niedziela, 24 lutego 2013

Scene LXVIII

Nie pytać. Jutro nie będzie kolejnego na pewno xD

><><><><><><><><><><><



Nawet nie pomyślałam, że on mógłby nie chcieć. Ale chyba chciał. Tylko nie poruszył się z miejsca ani o milimetr, gdy powiedziałam, że jestem gotowa, by to zrobić. Gapił się na mnie wielkimi oczyma tak, jakby ujrzał coś, co wyszło wprost z nierealnych marzeń. Jego klatka unosiła się nazbyt widocznie, więc doszłam do wniosku, że musi nabierać naprawdę dużą ilość powietrza z każdym oddechem. I musiałam przyznać, że jego wzrok sprawiał, że moja skóra zaczynała wrzeć. I wtedy przypomniało mi się, jak mówił o reakcji łańcuchowej. Miał pieprzoną rację. Znowu.
- Myślałem, że... – zaczął, ale urwał niezdecydowany. Co się z nim stało? Od kiedy on ma takie problemy z mówieniem o tym, co mu w głowie siedzi? – Ale jesteś... – odwrócił się całym ciałem w moją stronę i dopiero wtedy zauważyłam, że jego policzki są lekko zaróżowione tak jak i jego szyja. O matko boska. Coś się ze mną działo niedobrego. Zdecydowanie. Moje nogi automatycznie same mnie poniosły w jego kierunku i gdy stanęłam naprzeciw niego, jego dłonie natychmiast wylądowały na moich biodrach. Jego oczy zatrzymały się gdzieś... – Masz na sobie pończochy... – wydusił z ciągle szeroko otwartymi oczyma. – Czy ty się ze mną bawisz w tym momencie? – nawet nie podniósł swojego wzroku, który wciąż się motał w okolicach linii moich pończoch. Jego palce ześlizgnęły się wzdłuż moich nóg, by przenieść się na ich wewnętrzną stronę. Zagryzłam wargę na tę delikatną pieszczotę. – Bo jeśli nie jesteś pewna, to lepiej wyjdź teraz. – przysunął się odrobinę bliżej i czule ukąsił moją skórę strategicznie blisko zwieńczenia nóg, aż sapnęłam głośno, gdy mięśnie brzucha skurczyły się mocno w podnieceniu.
- Nie chcę wychodzić. – zaoponowałam zduszonym głosem i najwyraźniej to zapewnienie mu wystarczyło, bo zanim się zorientowałam, Bill wstał, gwałtownie odsuwając krzesło, które upadło z hukiem na podłogę i w ułamku sekundy znalazłam się przyparta do stolika w rozkroku. Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia, ale nie zdążyłam spytać, co on właściwie wyprawia, bo wtedy jego zęby znalazły się na moim pośladku i mimowolnie głośno jęknęłam.
Nie wierzyłam w to, co właśnie się stało. W połowie leżałam na tym cholernym stoliku, a Bill właśnie odpinał mój pas od pończoch i w jego ruchach nie było niczego, co można by zakwalifikować do miana „delikatny”, a co gorsza, wcale mi to nie przeszkadzało. Ponownie czułam się zdominowana przez tego mężczyznę i było mi z tym obscenicznie wspaniale. Co się ze mną stało? Czy ja taka byłam zawsze?...
Pas jak i bokserki z pończochami zostały niemal ze mnie zerwane i prawie się wywróciłam, gdy ponosiłam nogi, by pozbyć się bielizny. Dłonie Billa ugniatały moje pośladki i wręcz czułam, że robię się nieprzyzwoicie mokra. To było czyste szaleństwo i miałam gdzieś nawet to, że miałam możliwość wyprostowania się. Zamiast tego jęczałam jak głupia prosto w zeszyt, w którym Kaulitz coś zapisywał. Nie interesowało mnie to w najmniejszym stopniu, bo przez to, że byłam dziko podniecona, kręciło mi się w głowie i nie mogłam się skupić na czymkolwiek innym.
- Mmm... – poczułam gardłowe mruczenie między nogami i zadrżałam. – Uwielbiam to miejsce. – i wciągnęłam ze świstem powietrze, gdy jego język wyszedł na spotkanie z moim ciałem. Nie musiało minąć dużo czasu, gdy zaczęłam odpowiadać na jego pieszczoty. Jęknęłam przeciągle, prawie uderzając głową w stół. Moje serce pędziło tak maniakalnie, że ledwo wyrabiało na zakrętach, przez co oddychałam głośno i szybko. To był jakiś obłęd. – Natasza... – usłyszałam, gdy jego usta odsunęły się ode mnie na milimetr, a potem wsunął we mnie palec i zacisnęłam dłonie na blacie, aż mi kłykcie zbielały, byle tylko nie krzyczeć. – Natasza... Czy twój umysł lubi to tak samo jak twoje ciało? – jego niski głos sprawił, że przestałam oddychać, a moje oczy zacisnęły się mocno. Nie odpowiedziałam. Jakimś magicznym sposobem czułam, że jeszcze chwila i po prostu dojdę. Najwyraźniej byłam zepsuta, skoro to podniecało mnie znacznie mocniej, niż to, co robiliśmy ostatnio. Moje nogi zaczynały drżeć i przeszło mi na myśl, że za chwilę po prostu spłynę z tego stolika. – A-a. Dzisiaj przeżyjemy to razem. – wyciągnął ze mnie palce (kiedy on włożył kolejny?) i gdy się wyprostował, przyciągnął mnie do siebie tak, by moje pośladki oparły się o jego nabrzmiałe krocze. Zagryzłam wargę, choć i tak nie udało mi się zatrzymać kolejnego jęku. To wszystko działo się tak szybko, że nie ogarniałam, o co chodzi. W jednym momencie dopiero wchodziłam do jego pokoju, w kolejnym leżałam na stoliku, a teraz od odpinał mój stanik, składając pocałunki na mojej szyi. Wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej, a jednak rzeczywistość i tak okazywała się znacznie lepsza. Tym bardziej, że teraz w ogóle się nie bałam. Co więcej, czułam potrzebę przyspieszenia tego jeszcze bardziej.
- Bill... – znowu przestałam oddychać, gdy jego dłonie zacisnęły się pewnie na moich piersiach. Naparłam mimowolnie na jego krocze i poczułam jego gorący oddech na policzku, podrażniony przez męski zarost. Zaczęłam się frustrować. – Bill... weź mnie. – wyszeptałam, ledwo panując nad  naturalną czynnością, jaką było oddychanie. Nie miałam już kontroli nad tym, co robiłam i to chyba nie było w pełni normalne, bo przecież wcześniej nie zachowywałam się w taki sposób. – Bill...
I nagle mnie odwrócił i zdążyłam zauważyć jego ciemne oczy, jakby jego źrenice się rozszerzyły i kolorowe policzki, a potem gwałtownie mnie do siebie przyciągnął, by wpić się we mnie łakomie, aż nasze zęby się zderzyły. Wsunęłam dłonie w jego włosy i przyciągnęłam go do siebie tak blisko, jak to tylko było możliwe i objęłam go nogą, dochodząc do wniosku, że podoba mi się ocieranie się o jego krocze.
Jego dłonie złapały mnie znowu za pośladki, tylko tym razem mnie uniósł i chwilę potem zostałam położona na łóżku jak ofiara dla bogów. Nie do końca czułam różnicę. Świdrowałam wzrokiem Billa, który bacznie mi się przyglądając, chwycił za sznureczek od spodni, by go rozwiązać. Ponownie przestałam oddychać, dławiąc się własnymi emocjami i ekscytacją, której nigdy wcześniej u mnie nie było. Moje policzki rozgorzały czerwienią, gdy jego dresy wraz z bokserkami opadły w końcu na ziemię i moje serce chyba przestało bić. Albo napierdalało tak szybko, że zlało się w jedno długie uderzenie, które i tak zagłuszył szum w uszach.
O Boże. Bill Kaulitz stał przede mną całkowicie nagi i widziałam wyraźnie jego sztywnego członka, który chyba nie zaliczał się do tych małych, ani do tych średniej wielkości. Nie żebym miała jakiekolwiek porównanie i nie żebym wiedziała, jak było naprawdę. Ale to miałoby wejść we mnie...? I mnie przy tym nie rozerwać?... Co się ze mną, do cholery, działo, że nawet wizja bólu mnie nie przeraziła? To było kompletnie chore. Całkowicie złe.
Oparłam się na łokciach i rozłożyłam zachęcająco nogi, co wydało mi się być logiczne i naturalne.
- Chodź. – powiedziałam po prostu, nie przejmując się brakiem zabezpieczenia. I tak miałam jeszcze dni niepłodne, więc to było raczej niemożliwe, żeby dzisiejszej nocy miało się... O. Wizja zajścia w ciążę też mi nie przeszkadzała. W porządku. Jestem pierdolnięta.
Bill powoli wszedł na łóżku i umościł się między moimi nogami, którymi oplotłam jego wąskie biodra. Czułam jego napierającego penisa i oh, było mi z tym bosko. Był cały mój, od góry do dołu.
- Nie jesteś przerażona? – zapytał zdziwiony pomiędzy pocałunkami, a moje ręce opadły na jego plecy, by rozpocząć po nich wędrówkę.
- Raczej napalona. – przyznałam niedbale, a on zachichotał, odrywając się od moich ust. Przesunął się w stronę ucha, które zaczął lizać i lekko przygryzać i przez moje ciało przeszła fala dreszczy. Jego biodra leniwie ocierały się o mnie i znowu zaczęłam odpływać w nieznane i agresywne rejony. Byłam wilgotna, gorąca i cała pulsowałam i wychodziłam na spotkanie każdemu dotykowi. Zacisnęłam palce na jego plecach. – Bill, proszę... – jęknęłam i jego oczy znowu znalazły się na poziomie moich. Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki i gdy zrozumiałam, że właśnie to jest ten moment, gdy za chwilę scalimy się w jedność, coś związało moje wnętrzności w supeł. Moja dłoń znalazła się na jego policzku, która została natychmiast złapana w dłoń Billa. Nie wiedziałam, jak długo patrzyliśmy na siebie w milczeniu, ale w końcu on się poruszył i na powrót straciłam możliwość swobodnego oddychania, gdy poczułam, jak powoli, acz stanowczo zaczyna się we mnie wsuwać. I straciłam kontakt wzrokowy, bo zacisnął mocno powieki, a z jego ust padło pierwsze przekleństwo. Oparł swoje czoło o moje, a jego szybki oddech owionął moją twarz. Nie czułam się komfortowo, ale z drugiej strony uczucie nie było wcale takie złe. Myślałam, że będzie boleć bardziej, ale się myliłam. A gdy pomyślałam o tym, że to odczucie będzie takie samo, jak wtedy wkładał palce, tylko tym razem... Zadrżałam. Tym razem on wypełnił mnie całkowicie i sięgał dalej i... oh, cholera.
Docisnęłam nogami jego ciało do siebie i sapnęłam, gdy wszedł we mnie do samego końca. Bill jęknął w moje usta, które na powrót złączyły się z jego ustami. To było wszechogarniające. On był wszędzie i znowu mi się przypomniało, co mówił. Że nie zobaczę, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna się on. „Bliskość” była niedopowiedzeniem.
Wolno wysunął się ze mnie prawie całkowicie i znowu wszedł, aż zakręciło mi się w głowie. Co innego, gdy już od długiego czasu zmagałam się z narastającym podnieceniem. Teraz zamiast zaczynać budować to od początku, on tylko pociągał za sznurki. Było mi gorąco, a jego dotyk parzył moje ciało. I przestałam ogarniać, co się dzieje. Kilkanaście ruchów wahadłowych później, mój mózg kompletnie odleciał i przestałam zwracać uwagę na to, co mówię i jak się zachowuję.
Bill zwiększył tempo. Słyszałam odgłos uderzania bioder o siebie i to było jak muzyka. Całowaliśmy się szaleńczo i z pasją i na Boga, nie rozumiałam, czemu się tego wcześniej bałam. Oddychaliśmy pośpiesznie i każde z nas co jakiś czas zapadało się w nowym bodźcu, które odbierało dech. Raz po raz spomiędzy moich warg wyrywało się zduszone westchnięcie, które przy mocniejszym uderzeniu przeradzało się w głodny jęk. Nasze ciała były wilgotne od potu i to było niesamowite.
W końcu zaczęłam się wić pod jego dotykiem, czując, że już jestem coraz bliżej spełnienia i on to wyczuł, prawdopodobnie przez delikatne skurcze i jego dłoń zaczęła pieścić moją pierś w akompaniamencie krótkich i mocnych uderzeń. Chciałam, by był gwałtowny. Mamrotałam mu bez składu i ładu, czego potrzebuję, ale on zdawał się to rozumieć. Zagryzł wargę w zapamiętałym wbijaniu się we mnie i jego twarz była mroczna i jego oczy zmrużone. I nie wiem, jak to się stało, ale fala zaczęła napływać, moje biodra wychodziły jego biodrom naprzeciw i nagle moje ciało wygięły się w piękny łuk i eksplodowałam tak, że nie zorientowałam się, że ten gardłowy krzyk, który dzwonił mi w uszach, wydobył się z moich ust, które natychmiast zostały pochłonięte przez usta Billa. Moje dłonie zacisnęły się na jego ramionach, bo miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na miliard kawałków i już nic ze mnie nie zostanie. A potem on zaczął przeciągle jęczeć między moje wargi i drżeć konwulsyjnie i dotarło do mnie, że on pierwszy raz we mnie doszedł i kompletnie straciłam rozum.

Przez dłuższy czas leżał na mnie wsparty na jednym ramieniu, tak jak ja powoli dochodząc do siebie. Nie wiem nawet, jak długo trwaliśmy w takiej pozycji, ale było mi z tym tak cholernie dobrze, że prawdopodobnie mogłabym gnić w taki sposób przez wieczność i jeden dzień dłużej.
W końcu Bill westchnął i przewalił się na bok, pociągając mnie na siebie, aż wkleiłam się policzkiem w jego klatkę piersiową. I on ciągle we mnie był.
Gapiłam się tępo w przestrzeń, pozwalając sobie na krótką analizę tego, co przed chwilą przeżyliśmy. Pierwsza i najważniejsza rzecz – mój strach był prawie irracjonalny. Znaczy... przez człowieka, który ponoć nie jest moim ojcem biologicznym, mój strach miał swoje podstawy. Ale to był zupełnie inny przypadek i wiedziałam, że Bill by mnie nigdy nie skrzywdził i... i dzisiejszy wieczór jest najlepszym wieczorem, pomijając ten, kiedy ten facet mi wyznał, że mnie kocha. Nie czuję się do końca syta. Szczerze powiedziawszy to trochę dziwne, ale mogłabym jeszcze. I chyba chcę jeszcze.
- Bill. – wymruczałam, rysując palcem wskazującym kółka na jego klatce. – Jak bardzo zepsuta jestem, skoro chcę, żebyś się ze mną kochał do świtu?
Poczułam wyraźnie, jak jego serce zaczęło mocniej wybijać swój rytm i na moich ustach rozlał się leniwy i próżny uśmiech.
- Natasza. – usłyszałam Billowaty głos i przeszyły mnie delikatne dreszcze. A kiedyś próbowałam sobie wmówić, że to nie jego barwa na mnie działa, tylko przeciąg w pomieszczeniu. Którego nigdy nie było. Ha, byłam genialna w tym swoim pławieniu się w złudzeniu. – Jak bardzo zepsuty jestem, skoro chcę się z tobą kochać do świtu?
Przez chwilę próbowałam przestać uśmiechać się w ten sposób. Jakbym była zadowolona, dumna i... i chyba mój mózg zaczął się robić odrobinę perwersyjny. I cholernie mi się to podobało.
- Jesteś bardzo zepsuty.
- W takim razie ty nie jesteś lepsza. – odparł beztrosko, ale ja już wiedziałam, jak tak konwersacja się skończy. Byłam znowu zrelaksowana i czułam się świetnie i znowu mówiłam co mi ślina na język przyniesie. Czyli to, co zawsze ukrywam w głowie.
Podciągnęłam się i pozwoliłam, by ze mnie wyszedł i usiadłam na jego podbrzuszu i na samą myśl, że jesteśmy oboje nadzy, znowu zaczęłam się napalać. Boże. Ja jutro nie wstanę z łóżka.
- Czy tym razem możemy to zrobić w ten sposób? – spojrzałam na niego sugestywnie i pochyliłam się nad nim, by polizać jego usta. I nagle złapał zębami mój język i znowu wpadłam w wir pocałunku. Bill czuł to samo co ja. Boże, Bill czuł to samo co ja. Tę samą ekscytację i rozleniwienie i przerośnięte ego. Znaczy on zawsze miał przerośnięte ego, ale no. Ja teraz mam to samo.
- A czy potem zechcesz zostać przyparta do kafelków pod prysznicem?
- A czy potem powrócimy do stolika?
- A czy znowu będę musiał uciszać twoje krzyki?
- Sam chciałeś mnie do tego doprowadzać.
- Dalej chcę.
- W takim razie zgoda.
To był oficjalny koniec zgorzkniałej Nataszy the Devil. Przeszła na zasiłek przedemerytalny, pozostawiając w szrankach swoją bliźniaczkę, Nataszę the Devil, która miała wypaczony erotycznie umysł. Czy komuś to w obecnym momencie przeszkadzało?


W porządku. Obudziłam się grubo po jedenastej i szczerze powiedziawszy czułam się obolała i dość nieprzytomna. I głodna. Billa nie było w łóżku, a ja pierwszy raz czułam konkretną potrzebę, by napić się kawy i odżyć. Byłam tak zajebiście wypompowana, że aż mi było dobrze. Zasnęliśmy chyba koło piątej, bo pamiętam, że słońce zaczęło już wschodzić. Czyli właściwie spałam jakieś cztery godziny, więc super. Dzisiaj zaliczę zgona epickiego, już to czuję.
Wyczołgałam się spod kołdry i przeciągnęłam się, próbując zarejestrować, gdzie zostawiłam ciuchy. Rozglądałam się, ale jedyne, co widziałam na podłodze to moją bieliznę i porozwalane kartki i zeszyty, które wczoraj zostały zrzucone ze stolika. Uśmiechnęłam się głupio. Ciekawe, jak długo będziemy w stanie tak... no. Potrząsnęłam głową i pozbierawszy bieliznę, zarzuciłam na siebie szlafrok i wyeksmitowałam się z pokoju.
- Nie pomyliłaś drogi przypadkiem? – Gustav, który właśnie toczył się korytarzem, spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, a mi się nawet nie chciało zawstydzić. Masakra.
- Elo, Gustav. Wybacz, że nie podejmę konwersacji, ale nie powinnam paradować w tym przy ludziach, więc pozwól, że się najpierw ubiorę, okej?
Perkusista zlustrował mnie od stóp po głowę i nagle wyszczerzył zęby. Oho, zaczyna się.
- To dlatego Bill od rana jest taki... – pokiwał głową i machnął na mnie ręką. – To idź się ubieraj, ja ci zrobię kawę, co?
- Kocham cię. – przetarłam wolną ręką twarz i powędrowałam do siebie, nie czekając na jego odpowiedź. Boże, nawet nie chciało mi się ogarniać, tak naprawdę. Doczłapałam się do łazienki, by zmyć z siebie resztki wczorajszego makijażu, z którego i tak niewiele zostało po prysznicu, a potem ogarnęłam się na tyle, by ubrać świeżą bieliznę, związać włosy w niedbały kok na czubku głowy, założyć szeroką, szarą koszulkę Billa i jasne jeansowe szorty, które sobie wczoraj kupiłam. Wzięłam ze sobą telefon i kluczyki od Impali i wsunęłam je w tylną kieszeń spodenek. Boso wyszłam z pokoju i podreptałam na dół do kuchni, mijając przy okazji Georga, który bawił się z Mephisto. Nie żeby co, ale mnie to dzisiaj w ogóle nie ruszyło, choć to jakaś niesprawiedliwość, że nawet ten kretyn może się zbliżyć do tego cholernego jamnika, a mnie chce zjeść. Pfff. No i kij. Mam to szeroko i daleko i nawet się nie schylę, bo w dalszym ciągu czuję się trochę obolała po całej nocy.
Na blacie stał już kubek z parującą kawą i westchnęłam radośnie. Nie sądzę, żeby był ze mnie jakikolwiek pożytek tego dnia. No chyba, że Bill chciałby mnie znowu zaciągnąć w jakieś miejsce, gdzie nikt by nie widział i nie słyszał, co wyprawiamy i no... Wtedy bym się przydała. To wcale nie był taki głupi pomysł.
- Muszę przyznać, że czuję się dziwnie, kiedy ty tak szeroko się uśmiechasz i to nawet nie dlatego, że ktoś powiedział coś śmiesznego. – odezwał się Gu, którego nawet nie zauważyłam i zrobiłam niewinną minę. Facet poprawił okulary i potrząsnął głową. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale chyba zrezygnował, a potem spojrzał w jakiś punkt za mną i wzruszył ramionami.
- Za dużo kobiet w jednym pomieszczeniu grozi katastrofą. Idę stąd. – oznajmił i tyle go widziałam. Nie no dobra, ja tam się nie będę kłócić, co nie? W końcu jak czuje się zagrożony czy coś, no to co ja na to poradzę. Chwyciłam za kubek i odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z Rudą i Sash. Aha.
I one też zaczęły mnie lustrować na wszystkie możliwe sposoby i teraz powstaje pytanie. Czy ja świecę tym, że wczoraj poszłam do łóżka ze swoim facetem, czy co?
- Wyglądasz, jakbyś była... – zaczęła Sasha, ale urwała, najwyraźniej szukając dobrego określenia. Chloe natomiast nie pierdzieliła się w ogóle. Jak to Chloe.
- Jakbyś była gruntownie wypieprzona. – dokończyła, a ja spojrzałam na nią spod uniesionych brwi. Sasha parsknęła śmiechem i strzeliła Rudej kuksańca w bok. – No co? – obruszyła się, a ja przewróciłam oczami. Już podnosiłam rękę, by rzucić jakimś monologiem wdeptującym w posadzkę, ale w końcu doszłam do wniosku, że mi się nie chce. Nie wiem właściwie, co się ze mną działo, ale miałam to naprawdę głęboko w poważaniu.
- Bo jestem. – odparłam, robiąc zapewne najgłupszą minę ever.
Ale za to ich twarze i tak były bezcenne. Ryknęłam śmiechem na te stłamszone ryjki i z kubkiem ruszyłam w stronę wyjścia na dwór, wciąż zaśmiewając się jak ostatnia kretynka. O matko. Dowaliłam im nawet nie próbując tego zrobić! Jestem genialna!
Upiłam łyk kawy i otworzyłam drzwi na na zewnątrz, gdzie natychmiast uderzyło mnie ciepłe powietrze. Coś ze mną było nie w porządku, skoro ciągle śmiałam się jak pojebana, a przy tym byłam tak cholernie nie do życia. No ale ich twarze!... Mogłabym to w kółko odtwarzać w głowie i prawdopodobnie jeśli to zrobię, zapłaczę się ze śmiechu. Wyglądały tak, jakby uznały, że wyrosła mi druga głowa, która przejęła nade mną panowanie, by złorzeczyć. Nie wytrzymałam i ponownie ryknęłam śmiechem, prawie oblewając się kawą. Boże, ale mam nasrane w głowie.
I wtedy dojrzałam mojego faceta, stojącego w pobliżu mojego samochodu, wokół którego unosił się dym papierosowy i prawdopodobnie znowu zrobiłam głupią minę. A potem wyszczerzyłam zęby, przyglądając się uważnie mięśniom rysującym się pod białym bezrękawnikiem. Może to był dopiero następny dzień po moim pierwszym razie, ale jakoś nie sądziłam, żeby mogło mi się znudzić dotykanie tego ciała. To chyba była już choroba.
- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony, panie Kaulitz. – rzuciłam, by w końcu zauważył, że się do niego zbliżam, na co on odwrócił się do mnie, a gdy jego oczy prześlizgnęły się wzdłuż mojego ciała, na ustach wykwitł samczy uśmieszek. Pomijam fakt, co to zrobiło mi w głowie. – Chloe powiedziała, że wyglądam, jakbym była gruntownie wypieprzona... – dodałam zdawkowo, on oblizał wargi i coś przeskoczyło mi w żołądku, gdy przypomniało mi się, gdzie ten język się znajdował w ciągu ostatnich dwunastu godzin. Uh, niedobrze. Powinnam chyba się jakoś opanować, tym bardziej, że ciągle czuję lekki dyskomfort między nogami.
- Bo jesteś. – odparł bezceremonialnie, a ja westchnęłam zrezygnowana, choć ciągle chciało mi się śmiać. Boże no. – Chodź no tu, ty moja gruntownie wypieprzona kobieto. – zdeptał niedopałek i zabrawszy ode mnie kubek z kawą, przyciągnął mnie do siebie i wkleiłam się w niego radośnie, dobitnie przypominając sobie, co wyprawialiśmy zeszłej nocy. O matko. Ale on pachniał. – Jak się dzisiaj czujesz?
A teraz zobaczcie tę różnicę, którą ja zauważyłam już od momentu, gdy usiadłam na niego wczoraj wieczorem. Normalna Natasza the Devil powiedziałaby „eee... czuję się no... trochę... obolała...” i spaliłaby buraka. Nowa Natasza mówi:
- Jakbym była gruntownie wypieprzona, Bill. Jak na pierwszy raz, który przeistoczył się w pięć razy to i tak się dziwię, że chodzę w ogóle.
- Em...
- Ale pewnie to nadrobisz. – dodałam i wyszczerzyłam do niego zęby. – Masz ochotę może się przejechać moim samochodem?
Jego oczy natychmiast zrobiły się okrągłe jak spodki. Oczywiście, że zdawałam sobie z tego, jak to właśnie zabrzmiało i co to oznacza w rzeczywistości. Ale co ja na to poradzę, że odczułam potrzebę, by całkiem wszedł do mojego świata? I tak się wpakował bez pytania. Mogę mu przynajmniej dać jakiś bonus.
- Ty to mówisz całkowicie poważnie? – gdy skinęłam głową, przez dłuższą chwilę się gapił na mnie otępiale, aż w końcu nie wytrzymałam i wyciągnęłam z kieszeni kluczyki i mu je wepchnęłam w dłoń. – Ale jesteś pewna...?
- Tak samo jak wczoraj. – odparłam, uśmiechając się do niego. – Dawaj mi kawę i jedziemy. No chyba, że nie chcesz.
To była dosłownie sekunda, gdy szybko pocałował mnie w usta, a potem już siedział za kierownicą z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Żebym tylko tego nie żałowała...

 ><><><><><><><><><><><><

Jeśli się komuś podobało, to ręka w górę, bo ja się przyznam, że moja łapka lata w powietrzu xD

sobota, 23 lutego 2013

Scene LXVII

Zrobiłam rozdział w jeden dzień. To już jest dziwne. Ale się nie przyzwyczajajcie :D

><><><><><><><><><><><><><><


Był sfrustrowany, że nie potrafił być choć w połowie perfekcyjny jak jego kobieta. Sądził, że uda mi się jeszcze przetrwać w takim stanie bezczynności całkiem sporo czasu, ale to było jak nałóg. Raz spróbował i już nie mógł przestać. Z każdą godziną chciał jej coraz więcej i więcej i więcej i jego cierpliwość skończyła się dobitnie, aż zabolało. I to, że wszyscy tylko czekali, aż między nimi wydarzy się coś więcej, wcale nie pomagało. Ujmowało mu to w jakiś sposób na honorze, choć wiedział, że to kompletnie nie miało sensu. Przecież był w stanie się do niej zbliżyć tak, jak nikomu to się nigdy nie udało i to powinno wystarczyć. Ale on chciał, by ta udręka się w końcu skończyła, tym bardziej, że ona go bez ustanku prowokowała. Następnej nocy, gdy był sam w łóżku, jego oczy były tak szeroko otwarte jak jeszcze nigdy. Naprawdę wyobrażał sobie ich seks na miliard sposobów. I wszystkie doprowadzały go do tego, że musiał się onanizować, dodatkowo wściekły na to, że obiekt zaspokojenia jego potrzeb znajdował się o pieprzony rzut kamieniem.
Nie pozwalał jej się dotknąć i uznawał to za swoją powinność. Nie chciał jej skrzywdzić, tak? Tylko że przez to krzywdził sam siebie, więc... Więc nikogo to nawet nie dziwiło, że o trzeciej nad ranem siedział na siłowni i wyrzucał z siebie nagromadzoną energię, maltretując worek treningowy.
Wmawiał sobie, że jedyne czego chce to jej dobro. To nie było to, że myślał inaczej. Po prostu czasami miał problem z tym, że on w tym wszystkim był gdzieś... A potem beształ się za to, że zachowuje się jak samolubny szczeniak. Nie chciał jej wystraszyć, ani zrazić i dlatego kolejnego dnia zszedł do kuchni kompletnie nieprzytomny przez nieprzespaną noc. Był niewątpliwie ciągle podniecony, zgorzkniały i miał niemal do siebie wstręt, że zachowuje się tak, a nie inaczej. A chyba jeszcze bardziej dobijające było to, że Natasza tak po prostu biegała sobie po posesji wraz ze sforą psów. Świetnie, jeszcze jej okresu tylko brakowało.
Wiedział, że to wszystko w jego głowie robiło się przez seksualną frustrację. Nie mógł nic na to poradzić, bo on naprawdę nigdy tak długo nie egzystował bez kogokolwiek w łóżku. A nie dość, że trzymał się przez rok bez nikogo, to na dodatek teraz miał Nataszę na wyciągnięcie dłoni, a nie mógł sięgnąć. I jeszcze do tego pojawiała się obawa, że przez to, co zrobił ten skurwiel, on może się nie przebić przez ściany, które postawiła wokół siebie.
Phhh, wiedział, że uwielbiała to, co robił z jej ciałem. Ale to nie było to samo. Widział w niej, że ma taką naturę jak on. Ale pytanie brzmiało, czy będzie w stanie przezwyciężyć to, co ją spotkało. Co jeśli nie? Czy wtedy skończy się na kłótniach i się rozejdą? Co jeśli on będzie chciał więcej, niż ona?
Tak jak teraz?

Tego dnia podeszła do niego dziwnie nieufnie. Wyczuła zmianę jego nastroju i nie wiedziała, jak ma się do tego ustosunkować. Nie podobało mu się to. Chciał, żeby było dobrze, a tymczasem jego samcza natura wszystko deptała. Znowu skończył w siłowni, chociaż był kompletnie wypruty z sił.
- Chcesz pogadać? – nie zdziwiło go zbytnio, że do jego kryjówki wszedł jego brat. Pewnie już wcześniej myślał, żeby przyjść, ale nie był pewien, jak ten zareaguje. Nie chciało mu się sprzeczać. Był zmęczony, a jednak sierpowe padały bez opamiętania. – Bill? – Czarnowłosy powoli przesunął się w stronę bliźniaka i chwycił worek treningowy, marszcząc czoło, gdy mocne uderzenia z drugiej jego strony zachwiały jego równowagę.
Młodszy Kaulitz potrząsnął głową, czując jak kropelki potu spływają po jego rozgrzanej twarzy.
- Wydaje mi się, że nie dam sobie z nią rady. – wyrzucił w końcu, a w jego głosie dało się wyczuć wyraźną wściekłość, a nawet delikatną histerię. Tom zaparł się mocniej, bo miał wrażenie, że jeszcze trochę i Bill uderzy tak, że legnie na ziemię jak długi. W ostatnim czasie naprawdę przybrał na sile. – Jesteś mi w stanie powiedzieć, w co ja się wjebałem i dlaczego zakochałem się akurat w niej?
- Bo jest wszystkim, czego szukałeś.
Bill zastygł w bezruchu, w ostatnim momencie powstrzymując się od zgrzytania zębami. A potem sobie przypomniał, jakim jest dupkiem i na nowo zaczął uderzać, nie przejmując się bólem mięśni.
- W takim razie to ja jestem beznadziejnym materiałem dla niej. Bo zamiast...
- Bo chcesz ją przelecieć? Bill. – Tom spojrzał na brata spod uniesionych brwi, ale ten nawet tego nie zauważył, wgapiony w jeden punkt na worku, w który nawalał jak zahipnotyzowany. – To rzecz ludzka i naturalna, chyba nie muszę ci tego tłumaczyć. Tym bardziej, że Natasza jest nieprzeciętnie seksowna i...
- Człowieku!... – blondyn nagle złapał za worek i oparł się o niego. Jego oczy były rozszerzone i podejrzliwie błyszczące. Tom znowu zmarszczył czoło. – Do teraz się zastanawiam, co we mnie wstąpiło, że nie zrobiłem niczego, co wybiegałoby poza plan przedwczorajszego dnia. „Nieprzeciętnie seksowna” to pierdolone niedopowiedzenie. Jej ciało prosi, by je dotykać, by w nie wejść i nigdy nie wyjść. I sprawianie, że dochodziła, było najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem w życiu. Z rana myślałem, że mam jakieś halucynacje jak wtedy, gdy się naćpaliśmy kokainą. – parsknął śmiechem, przecierając dłonią mokre czoło. – Tom, ja nigdy tak nie miałem. Z nikim.
- Wiem o tym.
- To nie jest to, że ja ją kocham. To jest coś więcej. Znacznie więcej. Nie byłbym w stanie obdarzyć takim uczuciem nikogo innego. Ja wiem, że to jest ta jedyna, ale przy tym to jest takie trudne, że się zwyczajnie tego boję. Właściwie to nie. – zamrugał oczami, zagryzając wargę. – Ja boję się sam siebie, bo nie chcę jej tym przytłoczyć i na dodatek jestem taki sfrustrowany, bo nie mogę jej tknąć, póki ona nie będzie gotowa, a im dłużej o tym myślę, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że ona nigdy nie dojdzie do wniosku, że jest gotowa. Tom, to jest tragicznie popieprzone. I za bardzo pod górkę.
Tom podrapał się po potylicy i westchnął ciężko. On naprawdę nigdy nie widział go w takim stanie, tym bardziej, że prawda była taka, że niewiele osób było w stanie się oprzeć jego bratu. A już na pewno nie te, które obrał sobie za cel Bill. To, z czym się zmagał przez ten rok bez brunetki, było niczym w porównaniu z tym, co go wytrącało z równowagi w obecnym momencie.
- Gdyby nie to, że została skrzywdzona, rozegrałbym to zupełnie inaczej... – wymamrotał blondyn, przymykając oczy.
- Em...  Może właśnie powinieneś to zrobić inaczej? – zasugerował Tom, przyglądając się uważnie swojemu bratu. Przestąpił z nogi na nogę, wzruszając ramionami. Wsunął ręce do kieszeni spodni i przechylił głowę. – Jeśli ona nigdy się nie zdecyduje, może ty powinieneś zdecydować za nią?
Bill przeczesał włosy dłonią i wydał z siebie jęk frustracji.
- Nie chcę popełnić żadnego błędu, a...
- Nie sądzę, żeby w tym przypadku istniała w ogóle taka możliwość, szczerze powiedziawszy. Natasza jest nieobliczalna. Przynajmniej dla mnie. – uśmiechnął się krzywo z kpiącym uśmieszkiem. – Poza tym nie sądzę, żeby jej się to nie spodobało. – szturchnął swojego brata, który parsknął śmiechem, wywracając oczami. – Kaulitzom nikt się nie opiera, prawda?
Skinął głową.
- Prawda.

Kurwa, co za zgon.
Nienawidzę okresu, po prostu kurwa go nienawidzę. Gdybym mogła wyciąć z mojego życiorysu  dni, kiedy umieram przez pierdolony ból brzucha, moja egzystencja sprawiałaby wrażenie bardziej fascynującej i fajnej.
Obudziłam się nad ranem. Dokładnie przed piątą i gdy tylko poczułam pierwsze przebijanie sztyletem, pomyślałam, że wolałabym umierać przy Billu. Nie do końca pocieszająca perspektywa, tym bardziej, że on jakiś dziwny się zrobił. Przez ostatnie trzy dni zachowywał się tak, jakby trzymał się na dystans, kiedy w teorii powinniśmy być sobie bliżsi, niż wcześniej. A ja miałam wrażenie, że on nagle zaczął się odsuwać. I wcale nie było mi z tym radośnie.
I pewnie to wszystko było związane z moją popieprzoną psychiką i tym, że mogło to się objawiać pozornym egoizmem. Musiałam to w sobie zwalczyć. Ale to dopiero po tym, jak odżyję. Może wcale nie zwróci uwagi na to, że się do niego doczołgam. Ale w innym przypadku najprawdopodobniej zasmarkam od płaczu poduszkę. Rzygać mi się od bólu chciało. Pomijając fakt, że kręciło mi się w głowie, gdy w końcu udało mi się zwlec z łóżka. Głośno i ciężko oddychając, jakimś cudem doczłapałam się zgarbiona do drzwi, których nawet nie chciało mi się zamykać, gdy wyszłam na korytarz. Przesuwałam się wzdłuż ściany, walcząc z mdłościami i zawirowaniami przed oczami, aż w końcu stanęłam przed wejściem do jego pokoju. Było mi tak kurewsko obojętne, co on sobie o mnie pomyśli. Wiedziałam, że tylko on mógł mi pomóc zwalczyć to, co się ze mną działo i musiałam za wszelką cenę dostać pomoc, zanim umrę. Jak co miesiąc.
Uchyliłam drzwi i musiałam się porządnie skupić, by cokolwiek dojrzeć. U niego zawsze było tak cholernie ciemno, że nawet gdy człowiek się budzi w nocy, nie jest w stanie ogarnąć, gdzie co jest. No chyba, że jest się Billem, który właśnie spał jak trup na swoim wielkim łóżku. Poprawka. Trupy nie śpią w taki sposób jak on – jedna ręka z lewej strony na poduszce, druga ręka z prawej strony pod kołdrą, lewa noga zwisająca z łóżka, a prawa tylko sam Bill wie gdzie. Gdzie ja teraz, do kurwy nędzy, miałam się położyć? Na podłodze?
- Kurwa!... – sapnęłam, łapiąc się za brzuch, gdy nowa fala bólu przeszyła mnie na wskroś. Po kiego ja tu przyszłam? Przecież on się wścieknie, jeśli się obudzi przez moje pieprzone zajawki. Nie, wychodzę. Nabrałam głęboko powietrza i oparłam się dłońmi o kolana. Ale wyjdę za chwilę, jak przestanie aż tak napierdalać.
Nagły szelest kołdry wyrwał mnie chwilowo z odmętów nadciągającej histerii i spojrzałam na łóżko, na którym leżał przyglądający mi się Bill. Serce zatłukło mi się boleśnie, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie po raz kolejny zrobiłam z siebie idiotkę. Na jego oczach.
- Chodź tutaj. – wychrypiał, machając na mnie ręką i prawie zakwiliłam, zagryzając mocno wargę, by się nie porzygać i nie zemdleć po drodze. Gdy tylko znalazłam się na jego łóżku, natychmiast mnie owinął kołdrą i kazał mi poczekać, gdy sam się zwlókł i zniknął z pokoju na kilka minut. Wrócił ze szklanką wody i kanapką.
- Nie możesz wziąć tabletki na pusty żołądek. – mruknął, podając mi kromkę chleba z jakąś wędliną. Posłusznie ją skonsumowałam, choć nie było to wcale łatwe zadanie przy tych cholernych mdłościach. Ostatni kęs przełknęłam całkowicie na siłę. I chyba miałam gorączkę. – Teraz łykaj tabletkę. – wręczył mi szklankę i wyciągnął pigułki ze swojej szafki nocnej. Nawet nie zastanawiałam się, co one tam robią. Po prostu wzięłam jedną, wrzuciłam do ust, popiłam zimną wodą i westchnęłam, modląc się, żeby ból minął jak najszybciej.
A potem jakimś pokrętnym sposobem znalazłam się plecami do niego, leżąc przy tym prawie na wznak. I wtedy jego dłoń znalazła się pod moją koszulką, by zacząć delikatnie masować mój brzuch i prawie natychmiast odetchnęłam z ulgi. To było nielogiczne. Gdy ja próbowałam czegoś takiego, to nigdy nie działało.
A potem zaczął coś cicho nucić i zanim się obejrzałam, po prostu zasnęłam. Nie wiedziałam, jakim cudem.

Tym razem to było jakieś inne. Nie byłam zgryźliwa, ani wściekła, a raczej czułam potrzebę klejenia się bez ustanku. Gdy w końcu się obudziłam, dostałam śniadanie do łóżka i to było dziwne, bo przecież Bill miał ostatnio problemy z przebywaniem ze mną. Znowu zaczęłam się czuć przy nim nie do końca komfortowo.
- Jak się czujesz? – spytał, siadając na brzegu łóżka. Wzruszyłam ramionami, powoli przeżuwając jajecznicę. Co miałam mu powiedzieć? Że czuję się jak gówno? Czy, że czuję się jak gówno? Bo chciałam się do niego przytulić, a czułam opory. Nie to co kilka dni temu. Świetnie. Wróciliśmy do punktu wyjścia. – To znaczy? – drążył, patrząc na mnie przenikliwie. Czy kogokolwiek jeszcze dziwi, że się speszyłam? Fajnie. Było już naprawdę nieźle, a teraz znowu jest do dupy, bo on... nie. To i tak była moja wina. Świetnie. Po prostu zajekurwabiście, że tak to uroczo ujmę.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jestem spięta i nie wiem, co mam mówić. Więc milczę. – znowu wzruszyłam ramionami i ponownie zapchałam się jajecznicą.
Przez dłuższą chwilę patrzył na mnie bez żadnego wyrazu i nie spodobało mi się to w żaden możliwy sposób. Prawdę powiedziawszy to chciało mi się płakać. A potem zabrać się z jego pokoju i nigdy nie wrócić. I na moje nieszczęście trafiła się taka okazja.
- Przepraszam, muszę wyjść zapalić. – i tak po prostu wstał i wyszedł. Nie wiedziałam nawet, czy miał ze sobą papierosy. Straciłam apetyt.
Odłożyłam widelec i zaczęłam szybko trzepotać powiekami, by odpędzić niechciane łzy, które niespodziewanie zaczęły mi się cisnąć do oczu. Poczułam się jak kompletnie nic niewarta szmata do podłogi, którą ktoś upieprzył i rzucił w kąt. Niewiele się to różniło od rzeczywistości. Może tak naprawdę wcale mu się nie podobałam. Może tak naprawdę...
- Kurwa. – syknęłam, gdy pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Po prostu chwyciłam tabletki i szklankę z wodą i wyczłapałam się z pokoju. Nie mogłam pozwolić, by zobaczył, jak bardzo dotknęło mnie jego zachowanie.
Zamknęłam się u siebie i po wplątaniu się w kołdrę, rozryczałam się jak małe dziecko. Świetnie. Nie płaczę z byle powodu, więc to chyba coś poważnego. Świetnie, do cholery. Jeszcze nawet miesiąc nie minął, od kiedy jesteśmy razem, a tu już następuje jakiś zgrzyt. I gdyby chociaż ktoś to wszystko wyjaśnił, to byłoby fantastycznie, do kurwy nędzy. Ale oczywiście musiało się skończyć na tym, że ja nie byłam w stanie powiedzieć, czemu czuję się tak, a nie inaczej, a on wolał sobie pomilczeć i wypalić paczkę fajek, niż się przyznać, że coś go u mnie wkurwia.
Pukanie do drzwi jakiś czas później wyrwało mnie z otępienia, jakie na mnie opadło przez płacz. Gapiłam się beznamiętnie w przestrzeń, próbując odizolować się od zbędnego myślenia, które doprowadzało mnie do rozstroju nerwowego i bólu żołądka. Nie potrzebowałam ani jednego, ani drugiego. Ani żadnych pukających osób.
-Hej, żyjesz? – w szparze między drzwiami, a framugą pojawiła się głowa Sashy i westchnęłam ciężko. No cudownie. Jeszcze tylko jej brakowało. Żeby mi pierdoliła, jaka głupia i niedorozwinięta jestem.
- Żyję. – burknęłam, patrząc na nią wyczekująco spod kołdry. Co tam, że było naprawdę gorąco. Ja wolałam gnić opatulona od góry do dołu. – Co jest?
Najwyraźniej blondynka uznała to za zaproszenie, bo po chwili już leżała na łóżku obok mnie i patrzyła na mnie zmartwiona.
- Jak brzuch?
- Znośnie.
Przez chwilę spoglądała na mnie w milczeniu, jakby zastanawiała się, co jest nie tak. Ale co ja miałam powiedzieć? Nic nowego. Stary temat, o który się wkurzała. Boże, chciałabym zostać sama i nie mieć problemów z przyjaciółkami i facetem. Byłabym sama i jedynym kłopotem byłabym ja i nikt więcej.
- Przepraszam, że na ciebie tak naskakiwałam, po prostu... – zaczęła, ale ja wzruszyłam ramionami.
- Nieważne. – przerwałam jej, ale ta potrząsnęła głową.
- Kluczem do sukcesu jest cierpliwość, a tego zabrakło najpierw mnie, a teraz Billowi. – powiedziała z wahaniem, a ja prychnęłam, przewracając oczami.
- Przykro mi w takim razie, że jestem tak skomplikowana i trudna, że nie można ze mną przetrwać. Naprawdę mi z tego powodu bardzo źle. Szkoda tylko, że wasz brak cierpliwości odbija się też na mnie, co nie? No ale spoko, poradzę sobie. – potrząsnęłam głową i już miałam zamiar się od niej odwrócić, by udać, że mnie to nie rusza, gdy ona chwyciła mnie za bark i docisnęła do poduszek. Przez długą chwilę patrzyłyśmy na siebie tak, jakbyśmy toczyły jakąś niemą walkę. Ale ja byłam zmęczona walką. I zmęczona byciem zmęczoną. – Wiesz co? Jeśli masz zamiar mnie bardziej dobijać, to może daj sobie spokój już na samym wstępie, bo ja mam już dość na dzisiaj, okej...?
- Chciałam cię przeprosić. – bąknęła, zgryzając wargę. Spuściła wzrok na moje ramię i westchnęła. – Chodzi mi o to, że chciałam, żeby było między wami dobrze, żeby nie nastąpiło to, co właśnie się stało i nie pomyślałam, że za bardzo naskakuję i... Natasza, przepraszam.
Moja brew powędrowała do góry, gdy oczy zarejestrowały prawdziwą skruchę wymalowaną na jej twarzy i dotarło do mnie, o co w tym wszystkim chodziło. Tym razem dobitnie i mocno, aż mnie zabolało.
Jak zwykle to była moja wina i tego, że jestem tak zamknięta w sobie i nie potrafię wszystkich wpuścić tak, jak na to zasługują. Byłam beznadziejna.
- W porządku. W końcu to ja jestem popieprzona i nie...
- Nie, Natasza. – potrząsnęła głową energicznie. – Moim obowiązkiem, jako przyjaciółki, jest wspieranie cię, a nie wywieranie dodatkowej presji. Postąpiłam źle i zamiast pomóc ci zwalczyć strach, dodatkowo go wzmagałam i to wcale nie było w porządku z mojej strony. Przepraszam. – dodała znowu i zamrugałam oczami, czując nagły natłok niejasnych myśli. – Doszłam do wniosku, że nigdy nie wyprowadzałam cię z twojego błędnego wnioskowania i to też przyczyniło się do tego, że teraz narasta taka frustracja. Z obu stron.
- Bill jest sfrustrowany... – rzuciłam zdawkowo, a ona skinęła głową. Poprawiła się na łóżku i usiadła w końcu po turecku, odgarniając swoje blond włosy na plecy.
- Może to nie jest całkowicie adekwatne porównanie ale... – westchnęła w zamyśleniu. – Co czujesz, gdy chcesz pisać, ale albo nie masz na to czasu, albo nie masz weny twórczej? Albo gdy poznajesz coś, czego jeszcze nigdy nie robiłaś?
- Frustrację. – odparłam po prostu, przypominając sobie, dlaczego nienawidzę zagłębiać się w nieznane tematy. – I osobliwy wkurwienie, kiedy chcę, a nie mogę pisać.
- Więc dodaj do tego strach i przedawkowaną troskę i dowiesz się, co w obecnym momencie czuje Bill.
No dobra. I tu mnie ma. Notorycznie skupiałam się na tym, co ja mam w głowie, ale nigdy nie zastanawiałam się na dłużej, jak on może reagować na to wszystko. I w końcu mnie to pierdolnęło jak obuchem. Ja się bałam, co zrozumiałe. Ale on znając to wszystko, cierpliwie czekał, aż ja się do tego przygotuję, kiedy tak naprawdę wcale nawet o tym nie myślałam, bo miałam klapki na oczach przez swoje przerażenie. I on był wyrozumiały, ale kiedy on dawał z siebie jak najwięcej, ja nie dawałam z siebie nic, by zburzyć te pieprzone ściany.
- Strach?...
- Nie chce cię skrzywdzić, to chyba zrozumiałe.
Całkowicie zrozumiałe. A ja zdążyłam pomyśleć, że jemu na mnie nie zależy. Ha.

Ale on już nie przyszedł tego dnia. A ja próbując to wszystko dobrze przetrawić, nie stawiłam mu czoła. Nafaszerowałam się przeciwbólowymi pigułkami, zakopałam się pod kołdrą i z nadzieją na lepsze jutro, zapadłam w niespokojny sen.
Co było nielogiczne? Znowu obudziłam się nad ranem. Ale tym razem nie z powodu bólu, a z powodu uginanego materaca. Zrobiło mi się gorąco, gdy zorientowałam się nieprzytomnie, że Bill włazi mi właśnie do łóżka. Nie rozumiałam, dlaczego tak robi. Ale gdy tylko zetknęłam się z jego ciałem, moje własne się rozluźniło i odetchnęłam z ulgą.
- Kocham cię. – wymamrotałam w jego nagą klatkę piersiową i tym samym uspokoiłam i jego.
- Ja ciebie też. I to bardziej, niż myślisz. – pocałował mnie w czubek głowy i objął ramieniem. – Śpij już. – dodał, a ja posłusznie zamknęłam oczy i oddałam się w bezpieczną krainę snów.

Kiedy przychodzi co do czego, tak naprawdę wcale nie jestem odważna. Bo to powtarzało się prawie przez tydzień. W ciągu dnia, gdy już odżyłam na tyle, by powrócić do normalnych czynności życiowych, praktycznie go nie widziałam. Przesiadywał głównie w siłowni, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy on nie wyrobi sobie przez to mięśni w łapskach o obwodzie większym, niż moje uda. I szczerze powiedziawszy na tę myśl robiło mi się jakoś podejrzliwie cieplutko.
Wiedziałam, że to tym razem ja muszę zrobić krok do przodu, bo inaczej to będzie kierować się w dół i BUM nastąpi nie w tym momencie, co trzeba. Gorzej, że ja BUM wcale nie chciałam. Nie z nim.
- Boże, nie wierzę, że to mówię. – wyrzuciłam spomiędzy rąk, które całe zakrywały moją czerwoną twarz. – Pojedziecie ze mną na zakupy...?

No dobra. Przypuszczam, że gdyby ktokolwiek mnie zobaczył, uznałby, że mam wybitnie nasrane w głowie. Albo tylko ja tak sądzę. Niemniej jednak, jestem ubrana w szlafroczek z czarnej satyny, który mi sięga do połowy ud, mam rozpuszczone włosy, delikatny makijaż i właśnie wyszłam z pokoju. Tak właśnie. Serce napierdala mi jak wściekłe, a dłonie drżą niespokojnie, bo uroiłam sobie, że pójdę i zrobię to, co już powinnam zrobić dawno. I szczerze powiedziawszy nie czuję się tak, jakbym miała się zmuszać.
Prześlizgnęłam się na palcach przez korytarz, na których były już zapalone światła. Było grubo po jedenastej, bo sądziłam, że wtedy powinien być w pokoju. I najwyraźniej miałam rację, bo gdy zapukałam w drzwi, usłyszałam „otwarte”, więc nabierając oddech, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
Zastałam Billa siedzącego przy biurku ubranego w jakieś szare spodnie dresowe. Tak właśnie. Nie miał koszulki. I znowu coś pisał z głową pochyloną nad zeszytem, przez co grzywka swobodnie opadała mu na czoło. Lubiłam go takiego naturalnego.
Powoli zamknęłam za sobą drzwi i wtedy jego wzrok podniósł się i automatycznie skierował w moją stronę. Nawet z daleka widziałam dokładnie, jak jego ciało zastyga w bezruchu, a oczy zaczynają mnie lustrować od góry do dołu, oceniając i próbując zrozumieć.
- Co ty... – urwał, gdy chwyciłam za pasek, by go odwiązać. – Natasza, co ty tu... – i tym razem zamilkł na dobre, gdy zsunęłam z siebie szlafrok, który gładko opadł na podłogę, by ukazać mnie w czarnym koronkowym staniku i bokserkach z pasem do pończoch. Pozwoliłam mu chłonąć mój widok przez dłuższą chwilę, sama nie wierząc, że udało mi się to zrobić i nie uciec. Jego wzrok mi schlebiał. Widziałam wyraźnie, że podoba mu się to, co widzi. Nie zauważyłam nawet, że mój oddech stał się ciężki i nieregularny. – Natasza... – wydusił, a ja zrobiłam krok w jego stronę, stawiając wszystko na jedną kartę.
- Jestem gotowa, Bill.

><><><><><><><><><><><

No.

piątek, 22 lutego 2013

Scene XLVI

Kiedy będzie nowy? Nikt tego nie wie. Ten rozdział też jakiś niedojebany, więc nie mam nic na ten temat do powiedzenia. Se wzięłam i się oduczyłam pisać. No.

><><><><><><><><><><><><><

Leżałam na jego łóżku, oddychając niespokojnie i co chwila mrugałam oczami, nie wierząc, co właściwie się przed chwilą stało. Bill leżał w połowie na mnie, w połowie obok i jego smukłe palce nieustannie gładziły mój nagi brzuch. Byłam naga. Tak bardzo naga, że bardziej się już nie dało. Czułam na szyi jego gorący oddech i mimo wielkiego mętliku w głowie, byłam tak zrelaksowana jak chyba nigdy. Moje ciało ciągle dziwnie pulsowało i miałam problem ze zrozumieniem, co się tutaj tak naprawdę stało, a jednak...
Pozwoliłam sobie na głębokie westchnięcie przez co gładzenie ustało i głowa Billa podniosła się, aż jego oczy zasłoniły mi cały krajobraz pokojowy. Nie potrafiłam odgadnąć, co w tym momencie myśli. I czułam się niekomfortowo z myślą, że nie przeszkadza mi moja własna nagość.
- Nie będę się nawet pytał, czy ci się podobało, bo i tak wiem, że tak... – zaczął, a ja poczułam, że zaczynają mnie znowu policzki palić. – Ale co to za wzdychanie?
Chciałam wzruszyć ramionami, ale nawet mi się nie chciało. Moje mięśnie były zbyt leniwe, by cokolwiem zrobić, a w tym samym czasie w głowie miałam „lekki” chaos.
- Jestem zdezorientowana. – odparłam, nie dziwiąc się nawet, że tak po prostu mu odpowiedziałam. To rozleniwienie było jakieś pokręcone.
Bill skinął głową i oparł się na łokciach, usadowiając się między moimi nogami i zrobiło mi się jakoś tak lepiej. Kolejny punkt do listy rzeczy niezrozumianych.
- Czy moje spodnie cię podrażniają? – spytał, ale ja zaprzeczyłam, więc tylko wbił we mnie swój wzrok, a ja znowu pomyślałam nad tym, że wolałabym jednak, gdyby był nagi. – Opowiedz mi o tym. – dodał, a ja mimowolnie zagryzłam wargę, próbując uchwycić rozszalałe myśli, by się nimi z nim podzielić.
- Nie rozumiem... Moja panika bierze się z głowy, bo...  I chciałam cię mieć tak blisko... I jestem sfrustrowana... I zdziwiona... Ale z drugiej strony to wcale nie... – wydałam z siebie dźwięk świadczący o mojej irytacji, a on uśmiechnął się szeroko i pochylił się nade mną, by pocałować mnie delikatnie. I zrobiło mi się dobrze. W mózgu i poza nim. – Bill, ja wiem, że ty nie rozumiesz, co ja bredzę, ale to...
- Rozumiem. – przerwał mi, przez co spojrzałam na niego z niedowierzaniem i „WTF” wymalowanym na twarzy. – Wydaje mi się, że po prostu masz problem z zaakceptowaniem tego, że było ci dobrze...
- I z tym, że masz na sobie spodnie.
- I z tym, że mam na sobie... co? – zamrugał oczami, a ja znowu doszłam do wniosku, że jest mi tak cudownie i idiotycznie sielsko, że od tego niechcenia, gadam co mi ślina na język przyniesie. No cóż. – Przecież pytałem, czy...
- To nie o to chodzi. – machnęłam ręką, na co zareagowałam niemym zaskoczeniem. Poruszyłam się! Alleluja! – Chodzi o to, że moje ciało ma w nosie, co myśli mózg, ot co. Moje ciało chce cię nagiego i wcale by mu nie przeszkadzało, gdybyś no... w przeciwieństwie do mojego mózgu. Stąd moje zdezorientowanie. – wytłumaczyłam mu, a on uniósł wysoko brwi, patrząc się na mnie z takim zdziwieniem, że gdyby nie to, że nie mam siły na bulwers, to bym się oczywiście zbulwersowała. Najwyraźniej działo się ze mną coś dziwnego. Gorzej, że nie do końca mi to przeszkadzało, sumując moje wszystkie refleksje. I nie wiedziałam, co z tym fantem zrobić.
- Natasza? – dopiero teraz zauważyłam, że ma zamknięte oczy, choć przed chwilą były jeszcze szeroko otwarte. Odparłam mu bardzo zaawansowanym słownictwem „hmmm?”, a on westchnął głęboko. – Właśnie doszedłem do wniosku, że jeśli będziesz mi w tym momencie mówić takie rzeczy, to to, co niedawno jeszcze pocierałaś swoją łydką, na powrót stanie się twarde, więc sama zdecyduj, co chcesz z tym uczynić.
I w tym momencie moje serce przestało bić, a w brzuchu coś gwałtownie wywróciło się do góry nogami, aż głęboko zaczerpnęłam oddechu.
Z jednej strony cholernie chciałam go wyswobodzić z tych spodni i uspokoić moją ciekawość, a z drugiej strony, jeśli pozbędę się jego ubrań, możemy skończyć nie tak, jak... jakby chciał mój mózg, moja psychika.  I tak naprawdę, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Ale najwyraźniej Bill zadecydował za mnie.
Potrząsnął głową i niemal stoczył się ze mnie, przez co w moich oczach wyświetliły się znaki zapytania, które przygasły, gdy dojrzałam jego nagie plecy. Znowu coś ścisnęło mi się w dołku i Bóg, który nie istnieje, mi świadkiem, że chciałam przejechać po nich paznokciami i... O matko.
Czy ja zawsze byłam taka zepsuta? I czy to faktycznie oznacza, że jestem zepsuta?
- Muszę pójść pod prysznic. – oznajmił, nawet na mnie nie patrząc i wstał. – Zaraz wrócę. – i w ten oto sposób mój mętlik się powiększył. Patrzyłam na znikającego za drzwiami do łazienki Billa i aż zmusiłam się do pozycji siedzącej.
I gdzieś w tym wszystkim nagle coś do mnie dotarło. W całym tym swoim strachu postępowałam trochę egoistycznie, świadomie go kusząc, a potem go od siebie odsuwając ze względu na to, co robiło się w mojej głowie.
Ale w tym momencie nie wiedziałam, jak bardzo go tym drażnię.

Próbowałam sobie nie wyobrażać, jak Bill wygląda pod prysznicem, ale zakończyło się to tragicznym fiaskiem. Z wrażenia zrobiło mi się aż gorąco i chociaż to było raczej nie w moim stylu, naga rzuciłam się w kierunku jego uchylonej szafy, by przestać myśleć o szumie dochodzącym z łazienki. I nawet nie wiem, czy mu to będzie przeszkadzać czy nie, ale wyciągnęłam jedną z jego największych koszulek, która jakimś cudem nie była rozmiaru M, ale gdy zarzuciłam ją na siebie, niemal ją oplułam, parskając śmiechem. Fajnie, że miałam na sobie coś, przez co i tak wszystko było widać. Coś, co w teorii zakrywało mój tyłek, ale i tak był widoczny.
I czułam się trochę dziwnie z tym, że ciągle byłam mokra między nogami.
Zmarszczyłam czoło, nasłuchując Billa, ale jako że ciągle słyszałam szum, przeżegnałam się w duchu, by nikt mnie nie zobaczył i po cichym uchyleniu drzwi, popędziłam do swojego pokoju tak, jakby zależało od tego moje życie. I nawet nie założyłam bielizny. Jakby mnie jednak ktoś dojrzał, chyba bym się zabiła.
Ogarnęłam się szybko w swojej własnej łazience, ale nawet nie pomyślałam, by się przebrać. Wróciłam z powrotem akurat wtedy, kiedy Bill wchodził do pokoju i supeł w brzuchu związał mi się boleśnie na widok jego mokrych włosów i... o mamo. Czy on pod tym ręcznikiem nie miał kompletnie nic?
- Ty mnie kiedyś zabijesz. – stwierdził, a jego oczy zaczęły szaleńczo sunąć po moim ciele w górę i w dół. – Powinienem cię wyprosić z pokoju, żeby się na ciebie nie rzucić, ale, do cholery... – dodał coś, co nie miało za wiele wspólnego z angielskim i uniosłam brwi z zamiarem zapytania się, co się właściwie dzieje, ale chwilę potem byłam przyciśnięta do drzwi z jego dłońmi na swoich pośladkach, przez co westchnęłam rozkosznie, a potem jego usta wpiły się w moje i jeszcze zanim odpłynęłam w obupólnych pieszczotach, zdążyłam zarejestrować, że musiał brać zimny prysznic, bo jego skóra nie była gorąca.
A przynajmniej na samym początku.

- Zostaniesz tu na noc? – wymruczał pomiędzy moimi piersiami, a wtedy wpadła mi do głowy naprawdę pojebana myśl. Przynajmniej jeśli o mnie się rozchodzi. Coś musiało mi na mózg paść, ot co.
- Czemu nie? – odparłam, a on wkleił się we mnie jeszcze bardziej. Bill lubił się kleić, co zauważyłam tego wieczoru doprawdy dobitnie. A potem przewrócił się na plecy i pociągnął mnie na siebie, przez co to ja sama wczepiłam się w niego, jakby był moją ulubioną poduszką. Co za paranoja.
Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się, że moja sytuacja egyzstencjonalna obróci się w coś takiego. Byłam przyzwyczajona do myśli, że już do końca swojego życia będę sama jak palec, a tu proszę... Nie dość, że ja byłam w stanie się w kimś zakochać, to ten ktoś był w stanie odwzajemnić to uczucie z taką mocą, że moje wszystkie ściany zawalały się jedna po drugiej.
Powiedziałam mu o tym, co zrobił mi mój ojciec, a on ciągle przy mnie stał. Był cierpliwy i tłumaczył mi to, czego nie wiedziałam i...
I leżałam naga w jego łóżku, a on nie pozwalał mi się dotkąć tak, jakbym tego chciała i byłam niemal pewna, że on też tego chciał.Świadomość i samokontrola u obcej osoby była dla mnie czymś nowym. A samokontrola Billa była czymś niewyobrażalnie wielkim w porównaniu do mojej.

Obudziłam się gdzieś nad ranem, gdy słońce dopiero wynurzało się zza górzystego horyzontu. Byłam odprężona i zadowolona od samego momentu otworzenia oczu i dokładnie zdawałam sobie sprawę z tego, co było tego przyczyną.
A raczej kto i to jakimi czynami.
Jego nagie ramię przyciągało mnie we śnie i nawet nie byłam specjalnie zdziwiona, że byłam dosłownie wklejona plecami w jego klatkę piersiową. Podobało mi się to. Uwielbiałam świadomość, że gdy się obudzę, nie będę sama. Boże, jak ja to uwielbiałam...
Przyglądałam się z czułym uśmiechem, graniczącym z idiotycznym uśmieszkiem na jego szczupłą dłoń, która pewnie trzymała mnie za pierś. Tak właśnie. Miałam mackę Kaulitza na swojej piersi i miałam takie dziwne skręty w żołądku z tego tytułu, że przez to miałam problemy ze swobodnym oddychaniem. To było coś takiego... pierwotnego. Że nawet śpiąc, Bill musiał zaznaczyć, że jestem jego.
Zmarszczyłam czoło w nagłej myśli, że od tego momentu do naszego związku doszło coś intymnego. Coś, co można było zobaczyć w gestach i spojrzeniach. Rozpierała mnie jakaś głupia duma i coś, co było swego rodzaju narcystyczym zachwytem. Ale fajnie!
- Naga Natasza w moim łóżku. – usłyszałam niespodziewanie ochrypły od snu głos Billa i jego oddech musnął moje włosy, aż przeszyły mnie dreszcze. – Albo umarłem, albo naćpałem się jakiegoś świństwa halucynogennego... albo ciągle śpię.
- Albo nie śpisz i macasz mnie po cyckach, w czym muszę ci przeszkodzić, bo czuję potrzebę umycia zębów, zanim odwrócę się w twoją stronę. – mruknęłam i już się podnosiłam, gdy dłoń przesunęła się z piersi odrobinę wyżej i mocno docisnęła moje ciało do Kaulitzowego ciała, aż sapnęłam.
- Jeśli Natasza jest naga w moim łóżku, to nie zgadzam się, by gdziekolwiek się ruszała, aż uznam, że może. – wyburczał w moje włosy, a ja przewróciłam oczami. Głupek.
- A od kiedy ty mi możesz dyktować, co mam robić, a czego nie, hmm?
- Od kiedy leżysz w moim łóżku. Naga. – odparł po prostu i kilka sekund później już wisiał nade mną, uśmiechając się samczo. Boże, co za facet. Ja chciałam tylko zęby umyć, żeby go swoim oddechem nie zabić, a on co? No pewnie on też mnie zabije, więc no... Mówi się... mmm...
Przymknęłam oczy, gdy jego usta wpiły się w moje z wyraźną zaborczością. No dobra. Umrę później. Teraz to wezmę... No. Chwycę go za kark i przyciągnę bliżej do siebie i wsunę język między jego wargi i... oh. Jak jak kocham to mruczenie. Wprost z gardła. Mój Bill z wysokim poziomiem testosteronu, który rozkazuje mu mnie zdominować.
Jego dłoń zaczęła stanowczo sunąć wzdłuż mojego ciała i sapnęłam, gdy już znane emocje przelały się przeze mnie od stóp po głowę. W taki sposób to my nigdy nie wynurzymy się z łóżka, a jeśli jakimś cudem to się jednak wydarzy, prawdopodobnie będziemy się do siebie kleić przy każdej możliwej okazji, co też oznacza, że skażę się na docinki od każdej osoby.
- Uh, jesteś wcielonym złem, Natasza... – wydyszał pomiędzy moje wargi, a moje ego podskoczyło radośnie, aż w żołądku mi się coś wywróciło. Nagle niespodziewanie on się ze mnie zsunął i pociągnął na siebie i minął ułamek sekundy, a ja na nim siedziałam pochylona nad jego twarzą, przez co moje włosy stworzyły kurtynę oddzielającą nas od świata. – Jeśli tak mają wyglądać poranki, to już nigdy nie wyjdziesz z tego łóżka, zapewniam cię. – oznajmił zdecydowanie, a ja uśmiechnęłam się szeroko. – A jeśli będziesz tego jednak chciała, zmęczę cię tak, że porzucisz tę myśl. – pokiwał głową i mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Tak długo, aż ci się znudzę. – odparłam, a on spojrzał na mnie pobłażliwie, jakbym właśnie pierdolnęła największą głupotę na świecie. Ej no co? Wydawało mi się to raczej logiczne, a nie głupie.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w obecnym momencie musiałabyś użyć kija, żeby mnie od siebie odpędzić. – stwierdził, patrząc na mnie spod uniesionej brwi. – I ciągle nie rozumiem, jakim cudem jeszcze nie postradałem zmysłów, mając cię przy sobie nagą. Ale to pewnie dlatego, że nie mogę w to uwierzyć.
- To lepiej postaraj się w to uwierzyć, bo ja zaraz idę na śniadanie.
- Pff, też mi co. – przyciągnął mnie do siebie i zatopiłam się w głębokim i namiętnym pocałunku, który sprawił, że zanim wyszłam z łóżka, minęło jeszcze sporo czasu.


Fakt był jeden – miałam problem, by się od niego opędzić.
Nie żeby mi to przeszkadzało, co nie? W końcu dlaczego miałoby tak być, skoro tak naprawdę to wcale nie chciałam być z dala od niego, a jakimś cudem moje ciało ciągle chciało jego ciała. To wyglądało tak, jakby on uruchomił we mnie tę pieprzoną palącą potrzebę, która za nic nie chciała się ugasić. Jakbym miała kaca, a tylko on posiadał butelkę wody.
I wiedziałam, że to wyglądałoby znacznie inaczej, gdybyśmy dopełnili aktu. Ale kiedy ja chciałam tak bardzo, jak bardzo nie chciałam. Byłam wdzięczna, że on nie naciskał. Ale potem cała zgraja się zeszła i poczułam się głupio, że nie pozwoliłam mu na tyle, ile on by chciał wziąć. Co prawda ich nie powinno to w żaden sposób interesować, ale naturalnie było kompletnie inaczej i nie mogłam na to nic poradzić.
To był mój pierwszy obiad, który zrobiłam wspólnie z Billem. Było to dla mnie totalnie nowe, ale miałam przy tym tyle zabawy, że rozpierała mnie niesamowicie pozytywna energia. Byłam cholernie szczęśliwa, tak po prostu.
Reszta domowników już od samego początku zauważyła, że coś się zmieniło. Oczywiście ja sama wiedziałam, że jest inaczej. Nie czułam się przy nim już tak bardzo spięta i zdenerwowana, bo on zwyczajnie wiedział to, co wprawiało mnie w dyskomfort. Prawdę powiedziawszy świadomość, że on wie o mnie O WIELE więcej, niż przeciętny śmiertelnik, czy nawet Chloe i Sasha, sprawiała, że na samą myśl o tym, robiło mi się jakoś tak... dobrze. No po prostu ponad przeciętnie dobrze. Gdzieś te bariery się zamazały i... właściwie jeśli to w ogóle było możliwe, pokochałam tego mężczyznę jeszcze bardziej.
Za akceptację i za to, że potrafił mnie doprowadzić do takich emocji.
Za akceptację, która sięgała poza limit, który uznałam za taki, który nie da się przeskoczyć. Ale on mnie zaskakiwał każdego dnia i tym razem nie było inaczej.
- Kocham cię.  – wymruczał, składając delikatne pocałunki na moim karku, kiedy obejmował mnie od tyłu, otaczając mnie ramionami, wysyłającymi mi silny znak bezpieczeństwa i spokoju. W altance była cisza i chociaż kręciła się tu Sternchen, czułam się tak, jakbyśmy byli tylko we dwoje i matko, było mi fenomenalnie. Był późny wieczór i byłam ubrana w szarą koszulkę Billa i jasne rurki i choć było mi odrobinę za gorąco, czułam się świetnie. Tak świetnie, że chciało mi się skakać, prawdę powiedziawszy. Gdzie się podziała Natasza the Devil? Przecież to jakiś absurd.
Wyplątałam się z jego objęć, by wkleić się w niego twarzą do klatki piersiowej. Zacisnęłam dłonie na jego czarnym bezrękawniku i westchnęłam radośnie.
- Bill? – rzuciłam, nie odsuwając się od niego ani na milimetr. – Czułeś się kiedykolwiek w taki sposób? Bo ja nie i to jest wszechogarniające i nigdy nie byłam taka szczęśliwa. – nie rozumiałam, dlaczego nie miałam żadnych oporów, by się przyznać do tego, co czuję. Ale serce mi mówiło, że to naturalne, więc olałam sprawę. Doszłam do wniosku, że powinnam się zdawać na instynkt, bo mój mózg stanowczo zawodzi.
Ręce Billa zniknęły pod moją koszulką i zaczęły gładzić moje nagie plecy. Moje usta wygięły się w dziwnie dumny uśmiech.
- Poniekąd czułem, ale tym razem... – urwał na chwilę, przez co zmarszczyłam czoło. Kurwa, znowu wdepnęłam w to samo gówno i znowu spytałam o moich poprzedników. Jestem genialna. – Czasami odnoszę wrażenie, że próbując powstrzymać to, co czuję, sprawiam, że to przybiera jeszcze bardziej na sile. I to już nie jest to, że ja stoję naprzeciw ognia i co jakiś czas się oparzam jak zwykle, tylko ja po prostu w ten ogień wbiegłem. – zastygłam w bezruchu i automatycznie odsunęłam głowę, by spojrzeć w jego oczy. Patrzyły na mnie czule, co kwestionowało to, co przed chwilą opuściło usta. Czy to znaczy, że ja go krzywdziłam? Czy po prostu źle zrozumiałam? – Nie patrz na mnie w ten sposób. Ja po prostu staram się wyjaśnić coś, czego nie umiem nazwać. – zamyślił się na chwilę, a moje serce zaczęło się rozbijać w klatce piersiowej jak pierdolnięte. On zaraz znowu to powie. Te wszystkie słowa, które doprowadzą mnie do obłędu i wpadnę jeszcze bardziej. I to będzie... po prostu... boleśnie dobre. – Za każdym razem potrafiłem ubrać w słowa dokładnie to, co się ze mną działo. Teraz znowu mam taki mętlik, kumulujący to wszystko i... najbardziej zadziwia mnie to, że nigdy nie miałem tak silnej potrzeby dominacji i pokazania wszystkim, że osoba, z którą jestem, jest moja od góry do dołu. – wysunął spod koszulki dłoń, by przeczesać swoje włosy. Moja mina musiała być bezcenna. – Prawdopodobnie gdybyś zobaczyła, co mam w głowie, przestraszyłabyś się, dlatego staram się to hamować, bo to...
- Powiedz mi o tym. – palnęłam, zanim zdążyłam się porządnie zastanowić. Ups. Zrobiło mi się podejrzliwie ciepło, a on spojrzał na mnie nieufnie.
- Natasza, nie sądzę, żebyś chciała o tym słuchać, tym bardziej, że to za bardzo wiąże się z seksem. A właściwie to głównie z nim. – najwyraźniej mój wzrok rozwiał jego wątpliwości, bo odetchnął i przetarł dłonią twarz. – Po prostu... – zaczął i jęknął rozdzierająco. – Być może to jest spowodowane tym, że nigdy nie byłem tak długo...bez nikogo... I muszę się powstrzymywać, by cię nie skrzywdzić... i to nakręca mnie jeszcze bardziej... – przymknął oczy, a jego policzki lekko się zaróżowiły. Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się gorąco i jakieś coś zaczęło tratować moje wnętrzności, kiedy zdałam sobie sprawę, że on najzwyczajniej w świecie nie potrafi mi powiedzieć tego co czuje prosto w twarz. Ogarnęłam, co miał na myśli. I zakręciło mi się w głowie. – Przy czym wizja, że będę twoim pierwszym mężczyzną tak naprawdę, dodaje temu wszystkiemu ostrości. Wyobraziłem sobie to chyba na milion różnych sposobów w stu tysiącach różnych miejscach i w mojej głowie krzyczysz, bo wiem, że mogę to zrobić tak, byś krzyczała i oh... – potrząsnął czupryną, a ja przestałam oddychać, otwierając szeroko oczy. – I chcę, byś była całkowicie zmęczona i nieprzytomna, by każdy widział, że to ja cię... Natasza, ja po prostu... Ja wcale nie... Próbuję to nazwać całkowicie delikatnie, ale... I... Ja chyba po prostu przez ciebie tracę zdolność do racjonalnego rozumowania i chcę cię czuć i chcę... – i przerwałam mu gwałtownym pocałunkiem, nie mogąc znieść tego cholernego pulsowania w całym ciele. – I jeszcze chęć skrzywdzenia innych... I...
- Instynkt. – wymamrotałam pomiędzy pocałunkami. To było całkowicie nienormalne. Nasze dłonie były wszędzie, a języki eksplorowały to, co się dało, a ja czułam jakąś desperację w jego dotyku.
- Gdybym zdał się na instynkt, stałabyś teraz oparta o barierkę z rozstawionymi nogami i wypiętym tyłkiem, uwierz mi. – odparł i jęknęłam głośno w jego usta, gdy podniecenie zalało mnie całkowicie. Boże, co on mówił? Dlaczego on to mówił? Dlaczego... uhhh! Jego dłonie zaczęły ugniatać moje pośladki i gdzieś przez głowę mi przeszło, że to nie byłam ja, że to nielogiczne, że mu na to pozwalałam, ale...
- Halo halooo! – usłyszałam wrzask Rudej i oderwałam się ze świstem od Billa, który spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczyma. Gapiliśmy się na siebie bez słowa, próbując zrozumieć, co tu się właśnie wydarzyło. – Film się zaczął!
Nie chciałam żadnego głupiego filmu. Chciałam tego człowieka, który przede mną stał, do kurwy nędzy.
To był dokładnie ten moment, który przeważył szalę cierpliwości.
Nie mojej.

><><><><><><><><><><><><><><><><><

Krótkie i głupie. Tak to jest, jak się długo nie używa klawiatury do czegoś pożytecznego. Elo. Do kiedyś tam ^ ^