piątek, 5 października 2012

Scene XXXVIII

Rozdział jest tak świeży, że ciągle mam czerwone policzki po pisaniu ostatniej sceny. Amen. Takiego czegoś nie miałam od dłuuuugiego czasu O_O

><><><><><><><><><><><><><><><

Nie złamałam jej nosa, ale straciła przytomność na dobre kilkanaście minut. Zawsze miałam silnego prawego sierpowego. Ej no co? Ktoś musiał ode mnie dostać, to była tylko kwestia czasu. Co prawda to Sasha miała oberwać, ale jak napatoczyła się laska, która bardziej na to zasługiwała to jakoś nie myślałam za wiele, czy powinnam to zrobić, czy nie.
No cóż... przynajmniej niezdrowa atmosfera się ulotniła. Znaczy... no może nie do końca...
- Co ta suka tu robi?! – jak już mówiłam, nie do końca. Sasha ciągle była wkurwiona tylko już nie na mnie, a na dziewczynę leżącą na kanapie w salonie, gdzie została przeniesiona przez bliźniaków. A Chloe to już od czasu wyjścia z kuchni chichotała jak popieprzona, czego nie do końca rozumiałam. No ale nieważne.
W skrócie ta suka nazywa się Alishia i wkręciła Sashę, że niby się przespała z Tomem. Ha! Pierwszy raz skrót wyszedł mi taki, jak powinien – krótki!
- Mnie bardziej interesuje to, jak się dostała do drzwi, gdy furtka była zamknięta. – zauważył trzeźwo Bill, ale zanim ten fakt dostał przylepioną etykietkę z napisem „tajemnica”, do domu wszedł Georg. – No tak. – i wszyscy pokiwali porozumiewawczo głowami. Miał słuchawki na uszach i nawet nie zwrócił na nas uwagi. I nawet nie zapytał o laskę, którą wpuścił na posesję. No brawo, Georg. Kiedyś zginiesz od swojej głupoty.
- A mnie interesuje to, dlaczego ona leży na kanapie, a nie na podłodze. – tym razem to ja błysnęłam inteligencją, co spotkało się z podejrzliwymi spojrzeniami rzuconymi w moją stronę. – No co? – obruszyłam się. – Na podłodze można lepiej zastosować pierwszą pomoc i szybciej wypierdolimy ją z chaty, tak? A teraz to ona leży i zawadza, a nawet wyleguje się na kanapie. Sasha! – ostrzegłam na wstępie. – Nie waż się jej zrzucić.
Blondynka przewróciła oczami i odsunęła się, unosząc ręce w geście poddania.
Tak więc mała brunetka z wysokimi szpilkami na stopach została ostrożnie ułożona na podłodze, gdzie chwyciłam ją za rękę, a resztę poinstruowałam, by chwyciła resztę kończyn dziewoi.
- A co wy jej robicie? – no i nagle pojawił się Georg jak zwykle z wyczuciem.
- A nadziewamy na rożen. – odpowiedziałam, uśmiechając się diabelsko. Georg zmarszczył czoło, odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem opuścił salon. – Nie zapomnij przynieść przypraw z kuchni! Niedoprawione mięso jest niedobre!
- Przestań! – usłyszałam pisk z okolic schodów i ryknęliśmy śmiechem. I to najwyraźniej zadziałało lepiej, niż zwiększanie dopływu krwi przez unoszenie nóg i rąk, bo Alishia w końcu otworzyła swe niewinne oczęta i zamrugała zdezorientowana. Natychmiast ją puściliśmy i jej członki legły na ziemię z hukiem, aż biedna czarnowłosa zawyła z bólu. Na szczęście jej nos nie krwawił, bo dodatkowego pieprzenia się z jej przypudrowanym noskiem to bym nie chciała. Ale jak to możliwe, że ona zemdlała, skoro nie przyjebałam jej tak mocno to już nie wiem.
Tak czy siak, stanęliśmy nad nią jak sępy, aż oczy małej Alishii zmieniły się w wielkie przestraszone kuleczki czekoladowe – tak, tutaj nawiązuję do jej brązowych tęczówek – i zastygła w bezruchu.
- Co ty tu robisz? – warknął Tom, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Bo ja to chciałam zacząć miło w stylu „co taka niewinna dzieweczka jak ty robi w tym domu pełnym diabelskich pomiotów?” albo „zgubiłaś tu portmonetkę?” albo coś podobnego. No a on tak obcesowo. Zero kurtuazji. Kto go tak wychował?
Alishia patrzyła na niego, co i rusz otwierając usta i je zamykając jakby była rybą na lądzie i w końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, od razu zatykając się dłońmi. Reszta sępów znów spojrzała na mnie dziwnie, aż wybuchnęłam dzikim brechtem.
- Wszystko w porządku? – spytał Bill spod uniesionych brwi, a ja pokiwałam głową i wskazałam na Alishię, która ciągle wyglądała, jakby poszukiwała powietrza. I zalałam się łzami ze śmiechu. Boże, coś ze mną naprawdę było nie tak. A laska miała pecha, bo nie dość, że ją znokautowałam, to jeszcze teraz ją wyśmiewam i grożę, że nadzieję na rożen. Cóż za zło! Cóż za bezwstydność! Jestem z siebie taka dumna!
No chyba, że ta dziewoja mnie pozwie do sądu to już tak wesoło nie będzie...


Alishia chciała przeprosić, uwierzycie? Znaczy... z natury jestem człowiekiem skłonnym dać innemu człowiekowi drugą szansę, ale jej ryj jasno wskazywał, że w jej ciele nie zalega ani gram skruchy. Pfff! No ale ja nie miałam z tematem nic wspólnego, więc swoje własne przemyślenia zostawiłam dla siebie.
Choć nie muszę mówić, że inni podeszli do tego w podobny sposób, co ja, prawda? I nie, nie mówię o waleniu w paszczę. Mówię o moich refleksjach.
- W takim razie przyszłaś tu na darmo. – oznajmiła chłodno Sash, a ja w głębi ducha pogratulowałam jej słusznego wyboru. No co? Nie, żebym była jakoś do niej szczególnie uprzedzona, ale no ona wyglądała... na złą.
- I spróbuj cokolwiek pisnąć prasie, a nasz adwokat cię znajdzie i już nie będzie ci wesoło. – dodał Tom, krzyżując ostentacyjnie ramiona, a Chloe i Bill podeszli do pary, jakby chcieli dać im wsparcie. No to też podeszłam i zrobiłam groźną minę. A co. W końcu od czego ma się przyjaciół jak nie od muru nie do przebicia? Chyba nie od próbowania rozbicia związku swojej najlepszej przyjaciółki, tak? Więc spływaj, Alishia, nikt tu nie chce fałszywej suki.
Widzicie? To jest to! Ja przed chwilą się pokłóciłam z Sashą, a teraz jestem taka cool, że aż zęby bolą od nagromadzonej słodyczy. No. Jestem nie do zastąpienia i tyle w tym temacie. Nie ma co się ze mną kłócić.
- Georg! – ryknęła blondyna, a ja spojrzałam na nią spod uniesionych brwi. A po co komu Hagen? Myślałam, że od poważnych sytuacji należy go trzymać z daleka, by nie wybuchła katastrofa nuklearna. Ale najwyraźniej ona wiedział co robi, bo gdy tylko basista pojawił się w salonie, chwyciła go za rękę i pociągnęła w kierunku Alishii. – Widzisz to dziewczę? – spytała retorycznie i gdy tylko Geo pokiwał głową, uśmiechnęła się ponuro. – To jest jeden z tych obiektów, które są w ścisłej czołówce rzeczy zakazanych w tym domu, jasne? Nie wolno tego wprowadzać na teren posesji. – oznajmiła wolno i wyraźnie, a twarzyczka uroczej dziewoi zaróżowiła się w gniewie/wstydzie. Kto to tam wie, jak to było naprawdę. – Czaisz?
- Jasne. – Georg pokiwał ochoczo głową. - Wyprowadzić to?
Georg jest dziwny. Co też skłania mnie do kolejnej refleksji, że nie powinno mnie dziwić, że zachowuje się tak, a nie inaczej. A jednak się zdziwiłam. Czy on ma tam całkowity pustostan? Czy jego myśli odbijają się jak ping-pong od ścian mózgu? Albo grają w akranoida?...
- Jeśli możesz...
- Hej!... – Alishia w końcu ekspresyjnie wyraziła swoje niezadowolenie, ale Georg już ją ciągnął do wyjścia, więc nie dodała nic więcej, tylko prychnęła głośno.
- Jeśli chcesz kaszleć, to przynajmniej nie w moją stronę! – burknął Georg i tyle było widać byłą przyjaciółkę Sashy.
Nie, żebym jakoś szczególnie bała się konfrontacji z blondyną, ale... zawinęłam się do pokoju, zanim ktokolwiek zauważył, że wykonuję jakiś ruch. Nie boję się! Po prostu nie chcę z nią rozmawiać, jasne?
Brawo. Usprawiedliwiam się sama przed sobą. Czy mogłam upaść jeszcze niżej?...


Przez pierwsze pół godziny pałętałam się po pokoju, jakby mnie kto zaprogramował na wydeptywanie ścieżki w kształcie koła. Myślałam. Najwyraźniej kręcenie się bezsensownie utwierdziło mnie w przekonaniu, że to pomaga, więc tak odkrywając trzysta sześćdziesiąt stopni na podłożu twardym, moje myśli robiły to samo. Myślałam.
W teorii – tylko w teorii, bo praktyki nigdy nie miałam – zawsze myślałam, że człowiek powinien się zdać na instynkty, jeśli chodzi o związki. Że w moim przypadku, na przykład, powinnam po prostu rzucić wszystko, pójść do głupiego Kaulitza i... coś tam. No nie wiem... na przykład... o Boże! Znowu motylki! AKYSZ ZŁY DEMONIE! Emmm... No tak, powinnam mu powiedzieć, co czuję.
No ale nie mogłam! Bałam się tak cholernie, że to przechodziło moje najśmielsze oczekiwania!No bo co z tego, że teraz potrafiliśmy się dogadać? I że przy ludziach zachowywaliśmy się całkiem przyzwoicie? To... to była przyjaźń, tak? Prosta i nieskomplikowana. Każdy wiedział, gdzie jest jego miejsce i takie położenie było czymś znanym dla mnie... a miłości nie znałam. Nie znałam związku między dwojgiem ludzi. Powinnam się poddać, kiedy zbyt długa byłam nieugięta. To przeczyło mojemu charakterowi. Przeczyło braku mojej wrażliwości. I byłam przy tym taka zimna, kiedy on był...przeciwieństwem... Boże, dlaczego pozwoliłeś temu człowiekowi mnie kochać?...
Uśmiechnęłam się ponuro i w końcu stanęłam w miejscu, gapiąc się bezmyślnie przez okno.
Boga nie ma. Wiec ten człowiek mnie pokochał. Co za... głupota. I kolejny dowód na to, że wielki stwórca nie istnieje. Bo gdyby było inaczej, w życiu by nie pozwolił komuś tak dobremu i niepasującemu do mnie ulokować uczucia w takim lodowatym czymś, co sobą reprezentuję.


Przy obiedzie wszyscy tylko najeżdżali na Alishię i zachwalali mój talent kulinarny, zostawiając mnie przy tym w spokoju. A ja chodziłam jak struta, starannie unikając spojrzenia młodszego Kaulitza, które po śniadaniu znacznie przybrało na sile.
Dusiłam się własnym strachem. I to nawet dosłownie, bo jedzenie nie chciało mi przejść przez gardło, niczym posłuszne owieczki na rzeź. Ha!... Znowu te głupie owce.
Sasha nie miała racji. Nie czekam na znak z nieba, bo on już dawno przyszedł właśnie w postaci tego palącego wzroku. Nie czekałam na nic, chyba że byłoby to zniknięcie przerażenia. A na to raczej się nie zanosiło, co było naprawdę niewesołe.
To było coś, czego nie umiałam pokonać. Cokolwiek by mi nie przychodziło do głowy, jak po prostu pójście do niego i przyznanie się, że faktycznie umieram ze strachu, zaraz zostawało kasowane w mózgu i zamiast cenzury, pojawiała się na tym piękna kłódka, z napisem „jeśli spróbujesz to otworzyć, zmielę cię na pulpety”. Ja wiem, że on by to zrozumiał i co więcej, zdaję sobie również sprawę, że znalazłby sposób, by rozpieprzyć kłódkę bez potrzeby mielenia... Nie umiem, do cholery! Nie umiem mu się poddać!...
Przynajmniej tak długo, póki on sam nie wyciągnie po mnie ręki, a to pewnie potrwa...


“I knew you were trouble from the day I met ya, 
one look in your eyes and I could not forget ya,
got me feeling - oooh - got me feeling -oooh- mad love, mad love”*

the Veronicas - "Mad Love"


Co za paranoja. Czy ja będę tak tutaj całe dnie przesiadywać? I czy wszyscy inni też tak będą?
Dobra, inni niewiele mnie obchodzą, bo wtedy przychodzą mi na myśl same złe rzeczy, a to akurat nie jest to, o czym chciałabym myśleć.
Postanowiłam się więc oderwać od rzeczywistości choć na chwilę i otworzyłam plik Worda w nadziei, że rozwinę wątek mojej nowej bohaterki – morderczyni demonów. Tak, pojechałam po bandzie i postanowiłam stworzyć coś fantastycznego i co zawiera w sobie więcej słońca, niż każde wcześniejsze opowiadanie. Naprawdę się natrudziłam, by w końcu moje potencjalne bohaterki przestały widzieć jednorożce i rzygać cukierkową tęczą pokrytą lukrem.
Najwyraźniej skupiłam się wystarczająco mocno, bo kompletnie zapomniałam o czasie i o kolacji i o Billu i pisałam prolog jak opętana i nagle JEBUT!
I zgasły światła.
- Co jest, kurwa?... – zamrugałam oczami, ale ciemność nie okazała się tylko podejrzaną fatamorganą i zmarszczyłam czoło, usilnie starając się powstrzymać narastającą panikę, by rozeznać się w obecnym położeniu. – Kurwa, nie ma światła. – wymamrotałam, poprawiając się na łóżku. Rozejrzałam się czujnie i niespodziewanie za oknem błysnęło tak, że aż podskoczyłam. Osz w pytę! Burza!
Zerwałam się z posłania, łapiąc się za głowę, jakby to miało mi pomóc w szybszym przeskakiwaniu trybików w głowie i BUM!
- Whoah! – sapnęłam i zadygotałam mocno, natychmiast oplatając się ramionami. – Bill. – nagle zaskoczyłam i olewając fakt kapci, w białych skarpetkach popędziłam w stronę drzwi, by otworzyć je gwałtownie. Musiałam znaleźć Billa. Pieprzyć to, że się boję. Pieprzyć to.
Wyszłam na korytarz, trzymając się blisko ściany. Serce uderzało mi tak mocno, że czułam je w gardle. Znowu ciemność. A moje oczy, poszukując bezpiecznej przystani, znajdowały tylko czarną pustkę. Dlaczego nie ma nikogo, kto mógłby mnie do niego zaprowadzić, do cholery jasnej?!...
Po omacku dotarłam do jego pokoju, ale ulgę szybko zastąpiła jakaś tajemnicza siła, która zakazywała mi wrzeszczeć. Jak go nie chciałam to był, a jak go chcę, to go nie ma! Co to za pieprzona złośliwość sytuacyjna?!
Pieprząc otwarte drzwi do jego pokoju, ruszyłam w przeciwnym kierunku, mając nadzieję go znaleźć na parterze... czy kurwa gdziekolwiek! Muszę go znaleźć, zanim zwariuję! A to już raczej niedługo!
Zakwiliłam głośno, gdy błyskawica za oknem stworzyła jakiś niestworzony cień na ścianie. Boże, nie świruj!... Zatkałam sobie usta ręką i przyspieszyłam kroku. I gdzie są, do kurwy nędzy, psy?! Tam gdzie one są, są ludzie!... Gdzie...
- Kurwaaaaaaaa... – jęknęłam przeciągle, gdy potknęłam się o stopę i prawie spadłam na schody. – Kurwa, kurwa, kurwa... kurwa, gdzie ty...
- Natasza? – usłyszałam z dołu i sapnęłam radośnie. Nie bacząc na nic, zbiegłam na niższe piętro, jakby schody po ciemku były dla mnie niczym. W sumie najwyraźniej były, skoro się na nich nie zabiłam. Nieważne. Grunt, że znalazłam Billa... przed którym zdążyłam się zatrzymać, zdając sobie sprawę, że miałam ochotę rzucić się mu w ramiona, kiedy to ciągle było niestosowne.
Ale on najwyraźniej nie widział tego w takich barwach.
- Chodź tu. – mruknął i zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, pociągnął mnie do siebie i zatonęłam w jego bezpiecznych ramionach, oddychając z wyraźną ulgą w głosie. – Szukałaś mnie?
- Tak. – odparłam, mając szeroko i daleko to, co wydobywało się z mojej krtani. Byłam w jego objęciach i już wiedziałam, że nie grozi mi nic złego, a to było teraz najważniejsze. Jego zapach wypełniał moje nozdrza i jego ciepło rozgrzewało mnie i byłam szczęśliwa. Oh, matko, to uczucie rozlewało się po całym moim ciele i czułam się z tym tak dobrze jak nigdy. Powoli oszołomienie burzą odeszło gdzieś za granicę świadomości, by zastąpić je wszechogarniającą bliskością człowieka, którego obejmowałam tak kurczowo, jakby jako jedyny stanowił ochronę przed całym światem.
Na krótko.
Gdy tylko poczułam jego oddech na wgłębieniu mojej szyi, moje ciało napięło się niczym struna. Zastygłam w bezruchu, nagle stając się bezlitośnie świadoma tego, że znajduję stanowczo za blisko Billa Kaulitza. Stanowczo za blisko, kiedy wiedziałam, że mnie kochał i nie był gejem, do cholery!...
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy nagle jego dłoń w zaskakującym tempie z pleców przeniosła się na mój podbródek. Poddałam się naciskowi palców i nagle mój wzrok skrzyżował się z jego ciemnymi oczami i moje serce rozszalało się boleśnie w mojej klatce piersiowej. Zaczęło mi potwornie szumieć w głowie i chciałam uciec, ale choć próbowałam zrobić krok do tyłu, ciągle stałam w miejscu. Byłam tak spanikowana, że nie potrafiłam się ruszyć. I już nie wiedziałam, czy w ogóle tego chciałam. Czy chciałam przed nim uciec.
Moje policzki rozgorzały czerwienią, a ja sama wpadłam w pułapkę jego oczu, które bacznie mnie obserwowały spod półprzymkniętych powiek. Wyraźnie widziałam jego długie rzęsy i bałam się spojrzeć gdziekolwiek indziej. Nagle zorientowałam się, że byłam w stanie policzyć każdą rzęsę z osobna i nagle jego brązowe tęczówki zniknęły pod powiekami i bicie serca zlało się niemal w jedno uderzenie, a moje usta zatknęły się z najmiększą i najgorętszą powierzchnią, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się dotykać. Wytrzeszczyłam oczy i jęknęłam z zaskoczenia, jakie wywołał nagły wybuch fruwających motyli w brzuchu, każdy lecący w inną stronę.
Zakręciło mi się w głowie i zamknęłam oczy, próbując zachować równowagę, ale jego usta nagle zniknęły, zabierając ciepło i to niewiarygodne uczucie perfekcji momentu i wydałam z siebie dźwięk, który jakimś cudem zawierał w sobie więcej tęsknoty, niż jakiekolwiek słowa, których nawet nie potrafiłabym ubrać i usta powróciły z większą mocą spustoszenia i nigdy w życiu nie czułam się bardziej żywa, niż w tamtej chwili. Łzy napłynęły mi do oczu i wsunęłam dłonie w jego włosy, poddając pocałunkowi każdą cząstką siebie, chcąc oddać jeszcze więcej. Więcej, niż mogłam. Więcej, niż miałam.
Energia, która przeze mnie przepływała, sprawiała, że czułam się słaba, a mimo to, wciąż przybliżałam się do źródła.
To było tak idealne, tak dobre i grzeszne i naturalne... łzy spłynęły mi po policzkach i oderwałam się od tych słodkich ust ze spazmatycznym oddechem. Chciałam coś powiedzieć, wytłumaczyć się, ale strach mi to skutecznie uniemożliwił i w końcu oderwałam wzrok od jego zaróżowionych policzków i błyszczących oczu, by uciec jak najdalej od niego, potykając się na schodach, które zdawały się być wyższe, niż kiedykolwiek.


><><><><><><><><><><><><

Cóż, nie mam zbyt wiele do powiedzenia... ale liczcie się, że skoro to świeży rozdział i ciągle parzy, to znaczy, że błędów może być od cholery i może nie wyglądać tak, jak powinno o_O


*"Od dnia, w którym cię poznałam, wiedziałam, że będziesz tylko problemem.
Jedno spojrzenie w twoje oczy i nie mogłam cię zapomnieć.
Sprawiasz, że czuję wściekłą miłość."

6 komentarzy:

  1. Ja pierdole, ja wiem, że miałam nie płakać, ale wybacz, pomimo tego co napisałaś i tego jakie to jest cudowne, wspomnienia do mnie same przyszły. To co piszesz działa na mnie jak jasna cholera. Gratuluję Ci motorka w dupie i takiej prędkości pisania. Jestem z Ciebie dumna i z tego co napisałaś. Pierwszy pocałunek Billa i Nataszy. Dżizys. <3
    Its emejzing, lol
    To teraz już może być tylko lepiej, right? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. JAkie to zajebiste ............. <3 Jesteś geniuszem :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! No i się zaczyna teraz prawdziwa jazda! Wszystko teraz stanie do góry nogami, już ja to widzę: no bo jak inaczej? Po czymś takim? ^^ Nareszcie ;) O tym marzyła, tego pragnęła, i w sumie my wszyscy też, także... :D No i to potknięcie się przecież musiało być, haha :D No nic, czekam na nexta i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoooooooooooooo jaaaaaaaaaaaa jebiem tego obok i tego z tylu i tamtego na ukos xDD
    Ja nie wiem co bardziej mi mozga rozjebalo ;D To ze ta mala bzdziagwa, co psy ciagnie druta i dostala po ryju od zacnej Taszki, a potem Geos ja wzial za COS xD jak totalny bezmozgi i bardziej prymitywny pantofelek od pantofelka z cytoplazma i jaderkiem ;DD czy jak ja za szkity dali na glebe (chociaz wizja Sashki bylaby zapewne o miliard razy lepsza... takie JEB na ziemie wachaj dywanik i zapaszki pieskow, albo cudne powonienie syr ŻorŻa ;D) Czy hoooot scenka na/przy schodach w ciemnosci murzynskich, jak ja Blisoslawa cap za pyszczocha i dawaj cmokamy sie jak te dwa slodkie-niewyzyte(choc Nataszka udaje wyzyta, a raczej nie zapotrzebowana na wyzywanie sie na nim w TAAAAKI sposob xD)-roooozpalone storki co se lataja z kwiOtka do kwiOtka po pylek xD (pierdole, wiem xD omin moze TE WYPOCINY I PRZECZYTAJ SAM PODPIS xDD i taaak wieeeem, powinno byc to na samej gorze xD no nie wazne ;D)
    Ja tam na miejscu wokalisty dalabym ciup, ciup, hops, hops za dziewoja xD ALEEEEE ja ci WYBACZAM za ta pochwalona psia karme dzisiejsza ;D
    I co mnie jeszcze ujelo za emm... serducho-nie-serducho? Chwila.. ja sie namysle tylko xD
    Emmmmmmmmmmmmmmm......aH! Czy Georgos pospolitos niegodziwos nienormalos umie uzywac tej jednej, malej szarej, szarutenkiej komorenki pod ta tlusta i spalona kopula? xD No bo z jakiej paczki dropsow wposcil wiedzmina na teren posesji? I czemu kurna nie bylo tam ZADNGO psa?! Jamnik-msciciel-psychol Bila by sie wtedy przydal! A nie biedna Natunie gryziepo kostkach i zapewne wgl marzy aby ja wpierdolic na teser, a potem sie zzygac z wrazenia, ze mu sie udalo i nie zatrulo przy okazji ;DDD
    Ze on zgagi nie ma z tej zlosci do swiata xD i weeez... skad on wytrzasnal tego krotkobieznego psa terroryste, ktory wyglada w kubraczku jak maly kon z opadnietymi klapiokami? ^ ^ Ze Billa w dupe jeszcze nie ugryzl ;D To byloby ciekawe widowisko ;D I chyba odbieglam od tematu... ymmm.... okey, to ja moze do niego powroce ;D
    Tomasz ze zlosci powinien ta mala wydre wrzucic do piwnocy by ja pajaki pochlonely! I kurz zarosl! Albo wposcilby ja pod lozko Billa, ktory hoduje syfona, karaluchy, plesn i inne dziwne ustrojstwa ;D Ciekawe czy juz znalezli na to lek, bo im sie on ewidentnie by przydal! WIEM! JESTEM GENIALNA! xD juz wiem czemu Żorż jest tak tepy, opozniony rozwojowo i w ogole jakis nie hallo xD ZA DUZO SIE NAWDYCHAL OPAROW Z POD LOZKA BILLA! mwhahahaha xD ale kurde... CO ON TAM POCZYNIAL?! No chyba nie podgladal Czarnego? xDD
    Dobra, ide spac.... gdyz pierdole od rzeczy i nie wiadomo o co mi chodzi, aczkolwiek ja wiem, zes sie ucieszysz z jakiegokolwiek komentarza. A z tego w szczegolnosci ;D
    Branoc i ja czekam na next chapter ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog i zajebiste dialogi <3
    Czekam na nową notke ;)

    Zapraszam do siebie: http://najlepiej-widzi-sie-sercem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D