Uwaga - KRÓTKIE o_O Aż sama się zdziwiłam o_O
><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Czy to możliwe, żeby od bólu mieć majaki? Bo im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi się wydaje, że to może mieć sens. No bo serio. Co Kaulitz robi w moim pokoju? I to nie ten starszy, tylko ten młodszy?! I wiecie co jeszcze? On siedzi na tym krześle i se te swoje długie szkitki oparł o moje-jego łóżko i zachowuje się tak, jakby rozmawiał z Sashą, a nie mną! W sensie, on się śmieje. I uśmiecha. I żartuje.
I brzuch mnie nie boli.
Myślę, że to raczej sprawka tego, że jestem tak zaabsorbowana moimi majakami, że o tym zapomniałam, choć jak teraz dokładnie o tym myślę, znaczy się o tym bólu, to mnie jednak nie boli, więc może herbaciano-tabletkowo-termoforowy patent działa.
Czuję się miło. Poważnie. Jest mi miło. I już nie mówię nawet o tym, że pewnie jak wyjdzie z tego pokoju, to zdam sobie sprawę, że wpadłam jeszcze bardziej, niż zanim tu wszedł. Ale chyba nic na to nie poradzę i będę się borykać z faktem, że niedługo się zakocham w geju. Juhu! Hura! Ale czad!
Eh.
Z drugiej strony, jak go tak nie będę widziała przez cały rok... To może zdąży mi przejść? Kto to w sumie wie?
Choć Sashy to jakoś nie przeszło. Ah kurde. Co za niefart. Dobrze, że przynajmniej mam okres i zachowuję się jak suka, to przynajmniej się nie ślinię na jego widok.
Brrr.
- Idziesz na obiad? - głos Billa wyrwał mnie z zamętu myśli i niemal wylałam na siebie paskudną rumiankową herbatę. A raczej jej resztki.
Najwyraźniej dostał smsa, że żarło zostało podane. A ja nie dostałam. Pf.
- Wolę nie ryzykować, więc zostanę tutaj. - wzruszyłam ramionami. Jak nie dostałam SMS-a, to nie pójdę.
Zabrał mi okład z głowy i na chwilę znowu zniknął w łazience, by kompletnie mokra i zimna ściereczka ponownie zaległa na moim czole.
- W takim razie ja idę, bo burczy mi w brzuchu, a jak ty znowu będziesz umierać, to krzycz. Masz wystarczająco dobrze rozwiniętą przeponę, by ktoś cię usłyszał. - ZNOWU się do mnie wyszczerzył i zanim zdążyłam mu odpyskować, jego już nie było w pokoju.
Kurde. Co tu się dzieje?...
- Pewnie się na nas wścieknie, że jej nie zawołałyśmy. - stwierdziła blondynka, a rudowłosa tylko przewróciła oczami.
- Albo się wścieknie, że zrobiłyśmy takie niedobre jedzenie. Lub wścieknie się o to, że nie przyszłyśmy po pomoc. Albo by się wściekła bez powodu. - usiadła przy stole przed miską z parującą zupą gulaszową. - Jesteś pewna, że czujesz się źle z tym, że akurat jej tu nie ma?
- Ej, a może ona tam umarła, czy coś... Dlaczego żadna z nas nie poszła sprawdzić, czy żyje?
- Kto żyje, a kto nie?
- Gustav, ty jak zwykle w tyle. - Sasha opadła na krzesło i westchnęła głęboko, gdy jej przyjaciel zjawił się w jadalni. - Brak nam kucharki na dzisiaj i jutro, bo umiera przez okres.
Ruda poczuła się nieswojo, gdy wzrok perkusisty zatrzymał się na jej twarzy. Wymusiła delikatny uśmiech, by nie zaczął jej podejrzewać o jakiekolwiek... o cokolwiek. To było takie krępujące...
- Żyje, jakby co. - młodszy bliźniak wszedł do pomieszczenia, a zaraz za nim jego brat. - Ale nie przyjdzie na obiad, bo chce przeżyć. - padł na swoje miejsce i westchnął radośnie. - Jestem głodny, jak cholera. Smacznego, ludzie, smacznego!
- Ej zaraz. - Tom zmierzył swojego brata podejrzliwym spojrzeniem, którym de facto zmierzyli go wszyscy, prócz wchodzącego do jadalni Georga. - A skąd ty to wiesz?
- Duuh, bo mi to powiedziała?
- Jeśli myślisz, że to jest takie logiczne, to się mylisz. - oznajmiła Sasha, a reszta pokiwała głowami. Prócz Georga.
- A o co chodzi? - odważył się zapytać, a Gustav poklepał go po plecach.
- Bardzo dobre pytanie, Hagen. - spojrzał znacząco na Billa. - Chcemy wiedzieć, co ty takiego tu wyprawiasz, że nie wiemy, co się dzieje. Czy ty pogodziłeś się z Nataszą?
Wokalista przewrócił oczami, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. I starał się zdusić to szalejące dziwne coś, co biegało po jego wnętrznościach jak pies spuszczony ze smyczy. I miał nadzieję, że nikt tego nie widział.
- A myślisz, że jak inaczej bym wiedział, co się z nią dzieje? - chwycił łyżkę i uśmiechnął się triumfalnie, gdy większość zaczęła coś burczeć pod nosem, jakby zdecydowanie nie odpowiadały im takie zdawkowe wypowiedzi. Ależ miał ubaw!
- Ale jak to się stało, do cholery?! - zapowietrzył się, gdy Sasha rzuciła kawałkiem chleba w jego głowę. - Wiem, że cię to kurewsko bawi, ale jeśli zaraz nie opowiesz tego ze szczegółami i jeszcze bardziej, to cię łyżką zachlastam!
- Spokoooojnie. Złość ponoć piękności szkodzi. - wyszczerzył zęby i znowu dostał chlebem. - Ej. Nie marnuj jedzenia. To grzech ponoć.
- Jesteś głupi.
- Jasne.
- Jesteś.
- Sasha, ogarnij się.
- Głupek.
- Wszystko z tobą w porządku?
- A jak myślisz?!
- Pogadamy po obiedzie, a teraz SMACZNEGO, BO JESTEM ZAJEBIŚCIE GŁODNY!
No kurwa ale czad. Ja tu umieram, a oni se pewnie chichoczą podczas jedzenia tak, że plują na siebie resztkami... czegoś tam. To się nazywa wsparcie. To się nazywa jedność. To się nazywa...
To jest chujowe. I mam gdzieś, że we własnej głowie przeklinam więcej, niż to mi się na co dzień zdarza. Ja po prostu znowu zaczynam umierać i niech mnie piekło pochłonie, jeśli zacznę krzyczeć, by ktoś mi pomógł. Zginę w męczarniach i nikt mi nie da odpuszczenia grzechów, za które koniec końców mnie piekło i tak pochłonie. Niech to szlag. Ale kurewsko wesoło.
Bo ja tylko poszłam do łazienki, nie? Żeby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne przez ten cholerny rumianek, nie? I tylko co zdążyłam nacisnąć spłuczkę i brzuch mnie znowu rozbolał. Co jest z deczka niedopowiedzeniem, bo ledwo dowlokłam się z powrotem do łóżka.
No i teraz umieram, nie? A oni pewnie się uroczo zachwycają nad faktem, że mają mnie i mój suczy humorek z głowy.
Kij wam w patrzałki, debile. Jeszcze będę was nawiedzać jako duch, kurwa mać. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, czy jak to tam se szło!
Zaczęłam walić głową w poduszkę, mając nadzieję, że to przyniesie ulgę, ale zgadnijcie co! NIE POMOGŁO!
I już miałam zacząć histeryzować, kiedy drzwi się otworzyły nawet bez pukania.
- Patrz no. Nie znam człowieka, a i tak wiem, jak się będzie zachowywał. - genialny pan 'I-fucking-rock' Bill Kaulitz we własnej osobie powrócił! Hura! Pfff. - Czy ja ci nie mówiłem, że masz krzyczeć?
- A czy ja ci nie mówiłam, że jak powrócę do żywych to ty już taki żywy nie będziesz?
- Toć to bardzo miłe z twojej strony, że chcesz mi oszczędzić trudów życia, ale ja grzecznie podziękuję i dodam jakieś 'fuck you'. Co ty na to? - glebnął na krzesło i wystawił mi rękę z kubkiem. - Dostawa rumianku. Tabletkę możesz wziąć dopiero za niecałe pół godziny.
Wiecie. Ogólnie to ja... zgłupiałam. Zdawało mi się, że nic (prócz Georga) nie jest mnie AŻ TAK w stanie wyprowadzić z równowagi, ale kurde jajko niespodzianka! Woohoo!
- Ja nic nie rozumiem. - przyznałam, omal nie wypluwając gorącego napoju. Blee, jakież to kurwa niedobre!
Bill znowu wyłożył swoje nogi na moim-jego łóżku i założył ręce na karku.
- Tu nie ma nic do nie zrozumienia. - wzruszył ramionami. - Ty umierasz, ja ci pomagam, chcąc naprawić swoje błędy. Wykorzystuję twój zgon na moją korzyść.
Uniosłam wysoko brwi, gapiąc się na niego z takim zaniemówieniem i szokiem jednocześnie, że aż mnie chwilowo brzuch przestał boleć.
- Aleś ty kurwa uroczy. - zauważyłam kąśliwie, gdy w końcu udało mi się odnaleźć język. - To się nazywa...
- Dwie pieczenie na jednym ogniu? - podrzucił, a ja skasowałam go wzrokiem.
- 'Wyrozumiałość dla cierpiącej kobiety' chciałam powiedzieć... - westchnęłam, zatapiając usta w rumianku, który powtarzam, był zajebiście okrutny w smaku. - Co nie zmienia faktu, że i tak cię nie rozumiem. - spoważniałam. Właściwie nie chciałam o tym rozmawiać, bo w sumie wolałam obecny stan rzeczy. Wolałam, gdy gadał do mnie w taki sposób, bo wcale a wcale nie chciałam już z nim walczyć. To zaczynało się robić wyjątkowo niewygodne.
Kaulitz przeczesał włosy rękoma i moje serce jakoś podejrzanie mocniej zabiło.
- Nie jestem dobry w przepraszaniu, więc czekałem na dobrą sytuację, by wynagrodzić ci mój... moje zachowanie. - zagryzł wargę i przez chwilę patrzył na mnie w zamyśleniu, a ja kolejny raz przywaliłam sobie mentalnie za to, że podoba mi się gej. Szlag. - Dość często to robię. Mam na myśli to pochopne ocenianie. - poprawił się. - Chodziłaś tak ciągle niezadowolona i ciągle naburmuszona i stroniłaś od nas wszystkich, że doszedłem do wniosku, że zwyczajnie chcesz wyjść na lepszą od przeciętnego śmiertelnika. - odchrząknął, przyglądając się swoim palcom. - Spotykam takich ludzi non stop. Te wszystkie gwiazdy muzyki, czy inni sławni ludzie... oni myślą, że przez to, że są znani, są lepsi, a przy bliższej okazji okazuje się, że wcale nie błyszczą inteligencją. Błyszczą tylko na zewnątrz. Wewnątrz wszystko jest zepsute.
- Wiesz, to miłe, że mi tak schlebiasz, ale znowu aż TAK to sławna nie jestem, nie?... - przewróciłam oczami, gdy parsknął śmiechem. - Mam tam... parę groszy na koncie i zajebisty wóz, ale wiesz...
I ryknął śmiechem.
Aaaaaa, nie ma za co.
I w taki o to sposób przetrwałam te dwa kurewsko zabójcze dni.
Powiem wam, że czuję się z tym odrobinę dziwnie, co już chyba mówiłam. A jeśli nie, to właśnie mówię. Czuję się z tym dziwnie, że on nie patrzy na mnie morderczym wzrokiem i tak dalej.
Choć pod koniec drugiego dnia, kiedy już brzuch przestawał mnie boleć, on mi dojebał bardziej, niż te dwie straszne doby.
- Dlaczego facet ma się spotykać tylko z kobietami? - odpowiedział, kiedy mu powiedziałam, że oplułam go dlatego, że się zdziwiłam, że miał faceta.
No i weźcie to obczajcie. Ja mu prawdę mówię i tak dalej, przyznaję się do błędu i takie tam, a on czym mi się rewanżuje? PRAWDĄ!
A ja nie chcę słyszeć z jego ust, że jest gejem.
No nie powiedział tego dosłownie, no ale co innego z tego może wyniknąć?
Mam dość. To mnie przerasta.
SUPER. Ja wam mówię. On mi dobitnie powiedział, że jest gejem, a ja muszę to strawić, bo do cholery mi się podoba! Co jest nielogiczne! Nie powinnam tego trawić i natychmiast powinno mi przejść to cholerne zauroczenie!
A NIE PRZECHODZI!!
Najwyraźniej jestem chora na umyśle. Nic nowego. Po prostu odkrywam kolejne szare komórki, które odpowiadają za moją szeroką jak obwód posesji głupotę.
Ale w porządku. Jak wrócimy do Sterling Heights to się wyleczę z tego... czegoś.
W międzyczasie przyszła Sasha i Chloe, by się dowiedzieć, co się właściwie stało. A gdy się dowiedziały, zaczęły się zacieszać jak głupie, że wreszcie wszystko jest tak, jak powinno być. Cokolwiek to znaczy.
Trzeciego dnia zlazłam na dół i wtedy już wszyscy zaczęli się cieszyć, bo stwierdzili, że uwielbiają moje obiady. No pff, raczej, że tak. Kto by nie lubił? I nie, nie jestem narcyzem, ja po prostu stwierdzam fakt, że jestem w stanie ugotować pewnie wszystko. Bo zostałam do tego zmuszona.
Oh, wow. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu o nim pomyślałam.
- Wszystko w porządku? - Gustav wyciągnął do mnie rękę, a ja automatycznie odskoczyłam na bok.
- Wszystko okej. - skinęłam głową, powracając do krojenia papryki. - Po prostu mi się coś przypomniało i się... emmm... zwiesiłam. - uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, choć miałam dziwne wrażenie, że mi wcale mi nie uwierzył, choć nie miał powodu. Dobra, to nie ma sensu.
- Czy dzisiaj nie będziesz krzyczeć? - nagłe wejście Georga, który najwyraźniej się w tym nagłym pojawianiu się lubował, sprawiło, że chwyciłam mocniej nóż.
- Tylko i wyłącznie, jeśli mnie nie sprowokujesz. - wyszczerzyłam się do niego, a on pokiwał szaleńczo głową.
- A jak się dogadujesz z Billem? - spytał, a ja omal nie przywaliłam z radości w stół. To jest jakieś... To jest... Ludzie, HILFE!
- Hagen, daj jej spokój. - Gustav chwycił za ramię basistę i na szczęście zabrał go z dala ode mnie.
- AHA! - ręka Toma wystrzeliła w powietrze tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam. - Czy ty wiesz, jaki mamy dzisiaj dzień?! - czy to naprawdę zdrowe, że oni się tak szczerzą, jakby się głupiego jasia nawąchali?
Siedzieliśmy właśnie wszyscy w salonie (co zdarzało się ostatnio coraz częściej), by spędzić wspólnie czas na pogaduszkach i mam takie jakieś dziwne wrażenie, że zaczęliśmy przebywać we wspólnym towarzystwie dlatego, że ja pogodziłam się z Kaulitzem. No wiecie. Teraz już nie ma spięć.
No oprócz tych między Sashą i Tomem, ale tak właściwie, to to chyba się nie liczy. Wysyłamy ich tak często z Gustavem w te same miejsca, że chyba już niedługo powinni się skumać, a nie. No ale ja nie wiem, nigdy nie bawiłam się w swatkę, a skoro Sasha nie narzeka, to znaczy, że jakiś plus z tych akcji jest.
- Dwudziesty siódmy lipca?
- Dokładnie tak! - i zaczął podejrzliwie się zacieszać.
Zmarszczyłam czoło, nie do końca, a właściwie wcale nie wiedząc, o co mu się rozchodzi.
- No i? - drążyłam, a ten tylko uśmiechnął się tym swoim chińskim uśmiechem (no bo mu się takie skośne oczy robią, no) i pstryknął mi palcami przed twarzą, aż nabrałam ochoty, by mu zdzielić w tą pustą czaszkę.
- Dzisiaj jest dzień rozwiązania zakładu, kobieto. - pochylił się nade mną. - I wiesz co jeszcze? Prze-gra-łaś. - przesylabizował, a ja przewróciłam oczami.
- No jasne. I stwierdzasz tak, bo?
- Jaki zakład? - zainteresował się młodszy bliźniak i następne parę minut minęło na tym, czy wygrana przechyla się na moją, czy Toma stronę.
- Zróbmy głosowanie! - zarządził Gustav, a reszta (prócz mnie) skwapliwie się zgodziła. - Dobra, więc kto uważa, że Natasza się nie zmieniła i dalej jest tym ponurakiem...
- Ej! - sprzeciwiłam się, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
-... co na samym początku?
Podniosłam rękę, a za mną Georg.
- Ej no! - oburzyłam się, patrząc na Chloe i Sashę. - Gdzie jest wsparcie?!
Ruda wzruszyła ramionami, a za nią blondyna.
- Musimy być... - zaczęła Chloe.
- Obiektywne. - dokończyła Sash, a ja prychnęłam i skrzyżowałam ramiona, mrucząc pod nosem polskie przekleństwa.
- Następnym razem też was będę tak wspierać, pfff. - burknęłam, na co Tom mi niemal wydłubał oko, celując we mnie paluchem. Co za brak wychowania.
- Tak więc wygrałem i to JA daję ci zadanie!
I zapadła cisza, podczas której starszy Kaulitz zaczął myśleć. To chyba będzie pierwszy raz przy mnie. W sensie, on wcześniej nie myślał tak poważnie i szczerze powiedziawszy to się trochę boję, co pod jego kopułą się dzieje. Może wymyślić mi coś naprawdę głupiego i na dodatek...
O BOŻE!
A jeśli on coś wymyśli związanego z jego bratem?!
Zaraz, ale co on mógłby znowu takiego wymyślić?
Cisza...
Cisza...
Cisza...
- A przytul Billa.
I zadławiłam się śliną.
I brzuch mnie nie boli.
Myślę, że to raczej sprawka tego, że jestem tak zaabsorbowana moimi majakami, że o tym zapomniałam, choć jak teraz dokładnie o tym myślę, znaczy się o tym bólu, to mnie jednak nie boli, więc może herbaciano-tabletkowo-termoforowy patent działa.
Czuję się miło. Poważnie. Jest mi miło. I już nie mówię nawet o tym, że pewnie jak wyjdzie z tego pokoju, to zdam sobie sprawę, że wpadłam jeszcze bardziej, niż zanim tu wszedł. Ale chyba nic na to nie poradzę i będę się borykać z faktem, że niedługo się zakocham w geju. Juhu! Hura! Ale czad!
Eh.
Z drugiej strony, jak go tak nie będę widziała przez cały rok... To może zdąży mi przejść? Kto to w sumie wie?
Choć Sashy to jakoś nie przeszło. Ah kurde. Co za niefart. Dobrze, że przynajmniej mam okres i zachowuję się jak suka, to przynajmniej się nie ślinię na jego widok.
Brrr.
- Idziesz na obiad? - głos Billa wyrwał mnie z zamętu myśli i niemal wylałam na siebie paskudną rumiankową herbatę. A raczej jej resztki.
Najwyraźniej dostał smsa, że żarło zostało podane. A ja nie dostałam. Pf.
- Wolę nie ryzykować, więc zostanę tutaj. - wzruszyłam ramionami. Jak nie dostałam SMS-a, to nie pójdę.
Zabrał mi okład z głowy i na chwilę znowu zniknął w łazience, by kompletnie mokra i zimna ściereczka ponownie zaległa na moim czole.
- W takim razie ja idę, bo burczy mi w brzuchu, a jak ty znowu będziesz umierać, to krzycz. Masz wystarczająco dobrze rozwiniętą przeponę, by ktoś cię usłyszał. - ZNOWU się do mnie wyszczerzył i zanim zdążyłam mu odpyskować, jego już nie było w pokoju.
Kurde. Co tu się dzieje?...
- Pewnie się na nas wścieknie, że jej nie zawołałyśmy. - stwierdziła blondynka, a rudowłosa tylko przewróciła oczami.
- Albo się wścieknie, że zrobiłyśmy takie niedobre jedzenie. Lub wścieknie się o to, że nie przyszłyśmy po pomoc. Albo by się wściekła bez powodu. - usiadła przy stole przed miską z parującą zupą gulaszową. - Jesteś pewna, że czujesz się źle z tym, że akurat jej tu nie ma?
- Ej, a może ona tam umarła, czy coś... Dlaczego żadna z nas nie poszła sprawdzić, czy żyje?
- Kto żyje, a kto nie?
- Gustav, ty jak zwykle w tyle. - Sasha opadła na krzesło i westchnęła głęboko, gdy jej przyjaciel zjawił się w jadalni. - Brak nam kucharki na dzisiaj i jutro, bo umiera przez okres.
Ruda poczuła się nieswojo, gdy wzrok perkusisty zatrzymał się na jej twarzy. Wymusiła delikatny uśmiech, by nie zaczął jej podejrzewać o jakiekolwiek... o cokolwiek. To było takie krępujące...
- Żyje, jakby co. - młodszy bliźniak wszedł do pomieszczenia, a zaraz za nim jego brat. - Ale nie przyjdzie na obiad, bo chce przeżyć. - padł na swoje miejsce i westchnął radośnie. - Jestem głodny, jak cholera. Smacznego, ludzie, smacznego!
- Ej zaraz. - Tom zmierzył swojego brata podejrzliwym spojrzeniem, którym de facto zmierzyli go wszyscy, prócz wchodzącego do jadalni Georga. - A skąd ty to wiesz?
- Duuh, bo mi to powiedziała?
- Jeśli myślisz, że to jest takie logiczne, to się mylisz. - oznajmiła Sasha, a reszta pokiwała głowami. Prócz Georga.
- A o co chodzi? - odważył się zapytać, a Gustav poklepał go po plecach.
- Bardzo dobre pytanie, Hagen. - spojrzał znacząco na Billa. - Chcemy wiedzieć, co ty takiego tu wyprawiasz, że nie wiemy, co się dzieje. Czy ty pogodziłeś się z Nataszą?
Wokalista przewrócił oczami, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. I starał się zdusić to szalejące dziwne coś, co biegało po jego wnętrznościach jak pies spuszczony ze smyczy. I miał nadzieję, że nikt tego nie widział.
- A myślisz, że jak inaczej bym wiedział, co się z nią dzieje? - chwycił łyżkę i uśmiechnął się triumfalnie, gdy większość zaczęła coś burczeć pod nosem, jakby zdecydowanie nie odpowiadały im takie zdawkowe wypowiedzi. Ależ miał ubaw!
- Ale jak to się stało, do cholery?! - zapowietrzył się, gdy Sasha rzuciła kawałkiem chleba w jego głowę. - Wiem, że cię to kurewsko bawi, ale jeśli zaraz nie opowiesz tego ze szczegółami i jeszcze bardziej, to cię łyżką zachlastam!
- Spokoooojnie. Złość ponoć piękności szkodzi. - wyszczerzył zęby i znowu dostał chlebem. - Ej. Nie marnuj jedzenia. To grzech ponoć.
- Jesteś głupi.
- Jasne.
- Jesteś.
- Sasha, ogarnij się.
- Głupek.
- Wszystko z tobą w porządku?
- A jak myślisz?!
- Pogadamy po obiedzie, a teraz SMACZNEGO, BO JESTEM ZAJEBIŚCIE GŁODNY!
No kurwa ale czad. Ja tu umieram, a oni se pewnie chichoczą podczas jedzenia tak, że plują na siebie resztkami... czegoś tam. To się nazywa wsparcie. To się nazywa jedność. To się nazywa...
To jest chujowe. I mam gdzieś, że we własnej głowie przeklinam więcej, niż to mi się na co dzień zdarza. Ja po prostu znowu zaczynam umierać i niech mnie piekło pochłonie, jeśli zacznę krzyczeć, by ktoś mi pomógł. Zginę w męczarniach i nikt mi nie da odpuszczenia grzechów, za które koniec końców mnie piekło i tak pochłonie. Niech to szlag. Ale kurewsko wesoło.
Bo ja tylko poszłam do łazienki, nie? Żeby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne przez ten cholerny rumianek, nie? I tylko co zdążyłam nacisnąć spłuczkę i brzuch mnie znowu rozbolał. Co jest z deczka niedopowiedzeniem, bo ledwo dowlokłam się z powrotem do łóżka.
No i teraz umieram, nie? A oni pewnie się uroczo zachwycają nad faktem, że mają mnie i mój suczy humorek z głowy.
Kij wam w patrzałki, debile. Jeszcze będę was nawiedzać jako duch, kurwa mać. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, czy jak to tam se szło!
Zaczęłam walić głową w poduszkę, mając nadzieję, że to przyniesie ulgę, ale zgadnijcie co! NIE POMOGŁO!
I już miałam zacząć histeryzować, kiedy drzwi się otworzyły nawet bez pukania.
- Patrz no. Nie znam człowieka, a i tak wiem, jak się będzie zachowywał. - genialny pan 'I-fucking-rock' Bill Kaulitz we własnej osobie powrócił! Hura! Pfff. - Czy ja ci nie mówiłem, że masz krzyczeć?
- A czy ja ci nie mówiłam, że jak powrócę do żywych to ty już taki żywy nie będziesz?
- Toć to bardzo miłe z twojej strony, że chcesz mi oszczędzić trudów życia, ale ja grzecznie podziękuję i dodam jakieś 'fuck you'. Co ty na to? - glebnął na krzesło i wystawił mi rękę z kubkiem. - Dostawa rumianku. Tabletkę możesz wziąć dopiero za niecałe pół godziny.
Wiecie. Ogólnie to ja... zgłupiałam. Zdawało mi się, że nic (prócz Georga) nie jest mnie AŻ TAK w stanie wyprowadzić z równowagi, ale kurde jajko niespodzianka! Woohoo!
- Ja nic nie rozumiem. - przyznałam, omal nie wypluwając gorącego napoju. Blee, jakież to kurwa niedobre!
Bill znowu wyłożył swoje nogi na moim-jego łóżku i założył ręce na karku.
- Tu nie ma nic do nie zrozumienia. - wzruszył ramionami. - Ty umierasz, ja ci pomagam, chcąc naprawić swoje błędy. Wykorzystuję twój zgon na moją korzyść.
Uniosłam wysoko brwi, gapiąc się na niego z takim zaniemówieniem i szokiem jednocześnie, że aż mnie chwilowo brzuch przestał boleć.
- Aleś ty kurwa uroczy. - zauważyłam kąśliwie, gdy w końcu udało mi się odnaleźć język. - To się nazywa...
- Dwie pieczenie na jednym ogniu? - podrzucił, a ja skasowałam go wzrokiem.
- 'Wyrozumiałość dla cierpiącej kobiety' chciałam powiedzieć... - westchnęłam, zatapiając usta w rumianku, który powtarzam, był zajebiście okrutny w smaku. - Co nie zmienia faktu, że i tak cię nie rozumiem. - spoważniałam. Właściwie nie chciałam o tym rozmawiać, bo w sumie wolałam obecny stan rzeczy. Wolałam, gdy gadał do mnie w taki sposób, bo wcale a wcale nie chciałam już z nim walczyć. To zaczynało się robić wyjątkowo niewygodne.
Kaulitz przeczesał włosy rękoma i moje serce jakoś podejrzanie mocniej zabiło.
- Nie jestem dobry w przepraszaniu, więc czekałem na dobrą sytuację, by wynagrodzić ci mój... moje zachowanie. - zagryzł wargę i przez chwilę patrzył na mnie w zamyśleniu, a ja kolejny raz przywaliłam sobie mentalnie za to, że podoba mi się gej. Szlag. - Dość często to robię. Mam na myśli to pochopne ocenianie. - poprawił się. - Chodziłaś tak ciągle niezadowolona i ciągle naburmuszona i stroniłaś od nas wszystkich, że doszedłem do wniosku, że zwyczajnie chcesz wyjść na lepszą od przeciętnego śmiertelnika. - odchrząknął, przyglądając się swoim palcom. - Spotykam takich ludzi non stop. Te wszystkie gwiazdy muzyki, czy inni sławni ludzie... oni myślą, że przez to, że są znani, są lepsi, a przy bliższej okazji okazuje się, że wcale nie błyszczą inteligencją. Błyszczą tylko na zewnątrz. Wewnątrz wszystko jest zepsute.
- Wiesz, to miłe, że mi tak schlebiasz, ale znowu aż TAK to sławna nie jestem, nie?... - przewróciłam oczami, gdy parsknął śmiechem. - Mam tam... parę groszy na koncie i zajebisty wóz, ale wiesz...
I ryknął śmiechem.
Aaaaaa, nie ma za co.
I w taki o to sposób przetrwałam te dwa kurewsko zabójcze dni.
Powiem wam, że czuję się z tym odrobinę dziwnie, co już chyba mówiłam. A jeśli nie, to właśnie mówię. Czuję się z tym dziwnie, że on nie patrzy na mnie morderczym wzrokiem i tak dalej.
Choć pod koniec drugiego dnia, kiedy już brzuch przestawał mnie boleć, on mi dojebał bardziej, niż te dwie straszne doby.
- Dlaczego facet ma się spotykać tylko z kobietami? - odpowiedział, kiedy mu powiedziałam, że oplułam go dlatego, że się zdziwiłam, że miał faceta.
No i weźcie to obczajcie. Ja mu prawdę mówię i tak dalej, przyznaję się do błędu i takie tam, a on czym mi się rewanżuje? PRAWDĄ!
A ja nie chcę słyszeć z jego ust, że jest gejem.
No nie powiedział tego dosłownie, no ale co innego z tego może wyniknąć?
Mam dość. To mnie przerasta.
SUPER. Ja wam mówię. On mi dobitnie powiedział, że jest gejem, a ja muszę to strawić, bo do cholery mi się podoba! Co jest nielogiczne! Nie powinnam tego trawić i natychmiast powinno mi przejść to cholerne zauroczenie!
A NIE PRZECHODZI!!
Najwyraźniej jestem chora na umyśle. Nic nowego. Po prostu odkrywam kolejne szare komórki, które odpowiadają za moją szeroką jak obwód posesji głupotę.
Ale w porządku. Jak wrócimy do Sterling Heights to się wyleczę z tego... czegoś.
W międzyczasie przyszła Sasha i Chloe, by się dowiedzieć, co się właściwie stało. A gdy się dowiedziały, zaczęły się zacieszać jak głupie, że wreszcie wszystko jest tak, jak powinno być. Cokolwiek to znaczy.
Trzeciego dnia zlazłam na dół i wtedy już wszyscy zaczęli się cieszyć, bo stwierdzili, że uwielbiają moje obiady. No pff, raczej, że tak. Kto by nie lubił? I nie, nie jestem narcyzem, ja po prostu stwierdzam fakt, że jestem w stanie ugotować pewnie wszystko. Bo zostałam do tego zmuszona.
Oh, wow. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu o nim pomyślałam.
- Wszystko w porządku? - Gustav wyciągnął do mnie rękę, a ja automatycznie odskoczyłam na bok.
- Wszystko okej. - skinęłam głową, powracając do krojenia papryki. - Po prostu mi się coś przypomniało i się... emmm... zwiesiłam. - uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, choć miałam dziwne wrażenie, że mi wcale mi nie uwierzył, choć nie miał powodu. Dobra, to nie ma sensu.
- Czy dzisiaj nie będziesz krzyczeć? - nagłe wejście Georga, który najwyraźniej się w tym nagłym pojawianiu się lubował, sprawiło, że chwyciłam mocniej nóż.
- Tylko i wyłącznie, jeśli mnie nie sprowokujesz. - wyszczerzyłam się do niego, a on pokiwał szaleńczo głową.
- A jak się dogadujesz z Billem? - spytał, a ja omal nie przywaliłam z radości w stół. To jest jakieś... To jest... Ludzie, HILFE!
- Hagen, daj jej spokój. - Gustav chwycił za ramię basistę i na szczęście zabrał go z dala ode mnie.
- AHA! - ręka Toma wystrzeliła w powietrze tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam. - Czy ty wiesz, jaki mamy dzisiaj dzień?! - czy to naprawdę zdrowe, że oni się tak szczerzą, jakby się głupiego jasia nawąchali?
Siedzieliśmy właśnie wszyscy w salonie (co zdarzało się ostatnio coraz częściej), by spędzić wspólnie czas na pogaduszkach i mam takie jakieś dziwne wrażenie, że zaczęliśmy przebywać we wspólnym towarzystwie dlatego, że ja pogodziłam się z Kaulitzem. No wiecie. Teraz już nie ma spięć.
No oprócz tych między Sashą i Tomem, ale tak właściwie, to to chyba się nie liczy. Wysyłamy ich tak często z Gustavem w te same miejsca, że chyba już niedługo powinni się skumać, a nie. No ale ja nie wiem, nigdy nie bawiłam się w swatkę, a skoro Sasha nie narzeka, to znaczy, że jakiś plus z tych akcji jest.
- Dwudziesty siódmy lipca?
- Dokładnie tak! - i zaczął podejrzliwie się zacieszać.
Zmarszczyłam czoło, nie do końca, a właściwie wcale nie wiedząc, o co mu się rozchodzi.
- No i? - drążyłam, a ten tylko uśmiechnął się tym swoim chińskim uśmiechem (no bo mu się takie skośne oczy robią, no) i pstryknął mi palcami przed twarzą, aż nabrałam ochoty, by mu zdzielić w tą pustą czaszkę.
- Dzisiaj jest dzień rozwiązania zakładu, kobieto. - pochylił się nade mną. - I wiesz co jeszcze? Prze-gra-łaś. - przesylabizował, a ja przewróciłam oczami.
- No jasne. I stwierdzasz tak, bo?
- Jaki zakład? - zainteresował się młodszy bliźniak i następne parę minut minęło na tym, czy wygrana przechyla się na moją, czy Toma stronę.
- Zróbmy głosowanie! - zarządził Gustav, a reszta (prócz mnie) skwapliwie się zgodziła. - Dobra, więc kto uważa, że Natasza się nie zmieniła i dalej jest tym ponurakiem...
- Ej! - sprzeciwiłam się, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
-... co na samym początku?
Podniosłam rękę, a za mną Georg.
- Ej no! - oburzyłam się, patrząc na Chloe i Sashę. - Gdzie jest wsparcie?!
Ruda wzruszyła ramionami, a za nią blondyna.
- Musimy być... - zaczęła Chloe.
- Obiektywne. - dokończyła Sash, a ja prychnęłam i skrzyżowałam ramiona, mrucząc pod nosem polskie przekleństwa.
- Następnym razem też was będę tak wspierać, pfff. - burknęłam, na co Tom mi niemal wydłubał oko, celując we mnie paluchem. Co za brak wychowania.
- Tak więc wygrałem i to JA daję ci zadanie!
I zapadła cisza, podczas której starszy Kaulitz zaczął myśleć. To chyba będzie pierwszy raz przy mnie. W sensie, on wcześniej nie myślał tak poważnie i szczerze powiedziawszy to się trochę boję, co pod jego kopułą się dzieje. Może wymyślić mi coś naprawdę głupiego i na dodatek...
O BOŻE!
A jeśli on coś wymyśli związanego z jego bratem?!
Zaraz, ale co on mógłby znowu takiego wymyślić?
Cisza...
Cisza...
Cisza...
- A przytul Billa.
I zadławiłam się śliną.
><><><><><><><><><><><><
Ale i tak lubię ten rozdział xD
P.S. Nudziło mi się z deka i tak powstał czokapik, also:
http://www.facebook.com/profile.php?id=100003962866397 -> fejs Nataszy Schulmann xDDD
P.S. Nudziło mi się z deka i tak powstał czokapik, also:
http://www.facebook.com/profile.php?id=100003962866397 -> fejs Nataszy Schulmann xDDD
Końcówka wymiata :) cały rozdział (pomimo tego że niedługi) bardzo mi się podoba:) życzę wielkich pokładów weny do pisania kolejnego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńDoris
Przeczytałam do połowy, ale mam takiego zgona, że muszę dokończyć rano. więc do jutra ;x
OdpowiedzUsuńHa! XDd wiedziałam, że on coś takiego wymyśli! szczerze powiedziawszy zapomniałam jednak w ogóle o tym zakładzie... xD
OdpowiedzUsuńA przytul go xD <3 lovciam xD
dalej, Chloe jest taka kjuuut *O* Oni bedą słodziaśni jako parka. <3 nie mogę sie doczekać rozwoju sytuacji!
Bebuch dobra wróżka z tabletkami i rumiankiem jednak będzie mnie zawsze rozjebywał xD
życzę weny <3
LoliShouta
Woohoo :D jajajajaja kurde się nie doczekam następnego rozdziału. Ahhh kurde. No bo jak to tak nagle się wszystko jebudubu na drugą stronę i że niby teraz tak? o.O w sensie fajnie, ale że no. No składnia tej wypowiedzi jest pro, ale po prostu jestem w stanie, że what? XD
OdpowiedzUsuńOmnomnomnom tak dużo wody, kurwa, mam takiego zgona i taka gorączkę, że wypiłabym chyba z cały hektolitr. W godzinę. A więc przykro mi, ale chyba jednak lepiej było napisać wczoraj ten komentarz, bo dzisiaj to już w ogóle nie kontaktuję i za sensowny ten koment nie będzie. Ej, a może to doby pomysł, żeby napisać z takim przymułem narrację Billa w następnym odcinku? No przecież on schlany będzie, więc :D Ale no kurwa miałam TWOJE opowiadanie skomentować, a nie o swoim pierdolić.
OdpowiedzUsuńWięc krótki, owszem, ale przez to, że mój mózg wpłynął mi już dawno nosem i nie byłabym w stanie przetworzyć większej ilości informacji- aprobuję. Cały ten odcinek aprobuję! I Chloe co się buraczy na widok Gustava, no czemu niby po nim nie widać, że ona mu się podoba? A może to widać, tylko oni nie mogą na to wpaść, bo są zajęty tym żeby nie było widać po ich samych? No zapewne. I jak cię znam, to zanim oni się skapną miną wieki. Okay :D I aprobuję głupotę Nataszki, bo nie tylko z kobietami nie oznacza tylko z facetami. xD To mnie dobiło :D I śmiałabym się, gdyby za każdym razem jak Guciu z Nataszka posyłają gdzieś Tomaszka czyste zlo i ciocię Sashę razem, to się o dzidzi starają xDDD ale nie, oni nie są razem, oni się kłócą. XD I Tomaszka kocham za jego "kreatywnosć" czy Sasha mu powiedziała, czy on serio jest tak intelidżent, że się dopaczył? O TY! A może on tak naprawdę chce zrobić na złość Billowi, bo wie, że ona mu sie podoba? ekhm: Dwie pieczenie na jednym ogniu :D To niech tera wszyscy do siebie dociekają, a ja popatrzę jak czytelniczki cię rozszarpują :D I miałam coś jeszcze napisać. yyy aa! Georg xD kocham cię za to, że takiego przymuła z niego zrobiłaś. On jest naprawdę przychlastem xD jak 5letnie dziecko
Tak, ta wszyscy wiemy, że dieBeste lubi się nad nami znęcać i kończyć w oto takich momentach. Jakoś tak wkurza mnie Bill i w ogóle w dziwny sposób się pogodzili, no ale cóż nie będę wybrzydzać jeśli serwujesz odcineczki :D Ogólnie i tak jest Osom. A no i polubiłam Natasze ^^
OdpowiedzUsuńzekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńhahah odcinek boski !
OdpowiedzUsuń"Aprzytul Billa" mnie rozpierdoliło, seryjnie jebłam i nie wstanę !
CZekam na nexta :*
Urocze. Zachowanie Billa mi się baaardzo spodoba i znowu mi motasz w mózgu, kobieto. Ponad to, widziałam tam jakieś powtórzenia, których szukać mi się nie chce (lenistwo wychodzi, owszem.)
OdpowiedzUsuńZadanie Toma jak najbardziej mi się podoba i w ogóle wszystko jest milusio <3 No, lubię ten rozdział ;D
:*
;)) hehehe to ciekawe co dalej sie stanie czy wykona to zadanie urocze czy nie hehe :D brawo!!!
OdpowiedzUsuńhahahha, końcówka jest zarąbista :D ale legalnie, ten tekst zabrzmiał tak rozbrajająco... niby tylko ot 'A przytul Billa' ale to jest po prostu... ekhm, no to jesteś po pristu TY, co tu dużo mówić :d czekam na nexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuń