piątek, 30 listopada 2012

Scene XLIII

Nie chce mi się jakoś szczególnie czekać na wieczór czy sobotę, to dodam teraz XD

><><><><><><><><><><><

Bill lubował się w robieniu rzeczy po swojemu. W większości przypadków nie liczył się ze zdaniem innych, choć koniec końców i tak wychodziło na to, że jego pomysły były najbardziej trafne. To nie była kwestia zawyżonego ego (które miał i nie widział powodu, by się z tym kryć). Po prostu on przeżył zbyt wiele i widział zbyt wiele, by mylić się w swoich osądach.
Rzecz zmieniła się, choć znowu nie aż tak bardzo, gdy poznał piękną (po niestety dłuższej chwili kontemplacji) brunetkę. Nie dość, że pierwszy raz się pomylił (i to z jak wielkim skutkiem!), to na dodatek wpadki piętrzyły się jak warstwy kurzu na strychu, którego nikt nie sprzątał od już nie wiedział jak długiego czasu. Tak czy inaczej, ustanowił sobie teraz nowy plan, którego miał zamiar się trzymać. Wiedział oczywiście, że gdy chodzi o jego dziewczynę (tak, cholernie samcza duma sprawiała, że ciągle zacieszał się jak mysz na widok sera)(bądź też kot na widok śmietanki)(jakkolwiek dziwnie to brzmi), plan może co jakiś czas zmieniać kurs i liczył się z tym, że w międzyczasie kilka razy zderzy się z radości ze ścianą, jednakże...
Był niemal w stu procentach pewien, że właśnie dzisiaj będzie się rozkoszował widokiem Nataszy w sukience!
Przybył prawie pół godziny przed potencjalnym przyjściem swojej partnerki i czekanie uprzyjemniał sobie wyobrażaniem załamanej dziewczyny, czytającej jego krótki liścik.
Zachichotał dziko. Wiedział, że zrobiłaby wszystko, by móc założyć pieprzone spodnie, więc dodał wzmiankę o strachu, którego tak notorycznie się wypierała. No przecież teraz nie pokaże, że się boi i na pewno założy sukienkę, na której widok pewnie zrobi mu się ciasno w spodniach. Nieważne. Nie rzuci się na nią, choćby miało od tego zależeć jego życie. Nie no dobra. Bez przesady. Całe szczęście, że jednak nikt go nie szantażuje. Nie, nie rzuci się na nią.
Miał cały rok na wyćwiczenie swojej wstrzemięźliwości  Jakkolwiek by nie było, przez dziewięć miesięcy zachowywał się jak eunuch to, do cholery, może przetrwać w takim stanie jeszcze...
Boże, niech to będzie mniej niż miesiąc, bo oszaleje!
Nie. Nie, nie, nie. Czerpał samą przyjemność i satysfakcję z polowania. Tym razem powinno być tak samo, a jednak wszystko było kompletnie wyrwane spoza szablonu. Tym bardziej, że ona zachowywała się na tak, jak powinna. Nie, żeby mu to jakoś szczególnie przeszkadzało, ale miał problem ze zrozumieniem, dlaczego ona tak chętnie reaguje na jego dotyk. Najgorsze było to, że pewnie zaskoczy go w najmniej odpowiednim momencie i robiąc mu nadzieję, zgasi go jak zdeptanego niedopałka.
A teraz pewnie wbił sobie gwóźdź do trumny tą sukienką. Świetnie.
Ale nie może jej pozwolić, by przez całe życie kisiła się w długich rękawach i jeansach, prawda? I pomijał fakt, że samiec pełen pychy chciał się chwalić na prawo i lewo swoją kobietą. No bo komu to przeszkadzało? Na pewno tym, co ją zobaczą, ha!
A jeśli miał ją nauczyć pokazywania swojego ciała, to mógł zacząć już na początku, prawda? Im szybciej się ze sobą oswoi, tym lepiej dla niego... ekhem, dla niej.
Nie, nie był znowu aż taki samolubny. Znaczy był, ale przecież jedno łączyło się z drugim, prawda? Idealne zatoczenie koła. Sprawianie jej przyjemności sprawiało przyjemność jemu i na odwrót. Miał nadzieję, że na odwrót też tak było. I miał nadzieję, że ona to zrozumie, bo gorzej, jeśli będzie myślała, że on robi to wszystko dla siebie.
Odetchnął i rozejrzał się wokół. Uwielbiał tę restaurację. Osobne pomieszczenie, które zarezerwował, było chyba największym wyeksponowaniem romantyzmu, jaki kiedykolwiek widział. Białe, półokrągłe kanapy z przerzuconymi przez nie miękkimi narzutami i kominek nadawały pokojowi poczucie wygody, a rozrzucone płatki róż po białym dywanie, na którym stały gdzieniegdzie świece sprawiały, że po głowie hulały mu naprawdę bezwstydne myśli. Wróć. Po jaką cholerę wybrał to miejsce?! I na dodatek to przydymione światło! Świece! Pieprzone świece były wszędzie, nawet na stoliku!
Dobra, uspokój się, Bill. Pamiętasz o swojej wstrzemięźliwości, którą tak stosowałeś przez tyle miesięcy? Tak? To pamiętaj o niej dalej i gdy twoja dziewczyna (o tak, właśnie tak) już tu wejdzie, ustaw się tak, by nie widziała twojej radosnej ekscytacji na jej widok.
Żeby ona to chociaż zrozumiała. Phhh. Jasne. Może po prostu zamknie oczy, jak ona wejdzie...
Wykrzywił wargi w sardonicznym uśmiechu. W taki sposób to musiałby zasnąć, bo chyba nic innego go nie powstrzyma od patrzenia na nią. No chyba, że... dobra, dobra, daruj sobie kolejne wywody, co cię powstrzyma, a co nie. Po prostu pamiętaj, że masz się na nią nie rzucać, a reszta jakoś pójdzie...
Wstrzymał oddech, gdy klamka poszła w dół i na jego twarz już wpełzał firmowy tajemniczy... szlag. To tylko kelner. Co prawda całkiem niezły kelner, ale mimo wszystko ciągle pozostawał kelnerem, co automatycznie wykluczało go z listy osób podziwianych. Może i był gwiazdą światowego formatu i wiedział, że gdyby chciał, mógłby sukcesywnie zaciągnąć go do pobliskiej łazienki, ale gdy był w stałym związku, nie zdradzał. Ot co. Z resztą. Na cholerę mu kelner, kiedy miał Nataszę? Litości. Kelnerek się do niej nie umywa. Nie, żeby ktokolwiek miał przy niej szanse, phi! Bill Kaulitz ma gust i to wiadomo nie od dziś.
I tak, ma. Znajdźcie takiego drugiego Louisa. W swoich lepszych czasach był wszystkim czego potrzebował. Choć z drugiej strony najwyraźniej nie żądał niczego innego prócz poczucia bliskości i seksu... hmm...
Tak czy inaczej – dorósł i potrzebuje teraz więcej. A w tym momencie jego największą potrzebą było dawanie samego siebie, co – jak na niego – było dość dziwne i było wyrazistym dowodem na to, że nadaje się do poważnego związku. Szczególnie, gdy zakochał się w Nataszy. A to wyjaśnia wszystko i jeszcze więcej. Nie znajdzie nikogo innego tak skomplikowanego i tak potrzebującego uwagi jak ona.
- Myślałam, że umarłeś, ale twoje powieki mrugają, więc zwątpiłam.
Poderwał się z kanapy tak gwałtownie, że przywalił efektownie nogą w stolik, omal go nie wywracając i przeklął siarczyście. Kto postawił tu to pieprzone żelastwo?! Akurat w momencie, gdy ona weszła do środka i patrzyła... spojrzał i przestał oddychać.
Niech go diabli wezmą, to przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania!
Zatrzepotał bezmyślnie oczami, stwierdzając, że to niemożliwe, by sobie ją wyobraził w taki sposób. Była zbyt idealna, a on jego kreatywność zdecydowanie miała swoje granice.
- O ja pierdolę... – wymamrotał, chłonąc obrazek jak narkoman na głodzie. Nawet nie potrafił zdecydować, na której części jej ciała ma się zatrzymać dłużej! Bill Kaulitz ma gust! Jeszcze jak! Trzy razy „tak” dla tej pani!
Zadygotał, usilnie starając się nie wgapiać w jej piersi. Co on najlepszego zrobił? Nic nie widział, a i tak się ślinił! Nie rzucaj się na nią, nie rzucaj się!
Zamrugał oczami, zdając sobie nagle sprawę, że ona patrzy na niego ze zmarszczonym czołem. Świetnie. Ona wywarła na nim takie wrażenie, że pewnie będzie się po nocach onanizował z jej imieniem na ustach (nie, żeby nie robił tego wcześniej)(kurwa! Przyznał się!), a ona?...


Chyba się dusiłam. Wydaje mi się, że się dusiłam i nie byłam pewna, co było tego powodem. Albo nadmiar śliny, albo serce w gardle, albo... nie! To zdecydowanie było serce, bo zaschło mi w ustach. Kurwa. Ja pierdolę. KURWA!
Pomijam płatki róż i te pieprzone świece! To było złe! Patrzyłam na Billa w białej, rozpiętej pod szyją koszuli i już z daleka czułam jego zapach, który mi kazał podejść bliżej i Boże! Czemu ja stałam w miejscu?! A co najważniejsze – czemu chciałam się na niego rzucić?! Przecież już go widziałam w podobnej wersji w zeszłym roku... niech mnie szlag. Teraz to ja mogę podejść i się na niego rzucić, co mi tam!
Nie zdążyłam zrobić ani kroku. To Bill podszedł do mnie i bezceremonialnie wpił się w moje usta, aż mimowolnie zamruczałam jak kotka. Dzień dobroci dla tej pani dzisiaj, jak widzę.
Chwyciłam go za poły koszuli i przyciągnęłam bliżej siebie, nie do końca rozumiejąc, co wyprawiam. Ale to nieważne. Moje ciało chciało jego bliskości, a moje usta pożerały jego usta i zrobiło mi się nieprzyzwoicie gorąco i czułam się obłędnie. A potem jego dłonie znalazły się wszędzie i jęknęłam głośno pomiędzy jego wargi. Boże, to było ponad moje zdolności logicznego rozumowania. Może to i lepiej. Jego usta były zbyt idealnie wykrojone, by w ogóle zwracać uwagę na myślenie.
- Ugh! – sapnęłam głośno, gdy jakimś niezbadanym cudem wylądowałam na jednej z kanap. – Bill... – zaczęłam, ale on znowu zaczął mnie całować i znowu przestałam myśleć. Jego skóra parzyła moje opuszki i cholernie mnie to fascynowało. Jakimś pokrętnym sposobem moje dłonie znalazły się pod jego koszulą, badając nowe obszary gorącego ciała i jego prawa ręka zniknęła pod sukienką, gładząc moje udo i nagle BACH! Głowa Billa przywaliła z impetem obok mojej w kanapę.
- Nataszaa... – jęknął bezradnie, a mi zrobiło się jakoś tak... niestosownie miło na duszy. Jakaś taka satysfakcja. Choć nie wiedziałam dlaczego. – Jakim prawem ty wyglądasz tak, jak wyglądasz?...
- Sukienka jest ładna, dziękuję.
- Ciężko mi teraz się z tym zgodzić, bo chcę ją z ciebie zerwać.
Moje policzki podejrzliwie rozgorzały czerwienią. O Boże, on znowu mówi mi takie rzeczy, a mojemu ciału się to podoba. Mój mózg spartaczył walkę. Partaczy wszystko od dwóch dni, a moje ciało ma to gdzieś i jest mu dobrze. Jestem chora, powiadam.
- Sasha mówiła, że jest droga, więc...
- Nie kuś losu. – jego nos znalazł się niebezpiecznie blisko mojej szyi i usłyszałam, jak wciąga powietrze. – Pachniesz kokosami... Natasza... – w jego głosie znów pojawiła się bezradność zabarwiona czymś nowym, sprawiającym, że brzmiał tak, że wzdłuż ciała przeszły mi ciarki. – Żebyś ty wiedziała, jak bardzo cię pragnę... do cholery, chcę cię tak bardzo, że to aż boli. Bardzo dosłownie. – zastygłam w bezruchu, nagle stając się bezlitośnie świadoma tego, jak niewielka granica dzieli nasze ciała. O Matko Boska, co się tu właściwie dzieje? – Nie potrafię nawet przywitać się z tobą w cywilizowany sposób, tylko od razu się na ciebie rzucam, chociaż przez pół godziny wmawiałem sobie, że tego nie zrobię i... – westchnął i poprawił się na łokciach, by spojrzeć na moją zburaczałą twarz. – Nie bój się, Natasza. – uśmiechnął się do mnie uspokajająco. – Mówię dużo rzeczy, ale nie zrobię niczego wbrew twojej woli, obiecuję. – cmoknął mnie w policzek, a zdenerwowanie, jakie mnie przed chwilą ogarnęło, zelżało odrobinę. – Po prostu mam taki... – urwał, przez dłuższą chwilę obserwując mnie w ciszy. Do cholery, powinnam dostać Nobla wraz z dniem, gdy zrozumiem, co siedzi w jego głowie. A do tego czasu ktoś mógłby mi podać środki uspokajające. – Musisz mi wybaczyć, Natasza. Jestem tylko mężczyzną. – wzruszył ramionami. – Jak myślisz, byłabyś w stanie zostawić dla mnie nawyk zakładania długich rękawów i spodni?
- Żebyś się na mnie notorycznie rzucał?
- Tak.
Ja pierdzielę, ten to potrafi sprawić, że brak mi słów. Ja tu się staram przekierować rozmowę na weselszy ton, choć mam z tym niemały problem, bo on ciągle nade mną wisi i jest mi cholernie gorąco i po głowie ciągle mi chodzi myśl, że jest coś podniecającego w tym, że moja szminka jest na jego ustach, a on ma to daleko i szeroko. Świetnie, widzę, że się doskonale rozumiemy.
- Więc myślisz, że mogłabyś... – nie czekając, aż dokończy absurdalną propozycję, uniosłam się do góry i starannie zlizałam z niego szminkę , aż zapowietrzył się głęboko. – Natasza, ja...
- Jasne. – odparłam nieprzytomnie, rzucając się w wir eksplorowania jego ust. Pomijam fakt, że całowanie go doprowadza mnie do skrajnego szaleństwa. Ale jego mruczenie sprawia, że kompletnie mi odbija!

Jakiś czas później, gdy wspólnie stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni i należy zaprzestać całowania, zanim coś wymsknie się spoza kontroli, zasiedliśmy w końcu do kolacji. I gdy przynieśli nam sałatki i wino, by zabić nimi oczekiwanie na główne danie, atmosfera nagle zmieniła się w bardzo nie-tandetny romantyzm z potrzeby rzucania się na siebie jak zdziczałe zwierzęta. Poczułam się kobieco, choć nie do końca wiedziałam dlaczego. Pewne było to, że ukradkowe spojrzenia Billa, kiedy udawałam, że jestem zajęta jedzeniem, sprawiały, że było mi nieprzyzwoicie cudownie. Nie trwało to jednak długo. A szkoda.
- Powiedz mi coś. – odezwał się po dłuższej chwili ciszy przerywanej szczękiem sztućców. Podniosłam wzrok z talerza i posłałam Billowi pytające spojrzenie. – Pomijam fakt, że jesteś mi ciągle winna ten masaż, ale czemu wtedy uciekłaś?
Kawałek sałatki ugrzązł mi w gardle i zrobiłam się tak czerwona, aż poczułam, jak moje policzki wybuchają ogniem. Osz w dupę! Nie miał o co pytać?! Jest tyle tysięcy tematów do omówienia, a on akurat wybrał ten?! FUCK!
Zamrugałam oczami, z trudem zmuszając mięśnie do przełknięcia pokarmu i wysiliłam się na coś na kształt głupiego uśmieszku. Choć założę się, że cała moja osoba wyglądała w tym momencie jak kretynka.
I co ja mam mu powiedzieć?!  Że się na niego napaliłam, czy co?! Oh, cholera, niech mnie kto stąd zabierze!...
- E... – zaczęłam elokwentnie, próbując na szybkiego wymyślić jakiś sposób, by porzucić temat. – Ten masaż mogę ci zrobić jutro nawet, jeśli chcesz... – umknęłam przed jego rozbawionym wyrazem twarzy, czując się jak żałosna karykatura człowieka. Boże, co za żal i ubóstwo przedstawia moja inteligencja. Aż się w głowie nie mieści.
- A dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, dlaczego uciekłaś? – spytał powoli, przysuwając się do mnie bliżej, aż ciśnienie skoczyło mi do dwustu. Zabierzcie tego człowieka ode mnie! Proszę! Ja naprawdę bardzo proszę!... – Natasza. – rzucił lekko, chwytając mnie za podbródek, by odwrócić mnie do siebie. O Boże, motylki znowu zaczęły fruwać gdzie popadnie! Opanujcie się, do cholery! Ja wam niczego złego nie zrobiłam, byście mnie tak katowały! Niech mnie! Ale on jest... piękny. Ja pieprzę, ale on jest piękny. I te brązowe oczy okalane ciemnymi rzęsami, które patrzyły na mnie z czułym rozbawieniem... przez nie czułam, jak miękną mi kolana, do cholery. Z tym facetem coś było nie tak, no! Jakim prawem on tak wyglądał?! – Przestań tak na mnie patrzeć, bo nie mogę się skupić na zadaniu ci pytania. – gdybym mogła, zaczerwieniłabym się jeszcze bardziej. Ale stety i niestety dla mnie, było to kompletnie niemożliwe. Chciałam się spytać o sposób, w jaki na niego patrzę, ale zaschło mi w ustach. Bill Kaulitz mnie kiedyś sobą wykończy. – A no tak. Więc dlaczego nie chcesz się przyznać, że dotykanie mojego ciała cię podnieca? – zastygłam w bezruchu ze wzrokiem utkwionym w jego ustach, które wygięły się w jakimś dziwnym uśmieszku, od którego gwałtowne zawirowania z brzucha przeniosły się piętro niżej i... o ja pieprzę. Czyli wiedział! Kurwa!...
- To nie tak... – zaprotestowałam słabo, nie do końca wiedząc, co miałam na myśli, bo szczerze powiedziawszy, w mojej głowie zionęło pustką. Ale chciałam chociaż odrobinę brzmieć tak, jakby mój umysł był w stanie wyprodukować cokolwiek koherentnego. Bill uniósł mój podbródek wyżej, aż nasze oczy mimowolnie się spotkały i przeszyły mnie dreszcze.
- Jest dokładnie tak, jak powiedziałem, Natasza. – oznajmił mi stanowczo i wstyd ogarnął mnie kompletnie. Mówiłam, że mnie wykończy, tak?... Nie, nie myliłam się w ogóle. – Nie wypieraj się czegoś tak naturalnego, bo raz, że ja i tak wszystko widzę, a dwa, że chcę słyszeć, co myślisz. – jego kciuk z rozmysłem przejechał po mojej dolnej wardze i westchnęłam cicho ze zrezygnowaniem. – Chcę wiedzieć, co czujesz, by wiedzieć, jak powinienem się z tobą obchodzić. Musisz przyznać, że to nie jest łatwe zadanie. – mrugnął do mnie, a ja automatycznie się uśmiechnęłam. – Więc? Podobają ci się moje plecy, co?
Parsknęłam śmiechem, na powrót zapadając się w różową chmurkę, odgradzającą mnie od rzeczywistości. Albo hmm.. inaczej – chmurka po prostu sprawiła, że rzeczywistość nabrała O WIELE większej wartości.

Trzymanie kogoś za rękę jest dziwne. Właściwie nie, źle to ujęłam. To Bill trzymał mnie za rękę, a ja byłam zbyt oszołomiona emocjami, by oponować. Nie twierdzę, że gdyby było inaczej, nie chciałabym, żeby mnie trzymał.
Niemniej jednak, co jakiś czas nachodzą mnie dziwne refleksje i tak było także tym razem, kiedy wędrowaliśmy sobie wzdłuż brzegu oceanu w Santa Monica. Całe szczęście, że było ciemno i nikt (tak, to głównie tyczy się tego, co mnie tak za rękę trzyma) nie widział mojej głupiej miny. Byłam idiotycznie zadowolona. A przez to, że miałam ciągły kontakt z jego ciałem, wypełniało mnie cała mieszanka pozytywnych myśli i uczuć.
Czułam się bezpiecznie. Dłoń, która była spleciona z moją dłonią, dawała mi odczuć, że jest silna i że mnie obroni w razie niebezpieczeństwa. Ponadto była ciepła, ale z drugiej strony było w niej coś, co jej właściciel dawał mi odczuć ostatnimi czasy wystarczająco często, by to zrozumieć.
On nade mną górował. I to nie w tym złym sensie. To było tak, jakby on przejął kontrolę, ale tylko i wyłącznie dlatego, że ja tego potrzebowałam. To było logiczne, prawda? Wziął sobie na karb, by rozeznać mnie w swoim położeniu, kiedy ja byłam głupiutką dziewczynką i nie wiedziałam co i jak. W sumie mi to nie przeszkadzało, bo to była naprawdę miła przerwa od walki samodzielnie. A on chyba potrzebował dominować. Tylko dziwne było to, że czułam to przez jego dłoń.
Tak czy siak, było mi dobrze. Co jakiś czas jego kciuk pieszczotliwie gładził mój kciuk i świadomie, bądź też nie, przesyłał mi elektryczne impulsy wzdłuż kręgosłupa. Wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy i miałam to gdzieś, że sytuacja była żywcem wyrwana z taniego romansu. Jeśli właśnie tak to miało wyglądać, mogłam być królową tandety, a i tak mnie nikt od tego nie odsunie.
To był dobry pomysł, by na trochę odciąć się od domu, gdzie wszyscy chcieli wszystko wiedzieć. Poznałam Billa od innej strony, która do tej pory była mi nieznana. I wiedziałam, że moje serce wybrało dobrze. A prawdę powiedziawszy, to chyba lepiej trafić już nie mogło.


><><><><><><><><><><

Topię się w cukierkowych wymiocinach junikorna trololololo xD

poniedziałek, 26 listopada 2012

Scene XLII

Zaznaczam - wieje nudą XD

><><><><><><><><><><><

Mogłam się w sumie tego domyślić, ale od wczorajszego dnia żyłam na jakiejś puchowej różowej chmurce, więc hmm... zapomniałam, że rzeczywistość w ogóle istnieje. Jedyne, co w mojej głowie w ogóle pracowało, to szare komórki odpowiadające za chęć posiadania Billa 24/h. W sumie to nie powinno być takie dziwne, prawda? Pierwszy raz się zakochałam i pierwszy raz traktowałam kogoś obcego w taki sposób. Jakbym nie istniała jako jedna całość, tylko jakbym nagle się rozdwoiła. Poszukuję go, by scalić się w jedno. To jest... to jest straszne. Ale nie przeszkadza mi to w ogóle, co jest chyba jeszcze bardziej przerażające. Mam nadzieję, że jak już się przyzwyczaję do tego, że Bill jest moim chłopakiem, to przejdzie mi to szaleństwo i moja auto-świadomość powróci.
W każdym bądź razie, oni nas napadli i tym razem jednak się speszyłam. Nie obchodził mnie Georg, bo czasami powalał brakiem rozumu, więc to było tak, jakbym miała się przejmować ścianą, ale cała reszta... Chciałam się w spokoju nacieszyć tym, co powstało między mną, a Billem, a teraz...
A teraz siedziałam na sofie w pokoju Sashy i czekałam na czekoladowego smoothie, które dziewczyny uparły się zrobić. A co to oznaczało? No właśnie, będą się wpychać z buciorami, dawać jakieś porady, a potem ja się wścieknę, co będzie oczywistym niedopowiedzeniem i smoothie się zmarnuje.
Właściwie to miałam nadzieję na ciasto. Ale to były tylko marzenia. Nieważne.
- Tadaam! – nagle dwie dziewoje wpadły do pokoju,aż podskoczyłam gwałtownie. Błagam, niech one po prostu zawrócą, zamkną drzwi i... oh, świetnie. Drzwi to zamknęły, ale żeby stanąć po ich drugiej stronie to już nie łaska... – Smoothie dla solenizantki!
Zmarszczyłam czoło, unosząc wysoko brwi. Emmm... czy tylko ja tu czegoś nie ogarniam? Jaka znowu solenizantka? Nie mam przecież urodzin.
- O czym wy bredzicie? – spytałam w końcu zdezorientowana. Zabrałam szklankę z tacki, dochodząc do wniosku, że należy trochę tego upić, zanim zaczniemy się kłócić i odechce mi się picia czekolady.
Obie, jakby były zaprogramowanymi robotami, spojrzały na mnie zdziwione. I nie należało z tego wnioskować, że to, o czym myślały, było bezpieczne dla mojej psychiki.
- To jednak ciągle jesteś dziewicą? – zakrztusiłam się epicko smoothie, gdy Sasha się w końcu odezwała i nieomal oblałam swojej białej bluzki, niech to szlag! Ja pierdzielę, co one odstawiają?! – Mmm... No to oddawaj szklankę, nie należy ci się.
Prychnęłam, opluwając się resztkami zawartości ust. Kurwa! No ja pierdolę!
Wytarłam zamaszyście twarz i posłałam im mordercze spojrzenie, odsuwając się ze smoothie jak najdalej od nich.
- Nie wasz interes, do cholery! – warknęłam oburzona. No co one sobie wyobrażają w ogóle? – Sądziłyście, że mimo, że od wczoraj dopiero sprawa się emm.. to ja już?!
I obie za jednym zamachem zrobiły niewinne miny. Ja pitolę, ich wspólne mieszkanie nie posłużyło mi w ogóle. Za bardzo się do siebie upodobniły, a ja znowu odstaję.
- Szczerze powiedziawszy, myślałyśmy, że Kaulitz cię do łóżka zaciągnął i dlatego dzisiaj się wszędzie obściskujecie i tak dalej... – mruknęła niezdecydowanie Chloe, a ja strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło.
No nie. Właśnie nastąpił moment, w którym odechciewa się wszystkiego. I mi odechciało się czekolady.
Nienawidzę tych bab.
- Więc sądziłyście, że Kaulitz zaciągnął mnie do łóżka... – powtórzyłam powoli, czując, jak zaczyna mnie ogarniać wściekłość. Czy one myślały, że jestem taka łatwa, czy do cholery co to miało być? I w ogóle... jak one...
- Emmm... Natasza... Może... – Sasha odstawiła tacę ze szklankami na stolik i podniosła ręce w geście poddania.  – Weź no przestań tak dygotać, bo zaczynam się obawiać o swoje życie, okej...? – spojrzała na mnie dziwnie, a ja zmrużyłam oczy.
- Słusznie?
- Dobra. – Chloe chwyciła tackę i uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Masz te wszystkie smoothies i udaj, że tematu nie było. Zrobisz to dla nas, prawda? I za pół godziny będziesz już normalna, tak? Tak?
Nie odezwawszy się ani słowem, zabrałam trzy szklanki i wyszłam z pokoju, efektownie trzaskając drzwiami. A co.
A to dobre. Wystarczy się zacząć wkurwiać, a one robią to, czego ja chcę.... hmm...
Ale jak, do kurwy nędzy, mogły sobie pomyśleć takie niestworzone rzeczy?! Przecież ja...
Wzdrygnęłam się gwałtownie.
Ja i... Boże, to tylko kwestia czasu, kiedy on zacznie ode mnie chcieć czegoś więcej, niż tylko pocałunków, a... Boże, Boże, Boże...
- Widzę, że pierwsza rozmowa przebiegła pomyślnie. – gitarzysta spojrzał sugestywnie na tacę, a ja wzruszyłam ramionami, robiąc naburmuszoną minę.
- Zależy, jak na to spojrzeć. – odparłam, ale nagle uderzyło mnie stwierdzenie „pierwsza rozmowa” jak dłoń, która przed chwilą skonfrontowała się z moją twarzą. Fuck! Fuck! – Ale...
- Mogę ukraść jedną szklankę?
Fuck.
Co tu się w ogóle dzieje? Po co oni wszyscy chcą wszystko wiedzieć, no? Co ja im złego zrobiłam?... Nie mogą iść z tym do Billa? Bo już pomijam fakt, że CO ICH TO, DO CHOLERY, OBCHODZI! Ugh, patologia w tym domu.
- Tom... – jęknęłam błagalnie, podstawiając mu smoothies pod nos. – Weźże to ode mnie, ale proszę, omiń ten temat, bo czuję się niekomfortowo, okej...? – ale jak każdy mógłby się swobodnie domyślić, on moje błagania miał w nosie.
- Przecież ja chciałam po prostu zauważyć, że dawno nie rozmawialiśmy. – posłał mi wymowne spojrzenie i zawinął szklankę, by dossać się do niej niczym pijawka. – Czy tym sposobem właśnie zostałem wciągnięty w babskie dni? – spytał, marszcząc czoło.
Przewróciłam oczami i wyminęłam go, mając nadzieję, że odpuści i zostanie sobie na drugim piętrze na tak długo, by mnie kto uratował od tych strasznych konwersacji, ale... no cóż...
Nie da się. Najwyraźniej sobie coś uroił, że ma ze mną pogadać – cholera wie o czym, bo jeśli znowu o seksie, to ja się wyprowadzam – i nie odpuści, póki nie wcieli plan w życie. Boże, mam nadzieję, że chociaż Georgowi nie wpadną takie chore idiotyzmy do głowy, bo ja się załamię. Albo go zastrzelę, choć nie mam broni. Zawsze jednak znajdzie się jakiś nóż.
Matko, o czym ja bredzę?...
- Nataaaasza... – jęknął rozbawiony, doganiając mnie na schodach prowadzących na parter. – Ale tak na poważnie, to po prostu martwię się o mojego młodszego braciszka...
- HA! – prychnęłam głośno, zatrzymując się tak gwałtownie, że tylko cudem Tom uniknął zderzenia ze mną. Spojrzałam na niego z oczywistym zgonem w oczach. – Miałeś chyba na myśli, że z czystej uprzejmości martwisz się o mnie, prawda?
Przez chwilę patrzył na mnie w zamyśle, ignorując fakt, że jego pies, który zjawił się znikąd, zaczął się o niego ocierać. Co się gapisz? No co się tak gapisz?...
- Przeanalizowawszy temat jeszcze raz, dochodzę do wniosku, że jednak ciągle mam na myśli, że to Bill jest obiektem mojej troski. – odparł ze zmarszczonym czołem, a ja całą swoją siłą samokontroli powstrzymałam się od facepalma, którego echo poniosłoby się do sąsiedniej posesji, przez co z drzew spadłyby liście.
Serio. Czy ktokolwiek, prócz mnie, ma takie czasami momenty, że jest tak sfrustrowany i zrezygnowany, że pierdoli trzy po trzy?
- Tom. Mam zrytą psychikę, Bill miał setki ludzi w łóżku, był w stałych związkach, a ja nie mam ani doświadczenia w łóżku, ani w relacjach damsko-męskich! – warknęłam, nawet nie zastanawiając się, dlaczego w ogóle powiedziałam to na głos. – To on musi prowadzić w tym związku, więc powiedz mi, do kurwy nędzy, czego nie zrozumiałeś, że ty martwisz się o niego, a nie o mnie, bo chyba zgubiłam wątek! – no i proszę bardzo. Czemu ja się tak bulwersuję? A no tak. Wpierdalają się tam, gdzie ich nie chcę!
Ale Tom tylko uśmiechnął się szeroko, jakbym mu powiedziała, że dostanie ode mnie worek cukierków i chwycił mnie za wolną dłoń. Przypominam, w drugiej ciągle miałam tacę ze szklankami, które drżały niebezpiecznie. Boże, co ja mam z nimi, no! Ejże! Gdzie ty mnie ciągniesz?! Nie chcęęę!
Zabrał ode mnie smoothies i posadził mnie na sofie, dając mi wyraźnie odczuć, że zaraz nastąpi katastrofa społeczna – Tom zacznie mnie pouczać. Czy cokolwiek, co wiązało się z rozmawianiem. Kurwa, niech ich wszystkich Georg połknie.
-  Właśnie dokładnie to miałem na myśli, mówiąc, że się o niego martwię. – powiedział, siadając po drugiej stronie sofy. Już otwierałam usta, by wyjaśnić mu dobitnie, że jest debilem, ale on już gadał dalej. – Oboje zdajemy sobie sprawę, że w końcu on zacznie chcieć czegoś, od czego ty najchętniej trzymałabyś się z daleka i moją główną obawą jest to, czy ty nie zaczniesz myśleć, że on chce od ciebie tylko tego, gdy...
- Dobra. – przerwałam mu, podnosząc dłonie w geście poddania. – Nie będę z tobą rozmawiać o takich rzeczach. Pierdolę, po moim trupie. – wstałam energicznie, skrzyżowawszy ręce na piersi. Udałam, że nie widzę na wpół rozbawionego, na wpół litościwego spojrzenia Toma i potrząsnęłam głową. – Możesz opróżnić wszystkie szklanki, ale nie łudź się, że od tego momentu będziesz częścią babskich dni. – prychnęłam i wypadłam z domu jak szalona narkomanka na głodzie w poszukiwaniu używki. I nie, tym razem to nie był Bill, a Impala. Jeśli nie odetchnę świeżym powietrzem choć na chwilę, dostanę jebca jak nic.

- Aaaaa! – tak, to byłam ja, choć przyrzekam, że nigdy nie wrzeszczę. No chyba, że w sprawę jest zamieszany Georg. Co nie zmienia faktu, że nigdy, ale to nigdy nie wrzeszczę jak dziewczyna. Czytać jako „nigdy nie piszczę”. Tym razem jednak nie mogłam się zbytnio powstrzymać, a że nikogo prócz mnie nie było w pokoju, dałam upust swemu emm... zaskoczeniu. – AAAAA!
Kurwa! Jeździłam co prawda bez celu po mieście przez prawie godzinę, ale to nie znaczy, że jestem tak zmęczona, by mieć omamy, prawda?!
Co te rzeczy robią na moim łóżku?! CO. ONE. TU. ROBIĄ?!
Wyleciałam z pokoju jak wystrzelona z procy i bez pukania władowałam się z buciorami do pokoju Sashy, która – o kurwa – nie była sama.
- Ja tylko na chwilę! – pisnęłam (Boże, co się dzieje?! Ja nie piszczę!) i wyrwałam blondynę z ramion Toma, który patrzył na mnie... dziwnie i zaciągnęłam ją do swojej nory. – Co to jest?! No co to jest?!
Sasha przez chwilę mrugała oczami, po czym...:
- AAAAA! Ja pierdolę, ale czad, też je chcę! – rzuciła się w stronę szpilek leżących na moim łóżku i zapowietrzyła się głęboko. – Od Gianmarco Lorenzi! O ja pierdolę, przecież one są w chuj drogie i jeszcze droższe! O ja pierdolę, oddaj mi jeee! – zawyła, tuląc buty do siebie, a ja zmarszczyłam czoło. Dobra, mam fuckminda. O co się w tym wszystkim rozchodzi, bo chyba się pogubiłam...? – Aaaaa! Sukienka od Dolce&Gabbana! I kopertówka od Clary Kasaviny! Z kryształami od Swarovskiego! Przecież!... – zaczęła piszczeć bardziej, niż ja i z wrażenia usiadła na łóżku, biorąc do ręki sukienkę. – Ja pierdolę, dlaczego ja takich rzeczy od Toma nie dostałam? Nie zgadzam się! Liliaaaa! – delikatnie położyła sukienkę na miejsce i złapała za torebkę. – Osz w dupę, ja ją chcę. – oznajmiła mi grobowym głosem. Odetchnęłam głęboko, przecierając twarz dłońmi. Spokojnie. To nic, że nie wiesz, o czym ona mówi. Po prostu musisz rozwikłać tę zagadkę i... – Ty, tu są jakieś spodnie i jakaś koszula. Hahaha, a to dowcipne. O i kartka. – zanim zdążyłam przyswoić sobie kolejne informacje, list został wepchnięty w moje dłonie, prawie wybijając mi oczy. – Czytaj. – rozkazała, a ja westchnęłam.

„Masz trzy opcje do wyboru.
Możesz założyć sukienkę, do której tak ślini się Sasha, albo pozostać przy bezpiecznej opcji spodni i koszuli. Możesz także w ogóle nie wychodzić z pokoju. Jeśli jednak zdecydujesz się zignorować strach i spotkać ze mną, bądź gotowa o siódmej. Tom wie, gdzie cię zabrać.
Bill”

- Czy to jest randka?... – wydukałam, gapiąc się tępo na papier. Serce powoli zaczynało mi się niebezpiecznie rozkręcać i nie podobało mi się to. Nie lubię stresu, a ten człowiek notorycznie robił ze mnie kłębek nerwów...
- Co napisał? – spytała Sasha, nawet na mnie nie patrząc. Wciąż obracała torebkę w dłoniach, jakby była czymś cennym... zaraz. Swarovski?...
- Ile to kosztuje? – zignorowałam pytanie, czując, że zaraz mnie coś zaleje i to wcale nie były emocje szczęścia. Kurwa. Może i się nie znam na markach aż tak dobrze, jak blondyna, ale, do cholery, nie pozwolę wcisnąć na siebie takich rzeczy. – Kurwaaaa... – wyjęczałam błagalnie. – On chce, żebym to założyła – wskazałam palcem na sukienkę. – i poszła z nim na randkę! Czy jemu na mózg padło?! Przecież ja takich rzeczy nie noszę! I skąd on wiedział jaki rozmiar... Sasha! – posłałam jej mordercze spojrzenie, gdy ona zatrzepotała niewinnie oczami. – Sashaa! Jak ja mam to założyć?!
- Pomóc ci?
- SASHA!
Parsknęła śmiechem i zerknęła na budzik na szafce nocnej, przez co mój wzrok powędrował w to samo miejsce. Niech mnie coś w dupę kopnie! Mam tylko pięć godzin! A tyle rzeczy do zrobienia, a obiad?! Gdzie ten debil się podział?! Nie widziałam go od... wydałam z siebie sfrustrowany dźwięk i zamknęłam oczy, czekając na zesłanie tajemniczych mocy, które by mnie jakoś uspokoiły. Wątpliwe.
- Ile jeszcze ci czasu zostało? – a gdy odpowiedziałam, spojrzała na mnie badawczo. – To zrobimy tak. Ty idź weź prysznic i się ogarnij, a jak już wyjdziesz z łazienki, zadzwoń po nas i ci pomożemy, okej?

Masakra. Oczywiście zostałam zmuszona, by zignorować spodnie i koszulę, co było właściwie logiczne. Nikt by mi nie pozwolił ubrać coś, kiedy mogłam mieć na sobie trzy tysiące dolarów. TAK! Właśnie tyle! Boże, czy jemu już całkiem nasrało w głowie, że wydaje tyle kasy na własne widzimisię?! No bo przecież na pewno nie zrobił tego dla mnie, prawda? Ja się świetnie czuję w jeansach i koszulce z długim rękawem, dziękuję bardzo.
Zaczęłam panikować w chwili, gdy woda prysnęła z prysznica. Byłam blada jak ściana, gdy byliśmy w Kalifornii  Przecież moja skóra unika słońca ośmiu lat! A blizny? Każdy je zobaczy, a przede wszystkim zobaczy je Bill i...
Żołądek zaczął się boleśnie skręcać w supły i poczułam się jeszcze gorzej. Ja się nie nadawałam na żadne randki. Ja się w ogóle na nic nie nadawałam...
Ale on napisał, że jeśli się boję, mam zostać w domu. A ja się nie mogę bać. Nie po tym, kiedy on mi powiedział, że mnie kocha. O nie.
Wyszłam z łazienki po dogłębnym wyczyszczeniu się i depilacji z determinacją, która zniknęła natychmiast po tym, jak dojrzałam ubrania na łóżku.
Mała czarna. Powyżej dekoltu rozciągała się koronka, tworząca rękawki oraz kołnierz z czarną kokardką z czegoś, co wyglądało jak aksamit ozdobiony małymi, szarymi perełkami.
I cholerne czarne, skórzane szpilki na platformie z łagodnym wycięciem na palce, poszyte jedwabiem, który cały był naznaczony małymi czarnymi, białymi i srebrnymi kryształami Swarovskiego.
Mała czarna kopertówka z finezyjnym wzorem kwiatów zrobionych najwyraźniej TEŻ z kryształów Swarovskiego.
Zabijcie mnie.
Sięgając po szpilki, zauważyłam kolczyki z białego złota i padłam na łóżko bez sił. Tak bardzo, jak mi się to nie podobało, tak bardzo chciałam założyć to wszystko na siebie w trybie ekspresowym. Musiałam przestać o tym myśleć i po prostu przyjąć podarunki, choć jeszcze NIGDY NIKT NIE WYDAŁ NA MNIE TYLE PIENIĘDZY!
Ja pierdolę, zabiję tego faceta, jak tylko na niego spojrzę!
Z rezygnacją wybrałam numer do Sashy i nie minęły nawet dwie minuty, gdy do pokoju wpadły dziewczyny, chichocząc jak naćpane.
- Milcz. – zastrzegła Ruda na wstępie. – A my zrobimy z ciebie bóstwo.
Szczerze? Czułam się jak w tych średniowiecznych romansach, gdzie przygotowywali dziewicę na noc poślubną. Albo na pożarcie smokowi. Morał w tym momencie był jednakowy – czułam się strasznie.
Na początku jeszcze przez jakiś czas Chloe i Sasha zachwycały się rzeczami, ale gdy zabrały się do roboty, pomyślałam, że lepiej było już zostać w spodniach, albo w ogóle nie ruszać się z pokoju.
Najpierw pomalowały mi paznokcie, potem ogarnęły moją twarz, a potem przez dłuższy czas mocowały się z moimi włosami, aż w końcu kazały przymierzyć mi sukienkę. Czułam się jak lalka. Byłam tak zdezorientowana, że nawet nie zwracałam uwagi na to, co robię. Może to i dobrze? Przez to nawet nie chciało mi się wstydzić blizn.
Założyłam szpilki, nie zastanawiając się, dlaczego pasują tak samo idealnie jak sukienka i wyprostowałam się.
- Ale ty jesteś blada.
- Ale Bill i tak pierdolnie, jak cię zobaczy.
- Taaa, nasza Natasza the Devil jeszcze nigdy nie wyglądała tak... kobieco. Niech mnie szlag, Natasza i przysłówek „kobieco”!
- Wyglądasz pięknie!
I napadło mnie skrępowanie. Nigdy mnie jeszcze nie komplementowały w taki sposób... Potrząsnęłam głową i podreptałam do łazienki, by zobaczyć, jak wyglądam i gdy tylko zobaczyłam siebie w odbiciu lustra, westchnęłam zdziwiona.
Miałam wyraziście podkreślone oczy eyelinerem z niebiesko-czarnymi cieniami, przez co wydobył się intensywny kolor moich tęczówek, a przy tym jakimś pokrętnym sposobem nie wyglądałam agresywnie. Włosy zostały delikatnie pofalowane i upięte w luźnego, niedbałego koka, z którego uciekało kilka niesfornych kosmyków.
Sukienka podkreślała moją figurę, a szpilki sprawiły, że moje nogi wyglądały fantastycznie, do cholery!
Mogę umrzeć.
Usłyszałam trzask drzwi  i Chloe zdyszana wleciała do łazienki.
- Jeszcze to! – i zanim zdążyłam spytać o co chodzi, zostałam spryskana perfumami, a w powietrzu uniósł się zapach kokosu. – Nie lubię muzyki Rihanny, ale to – wskazała na flakonik. – wyszło jej zajebiście.

Tym razem nie zabiłam się na schodach, a buty okazały się być całkiem wygodne jak na piętnastocentymetrowe szpilki. Tom czekał już na dole i gdy tylko mnie dojrzał, uśmiechnął się tak szeroko, że człowiek by pomyślał, że kąciki jego ust dosięgną mu uszu. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi, a on zachichotał.
- Wiedz, że ja pierwszy odkryłem, że pod powłoką Nataszy the Devil kryje się piękna kobieta. – stwierdził poważnie, a mi zrobiło się gorąco. Boże, co oni tak? W sensie... mnie nigdy nikt nie komplementował, a teraz...
- Jak się zabiję w tym butach po drodze, to już taka fajna nie będę. – odparłam ponuro, a reszta parsknęła śmiechem. Tosz to jakaś paranoja. To jak bal maturalny, tylko gorzej. Co oni się tak zachwycają? To ja powinnam świrować, nie oni!
Właśnie. Czemu ja nie świruję?!
Zostałam przechwycona przez ramię Toma i poczułam nęcący męski zapach. Niech mnie! Od kiedy ja zwracam na to uwagę? U kogoś, kto nie jest Billem?
- Wiem, że najbezpieczniej czujesz się, gdy sama prowadzisz, ale dzisiaj jestem w obowiązku dowieźć się w całości, bo inaczej mój braciszek mnie... – odchrząknął. – Bo inaczej zrobi mi krzywdę, więc... no... jesteś bezpieczna.
Zamrugałam oczami.
- Jasne. – pokiwałam głową, choć uznałam, że należy się trzymać od tego z daleka. I tak czułam się dziwnie. I nie wzięłam ze sobą żadnego płaszcza, więc pewnie potem zamarznę czy coś... kij z tym.
Tom zaprowadził mnie do czekającego już na dziedzińcu białego Audi Q7 i nagle poczułam pierwsze igiełki strachu i zdenerwowania. Fuck. Nie podobało mi się to.
Potulnie wsiadłam do samochodu, choć przemknęło mi przez głowę, że mogę jeszcze wziąć nogi za pas i zwiać, choć to mogłoby być odrobinę kłopotliwe, zważywszy na buty na wysokim obcasie. Kretynka.
- Daleko? – spytałam, gdy wyjechaliśmy z posesji. Tom potrząsnął głową i zdałam sobie sprawę, że jeszcze ani razu nigdzie z nim sama nie jechałam. Ale to i tak nieważne, bo do szczęścia mi to potrzebne nie było.
- Jakieś piętnaście minut drogi. – odpowiedział, a ja westchnęłam, przymykając powieki. To wszystko było jakieś wyrwane z kontekstu. Jeszcze z rana nic nie zanosiło się na takie ekscesy, więc... – Będziesz musiała się przyzwyczaić do takich rzeczy. – odezwał się nagle Tom, najwyraźniej czytając mi w myślach. Spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek z pytajnikami w oczach. – Bill lubi robić niespodzianki. A jego niespodzianki naprawdę zaskakują, uwierz mi.  – dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Sposób na zabicie nudy, czy idzie utartym szlakiem?
Tom obruszył się, jakbym to jemu zrobiła przytyk.
- Bill nie zna utartych szlaków. Powinnaś to już wiedzieć. I to nie jest sposób na zabicie nudy, a uszczęśliwianie cię.
Wzruszyłam ramionami, czując, jak ciepło znowu zalewa moje policzki.
- Teraz wszystko jest jakieś takie inne...
- Jak przestaniesz się zamartwiać, to zobaczysz, że niewiele się ten rok będzie różnił od poprzedniego. A rezerwacja jest na nasze nazwisko.
Czy ja kiedykolwiek wspominałam, że czasami, jak Tom coś palnie, to może się porównać do Gustava? Nie? No to właśnie to wspominam.
Reszta drogi minęła nam na gadaniu o mało istotnych bzdurach jak na przykład Sternchen, aż w końcu szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce a moje i tak już napięte nerwy napięły się do granic możliwości. Prawie zabiłam się przy wysiadaniu z samochodu, choć Tom, jak na pseudo-gentlemana przystało, podał mi rękę i tak dalej, no ale cóż...
Restauracja pod szyldem „Il cielo” okazała się być restauracją włoską i od jej bramy rozciągały się wysokie, równo przycięte krzewy, które nadały wnętrzu osobliwy klimat prywatności.
- Dobry wieczór, witamy w restauracji „Il cielo”, w czym mogę pomóc? - Maitre d'hotel uśmiechnęła się do mnie pogodnie, aż mimowolnie oddałam uśmiech, jakby od tego zależało moje życie. Boże, czułam się strasznie. Naga i odsłonięta dla wszystkich, jakbym krzyczała sobą „spójrzcie na te pieprzone blizny! Spójrzcie!”. Ugh. Nienawidzę cię, ty cholerny dupku.
- Dobry wieczór, rezerwacja na nazwisko Kaulitz. – odpowiedziałam gładko, jakbym robiła takie rzeczy setki razy. Kłamca ze mnie wyśmienity. Szkoda tylko, że człowiek, na którego umówiona jest rezerwacja nie kupuje moich słodkich kłamstewek.
Kobieta rzuciła okiem na swoją listę i po wystukaniu długopisem jakiegoś metalowej piosenki, jej twarz znowu rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Ah tak. – spojrzała na mnie pogodnie. – Pan Kaulitz jest już na miejscu i na panią czeka.
Ja się zachlastam dzisiaj.

><><><><><><><><><

Mmm... taka przerwa od akcji xD Coś opisywanie mi długo zajęło o_O

piątek, 16 listopada 2012

Scene XLI

Nie, żebym jakoś szczególnie marudziła, ale nie obraziłabym się, gdyby udało mi się na tyle skupić, żeby napisać kilka rozdziałów na zapas -.-
P.S. Ten dzisiejszy odznacza się wysokim współczynnikiem PWP, choć nie odnosi się do seksu, tylko po prostu... no, nic się nie dzieje XD

><><><><><><><><><><><><

Śniłam wspaniały sen. Śniło mi się, że Bill mnie całował i mówił, że mnie kocha i dryfowałam gdzieś na środku morza pełnego czegoś, czego nigdy nie zaznałam, a co sprawiało, że czułam się wyjątkowo. Brązowe oczy otoczone długimi rzęsami patrzyły na mnie tak, że czułam się chciana i tak, jakby one próbowały wymusić na mnie obietnicę, że na zawsze pozostanę w ich odbiciu.
Uśmiechałam się przez sen, bo nie rozumiałam, dlaczego one myślały, że mogłabym się znajdować gdzie indziej. To była najprostsza czynność, jaką kiedykolwiek wykonywałam i musiałam przyznać, że wykonywałam ją perfekcyjnie.
Byłam otoczona pluszowym odczuciem i obudziłam się, dosłownie szczerząc zęby. Nie do końca wiedziałam, jak mam się w tym rozeznać, bo w końcu jeszcze nigdy sny nie były tak realistycznie i jeszcze NIGDY nie budziłam się z takim wielkim bananem na ryju. No i jeszcze nigdy nie było aż tak realistycznie, by czuć, że ma się coś nie tak z ustami i nigdy...
- O KURWA!
No niech mnie gęś pierdolnie tą swoją girą, która chyba jest płetwą, ale nie jestem pewna! O Boże, o Boże, o Boże, o BOŻE! O MATKO BOSKA, TO SIĘ WYDARZYŁO NAPRAWDĘ!
Zerwałam się z łóżka, by zacząć krążyć po pokoju jak szalona, jakby to miało mi cokolwiek dać. Nieważne, musiałam ogarnąć, musiałam to wszystko ogarnąć, zanim wyjdę na korytarz, gdzie mogę go spotkać i...
- Mamoo... – jęknęłam, łapiąc się za brzuch, w którym stado motylków zaczęło fruwać w wszystkie strony świata. – Ja umrę, gdy wyjdę, ja umrę... – zamrugałam oczami, prawie przywalając sobie w twarz. Nie. Nie możesz znowu go unikać. Po tym, co się wczoraj wydarzyło, muszę stanąć z nim twarzą w twarz i dać mu dowód, że chociaż tego się nie boję.
O Boże, ale w co ja się ubiorę?! Nie mam takich ubrań, jak te co miałam na sobie wczoraj. A jemu się to tak podobało i...
Kucnęłam, łapiąc się za głowę, by chociaż spróbować się uspokoić. Dobra. Pomyślmy na spokojnie i niech to nie potrwa na tyle długo, by wszyscy się zdążyli zejść i żeby on nie musiał się najeść wstydu, albo, żeby nie musiał po mnie przychodzić... kurwa. Uspokój się! Dlaczego nagle chodzą ci po głowie krótkie rękawki i jeszcze krótsze spodenki?! PRZESTAŃ!
Odetchnęłam głęboko i zmieniając kierunek, doczołgałam się do szafy, by wymyślić cokolwiek... normalnego, a przy tym trochę innego, ale nie na tyle, by ktoś zwrócił na to szczególną uwagę... Kurwa! Dlaczego tak bardzo chcę mu się spodobać, kiedy wcześniej nie zwracałam na to uwagi?!
Ale on powiedział, że tylko trzy razy uznał mnie za seksowną, a ja chciałam więcej... O!
Otworzyłam szafę i zaczęłam w niej szperać, przerzucając wieszaki to na prawą, to na lewą stronę w poszukiwaniu spodni i zachichotałam szaleńczo, wyciągając jasne poprzecierane rurki, które dostałam na urodziny od Chloe. Tak, teraz to podłe cholerstwo się przyda! Ale nie omieszkam przypomnieć Rudej, że jej nienawidzę. Boże, muszę iść na zakupy i... Kurwa, zamknij się.
No dobra. Mam już spodnie i jedyne, co w tym momencie potrzebuje, to przetrzepanie mojego arsenału bluzek z długim rękawem w nadziei, że coś znajdę. I nie myślenie o tym, że powinnam nauczyć się, że noszenie krótkiego rękawku nie pokaże innym ludziom, że jestem...
Westchnęłam głęboko i wyciągnęłam białą, niemal prześwitującą bluzkę z szafy, która prawdopodobnie zaliczała się do tych najbardziej obcisłych. Dobra. Zrobiłam co w mojej mocy, by poczuć się bezpiecznie i dobrze we własnym ciele. Resztę pozostawiam w rękach Billa. Albo mu się to spodoba, albo nie. Powinnam się leczyć.
Szczegóły...
Następny problem nastąpił po prysznicu. Spojrzałam w lustro i zaczęłam panikować. Rozpuszczone, czy związane? Makijaż mocny, czy delikatny? Czy teraz każde poranki będą tak wyglądać?... Chyba się zabiję...
Po kolejnych minutach namysłu zostawiłam włosy rozpuszczone, by wyschły, a gumkę założyłam na nadgarstek, by była blisko w razie potrzeby. Podkreśliłam oczy eyelinerem i sfrustrowana własną głupotą, wywędrowałam z pokoju, nie zastanawiając się dłużej nad swoim bezdennie żałosnym zachowaniem.
Muszę nad tym popracować, bo jeśli naprawdę tak ma wyglądać każdy poranek, to ja wolę się nie budzić.
Sternchen dopadła mnie na pierwszym piętrze, chwilowo wyrywając mnie z nerwów i pierwszy raz w życiu wzięłam pod uwagę wzięcie jej na ręce, ale potem pomyślałam o mojej białej bluzce i zgasiłam w sobie ten pomysł natychmiastowo.
- Dobra, ale chociaż cię pogłaszczę. – przewróciłam oczami i pomiziałam ją pod mordką, aż zaczęło nią zarzucać od energicznego merdania ogonkiem. – Przerażasz mnie. I nie chcę zauważać podobieństwa do twojego pana. – potrząsnęłam głową i zeszłam na sam dół, przeciągając się. Oh. A to dowcip. Nikogo jeszcze nie ma, chociaż już jest przed dziewiątą... Kurwa, nie chciałam tego pomyśleć. Boże, czemu ja mam ciągle jakieś seksualne skojarzenia?! Przecież każdy mógł oddzielnie spać, prawda? Nie musieli od razu pakować się do wspólnych łóżek, do cholery. Przestań, przestań!
To wszystko wina tego człowieka, co mnie wczoraj przyparł... Whoah! Znowu motylki! On mnie przyparł do drzwi i miałam jego ręce na swoich pośladkach, osz...!
Otworzyłam szeroko usta, nagle zdając sobie sprawę, że wczoraj zachowywałam się tak, jakbym nigdy nie miała problemów z samą sobą, jakbym nie miała problemów z własnym ciałem. To było dziwne, Bill jakimś cudem brał co chciał, a ja byłam zadowolona z tego tytułu, bo...
“Wiem, że jestem wszystkim, czego potrzebujesz.”
Bo on wiedział dokładnie, gdzie uderzyć.
Skup się na czymś innym. Zrób sobie śniadanie, czy po prostu zaparz kawę, czy zacznij obmyślać plan na jutrzejszy obiad, czy...
Westchnęłam i ruszyłam do szafki, by wyciągnąć  z niej filtr do ekspresu. Najpierw zaparzę kawę, a potem spróbuję zatkać umysł jakimś innym gównem.
To właśnie było we mnie najgorsze – za dużo myślałam. Zamiast dać się ponieść emocjom jak wczoraj, musiałam teraz wszystko analizować, oglądać to z tej strony, to z drugiej, aż mi dym zaczynał wydobywać się uszami. Paranoja. Brakowało tylko tego, żeby znowu sobie coś ubzdurać i spierdolić do pokoju w efektownej ucieczce. Muszę przestać zachowywać się jak dziecko i stanąć twarzą w twarz...
Obce dłonie niespodziewanie spoczęły na moich biodrach i podskoczyłam tak gwałtownie, że o mały włos wylałabym wodę nie do ekspresu, a na szafki. Zadygotałam, gdy poczułam gorące ciało zaraz za sobą i ze zdziwieniem zauważyłam, że w ogóle mi nie przeszkadza, że on dotyka mnie tam, gdzie żaden inny mężczyzna mnie nie dotykał. Co więcej... chciałam więcej.
- Czy tylko ja obudziłem się dzisiaj z przeświadczeniem, że wczorajszy dzień był tylko snem? – usłyszałam jego leniwy głos i zrobiło mi się gorąco przez raptowny skok ciśnienia. Dlaczego nie potrafiłam powiedzieć „nie” tym wszystko eksplorującym dłoniom i czemu one zaczęły się wsuwać pod moją koszulkę?!
- Nie... nie... sądzę... ale... – urwałam, gdy ręce nagle ścisnęły mnie mocniej i w mgnieniu oka zostałam obrócona twarzą do niego, a dzbanek, który wyślizgnął mi się z dłoni, z trzaskiem rozbił się na kafelkach. – Bill...
- Tak, wiem. – mruknął, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że niewiele obchodzi go mokra plama i że ktoś mógłby się skaleczyć o szkło. Ale potem mnie pocałował i mnie też przestał interesować dzbanek. I w ogóle wszystko inne.
To musiało być złe. Żadna dobra rzecz nie może ożywiać tak jak obecność tego człowieka w moim życiu. I nigdy w życiu bym się nie spodziewała, że pocałunki mogą być tak cholernie dobre i tak bardzo przyprawiać mnie o drżenie, a nawet dygotanie jak w gorączce! Gdzie się podziała ta lodowata Natasza, kiedy on jest blisko?!
Sapnęłam zaskoczona, gdy nagle znalazłam się na blacie szafek, ale jakimś dziwnym sposobem nie zależało mi szczególnie na tym, by oponować przeciw poczynaniom Billa, tym bardziej, że motylki w brzuchu zaczynały formować falangę, by zaatakować resztę ciała. To było takie dobre, tak dobre, że mogłabym całować go wieczność i jeden dzień dłużej.
Niemal agresywnie przyciągnęłam go do siebie nogami i wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, aż zamruczał zadowolony, co spowodowało drastyczny atak motyli kompletnie wyrwanych spod kontroli, aż mimowolnie jęknęłam głucho w gorące usta Billa.
Boże, który nie istniejesz, po prostu nigdy go ode mnie nie zabieraj, nigdy, nigdy, ni...
- Aaaaa! – no i Boga naprawdę nie ma.
Przerwałam gwałtownie pocałunek, dobitnie odczuwając, jak bardzo moje ciało uwielbiało kontakt z ciałem Kaulitza i odrobinę (niedopowiedzenie!) zamroczona, spojrzałam w stronę wejścia do kuchni, w których – oczywiście! – stał Georg z rozdziawioną paszczą tak szeroko, że chyba Mephisto by się tam z powodzeniem zmieścił i jeszcze zostałoby miejsca na kilka cukierków. Boże, powinnam się jakoś... no... zawstydzić. Boże. Czemu ja nie czuję zawstydzenia, że on nas przyłapał na pocałunku? NO I SIEDZĘ NA SZAFCE! A Bill stoi między moimi nogami! Co jest ze mną nie-halo?!
- Georch... – westchnął... zaraz... czy on jest teraz moim chłopakiem? W sensie jakoś tak bezpośrednio tego nie ustaliliśmy, no ale w końcu wczoraj on mi powiedział, że mnie kocha i tak dalej. No i ja mu powiedziałam to samo, choć o wiele tandetniej, no ale... czy to czyni nas parą? Ja pierdzielę. Czuję się kompletnie pozbawiona świadomości, jak to powinno wyglądać! Ja się w ogóle nie nadaję na czyjąkolwiek dziewczynę! Boże (nie wiem, czemu do ciebie mówię, skoro CIEBIE NIE MA! Żebyś chociaż nie pokazywał tego tak dobitnie! Ale nie, ty musisz na przekór, nie?! Pfff!), czemu to jest takie skomplikowane?... – Nie odstawiaj scen...
Ta, jasne. Georg i nie-odstawianie-scen. Brawo dla tego pana, chyba tak samo jak ja próbuje uwierzyć w Boga, którego nie ma. Też mi coś. Georg i normalna reakcja? Dobre, dobre.
- Ale ja myślałem, że Natasza jest lesbijką!
Przez chwilę gapiliśmy się na niego z szeroko otwartymi oczyma, aż w końcu pierwsza nie wytrzymałam i ryknęłam dzikim śmiechem, nie zdążając zakryć dłońmi usta, opluwając chyba przy tym wszystko dookoła.
- Nie wiem, czemu pytam, ale zaryzykuję... Czy ty sądzisz, że jakakolwiek dziewczyna byłaby w stanie przetrwać z nią w związku?
Wiecie, ja normalnie to bym coś powiedziała, coś co by zasługiwało na miano „logiczne i trzeźwe”, ale mina Georga była tak bezcenna i jego zamysł, że niby ja miałabym lubować się w tej samej płci...
- AHAHAHAHAHAHA! – bezwładnie przywaliłam głową w podejrzanie miękkie ramię Billa, trzymając się rękoma za brzuch, który zaczął mnie boleć od szalonego rechotu na całe gardło. Nie wiem, jak ten człowiek mógł zachować powagę, przy tej świecącej blaskiem wypalonej gwiazdy głupocie wymalowanej na twarzy basisty! Jakby połknął tego Mephisto, co mu do ryjka wskoczył! Ahahaha, o Boże, ja zaraz umrę, ratujcie! Metodą usta-usta, czy coś!
- Ale czy w ogóle ktokolwiek byłby w stanie z nią wytrzymać? Przecież ona ma zadatki na mordercę!...
A teraz powinnam się oburzyć. ALE JEGO MINA CIĄGLE POWALAŁA NA ZIEMIĘ! I jeszcze tak marszczył czoło, że jego oczy były wielkości ziarenek kawy! O Boże, lekarza! Lekarza!
- Georg, nie obrażaj mojej dziewczyny, bo ci zrobię z twarzy karmę dla psów. Tę z dodatkiem wieprzowiny.
- BŁAHAHAHAHAA, DOBREEE! – moja przepona nie miała już siły, ale ja ciągle nie mogłam przestać się śmiać. O Boże, co jest?! Co mi się stało?! – Pomocy, ja tu umieram!... – wystękałam i Georg najwyraźniej postanowił się mną przejąć, bo spytał:
- Co jej?
Nie miałam już energii, by wywołać z siebie głupawy rechot, jaki kreował się pod moją czaszką, więc bardziej sapałam, niż śmiałam się. Zamoczyłam łzami ramię Billa i gdyby nie to, że co jakiś czas przełykałam ślinę pomiędzy salwami śmiechu, pewnie by jeszcze ociekał „płynną substancją z jamy ustnej”. O Boże, umieram. Tym razem już tak poważniej, niż kilka chwil temu.
- Georg. Jesteś nieoczytany i niewypraktykowany przez życie. – ocenił surowo Bill, choć miałam wrażenie, że on też zaraz zacznie się śmiać. Ja musiałam zamknąć oczy, by nie widzieć mojego kochanego basisty, bo inaczej pewnie bym się dosłownie zlała ze śmiechu. Ahahaha! Jego mina była bezcenna! No i znowu zaczęłam rżeć jak głupia. Suuper. Przygotujcie mi godny pogrzeb! Natasza Schulmann umarła w momencie ujrzenia miny Georga L. – Nie wiedziałeś, że całowanie się uwalnia endorfiny? No to już widzisz. Pierwsza życiowa lekcja za tobą, więc przestań robić tę swoją minę głębokiej penetracji umysłowej, bo mi ją zabijesz, a ja jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć faktem, że mam dziewczynę, dziękuję bardzo, idź sobie. Akysz!
I najpierw parsknęłam długo i namiętnie, a potem...
- AHAHAHAHHAHA!
- Coś czuję, że w tym domu już nie będzie spokoju... – wymruczał Geo i pomiędzy moim „ha” i „haha” usłyszałam szuranie kapci, świadczące o tym, że właściciel laczek odszedł w siną dal. Mamooo...
Moja głowa nagle została podniesiona przez dwie miłe dłonie i zaszklone oczy skrzyżowały się z rozbawionymi brązowymi oczami.
- Rozpłakałaś się, biedaczko. – wyszczerzył do mnie zęby, ścierając kciukami łzy z moich policzków, a ja jęknęłam głośno i żałośnie, znowu wydając z siebie zmęczony śmiech. Moje przepona odmawia posłuszeństwa. Jeszcze kilka „haha” i będzie po mnie!... – Wiesz, że to pierwszy raz, kiedy jesteś przy mnie aż tak...
- Szczęśliwa? – podsunęłam usłużnie, a on uśmiechnął się do mnie szeroko i odechciało mi się śmiać ze względu na jakieś dziwne turbulencje w żołądku. On wyglądał na... zadowolonego? Co za dziwna emocja akurat w takim momencie? Powinien się brechtać, czy coś, a nie, że jest „zadowolony”. Dziwak. Głupi dziwak.
- Chodź na dwór. – złapał mnie za rękę i serce skoczyło mi do gardła. Ześlizgnęłam się z blatu i pozwoliłam się pociągnąć przez tego głupka, przez którego moje jestestwo było rozstrojone jak długo nieużywana gitara. Kurde, jego dłoń była taka miła w dotyku, no... Czy ja będę się do niego ślinić dłużej, niż kilka kolejnych dni? Bo jeśli tak, to... to niefajnie. Umrę wcześniej, niż powinnam i to wszystko przez zawał. Super.  Czy związki mogą zabijać? Bo ja się z tym jeszcze nie spotkałam. Może za mało książek przeczytałam... Powinnam chyba to nadrobić. Kurde. Czemu Sternchen za nami łazi... osz w dupę! Mephisto! Czy on mnie zje za to, że Bill powiedział, że jestem jego dziewczyną?! Aaa! Powiedział, że jestem jego dziewczyną! Boże, to on jest moim chłopakiem?! O Boże! Zemdleję! – Chcę sprawić, żebyś czuła się przy mnie bezpiecznie i wygodnie, żebyś mówiła mi  wszystkim, czego się boisz, albo co cię denerwuje. – powiedział i zaciągnąwszy mnie w róg domu, gdzie zawsze palił, spojrzał na mnie znacząco. – Chcę, żebyś zrozumiała, że bycie w związku nie ma nic wspólnego ze skrępowaniem, w porządku?
No dobra. Szykuje się nasza pierwsza poważniejsza rozmowa najwyraźniej. Nie lubię poważnych rozmów. Wcale i w ogóle.
- Czyli masz na myśli, że jeśli w tym momencie chcę cię przytulić, to mam to zrobić bez żadnego pytania? – uśmiechnęłam się głupkowato, a on spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. No co? Mówiłam, że nie lubię poważnych konwersacji. Wolę, kiedy się zaciesza jak idiota, nie? Poza tym czy ktokolwiek kiedykolwiek widział mnie pytającą o takie rzeczy? No nie wydaje mi się. Tak więc to jakiś postęp, prawda? No.
- Jesteś całkowicie zdegradowana, Natasza. – westchnął i przyciągnął mnie do siebie, aż wkleiłam się szczęśliwie w jego ciepłą klatkę piersiową. Hehe, no co? Czuję się z tym dziwnie, ale mam pokrętne wrażenie, że przyzwyczajam się do tego szybciej, niż by człowiek przypuszczał. I tak, wiem, że jestem zdegradowana, nie musisz mi tego mówić. Właśnie dlatego nie będzie tak kolorowo jak dzisiaj i wczoraj. Ot co. – Po prostu...
- Nie jestem jak twoi wszyscy ex. – zmarszczyłam czoło, wdychając jego perfumy. – Ex dziewczyny i ex chłopaki? Ile tego było przede mną? – wytrzeszczyłam gały, gdy zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Fuck! Co we mnie wstąpiło?! To te pieprzone hormony szczęścia! Zło! Przyprawia o kolosalne wpadki! Niech mnie trzaśnie coś! Co ja dzisiaj odpierdzielam?!
- Jeśli masz na myśli stałe związki to nie aż tak dużo, jakby ci się mogło wydawać. – odparł beztrosko, jakbym zapytała o pogodę, a nie o arsenał moich poprzedniczek/poprzedników. Kurwa, w co ja się wpakowałam? Zaraz mnie tak zgasi, że już nie zabłysnę dzisiejszego dnia ani na chwilę. – W stałym związku byłem tylko trzy razy... Bo jeśli pytasz o... – odchrząknął prawie nerwowo, więc podniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Osz w pytę. Co on się tak dziwnie patrzy? – O inne takie... to nie pamiętam. – wydukał, odwracając wzrok, a ja poczułam, jak zaczyna mi się robić gorąco, co wcale nie było związane z tym, że byłam w Kalifornii, gdzie z reguły było dość ciepło. Fuck, super! Ja tu taka kompletnie nieznająca się na rzeczy, a on Casanova od siedmiu boleści?! I że ja miałabym... takiemu, co to wie wszystko i jeszcze więcej... kurwa. Kurwa. Nie. Podoba. Mi. Się. To. Wcale. A. Wcale. 
Dobra, kij z tym, idę się zabić.
- To mam mówić wszystko, co myślę, tak? – no niech mnie przykują do pala i wrzucą do oceanu, co ja taka gadatliwa dzisiaj?! Czy pasta do zębów miała w sobie jakiś narkotyk, czy to żel pod prysznic?! – To fajnie, bo właśnie sobie pomyślałam, że jeśli myślisz, że kiedykolwiek... no wiesz... to po moim trupie. – zgasłam. Ja wam mówię, że zgasłam tragicznie. I nie rozumiem, dlaczego on patrzy się na mnie jak na jakąś nienormalną! Czy to co powiedziałam miało w sobie logiki, czy co? Ja ją widziałam wystarczająco wyraźnie. Ugh, czemu ja w ogóle poruszyłam ten temat? Teraz jestem zburaczała i on się gapi na mnie znowu jak na słodką idiotkę... a przynajmniej tak, jakbym była pluszowym jednorożcem. Tak czy siak mi się to nie podobało.
Nagle oddech ugrzązł mi w gardle, gdy Bill niespodziewanie chwycił dłonią mój podbródek i wnętrzności związały mi się w wesoły supełek powiewający na wietrze.
- A ja myślałem... – zaczął niskim głosem, przez co przeszły przeze mnie gwałtowne dreszcze. Czy ja już mówiłam, że jego głos powinien zostać zmontowany na jakiś inny, żeby mnie nie przyprawiał o takie ekscesy? Nie? No to mówię właśnie teraz. – A ja myślałem, że to lepiej, kiedy dokładnie wiem, co zrobić, żebyś krzyczała w ekstazie. – łoooo ja pierdolę. On powiedział jakieś zakazane słowa w moim kierunku, a mi zrobiło się słabo! Pomocy, lekarza znowu! Ja tu niechybnie padnę na zawał jak nic! Czemu on się tak zachowuje?!... – Wiem, gdzie dotknąć, gdzie nacisnąć i co powiedzieć... – sapnęłam z nowego wrażenia, gdy jego język powędrował do mojego ucha. C-c-coo on... – Gdzie użyć języka, gdzie palców, a gdzie czegoś innego... – supeł zacisnął się boleśnie, aż mimowolnie rozchyliłam usta. To się nie dzieje naprawdę. On nie mówi mi takich rzeczy właśnie teraz. On nie przyciąga mnie do siebie bliżej i zdecydowanie jego wargi NIE lądują na wgłębieniu mojej szyi. I ja wcale NIE jęknęłam głośno! – Kiedy przybliżyć cię do celu w szybkim czasie, a kiedy torturować cię bez zbędnego pośpiechu, tak właśnie. – spojrzał na mnie znacząco, kiedy ja zaczęłam gubić się w zalewających mnie emocjach. Niech to szlag, dlaczego on... – Obiecuję ci, że ci się to spodoba. – i już się pochylał, by mnie pocałować, gdy nagle:
- Aaaa, znowu!
- Ah, tutaj jesteście!
- O Boże, nie wierzę w to co widzę!
- Aaaa!
- Georg, przestań, kurwa, wrzeszczeć mi wprost do ucha!

 ><><><><><><><><><><

PWP jak nic XD Tylko, że bez seksu :D 

sobota, 10 listopada 2012

Scene XL

No cóż... Jestem tak cholernie podekscytowana tym rozdziałem, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Już pomijam fakt, że jak się wczoraj zabrałam do niego, to nie mogłam go skończyć, a w związku z tym jest półtora razy dłuższy, niż normalny rozdział. I ludzie, zainhalowałam się "Lotusem" Christiny Aguilery i możecie być jej wdzięczni, bo to dzięki niemu mam taką fazę na pisanie. Mam ADHD i nie wstydzę się tego przyznać XD
Oficjalnie rozdział XL uznaję za rozdział pod tytułem:
I nie wierzę, że to mówię, ale pierwszy raz proszę Was o komentarze, bo to jest zdecydowanie mój ulubiony rozdział i chciałabym wiedzieć, co o nim myślicie ^ ^
No, to koniec audycji, zapraszam do czytania :)

><><><><><><><><><


Jestem mistrzem i możecie mnie nazywać Goku, bądź Songo, czy wszystko jedno jaką wersję Dragon Balla wolicie. Morał jest jeden – potrafię znikać.
Znaczy no... pierwsza próba była niezbyt udana, musiałam to przyznać, ale z każdą kolejną szło mi coraz lepiej. I nie, nie twierdzę, że to w pełni normalne. Dostałam już opieprz od Sashy i Chloe i więcej nie chcę.
W każdym bądź razie od pamiętnego dnia drugiego lipca moja psychika zaczęła mnie kompletnie przerastać, a ja sama pakowałam się coraz głębiej w śmierdzące gówno. No bo uciekłam – przyznaję (nie, żeby to miało jakiś sens, bo przecież każdy to widział i nawet gdybym zaprzeczyła, nikt by mi nie uwierzył). Ale w ten sposób do góry powodów, dla których boję się podejść do Billa doszedł kolejny i zrobiło się wielkie KABUM i zostałam tym straszliwie zgnieciona tak, że gdyby nie mała luka, udusiłabym się ze szczęścia. No i nie, ja nie wykorzystałam małej luki, tej co ciągle tam była i kazała mi iść do niego i się do wszystkiego przyznać. Nie, ja oddychałam przez nią, ale dowalałam sobie kolejne kamienie. I szczerze powiedziawszy... chyba wolałabym się udusić.
Pozbawiłam się obiadu tamtego dnia i pozbawiłam się obiadu dnia kolejnego. W jakiś pokrętny sposób byłam wdzięczna Billowi, że nie kręcił się na dole, kiedy ja byłam w trakcie przygotowywania posiłku. Przynajmniej byłam w stanie nakarmić tę całą złą bandę. Co z tego, że nabawiłam się znowu bólu żołądka?...
Nie potrafiłam nawet spleść warkocza, a wydawało mi się, że to całkiem prosta czynność. Niee, Natasza Schulmann była tak zajęta myśleniem o tym, że jest głupia i nie potrafi stawić czoła osobie, którą kocha, że zamiast warkocza wychodziły kłaki. I niech lepiej nikt się nie pyta, ile razy walnęłam głową w ścianę, a o ile razy więcej przywaliłam w poduszki. Bo straciłam rachubę. A! No i niech nikt nie pyta, czy moje płuca są szczęśliwe, że tak często zmuszają się do głębokich westchnień, bo wydaje mi się, że mogą być zmęczone i na pewno dalekie od szczęścia.
Sumując, było mi gorzej, niż przed przyjazdem, kiedy męczyłam się z tęsknotą. Pozdrowienia dla tej pani.
Jakimś cudem nie świrowałam po bezsennych nocach jak zawsze, których nazbierało się tak dużo, że z wycieńczenia zasypiałam zaraz po kolejnej ucieczce. Czułam się tak, jakbym wypłakała całą swoją energię, a przecież nie uroniłam ani jednej łzy...
Schodziłam robić obiad niczym pieprzony robot. Wsiadałam w samochód na zakupy, jakby włączyli mi automatycznego pilota. Unikałam tematu, śmiałam się z żartów i wściekałam się na Georga. Nie oponowałam, kiedy dziewczyny suszyły mi głowę. A potem znowu uciekałam. Co było ze mną nie tak?...

- Dlaczego za nią nie pójdziesz, tylko stoisz tu teraz i znowu się wkurwiasz, że od ciebie zwiała?
Zrobił grobową minę i opierając się o wysepkę w kuchni, skrzyżował ramiona, by ukryć przed samym sobą drżące dłonie. Był tak wściekły, że to chyba przechodziło ludzkie pojęcie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ją rozumiał. A wolałby się denerwować i wygarnąć jej wszystko, jak bardzo go boli to, że po tym, co się między nimi stało, ona nie jest w stanie do niego wrócić.
- Jej pokój to jej kryjówka. – wymruczał ponurym głosem, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stała brunetka, zanim zniknęła na schodach. – Nie zamierzam jej tego odbierać, niech sobie myśli, że może mnie unikać w nieskończoność. – prychnął i zacisnął dłonie w pięści. Wciąż nie chciały przestać się trząść i zaczynało go to coraz bardziej irytować. – W sumie to nawet dobrze. Lepiej już zawczasu pracować nad cierpliwością. – wzruszył ramionami i pomimo, że usłyszał długie i żałosne westchnięcie swojego brata, nie oderwał wzroku od korytarza, jakby było w nim coś fascynującego. Może i było, jeśli gapiąc się tam, coraz bardziej szlag go trafiał?
- Starczy ci tej cierpliwości? Myślisz, że ona przyjdzie?
- Nie. – odbił się od wysepki i leniwym krokiem skierował się do lodówki, by wyciągnąć z niej piwo. Zaśmiał się ironicznie. – Na początku miałem nadzieję, że to dumne cholerstwo w niej ją zmusi, by przyjść i się wytłumaczyć, ale to drugie cholerstwo, które się boi i jest jeszcze gorsze, wygrało i teraz się kisi. – wzruszył ponownie ramionami. – Jak się chce kisić, to droga wolna. Ja się przemęczę i trochę poczekam, aż to odczuje. – dodał, uśmiechając się złośliwie.
- Odstaw to piwo, zanim je rozlejesz i idź na fajkę. – poradził mu brat, więc zmarszczył czoło i spojrzawszy na swoje dłonie, przewrócił oczami.
- Jakbym miał jakąś chorobę, ha. – parsknął suchym śmiechem i odłożył nieotworzoną butelkę z powrotem do lodówki. – Powinienem dostać jakąś pieprzoną nagrodę za to, że jeszcze żyję. – potrząsnął głową i nie czekając na jakikolwiek komentarz ze strony gitarzysty, wyszedł z kuchni, by zapalić papierosa, która pewnie i tak go nie uspokoi.

Jakież to, kurwa, było dobijające. Ja już nie miałam nawet siły wychodzić z pokoju w ogóle. Nie miałam siły o tym myśleć, a cztery dni po pocałunku zaczęłam się gubić we własnych odczuciach i przestałam rozumieć, dlaczego się od niego odsuwam. Boże, to jest jakaś tragedia biednej nastolatki z zaburzeniami hormonalnymi. Przyjechałam tu, by wszystko wyjaśnić, a koniec końców wychodzi z tego, że pokręciłam wszystko jeszcze bardziej. A co gorsze, jak myślę o tym, że miałabym wrócić do domu, to mi się rzygać chce. Matka do mnie dzwoniła już jeden raz, a ja nie dość, że nie odebrałam, to odrzuciłam połączenie, dając jej dobitnie znać, że nie chcę, by się ze mną kontaktowała. Więc miałam spalone mosty. Znaczy mogłam wynająć jakieś mieszkanie, bo na tyle to jeszcze miałam pieniędzy i znaleźć jakąś pracę... o czym ja, do kurwy nędzy, pieprzę?! Czy mi już całkiem na ryj padło, że myślę o takiej alternatywie?! Powinnam się zbierać w sobie, by porozmawiać z cholernym Billem, a nie!
Płakałam ostatnio zbyt wiele, do cholery. Po moim trupie. Który, swoją drogą, może się pokazać wcześniej, niż przed osiemdziesiątką, jeśli tak dalej pójdzie. I niezbyt to pocieszające...
Na szczęście, w tym zespole istnieje ktoś, kto ma więcej oleju w głowie i koniec końców, przewyższa mnie inteligencją, gdy w grę wchodzą emocje.
Szóstego lipca, czyli dokładnie dziesięć dni przed urodzinami Chloe, a pięć dni po pocałunku, Ruda wymyśliła sobie, że zrobimy sobie coś na styl babskiej wycieczki krajoznawczej połączonej z karaoke. To w sumie nie był głupi pomysł, patrząc na to od strony rekreacyjnej, ale gdyby wziąć pod uwagę opierdalanie mojej głupoty... chyba każdy rozumie, że byłam nastawiona do propozycji raczej... sceptycznie.
- Obiecuję, że żadna z nas nie poruszy tematu. – oznajmiła mi niespodziewanie Sasha, co było dość dziwne, zważywszy na to, że to z reguły ona się na mnie wkurwiała, więc pomimo odrobiny niepokoju o siebie, w końcu się zgodziłam. Jakoś tak mi się stęskniło za wspólną kawą i tak dalej, a poza tym dawno nie byłam na świeżym powietrzu, nie licząc zakupów. A to niezdrowe na dłuższą metę.
Zwiedzanie ograniczyło się do Beverly Center. I wcale nie twierdzę, że to był głupi pomysł, bo nieważne jaka kobieta jest, czy jest sztywna jak kij w dupie (jak ja), czy jest tak optymistyczna, że notorycznie rzyga tęczką (jak Chloe), czy jest normalna (jak Sasha). Ważne jest to, że KAŻDA KOBIETA KOCHA ZAKUPY. I każda mówi centrum handlowym drukowane „TAK”, bo to ZAWSZE, ale to ZAWSZE, a nawet zawszej, choć nie ma takiego słowa, poprawia humor. Ot cała filozofia. Co prawda dobra kawa, lub czekolada... bądź lody (!) działają podobnie, ale to zakupy podnoszą poziom endorfiny tak jak ulewa poziom wody. Dziękuję za uwagę.
Dzisiaj postanowiłyśmy pojechać po bandzie tak agresywnie, że pewnie kilka milimetrów brakowało, by z krawędzi spaść. Na samym starcie zahaczyłyśmy o Starbucksa, bym kupiła Frappuccino Java Chip, Sasha Frappuccino karmelowe, a Chloe Frappuccino klasyczne, by zamrozić sobie radośnie mózgi. Jak można było się domyślić, to z Rudą było najwięcej problemu, bo ona jak to ona, niemal wytrawny barista od siedmiu boleści, nie wiedziała na co się zdecydować. Ja tam nie miałam problemu. Kawa, lody i czekolada i tyle w temacie. Znaczy no było dużo z czekoladą... dobra, nieważne. Przyznaję, ze mną tez nie było łatwo. Ale czego się nie robi w imię dobrego nastroju i próby zapomnienia, że Bill mnie pocałował, a teraz jak ta najgłupsza z głupich go unikam?...
Tak więc z napojami w rączkach powędrowałyśmy w głąb, by zaślinić się na widok wystaw 160 butików, przerazić się cenami,, które są takie piękne, bądź zmuszać się, by czegoś nie kupować, bądź przekrzykiwać się wzajemnie, na której jakiś ciuch leży lepiej.
Hmm... Co ja najbardziej lubię w Stanach Zjednoczonych... CENY! Boże, ja tak uwielbiam ceny, że to się w głowie nie mieści! Mogę bez oporów chodzić po firmowych sklepach i nie dostaję zawału, do cholery! Nigdy, przenigdy się stąd nie wyprowadzę, ot co.
- Chodźmy do Victoria’s Secret!  - Chloe zrobiła minę jakiejś oszołomki, jakby wpadła na jakiś genialny pomysł, choć nie do końca wiedziałam, dlaczego. Nie musiałam jednak próbować w ogóle wysilać swoje szare komórki, bo Sasha wywaliła kawę na ławę z prędkością światła.
- Chcesz kupić seksowną bieliznę dla Gustava?
I oplułam się Frappuccino. Dosłownie, do kurwy nędzy.
Po pierwsze, wyobraziłam sobie Gustava w stringach i staniku, co doprowadziło mnie do podejrzanego odruchu wymiotnego, zmuszającego mnie do opróżnienia jamy ustnej, a po drugie, zrozumiałam dokładnie, co miała Sasha na myśli i wyobraziłam sobie... nie. Nie widziałam tego. Nie widziałam tego w swojej głowie, jak oni... nie. Nie. 
Nie.
A Sasha i Chloe ryknęły śmiechem, widząc, jak kawałki czekolady lądują na posadzce i na mojej niebieskiej koszulce. Wspominałam, że tylko ja jestem w długim rękawie?...
- Wszystko w porządku? – Ruda wykrztusiła, postanawiając poklepać mnie po plecach, jakby to miało pomóc wymazać z mojego umysłu te straszliwe obrazy, więc tylko pokiwałam głową, zdając sobie sprawę, że będę musiała kupić coś, by nie chodzić z wielką plamą na dekolcie.
Jasne, że wszystko w porządku. Jaaasne.
Więc Chloe kupiła bieliznę, choć wolałam sobie nie wyobrażać tego w seksualny kontekście, a potem poszłyśmy do kolejnego butiku, by kupić coś dla mnie i niemal ponownie się oplułam, kiedy wynalazły mi jakieś chińskie... coś, które nie miało nic wspólnego z bluzką. I, do cholery, to wcale nie było fajne, bo zagroziły, że się obrażą i zepsuję nam wypad, jeśli nie kupię tego, co one chciały. No i co ja miałam robić? Nie miałam wyboru!
Jak później odkryłam, nazywało się to body. Body, które może i miało długi rękaw, aczkolwiek był on całkowicie prześwitujący, a czarne groszki na nim niewiele zakrywały, ze zdecydowanie zbyt dużym dekoltem jak na mój gust, który ledwo co zakrywał połączony z tym czymś cienkim czarny materiał. Czy ja już wspominałam, że to było do tego wszystkiego, tak obcisłe, że moje piersi i zresztą reszta ciała pod tym body ukazywała każdą jedną niedoskonałość? Ale jeśli mam być szczera, jakoś ładnie to na mnie wyglądało. Znaczy... Jeśli Natasza i „sexy” się nie meczowało, tak Natasza i „sexy body” pasowało niemal jak ulał. A potem Sasha jeszcze wynalazła czarne, równie obcisłe rurki i załamałam się kompletnie, bo gdy wyszłyśmy z butiku, każdy się na nas gapił. A potem jeszcze zmusiła mnie do kupienia szpilek i...
Jakby tego było mało, nie pozwoliły mi się zaszyć w pokoju i zmienić to wszystko, co miałam na sobie, tylko zabrały mnie do karaoke, gdzie spędziłyśmy więcej czasu, niż... no dobra, spędzone godziny w centrum nie umywają się do tych spędzonych w klubie, niemniej jednak najpierw wręczyły mi drinka, jakby to miało mi poprawić humor i... i poprawiło mi to humor. Bez sensu.
To nie był nasz pierwszy wypad, który zawierał wstąpienie do klubu, by sobie pośpiewać jakieś tandetne piosenki. Ponoć wycie do księżyca też podnosi poziom endorfiny. Dzisiaj cały dzień powinien być szczęśliwy.
No przynajmniej do chwili powrotu do domu, gdzie znowu zderzę się z rzeczywistością i moim głównym problemem zaczynającym się na „B”, a kończącym na „L”, co było nawet równoznacznie z „L” jak „love”. Żal.
Czułam się niekomfortowo, choć z drugiej strony w jakiś pokrętny sposób podobało mi się, jak wyglądam. Za grosz w tym logiki było, ale mimo wszystko... byłam cholernie zadowolona z wyjazdu. Choć mój portfel niekoniecznie.
Tak czy siak, droga powrotna była pełna śmiechów i żartów, a ja ciągle czułam się dobrze, co by nie powiedzieć, że nawet endorficznie zadowolona. Było już grubo po dziesiątej wieczorem, żadna nie była tak całkowicie trzeźwa, a gdyby nas zatrzymali, pewnie wylądowałybyśmy w więzieniu. Ale pierwszy raz w życiu mnie to nie interesowało, bo było mi super.
Ale wszystko się skończyło wraz z wjazdem na posesję Kaulitzów, bo rzeczywistość pierdolnęła mnie jak Georg w drzwi pewnego pięknego dnia.
Trybiki w mojej głowie zaczęły podejrzliwie głośno przeskakiwać podczas, gdy ja próbowałam rozkminić, czy Bill jest gdzieś na dole, czy znowu będę mu musiała zwiać wprost sprzed nosa. To wcale nie było dowcipne. Mój humor ulotnił się dosłownie w ciągu kilku sekund.
Z głębokim westchnięciem wyciągnęłam torby z zakupami i moimi poprzednimi ubraniami, po czym odgarniając włosy z twarzy ruszyłam za dziewczynami, które nawet nie raczyły na mnie poczekać. Endorfina zniknęła. Tak całkowicie i kompletnie.
Potykając się o własny cień, weszłam powoli do domu, zdając sobie sprawę, że to niemożliwe, żebym przeszła niezauważenie, kiedy miałam na sobie szpilki, które STUKAŁY. Kurwa. Czy one...
Zapowietrzyłam się gwałtownie, gdy nagle dotarło do mnie, w co się wpakowałam, a raczej KTO i w CO mnie wpakował. Kurwa, one zrobiły to specjalnie, żebym o nim zapomniała i prawie dobrowolnie pozwoliła się wbić w te... ciuchy! FUCK!
Nabrałam głęboko powietrza i ruszyłam pędem na schody, bo byłam praktycznie pewna, że Kaulitz się pałęta tam, gdzie hałas, czyli na kolacji w kuchni, czy coś.
Kątem oka dojrzałam Toma, ale był zbyt zaabsorbowany Sashą, by zwrócić na mnie uwagę. Nie widziałam co prawda reszty, no ale... kij tam i tak już byłam na pierwszy piętrze, by się tym przejmować. Zostały mi jeszcze dwie pary schodów i jestem na miejscu. Ej, ja biegłam w szpilkach po schodach. Jestem po prostu...
- Stój.
Osz w dupę. Osz w dupę. O ja pier... dolę...
Zastygłam jak słup soli z prawą nogą na wyższym schodku, wytrzeszczając  oczy, próbowałam dostosować się do nowej sytuacji, w której przestałam panować nad sobą i... Boże, co on tu robi?! Jego tu nigdy nie było, kiedy przed nim uciekałam!
Usłyszałam stanowcze kroki zbliżające się do mnie i ostatnią trzeźwą myślą było to, że pierwsze piętro już nigdy nie będzie bezpieczne, kiedy dłoń Kaulitza zacisnęła się na mojej i zostałam wręcz pociągnięta niczym posłuszny piesek na rzeź, sprawiąjąc, że torby z zakupami zostały gdzieś na schodach pozbawione opieki. Nie zaoponowałam nawet, bo podniosłam na niego wzrok i...
O kurwa. On miał na sobie czarny podkoszulek. Widziałam wyraźnie mięśnie jego rąk i mięśnie jego pleców.  O ja... pierdolę...
Oddychałam spazmatycznie i coraz bardziej ogarniało mnie coś, co okazało się być jakąś popieprzoną ekscytacją pomieszaną ze strachem i nawet się nie sprzeciwiałam, bo, do kurwy nędzy, czekałam, aż w końcu zrobi za mnie ruch już tyle dni, że...
Moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej, gdy zdałam sobie sprawę, że on ciągnie mnie najwyraźniej do swojego pokoju i nie wiem, jak to się stało, ale w następnej chwili byłam już w środku i z piskiem zderzyłam się z drzwiami, do których mnie przyparł.
Nie byłam w stanie nawet rozejrzeć w swoim położeniu, bo jakimś magicznym sposobem brązowe tęczówki raz spojrzały w moje niebieskie i od tamtego momentu nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego twarzy.
Do moich nozdrzy znów doleciał jego zapach, który oszołomił mnie tak, że zaczęło mi się robić słabo, a moje kolana zaczęły drżeć, choć nie rozumiałam, jak to jest możliwe. Moje policzki rozgorzały czerwienią, gdy nagle jego ręce znalazły się na drzwiach po obu stronach mojej głowy, a on sam zaczął mnie bezceremonialnie oglądać i oddech ugrzązł mi w gardle, gdy jego wargi rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, który ani odrobinę nie przypominał poprzednich uśmiechów, którymi mnie obdarzał.
- I pewnie nie zdajesz sobie sprawy, jak niewiarygodnie seksownie wyglądasz, prawda? – wymruczał, ale byłam w zbyt wielkim szoku, by odpowiedzieć. Kurwa. Czy Bill Kaulitz właśnie mi powiedział, że wyglądam seksownie?... Oh... Ja... – Pewnie nie. – odparł powoli, nie przestając lustrować mojego ciała, a ja, co dziwne, czułam się dobrze pod jego intensywnym wzrokiem, choć graniczyło to z dzikim niebezpieczeństwem, które czaiło się w jego oczach. – Widzę cię taką dopiero trzeci raz i prawdopodobnie doprowadzisz mnie tym dzisiaj do obłędu, a ty nawet nie wiesz, że przez te pieprzone kąpanie psów zwróciłem na ciebie uwagę... – nie rozumiałam, co on do mnie mówił. Moje myśli szalały i odbijały się to od jednego słowa to do drugiego i choć mój mózg przetwarzał mi je i dostarczał informacji o sensie, jaki te słowa tworzyły, ja nic nie rozumiałam. Wpadłam w pułapkę jego bliskości, która odbierała mi moje jestestwo. Nagle moje serce znalazło się gdzieś w przełyku, utrudniając mi i tak boleśnie utrudnione oddychanie, gdy jego dłonie schwytały moje i tak splecione znów wylądowały na drzwiach. Poczułam się wyjątkowo... delikatna pod naporem jego ciała i on nagle się nachylił nade mną i już myślałam, że mnie pocałuje i z wrażenia mnie niemal zemdliło i nogi znowu zadrżały... – Natasza? – wyszeptał mi do ucha, a ja niemal zakwiliłam, będąc napięta jak postronki, jak jeszcze nigdy w życiu nie byłam. Gdzieś w głowie ciągle kołatała mi się myśl, że łatwiej byłoby uciec, niż stanąć twarzą w twarz z Billem. – Jesteś zdenerwowana? – zamknęłam oczy, próbując opanować rozszalałe emocje, ale wiedziałam, że to na nic. Czułam ciągle jego oddech na swojej szyi, jakby jego usta były stworzone, by oddychać właśnie w to miejsce i zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i coś ścisnęło mi się gwałtownie gdzieś na dole, gdy nagle coś gorącego pozostawiło mokry ślad wzdłuż mojej tętnicy. – Czuję, że tak. – wybuchnęłam ogniem, gdy zdałam sobie sprawę, że Bill lizał z zapamiętaniem moją szyję i to było tak niemożliwie ekscytujące, że nawet sama nie wiem, kiedy odchyliłam głowę, dając mu więcej dostępu. Czułam się kompletnie bezbronna pod jego dotykiem. – Uwielbiam to. – roześmiał się ochryple, przez co moje serce zabiło mocniej, echem rozbijając się po moim ciele. Byłam bliska szaleństwa, a on ciągle wzmagał te uczucia, jakby widział w tym coś pociągającego. – Odpowiadasz na każdy mój sygnał tak naturalnie, że nie rozumiem, dlaczego nie zorientowałaś się wcześniej, jak na mnie działasz... – niemal leniwie oderwał się od mojej szyi, powoli przesuwając się w stronę moich spierzchniętych ust, które automatycznie oblizałam i nagle jego twarz znalazła się naprzeciw mojej, tak nieznośnie blisko...  Jego oczy rozpoczęły wędrówkę po moich czerwonych policzkach i zrobiło mi się głupio, że byłam tak wystawiona na niego i że reagowałam tak, a nie inaczej. A to, czego nie rozumiałam jeszcze bardziej był to, że jego oczy błyszczały tak mocno, jak alkoholikowi, któremu postawiono przed nosem butelkę wytrawnego wina. Czy moje oczy wyglądały tak samo?... Boże, czemu jego usta są tak perfekcyjnie wykrojone?! – Natasza...? – Jak długo mogłam wytrzymać w jego obecności, kiedy czułam się tak, jakbym płonęła?... I czemu te usta są tak dotkliwie blisko, czemu... – Chcesz mnie pocałować? – znieruchomiałam, gdy zdałam sobie sprawę, że najwyraźniej z mojej twarzy można było czytać jak z otwartej księgi i mój wstyd sięgnął zenitu. Boże, to... – Czy może chcesz, żebym to ja ciebie pocałował? – jęknęłam głośno, odwracając twarz, nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Błagam, zabierzcie mnie stąd i nigdy więcej nie pozwólcie mi się do niego zbliżyć, bo... – Hej, hej, hej, Natasza, spójrz na mnie. Spójrz na mnie. – poprosił łagodnie, więc czując się tak, jakbym nie miała wyboru, bo jakimś cudem on ciągle miał nade mną władzę, z oporem zmusiłam się, by utkwić wzrok w jego oczach. Nie w usta. A moje serce ciągle tkwiło w gardle i nie chciało wrócić na swoje miejsce. – Nie masz czego się wstydzić. Prawdę powiedziawszy, przypuszczam, że to na pewno nie tę czynność miałaś na myśli, kiedy mówiłaś, że są rzeczy, których nie umiesz robić perfekcyjnie, bo tam na dole, pięć dni temu... – potrząsnął głową i uśmiechnął się szeroko. – Może jednak ci pokażę. – i moje serce roztrzepotało się boleśnie z wyraźną nutą radości, gdy zdałam sobie sprawę, że nie musząc nic mówić, on jednak mnie pocałuje i nie zdążyłam zamknąć oczu, gdy jego usta w cudowny sposób znów znalazły się na moich, dzieląc się ze mną żarem i słodyczą i przez chwilę dryfowałam na znanej fali, gdy moja dolna warga znalazła się w potrzasku jego zębów i jego ciało przyparło mnie mocniej do drzwi, aż poważnie zakręciło mi się w głowie, a potem jego język niespodziewanie znalazł się w moich ustach i jęknęłam głośno. W ostatnim momencie zdążył puścić moje dłonie i chwycić mnie za biodra, by uchronić mnie przez zaliczeniem efektownego upadku. I w końcu znalazłam się na równi z nim i nie do końca ogarniałam, co się dzieje, choć wiedziałam jedno. Musiałam to powtórzyć. – Opleć mnie nogami i chodź do mnie, skarbie. – dodał głosem tak ociekającym namiętnością, że gdybym jednak stała, znalazłabym się na podłodze w ciągu pieprzonej sekundy. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, ale on powiedział do mnie „skarbie” i oplotłam jego biodra nogami i miałam jego usta naprzeciw swoich ust i było mi tak nieprzyzwoicie dobrze, że nie mogłam przestać go smakować i wstąpiła we mnie odwaga, której nigdy w sobie nie miałam i chwyciłam jego twarz w dłonie i wpiłam się bezceremonialnie w jego usta, aż od sam zamruczał z zadowolenia, które natychmiast udzieliło się i mnie. Moje wnętrzności wykonały tuzin obrotów, podskoków i salt i skoków przez kozła i przez skrzynię i znowu zostałam przyszpilona do drzwi, aż sapnęłam głucho, choć w ogóle nie poczułam bólu. I nagle jego dłonie przesunęły się na mój tyłek, a jego język znów znalazł się w moich ustach i nie wiedziałam, jak to się stało, że strach zniknął, a pojawiło się jakieś nieznane napięcie i chęć eksplorowania jego ciała, które było bliżej, niż na wyciągnięcie dłoni i nie obchodziło mnie nic, bo wiedziałam, że on mnie chce i uwielbia mnie dotykać i fakt, że jego dłonie gładziły moje pośladki z szaleńczym zapamiętaniem był tak popieprzenie erotyczny i podniecający, że w krótkim czasie moje całe ciało pulsowało i błagało o więcej dotyku.
Sapnęłam z zaskoczenia, gdy niespodziewanie zostałam wręcz rzucona na łóżko, tracąc kontakt z gorącem Billa. Co... Ale...
- Wciąż masz nade mną przewagę, nie bawię się tak. – wydyszał, stojąc nade mną i przeczesał dłońmi włosy. Zamrugałam oczami, nie do końca rozumując, o co mu chodzi. Wiedziałam tylko, że ciągle mi się kręciło w głowie i moje usta mrowiły przyjemnie, więc zwilżyłam je automatycznie językiem, a spomiędzy jego warg wydobyło się głębokie jęknięcie. Jego powieki natychmiast się zamknęły. – Jest w tobie tyle sprzeczności, że nie wiem, której rzeczy mam się trzymać, żeby nie popełnić błędu. – wymamrotał, a ja zmarszczyłam czoło, ciągle nie rozumiejąc, do czego on dąży. – Ale jeśli nie chcesz teraz wylądować w moim łóżku w innym celu, niż po to, by sobie w nim tylko leżeć, przez chwilę udawaj, że nie jesteś tak cholernie seksowna i nie oblizuj warg po całowaniu się ze mną, dziękuję.
Ponownie zamrugałam oczami i zgłupiałam jeszcze bardziej, niż wydawało się to być w ogóle możliwe. Powinnam spytać o co chodzi, ale...
- Ale co ma wspólnego kąpanie psów z dostrzeganiem mnie? – no co? Dopiero do mnie dociera, co on do mnie mówił!
Parsknął suchym śmiechem i potarł dłońmi swoją twarz, jakby się czymś zmęczył, albo próbował dobudzić... co nie ma za grosz sensu. Czy ja powiedziałam coś głupiego?... W takim razie świetnie...
- Jeśli chciałaś zmienić temat, to ci się to raczej nie udało i... – i w trybie ekspresowym jego twarz znalazła się nad moją, łącznie z jego ciałem nad moim i znów zrobiło mi się gorąco. – I jak już się tak pytasz, to ci powiem, ale pod jednym warunkiem. – zastrzegł i uśmiechnął się z wyższością. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka i niemal zadygotałam. Boże, to było to coś, co mnie napawało grozą, do cholery! – Powiesz, że mnie kochasz i że od dzisiaj jesteś tylko moja i że będę twoim pierwszym mężczyzną. - oznajmił mi zdecydowanie, a w moim brzuchu znowu coś eksplodowało, aż mi zakręciło się w głowie z nadmiaru nowych emocji. Boże, czy ja się przesłyszałam, że on nawiązał właśnie do tego, że chce uprawiać ze... mną... seks...? – Uwielbiam, gdy się tak rumienisz. Taka niewinna, schwytana przez złego wilka. – cmoknął mój policzek. – To jak, zgadzasz się?
- Tak. – odparłam, choć serce w gardle, które nie chciało powrócić na swoje miejsce, utrudniało mi mówienie i nie byłam pewna, czy on to w ogóle usłyszał.
Ale najwyraźniej usłyszał, bo jego wzrok się wyostrzył i powoli pochylił głowę, jakby chciał mnie ponownie pocałować. Już chciałam przymknąć oczy, kiedy się odezwał.
- Sasha chciała mi cię pokazać z innej strony.  – zaczął, przyglądając mi się spod półprzymkniętych powiek. – Nie podobało jej się, że jej przyjaciel kłóci się tak z jej przyjaciółką, więc wymyśliła sobie, że wciągnie cię w jakąś sytuację, gdzie ty przestaniesz być taka sztywna i chłodna. Bardzo wyraźnie oznajmiła, że idziecie kąpać psy, więc zrozumiałem, że coś kombinuje. – uśmiechnął się leniwie. – Prawie zadławiłem się śniadaniem i poleciałem na złamanie karku, by zobaczyć o co tak naprawdę chodzi. I wtedy cię zobaczyłem. – westchnął głęboko i zamknął oczy. – Byłaś kompletnie przemoczona i ubrania lepiły się do ciebie, jakby były twoją drugą skórą i, do cholery, nigdy w życiu, kompletnie nigdy w życiu nikt nie doprowadził...  – chrząknął. – nikt nie sprawił, że zapragnąłem kogoś tak bardzo jak ciebie. – potrząsnął głową, a mi oddychanie zaczęło sprawiać takie problemy, że zrobiło mi się nieznośnie duszno. Jeśli nie skończy mówić to pewnie się uduszę, a na pewno umrę. – Stałem tak i jedyne co mi chodziło po głowie to to, że muszę cię mieć, bo inaczej oszaleję. I próbowałem to powstrzymać. A potem ty tak idiotycznie zaczęłaś się mylić przy liczeniu tych uderzeń... – posłał mi sugestywne spojrzenie, a ja odwróciłam wzrok, czując jak wstyd znowu powraca. – i spędziłem kilka nocy niemal bezsennych na rozmyślaniu o tobie i nagle mnie to uderzyło, że ty od samego początku coś do mnie poczułaś, bo nigdy się ode mnie nie odsunęłaś i zachowywałaś się przy mnie tak nieporadnie i... dodałem dwa do dwóch i, do cholery, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja cholernie cię kocham... – wyszeptał, wpatrując się we mnie z takim ogromem intensywności, że przestałam oddychać. Już nie było ważne, czy się uduszę, czy nie. On to w końcu powiedział i fala czegoś gorącego i bezpiecznego zalała mnie bez reszty. – Na początku chciałem to powstrzymać, ale potem dałem sobie spokój, bo to jest tak silne, że czasami aż boli, wiesz? Do dzisiaj nie potrafię objąć rozumem, że przez całe zeszłe wakacje myślałaś, że jestem gejem, kiedy byłem przy tobie zawsze i... Boże, i tak cholernie cię kocham...  – oparł czoło o moje i westchnął z ulgą, kiedy ja ciągle walczyłam o dech. – I chcę być wszystkim, czego potrzebujesz w mężczyźnie i co najśmieszniejsze... ja wiem, że jestem wszystkim, czego potrzebujesz, ale będę cię o tym zapewniał tak długo, jak będziesz tego potrzebowała, a nawet wtedy, kiedy będziesz już pewna moich uczuć... Ten niecały rok bez ciebie to był jakiś istny koszmar, Natasza. Nie chcę, byś kiedykolwiek była ode z dala na tak długo...
W końcu przypomniało mi się, że umiem oddychać, ale wciąż byłam w takim szoku, że nie ogarniałam, że to nie był sen i on naprawdę wyznał mi, że... o Boże. Jestem w niebie. Nie zabieraj mnie stąd nigdy.
- Ko... kocham cię... – wydukałam i otworzyłam szeroko oczy, automatycznie mając ochotę przywalić sobie w twarz za to, że brzmię tak tandetnie w porównaniu do jego przemowy. Boże, jestem...
- Powtórz to.
Boże, on na dodatek tego nie usłyszał... Zabierzcie mnie jednak, proszę!...
- Kocham... cię... – Jezu, czemu czuję się z tym tak głupio, kiedy on to mówi tak, jakby mówił, że dzisiaj jest piękna pogoda?! Nienawidzę swojej sztywności!
- Powtórz to jeszcze raz.
Zaraz... czy to znaczy, że jednak to pierwsze wyznanie też słyszał?... Ale w takim razie... dlaczego każe mi to powtarzać?...
- Kocham cię. – o mamo. Nie zająknęłam się. I brzmiałam prawie przekonywująco .. Brzmiałam, prawda? Nie będzie mi kazał...
- Powtórz jeszcze raz, Boże, jak ja uwielbiam to słyszeć z twoich ust! – wyszczerzył do mnie zęby i dopiero wtedy spojrzałam mu w oczy i zrozumiałam, dlaczego ciągle każe mi to mówić. I zrozumiałam, czego chce.
- Kocham cię, Bill. – powiedziałam, zbierając w sobie całe zapasy odwagi, jaka się gdzieś odbijała pomiędzy wstydem, a strachem. – I byłam twoja już od pierwszego dnia, pomimo tego, że zachowywałeś się jak ostatni palant i chcę, żebyś był moim pierwszym mężczyzną. – dodałam, a on uśmiechnął się dumnie, a w istocie ja sama byłam z siebie dumna, że to powiedziałam.
- Jutro też będziesz tego chciała? – upewnił się.
- Tak. – i już miałam go pocałować, by dostać kolejne pokłady odwagi, które najwyraźniej brały się właśnie z tego, ale on odsunął głowę.
- I jesteś tylko moja?
Roześmiałam się głośno.
- Tak! I jutro też będę!

><><><><><><><><><><><><

To trochę podchodzi pod tantedę, ale kurde i tak to uwielbiam xD I tę sztywną Nataszę też, biedaczka :D