poniedziałek, 26 listopada 2012

Scene XLII

Zaznaczam - wieje nudą XD

><><><><><><><><><><><

Mogłam się w sumie tego domyślić, ale od wczorajszego dnia żyłam na jakiejś puchowej różowej chmurce, więc hmm... zapomniałam, że rzeczywistość w ogóle istnieje. Jedyne, co w mojej głowie w ogóle pracowało, to szare komórki odpowiadające za chęć posiadania Billa 24/h. W sumie to nie powinno być takie dziwne, prawda? Pierwszy raz się zakochałam i pierwszy raz traktowałam kogoś obcego w taki sposób. Jakbym nie istniała jako jedna całość, tylko jakbym nagle się rozdwoiła. Poszukuję go, by scalić się w jedno. To jest... to jest straszne. Ale nie przeszkadza mi to w ogóle, co jest chyba jeszcze bardziej przerażające. Mam nadzieję, że jak już się przyzwyczaję do tego, że Bill jest moim chłopakiem, to przejdzie mi to szaleństwo i moja auto-świadomość powróci.
W każdym bądź razie, oni nas napadli i tym razem jednak się speszyłam. Nie obchodził mnie Georg, bo czasami powalał brakiem rozumu, więc to było tak, jakbym miała się przejmować ścianą, ale cała reszta... Chciałam się w spokoju nacieszyć tym, co powstało między mną, a Billem, a teraz...
A teraz siedziałam na sofie w pokoju Sashy i czekałam na czekoladowego smoothie, które dziewczyny uparły się zrobić. A co to oznaczało? No właśnie, będą się wpychać z buciorami, dawać jakieś porady, a potem ja się wścieknę, co będzie oczywistym niedopowiedzeniem i smoothie się zmarnuje.
Właściwie to miałam nadzieję na ciasto. Ale to były tylko marzenia. Nieważne.
- Tadaam! – nagle dwie dziewoje wpadły do pokoju,aż podskoczyłam gwałtownie. Błagam, niech one po prostu zawrócą, zamkną drzwi i... oh, świetnie. Drzwi to zamknęły, ale żeby stanąć po ich drugiej stronie to już nie łaska... – Smoothie dla solenizantki!
Zmarszczyłam czoło, unosząc wysoko brwi. Emmm... czy tylko ja tu czegoś nie ogarniam? Jaka znowu solenizantka? Nie mam przecież urodzin.
- O czym wy bredzicie? – spytałam w końcu zdezorientowana. Zabrałam szklankę z tacki, dochodząc do wniosku, że należy trochę tego upić, zanim zaczniemy się kłócić i odechce mi się picia czekolady.
Obie, jakby były zaprogramowanymi robotami, spojrzały na mnie zdziwione. I nie należało z tego wnioskować, że to, o czym myślały, było bezpieczne dla mojej psychiki.
- To jednak ciągle jesteś dziewicą? – zakrztusiłam się epicko smoothie, gdy Sasha się w końcu odezwała i nieomal oblałam swojej białej bluzki, niech to szlag! Ja pierdzielę, co one odstawiają?! – Mmm... No to oddawaj szklankę, nie należy ci się.
Prychnęłam, opluwając się resztkami zawartości ust. Kurwa! No ja pierdolę!
Wytarłam zamaszyście twarz i posłałam im mordercze spojrzenie, odsuwając się ze smoothie jak najdalej od nich.
- Nie wasz interes, do cholery! – warknęłam oburzona. No co one sobie wyobrażają w ogóle? – Sądziłyście, że mimo, że od wczoraj dopiero sprawa się emm.. to ja już?!
I obie za jednym zamachem zrobiły niewinne miny. Ja pitolę, ich wspólne mieszkanie nie posłużyło mi w ogóle. Za bardzo się do siebie upodobniły, a ja znowu odstaję.
- Szczerze powiedziawszy, myślałyśmy, że Kaulitz cię do łóżka zaciągnął i dlatego dzisiaj się wszędzie obściskujecie i tak dalej... – mruknęła niezdecydowanie Chloe, a ja strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło.
No nie. Właśnie nastąpił moment, w którym odechciewa się wszystkiego. I mi odechciało się czekolady.
Nienawidzę tych bab.
- Więc sądziłyście, że Kaulitz zaciągnął mnie do łóżka... – powtórzyłam powoli, czując, jak zaczyna mnie ogarniać wściekłość. Czy one myślały, że jestem taka łatwa, czy do cholery co to miało być? I w ogóle... jak one...
- Emmm... Natasza... Może... – Sasha odstawiła tacę ze szklankami na stolik i podniosła ręce w geście poddania.  – Weź no przestań tak dygotać, bo zaczynam się obawiać o swoje życie, okej...? – spojrzała na mnie dziwnie, a ja zmrużyłam oczy.
- Słusznie?
- Dobra. – Chloe chwyciła tackę i uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Masz te wszystkie smoothies i udaj, że tematu nie było. Zrobisz to dla nas, prawda? I za pół godziny będziesz już normalna, tak? Tak?
Nie odezwawszy się ani słowem, zabrałam trzy szklanki i wyszłam z pokoju, efektownie trzaskając drzwiami. A co.
A to dobre. Wystarczy się zacząć wkurwiać, a one robią to, czego ja chcę.... hmm...
Ale jak, do kurwy nędzy, mogły sobie pomyśleć takie niestworzone rzeczy?! Przecież ja...
Wzdrygnęłam się gwałtownie.
Ja i... Boże, to tylko kwestia czasu, kiedy on zacznie ode mnie chcieć czegoś więcej, niż tylko pocałunków, a... Boże, Boże, Boże...
- Widzę, że pierwsza rozmowa przebiegła pomyślnie. – gitarzysta spojrzał sugestywnie na tacę, a ja wzruszyłam ramionami, robiąc naburmuszoną minę.
- Zależy, jak na to spojrzeć. – odparłam, ale nagle uderzyło mnie stwierdzenie „pierwsza rozmowa” jak dłoń, która przed chwilą skonfrontowała się z moją twarzą. Fuck! Fuck! – Ale...
- Mogę ukraść jedną szklankę?
Fuck.
Co tu się w ogóle dzieje? Po co oni wszyscy chcą wszystko wiedzieć, no? Co ja im złego zrobiłam?... Nie mogą iść z tym do Billa? Bo już pomijam fakt, że CO ICH TO, DO CHOLERY, OBCHODZI! Ugh, patologia w tym domu.
- Tom... – jęknęłam błagalnie, podstawiając mu smoothies pod nos. – Weźże to ode mnie, ale proszę, omiń ten temat, bo czuję się niekomfortowo, okej...? – ale jak każdy mógłby się swobodnie domyślić, on moje błagania miał w nosie.
- Przecież ja chciałam po prostu zauważyć, że dawno nie rozmawialiśmy. – posłał mi wymowne spojrzenie i zawinął szklankę, by dossać się do niej niczym pijawka. – Czy tym sposobem właśnie zostałem wciągnięty w babskie dni? – spytał, marszcząc czoło.
Przewróciłam oczami i wyminęłam go, mając nadzieję, że odpuści i zostanie sobie na drugim piętrze na tak długo, by mnie kto uratował od tych strasznych konwersacji, ale... no cóż...
Nie da się. Najwyraźniej sobie coś uroił, że ma ze mną pogadać – cholera wie o czym, bo jeśli znowu o seksie, to ja się wyprowadzam – i nie odpuści, póki nie wcieli plan w życie. Boże, mam nadzieję, że chociaż Georgowi nie wpadną takie chore idiotyzmy do głowy, bo ja się załamię. Albo go zastrzelę, choć nie mam broni. Zawsze jednak znajdzie się jakiś nóż.
Matko, o czym ja bredzę?...
- Nataaaasza... – jęknął rozbawiony, doganiając mnie na schodach prowadzących na parter. – Ale tak na poważnie, to po prostu martwię się o mojego młodszego braciszka...
- HA! – prychnęłam głośno, zatrzymując się tak gwałtownie, że tylko cudem Tom uniknął zderzenia ze mną. Spojrzałam na niego z oczywistym zgonem w oczach. – Miałeś chyba na myśli, że z czystej uprzejmości martwisz się o mnie, prawda?
Przez chwilę patrzył na mnie w zamyśle, ignorując fakt, że jego pies, który zjawił się znikąd, zaczął się o niego ocierać. Co się gapisz? No co się tak gapisz?...
- Przeanalizowawszy temat jeszcze raz, dochodzę do wniosku, że jednak ciągle mam na myśli, że to Bill jest obiektem mojej troski. – odparł ze zmarszczonym czołem, a ja całą swoją siłą samokontroli powstrzymałam się od facepalma, którego echo poniosłoby się do sąsiedniej posesji, przez co z drzew spadłyby liście.
Serio. Czy ktokolwiek, prócz mnie, ma takie czasami momenty, że jest tak sfrustrowany i zrezygnowany, że pierdoli trzy po trzy?
- Tom. Mam zrytą psychikę, Bill miał setki ludzi w łóżku, był w stałych związkach, a ja nie mam ani doświadczenia w łóżku, ani w relacjach damsko-męskich! – warknęłam, nawet nie zastanawiając się, dlaczego w ogóle powiedziałam to na głos. – To on musi prowadzić w tym związku, więc powiedz mi, do kurwy nędzy, czego nie zrozumiałeś, że ty martwisz się o niego, a nie o mnie, bo chyba zgubiłam wątek! – no i proszę bardzo. Czemu ja się tak bulwersuję? A no tak. Wpierdalają się tam, gdzie ich nie chcę!
Ale Tom tylko uśmiechnął się szeroko, jakbym mu powiedziała, że dostanie ode mnie worek cukierków i chwycił mnie za wolną dłoń. Przypominam, w drugiej ciągle miałam tacę ze szklankami, które drżały niebezpiecznie. Boże, co ja mam z nimi, no! Ejże! Gdzie ty mnie ciągniesz?! Nie chcęęę!
Zabrał ode mnie smoothies i posadził mnie na sofie, dając mi wyraźnie odczuć, że zaraz nastąpi katastrofa społeczna – Tom zacznie mnie pouczać. Czy cokolwiek, co wiązało się z rozmawianiem. Kurwa, niech ich wszystkich Georg połknie.
-  Właśnie dokładnie to miałem na myśli, mówiąc, że się o niego martwię. – powiedział, siadając po drugiej stronie sofy. Już otwierałam usta, by wyjaśnić mu dobitnie, że jest debilem, ale on już gadał dalej. – Oboje zdajemy sobie sprawę, że w końcu on zacznie chcieć czegoś, od czego ty najchętniej trzymałabyś się z daleka i moją główną obawą jest to, czy ty nie zaczniesz myśleć, że on chce od ciebie tylko tego, gdy...
- Dobra. – przerwałam mu, podnosząc dłonie w geście poddania. – Nie będę z tobą rozmawiać o takich rzeczach. Pierdolę, po moim trupie. – wstałam energicznie, skrzyżowawszy ręce na piersi. Udałam, że nie widzę na wpół rozbawionego, na wpół litościwego spojrzenia Toma i potrząsnęłam głową. – Możesz opróżnić wszystkie szklanki, ale nie łudź się, że od tego momentu będziesz częścią babskich dni. – prychnęłam i wypadłam z domu jak szalona narkomanka na głodzie w poszukiwaniu używki. I nie, tym razem to nie był Bill, a Impala. Jeśli nie odetchnę świeżym powietrzem choć na chwilę, dostanę jebca jak nic.

- Aaaaa! – tak, to byłam ja, choć przyrzekam, że nigdy nie wrzeszczę. No chyba, że w sprawę jest zamieszany Georg. Co nie zmienia faktu, że nigdy, ale to nigdy nie wrzeszczę jak dziewczyna. Czytać jako „nigdy nie piszczę”. Tym razem jednak nie mogłam się zbytnio powstrzymać, a że nikogo prócz mnie nie było w pokoju, dałam upust swemu emm... zaskoczeniu. – AAAAA!
Kurwa! Jeździłam co prawda bez celu po mieście przez prawie godzinę, ale to nie znaczy, że jestem tak zmęczona, by mieć omamy, prawda?!
Co te rzeczy robią na moim łóżku?! CO. ONE. TU. ROBIĄ?!
Wyleciałam z pokoju jak wystrzelona z procy i bez pukania władowałam się z buciorami do pokoju Sashy, która – o kurwa – nie była sama.
- Ja tylko na chwilę! – pisnęłam (Boże, co się dzieje?! Ja nie piszczę!) i wyrwałam blondynę z ramion Toma, który patrzył na mnie... dziwnie i zaciągnęłam ją do swojej nory. – Co to jest?! No co to jest?!
Sasha przez chwilę mrugała oczami, po czym...:
- AAAAA! Ja pierdolę, ale czad, też je chcę! – rzuciła się w stronę szpilek leżących na moim łóżku i zapowietrzyła się głęboko. – Od Gianmarco Lorenzi! O ja pierdolę, przecież one są w chuj drogie i jeszcze droższe! O ja pierdolę, oddaj mi jeee! – zawyła, tuląc buty do siebie, a ja zmarszczyłam czoło. Dobra, mam fuckminda. O co się w tym wszystkim rozchodzi, bo chyba się pogubiłam...? – Aaaaa! Sukienka od Dolce&Gabbana! I kopertówka od Clary Kasaviny! Z kryształami od Swarovskiego! Przecież!... – zaczęła piszczeć bardziej, niż ja i z wrażenia usiadła na łóżku, biorąc do ręki sukienkę. – Ja pierdolę, dlaczego ja takich rzeczy od Toma nie dostałam? Nie zgadzam się! Liliaaaa! – delikatnie położyła sukienkę na miejsce i złapała za torebkę. – Osz w dupę, ja ją chcę. – oznajmiła mi grobowym głosem. Odetchnęłam głęboko, przecierając twarz dłońmi. Spokojnie. To nic, że nie wiesz, o czym ona mówi. Po prostu musisz rozwikłać tę zagadkę i... – Ty, tu są jakieś spodnie i jakaś koszula. Hahaha, a to dowcipne. O i kartka. – zanim zdążyłam przyswoić sobie kolejne informacje, list został wepchnięty w moje dłonie, prawie wybijając mi oczy. – Czytaj. – rozkazała, a ja westchnęłam.

„Masz trzy opcje do wyboru.
Możesz założyć sukienkę, do której tak ślini się Sasha, albo pozostać przy bezpiecznej opcji spodni i koszuli. Możesz także w ogóle nie wychodzić z pokoju. Jeśli jednak zdecydujesz się zignorować strach i spotkać ze mną, bądź gotowa o siódmej. Tom wie, gdzie cię zabrać.
Bill”

- Czy to jest randka?... – wydukałam, gapiąc się tępo na papier. Serce powoli zaczynało mi się niebezpiecznie rozkręcać i nie podobało mi się to. Nie lubię stresu, a ten człowiek notorycznie robił ze mnie kłębek nerwów...
- Co napisał? – spytała Sasha, nawet na mnie nie patrząc. Wciąż obracała torebkę w dłoniach, jakby była czymś cennym... zaraz. Swarovski?...
- Ile to kosztuje? – zignorowałam pytanie, czując, że zaraz mnie coś zaleje i to wcale nie były emocje szczęścia. Kurwa. Może i się nie znam na markach aż tak dobrze, jak blondyna, ale, do cholery, nie pozwolę wcisnąć na siebie takich rzeczy. – Kurwaaaa... – wyjęczałam błagalnie. – On chce, żebym to założyła – wskazałam palcem na sukienkę. – i poszła z nim na randkę! Czy jemu na mózg padło?! Przecież ja takich rzeczy nie noszę! I skąd on wiedział jaki rozmiar... Sasha! – posłałam jej mordercze spojrzenie, gdy ona zatrzepotała niewinnie oczami. – Sashaa! Jak ja mam to założyć?!
- Pomóc ci?
- SASHA!
Parsknęła śmiechem i zerknęła na budzik na szafce nocnej, przez co mój wzrok powędrował w to samo miejsce. Niech mnie coś w dupę kopnie! Mam tylko pięć godzin! A tyle rzeczy do zrobienia, a obiad?! Gdzie ten debil się podział?! Nie widziałam go od... wydałam z siebie sfrustrowany dźwięk i zamknęłam oczy, czekając na zesłanie tajemniczych mocy, które by mnie jakoś uspokoiły. Wątpliwe.
- Ile jeszcze ci czasu zostało? – a gdy odpowiedziałam, spojrzała na mnie badawczo. – To zrobimy tak. Ty idź weź prysznic i się ogarnij, a jak już wyjdziesz z łazienki, zadzwoń po nas i ci pomożemy, okej?

Masakra. Oczywiście zostałam zmuszona, by zignorować spodnie i koszulę, co było właściwie logiczne. Nikt by mi nie pozwolił ubrać coś, kiedy mogłam mieć na sobie trzy tysiące dolarów. TAK! Właśnie tyle! Boże, czy jemu już całkiem nasrało w głowie, że wydaje tyle kasy na własne widzimisię?! No bo przecież na pewno nie zrobił tego dla mnie, prawda? Ja się świetnie czuję w jeansach i koszulce z długim rękawem, dziękuję bardzo.
Zaczęłam panikować w chwili, gdy woda prysnęła z prysznica. Byłam blada jak ściana, gdy byliśmy w Kalifornii  Przecież moja skóra unika słońca ośmiu lat! A blizny? Każdy je zobaczy, a przede wszystkim zobaczy je Bill i...
Żołądek zaczął się boleśnie skręcać w supły i poczułam się jeszcze gorzej. Ja się nie nadawałam na żadne randki. Ja się w ogóle na nic nie nadawałam...
Ale on napisał, że jeśli się boję, mam zostać w domu. A ja się nie mogę bać. Nie po tym, kiedy on mi powiedział, że mnie kocha. O nie.
Wyszłam z łazienki po dogłębnym wyczyszczeniu się i depilacji z determinacją, która zniknęła natychmiast po tym, jak dojrzałam ubrania na łóżku.
Mała czarna. Powyżej dekoltu rozciągała się koronka, tworząca rękawki oraz kołnierz z czarną kokardką z czegoś, co wyglądało jak aksamit ozdobiony małymi, szarymi perełkami.
I cholerne czarne, skórzane szpilki na platformie z łagodnym wycięciem na palce, poszyte jedwabiem, który cały był naznaczony małymi czarnymi, białymi i srebrnymi kryształami Swarovskiego.
Mała czarna kopertówka z finezyjnym wzorem kwiatów zrobionych najwyraźniej TEŻ z kryształów Swarovskiego.
Zabijcie mnie.
Sięgając po szpilki, zauważyłam kolczyki z białego złota i padłam na łóżko bez sił. Tak bardzo, jak mi się to nie podobało, tak bardzo chciałam założyć to wszystko na siebie w trybie ekspresowym. Musiałam przestać o tym myśleć i po prostu przyjąć podarunki, choć jeszcze NIGDY NIKT NIE WYDAŁ NA MNIE TYLE PIENIĘDZY!
Ja pierdolę, zabiję tego faceta, jak tylko na niego spojrzę!
Z rezygnacją wybrałam numer do Sashy i nie minęły nawet dwie minuty, gdy do pokoju wpadły dziewczyny, chichocząc jak naćpane.
- Milcz. – zastrzegła Ruda na wstępie. – A my zrobimy z ciebie bóstwo.
Szczerze? Czułam się jak w tych średniowiecznych romansach, gdzie przygotowywali dziewicę na noc poślubną. Albo na pożarcie smokowi. Morał w tym momencie był jednakowy – czułam się strasznie.
Na początku jeszcze przez jakiś czas Chloe i Sasha zachwycały się rzeczami, ale gdy zabrały się do roboty, pomyślałam, że lepiej było już zostać w spodniach, albo w ogóle nie ruszać się z pokoju.
Najpierw pomalowały mi paznokcie, potem ogarnęły moją twarz, a potem przez dłuższy czas mocowały się z moimi włosami, aż w końcu kazały przymierzyć mi sukienkę. Czułam się jak lalka. Byłam tak zdezorientowana, że nawet nie zwracałam uwagi na to, co robię. Może to i dobrze? Przez to nawet nie chciało mi się wstydzić blizn.
Założyłam szpilki, nie zastanawiając się, dlaczego pasują tak samo idealnie jak sukienka i wyprostowałam się.
- Ale ty jesteś blada.
- Ale Bill i tak pierdolnie, jak cię zobaczy.
- Taaa, nasza Natasza the Devil jeszcze nigdy nie wyglądała tak... kobieco. Niech mnie szlag, Natasza i przysłówek „kobieco”!
- Wyglądasz pięknie!
I napadło mnie skrępowanie. Nigdy mnie jeszcze nie komplementowały w taki sposób... Potrząsnęłam głową i podreptałam do łazienki, by zobaczyć, jak wyglądam i gdy tylko zobaczyłam siebie w odbiciu lustra, westchnęłam zdziwiona.
Miałam wyraziście podkreślone oczy eyelinerem z niebiesko-czarnymi cieniami, przez co wydobył się intensywny kolor moich tęczówek, a przy tym jakimś pokrętnym sposobem nie wyglądałam agresywnie. Włosy zostały delikatnie pofalowane i upięte w luźnego, niedbałego koka, z którego uciekało kilka niesfornych kosmyków.
Sukienka podkreślała moją figurę, a szpilki sprawiły, że moje nogi wyglądały fantastycznie, do cholery!
Mogę umrzeć.
Usłyszałam trzask drzwi  i Chloe zdyszana wleciała do łazienki.
- Jeszcze to! – i zanim zdążyłam spytać o co chodzi, zostałam spryskana perfumami, a w powietrzu uniósł się zapach kokosu. – Nie lubię muzyki Rihanny, ale to – wskazała na flakonik. – wyszło jej zajebiście.

Tym razem nie zabiłam się na schodach, a buty okazały się być całkiem wygodne jak na piętnastocentymetrowe szpilki. Tom czekał już na dole i gdy tylko mnie dojrzał, uśmiechnął się tak szeroko, że człowiek by pomyślał, że kąciki jego ust dosięgną mu uszu. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi, a on zachichotał.
- Wiedz, że ja pierwszy odkryłem, że pod powłoką Nataszy the Devil kryje się piękna kobieta. – stwierdził poważnie, a mi zrobiło się gorąco. Boże, co oni tak? W sensie... mnie nigdy nikt nie komplementował, a teraz...
- Jak się zabiję w tym butach po drodze, to już taka fajna nie będę. – odparłam ponuro, a reszta parsknęła śmiechem. Tosz to jakaś paranoja. To jak bal maturalny, tylko gorzej. Co oni się tak zachwycają? To ja powinnam świrować, nie oni!
Właśnie. Czemu ja nie świruję?!
Zostałam przechwycona przez ramię Toma i poczułam nęcący męski zapach. Niech mnie! Od kiedy ja zwracam na to uwagę? U kogoś, kto nie jest Billem?
- Wiem, że najbezpieczniej czujesz się, gdy sama prowadzisz, ale dzisiaj jestem w obowiązku dowieźć się w całości, bo inaczej mój braciszek mnie... – odchrząknął. – Bo inaczej zrobi mi krzywdę, więc... no... jesteś bezpieczna.
Zamrugałam oczami.
- Jasne. – pokiwałam głową, choć uznałam, że należy się trzymać od tego z daleka. I tak czułam się dziwnie. I nie wzięłam ze sobą żadnego płaszcza, więc pewnie potem zamarznę czy coś... kij z tym.
Tom zaprowadził mnie do czekającego już na dziedzińcu białego Audi Q7 i nagle poczułam pierwsze igiełki strachu i zdenerwowania. Fuck. Nie podobało mi się to.
Potulnie wsiadłam do samochodu, choć przemknęło mi przez głowę, że mogę jeszcze wziąć nogi za pas i zwiać, choć to mogłoby być odrobinę kłopotliwe, zważywszy na buty na wysokim obcasie. Kretynka.
- Daleko? – spytałam, gdy wyjechaliśmy z posesji. Tom potrząsnął głową i zdałam sobie sprawę, że jeszcze ani razu nigdzie z nim sama nie jechałam. Ale to i tak nieważne, bo do szczęścia mi to potrzebne nie było.
- Jakieś piętnaście minut drogi. – odpowiedział, a ja westchnęłam, przymykając powieki. To wszystko było jakieś wyrwane z kontekstu. Jeszcze z rana nic nie zanosiło się na takie ekscesy, więc... – Będziesz musiała się przyzwyczaić do takich rzeczy. – odezwał się nagle Tom, najwyraźniej czytając mi w myślach. Spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek z pytajnikami w oczach. – Bill lubi robić niespodzianki. A jego niespodzianki naprawdę zaskakują, uwierz mi.  – dodał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Sposób na zabicie nudy, czy idzie utartym szlakiem?
Tom obruszył się, jakbym to jemu zrobiła przytyk.
- Bill nie zna utartych szlaków. Powinnaś to już wiedzieć. I to nie jest sposób na zabicie nudy, a uszczęśliwianie cię.
Wzruszyłam ramionami, czując, jak ciepło znowu zalewa moje policzki.
- Teraz wszystko jest jakieś takie inne...
- Jak przestaniesz się zamartwiać, to zobaczysz, że niewiele się ten rok będzie różnił od poprzedniego. A rezerwacja jest na nasze nazwisko.
Czy ja kiedykolwiek wspominałam, że czasami, jak Tom coś palnie, to może się porównać do Gustava? Nie? No to właśnie to wspominam.
Reszta drogi minęła nam na gadaniu o mało istotnych bzdurach jak na przykład Sternchen, aż w końcu szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce a moje i tak już napięte nerwy napięły się do granic możliwości. Prawie zabiłam się przy wysiadaniu z samochodu, choć Tom, jak na pseudo-gentlemana przystało, podał mi rękę i tak dalej, no ale cóż...
Restauracja pod szyldem „Il cielo” okazała się być restauracją włoską i od jej bramy rozciągały się wysokie, równo przycięte krzewy, które nadały wnętrzu osobliwy klimat prywatności.
- Dobry wieczór, witamy w restauracji „Il cielo”, w czym mogę pomóc? - Maitre d'hotel uśmiechnęła się do mnie pogodnie, aż mimowolnie oddałam uśmiech, jakby od tego zależało moje życie. Boże, czułam się strasznie. Naga i odsłonięta dla wszystkich, jakbym krzyczała sobą „spójrzcie na te pieprzone blizny! Spójrzcie!”. Ugh. Nienawidzę cię, ty cholerny dupku.
- Dobry wieczór, rezerwacja na nazwisko Kaulitz. – odpowiedziałam gładko, jakbym robiła takie rzeczy setki razy. Kłamca ze mnie wyśmienity. Szkoda tylko, że człowiek, na którego umówiona jest rezerwacja nie kupuje moich słodkich kłamstewek.
Kobieta rzuciła okiem na swoją listę i po wystukaniu długopisem jakiegoś metalowej piosenki, jej twarz znowu rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Ah tak. – spojrzała na mnie pogodnie. – Pan Kaulitz jest już na miejscu i na panią czeka.
Ja się zachlastam dzisiaj.

><><><><><><><><><

Mmm... taka przerwa od akcji xD Coś opisywanie mi długo zajęło o_O

3 komentarze:

  1. PIERWSZA ! xD ide czytac muahahahaha xDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Taszka....On w takim tempie osiwieje przed 25-mi urodzinami xD Sie kobieta dzisiaj nastresowala, nie ma co ;D choc reakcja Sashy byla lepsza haha myslalam, ze na zawal z zachwytu tam padnie, albo co lepsze orgazm gotowy ;D btw taki drink jest i on bardzo smaczny, na urodzinach go chlalam xD a wracajac do rozdzialu ;D
    Dziwie sie, ze Chloe nie opisalas gdy zobaczyla zloza zlota na lozku Niewiasty ;D Tym bardziej o ile dobrze pamietam, to wlasnie ona ma joba na punkcie ciuchow xDD, I Tomasz jaki grzeczny xD sluzy braciszkowi, robi za szofera i kurwa za zlota wrozke pewnie tez xDD Ciekawe gdzie chowa skrzydelka...om. hahahahahaahhahaha skrzydelka w gaciach nosi *szczerzy kly* Tylko za male by go uniosly xD Blondyna moze jakiz uzytek z nich ma... ale to MOZE xD I tylko zabraklo mi glupoty Żorżety, aczkolwiek wiem, ze jak sie pojawi to nie wyrobie ze smiechu. Znowu ;D
    To do nastepneeeej.... bo i tak nic sensownego nie napisze ;P
    P.S. Podoba mi sie i nie pierdol glupot, o! ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. mmmm sexi :D ładnie jej wybrał zazdroszczę ;D a odcinek przecudny ;** :D

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D