piątek, 25 maja 2012

Scene XIX

Doszłam do dwudziestego rozdziału, Leute! I nie mam ani jednego w zapasie!... -.-
Tak czy siak, dzisiejsza część jest krótka i... emm... taka sobie <wzrusza ramionami ze zrezygnowania>
EDIT: Żal.pl to ciągle XIX rozdział :D
><><><><><><><><><><><><><><><><

Zaraz po wypraniu psów, które wcale nie było łatwym zadaniem, wróciłyśmy do pokoju, by ćwiczyć układ, bo - TAK! - Sasha chciała zrobić jakiś głupi układ do piosenki, jakby nie można było tak po prostu zatańczyć. Żal.
No ale to była Sasha, po niej można się wszystkiego spodziewać.
- Ej, a może tak coś z Nicki Minaj? - Chloe odwróciła laptopa w naszą stronę i zaczęła się podejrzliwie śmiać w stylu 'łyhyhyhy'.
- Oh, to by było zajebiste!... - oczy blondynki zalśniły, a ja nabrałam ochoty strzelić sobie w głowę.
Byłam tu jedyną, która wcale tego nie chciała i to jak zwykle. Nie. fair. Kompletnie.
- Ej, a w co się ubierzemy?
- O! O! Mam pomysł!

No dobra. Skończyło się na tym, że Chloe miała na sobą bardzo obcisłą małą czarną, którą bym nigdy nie założyła, jeśli by się mnie ktoś o zdanie spytał, Sasha miała na sobie jasne szorty i białą bokserkę, a ja - wykłócając się ile wlezie o swoje prawa - dostałam jakieś strasznie przylegające do ciała biodrówki i chciałam się załamać i to odczucie się wzmogło, jak dostałam przykrótką koszulkę z długim rękawem z szerokim kapturem, który se miała na głowę założyć, odkrywającą mój brzuch i było mi słabo, a one jeszcze we mnie wmusiły szpilki, które z resztą każda z nich założyła.
To się nazywa pech, że mam taki sam rozmiar buta co Sasha.
Żebyście się nie pogubili, to wam nawet tekst pokażę.

I got a feeling that you 'bout to get it
Cause baby I'm killing this dress, boy get with it
Tonight I ain't playing no more, boy I'm staying over
If you're ready babe, let me know

But don't you wrap me up, babe if you ain't ready to go
Don't be ticking on my bomb if you ain't 'bout to blow
I'm all in it like a playing card, you're my all know
So let's go, whoooo.

Chorus (X2)
Cause I'm a machine, baby
And you got the keys, baby
I'm a machine, baby
And I'm unstoppable!

Male Voice:
I want your body baby.
I want your body baby.
I wanna tear you apart and rebuild you baby <- tego nie ma, żadna z nas nie udaje faceta.

I'm like an engine baby, boy I'm runnning
And you got a target on your body, I'm gunning
Cause I got a weapon right here, ain't no guessing around here
Cause I'm lethal babe, ooh oooh.

So don't you touch me right there, if you ain't ready to rock
Boy I'm counting on you to hold me like the hands on a clock
Want you loving me harder than this beat making knocks.
So let's go, whoooo

Chorus (X1)

I tu jest znowu ta wstawka z facetem, ale my se tam tańczymy i jak już mówiłam, żadna z nas nie udaje faceta.

Chorus (X1)
And I'll take you where you wanna go!

Tak, wiem. Ta piosenka jest głupia, ale w porównaniu do tego, co one mi pokazywały, wolałam tą. Tak czy siak, Chloe śpiewa pierwsze części zwrotek, Sasha te drugie, a ja refren.
O. I pewnie się zastanawiacie, dlaczego tak dobrze chodzę w szpilkach?
To Sasha. Chyba nic więcej nie muszę wyjaśniać?
Taaa...
Muszę powiedzieć, że Sasha naprawdę do serca sobie wzięła ten zakład. Jak się z resztą dowiedziałam, tutaj robili zakłady z byle drobnostki, dla zabawy. W każdym bądź razie blondynka zaplanowała wszystko i jeszcze jeden szczegół więcej. Zdecydowała, że wystąpimy w salonie i wymyśliła, że zrobimy z beżowych zasłon coś w stylu... teledysku Beyonce do 'naughty girl'. W sensie, że se światło będzie odbijało cienie na tych zasłonach, za którymi się schowamy, zanim wyjdziemy. I muszę przyznać, że to było całkiem niezłe.
Tak więc wzięła dwa wieszaki i zawiązała sznurek, który swoją drogą nie mam zielonego pojecia skąd wytrzasnęła i zawiesiłyśmy na nim tą zasłonę tak ciasno, że wyglądała jak płótno. Wynalazłyśmy jeszcze duże lampy, które ustawiłyśmy pod dobrym kątem, patrz jako 'Chloe stała od strony "widowni" i była cisza i cisza, aż w końcu krzyknęła "Sasha, wydać twój wypięty tyłek!" i lampy przestały zmieniać swoje położenie'. Emmm... Tak. Byłam odrobinę bardzo mocno zdenerwowana, bo Billa nie widziałam od wczoraj, gdzieś z rana. Potem było to kąpanie tych psów i potem były ćwiczenia, więc byłam ciągle zajęta i właściwie rzecz ujmując... To wcale nie było zabawne, bo w sumie nie było sensu mu imponować, skoro był gejem. O matko, jestem żałosna.
W każdym bądź razie, 'spektakl' był ustawiony na wieczór, gdy robiło się już ciemno i lampy dawały niezłą poświatę i fajny klimat. Więc reszta domowników została zwołana przez Chloe, która de facto zza zasłony wychodziła pierwsza, więc gdy tylko weszli do salonu, ja z Sashą stałyśmy już na swoich pozycjach z rękoma założonymi za głową i dosłownie z wypiętym w bok tyłkiem, za co zostałyśmy ogwizdane. Masakra.
- Widać mój brzuch... - mruknęłam, a kosmyk z moich falowanych włosów załaskotał mnie w twarz i prawie kichnęłam.
- Przestań zrzędzić, wyglądasz sexy. - zaoponowała Sasha, a ja przewróciłam teatralnie oczami. Ja i przymiotnik 'sexy'. Pffff, taaa, jasne...
David Guetta Feat. Crystal Nicole - I'm a Machine
Rozległy się basy i Chloe wpadła za zasłonę, chichocząc jak najęta, aż ktoś z pseudo widowni parsknął śmiechem i strzelam, że to był Tom.
Posłałyśmy sobie spojrzenia, który chyba miały dodać otuchy, choć na mnie to niezbyt zadziałało. Pewnie będę fałszować i... Ło matko. Zamknij się.
Gdy do basów doszły bity, zaczęłyśmy do rytmu kołysać biodrami jak w 'beautiful liar'. A może to był taniec brzucha? Kij z tym.
Chloe wyszła i zaczęła śpiewać, a z widowni rozległy się gwizdania i oklaski. Serce waliło mi tak mocno, że jego pulsowanie czułam w gardle. Nie będę fałszować. Nie będę fałszować. Nie będę fałszować. Nie będę fałszować, do cholery!
Sasha wyszła, a wrzawa jeszcze bardziej się wzmogła. O matko. Oni zachowują się jak banda nieokrzesanych dzikusów.
No trudno. Dam z siebie wszystko i przynajmniej będę miała poczucie, że dobrze wykonałam swoje zadanie.
Trzy... dwa... jeden...
- Cuz I'm a machine baby... - zaczęłam śpiewać, mając nadzieję, że skupiłam na sobie wszystkie oczy. Adrenalina uderzyła mi do głowy i nagle poczułam, że mogę wszystko. Uwielbiałam ten stan, gdy śpiewałam. Nieporównywalne do niczego innego.
Odwróciłam się twarzą do materiału, w dalszym ciągu tańcząc, co w sumie mogłabym określić słowem 'zmysłowo'. I wtedy idealnie na wejście do drugiego refrenu zobaczyłam dłonie, które szybkim i sprawnym ruchem rozerwały zasłonę i zobaczyłam wszystkie twarze z ustami otwartymi w kształcie 'O'. Hmm... Nieźle.
Kocim ruchem wyszłam na 'scenę', a dziewczyny ruszyły zaraz za mną. Powoli uformowałyśmy się w rząd, stając prawym bokiem do 'widowni' i wraz zakończeniem refrenu Chloe dała mi porządnego klapsa, aż pisnęłam. Znowu zaczęli klaskać i śmiać się. O matko. Podobało mi się to!
Choć Chloe potem zabiję.
Tym razem tańczyłyśmy jak w 'super bass', kopiując każdy ruch Nicki Minaj z jej choreografii, gdy tak sobie tańczyła w tym kusym topie i szortach. 
W refrenie rozdzieliłyśmy się, każda tańcząc na swój własny sposób. I miałam głupie wrażenie, że Bill się na mnie gapi, ale to pewnie kwestia oceniania śpiewu czy coś, ale... było mi duszno.
A potem w tej ciszy, gdy słychać była tylko muzykę, zwolniłyśmy tempo tańczenia, by przykuć uwagę do ciał, wyciągając ręce do góry, by wyeksponować ruch bioder i zwinność brzucha. A potem obróciłyśmy się kilkukrotnie, znów tworząc układ jedna za drugą, bokiem do widowni i opierając się każda o siebie, zaczęłyśmy wspólnie śpiewać refren.
I to było dość zabawne, bo Sasha opierała się o mnie, a ja o Chloe, trzymając ręce na pośladkach blondynki, a Ruda miała ręce na moich. I tak tańczyłyśmy, każda ocierając się o drugą i chciało mi się śmiać. I w końcu ja oparłam się o plecy Sashy łokciem i Chloe o mnie i niemal wydyszałam:
- And I'll take you where you wanna go.
Chwilę jeszcze tak stałyśmy w tej pozie, aż w końcu wybuchnęłyśmy śmiechem tak głośnym, że pewnie nawet sąsiedzi nas usłyszeli.
- Wygrałaaaaaaaam!... - sapnęła Sasha i dopiero wtedy przyjrzałam się przegranemu. Jego wzrok powoli sunął od Sashy, przeze mnie do Chloe i chciałam wiedzieć, co naprawdę myślał o tym występie i oczywiście o mnie, co było głupie, ale miałam dość ciągłego upominania się, że nie powinnam. Byłam zmęczona udawaniem, że to mogło stanąć w bezpiecznym miejscu. Nie mogło. Nie umiałam tego zahamować.
Nagle spojrzał na mnie tak dziwnym wzrokiem, aż podskoczyłam. Był intensywny. Inaczej określić tego nie mogłam. Patrzył na mnie tak, jakby chciał wypalić dziurę w mojej głowie i zrobiło mi się niesamowicie gorąco. O matko, co się dzieje? Dlaczego on taki jest?
- Daj mi pół godziny i spotkamy się na siłowni. - powiedział niskim głosem, po czym nie oczekując na jakikolwiek komentarz, wyszedł z salonu.
O matko, miałam go pilnować!... JA?!
- Dziewczyny, rządzicie. - oznajmił Gustav, a Georg pokiwał głową.
- A Bill nie wytrzymał napięcia. - zachichotał i reszta parsknęła śmiechem.
No ale co ja mu takiego zrobiłam, że on się tak dziwnie gapił? Nie podobało mu się pewnie. Najwyraźniej jeszcze bardziej się do mnie zniechęcił. Nosz kurde. Mam pecha, do cholery.
Odsunęłam się od dziewczyn i wsadziłam ręce w kieszenie. I dopiero co wpadło mi do głowy, by zwiać, zanim ktokolwiek sobie przypomni o tym, co powinnam zrobić, gdy Sasha triumfalnie podskoczyła i odwróciła się do mnie.
- Pamiętaj, 300 uderzeń, nie mniej!
Szlag.
A co ona by powiedziała, gdyby to ją podstawić zamiast tego worka treningowego? Pff.
- Sasha, słuchaj, ja nie...
- Koniec tematu, widzimy się pod siłownią. - wyszczerzyła do mnie zęby.

Nie było jej pod siłownią.
W sensie... Spóźniłam się nawet trochę, by pokazać, że mi nie zależy, choć zależało jak jasna cholera. No i schodzę sobie na drugie piętro i idę w stronę tej siłowni i pustka. Myślę sobie, okej, to pewnie jest już w środku. To otwieram drzwi i momentalnie tego pożałowałam.
Był tam tylko Bill.
I to bez koszulki.
I to w spodniach, które skandalicznie nisko wisiały na jego biodrach.
Niech mnie diabli wezmą. Chyba zabiję tą podłą dziewuchę!
- A gdzie... - o BOŻE! To zachrypnięte coś, to ja?! - Gdzie... - odchrząknęłam, ale zanim porządnie wyprodukowywałam pytanie, on spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem i zrobiło mi się słabo.
- Daj spokój. Przecież to oczywiste, że nie przyjdzie. - westchnął i machnął na mnie ręką. - Wchodź. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy i będziemy mogli się zająć czymś pożyteczniejszym.
Skinęłam głową, nie wiedząc co powiedzieć i weszłam do środka. Boże, co ja mam ze sobą tu zrobić?! I co ja mam zrobić, by nie gapić się na jego odsłonięte ciało?! O matko! O matko!
Rozejrzałam się wokół i zdecydowałam się usiąść na jakiejś dziwnej ławeczce oddalonej od Kaulitza o jakieś dwa kroki.
To będzie katastrofa. Już to czuję.
- Dobra, jestem gotowy, jak widzę, ty też, więc zaczynajmy. - strzelił palcami i chwilę krążył dłońmi, chyba na rozgrzanie nadgarstków. - 300 razy, w porządku. To licz. - i zaczął uderzać z takim impetem i taką szybkością, że chyba już na starcie się zgubiłam.
O mamo. On miał naprawdę nieźle wyrobione mięśnie. Pewnie nawet już bym nie mogła objąć jego bicepsa dwoma rękoma. O Jezu, skup się na liczeniu!
89, 90. 91, 92, 93, 94, 95, 96, 97, 98, 99, 100, 101...
On jest szybki. Teraz to już nawet się nie dziwię, że Louis miał złamany nos. Za żadne skarby nie chciałabym od niego dostać, ale gdyby tak miał stanąć w mojej obronie, by komuś porządnie przyłożyć, to czemu nie...
- Ile już? - spytał tak, jakby w ogóle się nie zmęczył.
O kurwa! Ile to już było?!
Emmmm...
- 115. - odparłam, starając się brzmieć profesjonalnie i przekonywująco i natychmiast powróciłam do liczenia. Szlag! Po grzyba pyta?!
- O już? - na jego twarzy wymalowałe się autentyczne zdziwienie. W dalszym ciągu nie przerywał uderzania i przez to się chyba znowu zgubiłam. - Chyba dzisiaj pobiję rekord.
O mamo. To on tak ćwiczył wcześniej? To znaczy, że to tylko czysta formalność? To znaczy, że on nie robi pokazu z tym nie-męczeniem-się i nie-zwalnieniem-tempa?
I wtedy nagle doleciał mnie jego zapach i nagle przestałam myśleć. I mój wzrok sunął już tylko po jego klatce piersiowej w górę i w dół inhalując się tak mocno, że myślałam, że mi pękną płuca. O mój Boże. Co ja najlepszego wyprawiam?! A jeśli on to widzi?!
Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Ja oszaleję! Kurwa!
ZNOWU NIE LICZYŁAM!
Wbiłam oczy w worek, choć mimowolnie zezowałam (bo to już nie było zerkanie) na jego ciało.
Ono musiało być miłe w dotyku. Wyglądało tak... tak... że chciałam je dotknąć tak bardzo i...
- Ile już?
KURWA!
Emmm... Emmm...
- 200. - powiedziałam, próbując zapanować nad cholernym zezowaniem.
Niech cię szlag, ty cholernie seksowny Kaulitzu! Dlaczego jesteś gejem?!...
O matko, on miał kolczyka w sutku.
O nie! Nie myśl o tym! NIE MYŚL!
Różoweee gumisiee skakałyyy po poluuu... różoweee gumisieee narobiłyyy szołuuuu... zrobiły striptiiizz...
Kurwa! Dlaczego widzę gumisie o twarzach Kaulitza?! WRRRR!!
No nie! No nie!
I te jego mięśnie prężyły się przy uderzeniu i o matko! Pomocy! Pomocy!
Chciałam zakryć oczy rękoma, ale... o Jezu, znowu nie liczyłam!
Emmm...
281, 282, 283, 284...
O Boże.
Nagle poczułam się tak, jakby moje serce stanęło i wybuchło. Jakieś straszne stworzenie zaczęło wiązać moje wnętrzności w urocze supełki, aż zrobiło mi się nieznośnie słabo i otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc, co znowu ze sobą począć.
Nigdy jeszcze nie widziałam tak pięknej twarzy. Jeszcze nigdy nie przyciągała mojego wzroku jak teraz. Jeszcze nigdy się tak nie czułam.
- 300. - oznajmiłam podniesionym głosem i nie wiem jakim cudem udało mi się wyjść z siłowni w jednym kawałku, gdy czułam, że rozsypuję się jak pył na wietrze.
Niech to jasny szlag trafi.
Moje zagmatwane uczucia wobec niego przeszły na wyższy poziom. Czadersko! Pogratulujcie mi zwinnej i sprytnej inteligencji!
Szlag.


300? Może nie lubił zbytnio matematyki, ale bez problemu mógł przyznać, że doliczył się 423.
Usiadł na ławce na tym samym miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała brunetka i zaczął lekko rozmasowywać napięte mięśnie ramion. Pobił rekord i to wszystko przez nią. Nigdy tak bardzo się nie starał, bo robił to z czystej przyjemności lub by wyrzucić z siebie negatywne emocje.
Westchnął i oparł się o chłodną ścianę, czując, że właśnie zbliża się do sytuacji, która go zmusi, by spędzić tutaj cały dzień.
To dziwne, jak jasno i czysto myślał podczas wysiłku.
Przeczesał włosy rękoma i oparł się łokciami o kolana.
Znowu się w coś wkopał i bardzo mu się to nie spodobało. Nie potrzebował drugiego Louisa, ani żadnych innych niestabilnie emocjonalnych ludzi w jego życiu. Mając coś takiego do wyboru, wolał być sam.
Ale to...
Teraz to musi się nad tym bardzo poważnie zastanowić.


><><><><><><><><

Billosz taki myślący :D

piątek, 18 maja 2012

Scene XVIII

Nie wiem, czy już to mówiłam, ale to jeden z moich ulubionych rozdziałów, łeheheh :D

><><><><><><><><><><><><><><><

O matko boska. Ta impreza to jakaś katastrofa kulturowo-społeczna.
Ja już nawet omijam fakt tego pijaństwa, co nie? No bo spoko, skoro ludzie lubią się poniżać, to dlaczego ja mam ich oceniać? Ja nie lubię, oni lubią, okej. Różnice w wychowaniu? Różnice w sposobie wyrażania samego siebie? KIJ Z TYM.
Ale co ja złego zrobiłam, że Louis mnie wybrał na swojego spowiednika? W sensie, nosz do kurwy nędzy, czy ja wyglądam jak konfesjonał?!
Daleko mi nawet do siostry zakonnej!
I on najwyraźniej mi wybaczył incydent w markecie!
(Nie, żeby mi na tym szczególnie zależało)
Ekhem... No więc tak.
Bill zaciągnął go do kibla, potem Sasha zwaliła na mnie winę, że niby to ja byłam odpowiedzialna za to, że gumka Tomowi strzeliła (FUJ) i potem się biedaczka załamała i chciała się całkiem zalać, za co dostała ode mnie porządną zjebkę i się w końcu ogarnęła.
Chloe zniknęła.
Po dziesięciu minutach bardzo intensywnych poszukiwań doznałam z deczka urazu, gdy dodałam dwa do dwóch i wyszło mi cztery - Chloe była z Gustavem na dworze.
Nieee, ja nikogo nie śledzę, nie jestem Louisem! Ja ciągle się zmagam z moim alter ego - matką Teresą. Niełatwo udźwignąć takie brzemię. Ludzie posądzają cię o jakieś niestworzone rzeczy i nie ma się jak z tego wybronić, bo rzeczywiście w tym jest jakieś ziarnko prawdy.
NIEWAŻNE.
Chloe była bezpieczna, Sasha też, nadszedł czas na mnie.
Louis przybiegł do mnie z płaczem, a ja strzeliłam kolejnego facepalma, dochodząc przy okazji do wniosku, że gdy już wrócę do domu w Sterling Heights, będę miała płaską twarz, bo wbiję sobie nos do potylicy. Tak wpływają na ludzi wakacje.
- Czego znowu chcesz, pluszakuu? - wyjęczałam spomiędzy palców. - Zostaw mnie, idź wyżalić się do lustra, on przynajmniej podzieli twoje emocje...
- On mnie przeleciał i zostawił tak po prostu, a było tak dobrze!... - wychlipał i na moje nieszczęście, dostałam najbardziej obrzydliwe szczegóły seksualnego aktu EVER. - I on znowu mi mówił, jaki mój tyłek jest ciasny i znowu mówił... - urwał, gdy zaczęłam przeraźliwie piszczeć, nie zwracając na siebie uwagi przez zalanych imprezowiczów. - Muszę powiedzieć, że moja reakcja była podobna! - zachichotał przez łzy, na co ja niemal zaczęłam ryczeć. Chciałam odejść, ale kiedy ja robiłam krok w bok, on robił krok w moją stronę. Byłam w dupie. Choć nie bardziej, niż Bill. FUUUUUUJ!... - I to był znowu jeden z najlepszych orgazmów w moim życiu, ty po prostu nie wiesz, jakim on jest kochankiem!
- LOUIS! - ryknęłam i nagle wszyscy na nas spojrzeli. Wreszcie, do kurwy nędzy! - LOUIS! - no kurwa, byłam speechless! Miałam ochotę złapać za krzesło i mu przyjebać! - Co ty sobie ubzdurałeś w tej różowej główce, do jasnej cholery?! Nie jestem twoją przyjaciółką, ani twoją mamusią, żebyś mi opowiadał o takich rzeczach! Co ty sobie wyobrażasz w ogóle?! Nie obchodzi mnie to! To twoje gówno, które musisz sprzątnąć, nie mieszaj mnie w to! - wykrzyczałam, czując, że mogłabym jeszcze więcej. I nagle Louis się zbulwersował, bo chyba najwyraźniej nie oczekiwał takiego obrotu sprawy i chyba chciał mi coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, pięść obok poszybowała z prędkością światła w pluszowy ryj Louisa i ten zaliczył efektownie glebę, aż hukło.
Emmmm... What the fuck?
- Mam jakieś takie wrażenie, że na niego już nic nie działa. - wymruczał młodszy Kaulitz tak niskim głosem, że zrobiło mi się momentalnie gorąco. - Normalnie to się nie znosimy i nie odzywam się do ciebie, gdy nie muszę... - spojrzał na mnie znacząco, a ja przełknęłam głośno ślinę. - no ale teraz muszę. Nie rozmawiaj z nim i po prostu rób wszystko, by go zignorować... - urwał, gdy z podłogi doszedł nas głośny jęk.
- Biiiiillyyyy... Jak mogłeś?...
- Zrobię to jeszcze raz, jeśli tak bardzo tego pragniesz. - odparł beznamiętnie, a ja spoliczkowałam się mentalnie za gęsią skórkę, jaką wywołał ten morderczy wzrok Kaulitza.
- Zrobisz to jeszcze raz?! - wyraźna nadzieja w głosie Louisa skłoniła mnie do refleksji na temat jego inteligencji, a właściwie jej braku... o matko, ależ on był głupi... Czy to nie było logiczne, że on mówił o biciu, a nie pieprzeniu? - Naprawdę zrobisz to jeszcze raz?! - poderwał się na równe nogi, jakby już zapomniał, że zwijał się z bólu.
Ołć. Będzie buba.
- Jasne. - czy ktoś stojący najbliżej nie powinien go powstrzymać, zanim on zmasakruje cukierka? Oh, chwila. JA jestem najbliżej.
No cóż...
Go all the way, man!
I jakby usłyszał moje myśli, Bill znów wziął zamach i tym razem przywalił mu tak mocno, że usłyszałam trzask kości. Oł madafaka. Skąd Kaulitz miał tyle siły?
- Nie zbliżaj się do mnie. Jesteś żałosny i po tym co zrobiłeś nie mam zamiaru nabrać się ponownie. - oznajmił lodowato do znowu leżącego Louisa, który jak na mnie, to chyba zemdlał. - Jeszcze raz cię spotkam, a gwarantuję, że to już nie skończy się tak optymistycznie, jak dzisiaj.
- Jeszcze zobaczymy. - dobiegł mnie chrapliwy śmiech z podłogi i wytrzeszczyłam oczy na widok zakrwawionego cukierka, który w żadnym przypadku nie przypominał landrynek. Jego twarz wykrzywiała taka agresja, że zaczęłam się czuć niekomfortowo w jego obecności. - Jeszcze zobaczymy... - wymruczał głosem, zupełnie nie przypominającym głosiku Louisa the Fluff, którego widziałam przed chwilą. To było... On był...
On był przerażający.
Bill roześmiał się drwiąco, a ja zrobiłam krok do tyłu. To było złe. Oni byli źli.
- Skończyłem z tobą. Nie zbliżaj się do mnie, ani do moich ludzi. Obiecuję, że w innym przypadku będzie smutno. Bardzo smutno. - dodał dobitnie, po czym spojrzał na mnie przelotnie i machnął na mnie ręką, najwyraźniej chcąc, bym podążyła za nim.
Emmm... Ok. Okej.
O matko, ponawiam stwierdzenie, że ta impreza to kompletna katastrofa.
- Myślałam, że Louis to fluff. - bąknęłam, czując się dziwnie, że w sumie kierowałam to do BILLA. I to bez złości i bez negatywnych emocji i w ogóle o-matko-czułam-się-tak-dziwnie-że-to-mi-się-w-pale-nie-mieściło-bo-czułam-się-tak-jakby-mnie-uratował-przed-jakimś-potworem. O ludzie. Ja świruję.
- Louis jest świetnym aktorem i nawet ja się raz dałem nabrać. - warknął mi w odpowiedzi i odechciało mi się z nim rozmawiać. W sensie... Właśnie. To po prostu nie ma żadnego sensu. To... To wszystko. Nie ma sensu. Żadnego. - Nie rozmawiaj z nim. Nie daj się wciągnąć w jego gierki, bo możesz dostać rykoszetem.
Czy ja już wspominałam, że on miał na sobie na sobie czarny podkoszulek, który bardzo mocno strasznie go opinał i jakieś jasne dziwne spodnie i ten jego zwierzęcy makijaż sprawiał, że jego wzrok był jeszcze bardziej drapieżny i i po prostu mi się słabo robiło, jak go widziałam? Wspominałam to? Nie? No to mówię.
Przysięgam, że mam nogi z waty jak tak za nim się toczę.
- Odwiozę dziewczyny, a ty zajmij się resztą! - rzucił, jak okazało się, do Toma i przeszły mnie dreszcze.
A czy wspominałam, że jego zapach doprowadzał mnie do zawirowań przed oczami?
Jak ja mam siedzieć w jednym samochodzie z tym człowiekiem? Przecież ja pewnie zemdleję. I to nie jest zabawne, więc nawet nie próbujcie sie uśmiechnąć.
Łaziłam za nim niczym cień, kiedy on przeczesywał każdy kąt w poszukiwaniu Sashy i Chloe i kiedy w końcu w piątkę (bo Gustav był ciągle z Chloe, co było dziwne) wracaliśmy do domu, zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że nikt nie powstrzymał Billa przed uderzeniem pralinki z gorzkim nadzieniem. I dlaczego nikt mu nie pomógł potem i dlaczego tak po prostu odeszliśmy, a reszta tak po prostu wróciła do zabawy. I już pomijam poziom upojenia alkoholowego.
Louis był zły. I Louis skrzywdził Billa.
Co też oznacza, że Kaulitz udaje takiego twardziela. Tak naprawdę jest inny.
Więc co ja zrobię, gdy odkryję jego prawdziwe 'ja'?
Jeśli był w stanie mi się spodobać przy tak paskudnym zachowaniu, to...
O nie.

Nie zemdlałam w samochodzie.

Ale zostałam obrzygana przez Chloe.

Następny dzień był chyba najgorszy z tych wszystkich, które dotychczas tutaj przeżyłam. Już pomijam fakt, że moje ulubione spodnie były całe w wymiocinach i tak dalej.
Ale wszyscy, dosłownie WSZYSCY (prócz mnie oczywiście, duuh) mieli kaca. Nie chcecie wiedzieć jak pusty jest ten dom, gdy nikt się nie kręci. I jak cicho jest.
I na mnie spadło karmienie psów. Nie mówię, że to jakaś kara czy coś, ale przypominam, że Mephisto ciągle mnie nie lubił i udziobał mnie w palca, gdy nakładałam mu jedzenie do miski.
A Sternchen się - przysięgam! - zesikała, jak zobaczyła, że ją karmię, więc musiałam jeszcze po niej sprzątać. Dzień był po prostu idealny. Musiałam łazić do dziewczyn i co jakiś czas sprawdzać, czy przypadkiem się nie udusiły przez sen, czy coś i po prostu... ehh... szkoda gadać.
Poszłabym jeszcze sprawdzić co u chłopaków, ale... nie, dziękuję. To nie byłby dobry pomysł w ogóle.
Wolny czas spędziłam na dzwonieniu do mamy, by opowiedzieć jej, co się mniej więcej - bardziej mniej, niż więcej - działo i czy jestem ogólnie zadowolona z wyjazdu.
I w sumie byłam. Znaczy zadowolona z wyjazdu. I małymi kroczkami zbliżał się miesiąc, od kiedy tu byłyśmy i zaczęłam sobie zdawać sprawę, że nie jestem jeszcze gotowa by wyjechać, że chcę tu spędzić cały wolny czas mi pozostał do końca wakacji.
I to nie było tylko to, że głupi Kaulitz, który pewnie nie miał kaca, tylko wiedział, że inni zdychają i nie chciał mnie widzieć pałętającej się po domu, mi się podoba. Który jest gejem i ciągle o tym zapominam, niech to szlag.
Polubiłam Gustava i Toma, choć byli facetami.

- Ty jesteś jak słoń w składzie porcelany, człowieku! - oburzyła się blondynka. - Tak samo jak na scenie, tańczysz tak, że się dziwię, że te wszystkie twoje faneczki wciąż cię uwielbiają! Chyba, że to działa w stylu 'oh matko, on jest taki niezgrabny, że aż uroczy, chciałabym go przytulić tak mocno, że aż by mu oczka wyszły na wierzch'! - udała, że mdleje i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Jesteś tak dowcipna, że zastanawiam się, czemu idziesz na dziennikarstwo, a nie na klauna. - młodszy Kaulitz przewrócił oczami i ostentacyjnie skrzyżował ramiona, a Gustav, który wraz ze mną i Chloe przyglądał się temu przedstawieniu, wciągnął ze świstem powietrze.
- Oho! Zaczyna się! - rozsiadł się wygodniej na kanapie, a na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.
Serio. Po dniu zgonu, wszyscy są nadaktywni. I nawet Bill łaził po domu i nucił i czasami sobie nawet podrygiwał nieznacznie, co chyba miało być tańcem, ja nie wiem... No ale wtedy dopadła go Sasha i zaczęła się z niego nabijać i tak skończyliśmy w salonie (ja z Chloe siedziałyśmy tu od początku, to oni doszli - my ich nie śledziłyśmy, w przeciwieństwie do szukającego sensacji Gustava), wbijając sobie szpilki chyba z każdej możliwej strony.
Przyznam, że gdy słuchało się ich przytyków, nie można było siedzieć z ponura miną. Powiem krótko - to debile.
- Kto tu jest gwiazdą na skalę światową, do cholery? - Bill spojrzał na nią z wyższością, z którą szczerze powiedziawszy, patrzy na mnie cały czas. - Jeśli nikt mi tego nie powiedział prosto w twarz...
- Ja ci to mówię, gdybyś nie zauważył.
- ... to znaczy, że chyba nie wiesz co mówisz! Jestem artystą, jestem znany i...
- Chloe cię nie znała. - blondynka wskazała na Rudą, a Billa zapowietrzyło.
- Mała, czemu jesteś przeciw mnie? - Kaulitz wbił wzrok w niewinną dziewoję, a ta zaczerwieniła się.
- Bo ja nie słucha...
- MILCZ!
- To jest dowód na to, że nie jesteś taki piękny i genialny i sławny, jak się roi w twojej głowie, ty zakompleksiony, nie umiejący tańczyć...
- A może ty umiesz tańczyć i śpiewać za jednym razem, ha?!
Uuu. Wpienił się chyba z deczka.
- ZAKŁAD! - wrzasnął Gustav, aż mnie wzdrygło, łącznie z moimi bębenkami usznymi i zanim ogarnęłam sytuację, Georg i Tom byli już w salonie.
- Jaki zakład? - zatarł ręce basista, a ja i Chloe spojrzałyśmy po sobie z kompletnym niezrozumieniem wymalowanym na twarzach.
Bill wskazał palcem na Sashę, która patrzyła na niego wyzywająco i rzekł:
- Pojutrze zaprezentujesz mi swój śpiew i taniec w tym samym czasie i jeśli stwierdzę, że jesteś do bani, jedziesz do downtown w stroju klauna ze swoim imieniem i nazwiskiem wymalowanym na czole, śpiewając Britney Spears!
Sasha ryknęła śmiechem.
No cóż.
- I kto tu jest dowcipny, sieroto, jeśli myślisz, że wygrasz?! - rzuciła z błyszczącymi oczyma. - 300 uderzeń na worek treningowy bez żadnej przerwy i Natasza będzie cię pilnować i nie udadzą ci się żadne sztuczki, bo na nią nie działasz! HA!
- Zaraz! - uniosłam rękę do góry, a Sasha chwyciła ją i pociągnęła mnie na równe nogi.
- Dziewczęta, musimy się przygotować!
- Ale zaraz! Zaraz, że co?!
- Zakład. - oznajmiła dobitnie Sasha i zaciągnęła mnie i Chloe na górę, choć opierałyśmy się, jak tylko mogłyśmy.

- To nie!
- Jak to nie?! Przecież to jest czadowe!
- Chyba postradałaś rozum!
- Nawet nie próbuj nam wmawiać, że to jest dobre, bo chyba naprawdę masz nierówno pod sufitem!...
- No dobra. To może to?
- Emmm...
- Nie.
- No kurwa, co z wami?
- Masz pojebany gust muzyczny, to co się dziwisz?
- Dobra, zamknijcie się, ja poszukam.
- Ty nie szukaj, też nie masz gustu, skoro nie słyszałaś o najjaśniejszej gwieździe rocka, z którą mieszkasz pod jednym dachem.
- Może miała rację? W końcu tak jasno to on nie świeci ostatnimi czasy...
- Zamknij się, mówisz o moim przyjacielu, ty mała pierdoło, szukaj tej piosenki, do jasnej cholery!
- Tak i teraz to wszystko na mnie, nie? Boże, z kim ja się zadaję...
- Już ty nie zaczynaj swojej litanii, jakie my złe jesteśmy, ty...
- Już! Mam wizję!
- Wizję?
- Nom.
- Ok, dawaj.
- Emmm... A jest wersja instrumentalna?
- Dla chcącego nic trudnego, moja droga.


Ona coś kombinowała.
Był święcie przekonany, że ona coś kombinowała, bo jak często tu bywała, ani razu jej nie wpadło do głowy, żeby wykąpać psy.
To pewnie miało coś wspólnego z tym zakładem, co ustanowili. Swoją drogą, to dopiero pierwszy, chyba, że o jakimś nie wiedział, choć on zawsze wiedział wszystko, więc tym razem raczej nie miało być inaczej. To znaczy, że jednak to był pierwszy zakład. A ona musiała coś kombinować.
Mógłby zacząć myśleć tokiem myślenia blondynki, ale niestety zdawał sobie sprawy, że jak człowiek zagłębi się w jej refleksyjne i abstrakcyjne szare komórki to zgubi drogę do wyjścia i zostanie tam na zawsze. Musiał po prostu stanąć twarzą w twarz z jej nowym pomysłem i zebrać informacje.
I właśnie dlatego, gdy tylko dowiedział się o akcji czyszczenia futer, niemal zadławił się, tak szybko przełykając kanapki ze śniadania, by popędzić na miejsce zbrodni. Żadnych hipotez. Żadnego zgadywania.
Zaraz potem zdał sobie sprawę, że powinien trochę odczekać, żeby nie wyszło, że jest zaintrygowany.
Z drugiej strony ona i tak wie, że tak jest.
No trudno.
Chwycił kubek z jeszcze parującą kawą i popędził niemal na złamanie karku na dwór. Zanim jednak przestąpił próg, efektownie zwolnił i kocim krokiem wyszedł na świeże powietrze z miną, jakby interesowało go wszystko, tylko nie to, co robiła jego przyjaciółka.
No tak. Mógł się domyślić. Nie była sama.
Blondynka machała szlauchem na prawo i lewo i zaczął się zastanawiać, czy ona naprawdę miała zamiar wykąpać jego psy.
Sternchen znowu się kręciła obok tej dziewuchy.
Zmrużył oczy, zatapiając usta w kawie.
Dlaczego akurat ją wybrała sobie na obiekt swojego uwielbienia? Przecież Chloe była znacznie bardziej sympatyczna. I nie była zdegradowana problemowo. I nie była taka dumna i nie była... Pff, nie myśl o niej. Żadnego z tego pożytku.
Chloe za to miała ładne włosy, naprawdę mu się podobały. Musiały być miłe w dotyku.
Stał tam tak dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy dać im znać, że tu jest, czy jeszcze przez jakiś czas się ukrywać.
Sasha skierowała strumień wody do góry tak, że niczym deszcz spadał na dziewczęta i zdecydował, że się nie ujawni.
Chloe zaczęła piszczeć, a tamta stanęła tylko jak słup soli, zapewne posyłając mordercze spojrzenie jego przyjaciółce.
- No co?! Pomyślałam, że psy chętniej się oddadzą na spa, jeśli zobaczą, że my przeżywamy to samo! - Sasha wybuchnęła głośnym śmiechem, przez co na jego ustach zagościł uśmiech. Lubił jej spontaniczność i poczucie humoru. Chyba właśnie tym go urzekła na samym początku.
- SASHA! - wrzasnęła ta, której nie lubił, gdy szlauch został skierowany wprost na nią, mocząc ją od góry do dołu. - Sasha, ja...! - urwała i odwróciła się plecami, a właściwie twarzą do niego i cofnął się o krok.
I wtedy to zobaczył. Jej mokre włosy i wilgotną twarz rozjaśnioną w uśmiechu, którego nie widział u niej nigdy. I mokrą koszulkę, która była tak cienka, że po przyklejeniu się do właścicielki, zobaczył szczupłe ciało i ładnie wyrzeźbiony brzuch i idealną talię. I zobaczył czarny stanik idealnie wpasowany w jej piersi i zaschło mu w ustach i zapomniał oddychać. Chłonął oczami każdy skrawek tego, co jakimś cudem zawsze chowała pod niedopasowanymi koszulkami z długim rękawem. Szumiało mu w głowie na myśl, że właśnie zobaczył, że Natasza, której nie znosił, była cholernie piękna i seksowna i...
Zachłysnął się powietrzem, czując się tak, jakby zaczął się dusić. Serce dosłownie tratowało jego wnętrzności i ona się odwróciła i zobaczył linię jej pleców i jej pośladki opięte mokrym jeansem i próbował się przywołać do porządku, ale nie mógł i próbował sobie wmówić, że to na niego nie działa, kiedy nagle poczuł tak gwałtowne uderzenie podniecenia, że zakręciło mu się w głowie i puścił kubek z kawą i właściwie chciał podbiec do tej dziewczyny i po prostu chwycić ją i zaspokoić rozszalałe emocje i zrozumiał, że nie mógł i minęła sekunda od upuszczenia kubka i on uciekł tak szybko, że zaskoczone mięśnie nóg omal nie spowodowały upadku, ale jego to nie obchodziło, bo musiał się skryć przed tą diablicą. Musiał się ukryć. Musiał.
Musiał.

><><><><><><><><><><

1.
If I die tommorrow miało być lepsze -.-
2.
Nie rozumiem, dlaczego jest szlauch, kiedy ja od zawsze mówiłam szlauf -.-

piątek, 11 maja 2012

Scene XVII

Jest sobota, no co? xD
Czy chciałam coś dodać?... Yep, ten rozdział sucks, żebyście się nie zdziwili :D
P.S. Edytuję rozdział, by dodać moje dzisiejsze odkrycie -> GEORCH = GIJOŚ.
Dziękuję za audycję :D

><><><><><><><><><><><><><><><><><

Żebym tylko wiedziała, w co ja wpakowałam Sashę...


- Przestań... - wydyszała, gdy chwytał jej delikatną skórę pomiędzy zęby z taką zawziętością, jakby postradał zmysły. Może je stracił. Musiał. A może robił to specjalnie... - Przestań, proszę... - jęknęła głośno, gdy trafił w czuły punkt.
Odbijali się od ścian, gorączkowo sycąc się bliskością, do której w ogóle nie powinni doprowadzić. To była gra, wiedziała o tym. Ale po głowie ciągle jej chodziła myśl, że to wymknęło się spod kontroli.
Jej przyjaciółka prosiła ją, by przyniosła jej telefon. Ale dlaczego miała wrażenie, że złapała się w sieć, utkaną w bardzo misterny sposób?
Nawet nie wiedziała w jaki sposób znaleźli się w studio nagraniowym. Mężczyzna metodycznie doprowadzający ją do obłędu zamknął drzwi i zanim udało jej się otworzyć usta, by zaprotestować, znalazła się na podłodze, otumaniona jego zamglonym spojrzeniem.
Ponownie jego usta odszukały jej spragnionych warg, roszcząc sobie do nich prawo, jakby to była kompletnie naturalna rzecz.
Była. Wiedziała, że była.
Chciała jeszcze oponować, ale gdy on złapał ją za pośladek, wszystkie 'nie, bo...' wyleciały z jej głowy.
Namiętność piętrzyła się w ich ciałach, nieuwalniana od tak długiego czasu, że nawet nie wiedziała, jakim cudem udało im się tyle przetrwać bez dotyku.
- Tom... - wyszeptała, choć nawet nie wiedziała, co chce powiedzieć. Ale on ją ignorował i może to było nawet lepsze wyjście z tej sytuacji. Uwielbiała to. Właśnie w taki sposób.
Jego język rozpalał każdy milimetr jej ciała i w tej gęstej ciszy, która ich spowijała, słyszała tylko jego ciężki oddech i jej własny, który co jakiś czas przemieniał się w miękki jęk, którego nawet nie próbowała powstrzymać. Po prostu wiedziała, że dźwięki aprobujące jego działania, jeszcze bardziej go pobudzały.
Kiedy zaczęła z nim współpracować?
W gwałtownej szamotaninie, jej koszulka pofrunęła na czarny fotel stojący przy konsoli, a jego koszula zawisła na lampie stojącej.
Blondynka zepchnęła go z siebie i usiadłszy na nim okrakiem, zaczęła powoli podciągać jego białą bokserkę, drażniąc jego ciepłą skórę paznokciami.
Boże, jak ona uwielbiała jego ciało...
Pochyliła się nad nim, by językiem zaznaczyć odsłonięty tors. Czuła mocne uderzenia jego serca i każde drżenie jego ciała i rozpalało ją to jeszcze bardziej.
Znali siebie na pamięć. Wiedziała czym go podniecić tak samo jak on wiedział co zrobić, by to ona wiła się w rozkoszy. Wątpiła, czy kiedykolwiek uda jej się osiągnąć taką bliskość z kimkolwiek innym. Zaufała mu na tyle, by oddać mu się bez reszty. Wierzyła, że robiła dobrze. I teraz świadomość, że tylko on to wiedział, sprawiała, że miała ochotę krzyczeć. To tak, jakby po wielu latach tułaczki wreszcie wróciła do domu.
I wdychać jego zapach... To było... To było...
- Uh!... - sapnęła, gdy ściągnął ją na ziemię, zrzucając koszulkę.
I gdy w końcu pozbyli się wszystkich ubrań i zębami rozerwał opakowanie prezerwatywy i kiedy w nią wchodził i zapomniała jak się oddycha, zrozumiała, że właśnie tak miało być. I nagle zrozumiała, że była w stanie mu wybaczyć to co zrobił, bo nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez niego.
I chwycił jej dłoń swoją ręką i znowu doznała poczucia bezpieczeństwa i tego idealnego wpasowania.
- Sasha... - jego głos wyrwał ją z otchłani, przywracając ją do rzeczywistości. - Sasha, spójrz na mnie.
Widziała w jego ciemnych oczach wszystkie uczucia, jakie się w niej kumulowały.
A gdy wbił sią w nią tak, że w całym pomieszczeniu rozległ się głuchy plask, wstąpiło w nią coś zwierzęcego. Objęła go mocniej nogami i przyciągnęła go do niemal brutalnego pocałunku. Czuła, że uśmiechnął się triumfalnie, ale nie obchodziło jej to.
Poruszali się w zgodnym, szaleńczym tempie, co nie miało nic wspólnego z uczuciem, dopóki nie osiągnęli spełnienia mówiąc rzeczy, których wyparliby się w jednej sekundzie, gdyby ktoś ich o to spytał.
Gdy jego ciało opadło na jej, Sasha ucałowała kącik jego ust, a on zamruczał błogo.
I gdzieś wtedy przekroczyli cienką linię, całkowicie odwracając ich wcześniejsze relacje.


Bliźniaki załatwili imprezę urodzinową dla Chloe gdzieś w klubie i wszyscy byli nieprzyzwoicie zadowoleni z tego faktu. Prócz mnie oczywiście.
Wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądało. Wszyscy uchleją się do nieprzytomności (prócz mnie), a zanim się to stanie, najpierw będą rzygać gdzie popadnie, a potem zaczną się do siebie obrzydliwie kleić. I tylko ja, ta trzeźwa, będę musiała na to patrzeć i tylko mnie zemdli od tych widoków. A potem jako ta jedyna trzeźwa, będę musiała po nich sprzątać i podawać im herbatki, tabletki, wodę, miskę, do której i tak nie trafią i ubrania na zmianę. Suuuper. Jeeeej.
No ale to nie była moja impreza, tylko Chloe. Grunt, żeby jej się podobało.
Dzień wcześniej pojechałyśmy z Sashą pod pretekstem zakupów na obiad (pewnie Ruda tego nie kupiła), by sprawić jej ciucholandzki prezent, którego miała nigdy nie zapomnieć. Nie mam zamiaru sobie przypominać, ile wydałyśmy, bo chyba bym się załamała. Ale powinno jej się spodobać, więc to w porządku.

Nie powiedzieliśmy nic o Louisie. Gustav zaznaczył, że Bill nie lubi, gdy ktoś o nim wspomina, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak naprawdę zerwali. Może to tylko poza, ten fluff? Może tak naprawdę jest bezwzględny i zdradzał na okrągło Billa, dlatego ten nie chce go znać?
A może on był taki naprawdę. Pluszowy i różowy.
Jedna i druga opcja była paskudna. Ale miałam wrażenie, że Bill sobie na to zasłużył, cokolwiek by to nie było.
Może byłam złośliwa przez Louisa?...

Gdy prezent od nas został zapakowany, a wszyscy inny opieprzeni przez Chloe, że mają jej nic nie kupować, zebraliśmy się do kupy i zabraliśmy się Kaulitzowymi samochodami do klubu.
To było oczywiste, że siedziałam w tym Tomowym audi, nie?

Aż czułam, że wydarzy się coś głupiego. W sumie zawsze na imprezach działo się coś głupiego, więc nie powinno to nikogo zadziwiać, ale... No cóż.
Na samym starcie wszyscy, których żadna z nas (mam tu na myśli mnie i Chloe, bo Sasha najwyraźniej była już dawno z nimi wszystkim obyta) nie znała, co jakiś czas podchodzili do Rudej, by złożyć jej życzenia.
Wydawało mi się to trochę... paskudne.
'Wypijmy za twoje zdrowie!'
'Wypijmy za solenizantkę!'.
Ludzie lubią pić. I nie rozumiem dlaczego.
I chcieli, żebym ja też to polubiła.
Hahah, zabawne.
Ja czułam się mega niewygodnie. Wszędzie wokół pałętali się jacyś dziwnie wyglądający z twarzy faceci, których starałam się unikać jak ognia, a jednak co jakiś czas się oparzałam. Niecałą godzinę później byłam tak sfrustrowana, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie ukraść Tomowi samochód i zwiać w piździec.
Ale wtedy minęła i zaczęłam zauważać dziwne rzeczy.
Trzy osoby były już niemal zalane w trupa.
A jeśli w takim tempie się człowiek zalewa, to znaczy, że musi mieć problemy.
I ja, jako święta Matka Teresa, pogromczyni przyszłych wymiocin, czułam się w obowiązku, by się dowiedzieć o co chodzi.
- Sasha! - uciekłam spod głupich i niesmacznych żartów Georga, który chyba wziął sobie za cel polepszenie relacji między nami i potrząsnęłam blondynką, która miała zamiar wypić kolejnego shota. - Co ty kurwa odpierdalasz?!
- Natasza, jestem głupia. - oznajmiła z powagą i zanim zdążyłam zabrać jej kieliszek, haustem go wypiła. - Jestem tak głupia, że nawet cię nie winię, że chciałaś się zemścić, co ci się zajebiście udało. Ale z drugiej strony, to moja wina, bo dałam się w to wciągnąć, bo w sumie chciałam i... - urwała, gdy znów nią potrząsnęłam, choć wątpiłam, czy to był dobry pomysł. Wyglądała, jakby w każdej chwili mogła zaliczyć zgona.
O maaatko, ale ona ma tempo.
- Co ty gadasz? - rzuciłam ostro, a ta przewróciła oczami.
- Chodź, pogadamy gdzieś... - rozejrzała się wokół siebie, a ja mimowolnie podążyłam wzrokiem. - O kurwaa... - jęknęła, a ja nieomal zrobiłam to samo, gdy przy wejściu dojrzałam Louisa. - Co ten zjeb tu robi?... Natasza, musimy go wyjebać, zanim... zanim... - urwała, gdy miśku pojawił się Tom. - No teraz to już tam nie podejdę. Muszę się trzymać od niego z daleka. - wskazała na starszego bliźniaka, który zaczął coś gadać do pana Uroczego. - Mógłby go wyrzucić, nieeeeeeee!...
Patrzyłam na to tak, jakby to w ogóle nie dotyczyło mnie.
Tak jakby mnie nie interesował fakt, że Bill Kaulitz, który mi się podoba, podszedł właśnie do Louisa, który się na niego rzucił. Rzucił - czytaj jako zaczął go całować.
Faceta, który był gejem. Który mi się podobał.
- No kurwa ja mam dość. - oznajmiłam, pierdoląc to, że oznajmiłam to na głos i Sasha, choć pijana, ewidentnie mnie usłyszała. - To jest absurd. To jest kurewski absurd i wypisuję się z tego. Mogą teraz iść i pieprzyć się jak króliki i mnie to wcale... - zaschło mi w ustach, gdy Bill zaczął go obmacywać. - Cóż, nie będę tego świętować. - dodałam zduszonym głosem. Coś w środku zaczęło mnie boleć. I ciężko mi się oddychało. I zakręciło mi się w głowie. - Sasha, powróćmy do tematu picia alkoholu i zasłoń mi oczy, bo ja chyba zwariowałam, że too... że on... że ja... - zagryzłam wargę, gubiąc wątek. Bill właśnie pociągnął Louisa do łazienki.
- O matko... Żeby to chociaż na niego zadziałało... - Sasha potrząsnęła głową.
- Ha?
- Bill chce go skrzywdzić.
- To znaczy pobić? - uniosłam wysoko brwi, a blondynka ryknęła śmiechem.
- Nie, Natasza. On chce go wykorzystać i rzucić jak zepsutą lalkę, by ten cholerny Louis w końcu odpuścił. - gdy dojrzała moje słabo rozumujące spojrzenie, przewróciła oczami. - On chce go przerżnąć i zostawić na lodzie. Tak jak Tom mnie wczoraj, dlatego się upiłam! - warknęła i zawinęła komuś shota z baru. - Nie wierzę kurwa, że dałam się w to wplątać jak ten pojeb co polazł na Billem do kibla! - dodała zbulwersowana i ruszyła gdzieś, nie wiadomo gdzie. - A wiesz, co było w tym najzabawniejsze? - spojrzała na mnie, wciąż odwrócona plecami. - Pewnie ty nie chcesz tego słyszeć, bo nienawidzisz rozmawiać o seksie, ale ja ci to powiem, żeby się zemścić, że prawie przez ciebie, choć bardziej przez Toma, miałam możliwość zajścia w ciążę!
Wytrzeszczyłam oczy, nie do końca rozumiejąc, co się wokół mnie dzieje. No bo emm... Czy ona mi właśnie...
- Bo gumka pękła! - zaczęła ponuro chichotać. - Normalnie miał taki strzał, że lateks rozjebało! - wyrzuciła ręce w powietrze, nie przejmując się, że niektórzy gapili się na nią jak na... no tak, jak na najebaną. - Mogłabym ci dalej gadać, żebyś miała koszmary w nocy. - w końcu stanęła w najodleglejszym zakątku sali i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. - Ale nie będę, bo ja sama już mam te obrazy przed oczami. Było... było... - nagle ześlizgnęła się po ścianie na podłodze. - Natasza, ja uprawiałam seks z facetem, którego nienawidzę z wzajemnością.


To jej się w głowie nie mieściło! Jak oni śmieli?! Jakim prawem?! Jak...?!
Chyba jeszcze nigdy nie była tak wściekła jak dzisiaj. I to jeszcze we własne urodziny! Jak oni mogli...!
Negatywne emocje zebrały się w niej taką falą, że jedynym sposobem jaki widziała, by się pozbyć tej agresji, było spicie się do nieprzytomności.
I bardzo dobrze jej to szło. Widziała co prawda uważny wzrok swojej przyjaciółki, która z pewnością by chciała jej przeszkodzić, gdyby wiedziała co działo, ale na szczęście Sasha odwróciła jej uwagę.
Zadowolona wróciła picia w tak szybkim tempie, jakby zależało od tego jej życie.
Chciała zapomnieć te gorzkie słowa, ale jak na złość, z każdym łykiem było coraz gorzej.
I w końcu ją zemdliło.
Nie wiedziała nawet jak trafiła do łazienki, w której unosił się zapach papierosów i seksu. Otworzyła pierwszą lepszą kabinę i cała zawartość jej żołądka wylądowała w muszli klozetowej. Miała dziwne wrażenie, że ktoś był za ścianką i słyszała jakieś głuche uderzenia i nawet jej się wydawało, że słyszała, jak ktoś wymawia imię młodszego Kaulitza, bądź też kogokolwiek, kto nazywał się Bill, ale jej to nie interesowało. I może było to spowodowane zawirowaniami przed oczami, a może po prostu nic jej nie interesowało.
Przepłukiwała sobie usta niemal w rytmie uderzeń i wyszła z powrotem na salę wciąż z zamiarem spicia się do nieprzytomności.
- Gustav! - rzuciła, gdy tylko zobaczyła blondyna, patrzącego na nią z założonymi rękoma. - Rzygałam! - zastrzegłam, gdy ruszył w jej stronę. - Pewnie mam obrzydliwy oddech, nie podchodź do mnie!
Właściwie nie wiedziała, dlaczego to powiedziała, bo prawdę powiedziawszy, niewiele ją obchodziło.
- Porozmawiajmy. - oznajmił bez zbędnych ceregieli i chwycił ją za rękę. - Ja wiem, że to twoja impreza i tak dalej, ale człowiek by pomyślał, że masz więcej godności, niż to. - prychnął, a Chloe zaczęła coś marudzić o niezależności. - Zamknij się. Nie po to chcę ci pomóc, żebyś teraz mi to utrudniała. I nie próbuj nawet znowu rzygać. - zastrzegł, gdy nabrała podejrzliwie powietrza.
- W głowie mi się kręci jak jasna choleraaaa... - wyjęczała, trzymając się wolną ręką za żołądek. - Zwolnij, do kurwy nędzy...
Posłuchał.
Nie chciało jej się zastanawiać dlaczego. W ogóle nie chciała się zastanawiać, dlaczego on nagle jest taki... taki dziwny.
Zanim zdążyła się ogarnąć, byli już na dworze i ciepły podmuch wiatru wcale nie przynosił ulgi. Chciała się oprzeć o stojącego obok blondyna i odetchnąć, ale pamiętała, że powinna się trzymać od niego z daleka, bo wymiotowała.
Ohhh... Miała wszystkiego dość.
- Gustav! - parsknęła śmiechem, nie wiedząc dlaczego słowa same zaczęły jej cisnąć na język. - Ja nawet nie wiem, dlaczego chcę ci to powiedzieć, bo ja nie jestem... - urwała, gdy poczuła falę mdłości. - Ja nie gadam o swoich problemach na prawo i lewo... - wystękała.
- Ty nigdy nie mówisz o sobie, pewnie masz już tego dość. - wymruczał i złapał ją za rękę i zmusił, by usiedli przy ścianie. - Lepiej?
Skinęła głową, na chwilę zatapiając się w myślach.
- Przy problemach Nataszy moje zdają się być kompletnie nieważne. - wymamrotała, wbijając wzrok w ziemię. - Ona nie radzi sobie sama ze sobą, a ja tylko z moimi rodzicami...
- Kłócisz się z nimi?
- Dzisiaj do mnie zadzwonili... Ojciec oczywiście... Znaczy wiesz, zadzwonili do mnie pierwszy raz od wyjazdu, co nie? - roześmiała się gorzko. - Najpierw się spytał, gdzie ja jestem. No to mu powiedziałam, że jestem w Los Angeles. - wzruszyła ramionami. - Wkurwił się jak jasna cholera. Opierdolił mnie, że nic im nie powiedziałam, kiedy właściwie nie miałam jak, bo ich do kurwy nędzy nie było ciągle w domu! - uniosła głos, sztywniejąc. - Nie pamiętali o moich pieprzonych urodzinach! Chcą tylko, żebym zachowywała się poprawnie i dają mi pieniądze, jakby to miało mi zastąpić rodziców! Nienawidzę ich! Robię wszystko, żeby zwrócili na mnie uwagę, a oni zawsze są tacy chłodni i wyrachowani, jakbym była ich pracownikiem, a nie córką! Okradłam ich! - uderzyła ręką w beton, czując jak agresja coraz bardziej się nasila. - Okradłam ich na prawie dziesięć tysięcy i dopiero wtedy zobaczyłam ich na dłużej, niż paręnaście minut! Dali mi szlaban, a kiedy wykrzyczałam im prosto w twarz, że mnie nie kochają i dają mi pieniądze na 'odpierdol się', to stwierdzili, że nie muszę im tego oddawać, ale nie będę miała kieszonkowego na jakiś czas! Mam ich dość, do kurwy nędzy! - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na skonsternowanego Gustava obok niej. - Nie chcę ich więcej na oczy widzieć! Oni nigdy nie docenią mojej miłości do nich! Nigdy! Ich obchodzi tylko praca, jakby tylko to liczyło się na świecie! Nie liczy się! Nie liczy! - i wybuchnęła rzewnym płaczem, nienawidząc siebie za bezsilność do jakiej doprowadzali ją jej rodzice.


><><><><><><><><><><

Przez to, że ostatnio rozdziały dłuższe, to te, które są normalnej długości brzmią krótko. Zdzierstwo :D

czwartek, 3 maja 2012

Scene XVI

Szejm on mi, że nie dodaję w sobotę xD

><><><><><><><><><><><><><><><

Najpierw głos ugrzązł mi w gardle niczym jakaś wielka klucha, a potem tak niespodziewanie ryknęłam śmiechem, że nawet Gustav odrobinę się speszył. To chyba jakiś żart! Ja nie mam nic do tego Gustava, no ale... co ona sobie ubzdurała?!
- Przepraszam!... - wykrztusiłam, ciągle się śmiejąc jak głupia. - Przepraszam, ja...
- Przestań przepraszać, do cholery! - obruszył się, patrząc na mnie dziwnie. - Czy ty zawsze musisz to robić?
I straciłam dobry humor.
- To przez ojca, prze... - urwałam, przeczesując włosy rękoma. - Dlaczego ona chce nas zeswatać?
Gu wzruszył ramionami.
- Myślałem, że ty mi to powiesz, choć w sumie sam już nie wiem dlaczego. - perkusista westchnął. - Po prostu zobaczmy co ona knuje, a potem odwróćmy to przeciw niej.
Pokiwałam głową, czując coraz większą sympatię do tego chłopaka.
- Czytasz mi w myślach.


Można było z tego wyciągnąć całkiem niezłą zabawę. Mam na myśli, że nawet nie poszłam do Sashy, by się spytać, o co tak naprawdę jej chodzi. Gra pozorów mogła być całkiem imponująca i mogła dostarczać wysokiej jakości rozrywki, jeśli się nie ingerowało. Więc ja nie ingerowałam i Gustav też.
A Sasha zaczęła normalnie świrować. Jak tylko wróciliśmy, zaczęła dziękować perkusiście, że mnie zabrał i takie tam, potem zaczęła mnie wypytywać przy bliźniakach, gdzie jednego z nich, tego jasnowłosego w ogóle nie obchodziło, że wylądowałam w szpitalu, co myślę o okularniku, za co zarobiła ode mnie wyjątkowo paskudne spojrzenie, po czym zmyłam się do pokoju.
Następnego dnia, gdy zaoferowałam się, że zrobię blacharkę w BMW, to Gustav ciągle przychodził, przynosząc wiadomości z domu, w stylu:
'Sasha mówi, że jeśli chcesz pić, masz dać znać i nie możesz się przemęczać.'
'Sasha mówi, że nie musisz dzisiaj robić obiadu, jeśli nie chcesz.'
'Sasha mówi, że jeśli czujesz się samotna, ja mogę dotrzymać ci towarzystwa.'
'Sasha mówiła coś, ale jej nie słuchałem i poszedłem do ciebie zawczasu, zanim znów wymyśli coś głupiego.'
'Sasha mówi, że jeśli jeszcze raz ją zignoruję, dostanę patelnią, mogę tu zostać?'
Więc se został.
- Czy ja już mówiłem, że chcę pomóc? - zapytał paręnaście minut później, gdy ja klęczałam na ziemi z kawałkiem drewna i młoteczkiem w rękach.
Skinęłam głową, nawet na niego nie patrząc. Przystawiłam klocek do nadkola od wewnętrznej strony i zaczęłam lekko ostukiwać go młotkiem. Zajmie mi to parę dni, ale efekt będzie dobry.
- Założę się, że nigdy czegoś takiego nie robiłeś, więc naprawdę nie ma potrzeby, byś mi pomagał. - wymruczałam, juz prawie wchodząc w swój własny świat. Już ledwo kontaktowałam, tak byłam zapracowana.
- Czy jest coś, czego nie umiesz robić z samochodami? - otworzył tylne drzwi i usiadł na siedzeniu. Czułam jego wzrok na sobie, ale o dziwo, nie czułam się z tym tak bardzo źle. - Nie, czekaj. Poprawne pytanie brzmi 'czy istnieje coś, czego nie umiesz robić?'. - sprostował, a ja westchnęłam żałośnie.
- Gustav, ja tego nienawidzę u siebie. - odparłam, mimowolnie się spinając. - Zostałam tak nauczona, że czego się nie dotknę, muszę się tego nauczyć od początku do końca. - pokiwałam głową. - Istnieją rzeczy, których nie umiem, to oczywiste. W tym momencie ja po prostu nie chcę znać takich rzeczy. Natychmiast zaczęłabym je studiować, wgłębiając się w temat... - wzdrygnęłam się. - Ja wtedy działam jak jakiś robot.
- Cześć! - nagle na dworze pojawił się Georg, a ja zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Boże, czemu on musiał łazić tam, gdzie ja byłam?... - Sasha wysłała mnie na zwiady. - oznajmił, a ja strzeliłam facepalma w tym samym momencie co Gustav.
- I co ty takiego widzisz? - perkusista wysiadł z samochodu. - Ja siedziałem, a ona robiła.
- Ona chyba coś kombinuje. - oznajmił Georg, kompletnie ignorując blondyna. - Znaczy bo jak ja wszedłem do salonu, to ona coś gadała z Billem, że chce, żebyście się polubili... bardziej... Czemu ona o tym rozmawia ze wszystkimi?
- Georg, już w porządku, nie myśl o tym, bo to cię za bardzo obciąży... - poklepał basistę Gustav. - My sobie z tym poradzimy, prawda Natasza?
Pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko. Biedny Geo, za dużo informacji i się pogubił.
O matko.
Z kim ja mieszkam?
- Na pewno? - Georg spojrzał na nas zagubionym, szczenięcym wzrokiem.
Czy on się dobrze czuje? Znaczy on zawsze zachowywał się jak idiota, ale dzisiaj... Dzisiaj jedzie po bandzie. Pewnie nawdychał się dwutlenku węgla wydychanego przez Sashę, która tez pierdzieli bez sensu.
Powtarzam.
Z kim ja mieszkam?!
- O co jej chodzi? - spytał Gustav, gdy Geo wrócił do domu.
- Cholera wie.


A kolejnego dnia, stwierdziła, że wyśle nas na wspólne zakupy. Oczywiście protestowałam. Naprawdę protestowałam! Ale z Sashą nie da się kłócić. Pośle ci te puppy eyes i masz dość na wstępie. Przynajmniej ja tak miałam. I to była moja wada.
Z drugiej strony, dzięki temu, że pojechaliśmy do sklepu, dowiedziałam się ciekawych rzeczy, które niekoniecznie były ciekawe w tym pozytywnie ciekawym stylu.

- To dopiero drugi dzień, właściwie trzeci, ale już mam dość. - burknął, jeszcze bardziej zbulwersowany, że musiał jechać obok mnie, bo kategorycznie zabroniłam mu prowadzić mój samochód. Pfff, jeszcze czego. - W sensie, ja rozumiem, że można kogoś swatać, ale jaki to ma sens, gdy ani ty nic do mnie nie czujesz, ani ja do ciebie? Bez urazy. - mrugnął do mnie, a ja wzruszyłam ramionami. - Ale to gołym okiem widać. Nie ma chemii. Nie ma niczego. Do czego ona dąży?
- Może jej się nudzi. - odparłam, westchnąwszy bezradnie. - Nie od dziś wiadomo, że jak jej coś do głowy wpadnie, to nie da się tego wyperswadować. Szczególnie gdy jej się nudzi i wpadnie na jakiś idiotyzm jak ten. - zatrzymałam się na parkingu i zgasiłam silnik. - Masz tą listę zakupów?
Gustav przewrócił oczyma, odpinając pasy.
- Jest długa do samej ziemi. Będziemy tutaj tak długo, że pewnie zacznie sprzedawać innym jakieś historyjki, że robimy tu jakieś... - urwał nagle i spojrzał na mnie alarmująco. - Natasza.
- Nom?
- Natasza, ona robi to celowo. - rzucił, strzelając facepalma. - To tylko gra. Jej zależy na tym, by ktoś inny myślał, że ona nas swata i że to działa. - dodał podniesionym głosem. - Ona chce, by ktoś inny był o to zazdrosny.
Serce stanęło mi w gardle.
Kurwa mać.
- Ale... - o matko. Ale... Ale po jaką cholerę, skoro Bill jest gejem, do kurwy nędzy?!
- Natasza, musimy się zemścić. - pokiwał głową i wysiadł z samochodu. - Zaraz coś wymyślę, daj mi chwilę. Pffff! Tak nie może być! Co ona sobie myśli?! Że może tak po prostu wymyślać takie rzeczy, nie pytając mnie o zdanie!
Zaraz.
- Jak to ciebie? - wyplułam, zanim zdążyłam się zorientować, że powinnam się zamknąć. No nie! %*&#$%**$#$@#$#%*!!
Gustav odwrócił się do mnie z takim impetem, że człowiek mógłby się zastanowić, czy piętą nie zrobił w betonie dziury.
O matko! Czemu jego oczy są tak szeroko otwarte?!
- A chodziło o ciebie?
O MATKO, ZABIJĘ SASHĘ!
Spaliłam cegłę, zatykając sobie usta ręką. O Boże! Co za wtopa! O Boże!
Czekaj no!
- A chodziło o ciebie? - wydukałam, nagle rozumując w jakiej idiotycznej sytuacji się znaleźliśmy. - Gustav...
- Nie chcę o tym rozmawiać. - przerwał mi szybko, rumieniąc się. O nie! On się zarumienił, czyli to prawda?! - Natasza, zarządzam pakt. - podniósł ręce do góry, gdy chciałam coś powiedzieć. - Ty nie mówisz, kto ci się podoba, choć ja wiem i ja nie mówię kto mi się podoba, choć ty wiesz. - przełknął głośno ślinę. - Rozumiesz?
Chrząknęłam, kiwając szaleńczo głową.
- Jasne, nie musisz mi tego dwa razy powtarzać. Dosłownie. - zagryzłam wargę, chcąc przywalić głową w maskę. O Boże, to jest takie niezręczne. - Emmm... Emm...
- Zakupy... - wskazał ręką na drzwi do sklepu. - Zakupy.
- Tak, tak. - uśmiechnęłam się głupio i ruszyłam po wózek. - Zakupy.
O ja pierdolę.
Czy ja właśnie się dowiedziałam, że Gustavowi podoba się Chloe?
Ale on właśnie się skapnął, że mi się Kaulitz podoba!
Zaraz, może... Nie no. Tom nie, z logicznej przyczyny, a przecież Georg to debil.
Boże, on wie, że mi się podoba facet, który jest gejem!...
No nie.
Moja egzystencja mnie przytłacza...
W milczeniu weszliśmy do sklepu, najwyraźniej instynktownie kierując się w stronę pieczywa.
I to był mój błąd.
- Gustav! - usłyszeliśmy za sobą czyjeś wołanie i przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy pochodziło od kobiety, czy od faceta, gdy automatycznie się odwróciliśmy i naszym oczom ukazał się szeroko uśmiechnięty chłopak.
Uniosłam brwi do góry, przyglądając się podskakującym brązowym loczkom na jego głowie, gdy tak sobie biegł w naszą, a właściwie Gustava stronę.
- O Jezu. - wymamrotał perkusista, przez co zerknęłam na niego. Gustav zgrzytał zębami. A to niezdrowe.
- Gustav! - pisnął i dosłownie rzucił się mojemu towarzyszowi w ramiona.
Spomiędzy loków chłopaka, które swoją drogą wyglądały na podejrzanie miękkie, Gu spojrzał na mnie z przerażeniem i chyba tylko ostatkami sił powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.
- Już, już... - poklepał go po plecach, a uroczy chłopiec odskoczył od niego z lśniącymi oczyma.
- Jak ja cię dawno nie widziałem, Gustav! - chyba znowu miał zamiar go przytulić, ale perkusista wyciągnął ręce w geście ostrzeżenia. - Jak się masz? Przedstaw mnie swojej przyjaciółce! - z tymi słowami, szatynek zwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się tak szeroko, że prawdopodobnie byłabym w stanie zobaczyć jego szóstki. On jest trochę... za bardzo uroczy jak na mój gust.
- Tak... - Gustav odchrząknął i posłał mi przepraszające spojrzenie, które nie od razu zrozumiałam. - To jest Natasza, a to jest Louis... były chłopak Billa. - dodał po chwili wahania.
Oh. Aha. Emm...
- Cześć Natasza! - zanim zdążyłam mrugnąć okiem, owy Louis wyciągnął w moim kierunku swoje ramiona i uścisnął mnie tak mocno, że przez chwilę myślałam, że połamał mi żebra.
- Cześć, tylko... no wiesz, puść mnie. - wydusiłam, czując się wyjątkowo paskudnie w objęciach faceta, który na dodatek był byłym Billa. Który mi się podobał.
Który był gejem.
Czy ja naprawdę musiałam go poznać?...
- Przepraszam, po prostu tak dawno nie widziałem znajomej twarzy... znaczy... - dzika radość na twarzy Louisa diametralnie zmieniła się na zmartwienie i żal, aż poczułam się niekomfortowo. - Nie widziałem znajomych... Billa. - zagryzł wargę w dziwnie niewinny i pokrzywdzony sposób. - Możecie mi powiedzieć... Co u niego?
Super. Czuję się super. Po prostu tak super, że bardziej się nie da.
Podoba mi się facet, którego były facet dalej coś czuje i pewnie chętnie z powrotem by wrócił do poziomu 'fluffy boyfriend'. Toż to dowcipne bardzo mocno. W co ja się wjebałam?
Może moje życie powinno było się zakończyć w koparkowej masakrze, mówię wam. Nie doświadczałabym przynajmniej takiego upokorzenia jak w tej chwili.
Albo w chwili, która nastąpiła po tej chwili.
Jezu.
- Louis, dobrze wiesz, że to koniec i nie ma sensu rozdrapywać starych ran. - wycedził Gustav. - Chodź, Natasza, nic tu po nas. - machnął na mnie, gdy Louis chwycił mnie za ramię, przez co naszła mnie ochota, by mu przyłożyć.
- Natasza, czy moglibyśmy chwilę porozmawiać, tak sam na sam? - poprosił mnie, patrząc na mnie niczym kot ze Shreka, aż mną wzdrygnęło.
- Nie mamy o czym, przecież ja cię nawet nie znam. - zaoponowałam, ale Gustav westchnął tak rozdzierająco, że zwątpiłam.
- On nie zrezygnuje, aż się nie poddamy. Wrócę za parę minut. Będę w pobliżu. Przepraszam, Natasza, potem ci wytłumaczę. - oznajmił i wraz z wózkiem zniknął za rogiem.
What the fuck?
Fakt, że czułam się niewygodnie, było SPORYM niedopowiedzeniem. Wyjaśnię wam to. Stoję właśnie sama z ex Billa Kaulitza, który mi się podoba. I ex chyba chce porozmawiać ze mną o facecie, który mi się podoba, a który jest jego byłym. I ex nie wie, że jego były, do którego pewnie ciągle chce wrócić, mi się podoba. Pominęłam coś?
I emm... Czy ja się powtarzam?
O matko. Można się pogubić.
Zaczęłam się wgapiać w moje baletki, jakby było w nich coś ciekawego. Znaczy no były ładne, ale nie były stworzone do tego, żeby się na nie nieustannie gapić... Kurwa. To wszystko przez tego dziwaka przede mną! Pierdolę bzdury!
- Natasza, przepraszam, ja po prostu... - poderwałam głowę na jego zduszony głos. O nie. O nie, nie, nie. Nie mówcie, że mi się tutaj zaraz rozbeczy! Nie przy mnie! - Pewnie jesteś jedyną osobą, która pozostała bezstronna, bo mnie nie znasz... - pociągnął nosem i zdałam sobie sprawę, że w jego uroczych brązowych oczach lśnią łzy. Cholera.
- Spokojnie, uspokój się... - chciałam go poklepać, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Kompletnie zapomniałam, że jest facetem. To chyba nie jest normalne. Znaczy to, że zapomniałam, że to facet. Ile do cholery miał lat, że wyglądał na jakiegoś szesnastolatka?! - Nie płacz, to...
- Ty nie wiesz jak to było! - wyrzucił, jakbym ja była winna temu wszystkiemu. - To były tak piękne czasy, że teraz żyję tylko nimi! Ja wiem, że on był dla mnie stworzony! I ja byłem stworzony dla niego! - zaczął histeryzować, a ja mimowolnie uniosłam lewą brew do góry. Kurde, chyba jestem jakaś zepsuta, skoro mi się wydaje, że on przerysowuje każdą swoją emocję.
- Nie krzycz na mnie. Skąd mam to wiedzieć? - spytałam spokojnie. - Bill nie gada o tym na prawo i lewo.
- Jak on się czuje? - wlepił we mnie swój maślany wzrok.
- Nie znam go na tyle, by wiedzieć, czy jego zachowanie jest normalne. - odparłam po chwili namysłu.
No co?
- Natasza, ja go kocham. - pociągnął nosem i wyciągnął do mnie rękę, ale na szczęście w porę się odsunęłam, by tym razem uniknąć kontaktu. - Pomożesz nam?
- Jakie 'nam'? - zmarszczyłam czoło.
- No mi i Billowi! - po jego uroczych policzkach spłynęły łzy. - Gdyby nie same nieporozumienia, ciągle bylibyśmy razem, szczęśliwi!
Wiecie, to jest tak. Z jednej strony mam ochotę go pobić za to, że mówi takie słodkie rzeczy o facecie, który mi się podoba (tak, wiem, że znowu zaczynam się powtarzać). Z drugiej strony mu nawet trochę współczuję. Ale z trzeciej strony... WTF? Czy każdy zakochany rozmawia w taki sposób? Bo jeśli tak, to ja nie chcę tego przeżyć nigdy w życiu. On przez ten sposób mówienia zabija we mnie ochotę do rozpaczania, że Bill jest gejem!
I on niszczy mi zdrowy rozsądek i zdolność do logicznego myślenia.
- Bill mnie nie znosi. Jak wyobrażasz sobie to moje pomaganie w odbudowaniu waszego związku? - burknęłam, chcąc jak najszybciej zniknąć z zasięgu jego wzroku. On wymuszał na mnie poczucie winy, choć nie jestem winna. What the fuck, pytam kolejny raz?!
- Wierzę w ciebie, Natasza. - Louis zaczął ścierać łzy z twarzy w bardzo dziecięcym stylu, przez co naszła mnie refleksja, że Bill ma bardzo dziwny gust, skoro ten tutaj to jego eks. - Jesteś moją ostatnią nadzieję, bo Chloe nie wygląda...
- Zaraz. - przerwałam mu gwałtownie, dźgając go palcem, choć to był facet. Pfffh, taki z niego facet, jak z koziej dupy trąbka, jak to moja urocza siostra mówi. - Czy ty właśnie... Czy ty śledzisz Billa? - wyplułam z niedowierzaniem, a on uroczo spłonił się rumieńcem. - Czy ty masz nierówno pod sufitem, chłopie?!
- Natasza, ty nie rozumiesz! - zaczął się bronić, a ja tylko prychnęłam głośno. Już otwierałam usta, by go zjechać, gdy ten znowu zaczął histeryzować. - To jest silniejsze ode mnie! Gdybyś kochała kogoś tak mocno, to byś mnie zrozumiała! Nie oceniaj mnie na podstawie własnej niewiedzy! Kocham Billa do szaleństwa i wiem, że naszym przeznaczeniem jest bycie razem! Musisz nam pomóc! To, że tobie się nie układa, nie znaczy, że masz zabraniać innym szczęścia! Po prostu! Natasza, proszę cię!
Najs.
- Louis. - rzuciłam poważnie. - Właśnie mnie obraziłeś, więc PIERDOL SIĘ! - strzeliłam go w ramię, aż pisnął. - Następnym razem, jeśli chcesz czyjejś pomocy, uważaj na słowa! - potrząsnęłam głową, wydając z siebie długie i cyniczne 'duuuuh!'. - Jeżeli masz taką obsesję, to się kurwa oddaj na badanie psychiatryczne, a nie, kurwa, będziesz łazić po sklepach i napastować nieznajomych, by pomogli ci w odbudowie związku, który pewnie sam spieprzyłeś swoją zaborczością, naturą pluszaka i chuj wie czym jeszcze! - wywarczałam, odsuwając się od niego, gdy wybuchnął płaczem. - Louis! Jesteś, kurwa, facetem! Ogarnij się! Na Kaulitzu się świat nie kończy! - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w poszukiwaniu Gustava. Łehehehe, ale jestem zUa!
Na moich ustach wykwitł szeroki uśmiech, gdy za moimi plecami rozległo się wycie. O Boże. Co ze mnie za człowiek, skoro tak niegodnie niszczę marzenia?!
- Nataszaaaa! - zawył, aż podskoczyłam. Ups. On chyba nie zacznie na mnie rzygać tęczą? Gustav, Hilfe! - Natasza, nie rób mi tegooooo!
- GUSTAV! - ryknęłam, chichocząc jak opętana. Znalazłam go zaraz za rogiem i pisnęłam. - W nogi, kurwa, w nogi!
Perkusista ryknął śmiechem i popędziliśmy przed siebie, omal nie zabijając się o wózek.
- Odpaliłaś bombę zegarową, Natasza. - rzucił do mnie, gdy tak sobie uciekaliśmy przed wrzeszczącym Louisem, którego pracownicy sklepu dziwnie unikali. - Zaraz zacznie w nas rzucać pluszakami i zginiemy marnie!
- Po moim trupie! - prychnęłam buntowniczo. - Co bardzo trafnie brzmi w temacie, swoją drogą. - przewróciłam oczami.
- Natiiiiii! Gusssiiiiii!!!!
I szlag nas trafił za jednym zamachem.
Zatrzymaliśmy się gwałtownie i stanęliśmy twarzą w twarz z loczkami, który frunęły w naszą stronę.
- Nie skracaj mojego imienia! - ryknęliśmy jednocześnie i dosłownie w tym samym momencie w stronę Louisa poleciały dwa opakowania mąki. - Chuj ci w dupę, dosłownie, kurwa jego mać! - dodałam swoje pięć groszy, gdy biały puch rozbił się na wątłej klateczce Louisa, który swoją drogą runął na ziemię jak długi, jęcząc przy tym, jakby go obdzierali ze skóry.
No nie! To kurwa jakiś chodzący paradoks! Tacy ludzie istnieją?!
- To przez takich jak ty szykanują homoseksualistów, do cholery! - prychnęłam. - Gustav, jedziemy do innego sklepu. - oznajmiłam, a on roześmiał się głośno i prowokacyjnie. - I radzę się ruszyć, zanim ochrona nas wyjebie za to, co zrobiliśmy z miśkiem. Miśkiem polarnym. - dodałam, gdy po odwróceniu się, zobaczyłam Louisa całego w mące.


- Gustav? - na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech i w wyobraźni widziałam żarówkę nad moją głową, świecącą tak mocno, że na pewno nie była tą energooszczędną.
- Hmm?
Właśnie wracaliśmy do domu i mnie niebywale natchnęło, muszę przyznać.
- A co ty na to, żeby odwrócić to swatanie o 180 stopni? - posłałam blondynowi sugestywne spojrzenie. - No wiesz, żeby Sasha bardzo mocno poczuła swój pomysł.
Gustav tylko zachichotał w odpowiedzi.


><><><><><><><><><><><><><><><

TO się nazywa FLUFF xDDDD