piątek, 2 listopada 2012

Scene XXXIX

Uprzejmie proszę o wybaczenie, że rozdział jest kompletnie z kontekstu wyrwany i beznadziejny i krótki tragicznie i tak dalej, ale jestem w trakcie... przypominania sobie, o czym pisałam -.-

><><><><><><><><><><><

O Boże.
Na drugim piętrze słychać było tylko mój stukot moich stóp, deszcz za oknem i zapewne walenie serca rozciągało się echem aż na hall.
O Boże.
Rozedrganymi rękoma chwyciłam za klamkę i wślizgnęłam się do pokoju, zatrzaskując drzwi niemal z hukiem. Bezpiecznie zamknęłam je na zamek i zsunęłam się po nich na podłogę.
O Boże.
Moje palce mimowolnie wylądowały na mrowiących ustach i zachłysnęłam się ponownie powietrzem. Nie byłam w stanie myśleć o jakiejkolwiek logice mojego postępowania, kiedy w ogóle nie było sposobu, by uruchomić moje szare komórki.
O Boże. Bill Kaulitz mnie pocałował.
Wciąż czułam na wargach jego smak. To było kompletnie wyjęte z... to było nowe. To było... to było tak dobre, że nie rozumiałam, dlaczego uciekłam.
Znaczy... wiedziałam dlaczego uciekłam. I wiedziałam, dlaczego się bałam. Ale część mnie uważała ten strach za irracjonalny i być może, że miała w tym trochę racji.
Ale to wszystko, od czego trzymałam się z daleka przez ponad sześć lat, wybuchło z tak wielką siłą, że nie było mowy o tym, by się na to jakoś przygotować. I z jednej strony tego nie chciałam, a z drugiej... no chciałam.
O BOŻE! Bill Kaulitz mnie pocałował! A ja od niego uciekłam!
Dlaczego do cholery to było takie dobre?!
Oh matko, nienawidziłam swojej spaczonej psychiki. A teraz nie dość, że...
O Boże. A co z nim? Co on sobie o mnie pomyślał?
Wzdrygnęłam się.
Bill Kaulitz mnie pocałował, a ja uciekłam. Na pewno pomyślał, że mam nierówno pod sufitem. Boże... jestem taka żałosna...


Co on najlepszego zrobił?
- O Boooże... – jęknął głośno i po raz kolejny strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło. Przecież on nawet tego nie miał w zamiarach!...
Znaczy miał w zamiarach, ale raczej nie w tym momencie. Specjalnie wyszedł jej poszukać, gdy tylko szlag trafił prąd. Wiedział, że zacznie panikować i pewnie by się roześmiał głośno, słysząc jej zdenerwowany głos, gdyby nie wyraźna nuta przerażenia.
To nie było tak, że czuł się w obowiązku otoczenia jej opieką. On po prostu był tak chory z miłości, że naprawdę uwielbiał się o nią troszczyć.
A potem ona przylgnęła do niego tak ufnie, jak jeszcze nigdy w życiu i... i przepadł. Starał się trzymać w ryzach, ale ona wyczuła jego zdenerwowanie i to udzieliło się jej samej, a potem jeszcze ze sobą walczył, ale ona się nie odsunęła... może opacznie ją zrozumiał?
Nie. Nie mógł jej opacznie zrozumieć, kiedy ona...
Przeczesał nerwowo włosy.
Pocałował ją, tak?
Ale ona oddała mu pocałunek tak, że zrobiło mu się ciasno w bokserkach, do cholery! I ona śmie twierdzić, że nigdy tego nie robiła?! Jaaasne!
A teraz tak po prostu uciekła!
Niech to wszystko szlag trafi! Dlaczego musiał ulokować uczucia w tak skomplikowanej dziewusze?!
Musi pójść na siłownię, bo komuś zrobi krzywdę.


Raz na jakiś czas daję efektowny popis swojej głupoty. Próbuję się pocieszyć, że każdy tak ma (oprócz Georga, który ma to na co dzień) , ale kiedy zastanawiam się nad tym dogłębniej, zdaję sobie sprawę, że tylko ja odpierdalam takie numery.
Więc zaszyłam się w pokoju, mając gdzieś fakt, że była burza, bo byłam tak wybita z rytmu, że nawet nie ogarnęłam, że światło nie świeciło się z jakiegoś konkretnego powodu. Po prostu wlazłam na łóżko, choć to wymagało nie lada odwagi ze względu na galaretowate nogi, zakopałam się pod kołdrą, choć było gorąco jak jasna cholera i wyszłam spod niej dopiero z rana.
Nie spałam całą noc. Co chyba było logiczne. Znaczy... nie, żebym się nie starała, ale... usta mnie mrowiły nawet kilka godzin po tym pocałunku, a kiedy tylko o tym myślę, robi mi się gorąco. No więc było mi tak gorąco, że nie mogłam zasnąć. Nie mówię, że to był jedyny powód bezsenności. Oh, Boże...
Przeanalizowałam problem chyba z każdej możliwej strony i doszłam do jednego, acz nie do końca zadowalającego wniosku.
Nie stanę z nim twarzą w twarz po tym wszystkim.
On mógłby sobie dać ze mną spokój (jeśli nie zrobił tego po mojej żałosnej ucieczce)(a pewnie zrobił), bo jestem tak popieprzona, że widzę wyraźnie, że nie jestem stworzona do egzystowania z kimś, a raczej samemu. Byłabym idealną zakonnicą, gdyby nie to, że nie wierzę w Boga. Ha!...
Na drugim miejscu, zaraz po strachu uplasował się wstyd. Było mi tak ogromnie głupio przez to co zrobiłam, że nie wiedziałam, jak miałabym się zachować, gdybym go spotkała. I chociaż wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z tym skonfrontować, wolałam myśleć o opcji „później”.
Więc siedziałam tak w pokoju, aż olśniło mnie, że jeśli ja nie zrobię obiadu, to powinnam chociaż dać komuś znać, że nigdy więcej nie wyjdę z tych czterech ścian. Ale wtedy by się zaczęli wypytywać. A ja nie chciałam nic mówić.
Obiad został w moich rękach.
Przez dobre dziesięć minut zastanawiałam się, czy jeśli spróbuję wyjść przez okno, trafię do szpitala. Ostatecznie jednak dałam sobie spokój i przez kolejne kilka minut warowałam pod drzwiami, nasłuchując, czy ktoś idzie. Oczywiście musieli wybrać sobie idealny moment, by się kręcić w tę i we w tę jakby mieli wrzody na dupie, przez co nie mogłam wyjść w obawie, że natrafię na głupiego Kaulitza, który zaraził mnie swoim brakiem inteligencji.
Aż w końcu nastała błoga cisza i wystrzeliłam z pokoju jak z procy, klejąc się do ścian, jakby miały mi pomóc w ucieczce na dwór, by spokojnie pojechać na zakupy i może zabić się po drodze. W sumie nie miałam tego w zamiarach, ale w końcu też nie miałam w zamiarach całować się z Billem... kurwa! Dlaczego ja ciągle o tym myślę?!
- Co ty robisz?
Fuck!
- Chloe! – odwróciłam i jeszcze raz mentalnie przeklęłam z radości, że ktokolwiek mnie zobaczył w tak żenującym momencie.  – Jadę na zakupy, a co? Chcesz się przyłączyć? – błagam, nie! Będziesz się wypytywać, a ja nie chcę, żebyś się wypytywała! A wiem, że pewnie już każdy w tym domu wie, bo plotki tutaj są niczym cholerna zaraza! Po grzyba się pytałam?...
- Ale czemu wyglądasz, jakbyś próbowała się skradać?... – niech ją! Czy ona zawsze musi się czepiać tak nieistotnych szczegółów?! I to akurat wtedy, kiedy próbuję uciec przed potencjalnym mordercą-Kaulitzem?!
Dobra. Powiem jej prawdę, jeśli to pozwoli mi przyspieszyć jej ruchy, bo w takim tempie to wszyscy się tutaj zlecą i... brrr... nie chcę wiedzieć, co tym razem palnąłby Georg.
- Wytłumaczę ci wszystko, tylko błagam, nie stójmy w miejscu! – wytrzeszczyłam oczy na swój głos i walnęłam facepalma. Boże, ja słyszę panikę, a to nie oznacza nic dobrego! No ruszże się, dziewczyno! Przestań się tak gapić, zepnij pośladki i zrób krok w stronę schodów, bo czuję w jelitach, że zaraz ktoś tu przylezie i nie chcę wiedzieć, kto to jest!
- Spoko. – wzruszyła ramionami i ku mojej nieopisanej radości, jej nogi wreszcie postąpiły do przodu. – Co dzisiaj na obiad w takim razie? To mięso, które marynuje się w lodówce, które kazałaś zrobić przed przyjazdem?
Emmm... Boże, czemu ona zadaje takie trudne pytania?...


Powiem wam, że to wcale nie jest zabawne.  Mogę co prawda się założyć, że to wszystko sprawka tych wszystkich złych ludzi, że mnie dzisiaj wystawili na przestrzeń, gdzie każdy – czytaj Kaulitz – mógł mnie zobaczyć i każdy – czytaj Kaulitz – mógł zacząć ze mną rozmawiać na nieprzyjemne tematy.
W skrócie: Chloe uroiła sobie, że dzisiaj mam zrobić wołowinę z grilla. Ha ha ha, dowcipne. Nie udało mi się nawet uciec na zakupy, bo przecież nie było po co. I nie, żebym nie oponowała, bo zrobiłam to w naprawdę pięknym stylu.

„- Do kurwy nędzy, wczoraj całowałam się z Kaulitzem i dzisiaj chcę go unikać tak długo jak się tylko da! Dlaczego nie chcesz mi pomóc?!”

No. Ale ona nie zrozumiała przesłania. Stwierdziła, że jeśli zawsze jestem taka pełna brawury, to mam teraz stawić temu czoła. Jasne, po moim trupie.
Tak czy siak, musiałam uznać, że dzień nie był całkowicie spisany na straty, bo jakimś cudem wszyscy nagle zaczęli się kręcić – prócz Kaulitza młodszego, chwała ci nieistniejący panie! – i oderwałam się minimalnie od głównego, nurtującego mnie tematu. Właściwie przez to, że ciągle byłam zagadywana przez resztę domowników, jakby chcieli mnie na siłę rozluźnić. Bądź uniknąć spalenia mięsa.
No ale w każdym bądź razie wytoczyliśmy się wszyscy na dwór, gdzie odpaliłam gazowy grill, a dziewczęta zajęły się robieniem sałatki. Szykował się zdrowy obiad, który stanie mi w gardle, jak tylko pojawi się Bill. Najs.
- Mephisto, odczep się, ty padlinożerco. Ja ciągle żyję. – syknęłam do głupiego jamnika, który wybrał sobie za stanowisko warowania położenie dwadzieścia centymetrów od mojej nogi i lampiąc się na mnie, co jakiś czas powarkiwał głośno i ostrzegawczo. Niech to szlag! Czy ten paskudny potwór wiedział, że unikam jego pana i się na mnie mści?! Nie. On zawsze się na mnie mści... Ale, do cholery, teraz przebija sam siebie! Ma w nosie nawet Sternchen, która wyleguje się na słońcu i opala swoje futerko, mając mnie szeroko i daleko! No błagam! Pomóżcie!... Nienawidzę kundla.
Stukanie i szuranie krzesła ogrodowego chwilowo wytrąciło mnie z równowagi i odwróciłam się w stronę źródła i uniosłam brwi, przyglądając się podskakującemu Gustavowi, który łącznie ze swoim krzesłem sukcesywnie przesuwał się w moją stronę z papierosem w ustach. Zerknęłam na Toma i Georga, którzy łącznie z dziewczynami siedzieli przy stoliku oddalonym ode mnie jakieś sześć metrów i z czegoś się zaśmiewali, po czym ponownie powróciłam do Gustava, który rozsiadł się wygodnie i obok grilla i schylił się, by podrapać Mephisto za uchem. KTÓRY MRUKNĄŁ ZADOWOLONY!
Wywaliłam gały i cofnęłam się o pół kroku w zaskoczeniu.
- Ej. – wskazałam łopatką na to straszliwe psisko, które spojrzało na mnie z wyższością i nastawiło pyszczek do miziania. – Co to, kurwa, jest? – wyplułam, nie mogąc przestać wytrzeszczać oczu.
Perkusista uśmiechnął się do mnie pogodnie, przez co od razu zrozumiałam, że czeka mnie jakiś zaiste mądry wywód. Cholerny intelektualista.
- Mówi się, że pies przejmuje zachowanie po właścicielu... – jasne, a ja nie mam o czym rozmawiać, tylko o Billu? Dzięki, panie jestem-sprytniejsiejszy-niż-reszta-ludzkości-bo-umiem-bębnić, jestem wdzięczna. Umiesz czytać w myślach, czy co? Skąd wiedziałeś, że o tym marzę i właśnie dlatego milczę jak grób, hm? Litości. Zabierzcie mnie do psychiatryka, bo tutaj mi tylko gorzej. – Zwróciłaś kiedyś uwagę na te dwa jamniki?
Nie, no co ty. Przez jednego codziennie czyha na mnie śmierć, a przez drugiego czyha na mnie... no, śmierć. Nie, nie zauważyłam ich w ogóle, a co?
Posłałam mu sugestywne spojrzenie, na co ten parsknął śmiechem i westchnął głęboko, rzucając niedopałek na ziemię, by zdeptać go bezlitośnie.
- Tamta... – wskazał na zdechłą Gwiazdeczkę, która wyglądała, jakby kąpała się w słońcu... co jest odrobinę dziwne. – jest niczym jasna strona Billa. Wiecznie szczęśliwa, kochająca wszystko i wszystkich, z tobą na czele. – poczułam, że zaczynam się czerwienić i przełknęłam głośno ślinę, ale Gustav nie zwrócił na mnie uwagi, co przyjęłam z ulgą. Pomijając moje walące serce, które nastąpiło w wyniku poruszenia tematu Billa. A nawet Georg dzisiaj milczał, cholera. Głupi Gustav. – Nie jest trudno ją rozgryźć, bo ona sama jest nieskomplikowana i oczywista w swoich poczynaniach. – kontynuował, a ja udałam, że niezbyt mnie to interesuje, próbując się skupić na odwracaniu mięsa na drugą stronę. Spalę je, no spalę, do cholery. – Mephisto jest, jak słusznie można się domyślić, tą drugą stroną. Jest zepsuty i egoistyczny, więc dba tylko o siebie i o Sternchen, którą traktuje jak swoją drugą połówkę. Zabawne, prawda? – spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i podparł się na dłoni, wyciągając nogi, by skrzyżować je w kostkach. – Jakbyś przestała zrzędzić na Mephisto, zauważyłabyś zalety, które ma, a jego wady wykorzystałabyś na swoją korzyść. – wymruczał, a ja, nie mogąc się powstrzymać westchnęłam żałośnie i oparłam się o rączkę grilla która jako jedyna nie ostrzegała, że spali mnie na wióry. Bądź na steaka. Już otwierałam usta, by się spytać o czym on pieprzy, ale on uniósł dłoń i mnie natychmiast uciszył. Boże. Znowu to zrobił. Czy on był na jakimś kursie, gdzie nauczył się, jak manipulować ludźmi i wymuszać na nich posłuszeństwo? Też chcę taki kurs! – Jak na przykład to, że zauważyłabyś jego zaborczość i silne przywiązanie do Sternchen i zrozumiałabyś, że im dłużej go unikasz, tym bardziej doprowadzasz go do szału. Widziałaś kiedyś Mephisto bez Sternchen?
- Tak. – Ha! Punkt dla mnie! Że niby co? Że niby mam się trzymać blisko niego, tak? Że niby on...
- Nie dłużej, niż kilka minut. – i zgasłam. – Więc zastanów się, czy chcesz rozwiązać problem na spokojnie, czy wolisz, żeby go szlag trafił. – uśmiechnął się do mnie znowu, prawie leniwie i odskoczył z krzesłem z powrotem do reszty, zostawiając mnie ze śmierdzącym bagnem umysłowym sam na sam.
Ugh. Super. Czyli że co? Powinnam niby pójść do niego, bo... zaraz, zaraz... zaborczość? Że niby Bill mnie pilnuje jak Mephisto Sternchen? Szlag! Skąd te motylki?! Przecież to zło! Zaborczość rodzi coś, co jest złe do szpiku kości! Zaborczość rodzi agresję i...
I namiętność.
Czyli coś, czego boję się bardziej, niż agresji. Suuuper. Odechciało mi się jeść, jeszcze zanim zobaczyłam Billa. Fajnie. Uroczo. Gaah! Nienawidzę tego!
Zacisnęłam zęby, a moja dłoń ścisnęła łopatkę tak mocno, że aż kłykcie zbielały mi z wrażenia. Dlaczego nikt nie chce zrozumieć, że ja też mam jakieś obawy i że nie potrafię się przełamać?! Dlaczego wszyscy trzymają stronę Billa i... no kurwa!
Nie spojrzę mu w twarz! On mnie pocałował, a ja się rozpłakałam! Mogę wymieniać kolejny milion powodów, dla których nie chcę go widzieć!
I kurwa, jeśli on przyjdzie na obiad...
Osz, kurwa.
Przytknęłam wolną dłoń do rozgrzanych policzków, próbując się ochłodzić. Na darmo. Trybiki w głowie pracowały tak szybko, że mózg mi się kopcił, a twarz spływała potem. Po moim trupie. Jeśli on... jeśli... Nie spojrzę mu w twarz. Nie... Kurwaaa...
Z impetem otworzyłam pokrywę grilla i sprawdziłam szybko, czy mięso jest gotowe i własnie wtedy, na moje nieszczęście, rozdzwonił się telefon Toma, a moje serce wylądowało w gardle.
- Noo?... No na dole, przy grillu. – fuck! Czyli to on! Boże, czy on tu zaraz będzie?! Boże, boże, boże! – No... – zerknął na mnie, a moje serce zaczęło się odbijać od migdałków. Boże, umrę! Czemu on się na mnie gapi?! – No jest. – Aaa! Nie! Tylko nie to! Czemu on się o mnie pyta?! Czemu ja stoję w miejscu?! Czemu ja nic nie robię?! – Ale właśnie zaczyna panikować i chyba zaraz zwieje. Tak myślę, bo nagle zbladła. – kto zbladł?! JA bladłam?! Co...? Ale...! Zabierzcie mnie stąd! Zabierzcie! Mamo! – Nie sądzę, żebyś zdążył i nie sądzę, żeby wyszła dzisiaj znowu z pokoju. Natasza. Natasza, zaczekaj. – ale moje nogi same mnie już prowadziły ku drugiemu wejściu do domu, by tylko nie spotkać się z młodszym Kaulitzem. Po moim trupie.  – Natasza! – po moim trupie, do kurwy nędzy! Nie spojrzę mu nigdy więcej w twarz! – Mięso się spali, jeśli je zostawisz samotne na ruszcie!
I wiecie co? Ja czasami naprawdę jestem stuknięta. I znowu dałam pokaz mojej choroby psychicznej właśnie w tamtym momencie. Otóż byłam już w pobliżu wejścia, a więc muszę przyznać, że byłam już dość daleko od reszty ludzi, bo jakieś pięćdziesiąt metrów od nich, ale biegiem cofnęłam się do grilla, by wyłączyć kurki. I właśnie wtedy na dworze pojawił się Bill z telefonem przy uchu i spojrzałam na niego i pewnie zrobiłam najgłupszą minę ever i po prostu zwiałam. Tak, ja, Natasza Schulmann, po prostu wzięłam nogi za pas i spieprzyłam, aż się za mną kurzyło i za nic miałam to, że Sternchen prawie wpakowała mi się pod stopy, chcąc mi uniemożliwić pogoń za własnym cieniem, albo po prostu się ze mną pobawić. I za nic miałam to, że mogłam przysiąść, że widziałam frustrację na twarzy Billa, który aż przystanął, by przyjrzeć się mojej spektakularnej wpadce, o której jutro będzie mi każdy gadał.
Boże, zabiję się. Gdybyś jednak istniał, zesłałbyś kamień z nieba, który by mi przywalił w głowę z takim impetem, że ległabym na ziemię nieprzytomna, by obudzić się w ramionach Billa, który wyznałby mi co czuje, a ja z braku trzeźwości intelektualnej, odwdzięczyłabym się tym samym, a potem zwymiotowała mu na kolana.
Ale nie istniejesz.


><><><><><><><><><

Zawiewa tandeeetąąąąą trololo -.-

6 komentarzy:

  1. Hahahahah, zawiewa tandetą?!
    Otóż nie! Moim zwyczajem na samej końcówce parskając śmiechem aż się oplułam i osmarkałam (Na zdrowie). Jesteś pierdolnięta jeśli twierdzisz, że to jest do bani czy coś w ten deseń, bo nie jest.
    Ja po prostu kocham tą wariatkę i tego debila, który też ma nie lada problem z sobą.
    Jestem z Ciebie dumna. I wiesz co?
    Napiszesz następny rozdział w ciągu tygodnia. GWARANTUJĘ CI TO.

    Luv ya <3

    xoxo

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli uważasz, że ten rozdział jest tragiczny, to ja spokojnie mogę się domagać takiego chociaż dwa razy w tygodniu!!!
    Tylko co dalej? Billowi puszczą nerwy i da sobie spokój, czy jednak zdecyduje się na pogoń za Nataszą?
    Ah...ale ja lubię takie skomplikowane i nie mogące się rozwiązać sytuacje ;)
    Czekałam na dalszy ciąg zaraz, gdy skończyłam czytać. Także czekam i czekać będę, więc zlituj się i pisz dalej. Bo wychodzi na to, że niezależnie co myślisz, wszyscy zawsze są zadowoleni ;)
    Dodawaj, nawet jeśli to nie piątek czy sobota, bo wszyscy się ucieszą! ; P
    Czekam! ; **

    OdpowiedzUsuń
  3. No przecież za łatwo być nie mogło! :D Ale w simie jestem ciekawa, co on biedny teraz zrobi... :D A końcówka świetna hahahah :D wiec nie bredź mi tu, kochana, że to jest złe, bo bzdury pleciesz wówczas. Pisz dalej i to szybko! Wybacz, ze ten komentarz taki byle jaki, ale mam 4575472347 czynności do wykonania ;/ I tak czytam ten odcinek już chyba z godzinę,b o ciągle coś ;/ No nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ze wszystkich rozdziałów jakie napisałaś ten podoba mi się najbardziej. Zaczełam czytać twojego bloga pod koniec sierpnia i cały czas czytam go od początku w kółko :D Twój styl pisania jest niesamowity. Mam nadzieję tylko, że rozdziały będą się pojawiać częściej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja waaale xD i co ja mam ci napisac?
    Mephisto zabija mnie, a raczej filozofia na temat jamnokow ;D I chyba nie chcialabym miec takiego trolla pod dachem, wiec wspolczuje Nataszce z calego swego serca, tak bardzo ze az cos mi halasuje za plecami, albo w glowie ^ ^ A nie. To Snajper idiota znow mruczy do tapety -.- nie wazne.
    Oczywiscie, ze brunetka powinna leczyc sie na paznokcie od stup. Kto normalny na haslo''bo sie ptzypala'' wraca by zagasic gaz czy na co tam to sie robilo?! W pizdu z tym, przynajmniej schudna co nie co xD albo zezra jamnika-sila-nie-czzysta-kaulitza na obiadek i tyle ;D na deser poszlaby Gwiazdeczka o jakze slonecznej poswiacie i byloby cacy ;DD Chyba moj pies patrzy mi przez ramie, bo jako ze jest jajnikiem to piszczy w obawie abym jej tak samo nie zechciala zjesc, aczkolwiek to juz wiekowe miecho - a ja takowego nie jadam, jesli w ogole jakiekolwiek jadam, a nie jadam- wiec raczej niezbyt smaczne xDD Nie rozumiem czemu mi tu odwala histerie godne telenoweli, skoro nie jest spokrewniona z tymi bestyjkami Kaulitza ;D Och a sha to zdradziecka malpa! xD by pomogla przyjaciolce w opalach, a nie tak sie zasmiewa na korutarzu ;D
    No i Billosz cudny ksiaze z krainy oz, co spi w szafie i wciaga karaluchy po katach wzialby ja na raz i by sie kobieta uspokoila, a tak to co? No popatrz ty tylko.... panikuje jak te baby ze sredniowiecz na widok emm.. czegos tam. A tak to by sie zamknela, pozniej zapewne by sie jej to psodobalo i sama by lapala w lapy bruneta, wciagala w pieczary i tegesila ;D Tylko niech pamietaja o zabezpieczeniu, kolejny Mephisto nie jest swiatu potrzebny xD
    Chyba bredze nie? Nie wazne, czekam na kolejny, ktory mam nadzieje bedzie szybciej nizeli pozniej i go zobacze na swym zlomowanym aczkolwiek nowym gadu ;DD

    OdpowiedzUsuń
  6. buhahahahahah boskie to jest :D

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D