, bym pozostała na swoim miejscu. No weźcie mnie rozjedźcie czymś ciężkim. On ciągle wolał wgapiać się w zeszyt, niż spojrzeć na mnie. Super. Dzięki. – Bill, nie rozumiem, dlaczego mnie zatrzymujesz, kiedy twoje zaangażowanie w cokolwiek, co tam robisz, jest tak oczywiste, że odechciewa mi się mó... – urwałam, gdy jego głowa poderwała się do góry i na chwilę brązowe oczy odebrały mi zdolność logicznego rozumowania na rzecz próby ograniczenia ślinienia się. – Boję się, że nie będziesz ze mnie zadowolony. – wyrzuciłam nagle, czując, jak robi mi się nieznośnie gorąco. O matko. Skąd u mnie takie coś? Od kiedy ja mówię, co myślę? Dafuq? – Boję się, że ja sama nie będę zadowolona i że to się nie uda, a ty nie będziesz chciał być ze mną tylko tak kompletnie... – urwałam, gdy wskazujący palec jego prawej ręki wylądował na moich ustach. Mrugnęłam tylko okiem i już siedziałam na biurku, a między moimi nogami stał Bill, który patrzył na mnie z lekkim uśmieszkiem, jakbym znowu powiedziała coś głupiego.
- To oczywiste, że boisz się czegoś, czego nigdy nie doświadczyłaś, ale to nie znaczy, że musisz od razu zakładać najgorsze możliwe wyjście. – powiedział łagodnie, a ja westchnęłam głęboko. Łatwo mówić, gorzej z wykonaniem. Ej. Czemu on ma na sobie bezrękawnik, a ja tak po prostu wgapiam się w jego umięśnione ramiona? – Jeśli nie jesteś pewna, możemy zacząć od małych kroczków, okej? – posłał mi sugestywne spojrzenie, aż poczułam, jak moja twarz zaczęła pulsować jak szalona, a gardło zacisnęło mi się na sercu. – Na przykład mógłbym cię położyć na moim łóżku, rozebrać do naga i sprawdzić, co lubi twoje ciało tylko i wyłącznie za pomocą rąk i ust...
Mój mózg w tym momencie się wyłączył. Ale tak całkowicie i nie jestem pewna, czy to w ogóle była zła wizja. Zamrugałam bezmyślnie powiekami i mój wzrok mimowolnie podreptał w stronę Billowego łóżka „king-size”... I przestałam oddychać.
Czy to znaczy, że on by mnie dotykał... wszędzie? Ale tak... wszędzie? O Boże. Motylki w brzuchu mi mówią, że mam się natychmiast zgodzić. Ale... O Boże, co się ze mną dzieje? Aż mi się w głowie kręci na tę myśl!
- Więc? Chcesz tu wrócić wieczorem i pozwolić się przeanalizować? – wymruczał do mojego ucha i poczułam, jak uśmiecha się w ten swój samczy sposób i moje usta mimowolnie się otworzyły, by powiedzieć „tak”. Zamiast tego jednak wydałam z siebie zduszony dźwięk niewiele mający wspólnego ze słowami, który on przyjął za zgodę. I w sumie to miał rację. – W takim razie mamy umowę.
- To... – odchrząknęłam, próbując się pozbyć dziwnej chrypki w głosie. – To ja pójdę... no... gotować. – wydukałam idiotycznie, a Bill pokiwał głową uśmiechając się szeroko i odsunął się ode mnie, dając mi pozwolenie na ucieczkę z pokoju, które wykorzystałam natychmiast. Spierdzieliłam, aż się za mną kurzyło i z wielkim wytrzeszczem wpadłam do kuchni.
Od tego momentu mój mózg przeszedł na przedwczesną emeryturę. Przestałam myśleć, a to, co kołatało mi w głowie, z pewnością nie zasługiwało na miano „logiczne i spójne”.
No bo on mnie chciał!... I nikogo by nie było, tylko ja i on!... Ciśnienie w moim ciele się drastycznie zmieniło i moje ręce drżały tak, że nie wiedziałam, jakim cudem nie pokroiłam sobie palców.
I czy powinnam się jakoś inaczej ubrać? Na pewno powinnam wziąć prysznic, to pewne. Boże, czemu ja się na to zgodziłam? Przecież ja tam umrę. A jak ja nie umrę, to on umrze. Ja się nie nadaję na takie rzeczy...
Ale z drugiej strony... To samo myślałam o pocałunkach, a rzeczywistość okazała się być zupełnie inna...
Jestem dowcipna. Zestresowałam się do tego stopnia, że udawałam, że podczas obiadu Bill nie siedzi przy tym samym stole, i że w ogóle go nie ma. Trzeba być mną, żeby takie jazdy odstawiać. Ale on jakimś cudem nie wydawał się być zdenerwowany moim zachowaniem i chyba go to nawet bawiło, co mnie osobiście dobiło jeszcze bardziej. Czy to faktycznie moja wina, że się po prostu boję? W teorii, jeśli to ma być Bill, to nie ma powodu do strachu. No ale to TYLKO teoria, bo w praktyce zapewne oszaleję. I tyle.
Po obiedzie spławiłam dziewczyny, które chciały gdzieś pojechać, cholera wie po co, wymigując się bólem głowy, czy coś tam. Zniknęłam w swoim pokoju na dłuuugi czas, podczas którego najpierw zawaliłam się ciuchami, a potem zawaliłam się bielizną. No bo co tam z ubraniami, które chciał ściągnąć? BIELIZNA. Którą też chciał ściągnąć i na samą myśl o tym, robiło mi się gorąco. Więc nikogo nie powinno dziwić, że przez cały okres przesiadywania w mojej kryjówce miałam kolorowe policzki.
Po wyjściu spod prysznica szlag mnie trafił. Było już po dziewiętnastej, bo rozwlekałam wszystkie czynności, jak tylko się dało i doszłam do wniosku, że nie byłam w stanie czekać ani minuty dłużej. I co z tego, że moje włosy ciągle były mokre. Jeszcze trochę, a bym ześwirowała. Nienawidziłam czekać. A tym bardziej, kiedy oczekiwanie jeszcze bardziej mnie stresowało. Po co ja do niego szłam, by z nim o tym porozmawiać? Co we mnie, do cholery, wstąpiło?! Mam nasrane w głowie, ot co. Sama sobie kopię dołki, a potem tam wskakuję i się zasypuję ziemią. To ja – Natasza Schulmann.
No nic. Trudno. Najwyżej tam zemdleję.
Byłam zrezygnowana i gdy spojrzałam na siebie w lustrze, doszłam do wniosku, że wyglądam fatalnie. Miałam na sobie zwykłą koszulkę i jeansy, choć najchętniej bym poszła w powyciąganych dresach. I choć pomyślałam, że mogą być problemy ze zdejmowaniem, założyłam rurki. I co z tego? I tak czułam się kompletnie nieatrakcyjna.
(Skin - Rihanna)
Z naburmuszoną miną wyszłam na korytarz bez kapci i skarpetek i nawet nie zwróciłam szczególnej uwagi na muzykę dobiegającą z dołu. Chciałam tam zejść i się ukryć przed tym co mnie czeka. Wolałam, by Bill spojrzał na mnie i odesłał z powrotem do siebie. To byłoby najlepsze wyjście z tej sytuacji. Nie nadawałam się do tego, do cholery... Ja byłam... no sztywna i nienadająca się do... fizyczno-emocjonalnych rzeczy.
Pamiętając, co kazały mi robić motylki fruwające mi po wnętrznościach, zapukałam do jego pokoju niemal niedosłyszalnie w nadziei, że jednak nie usłyszy i się z bulwersuję i sobie pójdę. Ale nie. Wyraźne „wejdź” zadzwoniło w moich uszach, jakby było wymawiane przez megafon. Trudno. Po prostu otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
I moje oczy przybrały kształt ćwierć centówek.
Grube zasłony odebrały promieniom słońca możliwość dostania się do środka. Ale wcale nie było ciemno. Wszędzie były porozstawiane świece, przez co zrobiło mi się dziwnie duszno. Mdłe światło wydobywające się z nich właściwie idealnie współgrały z cichą muzyką z głośników. O Boże. Oooo Boże, zabij mnie już teraz.
- Zastanawiałem się, co tak wcześnie, ale chyba już wiem.  – odpaliwszy ostatnią świecę na regale, Bill rzucił na stolik zapalniczkę i spojrzał na mnie uśmiechnięty półgębkiem. – Twoje zdenerwowanie jest niemal przerażające i pewnie zaraz zacznie udzielać się i mnie. – prawie przefrunął pokój i gdy znalazł się przede mną w odległości kilkunastu centymetrów, zrobiło mi się niewymownie gorąco. Niby to akurat było znane, ale w tym momencie czułam się tak, jakby wszystkie małe kroczki, które do tej pory zrobiliśmy, zapadły w głęboką niepamięć. A on górował nade mną w każdy możliwy sposób i znowu byłam zdana na jego łaskę i niełaskę. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić i to było doprawdy okrutne. – Choć muszę przyznać, że z tymi mokrymi włosami wyglądasz... – chrząknął i nawinął sobie na palca wilgotne pasemko. – Jesteś piękna, Natasza. – powiedział, wzdychając lekko i jego usta nagle znalazły się na moim rozgrzanym policzku. – I nie masz czego się bać. Nie zrobię ci krzywdy. – a potem usta przesunęły się na moje wargi i moje serce utopiło się gdzieś, a gdzieś w brzuchu coś ścisnęło mi się gwałtownie. Jak ja kochałam jego pocałunki. Ugh, kochałam jego całego.
Oplotłam rękoma jego kark, pozwalając jego językowi rozpocząć inwazję i gdzieś wtedy moje zdenerwowanie owinęła delikatna mgiełka, zgadzając się na dalsze poczynania ze strony całującego mnie mężczyzny. A potem jego dłonie wślizgnęły się pod moją koszulkę i coś nieznanego wpłynęło do mojej głowy, infekując układ neurologiczny. Wmówiłam sobie, że mam się nie bać i powoli zaczynało skutkować. Mojemu ciało podobał się dotyk jego opuszek. A potem niespodziewanie moja koszulka uniosła się do góry i Bill przerwał pocałunek, by tak po prostu ją ze mnie ściągnąć i gdy dojrzał moje zawahanie, potrząsnął głową i wymruczał coś niezrozumiale, znowu wpijając się w moje usta. Czułam jego gorące dłonie na całych plecach, i zaczynałam mieć dziwne problemy ze staniem w pozycji pionowej. A potem przesunęły się na brzuch i usta Billa powędrowały w zagłębienie mojej szyi i mimowolnie westchnęłam. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje, ale mój umysł akceptował to, że moje ciało lgnie do jego ciała i moje ręce chcą eksplorować ciało pod czarną koszulą. Więc to zrobiłam. I on pozwolił mi ją ściągnąć. A gdy przysunęłam się do niego bliżej, sapnęłam z wrażenia, gdy nasze prawie półnagie ciała zetknęły się ze sobą. Kręciło mi się w głowie.
A potem kucnął i zaczął odpinać moje rurki, składając delikatne pocałunki wzdłuż linii spodni. Nie wiedziałam, dlaczego mu na to wszystko pozwalałam, ale jakimś cudem się nie bałam. I nawet się nie wstydziłam. On powiedział, że nie zrobi mi krzywdy i mu uwierzyłam.
Zsunął spodnie i zadygotałam, zdając sobie sprawę, że stoję przed nim tylko w koronkowej czarnej bieliźnie. I on uniósł głowę i zlustrował mnie dokładnie i jego oczy przybrały taki wyraz, że przez chwilę przestałam oddychać.
A potem wstał i powoli pociągnął mnie na łóżko, aż moje plecy zetknęły się z zimną satyną. I wtedy jego język rozpoczął oblężenie i sama nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam z siebie wydawać coś więcej, niż tylko głośny oddech. Zapamiętale gładziłam jego barki i szczerze powiedziawszy, chciałam dotykać go w ten sam sposób, co on mnie, ale gdy tylko moim dłoniom trafiała się okazja, by zsunąć się niżej, on je chwytał i unieruchamiał nad moją głową.
A gdzieś pomiędzy westchnieniami i niemymi prośbami o więcej kontaktu fizycznego naszych ciał, on sięgnął do zapięcia na plecach i chwilę później mój stanik odleciał gdzieś na podłogę. Moje podbrzusze zacisnęło się mocno, gdy jego sępi wzrok padł na moje piersi. Podniecało mnie to, że mu się podobam i to była kolejna rzecz, której nie rozumiałam.
Najpierw zaczął powoli badać je opuszkami palców, przez co co jakiś czas przeszywały mnie delikatne dreszcze, a potem dołączył do nich język i gdy jego wargi zacisnęły się na moim sutku, jęknęłam głośno, czując, jak pomiędzy nogami robi mi się gorąco. Nie musiało minąć dużo czasu, zanim zaczęłam się wić pod jego dotykiem. I nie przeszkadzało mi to, że gdy powracał do moich ust, chwytał mnie mocno za wciąż mokre włosy, przyciągając moją twarz do swojej. Nigdy nie odczułam tak silnych emocji jak dzisiejszego wieczoru. I zdawało mi się, że pojęłam, dlaczego ludzie to robią. 
A potem ściągnął ze mnie resztę bielizny.
Wydawało mi się, że powinnam była odczuwać jakikolwiek wstyd. Ale w rzeczywistości chciałam zacząć go błagać, by w końcu mnie tam dotknął. Uśmiechnął się szeroko, gdy wygięłam swoje ciało w łuk.
Szumiało mi w głowie i nie mogłam się na niczym skupić. Jakiś pierwotny instynkt przejął nade mną kontrolę i chciał, by Bill w końcu ugasił to płonące coś, co sprawiało, że moje całe ciało pulsowało. I tak cholernie chciałam go dotknąć i sama nie wiedziałam, dlaczego chciałam, by on w końcu pozbył się tych pieprzonych spodni, które miał na sobie.
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy nagle poczułam w sobie jego palec. Otworzyłam szeroko oczy i uniosłam głowę, by to zobaczyć, ale moje usta zostały nagle pożarte przez jego usta i serce stanęło mi po raz setny w gardle. To było coś, czego moje ciało w tym momencie potrzebowało i ciśnienie wokół mnie znów się podniosło, tylko tym razem na drastyczny poziom i gdzieś na tyłach świadomości doszłam do wniosku, że gdyby on ściągnął te jebane spodnie i we mnie wszedł, wszystko byłoby tysiąc razy lepsze. Dyszałam w jego kark, kiedy on zaczął pieścić tajemnicze miejsce za uchem i byłam niemal na niego wściekła, że nie pozwala mi się tknąć. Gdy znów wyciągnęłam dłoń w jego stronę, on schwytał ją w swoją i docisnął do poduszki i nawet we własnych jękach usłyszałam frustrację, jaka się we mnie buzowała. A potem nagle zaczęły mnie przeszywać delikatne skurcze i moje ciało wiedziało już, że jest niemal w kulminacyjnym momencie. I Bill też to wiedział, bo dołączył drugiego palca i znacznie przyspieszył ruchy i nagle otworzyłam szeroko oczy i usta i wydałam z siebie głośny, drżący jęk, niemal wklejając się w jego klatkę piersiową w nagłym wybuchu. Mamrotałam coś bez składu, gdy on nie przerywał dotykania i tempa i zacisnęłam zębami wargę tak mocno, że być może i przegryzłam ją nawet do krwi. I kiedy myślałam, że umarłam, albo przynajmniej spadłam z miejsca, do którego zostałam przed chwilą wystrzelona, Bill uśmiechnął się przewrotnie i rzucił:
- Mmm... Zobaczmy... – i wycofał się w dół, a następnie jego głowa spoczęła między moimi nogami i zakwiliłam cicho, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Jego język nie potrzebował nawet specjalnego wysiłku, bo już kilka chwil później fala orgazmu znów zalała mnie bez reszty, odbierając mi siły na jakiekolwiek koherentne rozumowanie, ale potem on się podniósł, by znowu przesunąć się w stronę mojej twarzy i dojrzałam spore wybrzuszenie w jego spodniach i w nagłym przebłysku doszłam do wniosku, że skoro nie mogę dotknąć go ręką, mogę zrobić to inną częścią ciała.
Jego wargi wessały się w moje i zamruczałam leniwie, zginając nogę tak, by moja łydka wylądowała na jego kroczu. Poczułam jego zaskoczenie, ale objęłam go rękoma tak, by nie mógł się ode mnie odsunąć. Najwyraźniej aż tak mu to nie przeszkadzało, bo miał więcej siły ode mnie i mógłby spokojnie ominąć mój dotyk. A nie ominął. Gdy zaczęłam pocierać go nogą, jego biodra wręcz szarpnęły się w moją stronę, a z jego ust wydarł się zduszony jęk. I, do cholery, chociaż nie mogłam poczuć tego tak, jakbym chciała, podniecało mnie to w nie mniejszym stopniu. A potem jego kciuk odnalazł nowe miejsce do pieszczot i automatycznie moja łydka zaczęła bardziej napierać na jego krocze i zanim mój mózg przestał znowu kontaktować, gorący oddech Billa owionął moją szyję i do mojego ucha doszedł jego gardłowy jęk, wysyłając elektryzujący impuls wzdłuż mojego kręgosłupa. Nagle zdałam sobie sprawę, że jego spięte i drżące ciało świadczy tylko o jednym i to sprawiło, że w automatycznie wpadłam w wir jego doznań, tym samym dając Billowi znać, że on znowu sprawił, że zapomniałam własnego imienia. Tym razem eksplozja prawie zmusiła mnie do płaczu i wczepiłam się w jego ciało tak, że gdyby nie to, że i tak przestałam oddychać, zapewne bym się udusiła.
Zanim udało mi się cokolwiek powiedzieć, rozpłynęłam się w świadomości, że nasze oddechy mieszają się ze sobą, jakbyśmy oddychali tylko sobą. I chociaż ciągle mi nie pasowało, że ja jestem naga, a on nie, podobało mi się to, że byliśmy teraz tak blisko.
A szczególnie podobało mi się to, że byłam w stanie doprowadzić go do orgazmu. Tak.
- Natasza. – wymamrotał, gdy ja zaczęłam się z powrotem cofać myślami do tego, co przed chwilą przeżyliśmy. – To też nie jest rzecz, której nie robisz perfekcyjnie.

><><><><><><><><><

Do kiedyś tam o_O