piątek, 17 sierpnia 2012

Scene XXX


Ej lol, już trzydziesty rozdział O_O

><><><><><><><><><><><><><><><

Kucnęłam. Oparłam się o szafkę łazienkową I westchnęłam głęboko, próbując uspokoić rozszalałe serce. Echo mojego gwałtownego oddechu odbijało się od czterech ścian, dając mi jeszcze wyraźniej do zrozumienia, co się ze mną działo.
Nagle zrozumiałam, dlaczego ze sobą sypiali. Nagle zrozumiałam, dlaczego wszystkich tak do tego ciągnęło, jakby to było czymś dobrym. Jeśli to im pomagało zwalczyć to całe... spięcie, to byłabym skłonna zaryzykować i sprawdzić jak to jest.
Tylko jak sobie pomyślę, że miałabym się przed kimś rozebrać, a potem ten ktoś miałby... nie. Nie.
Usłyszałam pukanie do pokoju, ale nie ruszyłam się z miejsca. Byłam zdezorientowana i rozpalona i było mi z tym źle. To było nie do zniesienia, że człowiek, który jest gejem, jest w stanie działać na mnie w taki zepsuty sposób.
Z drugiej strony to właściwie ludzki odruch, czysta fizjologia człowieka, tak?
Ale ja wolałam żyć z przeświadczeniem, że nic mnie nie jest w stanie pchnąć w stronę seksu, dziękuję bardzo.
- Wszystko w porządku? – ciepły i spokojny głos Billa wyrwał mnie z zamyślenia i zrobiło mi się jeszcze goręcej, gdy dojrzałam go przy uchylonych drzwiach do łazienki. – Pukałem, ale nie otwierałaś, więc wszedłem... Wszystko okej?
Oplotłam rękoma kolana i wzruszyłam ramionami.
Jasne, wszystko w porządku, tylko próbuję się uporać z dzikim podnieceniem, którego pierwszy raz doświadczyłam i to jeszcze przez twoje plecy!
A właśnie!
Oh. Ma na sobie koszulkę.
Powinnam być zadowolona, prawda?
- Taaa... – mruknęłam bez entuzjazmu, odpowiadając i sobie i jemu.
I nagle do mnie dotarło, że powinnam wymyślić wymówkę. Szlag!
Zamrugałam oczami, intensywnie myśląc nad dobrym rozwiązaniem z tej sytuacji.
- Zgaduję, że masaż oddasz mi kiedy indziej? – uśmiechnął się do mnie pogodnie i moje skondensowane myśli rozproszyły się po jego twarzy. Czemu on musiał być taki piękny i taki niedozwolony?...
- Jasne. – o. Już mi przechodzi. Świetnie. Bardzo dobrze.
Zaraz. Czy to nie powinna być dziwne, że on się nie pyta co mi jest?
O cholera! A jak on wie?!
Jak on mógłby wiedzieć?!
Ale jeśli wie?!
Patrzyliśmy się chwilę na siebie w milczeniu i zrobiło mi się słabo. On wiedział. Mogłam udawać, że tego nie widzę, ale widziałam cholernie wyraźnie. On wiedział, choć nie miałam pojęcia jakim cudem. I w tych jego oczach było coś, co sprawiało, że byłam tym zdenerwowana bardziej, niż świadomością, że on wiedział, że mnie... podniecił.
Ponowne pukanie do drzwi wyrwało mnie z narastającej paniki i niemal odetchnęłam na głos z ulgi.
Kaulitz pierwszy zerwał kontakt wzrokowy i najwyraźniej poszedł sprawdzić kto to jest, nieświadomie dając mi czas do powrócenia do rzeczywistości.
Jestem żałosna i powinnam się leczyć. Nie powinnam tak reagować na geja, ale w końcu co innego mogło mnie spotkać w życiu?...
Nabrałam powietrza i wstałam, rozciągając się, jakby nigdy nic się nie stało.
- Babski wieczór, wynocha! – usłyszałam głos Sashy i głośne trzaśnięcie drzwiami. – Nataszaa! – wparowała do łazienki, a za nią Chloe. – Czy my o czymś nie wiemy? – spytała konspiracyjnie.
Niby o czym?
- Dlaczego uważasz, że miałabym mieć  jakieś tajemnice, choć nie wiem o czym mówisz? – odparłam pytaniem na pytanie, mierząc je zdezorientowanym wzrokiem.
- Tak pytam. – uśmiechnęła się radośnie. – Chodź, musimy pogadać. – chwyciła mnie za rękę i wzdrygnęła się. – Ale najpierw myjemy ręce po olejku.
 
- Pierwsza rzecz, jaką musimy obgadać, to oczywiście data wyjazdu. – oznajmiła Chloe bez wyrazu. – Wolałabym depresić z konkretnego powodu, aniżeli denerwować się z dodatkowego braku wiedzy na temat powrotu.
Skinęłyśmy z Sashą głowami, po czym ja ległam na łóżko jak długa.
- Wydaje mi się, że najpóźniej powinnyśmy wyjechać dwudziestego, nie? – zagryzłam wargę w zamyśleniu. – Trzy dni na drogę, reszta na organizację...
- Nie chcę wyjeżdżać. – mruknęła Ruda i zapadła niespokojna cisza. – I nie podoba mi się to, że miałabym się spotykać z Gustavem tylko trzy miesiące w roku. I nie podoba mi się to, że muszę mieszkać w miejscu, którego nienawidzę... I nic mi się nie podoba.  – zakończyła butnie i mimo wszystko parsknęłam śmiechem.
- Każdej się tutaj coś nie podoba. – bo mi na przykład... dobra, nie będę się powtarzać. I tak za często to robię. – Ale jesteśmy na studiach. Ten rok szybko zleci.
- Wiecie co? – odezwała się nagle Sasha i spojrzałyśmy na nią pytająco. – To jest kompletnie żałosne, żeby wyjeżdżać stąd z niczym. – odwróciła wzrok i zacisnęła wargi w cienką linię. – Muszę sprawić, żeby Tom do mnie wrócił i nie mam pojęcia jakim cudem, ale kurwa to zrobię, żebym nie musiała kolejny rok żyć z wyrzutami sumienia, że nic nie zrobiłam.
- Bierz go, tygrysico! – Chloe wyrzucił pięść w powietrze w geście zwycięstwa, a Sash szturchnęła ją w ramię. – No co? – oburzyła się. - Nie mam racji?
- Masz rację. I moja nadzieja w imprezie urodzinowej. – pokiwała głową, a ja zmarszczyłam czoło.
- Jaka impreza urodzinowa? – spytałam łącznie z Chloe.
- No jak to jaka? – posłała nam litościwe spojrzenie. – Bliźniaków.
 
To jest całkowicie nielogiczne, że prawie cały dzień spędziłam przed sztabem kosmetyczek (patrz Sasha i Chloe). W ogóle nie rozumiałam, dlaczego musiałam wyglądać... ładnie. Nie, nawet nie ‘ładnie’, a ‘sexy’. Ja nie lubię wyglądać sexy, bo to zwraca uwagę facetów.
I w ogóle to dlaczego ja miałam zachwycać, a nie Sasha? W Końcu to ona przez kilka dni od ostatniej rozmowy główkuje nad planem schwytania Toma w swoje sidła.
No właśnie, więc ja tego w ogóle nie rozumiem. Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
I co ma z tym wspólnego przefarbowanie włosów Billa?
No bo Sasha ciągle o tym mamrocze.
Co nie zmienia faktu, że mam dosyć... mam motylki w brzuchu. Na widok jego czarnych włosów. Więc do fetyszu pleców dołączam fetysz włosów i idę wysłać aplikację do psychiatryka o wolne miejsce.
Zdałam sobie sprawę, że bardzo często mówię o tym, że powinnam tam wylądować i dlatego też przyszło mi do głowy, że miłość nie jest do końca bezpieczna, ani tym bardziej zdrowa. Ten temat pojawia się tak często jak upominanie, że Bill jest gejem.
Najwidoczniej obie rzeczy mnie najbardziej wytrącają z równowagi.
No ale nic. Pozostało dwadzieścia dni do wyjazdu, a potem może wrócę do normalności.
Ale cały rok bez tego palanta?...
Bez tych docinek? I bez paplania? I bez narcyzmu i egoizmu?
I bez poczucia bezpieczeństwa? I bez poczucia bezgranicznego zaufania?...
Oj. Nie wrócę do normalności. Moja normalność obróciła się o 180 stopni, ja sama jestem wywrócona do góry nogami, więc to znaczy, że teraz wrócę do czegoś, co jest mi już obce.
Nienawidzę Kaulitza.
A co z resztą? I co z tym, że wszyscy zachwalają moje obiady? I co...
- Co to za długoterminowa zawiecha, że od paru minut nie mrugasz oczami? – przerwała mój prawie-depresyjny zamysł nad przyszłością Chloe. – Czy to zdrowe? Zamknij je w końcu, bo chcę nałożyć cień.
One się wyrobiły w trzy godziny. A muszę powiedzieć, że wstały chyba koło dziewiątej. Co też oznacza, że maltretują mnie od dwunastej, a mamy godzinę siedemnastą. Pomyślałby kto, że przez tyle czasu człowiek byłby gotowy do wyjścia już kilkukrotnie, a ja jakimś cudem ciągle jestem w proszku. Znaczy one tak mówią, bo ja ciągle się podpisuję pod tym, że jestem już zrobiona na cacy.
No i zabieramy się do jakiegoś klubu. Czego w tym momencie nie do końca rozumiem. No bo oni niby są sławi i tak dalej, nie? Więc chyba nie powinni być widziani z dziewczynami, nie? Znaczy Billowi to chyba na rękę, ale reszta? Czy te fanki nie rozszarpią ich i nas żywcem?
Ale oni powiedzieli, że będziemy bezpieczne, bo to klub nie dla celebrytów. Wszystko jedno. Nie wierzę im.
Wyjeżdżamy o dwudziestej, więc zostało tym wstrętnym babom trzy godziny do zrobienia mnie na perfekt, choć jak już mówiłam, miałam to gdzieś.
Zrzędziłam im na początku, ale Chloe zaczęła strasznie złorzeczyć, więc się zamknęłam.
A oni będą pewnie tak uroczo tańczyć po kątach i się obściskiwać z Gustavkiem... wow, nie chciałam tego pomyśleć. Będę musiała ich z daleka omijać.
Ha! Coś z mojej sztywności pozostało, dziękuję bardzo.
 
Jakby to był powód do dumy...
 
Zamiłowanie Sashy do butów na cholernie wysokim obcasie zaowocowało w tym, że wszystkie trzy wylądowałyśmy na parterze dziesięć centymetrów wyższe, niż byłyśmy w rzeczywistości. Z jednej strony cieszę się, że nauczyła mnie w nich chodzić, ale z drugiej strony, gdybym jednak tego nie umiała, wtedy bym ich nie założyła, prawda?...
Odkryłam dlaczego mocowały się ze mną tak długo. A nawet nie ze mną, tylko z moimi włosami.
Otóż są bardzo one nieplastyczne, a Chloe i Sash ubzdurały sobie, że je zakręcą i upną w niedbały kok.
No właśnie. To potrwało tak długo!...
Prócz tego chciały we mnie wmusić sukienkę, ale je wyśmiałam. Chyba miały nadzieję na naprawdę olbrzymią zmianę w moim charakterze. Myliły się. Bardzo.
Niestety, kiedy udało mi się wynegocjować brak sukienki, wcisnęły na mnie białą koszulę, którą rozpięły mi prawie poniżej linii stanika. Już nawet nie mówię, że skandalicznie przylegała do mojego ciała. Chciałam zgłosić protest, ale gdy pokazały mi alternatywę, odpuściłam. Potem kazały mi ubrać tragicznie obcisłe białe rurki, przy których odrobinę większa dawka jedzenia spowoduje, że pójdą z trzaskiem w szwach.
Przy nich wyglądałam bardzo... niedziewczęco. I było mi z tym trochę niewygodnie.
Sasha miała na sobie białą, zwiewną sukienkę, do których założyła wiązane koturny z milutkimi kwiatkami z przodu. I z tymi lekko podkręconymi włosami wyglądała naprawdę uroczo i świeżo i chyba byłam zazdrosna.
Chloe znowu spięła włosy w warkocz na bok i i mając na sobie tą czarną sukienkę w białe grochy z równie białym paskiem, nawet pomimo piercingu w wardze wyglądała... ślicznie. I uroczo. I ja nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego wszystkie postawiły na delikatną urodę, a nie na... na odwrotność delikatności jak zwykle.
I ciągle ciśnie mi się na usta ‘uroczo’. Bo nawet nasze usta były urocze, bo były pomalowane na cielisty róż, jeśli mogę to tak nazwać. Gdyby nie to, że miałam spodnie, można by było powiedzieć, że tworzyłyśmy urocze trio. No nie. Chyba się załamię.
Ale gdy zeszłyśmy na parter, ja przestałam oddychać. I przestałam widzieć cokolwiek innego, gdy mój wzrok samoczynnie powędrował do młodszego bliźniaka.
Biała koszula, czarna marynarka, czarne rurki, czarne mokasyny, brak zbędnego makijażu i ten zawadiacki uśmiech na ustach.
Zrobiło mi się słabo i potknęłam się o własny cień.
Na szczęście ze schodów zleciałam w iście bezdźwięczny sposób i jakimś cudem wylądowałam na nogach i Bill nic nie zauważył.
W przeciwieństwie do Sashy i Chloe, które ryknęły śmiechem.
Który już nie był taki bardzo dziewczęcy.
Pfff.
Mogłabym to zwalić na  wysokie obcasy, ale szczerze powiedziawszy to było tak uwłaczające godności, że prędzej bym się przyznała, że się zagapiłam na... na włosy Georga.
Włosy Georga były dobrym wyjściem, tyle, że ani włosów, ani ich właściciela nie było w holu. Każdy, tylko nie on.
No nie. Wszystko jest przeciw mnie.
Nie patrz się na Billa. Nie patrz się na Billa. Nie patrz... Co tu tak cicho?
Podniosłam wzrok z podłogi i dopiero teraz zauważyłam, że Tom i Gustav gapią się z dziwnie świecącymi oczyma w stronę dziewczyn. Nie, żeby mnie to dziwiło, bo jak już mówiłam, dzisiaj wyglądały naprawdę... tak, uroczo.
- Wyglądacie pięknie. – odezwał się pierwszy Bill i już miałam się odezwać, gdy w tym samym momencie, co na niego spojrzałam, zaschło mi w ustach i stado motylków w brzuchu zaczęło fruwać całkowicie poza czyjąkolwiek kontrolą.
Patrzył się na mnie tak intensywnie, że nieomal sapnęłam z wrażenia. Zrobiło mi się gorąco i jedyne, co udało mi się zrobić w odpowiedzi na jego komplement, to skinięcie głową.
Nie wyglądałam pięknie przy nich. Czułam się gorsza i to na dodatek z własnego wyboru.
Ale gdy na niego patrzyłam, uczucie niższości znikało i nie wiedziałam dlaczego.
- Wygląda pani doprawdy ślicznie tego wieczoru. – oznajmił Tom, który nie wiem nawet kiedy pojawił się przy moim boku. – Czy zechce mi pani towarzyszyć w drodze do samochodu?
Spojrzałam to na niego, to na Sashę, to na jego brata i wzruszyłam ramionami, parskając śmiechem.
A potem minęłam Billa, do moich nozdrzy doleciał jego zapach i odpłynęłam w krainę beztroski już na cały wieczór.
 
Wiedziała, że spodobał mu się jej dobór ubioru. Wiedziała, że uwielbiał, kiedy wygląda właśnie tak. Wiedziała, że zaaprobował to. Wiedziała, że od tego momentu zacznie robić wszystko, by jej pokazać, że mu nie zależy. Ale ona wiedziała, że to kłamstwo.
Znała go na wylot. I niech ją piekło pochłonie jeśli tego wieczoru pozwoli ponieść się swojej dumie.
Oczywiście pozwoliła mu przez jakiś czas grać według jego zasad. Udawała, że nie interesuje ją to, że stawia drinki innym kobietom, że to całkowicie normalne, że przylepia się do jej przyjaciółki, jakby mu się podobała.
Bez obrazy dla Nataszy oczywiście.
Uśmiechała się szeroko, gdy jej wzrok padał na rozjuszonego zazdrością Billa. Śmiała się z kompletnej ignorancji dla społeczeństwa Chloe i Gustava, którzy każdą sekundę od wejścia do klubu spędzili w swoim towarzystwie.
Mrużyła morderczo oczy do dziewczyn, które próbowały obrać sobie za cel jej byłego (i przyszłego – tego była pewna jak niczego dotąd) chłopaka. Zazdrość, która wchodziła w skład tego związku, czasami była nieznośna i bardzo dokuczliwa. Ale nauczyła się z nią obchodzić tak, by nie popaść w szaleństwo. W końcu musiała się do tego przyzwyczaić, kiedy obiekt jej uczuć był nie dość, że sławny na cały świat, to jeszcze przystojny jak diabli.
Czasami ją dziwiło, jak to się stało, że zakochała się w tym mężczyźnie do tego stopnia, że kochając go tak mocno, była w stanie kochać poprzez nienawiść, jaką do siebie żywili.
Ale miłość nie była tak prosta, jak się niektórym zdawało.
Więc usiadła na kanapie, przyglądając się swoim przyjaciołom, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko potoczyło się w taki, a nie inny sposób. I najbardziej była zaskoczona Billem. Że był w stanie rozkochać w sobie twardą i zimną jak lód Nataszę. I nie rozumiała, dlaczego to wszystko ciągnęło się tak wolno. Oni byli tacy oczywiści. Jej przyjaciółka była taka oczywista, choć próbowała to ukryć, w przeciwieństwie do Billa. I chyba irytowało ją to bardziej, niż samych zainteresowanych.
Oboje byli skrzywdzeni. Jedni mniej, drudzy bardziej. Zasługiwali na szczęście.
Przed oczami mignęła jej dziewczyna w kusej małej czarnej i zagryzła wargę, z powrotem skupiając się na dzisiejszej misji.
Wiedziała. Po prostu wiedziała!
Z daleka rozpoznawała potencjalne ‘czarne wdowy’. Te, które chciały uwieść jej byłego faceta, by potem się cieszyć zdobyczą i rzucić dla kolejnej. Znaczy, niekoniecznie konkretnie jej byłego, ale kogokolwiek. Ale wiedziała, że ta mała zdzira rusza na podbój Toma.
Wyprostowała się jak struna, gdy dziewczyna podeszła do gitarzysty.
Prychnęła.
- Ile ona może mieć lat? – mruknęła do siebie, upijając łyk margarity. – Pod trzydziestką? Phh, po moim trupie, laleczko. – zmrużyła groźnie oczy i założyła nogę na nogę, odgarniając włosy na plecy.
- Można się dosiąść? –wysoki mężczyzna niespodziewanie stanął obok jej kanapy, ale ona nawet nie rzuciła na niego wzrokiem.
- Jestem w trakcie misji ‘zdobyć na nowo swojego chłopaka’. Jesteś zainteresowany konwersacją o tym? – spytała, przewiercając wzrokiem plecy ‘czarnej wdowy’.
- Nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa raz, tak mówią...
- Zjeżdżaj koleś, zanim przypomnę sobie o swoim przyjacielu, który trenuje kick-boxing. – warknęła, a tamten roześmiał się głośno.
- Kick-boxing?...
- A co, chcesz poczuć na własnej skórze? – spojrzała na niego ostrzegawczo, a mężczyzna przewrócił oczami.
- Wariatka.
- Kutas.
Uniósł brwi i nie powiedziawszy nic więcej, odszedł, a blondynka odetchnęła z ulgą.
- Masz mnie bronić, kretynie, a nie odwrotnie. – dźgnęła mentalnie Toma pomiędzy żebra. – Chociaż nie. Możemy bronić siebie nawzajem, ale we dwójkę. Mogę pójść na taki kompr... – urwała i zapowietrzyła się, gdy stara raszpla chwyciła dłoń jej gitarzysty i położyła ją sobie na kościstym tyłku. – O kurwa, po moim trupie! – warknęła, odłożyła drinka z impetem na stolik i wstała. – Po moim kurwa trupie. – powtórzyła i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę pary. Poprawiła po drodze włosy, wygładziła sukienkę i odchrząknęła. – O matko, nie wierzę! – pisnęła i wskoczyła między laleczkę, a Toma, który spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem. – Czy ty jesteś TEN Tom Kaulitz?! – zaczęła klaskać i podskakiwać jak szalona. – O mój Boże, to ty! To ty! A ty! – odwróciła się gwałtownie do dziewczyny, która patrzyła na nią z niesmakiem. – Nie jesteś tu mile widziana, jeśli to Tom Kaulitz. – pochyliła się i szepnęła jej do ucha.  – Tom Kaulitz jest mój, zrozumiano? – zamachnęła się i z całej siły uderzyła z zaciśniętej pięści w w twarz niczego nie spodziewającej się dziewczyny, która z hukiem wylądowała na ziemi. – Do kurwy nędzy! – zmrużyła oczy i odwróciła się do Toma z szeroko otwartymi ustami. – Nie gap się tak! Myślisz, że nie mam dość siły, by wybić cały arsenał, do którego zarywasz, by mi na złość zrobić?! – a gdy nie odpowiadał, trzepnęła go w ramię. – Tom, ja chcę ci tu przeprosiny strzelić, przeszłam...
- Po trupach? – przerwał jej, ciągle gapiąc się na nieprzytomną dziewczynę. – Po trupach jak cholera. Łuhuhu, rządzisz, Sash. – a gdy w końcu napotkał jej płonący wzrok, parsknął śmiechem. – Miała strasznie kościsty tyłek i muszę przyznać, że znacznie bardziej wolę łapać twój. – oznajmił i po chwili ciszy oboje wybuchnęli głośnym śmiechem. – Chodź tutaj. – zagarnął ją w swoje ramiona i zanim zdążył dodać coś jeszcze, usłyszał jej spazmatyczny płacz. – Jeśli w ten ekspresyjny sposób przyszłaś mi powiedzieć, że przepraszasz, że mi nie ufałaś i że przez ciebie zmarnowaliśmy dwa lata na ciągłe kłótnie i że chcesz, żebyśmy znowu spróbowali, to ja zdecydowanie akceptuję taki prezent urodzinowy. – blondynka mocniej objęła jego kark, wciąż zanosząc się płaczem i uśmiechnął się czule. – W takim razie ci wybaczam. – dodał i cmoknął ją w ramię.
 
 ><><><><><><><><><><><><

Jedyne co mi na myśl przychodzi to - AWWWWW xDDDDD

2 komentarze:

  1. Łożeszkurwajegomać O.O
    No to na wstępie tyle. Ponadto Natasza musi wyglądać w chuj seksownie w takim stroju. Jak sobie ją wyobraziłam to aż mi się miło zrobiło. W ogóle z tego całego opisu ich stylizacji to normalnie jedno wielkie AWWWW
    Nie mówiąc już o Billu. No, ale pomyślałam sobie jakby Tom mógł być ubrany i no ♥ ^.^
    Urodziny Kaulitzów. Najs, Najs, Najs.
    I co ty taka zdziwiona, że XXX rozdział? Zupełnie jakbyś nie wiedziała. Muahahaha
    No i milutko, że Natasza i Billie tak działają na siebie. Szkoda, że oby dwoje mają problem z zauważeniem tego. Swoją drogą, mogłabyś coś napisać z punktu widzenia Billa i Toma ;D
    Buzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oł jee :D ostro very very hot ;D

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D