Zaznaczam - wieje nudą XD
><><><><><><><><><><><
Mogłam się w
sumie tego domyślić, ale od wczorajszego dnia żyłam na jakiejś puchowej różowej
chmurce, więc hmm... zapomniałam, że rzeczywistość w ogóle istnieje. Jedyne, co
w mojej głowie w ogóle pracowało, to szare komórki odpowiadające za chęć posiadania
Billa 24/h. W sumie to nie powinno być takie dziwne, prawda? Pierwszy raz się
zakochałam i pierwszy raz traktowałam kogoś obcego w taki sposób. Jakbym nie
istniała jako jedna całość, tylko jakbym nagle się rozdwoiła. Poszukuję go, by
scalić się w jedno. To jest... to jest straszne. Ale nie przeszkadza mi to w
ogóle, co jest chyba jeszcze bardziej przerażające. Mam nadzieję, że jak już
się przyzwyczaję do tego, że Bill jest moim chłopakiem, to przejdzie mi to
szaleństwo i moja auto-świadomość powróci.
W każdym bądź
razie, oni nas napadli i tym razem jednak się speszyłam. Nie obchodził mnie
Georg, bo czasami powalał brakiem rozumu, więc to było tak, jakbym miała się przejmować ścianą, ale cała reszta... Chciałam się w
spokoju nacieszyć tym, co powstało między mną, a Billem, a teraz...
A teraz
siedziałam na sofie w pokoju Sashy i czekałam na czekoladowego smoothie, które
dziewczyny uparły się zrobić. A co to oznaczało? No właśnie, będą się wpychać z
buciorami, dawać jakieś porady, a potem ja się wścieknę, co będzie oczywistym
niedopowiedzeniem i smoothie się zmarnuje.
Właściwie to
miałam nadzieję na ciasto. Ale to były tylko marzenia. Nieważne.
- Tadaam! –
nagle dwie dziewoje wpadły do pokoju,aż podskoczyłam gwałtownie. Błagam, niech
one po prostu zawrócą, zamkną drzwi i... oh, świetnie. Drzwi to zamknęły, ale
żeby stanąć po ich drugiej stronie to już nie łaska... – Smoothie dla
solenizantki!
Zmarszczyłam
czoło, unosząc wysoko brwi. Emmm... czy tylko ja tu czegoś nie ogarniam? Jaka
znowu solenizantka? Nie mam przecież urodzin.
- O czym wy
bredzicie? – spytałam w końcu zdezorientowana. Zabrałam szklankę z tacki, dochodząc
do wniosku, że należy trochę tego upić, zanim zaczniemy się kłócić i odechce mi
się picia czekolady.
Obie, jakby
były zaprogramowanymi robotami, spojrzały na mnie zdziwione. I nie należało z
tego wnioskować, że to, o czym myślały, było bezpieczne dla mojej psychiki.
- To jednak
ciągle jesteś dziewicą? – zakrztusiłam się epicko smoothie, gdy Sasha się w
końcu odezwała i nieomal oblałam swojej białej bluzki, niech to szlag! Ja
pierdzielę, co one odstawiają?! – Mmm... No to oddawaj szklankę, nie należy ci
się.
Prychnęłam,
opluwając się resztkami zawartości ust. Kurwa! No ja pierdolę!
Wytarłam
zamaszyście twarz i posłałam im mordercze spojrzenie, odsuwając się ze smoothie
jak najdalej od nich.
- Nie wasz
interes, do cholery! – warknęłam oburzona. No co one sobie wyobrażają w ogóle?
– Sądziłyście, że mimo, że od wczoraj dopiero sprawa się emm.. to ja już?!
I obie za
jednym zamachem zrobiły niewinne miny. Ja pitolę, ich wspólne mieszkanie nie
posłużyło mi w ogóle. Za bardzo się do siebie upodobniły, a ja znowu odstaję.
- Szczerze
powiedziawszy, myślałyśmy, że Kaulitz cię do łóżka zaciągnął i dlatego dzisiaj
się wszędzie obściskujecie i tak dalej... – mruknęła niezdecydowanie Chloe, a
ja strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło.
No nie.
Właśnie nastąpił moment, w którym odechciewa się wszystkiego. I mi odechciało
się czekolady.
Nienawidzę
tych bab.
- Więc
sądziłyście, że Kaulitz zaciągnął mnie do łóżka... – powtórzyłam powoli,
czując, jak zaczyna mnie ogarniać wściekłość. Czy one myślały, że jestem taka
łatwa, czy do cholery co to miało być? I w ogóle... jak one...
- Emmm...
Natasza... Może... – Sasha odstawiła tacę ze szklankami na stolik i podniosła
ręce w geście poddania. – Weź no
przestań tak dygotać, bo zaczynam się obawiać o swoje życie, okej...? –
spojrzała na mnie dziwnie, a ja zmrużyłam oczy.
- Słusznie?
- Dobra. –
Chloe chwyciła tackę i uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Masz te wszystkie
smoothies i udaj, że tematu nie było. Zrobisz to dla nas, prawda? I za pół
godziny będziesz już normalna, tak? Tak?
Nie odezwawszy
się ani słowem, zabrałam trzy szklanki i wyszłam z pokoju, efektownie trzaskając
drzwiami. A co.
A to dobre.
Wystarczy się zacząć wkurwiać, a one robią to, czego ja chcę.... hmm...
Ale jak, do
kurwy nędzy, mogły sobie pomyśleć takie niestworzone rzeczy?! Przecież ja...
Wzdrygnęłam
się gwałtownie.
Ja i... Boże,
to tylko kwestia czasu, kiedy on zacznie ode mnie chcieć czegoś więcej, niż
tylko pocałunków, a... Boże, Boże, Boże...
- Widzę, że
pierwsza rozmowa przebiegła pomyślnie. – gitarzysta spojrzał sugestywnie na
tacę, a ja wzruszyłam ramionami, robiąc naburmuszoną minę.
- Zależy, jak
na to spojrzeć. – odparłam, ale nagle uderzyło mnie stwierdzenie „pierwsza
rozmowa” jak dłoń, która przed chwilą skonfrontowała się z moją twarzą. Fuck!
Fuck! – Ale...
- Mogę ukraść
jedną szklankę?
Fuck.
Co tu się w
ogóle dzieje? Po co oni wszyscy chcą wszystko wiedzieć, no? Co ja im złego
zrobiłam?... Nie mogą iść z tym do Billa? Bo już pomijam fakt, że CO ICH TO, DO
CHOLERY, OBCHODZI! Ugh, patologia w tym domu.
- Tom... –
jęknęłam błagalnie, podstawiając mu smoothies pod nos. – Weźże to ode mnie, ale
proszę, omiń ten temat, bo czuję się niekomfortowo, okej...? – ale jak każdy
mógłby się swobodnie domyślić, on moje błagania miał w nosie.
- Przecież ja
chciałam po prostu zauważyć, że dawno nie rozmawialiśmy. – posłał mi wymowne
spojrzenie i zawinął szklankę, by dossać się do niej niczym pijawka. – Czy tym
sposobem właśnie zostałem wciągnięty w babskie dni? – spytał, marszcząc czoło.
Przewróciłam
oczami i wyminęłam go, mając nadzieję, że odpuści i zostanie sobie na drugim
piętrze na tak długo, by mnie kto uratował od tych strasznych konwersacji,
ale... no cóż...
Nie da się.
Najwyraźniej sobie coś uroił, że ma ze mną pogadać – cholera wie o czym, bo
jeśli znowu o seksie, to ja się wyprowadzam – i nie odpuści, póki nie wcieli
plan w życie. Boże, mam nadzieję, że chociaż Georgowi nie wpadną takie chore
idiotyzmy do głowy, bo ja się załamię. Albo go zastrzelę, choć nie mam broni. Zawsze
jednak znajdzie się jakiś nóż.
Matko, o czym
ja bredzę?...
- Nataaaasza...
– jęknął rozbawiony, doganiając mnie na schodach prowadzących na parter. – Ale
tak na poważnie, to po prostu martwię się o mojego młodszego braciszka...
- HA! –
prychnęłam głośno, zatrzymując się tak gwałtownie, że tylko cudem Tom uniknął
zderzenia ze mną. Spojrzałam na niego z oczywistym zgonem w oczach. – Miałeś
chyba na myśli, że z czystej uprzejmości martwisz się o mnie, prawda?
Przez chwilę
patrzył na mnie w zamyśle, ignorując fakt, że jego pies, który zjawił się znikąd, zaczął się o niego ocierać. Co się gapisz? No co się tak gapisz?...
- Przeanalizowawszy temat jeszcze raz, dochodzę do wniosku, że jednak ciągle mam
na myśli, że to Bill jest obiektem mojej troski. – odparł ze zmarszczonym
czołem, a ja całą swoją siłą samokontroli powstrzymałam się od facepalma,
którego echo poniosłoby się do sąsiedniej posesji, przez co z drzew spadłyby
liście.
Serio. Czy ktokolwiek, prócz mnie, ma takie czasami
momenty, że jest tak sfrustrowany i zrezygnowany, że pierdoli trzy po trzy?
- Tom. Mam
zrytą psychikę, Bill miał setki ludzi w łóżku, był w stałych związkach, a ja
nie mam ani doświadczenia w łóżku, ani w relacjach damsko-męskich! – warknęłam,
nawet nie zastanawiając się, dlaczego w ogóle powiedziałam to na głos. – To on
musi prowadzić w tym związku, więc powiedz mi, do kurwy nędzy, czego nie
zrozumiałeś, że ty martwisz się o niego, a nie o mnie, bo chyba zgubiłam wątek!
– no i proszę bardzo. Czemu ja się tak bulwersuję? A no tak. Wpierdalają się
tam, gdzie ich nie chcę!
Ale Tom tylko
uśmiechnął się szeroko, jakbym mu powiedziała, że dostanie ode mnie worek
cukierków i chwycił mnie za wolną dłoń. Przypominam, w drugiej ciągle miałam
tacę ze szklankami, które drżały niebezpiecznie. Boże, co ja mam z nimi, no!
Ejże! Gdzie ty mnie ciągniesz?! Nie chcęęę!
Zabrał ode
mnie smoothies i posadził mnie na sofie, dając mi wyraźnie odczuć, że zaraz
nastąpi katastrofa społeczna – Tom zacznie mnie pouczać. Czy cokolwiek, co
wiązało się z rozmawianiem. Kurwa, niech ich wszystkich Georg połknie.
- Właśnie dokładnie to miałem na myśli, mówiąc,
że się o niego martwię. – powiedział, siadając po drugiej stronie sofy. Już
otwierałam usta, by wyjaśnić mu dobitnie, że jest debilem, ale on już gadał
dalej. – Oboje zdajemy sobie sprawę, że w końcu on zacznie chcieć czegoś, od
czego ty najchętniej trzymałabyś się z daleka i moją główną obawą jest to, czy
ty nie zaczniesz myśleć, że on chce od ciebie tylko tego, gdy...
- Dobra. –
przerwałam mu, podnosząc dłonie w geście poddania. – Nie będę z tobą rozmawiać
o takich rzeczach. Pierdolę, po moim trupie. – wstałam energicznie,
skrzyżowawszy ręce na piersi. Udałam, że nie widzę na wpół rozbawionego, na
wpół litościwego spojrzenia Toma i potrząsnęłam głową. – Możesz opróżnić
wszystkie szklanki, ale nie łudź się, że od tego momentu będziesz częścią
babskich dni. – prychnęłam i wypadłam z domu jak szalona narkomanka na głodzie
w poszukiwaniu używki. I nie, tym razem to nie był Bill, a Impala. Jeśli nie
odetchnę świeżym powietrzem choć na chwilę, dostanę jebca jak nic.
- Aaaaa! –
tak, to byłam ja, choć przyrzekam, że nigdy nie wrzeszczę. No chyba, że w
sprawę jest zamieszany Georg. Co nie zmienia faktu, że nigdy, ale to nigdy nie
wrzeszczę jak dziewczyna. Czytać jako „nigdy nie piszczę”. Tym razem jednak nie
mogłam się zbytnio powstrzymać, a że nikogo prócz mnie nie było w pokoju, dałam
upust swemu emm... zaskoczeniu. – AAAAA!
Kurwa! Jeździłam
co prawda bez celu po mieście przez prawie godzinę, ale to nie znaczy, że
jestem tak zmęczona, by mieć omamy, prawda?!
Co te rzeczy
robią na moim łóżku?! CO. ONE. TU. ROBIĄ?!
Wyleciałam z
pokoju jak wystrzelona z procy i bez pukania władowałam się z buciorami do
pokoju Sashy, która – o kurwa – nie była sama.
- Ja tylko na
chwilę! – pisnęłam (Boże, co się dzieje?! Ja nie piszczę!) i wyrwałam blondynę
z ramion Toma, który patrzył na mnie... dziwnie i zaciągnęłam ją do swojej
nory. – Co to jest?! No co to jest?!
Sasha przez
chwilę mrugała oczami, po czym...:
- AAAAA! Ja
pierdolę, ale czad, też je chcę! – rzuciła się w stronę szpilek leżących na
moim łóżku i zapowietrzyła się głęboko. – Od Gianmarco Lorenzi! O ja pierdolę,
przecież one są w chuj drogie i jeszcze droższe! O ja pierdolę, oddaj mi jeee!
– zawyła, tuląc buty do siebie, a ja zmarszczyłam czoło. Dobra, mam fuckminda.
O co się w tym wszystkim rozchodzi, bo chyba się pogubiłam...? – Aaaaa!
Sukienka od Dolce&Gabbana! I kopertówka od Clary Kasaviny! Z kryształami od
Swarovskiego! Przecież!... – zaczęła piszczeć bardziej, niż ja i z wrażenia
usiadła na łóżku, biorąc do ręki sukienkę. – Ja pierdolę, dlaczego ja takich
rzeczy od Toma nie dostałam? Nie zgadzam się! Liliaaaa! – delikatnie położyła
sukienkę na miejsce i złapała za torebkę. – Osz w dupę, ja ją chcę. – oznajmiła
mi grobowym głosem. Odetchnęłam głęboko, przecierając twarz dłońmi. Spokojnie.
To nic, że nie wiesz, o czym ona mówi. Po prostu musisz rozwikłać tę zagadkę
i... – Ty, tu są jakieś spodnie i jakaś koszula. Hahaha, a to dowcipne. O i
kartka. – zanim zdążyłam przyswoić sobie kolejne informacje, list został
wepchnięty w moje dłonie, prawie wybijając mi oczy. – Czytaj. – rozkazała, a ja
westchnęłam.
„Masz trzy opcje do
wyboru.
Możesz założyć sukienkę, do której tak ślini się Sasha,
albo pozostać przy
bezpiecznej opcji spodni i koszuli. Możesz także w ogóle nie wychodzić z pokoju. Jeśli jednak
zdecydujesz się zignorować strach i spotkać ze mną, bądź gotowa o
siódmej. Tom
wie, gdzie cię zabrać.
Bill”
- Czy to jest randka?...
– wydukałam, gapiąc się tępo na papier. Serce powoli zaczynało mi się
niebezpiecznie rozkręcać i nie podobało mi się to. Nie lubię stresu, a ten
człowiek notorycznie robił ze mnie kłębek nerwów...
- Co napisał?
– spytała Sasha, nawet na mnie nie patrząc. Wciąż obracała torebkę w dłoniach,
jakby była czymś cennym... zaraz. Swarovski?...
- Ile to
kosztuje? – zignorowałam pytanie, czując, że zaraz mnie coś zaleje i to wcale
nie były emocje szczęścia. Kurwa. Może i się nie znam na markach aż tak dobrze,
jak blondyna, ale, do cholery, nie pozwolę wcisnąć na siebie takich rzeczy. – Kurwaaaa... –
wyjęczałam błagalnie. – On chce, żebym to założyła – wskazałam palcem na
sukienkę. – i poszła z nim na randkę! Czy jemu na mózg padło?! Przecież ja
takich rzeczy nie noszę! I skąd on wiedział jaki rozmiar... Sasha! – posłałam
jej mordercze spojrzenie, gdy ona zatrzepotała niewinnie oczami. – Sashaa! Jak
ja mam to założyć?!
- Pomóc ci?
- SASHA!
Parsknęła
śmiechem i zerknęła na budzik na szafce nocnej, przez co mój wzrok powędrował w
to samo miejsce. Niech mnie coś w dupę kopnie! Mam tylko pięć godzin! A tyle
rzeczy do zrobienia, a obiad?! Gdzie ten debil się podział?! Nie widziałam go
od... wydałam z siebie sfrustrowany dźwięk i zamknęłam oczy, czekając na
zesłanie tajemniczych mocy, które by mnie jakoś uspokoiły. Wątpliwe.
- Ile jeszcze
ci czasu zostało? – a gdy odpowiedziałam, spojrzała na mnie badawczo. – To
zrobimy tak. Ty idź weź prysznic i się ogarnij, a jak już wyjdziesz z łazienki,
zadzwoń po nas i ci pomożemy, okej?
Masakra.
Oczywiście zostałam zmuszona, by zignorować spodnie i koszulę, co było
właściwie logiczne. Nikt by mi nie pozwolił ubrać coś, kiedy mogłam mieć na
sobie trzy tysiące dolarów. TAK! Właśnie tyle! Boże, czy jemu już całkiem
nasrało w głowie, że wydaje tyle kasy na własne widzimisię?! No bo przecież na
pewno nie zrobił tego dla mnie, prawda? Ja się świetnie czuję w jeansach i
koszulce z długim rękawem, dziękuję bardzo.
Zaczęłam
panikować w chwili, gdy woda prysnęła z prysznica. Byłam blada jak ściana, gdy
byliśmy w Kalifornii Przecież moja skóra unika słońca ośmiu lat! A blizny?
Każdy je zobaczy, a przede wszystkim zobaczy je Bill i...
Żołądek zaczął
się boleśnie skręcać w supły i poczułam się jeszcze gorzej. Ja się nie
nadawałam na żadne randki. Ja się w ogóle na nic nie nadawałam...
Ale on
napisał, że jeśli się boję, mam zostać w domu. A ja się nie mogę bać. Nie po
tym, kiedy on mi powiedział, że mnie kocha. O nie.
Wyszłam z
łazienki po dogłębnym wyczyszczeniu się i depilacji z determinacją, która
zniknęła natychmiast po tym, jak dojrzałam ubrania na łóżku.
Mała czarna.
Powyżej dekoltu rozciągała się koronka, tworząca rękawki oraz kołnierz z czarną
kokardką z czegoś, co wyglądało jak aksamit ozdobiony małymi, szarymi perełkami.
I cholerne
czarne, skórzane szpilki na platformie z łagodnym wycięciem na palce, poszyte
jedwabiem, który cały był naznaczony małymi czarnymi, białymi i srebrnymi kryształami Swarovskiego.
Mała czarna
kopertówka z finezyjnym wzorem kwiatów zrobionych najwyraźniej TEŻ z kryształów
Swarovskiego.
Zabijcie mnie.
Sięgając po
szpilki, zauważyłam kolczyki z białego złota i padłam na łóżko bez sił. Tak
bardzo, jak mi się to nie podobało, tak bardzo chciałam założyć to wszystko na
siebie w trybie ekspresowym. Musiałam przestać o tym myśleć i po prostu przyjąć
podarunki, choć jeszcze NIGDY NIKT NIE WYDAŁ NA MNIE TYLE PIENIĘDZY!
Ja pierdolę,
zabiję tego faceta, jak tylko na niego spojrzę!
Z rezygnacją
wybrałam numer do Sashy i nie minęły nawet dwie minuty, gdy do pokoju wpadły
dziewczyny, chichocząc jak naćpane.
- Milcz. –
zastrzegła Ruda na wstępie. – A my zrobimy z ciebie bóstwo.
Szczerze?
Czułam się jak w tych średniowiecznych romansach, gdzie przygotowywali dziewicę
na noc poślubną. Albo na pożarcie smokowi. Morał w tym momencie był jednakowy –
czułam się strasznie.
Na początku
jeszcze przez jakiś czas Chloe i Sasha zachwycały się rzeczami, ale gdy zabrały
się do roboty, pomyślałam, że lepiej było już zostać w spodniach, albo w ogóle
nie ruszać się z pokoju.
Najpierw
pomalowały mi paznokcie, potem ogarnęły moją twarz, a potem przez dłuższy czas
mocowały się z moimi włosami, aż w końcu kazały przymierzyć mi sukienkę. Czułam
się jak lalka. Byłam tak zdezorientowana, że nawet nie zwracałam uwagi na to,
co robię. Może to i dobrze? Przez to nawet nie chciało mi się wstydzić blizn.
Założyłam
szpilki, nie zastanawiając się, dlaczego pasują tak samo idealnie jak sukienka
i wyprostowałam się.
- Ale ty
jesteś blada.
- Ale Bill i
tak pierdolnie, jak cię zobaczy.
- Taaa, nasza
Natasza the Devil jeszcze nigdy nie wyglądała tak... kobieco. Niech mnie szlag,
Natasza i przysłówek „kobieco”!
- Wyglądasz
pięknie!
I napadło mnie
skrępowanie. Nigdy mnie jeszcze nie komplementowały w taki sposób...
Potrząsnęłam głową i podreptałam do łazienki, by zobaczyć, jak wyglądam i gdy
tylko zobaczyłam siebie w odbiciu lustra, westchnęłam zdziwiona.
Miałam
wyraziście podkreślone oczy eyelinerem z niebiesko-czarnymi cieniami, przez co
wydobył się intensywny kolor moich tęczówek, a przy tym jakimś pokrętnym
sposobem nie wyglądałam agresywnie. Włosy zostały delikatnie pofalowane i upięte w luźnego, niedbałego koka, z którego uciekało kilka niesfornych kosmyków.
Sukienka
podkreślała moją figurę, a szpilki sprawiły, że moje nogi wyglądały
fantastycznie, do cholery!
Mogę umrzeć.
Usłyszałam
trzask drzwi i Chloe zdyszana wleciała
do łazienki.
- Jeszcze to!
– i zanim zdążyłam spytać o co chodzi, zostałam spryskana perfumami, a w
powietrzu uniósł się zapach kokosu. – Nie lubię muzyki Rihanny, ale to –
wskazała na flakonik. – wyszło jej zajebiście.
Tym razem nie
zabiłam się na schodach, a buty okazały się być całkiem wygodne jak na
piętnastocentymetrowe szpilki. Tom czekał już na dole i gdy tylko mnie dojrzał,
uśmiechnął się tak szeroko, że człowiek by pomyślał, że kąciki jego ust
dosięgną mu uszu. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi, a on zachichotał.
- Wiedz, że ja
pierwszy odkryłem, że pod powłoką Nataszy the Devil kryje się piękna kobieta. –
stwierdził poważnie, a mi zrobiło się gorąco. Boże, co oni tak? W sensie...
mnie nigdy nikt nie komplementował, a teraz...
- Jak się
zabiję w tym butach po drodze, to już taka fajna nie będę. – odparłam ponuro, a
reszta parsknęła śmiechem. Tosz to jakaś paranoja. To jak bal maturalny, tylko gorzej. Co oni
się tak zachwycają? To ja powinnam świrować, nie oni!
Właśnie. Czemu
ja nie świruję?!
Zostałam
przechwycona przez ramię Toma i poczułam nęcący męski zapach. Niech mnie! Od
kiedy ja zwracam na to uwagę? U kogoś, kto nie jest Billem?
- Wiem, że
najbezpieczniej czujesz się, gdy sama prowadzisz, ale dzisiaj jestem w
obowiązku dowieźć się w całości, bo inaczej mój braciszek mnie... –
odchrząknął. – Bo inaczej zrobi mi krzywdę, więc... no... jesteś bezpieczna.
Zamrugałam
oczami.
- Jasne. –
pokiwałam głową, choć uznałam, że należy się trzymać od tego z daleka. I tak
czułam się dziwnie. I nie wzięłam ze sobą żadnego płaszcza, więc pewnie potem
zamarznę czy coś... kij z tym.
Tom zaprowadził
mnie do czekającego już na dziedzińcu białego Audi Q7 i nagle poczułam pierwsze
igiełki strachu i zdenerwowania. Fuck. Nie podobało mi się to.
Potulnie
wsiadłam do samochodu, choć przemknęło mi przez głowę, że mogę jeszcze wziąć
nogi za pas i zwiać, choć to mogłoby być odrobinę kłopotliwe, zważywszy na buty
na wysokim obcasie. Kretynka.
- Daleko? –
spytałam, gdy wyjechaliśmy z posesji. Tom potrząsnął głową i zdałam sobie
sprawę, że jeszcze ani razu nigdzie z nim sama nie jechałam. Ale to i tak nieważne,
bo do szczęścia mi to potrzebne nie było.
- Jakieś
piętnaście minut drogi. – odpowiedział, a ja westchnęłam, przymykając powieki.
To wszystko było jakieś wyrwane z kontekstu. Jeszcze z rana nic nie zanosiło
się na takie ekscesy, więc... – Będziesz musiała się przyzwyczaić do takich
rzeczy. – odezwał się nagle Tom, najwyraźniej czytając mi w myślach. Spojrzałam
na niego spod półprzymkniętych powiek z pytajnikami w oczach. – Bill lubi robić
niespodzianki. A jego niespodzianki naprawdę zaskakują, uwierz mi. – dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Sposób na
zabicie nudy, czy idzie utartym szlakiem?
Tom obruszył
się, jakbym to jemu zrobiła przytyk.
- Bill nie zna
utartych szlaków. Powinnaś to już wiedzieć. I to nie jest sposób na zabicie nudy, a uszczęśliwianie cię.
Wzruszyłam
ramionami, czując, jak ciepło znowu zalewa moje policzki.
- Teraz
wszystko jest jakieś takie inne...
- Jak
przestaniesz się zamartwiać, to zobaczysz, że niewiele się ten rok będzie
różnił od poprzedniego. A rezerwacja jest na nasze nazwisko.
Czy ja
kiedykolwiek wspominałam, że czasami, jak Tom coś palnie, to może się porównać
do Gustava? Nie? No to właśnie to wspominam.
Reszta drogi
minęła nam na gadaniu o mało istotnych bzdurach jak na przykład Sternchen, aż w
końcu szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce a moje i tak już napięte nerwy
napięły się do granic możliwości. Prawie zabiłam się przy wysiadaniu z
samochodu, choć Tom, jak na pseudo-gentlemana przystało, podał mi rękę i tak
dalej, no ale cóż...
Restauracja
pod szyldem „Il cielo” okazała się być restauracją włoską i od jej bramy
rozciągały się wysokie, równo przycięte krzewy, które nadały wnętrzu osobliwy
klimat prywatności.
- Dobry
wieczór, witamy w restauracji „Il cielo”, w czym mogę pomóc? - Maitre d'hotel
uśmiechnęła się do mnie pogodnie, aż mimowolnie oddałam uśmiech, jakby od tego
zależało moje życie. Boże, czułam się strasznie. Naga i odsłonięta dla
wszystkich, jakbym krzyczała sobą „spójrzcie na te pieprzone blizny!
Spójrzcie!”. Ugh. Nienawidzę cię, ty cholerny dupku.
- Dobry
wieczór, rezerwacja na nazwisko Kaulitz. – odpowiedziałam gładko, jakbym robiła
takie rzeczy setki razy. Kłamca ze mnie wyśmienity. Szkoda tylko, że człowiek,
na którego umówiona jest rezerwacja nie kupuje moich słodkich kłamstewek.
Kobieta
rzuciła okiem na swoją listę i po wystukaniu długopisem jakiegoś metalowej
piosenki, jej twarz znowu rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Ah tak. –
spojrzała na mnie pogodnie. – Pan Kaulitz jest już na miejscu i na panią czeka.
Ja się
zachlastam dzisiaj.
><><><><><><><><><
Mmm... taka przerwa od akcji xD Coś opisywanie mi długo zajęło o_O
PIERWSZA ! xD ide czytac muahahahaha xDDDD
OdpowiedzUsuńBiedna Taszka....On w takim tempie osiwieje przed 25-mi urodzinami xD Sie kobieta dzisiaj nastresowala, nie ma co ;D choc reakcja Sashy byla lepsza haha myslalam, ze na zawal z zachwytu tam padnie, albo co lepsze orgazm gotowy ;D btw taki drink jest i on bardzo smaczny, na urodzinach go chlalam xD a wracajac do rozdzialu ;D
OdpowiedzUsuńDziwie sie, ze Chloe nie opisalas gdy zobaczyla zloza zlota na lozku Niewiasty ;D Tym bardziej o ile dobrze pamietam, to wlasnie ona ma joba na punkcie ciuchow xDD, I Tomasz jaki grzeczny xD sluzy braciszkowi, robi za szofera i kurwa za zlota wrozke pewnie tez xDD Ciekawe gdzie chowa skrzydelka...om. hahahahahaahhahaha skrzydelka w gaciach nosi *szczerzy kly* Tylko za male by go uniosly xD Blondyna moze jakiz uzytek z nich ma... ale to MOZE xD I tylko zabraklo mi glupoty Żorżety, aczkolwiek wiem, ze jak sie pojawi to nie wyrobie ze smiechu. Znowu ;D
To do nastepneeeej.... bo i tak nic sensownego nie napisze ;P
P.S. Podoba mi sie i nie pierdol glupot, o! ;P
mmmm sexi :D ładnie jej wybrał zazdroszczę ;D a odcinek przecudny ;** :D
OdpowiedzUsuń