Jest sobota, no co? xD
Czy chciałam coś dodać?... Yep, ten rozdział sucks, żebyście się nie zdziwili :D
P.S. Edytuję rozdział, by dodać moje dzisiejsze odkrycie -> GEORCH = GIJOŚ.
Dziękuję za audycję :D
P.S. Edytuję rozdział, by dodać moje dzisiejsze odkrycie -> GEORCH = GIJOŚ.
Dziękuję za audycję :D
><><><><><><><><><><><><><><><><><
Żebym tylko wiedziała, w co ja wpakowałam Sashę...
- Przestań... - wydyszała, gdy chwytał jej delikatną skórę pomiędzy zęby z taką zawziętością, jakby postradał zmysły. Może je stracił. Musiał. A może robił to specjalnie... - Przestań, proszę... - jęknęła głośno, gdy trafił w czuły punkt.
Odbijali się od ścian, gorączkowo sycąc się bliskością, do której w ogóle nie powinni doprowadzić. To była gra, wiedziała o tym. Ale po głowie ciągle jej chodziła myśl, że to wymknęło się spod kontroli.
Jej przyjaciółka prosiła ją, by przyniosła jej telefon. Ale dlaczego miała wrażenie, że złapała się w sieć, utkaną w bardzo misterny sposób?
Nawet nie wiedziała w jaki sposób znaleźli się w studio nagraniowym. Mężczyzna metodycznie doprowadzający ją do obłędu zamknął drzwi i zanim udało jej się otworzyć usta, by zaprotestować, znalazła się na podłodze, otumaniona jego zamglonym spojrzeniem.
Ponownie jego usta odszukały jej spragnionych warg, roszcząc sobie do nich prawo, jakby to była kompletnie naturalna rzecz.
Była. Wiedziała, że była.
Chciała jeszcze oponować, ale gdy on złapał ją za pośladek, wszystkie 'nie, bo...' wyleciały z jej głowy.
Namiętność piętrzyła się w ich ciałach, nieuwalniana od tak długiego czasu, że nawet nie wiedziała, jakim cudem udało im się tyle przetrwać bez dotyku.
- Tom... - wyszeptała, choć nawet nie wiedziała, co chce powiedzieć. Ale on ją ignorował i może to było nawet lepsze wyjście z tej sytuacji. Uwielbiała to. Właśnie w taki sposób.
Jego język rozpalał każdy milimetr jej ciała i w tej gęstej ciszy, która ich spowijała, słyszała tylko jego ciężki oddech i jej własny, który co jakiś czas przemieniał się w miękki jęk, którego nawet nie próbowała powstrzymać. Po prostu wiedziała, że dźwięki aprobujące jego działania, jeszcze bardziej go pobudzały.
Kiedy zaczęła z nim współpracować?
W gwałtownej szamotaninie, jej koszulka pofrunęła na czarny fotel stojący przy konsoli, a jego koszula zawisła na lampie stojącej.
Blondynka zepchnęła go z siebie i usiadłszy na nim okrakiem, zaczęła powoli podciągać jego białą bokserkę, drażniąc jego ciepłą skórę paznokciami.
Boże, jak ona uwielbiała jego ciało...
Pochyliła się nad nim, by językiem zaznaczyć odsłonięty tors. Czuła mocne uderzenia jego serca i każde drżenie jego ciała i rozpalało ją to jeszcze bardziej.
Znali siebie na pamięć. Wiedziała czym go podniecić tak samo jak on wiedział co zrobić, by to ona wiła się w rozkoszy. Wątpiła, czy kiedykolwiek uda jej się osiągnąć taką bliskość z kimkolwiek innym. Zaufała mu na tyle, by oddać mu się bez reszty. Wierzyła, że robiła dobrze. I teraz świadomość, że tylko on to wiedział, sprawiała, że miała ochotę krzyczeć. To tak, jakby po wielu latach tułaczki wreszcie wróciła do domu.
I wdychać jego zapach... To było... To było...
- Uh!... - sapnęła, gdy ściągnął ją na ziemię, zrzucając koszulkę.
I gdy w końcu pozbyli się wszystkich ubrań i zębami rozerwał opakowanie prezerwatywy i kiedy w nią wchodził i zapomniała jak się oddycha, zrozumiała, że właśnie tak miało być. I nagle zrozumiała, że była w stanie mu wybaczyć to co zrobił, bo nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez niego.
I chwycił jej dłoń swoją ręką i znowu doznała poczucia bezpieczeństwa i tego idealnego wpasowania.
- Sasha... - jego głos wyrwał ją z otchłani, przywracając ją do rzeczywistości. - Sasha, spójrz na mnie.
Widziała w jego ciemnych oczach wszystkie uczucia, jakie się w niej kumulowały.
A gdy wbił sią w nią tak, że w całym pomieszczeniu rozległ się głuchy plask, wstąpiło w nią coś zwierzęcego. Objęła go mocniej nogami i przyciągnęła go do niemal brutalnego pocałunku. Czuła, że uśmiechnął się triumfalnie, ale nie obchodziło jej to.
Poruszali się w zgodnym, szaleńczym tempie, co nie miało nic wspólnego z uczuciem, dopóki nie osiągnęli spełnienia mówiąc rzeczy, których wyparliby się w jednej sekundzie, gdyby ktoś ich o to spytał.
Gdy jego ciało opadło na jej, Sasha ucałowała kącik jego ust, a on zamruczał błogo.
I gdzieś wtedy przekroczyli cienką linię, całkowicie odwracając ich wcześniejsze relacje.
Bliźniaki załatwili imprezę urodzinową dla Chloe gdzieś w klubie i wszyscy byli nieprzyzwoicie zadowoleni z tego faktu. Prócz mnie oczywiście.
Wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądało. Wszyscy uchleją się do nieprzytomności (prócz mnie), a zanim się to stanie, najpierw będą rzygać gdzie popadnie, a potem zaczną się do siebie obrzydliwie kleić. I tylko ja, ta trzeźwa, będę musiała na to patrzeć i tylko mnie zemdli od tych widoków. A potem jako ta jedyna trzeźwa, będę musiała po nich sprzątać i podawać im herbatki, tabletki, wodę, miskę, do której i tak nie trafią i ubrania na zmianę. Suuuper. Jeeeej.
No ale to nie była moja impreza, tylko Chloe. Grunt, żeby jej się podobało.
Dzień wcześniej pojechałyśmy z Sashą pod pretekstem zakupów na obiad (pewnie Ruda tego nie kupiła), by sprawić jej ciucholandzki prezent, którego miała nigdy nie zapomnieć. Nie mam zamiaru sobie przypominać, ile wydałyśmy, bo chyba bym się załamała. Ale powinno jej się spodobać, więc to w porządku.
Nie powiedzieliśmy nic o Louisie. Gustav zaznaczył, że Bill nie lubi, gdy ktoś o nim wspomina, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak naprawdę zerwali. Może to tylko poza, ten fluff? Może tak naprawdę jest bezwzględny i zdradzał na okrągło Billa, dlatego ten nie chce go znać?
A może on był taki naprawdę. Pluszowy i różowy.
Jedna i druga opcja była paskudna. Ale miałam wrażenie, że Bill sobie na to zasłużył, cokolwiek by to nie było.
Może byłam złośliwa przez Louisa?...
Gdy prezent od nas został zapakowany, a wszyscy inny opieprzeni przez Chloe, że mają jej nic nie kupować, zebraliśmy się do kupy i zabraliśmy się Kaulitzowymi samochodami do klubu.
To było oczywiste, że siedziałam w tym Tomowym audi, nie?
Aż czułam, że wydarzy się coś głupiego. W sumie zawsze na imprezach działo się coś głupiego, więc nie powinno to nikogo zadziwiać, ale... No cóż.
Na samym starcie wszyscy, których żadna z nas (mam tu na myśli mnie i Chloe, bo Sasha najwyraźniej była już dawno z nimi wszystkim obyta) nie znała, co jakiś czas podchodzili do Rudej, by złożyć jej życzenia.
Wydawało mi się to trochę... paskudne.
'Wypijmy za twoje zdrowie!'
'Wypijmy za solenizantkę!'.
Ludzie lubią pić. I nie rozumiem dlaczego.
I chcieli, żebym ja też to polubiła.
Hahah, zabawne.
Ja czułam się mega niewygodnie. Wszędzie wokół pałętali się jacyś dziwnie wyglądający z twarzy faceci, których starałam się unikać jak ognia, a jednak co jakiś czas się oparzałam. Niecałą godzinę później byłam tak sfrustrowana, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie ukraść Tomowi samochód i zwiać w piździec.
Ale wtedy minęła i zaczęłam zauważać dziwne rzeczy.
Trzy osoby były już niemal zalane w trupa.
A jeśli w takim tempie się człowiek zalewa, to znaczy, że musi mieć problemy.
I ja, jako święta Matka Teresa, pogromczyni przyszłych wymiocin, czułam się w obowiązku, by się dowiedzieć o co chodzi.
- Sasha! - uciekłam spod głupich i niesmacznych żartów Georga, który chyba wziął sobie za cel polepszenie relacji między nami i potrząsnęłam blondynką, która miała zamiar wypić kolejnego shota. - Co ty kurwa odpierdalasz?!
- Natasza, jestem głupia. - oznajmiła z powagą i zanim zdążyłam zabrać jej kieliszek, haustem go wypiła. - Jestem tak głupia, że nawet cię nie winię, że chciałaś się zemścić, co ci się zajebiście udało. Ale z drugiej strony, to moja wina, bo dałam się w to wciągnąć, bo w sumie chciałam i... - urwała, gdy znów nią potrząsnęłam, choć wątpiłam, czy to był dobry pomysł. Wyglądała, jakby w każdej chwili mogła zaliczyć zgona.
O maaatko, ale ona ma tempo.
- Co ty gadasz? - rzuciłam ostro, a ta przewróciła oczami.
- Chodź, pogadamy gdzieś... - rozejrzała się wokół siebie, a ja mimowolnie podążyłam wzrokiem. - O kurwaa... - jęknęła, a ja nieomal zrobiłam to samo, gdy przy wejściu dojrzałam Louisa. - Co ten zjeb tu robi?... Natasza, musimy go wyjebać, zanim... zanim... - urwała, gdy miśku pojawił się Tom. - No teraz to już tam nie podejdę. Muszę się trzymać od niego z daleka. - wskazała na starszego bliźniaka, który zaczął coś gadać do pana Uroczego. - Mógłby go wyrzucić, nieeeeeeee!...
Patrzyłam na to tak, jakby to w ogóle nie dotyczyło mnie.
Tak jakby mnie nie interesował fakt, że Bill Kaulitz, który mi się podoba, podszedł właśnie do Louisa, który się na niego rzucił. Rzucił - czytaj jako zaczął go całować.
Faceta, który był gejem. Który mi się podobał.
- No kurwa ja mam dość. - oznajmiłam, pierdoląc to, że oznajmiłam to na głos i Sasha, choć pijana, ewidentnie mnie usłyszała. - To jest absurd. To jest kurewski absurd i wypisuję się z tego. Mogą teraz iść i pieprzyć się jak króliki i mnie to wcale... - zaschło mi w ustach, gdy Bill zaczął go obmacywać. - Cóż, nie będę tego świętować. - dodałam zduszonym głosem. Coś w środku zaczęło mnie boleć. I ciężko mi się oddychało. I zakręciło mi się w głowie. - Sasha, powróćmy do tematu picia alkoholu i zasłoń mi oczy, bo ja chyba zwariowałam, że too... że on... że ja... - zagryzłam wargę, gubiąc wątek. Bill właśnie pociągnął Louisa do łazienki.
- O matko... Żeby to chociaż na niego zadziałało... - Sasha potrząsnęła głową.
- Ha?
- Bill chce go skrzywdzić.
- To znaczy pobić? - uniosłam wysoko brwi, a blondynka ryknęła śmiechem.
- Nie, Natasza. On chce go wykorzystać i rzucić jak zepsutą lalkę, by ten cholerny Louis w końcu odpuścił. - gdy dojrzała moje słabo rozumujące spojrzenie, przewróciła oczami. - On chce go przerżnąć i zostawić na lodzie. Tak jak Tom mnie wczoraj, dlatego się upiłam! - warknęła i zawinęła komuś shota z baru. - Nie wierzę kurwa, że dałam się w to wplątać jak ten pojeb co polazł na Billem do kibla! - dodała zbulwersowana i ruszyła gdzieś, nie wiadomo gdzie. - A wiesz, co było w tym najzabawniejsze? - spojrzała na mnie, wciąż odwrócona plecami. - Pewnie ty nie chcesz tego słyszeć, bo nienawidzisz rozmawiać o seksie, ale ja ci to powiem, żeby się zemścić, że prawie przez ciebie, choć bardziej przez Toma, miałam możliwość zajścia w ciążę!
Wytrzeszczyłam oczy, nie do końca rozumiejąc, co się wokół mnie dzieje. No bo emm... Czy ona mi właśnie...
- Bo gumka pękła! - zaczęła ponuro chichotać. - Normalnie miał taki strzał, że lateks rozjebało! - wyrzuciła ręce w powietrze, nie przejmując się, że niektórzy gapili się na nią jak na... no tak, jak na najebaną. - Mogłabym ci dalej gadać, żebyś miała koszmary w nocy. - w końcu stanęła w najodleglejszym zakątku sali i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. - Ale nie będę, bo ja sama już mam te obrazy przed oczami. Było... było... - nagle ześlizgnęła się po ścianie na podłodze. - Natasza, ja uprawiałam seks z facetem, którego nienawidzę z wzajemnością.
To jej się w głowie nie mieściło! Jak oni śmieli?! Jakim prawem?! Jak...?!
Chyba jeszcze nigdy nie była tak wściekła jak dzisiaj. I to jeszcze we własne urodziny! Jak oni mogli...!
Negatywne emocje zebrały się w niej taką falą, że jedynym sposobem jaki widziała, by się pozbyć tej agresji, było spicie się do nieprzytomności.
I bardzo dobrze jej to szło. Widziała co prawda uważny wzrok swojej przyjaciółki, która z pewnością by chciała jej przeszkodzić, gdyby wiedziała co działo, ale na szczęście Sasha odwróciła jej uwagę.
Zadowolona wróciła picia w tak szybkim tempie, jakby zależało od tego jej życie.
Chciała zapomnieć te gorzkie słowa, ale jak na złość, z każdym łykiem było coraz gorzej.
I w końcu ją zemdliło.
Nie wiedziała nawet jak trafiła do łazienki, w której unosił się zapach papierosów i seksu. Otworzyła pierwszą lepszą kabinę i cała zawartość jej żołądka wylądowała w muszli klozetowej. Miała dziwne wrażenie, że ktoś był za ścianką i słyszała jakieś głuche uderzenia i nawet jej się wydawało, że słyszała, jak ktoś wymawia imię młodszego Kaulitza, bądź też kogokolwiek, kto nazywał się Bill, ale jej to nie interesowało. I może było to spowodowane zawirowaniami przed oczami, a może po prostu nic jej nie interesowało.
Przepłukiwała sobie usta niemal w rytmie uderzeń i wyszła z powrotem na salę wciąż z zamiarem spicia się do nieprzytomności.
- Gustav! - rzuciła, gdy tylko zobaczyła blondyna, patrzącego na nią z założonymi rękoma. - Rzygałam! - zastrzegłam, gdy ruszył w jej stronę. - Pewnie mam obrzydliwy oddech, nie podchodź do mnie!
Właściwie nie wiedziała, dlaczego to powiedziała, bo prawdę powiedziawszy, niewiele ją obchodziło.
- Porozmawiajmy. - oznajmił bez zbędnych ceregieli i chwycił ją za rękę. - Ja wiem, że to twoja impreza i tak dalej, ale człowiek by pomyślał, że masz więcej godności, niż to. - prychnął, a Chloe zaczęła coś marudzić o niezależności. - Zamknij się. Nie po to chcę ci pomóc, żebyś teraz mi to utrudniała. I nie próbuj nawet znowu rzygać. - zastrzegł, gdy nabrała podejrzliwie powietrza.
- W głowie mi się kręci jak jasna choleraaaa... - wyjęczała, trzymając się wolną ręką za żołądek. - Zwolnij, do kurwy nędzy...
Posłuchał.
Nie chciało jej się zastanawiać dlaczego. W ogóle nie chciała się zastanawiać, dlaczego on nagle jest taki... taki dziwny.
Zanim zdążyła się ogarnąć, byli już na dworze i ciepły podmuch wiatru wcale nie przynosił ulgi. Chciała się oprzeć o stojącego obok blondyna i odetchnąć, ale pamiętała, że powinna się trzymać od niego z daleka, bo wymiotowała.
Ohhh... Miała wszystkiego dość.
- Gustav! - parsknęła śmiechem, nie wiedząc dlaczego słowa same zaczęły jej cisnąć na język. - Ja nawet nie wiem, dlaczego chcę ci to powiedzieć, bo ja nie jestem... - urwała, gdy poczuła falę mdłości. - Ja nie gadam o swoich problemach na prawo i lewo... - wystękała.
- Ty nigdy nie mówisz o sobie, pewnie masz już tego dość. - wymruczał i złapał ją za rękę i zmusił, by usiedli przy ścianie. - Lepiej?
Skinęła głową, na chwilę zatapiając się w myślach.
- Przy problemach Nataszy moje zdają się być kompletnie nieważne. - wymamrotała, wbijając wzrok w ziemię. - Ona nie radzi sobie sama ze sobą, a ja tylko z moimi rodzicami...
- Kłócisz się z nimi?
- Dzisiaj do mnie zadzwonili... Ojciec oczywiście... Znaczy wiesz, zadzwonili do mnie pierwszy raz od wyjazdu, co nie? - roześmiała się gorzko. - Najpierw się spytał, gdzie ja jestem. No to mu powiedziałam, że jestem w Los Angeles. - wzruszyła ramionami. - Wkurwił się jak jasna cholera. Opierdolił mnie, że nic im nie powiedziałam, kiedy właściwie nie miałam jak, bo ich do kurwy nędzy nie było ciągle w domu! - uniosła głos, sztywniejąc. - Nie pamiętali o moich pieprzonych urodzinach! Chcą tylko, żebym zachowywała się poprawnie i dają mi pieniądze, jakby to miało mi zastąpić rodziców! Nienawidzę ich! Robię wszystko, żeby zwrócili na mnie uwagę, a oni zawsze są tacy chłodni i wyrachowani, jakbym była ich pracownikiem, a nie córką! Okradłam ich! - uderzyła ręką w beton, czując jak agresja coraz bardziej się nasila. - Okradłam ich na prawie dziesięć tysięcy i dopiero wtedy zobaczyłam ich na dłużej, niż paręnaście minut! Dali mi szlaban, a kiedy wykrzyczałam im prosto w twarz, że mnie nie kochają i dają mi pieniądze na 'odpierdol się', to stwierdzili, że nie muszę im tego oddawać, ale nie będę miała kieszonkowego na jakiś czas! Mam ich dość, do kurwy nędzy! - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na skonsternowanego Gustava obok niej. - Nie chcę ich więcej na oczy widzieć! Oni nigdy nie docenią mojej miłości do nich! Nigdy! Ich obchodzi tylko praca, jakby tylko to liczyło się na świecie! Nie liczy się! Nie liczy! - i wybuchnęła rzewnym płaczem, nienawidząc siebie za bezsilność do jakiej doprowadzali ją jej rodzice.
- Przestań... - wydyszała, gdy chwytał jej delikatną skórę pomiędzy zęby z taką zawziętością, jakby postradał zmysły. Może je stracił. Musiał. A może robił to specjalnie... - Przestań, proszę... - jęknęła głośno, gdy trafił w czuły punkt.
Odbijali się od ścian, gorączkowo sycąc się bliskością, do której w ogóle nie powinni doprowadzić. To była gra, wiedziała o tym. Ale po głowie ciągle jej chodziła myśl, że to wymknęło się spod kontroli.
Jej przyjaciółka prosiła ją, by przyniosła jej telefon. Ale dlaczego miała wrażenie, że złapała się w sieć, utkaną w bardzo misterny sposób?
Nawet nie wiedziała w jaki sposób znaleźli się w studio nagraniowym. Mężczyzna metodycznie doprowadzający ją do obłędu zamknął drzwi i zanim udało jej się otworzyć usta, by zaprotestować, znalazła się na podłodze, otumaniona jego zamglonym spojrzeniem.
Ponownie jego usta odszukały jej spragnionych warg, roszcząc sobie do nich prawo, jakby to była kompletnie naturalna rzecz.
Była. Wiedziała, że była.
Chciała jeszcze oponować, ale gdy on złapał ją za pośladek, wszystkie 'nie, bo...' wyleciały z jej głowy.
Namiętność piętrzyła się w ich ciałach, nieuwalniana od tak długiego czasu, że nawet nie wiedziała, jakim cudem udało im się tyle przetrwać bez dotyku.
- Tom... - wyszeptała, choć nawet nie wiedziała, co chce powiedzieć. Ale on ją ignorował i może to było nawet lepsze wyjście z tej sytuacji. Uwielbiała to. Właśnie w taki sposób.
Jego język rozpalał każdy milimetr jej ciała i w tej gęstej ciszy, która ich spowijała, słyszała tylko jego ciężki oddech i jej własny, który co jakiś czas przemieniał się w miękki jęk, którego nawet nie próbowała powstrzymać. Po prostu wiedziała, że dźwięki aprobujące jego działania, jeszcze bardziej go pobudzały.
Kiedy zaczęła z nim współpracować?
W gwałtownej szamotaninie, jej koszulka pofrunęła na czarny fotel stojący przy konsoli, a jego koszula zawisła na lampie stojącej.
Blondynka zepchnęła go z siebie i usiadłszy na nim okrakiem, zaczęła powoli podciągać jego białą bokserkę, drażniąc jego ciepłą skórę paznokciami.
Boże, jak ona uwielbiała jego ciało...
Pochyliła się nad nim, by językiem zaznaczyć odsłonięty tors. Czuła mocne uderzenia jego serca i każde drżenie jego ciała i rozpalało ją to jeszcze bardziej.
Znali siebie na pamięć. Wiedziała czym go podniecić tak samo jak on wiedział co zrobić, by to ona wiła się w rozkoszy. Wątpiła, czy kiedykolwiek uda jej się osiągnąć taką bliskość z kimkolwiek innym. Zaufała mu na tyle, by oddać mu się bez reszty. Wierzyła, że robiła dobrze. I teraz świadomość, że tylko on to wiedział, sprawiała, że miała ochotę krzyczeć. To tak, jakby po wielu latach tułaczki wreszcie wróciła do domu.
I wdychać jego zapach... To było... To było...
- Uh!... - sapnęła, gdy ściągnął ją na ziemię, zrzucając koszulkę.
I gdy w końcu pozbyli się wszystkich ubrań i zębami rozerwał opakowanie prezerwatywy i kiedy w nią wchodził i zapomniała jak się oddycha, zrozumiała, że właśnie tak miało być. I nagle zrozumiała, że była w stanie mu wybaczyć to co zrobił, bo nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez niego.
I chwycił jej dłoń swoją ręką i znowu doznała poczucia bezpieczeństwa i tego idealnego wpasowania.
- Sasha... - jego głos wyrwał ją z otchłani, przywracając ją do rzeczywistości. - Sasha, spójrz na mnie.
Widziała w jego ciemnych oczach wszystkie uczucia, jakie się w niej kumulowały.
A gdy wbił sią w nią tak, że w całym pomieszczeniu rozległ się głuchy plask, wstąpiło w nią coś zwierzęcego. Objęła go mocniej nogami i przyciągnęła go do niemal brutalnego pocałunku. Czuła, że uśmiechnął się triumfalnie, ale nie obchodziło jej to.
Poruszali się w zgodnym, szaleńczym tempie, co nie miało nic wspólnego z uczuciem, dopóki nie osiągnęli spełnienia mówiąc rzeczy, których wyparliby się w jednej sekundzie, gdyby ktoś ich o to spytał.
Gdy jego ciało opadło na jej, Sasha ucałowała kącik jego ust, a on zamruczał błogo.
I gdzieś wtedy przekroczyli cienką linię, całkowicie odwracając ich wcześniejsze relacje.
Bliźniaki załatwili imprezę urodzinową dla Chloe gdzieś w klubie i wszyscy byli nieprzyzwoicie zadowoleni z tego faktu. Prócz mnie oczywiście.
Wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądało. Wszyscy uchleją się do nieprzytomności (prócz mnie), a zanim się to stanie, najpierw będą rzygać gdzie popadnie, a potem zaczną się do siebie obrzydliwie kleić. I tylko ja, ta trzeźwa, będę musiała na to patrzeć i tylko mnie zemdli od tych widoków. A potem jako ta jedyna trzeźwa, będę musiała po nich sprzątać i podawać im herbatki, tabletki, wodę, miskę, do której i tak nie trafią i ubrania na zmianę. Suuuper. Jeeeej.
No ale to nie była moja impreza, tylko Chloe. Grunt, żeby jej się podobało.
Dzień wcześniej pojechałyśmy z Sashą pod pretekstem zakupów na obiad (pewnie Ruda tego nie kupiła), by sprawić jej ciucholandzki prezent, którego miała nigdy nie zapomnieć. Nie mam zamiaru sobie przypominać, ile wydałyśmy, bo chyba bym się załamała. Ale powinno jej się spodobać, więc to w porządku.
Nie powiedzieliśmy nic o Louisie. Gustav zaznaczył, że Bill nie lubi, gdy ktoś o nim wspomina, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak naprawdę zerwali. Może to tylko poza, ten fluff? Może tak naprawdę jest bezwzględny i zdradzał na okrągło Billa, dlatego ten nie chce go znać?
A może on był taki naprawdę. Pluszowy i różowy.
Jedna i druga opcja była paskudna. Ale miałam wrażenie, że Bill sobie na to zasłużył, cokolwiek by to nie było.
Może byłam złośliwa przez Louisa?...
Gdy prezent od nas został zapakowany, a wszyscy inny opieprzeni przez Chloe, że mają jej nic nie kupować, zebraliśmy się do kupy i zabraliśmy się Kaulitzowymi samochodami do klubu.
To było oczywiste, że siedziałam w tym Tomowym audi, nie?
Aż czułam, że wydarzy się coś głupiego. W sumie zawsze na imprezach działo się coś głupiego, więc nie powinno to nikogo zadziwiać, ale... No cóż.
Na samym starcie wszyscy, których żadna z nas (mam tu na myśli mnie i Chloe, bo Sasha najwyraźniej była już dawno z nimi wszystkim obyta) nie znała, co jakiś czas podchodzili do Rudej, by złożyć jej życzenia.
Wydawało mi się to trochę... paskudne.
'Wypijmy za twoje zdrowie!'
'Wypijmy za solenizantkę!'.
Ludzie lubią pić. I nie rozumiem dlaczego.
I chcieli, żebym ja też to polubiła.
Hahah, zabawne.
Ja czułam się mega niewygodnie. Wszędzie wokół pałętali się jacyś dziwnie wyglądający z twarzy faceci, których starałam się unikać jak ognia, a jednak co jakiś czas się oparzałam. Niecałą godzinę później byłam tak sfrustrowana, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie ukraść Tomowi samochód i zwiać w piździec.
Ale wtedy minęła i zaczęłam zauważać dziwne rzeczy.
Trzy osoby były już niemal zalane w trupa.
A jeśli w takim tempie się człowiek zalewa, to znaczy, że musi mieć problemy.
I ja, jako święta Matka Teresa, pogromczyni przyszłych wymiocin, czułam się w obowiązku, by się dowiedzieć o co chodzi.
- Sasha! - uciekłam spod głupich i niesmacznych żartów Georga, który chyba wziął sobie za cel polepszenie relacji między nami i potrząsnęłam blondynką, która miała zamiar wypić kolejnego shota. - Co ty kurwa odpierdalasz?!
- Natasza, jestem głupia. - oznajmiła z powagą i zanim zdążyłam zabrać jej kieliszek, haustem go wypiła. - Jestem tak głupia, że nawet cię nie winię, że chciałaś się zemścić, co ci się zajebiście udało. Ale z drugiej strony, to moja wina, bo dałam się w to wciągnąć, bo w sumie chciałam i... - urwała, gdy znów nią potrząsnęłam, choć wątpiłam, czy to był dobry pomysł. Wyglądała, jakby w każdej chwili mogła zaliczyć zgona.
O maaatko, ale ona ma tempo.
- Co ty gadasz? - rzuciłam ostro, a ta przewróciła oczami.
- Chodź, pogadamy gdzieś... - rozejrzała się wokół siebie, a ja mimowolnie podążyłam wzrokiem. - O kurwaa... - jęknęła, a ja nieomal zrobiłam to samo, gdy przy wejściu dojrzałam Louisa. - Co ten zjeb tu robi?... Natasza, musimy go wyjebać, zanim... zanim... - urwała, gdy miśku pojawił się Tom. - No teraz to już tam nie podejdę. Muszę się trzymać od niego z daleka. - wskazała na starszego bliźniaka, który zaczął coś gadać do pana Uroczego. - Mógłby go wyrzucić, nieeeeeeee!...
Patrzyłam na to tak, jakby to w ogóle nie dotyczyło mnie.
Tak jakby mnie nie interesował fakt, że Bill Kaulitz, który mi się podoba, podszedł właśnie do Louisa, który się na niego rzucił. Rzucił - czytaj jako zaczął go całować.
Faceta, który był gejem. Który mi się podobał.
- No kurwa ja mam dość. - oznajmiłam, pierdoląc to, że oznajmiłam to na głos i Sasha, choć pijana, ewidentnie mnie usłyszała. - To jest absurd. To jest kurewski absurd i wypisuję się z tego. Mogą teraz iść i pieprzyć się jak króliki i mnie to wcale... - zaschło mi w ustach, gdy Bill zaczął go obmacywać. - Cóż, nie będę tego świętować. - dodałam zduszonym głosem. Coś w środku zaczęło mnie boleć. I ciężko mi się oddychało. I zakręciło mi się w głowie. - Sasha, powróćmy do tematu picia alkoholu i zasłoń mi oczy, bo ja chyba zwariowałam, że too... że on... że ja... - zagryzłam wargę, gubiąc wątek. Bill właśnie pociągnął Louisa do łazienki.
- O matko... Żeby to chociaż na niego zadziałało... - Sasha potrząsnęła głową.
- Ha?
- Bill chce go skrzywdzić.
- To znaczy pobić? - uniosłam wysoko brwi, a blondynka ryknęła śmiechem.
- Nie, Natasza. On chce go wykorzystać i rzucić jak zepsutą lalkę, by ten cholerny Louis w końcu odpuścił. - gdy dojrzała moje słabo rozumujące spojrzenie, przewróciła oczami. - On chce go przerżnąć i zostawić na lodzie. Tak jak Tom mnie wczoraj, dlatego się upiłam! - warknęła i zawinęła komuś shota z baru. - Nie wierzę kurwa, że dałam się w to wplątać jak ten pojeb co polazł na Billem do kibla! - dodała zbulwersowana i ruszyła gdzieś, nie wiadomo gdzie. - A wiesz, co było w tym najzabawniejsze? - spojrzała na mnie, wciąż odwrócona plecami. - Pewnie ty nie chcesz tego słyszeć, bo nienawidzisz rozmawiać o seksie, ale ja ci to powiem, żeby się zemścić, że prawie przez ciebie, choć bardziej przez Toma, miałam możliwość zajścia w ciążę!
Wytrzeszczyłam oczy, nie do końca rozumiejąc, co się wokół mnie dzieje. No bo emm... Czy ona mi właśnie...
- Bo gumka pękła! - zaczęła ponuro chichotać. - Normalnie miał taki strzał, że lateks rozjebało! - wyrzuciła ręce w powietrze, nie przejmując się, że niektórzy gapili się na nią jak na... no tak, jak na najebaną. - Mogłabym ci dalej gadać, żebyś miała koszmary w nocy. - w końcu stanęła w najodleglejszym zakątku sali i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. - Ale nie będę, bo ja sama już mam te obrazy przed oczami. Było... było... - nagle ześlizgnęła się po ścianie na podłodze. - Natasza, ja uprawiałam seks z facetem, którego nienawidzę z wzajemnością.
To jej się w głowie nie mieściło! Jak oni śmieli?! Jakim prawem?! Jak...?!
Chyba jeszcze nigdy nie była tak wściekła jak dzisiaj. I to jeszcze we własne urodziny! Jak oni mogli...!
Negatywne emocje zebrały się w niej taką falą, że jedynym sposobem jaki widziała, by się pozbyć tej agresji, było spicie się do nieprzytomności.
I bardzo dobrze jej to szło. Widziała co prawda uważny wzrok swojej przyjaciółki, która z pewnością by chciała jej przeszkodzić, gdyby wiedziała co działo, ale na szczęście Sasha odwróciła jej uwagę.
Zadowolona wróciła picia w tak szybkim tempie, jakby zależało od tego jej życie.
Chciała zapomnieć te gorzkie słowa, ale jak na złość, z każdym łykiem było coraz gorzej.
I w końcu ją zemdliło.
Nie wiedziała nawet jak trafiła do łazienki, w której unosił się zapach papierosów i seksu. Otworzyła pierwszą lepszą kabinę i cała zawartość jej żołądka wylądowała w muszli klozetowej. Miała dziwne wrażenie, że ktoś był za ścianką i słyszała jakieś głuche uderzenia i nawet jej się wydawało, że słyszała, jak ktoś wymawia imię młodszego Kaulitza, bądź też kogokolwiek, kto nazywał się Bill, ale jej to nie interesowało. I może było to spowodowane zawirowaniami przed oczami, a może po prostu nic jej nie interesowało.
Przepłukiwała sobie usta niemal w rytmie uderzeń i wyszła z powrotem na salę wciąż z zamiarem spicia się do nieprzytomności.
- Gustav! - rzuciła, gdy tylko zobaczyła blondyna, patrzącego na nią z założonymi rękoma. - Rzygałam! - zastrzegłam, gdy ruszył w jej stronę. - Pewnie mam obrzydliwy oddech, nie podchodź do mnie!
Właściwie nie wiedziała, dlaczego to powiedziała, bo prawdę powiedziawszy, niewiele ją obchodziło.
- Porozmawiajmy. - oznajmił bez zbędnych ceregieli i chwycił ją za rękę. - Ja wiem, że to twoja impreza i tak dalej, ale człowiek by pomyślał, że masz więcej godności, niż to. - prychnął, a Chloe zaczęła coś marudzić o niezależności. - Zamknij się. Nie po to chcę ci pomóc, żebyś teraz mi to utrudniała. I nie próbuj nawet znowu rzygać. - zastrzegł, gdy nabrała podejrzliwie powietrza.
- W głowie mi się kręci jak jasna choleraaaa... - wyjęczała, trzymając się wolną ręką za żołądek. - Zwolnij, do kurwy nędzy...
Posłuchał.
Nie chciało jej się zastanawiać dlaczego. W ogóle nie chciała się zastanawiać, dlaczego on nagle jest taki... taki dziwny.
Zanim zdążyła się ogarnąć, byli już na dworze i ciepły podmuch wiatru wcale nie przynosił ulgi. Chciała się oprzeć o stojącego obok blondyna i odetchnąć, ale pamiętała, że powinna się trzymać od niego z daleka, bo wymiotowała.
Ohhh... Miała wszystkiego dość.
- Gustav! - parsknęła śmiechem, nie wiedząc dlaczego słowa same zaczęły jej cisnąć na język. - Ja nawet nie wiem, dlaczego chcę ci to powiedzieć, bo ja nie jestem... - urwała, gdy poczuła falę mdłości. - Ja nie gadam o swoich problemach na prawo i lewo... - wystękała.
- Ty nigdy nie mówisz o sobie, pewnie masz już tego dość. - wymruczał i złapał ją za rękę i zmusił, by usiedli przy ścianie. - Lepiej?
Skinęła głową, na chwilę zatapiając się w myślach.
- Przy problemach Nataszy moje zdają się być kompletnie nieważne. - wymamrotała, wbijając wzrok w ziemię. - Ona nie radzi sobie sama ze sobą, a ja tylko z moimi rodzicami...
- Kłócisz się z nimi?
- Dzisiaj do mnie zadzwonili... Ojciec oczywiście... Znaczy wiesz, zadzwonili do mnie pierwszy raz od wyjazdu, co nie? - roześmiała się gorzko. - Najpierw się spytał, gdzie ja jestem. No to mu powiedziałam, że jestem w Los Angeles. - wzruszyła ramionami. - Wkurwił się jak jasna cholera. Opierdolił mnie, że nic im nie powiedziałam, kiedy właściwie nie miałam jak, bo ich do kurwy nędzy nie było ciągle w domu! - uniosła głos, sztywniejąc. - Nie pamiętali o moich pieprzonych urodzinach! Chcą tylko, żebym zachowywała się poprawnie i dają mi pieniądze, jakby to miało mi zastąpić rodziców! Nienawidzę ich! Robię wszystko, żeby zwrócili na mnie uwagę, a oni zawsze są tacy chłodni i wyrachowani, jakbym była ich pracownikiem, a nie córką! Okradłam ich! - uderzyła ręką w beton, czując jak agresja coraz bardziej się nasila. - Okradłam ich na prawie dziesięć tysięcy i dopiero wtedy zobaczyłam ich na dłużej, niż paręnaście minut! Dali mi szlaban, a kiedy wykrzyczałam im prosto w twarz, że mnie nie kochają i dają mi pieniądze na 'odpierdol się', to stwierdzili, że nie muszę im tego oddawać, ale nie będę miała kieszonkowego na jakiś czas! Mam ich dość, do kurwy nędzy! - wrzasnęła, nie zwracając uwagi na skonsternowanego Gustava obok niej. - Nie chcę ich więcej na oczy widzieć! Oni nigdy nie docenią mojej miłości do nich! Nigdy! Ich obchodzi tylko praca, jakby tylko to liczyło się na świecie! Nie liczy się! Nie liczy! - i wybuchnęła rzewnym płaczem, nienawidząc siebie za bezsilność do jakiej doprowadzali ją jej rodzice.
><><><><><><><><><><
Przez to, że ostatnio rozdziały dłuższe, to te, które są normalnej długości brzmią krótko. Zdzierstwo :D
pierwsza!
OdpowiedzUsuńTeż jestem już niedojebana pięknie i pewnie będę pierdolić głupoty, bo jakoś ostatnio jestem ciągle zmęczona i nie dociągam do pierwszej, a co dopiero, żeby czytać i coś mądrego napisać, albo chociaż nadającego się do przeczytania, no ale muszę, bo rano wracam do domu, gdzie nie mam neta do poniedziałku. teraz sobie siedzę u babci, gdzie mądry tatuś podpiął neta, tak, chwała mu za to. A u siebie nie mam, bo robotnicy mi zdemontowali antenę, bo blok malują. Fucking shit.
UsuńKoniec wstępu.
Seks Tomaszka z Sashą ( chciałam napisać Nataszką i takie wtf, jakoś sobie nie wyobrażam, żeby to się obróciło w ten sposób, żeby Tomaszek bzyknął nam Nataszkę o.o) czytałam już, ale i tak powiem to jeszcze raz. Strasznie ci miał wyjść fluff, ale jest zajebisty, bo nie bawisz się w szczegóły, tylko podkręslasz przezycia.. wewnętrzne. Tak, i to co się dzieje w ich umysłach, a nie. I coś w tym jest, bo ( teraz pierdolnę) skupiamy się na ich sferze duchowej *_* ( za bardzo śpiąca jestem, widać, nie? widać) nie na samym fakcie, że uprawijaą ze sobą seks, tylko na tym, ze wiedzą, że to jest dobre, na ich uczuciu i tęsknocie za sobą nawzajem Bo tęsknili za sobą nawzajem, i ja zapierdlę Tomaszka, jeżeli on nic z tym nie zrobi i nadal będzie to odgrywał jak jakąś pieprzoną grę, a nie przyzna się, ze po prostu sie za nią stęsknił i chce z nia być. Game over, dzieco zrobione. A nie, nie ma dziecka, zapomniałam, ze przekładasz XD Bebuch rżnie Fluff! Czemu aj sobie wyobraziłam bebucha rżnącego różowy, puchowy dywan? God, why, moja wyobraźnia mnie przeraża. Ale współxzuję Nataszce, cyz ktoś zwrócił uwagę, jaka ona musi być zdystansowana, cyz ktoś to przezyewał i wie, jakie to jets ciężkie, żeby jednak zachować spokój nie pójść do pokoju obok i nie popełnić samobojstwa, powiesić się na stringach na żyrandolu? Albo żeby sięnie przełamać i nie najebać/zaćpać/ dać zgwałcić/ zabić. wszystko naraz. niepotrzebne skreślić? ja jeszcze niedawno miaąłm to smao, znaczy ój facet nie był "gejem" ale naprawdę to ciężkie, więc fakin kurwa brawa.
A że się nikt nie będzie Guciem i Chloe podniecać, bo wszyscy tylko rżnięcie bebuszczaka i Toma, to ja się będę podniecać, ze oni se ze sobą zaprzyjaźnią i zakochają i to będzie zwiazek z zaufaniem i jednorożcami Ide kurwa spać.
Wyjęłaś mi z ust alles i iwyn mor, to dobrze, że chociaż szczęka została XD
Usuńzacna żuchwa ;D
UsuńDruga! Czuje nie dosyc jak cholera, ale moj mozg juz nie dziala, wiec jutro sie wyprodujuke porzadnie xD Bo teraz to tylko zakodowalam dwa watki. Pierwszy Czarny pieprzy sie z pluszakiem rozoffym oraz drugi... Tomasz pieprzy sie z Sash xD Tak czy siak... dzis sex daje po oczach u mnie i tylko to odbieraaam...;D Takze tego.... jutrotudziez dzisiaj pozniej...sie wypowiem lepiej o. :D
OdpowiedzUsuńEj, zgodzę się. Brzmi krótko a jest niby długo xD Fluff! Nie wierzę! Cóż za przesycony sexem epizod! *O* Gumka się rozjebała xD hahahahah xD bosh <3 to słownictwo Sash jak jest najebana mnie rozwala! hahahah. Ale Eska jest tu takim... CHUJEM:D XDD No mniejszaaaaa...Mało sis G przeł. weri gud. Więcej sis G xD Muahahah! Dajesz Chloe! Ja bym oszczedzała zajebaną kasę na mieszkanie *O* !
OdpowiedzUsuńWow... ile sexu ! odcinek fajny, fajny :)
OdpowiedzUsuńNo i co ty mnie straszysz, głupia, że odcinek ci nie wyszedł, co?? haha, faktycznie, odcinek iście erotyczny,a le świetnie ci to wyszło, więc nie przesadzaj panna :D ale ja się powinmnam juz dawno przyzwyczaić do twoich odpałów w odcinkach xd czekam na nhexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńNawet nie czytałam co nabazgrała ci tu Dorota, ale widzę, że dojebała po całości i dopatrzyłam się, że jest niewyspana XD Ja teeeeeż!
OdpowiedzUsuńCzy ty możesz mi wreszcie łaskawie wyjaśnić co takiego zrobił Tom, że oni się z Sashą tak nienawidzą, że aż się przespali? ;D Czy to zdanie ma jakikolwiek sens...? Nieważneee.
Dowaliłaś jeszcze fluffa na tej imprezie, no żesz fuck. Niepotrzebnie piłam jogurt, bo jakoś mnie zemdliło jak sobie wyobraziłam mrocznego młodszego Kaulitza i uosobienie różowości razem O.o
A Gustav jeszcze przeleci Chloe i będzie komplet. A nie, jeszcze niezapomniani Bill i Natasza, co są niedojebani od początku i zachowują się nieludzkooooo. Ameryka ora ci banię, mówię ci XD
Foch xD
Usuń