Wena powróciła, ale nie zapeszam, bo nie wiem, jak długo to potrwa o_O
I nie, w tą sobotę kolejnego nie będzie XD
><><><><><><><><><><><><><><><><
Czasami się zdarzało, że siadałyśmy we trójkę i rozmawiałyśmy. Najczęściej mi się to nie podobało. Bo każda się z czegoś zwierzała, a ja zawsze trzymałam wszystko w sobie i miałam wrażenie, że przez to je zawodzę. A to wcale nie działało w ten sposób. Bo to ja byłam dla nich, nie one dla mnie. I chciałam, żeby pozostało tak na zawsze.
A one chciały, żeby było po równo. Nic w życiu nie było po równo, więc mi na tym nie zależało.
Ostatnimi czasy coraz rzadziej się spotykałyśmy właśnie w taki sposób i co było dziwne, zaczynało mi tego brakować. Mimo tego wszystkiego, co się działo, zawsze trzymałyśmy się razem i wiedziałam, że jeśli inne problemy nas osaczą, możemy zacząć się od siebie odsuwać, a tego bym nie zniosła. Po mamie i Oliwii, to one były najważniejszymi osobami w moim życiu. Rozumiały mnie, nieważne czego bym nie zrobiła.
Więc tym razem to ja zwołałam 'naradę'. Mimo wszystkich docinek i moich humorków, one doskonale wiedziały co czuję. Były mi bliskie i czułam się niemal w obowiązku, by ich o tym zapewnić. Że mogą przychodzić i mówić kiedy tylko chcą.
Obie były zadziwione moim postępowaniem. I w sumie mnie tez to dziwiło, bo to Sasha była prowodyrką tych pogaduszek.
Zorientowały się, co zaczynam knuć już z samego rana, choć nie skomentowały tego ani jednym słowem, gdy zabrałam się do pieczenia Boston Cream Cake. No co? To była jak tradycja. Nie ma tego ciasta - nie ma rozmowy.
Zapachy ściągnęły Georga i Toma. Skapnęłam się, że jeszcze ani razu tu nie piekłam.
- Zrobię wam to jutro. - obiecałam, gdy prawie zaślinili cały blat, gapiąc się na ciasto na blasze. - Albo jeszcze dzisiaj, jak ktoś mi pojedzie po masło, które się skończyło.
I pięć minut później Tom siedział w samochodzie, a ja zadowolona wzięłam się za robienie czekoladowego smoothie. No co? Nie kłamałam przecież, zrobię to ciasto później. I tak. Takie pogaduszki są strasznie wysokokaloryczne. Jakby się tak zastanowić nad tym poważniej, to może właśnie dlatego takie coś nie odbywało się codziennie, ani nawet raz na tydzień. Pewnie byśmy skończyły jako wielkie baryłki.
Przelałam napój do szklanek, zapakowałam do nich słomki, uparcie ignorując ślinę Georga i z dwoma tackami miałam zamiar pójść do pokoju, ale mnie trafiło.
- Dobra, zanieś talerzyki i widelczyki do mojego pokoju, to dostaniesz kawałek!... - przewróciłam oczami i mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko na widok jego roziskrzonych ślepi.
- Mam nadzieję, że hajtniesz się z którymś z nas, żebyś mogła nam gotować. - pokiwał szaleńczo głową, a ja zgasłam.
Taki głupi, a tak dopierdala. Jaki to ma sens? Jego brak świadomości mnie przeraża.
Już otwierałam usta, by coś odpowiedzieć, gdy on znowu się odezwał i dojebał mi jeszcze bardziej.
- Gdybyś hajtnęła się z Billem, to nawet byś mu reputację podniosła, więc to ma sens. - pomachał palcem przede mną i wyszczerzył zęby. - Zastanów się nad tym. - i dumny z siebie, jak nie wiem co, ruszył w stronę schodów.
No jasne. Żeby się nie wydało, że jest gejem, nie?
Chyba cię pojebało, Listing. Po moim trupie.
Kurwa.
Zgrzytnęłam zębami, zdając sobie sprawę, że właśnie pierwszy raz od wczorajszego popołudnia ktoś wspomniał mi o Kaulitzu. Niech to szlag!
Zmrużyłam oczy i podążyłam za Georgiem. Tylko ten debil zupełnie nieświadomie może mi przypominać o moim zauroczeniu Billem. Zauroczenie. To już wyższy stan, niż zwykłe 'podoba mi się'!
Niech to! Niech TO!
No nie. Dzięki, Georg! Dzięki tobie znowu o tym myślę! Dzięki!
Szlag.
Mało inteligentnie pomyślał - jak zwykle - i nie wziął dla siebie talerzyka, więc wylądował za drzwiami z ciastem w ręku, a ja z telefonem, by zwołać dziewczyny.
Pierwsza wparowała Sasha, która od razu glebła na ziemię, zacierając ręce na widok ciasta i smoothies.
Parsknęłam śmiechem, na co ta spojrzała na mnie mrocznie.
- Nie zmieszczę pewnie twojego obiadu, który też będzie pycha i no nie... Rozepchasz mnie tak, że nie przejdę przez swoje drzwi. - westchnęła i w tym samym czasie do pokoju weszła Chloe i skrzywiła się na widok ciasta i zgasłam ponownie.
- No dzięki. - prychnęłam, gdy ta z wielkim zrezygnowaniem usiadła obok miedzy Sashą, a mną.
- No bo moja sytuacja jest skomplikowana. - wzruszyła ramionami.
- Nie bardziej, niż moja. - odparłyśmy z blondynka równocześnie i ja jęknęłam głośno za nas wszystkie.
- Naprawdę? - Ruda spojrzała na nas jakoś tak przychylniej, a ja wymruczałam coś nieskładnego, co nawet sama nie mogłam rozszyfrować. Ja nawet nie chciałam o tym mówić, więc co ja robiłam? W sensie... Po co to wszystko?
- Na pewno. - Sasha poklepała Chloe, a ta z westchnięciem upiła łyk smoothie i oparła się o moje ramię.
- Zdaje mi się, że naprawdę bardzo spodobał mi się Gustav... - wymruczała, przygryzając wargę. Czerwień pokryła jej policzki i chyba tylko ostatkiem sił powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
No dobra. To nie było śmieszne, bo przysięgam, że nie chciałabym być na jej miejscu. Znaczy... zwołałam to spotkanie, ale nic nie powiem. I tyle. Jak zawsze. Zdecydowałam.
- O matko, to super! - Sasha klasnęła zadowolona, a mi przyszło do głowy, że jakby się nad tym zastanowić, to to nie miało kompletnie ani krzty sensu.
A nie, chwila! Przecież ona chciała swatać Gu z Chloe!
No to ma sens.
Boże, to jest takie żałosne, że aż dupę ściska! Dlaczego, ja do kurwy nędzy ciągle myślę o tym debilu?! Przecież moje życie nie kręci się tylko wokół niego!
Zmrużyłam oczy i upiłam łyk smoothie. To nie było zabawne. To głupie uczucie zabierało całą moją wolność.
Mam to gdzieś. Może nawet do mnie przyjść i prosić, byśmy się zaprzyjaźnili, a ja i tak odejdę tak daleko, jak tylko się da.
Pieprzyć go. Pff.
No oczywiście nie powiedziałam im, że popadłam w dzikie zauroczenie. Kręciłam ile się dało, choć w sumie to nie było w ogóle logiczne. No bo wiecie. Zwołałam spotkanie, by to powiedzieć, a nie powiedziałam.
Ale czy ja kiedykolwiek uważałam, że byłam normalna?
Tak więc... taaaa... Chloe podoba się Gustav. Z wzajemnością.
Sasha kocha Toma. Z wzajemnością.
Mi podoba się Bill. Który jest gejem.
Woohoo! Happy me!
Niech to...
Emmm... Więc tak. W poniedziałek zakończyłam blacharkę w BMW Gustava, więc auto zostało wysłane do malarni, by znowu wyglądało, jakby było wyjęte prosto z salonu, a niepełna załoga Tokio Hotel gratulowała mi umiejętności w posługiwaniu się młotkiem.
Zabawne.
I wiecie ile tam mają wolnej przestrzeni? Przebiegłam dla przypomnienia moim nogom, co znaczy kondycja tylko i wyłącznie trzy okrążenia wokół posesji i myślałam, że się załamię. A poważnie, byłam w stanie naprawdę długo biegać. I nawet psy odpadły wcześniej. Sternchen już przed pierwszym okrążeniem, Mephisto łącznie z nią (bo pewnie nie widział powodu, by za mną biegać, jeśli jego luba była bezpieczna), Scotty nie dobiegł do drugiego, a reszta odparła dokładnie na początku drugiego okrążenia.
- Aha! Pewnie ci się okres zbliża! - zawyrokowała Chloe, gdy pojawiła się dziwnym trafem na dworze, gdy ja, cała zapocona jak nie powiem co, miałam właśnie iść do domu na odświeżający prysznic.
- Nic nie mów. - prychnęłam ze zgonem w głosie. - Nadchodzą straszne czasy...
- Dla nas. - wyszczerzyła zęby, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie. - Dobra, dobra, zostaw sobie takie urocze oczy na pierwszy dzień. - poklepała mnie po ramieniu i zachichotała, gdy ja westchnęłam żałośnie.
- Chyba powinnam ich ostrzec, że na początku będę...
- Suką?
No nie.
- Jesteś doprawdy słodka...
- Idź pod prysznic, bo śmierdzisz.
Ehh...
Wiecie. Bo ten okres, to wcale nie jest zabawna sprawa. I w ogóle od tego trzeba zacząć, że mi się ze stresu spowodowanym przyjazdem okres opóźnił. Bo powinnam dostać go w niedzielę. A jest poniedziałek i znając moje dziwne wyskoki na tle okresowym, patrz 'bieganie', to powinnam go dostać za jakieś dwa dni, czy coś. No ale zbaczam z głównego tematu. Mam na myśli, że przez pierwsze dwie doby umieram bez tabletek. I przez całe cztery dni jestem świnią dla ludzkości. To wcale nie jest cool. Na przykład Sashę w ogóle nie rusza fakt okresu. A Chloe tylko faszeruje się tabletkami i wszystko jest okej. Ale oczywiście ja musiałam dostać najgorszy zestaw, nie? Oczywiiiście...
Więc najlepiej wtedy zostawić mnie w spokoju. Tylko z drugiej strony muszę gotować, więc... em... może być kłopot. Może być duży kłopot. Bardzo duży.
- GEORG, KURWA, ODPIERDOL SIĘ!
Tak, kurwa. Idealnie dwa dni później.
- Natasza, uspokój się, on nie miał tego na myśli. - Sasha wyprowadziła Georga o parę sekund za wcześnie. Miałam tak kurewską chęć rzucić w niego nożem, że aż mi się łapy trzęsły.
- Nie miałem! - potwierdził z holu, a ja prychnęłam głośno i koniec końców rzuciłam w niego przejrzałą brzoskwinią.
- Chuj ci w dupę, ty kretynie! - odkrzyknęłam, a gdy tylko skojarzyłam to sobie z głupim Billem-gejem, który kurwa jakimś pieprzonym cudem ciągle mnie unikał, zawrzało we mnie jeszcze bardziej i wydałam z siebie sfrustrowany warkot. - No kurwa, kurwa, kurwaaa! - wbiłam nóż w deskę i ból w podbrzuszu przeszył mnie tak mocno, że tak gwałtownie się pochyliłam, że niemal uderzyłam głową w blat.
- Tabletkę? - usłyszałam nad sobą Sashę, a ja ledwo wydusiłam krótkie 'tak'. O matko, ja umrę...
Usiadłam na podłodze, mając gdzieś fakt, że gdzieś kilometry stąd było krzesło i spróbowałam unormować oddech, choć i tak wiedziałam, że to nic nie da.
- Może my z Chloe zrobimy obiad, co? A ty się położysz? - przed moją twarzą zawisła szklanka i druga dłoń z tabletką, a ja natychmiast i jedno i drugie przechwyciłam.
- Poradzę sobie. - burknęłam, gdy szczęśliwie lekarstwo wylądowało w moim żołądku.
- Daj spokój, w końcu to nie jest taka filozofia. Pora...
- Sugerujesz mi, że w ogóle tu nie jestem potrzebna i że jedzenie wcale nie jest dobre, tak?! No kurwa jesteś doprawdy zajebista! Kiedy ja tu próbuję się jakoś przystosować i wmówić sobie, że coś, co robię, sprawia, że jestem tu w jakiś sposób szanowana, ty mi mówisz, że to nie jest taka filozofia i sobie poradzicie?! - zerwałam się z podłogi i jęknęłam głośno, gdy mój brzuch przeszyła kolejna, wyjątkowo wielka szpila. - No kurwa dzięki. - sapnęłam i odwróciłam się z zamiarem efektownego wyjścia.
- Natasza... dobrze wiesz, że to nie jest tak...
No kurwa.
- Przepraszam. - burknęłam, trzymając się za brzuch. - Znowu pierdolę od rzeczy. Jednak się zamknę w pokoju i zdechnę.
Sasha zachichotała, a ja posłałam jej naprawdę mordercze spojrzenie. Moje pieprzone mordercze spojrzenia były naprawdę mordercze podczas okresu.
Kurwa, umieram...
- Sorry, już idź. - podniosła ręce, by prawdopodobnie na mnie machnąć, ale urwała, gdy mój wzrok stał się jeszcze bardziej przenikliwy.
- Czy ty miałaś na myśli to amerykańskie machnięcie ręką 'fuck off'? - wycedziłam, a ta natychmiast potrząsnęła głową.
- No co ty, przecież się nauczyłam, że u was to znaczy zupełnie co innego. - odparła, a ja zgrzytnęłam zębami.
- Nienawidzę cię.
- Ej, Hagen przyszedł mi się poskarżyć, o co kaman? - w holu pojawił się Tom, a ja przewróciłam oczami.
- Mam okres. - prychnęłam, a on automatycznie pokiwał głową, jakby rozumiał o czym mówię. Jaaaasne, kurwa. Na pewno.
O matko, jak mi niedobrzee...
- To ty może idź się połóż i emmm...
- Dobra, daruj sobie. - znów chwyciłam się za brzuch i powoli powędrowałam na górę.
Umrę, umrę, umrę, umręęęęęę...
Dowlokłam się do łóżka i pewnie bym na nie padła, gdyby nie to, że ból uniemożliwiał mi swobodne poruszanie się.
Przytuliłam się do poduszki, starając się myśleć o czymkolwiek, byle nie o bólu, który chyba trawił wszystkie moje wnętrzności. Mdliło mnie i z tego wszystkiego czułam, jak zaczynam się pocić. Nienawidzę tych dwóch dni. Nienawidzę.
Zakwiliłam głośno, gdy znowu mnie przebiło na wylot. Powinnam zakrwawić się na śmierć i to wcale nie z powodu okresu, tylko tego pieprzonego maltretowania wewnętrznego!
Uuuuuuhhhhh, kurwaaaa... Działaj, ty pojebana tabletko!...
Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę...
Nagłe pukanie do drzwi chyba jeszcze bardziej rozwścieczyło moje skurczone mięśnie i zagryzłam poduszkę, aż mnie szczęka zabolała. Wolałam ból szczęki, do kurwy nędzy!...
Jęknęłam przeciągle zamiast głupiego 'otwarte' i przed oczami pojawiły mi się mroczki. O matko, umieram! Umieram! Umieraaaam!
- Słyszałem, że znowu terroryzujesz moich domowników. - o ja pierdolę. Osz, ja pierdolę!
- Co ty tu kurwa robisz? - wydusiłam, po uprzednim puszczeniu zębami poduszki. - Błagam, zostaw mnie w spokoju choć na te dwa pieprzone dni i daj mi umrzeć w spokoju. Niepotrzebne mi do tego twoje pojebane gierki i gadki, że mnie tak strasznie nienawidzisz i chuj wie co jeszcze... - urwałam tyradę na ponowne zaciśnięcie szczęki. - Osz kurwaaaaaa... - wysapałam, przyciskając do siebie pierdoloną poduszkę, która wcale nie chciała przynieść ulgi. Co za jebany kawałek szmaty i kurwa nie wiadomo czego jeszcze! - Bo chyba nie przyszedłeś mi tutaj współczuć, że umieram, nie? No właśnie. Więc z łaski swojej sprawdź, czy drzwi tak samo się zamykają i z drugiej strony. Dziękuję bardzooooo... - zakryłam swoją twarz poduszką, nie chcąc, by ten pojeb, który mi się tak tragicznie podoba widział, jak paskudnie muszę wyglądać, jak cierpię.
Zapadła cisza, która chyba pulsowała mi bardziej, niż krew w uszach. Było mi niedobrze, a on najwyraźniej nie miał zamiaru sobie pójść. Czego on kurwa jeszcze chciał?!
- Przyniosłem ci herbatę rumiankową i termofor, jeśli jeszcze nie zauważyłaś. Właśnie to tu robię. - usłyszałam zgrzyt krzesła i miałam dziwaczne wrażenie, że usiadł przy łóżku.
Powoli podniosłam poduszkę i to, co zobaczyłam sprawiło, że niemal się zapowietrzyłam.
- What the fuck, człowieku? - rzuciłam, gapiąc się na ewidentnie siedzącego na krześle Billa, który patrzył się na mnie z czymś, co wyglądało prawie jak troska. I rzeczywiście miał ze sobą herbatę i termofor. No nie. Tego już za wiele. - Czy ty przypadkiem się w głowę nie uderzyłeś? Przez tyle dni mnie unikasz, uprzednio dając mi dobitnie znać, że mnie nie znosisz, a teraz tak po prostu przychodzisz... - urwałam, gdy nowa fala bólu mnie zaatakowała kompletnie bezlitośnie. Z powrotem zakryłam się poduszką, mając nadzieję, że za chwilę niepożądany osobnik zmyje się w pizdu. Marzyłam o tym, szczerze powiedziawszy.
- Mam ze sobą silniejsze tabletki. - powiedział sugestywnym tonem.
- Ale kurwa jesteś dowcipny w chuj. - wyjęczałam, żałując, że nie mogę wydać z siebie więcej jadu.
Usłyszałam głębokie westchnięcie i chyba herbata wylądowała na szafce nocnej.
- Natasza, przepraszam, okej? Zbyt pochopnie cię osądziłem i chciałbym to naprawić. Więc nie chciałbym, żebyś dzisiaj umarła. Więc chcę ci pomóc. W porządku?
Przez dłuższy czas trawiłam to, co powiedział. Z jednej strony powinnam trzymać się od niego z daleka. Ale z drugiej strony... Nie chciałam umrzeć.
- Skąd wiesz, że są silniejsze? - spytałam nieufnie, uchylając znowu poduszkę. Bill uśmiechnął się szeroko i chyba przez chwilę dostałam zaćmy mózgu.
On uśmiechnął się DO MNIE.
Teraz to już jednak mogę umrzeć.
- Miałem dużo różnych znajomych, od których nauczyłem się dużo różnych rzeczy. - odparł, wzruszając ramionami. - Więc jeśli dla tabletek jesteś w stanie mi wybaczyć, to musisz się poprawić, żeby wypić herbatkę i łyknąć to coś. - wskazał na leżącą pigułkę obok kubka.
- Czy to u ciebie normalne, że się tak ciągle szczerzysz? - zmarszczyłam czoło, a on roześmiał się głośno, kiwając głową.
- Bardzo normalne. Będziesz musiała się przyzwyczaić. - przysunął się z krzesłem bliżej, a ja ze zdziwieniem zauważyłam, że nie miałam nic przeciw. - No to dawaj, spróbuj się podnieść. - odłożył na łóżko termofor i wstał, by drugą poduszkę ułożyć przy wezgłowiu. - Daj tą obślinioną też. Jak będziesz chciała się do czegoś przytulić, to dam ci swoją. - wyszczerzył do mnie zęby, a ja prychnęłam głośno.
- Pieprz się. - burknęłam, a ten roześmiał się energicznie. Dosłownie tak. Z jego śmiechu wydobywała się jakaś dziwna moc. To było... no dziwne.
Zabrał mi poduchę, a ja po wielu trudach w końcu się o te obie oparłam i dostałam do rąk kubek z tabletką, a na brzuchu wylądował termofor.
- Mogę wejść do łazienki? - spytał, gdy połknęłam lek, zupełnie zapomniawszy o tym, że to może kolidować z tym, co już wcześniej zażyłam. Ale z drugiej strony jeśli on wie, że to co brałam było słabsze, to chyba wiedział, co to było i czy można to łączyć, nie?
- No przecież to nie mój dom, duuh.
- Mam nadzieję, że po okresie nie będziesz taka... wiedźmowata. - wymruczał, kierując się do łazienki.
- Nie wkurwiaj mnie. Jakbyś ty przeżywał takie katusze, to na pewno byś się tak nie szczerzył i nie zabijałbyś blaskiem szkliwa. - potrząsnęłam głową, zastanawiając się, jakim cudem on mnie mógł doprowadzać do takiego szału. - Poza tym, do kurwy nędzy, wybacz, że jestem dla ciebie niemiła, jaśnie panie gwiazdo rocku. Wybacz, że nie jestem twoją fanką, wybacz, że nie padam ci do stóp i tak dalej i wybacz, że mam okres, przez który ciągle jestem wkurwiona!
I on znowu się szczerzył. I zniknął w łazience.
O matko. Co ja wyprawiam? Przecież to TEN Bill! Ten, który... osz kurwa.
- Przepraszam. - wyrzuciłam, gdy tylko pojawił się z powrotem.
- W porządku. Poczekam te dwa dni. - i na moim czole pacnęła mokra ściereczka. - A teraz jeszcze trochę cię powkurwiam.
No masz ci kurwa los.
A one chciały, żeby było po równo. Nic w życiu nie było po równo, więc mi na tym nie zależało.
Ostatnimi czasy coraz rzadziej się spotykałyśmy właśnie w taki sposób i co było dziwne, zaczynało mi tego brakować. Mimo tego wszystkiego, co się działo, zawsze trzymałyśmy się razem i wiedziałam, że jeśli inne problemy nas osaczą, możemy zacząć się od siebie odsuwać, a tego bym nie zniosła. Po mamie i Oliwii, to one były najważniejszymi osobami w moim życiu. Rozumiały mnie, nieważne czego bym nie zrobiła.
Więc tym razem to ja zwołałam 'naradę'. Mimo wszystkich docinek i moich humorków, one doskonale wiedziały co czuję. Były mi bliskie i czułam się niemal w obowiązku, by ich o tym zapewnić. Że mogą przychodzić i mówić kiedy tylko chcą.
Obie były zadziwione moim postępowaniem. I w sumie mnie tez to dziwiło, bo to Sasha była prowodyrką tych pogaduszek.
Zorientowały się, co zaczynam knuć już z samego rana, choć nie skomentowały tego ani jednym słowem, gdy zabrałam się do pieczenia Boston Cream Cake. No co? To była jak tradycja. Nie ma tego ciasta - nie ma rozmowy.
Zapachy ściągnęły Georga i Toma. Skapnęłam się, że jeszcze ani razu tu nie piekłam.
- Zrobię wam to jutro. - obiecałam, gdy prawie zaślinili cały blat, gapiąc się na ciasto na blasze. - Albo jeszcze dzisiaj, jak ktoś mi pojedzie po masło, które się skończyło.
I pięć minut później Tom siedział w samochodzie, a ja zadowolona wzięłam się za robienie czekoladowego smoothie. No co? Nie kłamałam przecież, zrobię to ciasto później. I tak. Takie pogaduszki są strasznie wysokokaloryczne. Jakby się tak zastanowić nad tym poważniej, to może właśnie dlatego takie coś nie odbywało się codziennie, ani nawet raz na tydzień. Pewnie byśmy skończyły jako wielkie baryłki.
Przelałam napój do szklanek, zapakowałam do nich słomki, uparcie ignorując ślinę Georga i z dwoma tackami miałam zamiar pójść do pokoju, ale mnie trafiło.
- Dobra, zanieś talerzyki i widelczyki do mojego pokoju, to dostaniesz kawałek!... - przewróciłam oczami i mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko na widok jego roziskrzonych ślepi.
- Mam nadzieję, że hajtniesz się z którymś z nas, żebyś mogła nam gotować. - pokiwał szaleńczo głową, a ja zgasłam.
Taki głupi, a tak dopierdala. Jaki to ma sens? Jego brak świadomości mnie przeraża.
Już otwierałam usta, by coś odpowiedzieć, gdy on znowu się odezwał i dojebał mi jeszcze bardziej.
- Gdybyś hajtnęła się z Billem, to nawet byś mu reputację podniosła, więc to ma sens. - pomachał palcem przede mną i wyszczerzył zęby. - Zastanów się nad tym. - i dumny z siebie, jak nie wiem co, ruszył w stronę schodów.
No jasne. Żeby się nie wydało, że jest gejem, nie?
Chyba cię pojebało, Listing. Po moim trupie.
Kurwa.
Zgrzytnęłam zębami, zdając sobie sprawę, że właśnie pierwszy raz od wczorajszego popołudnia ktoś wspomniał mi o Kaulitzu. Niech to szlag!
Zmrużyłam oczy i podążyłam za Georgiem. Tylko ten debil zupełnie nieświadomie może mi przypominać o moim zauroczeniu Billem. Zauroczenie. To już wyższy stan, niż zwykłe 'podoba mi się'!
Niech to! Niech TO!
No nie. Dzięki, Georg! Dzięki tobie znowu o tym myślę! Dzięki!
Szlag.
Mało inteligentnie pomyślał - jak zwykle - i nie wziął dla siebie talerzyka, więc wylądował za drzwiami z ciastem w ręku, a ja z telefonem, by zwołać dziewczyny.
Pierwsza wparowała Sasha, która od razu glebła na ziemię, zacierając ręce na widok ciasta i smoothies.
Parsknęłam śmiechem, na co ta spojrzała na mnie mrocznie.
- Nie zmieszczę pewnie twojego obiadu, który też będzie pycha i no nie... Rozepchasz mnie tak, że nie przejdę przez swoje drzwi. - westchnęła i w tym samym czasie do pokoju weszła Chloe i skrzywiła się na widok ciasta i zgasłam ponownie.
- No dzięki. - prychnęłam, gdy ta z wielkim zrezygnowaniem usiadła obok miedzy Sashą, a mną.
- No bo moja sytuacja jest skomplikowana. - wzruszyła ramionami.
- Nie bardziej, niż moja. - odparłyśmy z blondynka równocześnie i ja jęknęłam głośno za nas wszystkie.
- Naprawdę? - Ruda spojrzała na nas jakoś tak przychylniej, a ja wymruczałam coś nieskładnego, co nawet sama nie mogłam rozszyfrować. Ja nawet nie chciałam o tym mówić, więc co ja robiłam? W sensie... Po co to wszystko?
- Na pewno. - Sasha poklepała Chloe, a ta z westchnięciem upiła łyk smoothie i oparła się o moje ramię.
- Zdaje mi się, że naprawdę bardzo spodobał mi się Gustav... - wymruczała, przygryzając wargę. Czerwień pokryła jej policzki i chyba tylko ostatkiem sił powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
No dobra. To nie było śmieszne, bo przysięgam, że nie chciałabym być na jej miejscu. Znaczy... zwołałam to spotkanie, ale nic nie powiem. I tyle. Jak zawsze. Zdecydowałam.
- O matko, to super! - Sasha klasnęła zadowolona, a mi przyszło do głowy, że jakby się nad tym zastanowić, to to nie miało kompletnie ani krzty sensu.
A nie, chwila! Przecież ona chciała swatać Gu z Chloe!
No to ma sens.
Boże, to jest takie żałosne, że aż dupę ściska! Dlaczego, ja do kurwy nędzy ciągle myślę o tym debilu?! Przecież moje życie nie kręci się tylko wokół niego!
Zmrużyłam oczy i upiłam łyk smoothie. To nie było zabawne. To głupie uczucie zabierało całą moją wolność.
Mam to gdzieś. Może nawet do mnie przyjść i prosić, byśmy się zaprzyjaźnili, a ja i tak odejdę tak daleko, jak tylko się da.
Pieprzyć go. Pff.
No oczywiście nie powiedziałam im, że popadłam w dzikie zauroczenie. Kręciłam ile się dało, choć w sumie to nie było w ogóle logiczne. No bo wiecie. Zwołałam spotkanie, by to powiedzieć, a nie powiedziałam.
Ale czy ja kiedykolwiek uważałam, że byłam normalna?
Tak więc... taaaa... Chloe podoba się Gustav. Z wzajemnością.
Sasha kocha Toma. Z wzajemnością.
Mi podoba się Bill. Który jest gejem.
Woohoo! Happy me!
Niech to...
Emmm... Więc tak. W poniedziałek zakończyłam blacharkę w BMW Gustava, więc auto zostało wysłane do malarni, by znowu wyglądało, jakby było wyjęte prosto z salonu, a niepełna załoga Tokio Hotel gratulowała mi umiejętności w posługiwaniu się młotkiem.
Zabawne.
I wiecie ile tam mają wolnej przestrzeni? Przebiegłam dla przypomnienia moim nogom, co znaczy kondycja tylko i wyłącznie trzy okrążenia wokół posesji i myślałam, że się załamię. A poważnie, byłam w stanie naprawdę długo biegać. I nawet psy odpadły wcześniej. Sternchen już przed pierwszym okrążeniem, Mephisto łącznie z nią (bo pewnie nie widział powodu, by za mną biegać, jeśli jego luba była bezpieczna), Scotty nie dobiegł do drugiego, a reszta odparła dokładnie na początku drugiego okrążenia.
- Aha! Pewnie ci się okres zbliża! - zawyrokowała Chloe, gdy pojawiła się dziwnym trafem na dworze, gdy ja, cała zapocona jak nie powiem co, miałam właśnie iść do domu na odświeżający prysznic.
- Nic nie mów. - prychnęłam ze zgonem w głosie. - Nadchodzą straszne czasy...
- Dla nas. - wyszczerzyła zęby, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie. - Dobra, dobra, zostaw sobie takie urocze oczy na pierwszy dzień. - poklepała mnie po ramieniu i zachichotała, gdy ja westchnęłam żałośnie.
- Chyba powinnam ich ostrzec, że na początku będę...
- Suką?
No nie.
- Jesteś doprawdy słodka...
- Idź pod prysznic, bo śmierdzisz.
Ehh...
Wiecie. Bo ten okres, to wcale nie jest zabawna sprawa. I w ogóle od tego trzeba zacząć, że mi się ze stresu spowodowanym przyjazdem okres opóźnił. Bo powinnam dostać go w niedzielę. A jest poniedziałek i znając moje dziwne wyskoki na tle okresowym, patrz 'bieganie', to powinnam go dostać za jakieś dwa dni, czy coś. No ale zbaczam z głównego tematu. Mam na myśli, że przez pierwsze dwie doby umieram bez tabletek. I przez całe cztery dni jestem świnią dla ludzkości. To wcale nie jest cool. Na przykład Sashę w ogóle nie rusza fakt okresu. A Chloe tylko faszeruje się tabletkami i wszystko jest okej. Ale oczywiście ja musiałam dostać najgorszy zestaw, nie? Oczywiiiście...
Więc najlepiej wtedy zostawić mnie w spokoju. Tylko z drugiej strony muszę gotować, więc... em... może być kłopot. Może być duży kłopot. Bardzo duży.
- GEORG, KURWA, ODPIERDOL SIĘ!
Tak, kurwa. Idealnie dwa dni później.
- Natasza, uspokój się, on nie miał tego na myśli. - Sasha wyprowadziła Georga o parę sekund za wcześnie. Miałam tak kurewską chęć rzucić w niego nożem, że aż mi się łapy trzęsły.
- Nie miałem! - potwierdził z holu, a ja prychnęłam głośno i koniec końców rzuciłam w niego przejrzałą brzoskwinią.
- Chuj ci w dupę, ty kretynie! - odkrzyknęłam, a gdy tylko skojarzyłam to sobie z głupim Billem-gejem, który kurwa jakimś pieprzonym cudem ciągle mnie unikał, zawrzało we mnie jeszcze bardziej i wydałam z siebie sfrustrowany warkot. - No kurwa, kurwa, kurwaaa! - wbiłam nóż w deskę i ból w podbrzuszu przeszył mnie tak mocno, że tak gwałtownie się pochyliłam, że niemal uderzyłam głową w blat.
- Tabletkę? - usłyszałam nad sobą Sashę, a ja ledwo wydusiłam krótkie 'tak'. O matko, ja umrę...
Usiadłam na podłodze, mając gdzieś fakt, że gdzieś kilometry stąd było krzesło i spróbowałam unormować oddech, choć i tak wiedziałam, że to nic nie da.
- Może my z Chloe zrobimy obiad, co? A ty się położysz? - przed moją twarzą zawisła szklanka i druga dłoń z tabletką, a ja natychmiast i jedno i drugie przechwyciłam.
- Poradzę sobie. - burknęłam, gdy szczęśliwie lekarstwo wylądowało w moim żołądku.
- Daj spokój, w końcu to nie jest taka filozofia. Pora...
- Sugerujesz mi, że w ogóle tu nie jestem potrzebna i że jedzenie wcale nie jest dobre, tak?! No kurwa jesteś doprawdy zajebista! Kiedy ja tu próbuję się jakoś przystosować i wmówić sobie, że coś, co robię, sprawia, że jestem tu w jakiś sposób szanowana, ty mi mówisz, że to nie jest taka filozofia i sobie poradzicie?! - zerwałam się z podłogi i jęknęłam głośno, gdy mój brzuch przeszyła kolejna, wyjątkowo wielka szpila. - No kurwa dzięki. - sapnęłam i odwróciłam się z zamiarem efektownego wyjścia.
- Natasza... dobrze wiesz, że to nie jest tak...
No kurwa.
- Przepraszam. - burknęłam, trzymając się za brzuch. - Znowu pierdolę od rzeczy. Jednak się zamknę w pokoju i zdechnę.
Sasha zachichotała, a ja posłałam jej naprawdę mordercze spojrzenie. Moje pieprzone mordercze spojrzenia były naprawdę mordercze podczas okresu.
Kurwa, umieram...
- Sorry, już idź. - podniosła ręce, by prawdopodobnie na mnie machnąć, ale urwała, gdy mój wzrok stał się jeszcze bardziej przenikliwy.
- Czy ty miałaś na myśli to amerykańskie machnięcie ręką 'fuck off'? - wycedziłam, a ta natychmiast potrząsnęła głową.
- No co ty, przecież się nauczyłam, że u was to znaczy zupełnie co innego. - odparła, a ja zgrzytnęłam zębami.
- Nienawidzę cię.
- Ej, Hagen przyszedł mi się poskarżyć, o co kaman? - w holu pojawił się Tom, a ja przewróciłam oczami.
- Mam okres. - prychnęłam, a on automatycznie pokiwał głową, jakby rozumiał o czym mówię. Jaaaasne, kurwa. Na pewno.
O matko, jak mi niedobrzee...
- To ty może idź się połóż i emmm...
- Dobra, daruj sobie. - znów chwyciłam się za brzuch i powoli powędrowałam na górę.
Umrę, umrę, umrę, umręęęęęę...
Dowlokłam się do łóżka i pewnie bym na nie padła, gdyby nie to, że ból uniemożliwiał mi swobodne poruszanie się.
Przytuliłam się do poduszki, starając się myśleć o czymkolwiek, byle nie o bólu, który chyba trawił wszystkie moje wnętrzności. Mdliło mnie i z tego wszystkiego czułam, jak zaczynam się pocić. Nienawidzę tych dwóch dni. Nienawidzę.
Zakwiliłam głośno, gdy znowu mnie przebiło na wylot. Powinnam zakrwawić się na śmierć i to wcale nie z powodu okresu, tylko tego pieprzonego maltretowania wewnętrznego!
Uuuuuuhhhhh, kurwaaaa... Działaj, ty pojebana tabletko!...
Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę...
Nagłe pukanie do drzwi chyba jeszcze bardziej rozwścieczyło moje skurczone mięśnie i zagryzłam poduszkę, aż mnie szczęka zabolała. Wolałam ból szczęki, do kurwy nędzy!...
Jęknęłam przeciągle zamiast głupiego 'otwarte' i przed oczami pojawiły mi się mroczki. O matko, umieram! Umieram! Umieraaaam!
- Słyszałem, że znowu terroryzujesz moich domowników. - o ja pierdolę. Osz, ja pierdolę!
- Co ty tu kurwa robisz? - wydusiłam, po uprzednim puszczeniu zębami poduszki. - Błagam, zostaw mnie w spokoju choć na te dwa pieprzone dni i daj mi umrzeć w spokoju. Niepotrzebne mi do tego twoje pojebane gierki i gadki, że mnie tak strasznie nienawidzisz i chuj wie co jeszcze... - urwałam tyradę na ponowne zaciśnięcie szczęki. - Osz kurwaaaaaa... - wysapałam, przyciskając do siebie pierdoloną poduszkę, która wcale nie chciała przynieść ulgi. Co za jebany kawałek szmaty i kurwa nie wiadomo czego jeszcze! - Bo chyba nie przyszedłeś mi tutaj współczuć, że umieram, nie? No właśnie. Więc z łaski swojej sprawdź, czy drzwi tak samo się zamykają i z drugiej strony. Dziękuję bardzooooo... - zakryłam swoją twarz poduszką, nie chcąc, by ten pojeb, który mi się tak tragicznie podoba widział, jak paskudnie muszę wyglądać, jak cierpię.
Zapadła cisza, która chyba pulsowała mi bardziej, niż krew w uszach. Było mi niedobrze, a on najwyraźniej nie miał zamiaru sobie pójść. Czego on kurwa jeszcze chciał?!
- Przyniosłem ci herbatę rumiankową i termofor, jeśli jeszcze nie zauważyłaś. Właśnie to tu robię. - usłyszałam zgrzyt krzesła i miałam dziwaczne wrażenie, że usiadł przy łóżku.
Powoli podniosłam poduszkę i to, co zobaczyłam sprawiło, że niemal się zapowietrzyłam.
- What the fuck, człowieku? - rzuciłam, gapiąc się na ewidentnie siedzącego na krześle Billa, który patrzył się na mnie z czymś, co wyglądało prawie jak troska. I rzeczywiście miał ze sobą herbatę i termofor. No nie. Tego już za wiele. - Czy ty przypadkiem się w głowę nie uderzyłeś? Przez tyle dni mnie unikasz, uprzednio dając mi dobitnie znać, że mnie nie znosisz, a teraz tak po prostu przychodzisz... - urwałam, gdy nowa fala bólu mnie zaatakowała kompletnie bezlitośnie. Z powrotem zakryłam się poduszką, mając nadzieję, że za chwilę niepożądany osobnik zmyje się w pizdu. Marzyłam o tym, szczerze powiedziawszy.
- Mam ze sobą silniejsze tabletki. - powiedział sugestywnym tonem.
- Ale kurwa jesteś dowcipny w chuj. - wyjęczałam, żałując, że nie mogę wydać z siebie więcej jadu.
Usłyszałam głębokie westchnięcie i chyba herbata wylądowała na szafce nocnej.
- Natasza, przepraszam, okej? Zbyt pochopnie cię osądziłem i chciałbym to naprawić. Więc nie chciałbym, żebyś dzisiaj umarła. Więc chcę ci pomóc. W porządku?
Przez dłuższy czas trawiłam to, co powiedział. Z jednej strony powinnam trzymać się od niego z daleka. Ale z drugiej strony... Nie chciałam umrzeć.
- Skąd wiesz, że są silniejsze? - spytałam nieufnie, uchylając znowu poduszkę. Bill uśmiechnął się szeroko i chyba przez chwilę dostałam zaćmy mózgu.
On uśmiechnął się DO MNIE.
Teraz to już jednak mogę umrzeć.
- Miałem dużo różnych znajomych, od których nauczyłem się dużo różnych rzeczy. - odparł, wzruszając ramionami. - Więc jeśli dla tabletek jesteś w stanie mi wybaczyć, to musisz się poprawić, żeby wypić herbatkę i łyknąć to coś. - wskazał na leżącą pigułkę obok kubka.
- Czy to u ciebie normalne, że się tak ciągle szczerzysz? - zmarszczyłam czoło, a on roześmiał się głośno, kiwając głową.
- Bardzo normalne. Będziesz musiała się przyzwyczaić. - przysunął się z krzesłem bliżej, a ja ze zdziwieniem zauważyłam, że nie miałam nic przeciw. - No to dawaj, spróbuj się podnieść. - odłożył na łóżko termofor i wstał, by drugą poduszkę ułożyć przy wezgłowiu. - Daj tą obślinioną też. Jak będziesz chciała się do czegoś przytulić, to dam ci swoją. - wyszczerzył do mnie zęby, a ja prychnęłam głośno.
- Pieprz się. - burknęłam, a ten roześmiał się energicznie. Dosłownie tak. Z jego śmiechu wydobywała się jakaś dziwna moc. To było... no dziwne.
Zabrał mi poduchę, a ja po wielu trudach w końcu się o te obie oparłam i dostałam do rąk kubek z tabletką, a na brzuchu wylądował termofor.
- Mogę wejść do łazienki? - spytał, gdy połknęłam lek, zupełnie zapomniawszy o tym, że to może kolidować z tym, co już wcześniej zażyłam. Ale z drugiej strony jeśli on wie, że to co brałam było słabsze, to chyba wiedział, co to było i czy można to łączyć, nie?
- No przecież to nie mój dom, duuh.
- Mam nadzieję, że po okresie nie będziesz taka... wiedźmowata. - wymruczał, kierując się do łazienki.
- Nie wkurwiaj mnie. Jakbyś ty przeżywał takie katusze, to na pewno byś się tak nie szczerzył i nie zabijałbyś blaskiem szkliwa. - potrząsnęłam głową, zastanawiając się, jakim cudem on mnie mógł doprowadzać do takiego szału. - Poza tym, do kurwy nędzy, wybacz, że jestem dla ciebie niemiła, jaśnie panie gwiazdo rocku. Wybacz, że nie jestem twoją fanką, wybacz, że nie padam ci do stóp i tak dalej i wybacz, że mam okres, przez który ciągle jestem wkurwiona!
I on znowu się szczerzył. I zniknął w łazience.
O matko. Co ja wyprawiam? Przecież to TEN Bill! Ten, który... osz kurwa.
- Przepraszam. - wyrzuciłam, gdy tylko pojawił się z powrotem.
- W porządku. Poczekam te dwa dni. - i na moim czole pacnęła mokra ściereczka. - A teraz jeszcze trochę cię powkurwiam.
No masz ci kurwa los.
><><><><><><><><><
Łyhyhyhy XD Lubię ten rozdział XD I kolejny z resztą też xD
Pierwsza! wiem, że jest boski! ;d musi być ;d
OdpowiedzUsuńTo jest zajebiste !!!!! Cieszę się, ze sie pogodzili! tekst o szkliwie jest świetny. Fajny moement wybrałaś na pogodzenie ich. Czekam na nexta i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBill!Bill!Bill! :D
OdpowiedzUsuńpowiem Ci, że też lubię ten rozdział, ale kolejny też chcę JUŻ LUBIEĆ! :( i narobiłam sobie ochoty na ciasto. ech. pozdrawiam i czekam na kolejny! :*
o jaaaaacieeeeeeeeeeeeeeee kiedy będzie seks? XDDDD
OdpowiedzUsuńTe, te, te, te, te... Alee, że w sobotę nie będzie to możesz dodać dzisiaj :D W końcu jest piątek, nie? xD
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą, to odcinek świetny xD A szczególnie moment w kuchni kiedy to Natasza darła się na Georga. W ogóle lubię jak ona się na niego wścieka xD
Chociaż to dziwne, że tak się nagle pogodziła z Billem. Niee, ja mu nie wierzę. On coś na pewno knuje! Może wysmarował jej czymś deskę klozetową, żeby się poślizgnęła jak usiądzie? Bo nie uwierzę, że poszedł tam tylko dla tej szmatki!
Albo ja taki niedowiarek xD
LiaXD
buhahaha normalnie jak bym siebie widziała :d też potrafię umierać i zabijać jednocześnie :D kocham kocham :D
OdpowiedzUsuńNo matko, czemu ja tego wcześniej nie przeczytałam, od razu bym miała lepszy humor, a tak to przymulam jak nie wiadomo co. Pewnie mi też się okres zbliża xD ale ja w przeciwieństwie do Nataszki nie jestem aż taką suką dla wszystkich. Znaczy jestem wredna niż kiedykolwiek i walę jakimś chamskim tekstem, ale nie przeklinam aż tak na wszystkich :D Ale bardzo dobrze! ma prawo do tego, żeby się w końcu wyżyć na Georgu! W sumie to by mogła się tylko na nim wyżywać, a resztę zostawić w spokoju. co ja miałam mówić.. Jakież to urocze ze strony bebuszczaka, że przyszedł z herbatką, termoforkiem i tabletką. A może to tak naprawdę dragi i będzie chciał ją zgwałcić? Niee, odpada :D Chociaż Nataszka by się upewniła, że nie jest gejem tak do końca o_O xD Ale ja i tak najbardziej wyczekuję czasów, kiedy on będzie się tak szczerzył, bo będzie widział ją :d I proszę tam jeść krupnik i pisać dalej ;D Ewentualnie w przerwie możesz nagrywać jakieś catchy rockowe songi, nie mam nic przeciwko :D A Tom to może wie, jak to jest, kiedy laska ma okres, bo Sasha tak naprawdę wcześniej taka spokojna nie była i go terroryzowała, albo ma ciche napady agresji? Nie wiem, za dużo owoców, cukier mi skacze, zmyślam. xd A i Chloe bieeeeeeeeeeeeeeednaaaaa * bardzo ironiczne pseudo użalanie się nad osobą, która narzeka na to, że kocha chłopaka, który kocha ją z wzajemnością* xD Bardzo dobrze, że się pogodzili, chociaż jak ona teraz bedzie z nim dużo czasu spędzzać, to przecież z początku to będzie dla niej katorga nieco, bo on jest według niej gejem, a ona się w nim zakochała. Tak? I no jak dobrze w końcu przeczytać coś sensownego bez blędów ortograficzznych. "weś mnie", "w chotelu" no kurwa xd
OdpowiedzUsuńPisz tam dalej, jak mi się cos przypomni, to dopiszę ;D
BUAHAHAHAHHAAAHA! Best ever bejbi! A to:
OdpowiedzUsuńChloe podoba się Gustav. Z wzajemnością.
Sasha kocha Toma. Z wzajemnością.
Mi podoba się Bill. Który jest gejem.
To mnie zabiło! XDDD No i jeszcze końcówka... i parę innych momentów w środku... Albo parenaście xD Ale czy to ważneeee. Bebuch poczeka dwa dni a potem?! Co będzie potem?! Czy będzie do niej zarywał?! OMG! Nienawidze takich niedopowiedzeń! xD
Poczekam. Ale liczę na chrupiące kąski (kurczaki xD) w postaci cytatów na gg xD HOHOHH!
Widzę, że Hani się rozpisała... Aż se poczytam xD Jej komenty są fajne. Nie to co moje xD
Ariwederczi bejbi!
More!
Nataszka mogłaby zrobić pierogi z serem... Nie pytaj. Jadłam wczoraj i tak mnie napadło... może kwestia okresu... XD Zjadłabymmmmmmmmm... Kerfurze, czemuś tak far away...
XD
pozdro!
LiloShouta
eheheh... kocham każde twoje "kurwa" ;D
OdpowiedzUsuńi zaczęłam normalnie używać niektórych wyrażeń nataszy ;P
czekam na new ^^
ahahaha, rozkminy w tym odcinku,. albo ogólnie w całym opowiadaniu mnie rozwalają, ja ci powiem, no naprawdę! wszyscy się kochają, są szczęśliwio, a jedna taka zakovhała się w geju, o matko, jakie to piękne, ale świat jest niesprawiedliwy, co ? nie, to autorka jest niesprawiedliwa! xd taa, mój komentarz pozbawiony jakiegokolwiek sesu, ale świeci słońce,w ięc trochę słabo się czuję :D czekam na enxta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next:)
OdpowiedzUsuń