sobota, 29 września 2012

Scene XXXVII

Jak już mówiłam, przepraszam, wczoraj nie miałam neta -.- ale jako, że się już podpięłam, to publikuję, więc izi, nie zabijajcie mnie :D

><><><><><><><><><><><><><><><><><><


Przerażało mnie to. Tej delikatności i grozy pochodzącej od tego samego człowieka nie doświadczałam od nikogo i to...  i właśnie to było straszne. Czułam się jak małe dziecko, całkowicie bezbronne, a przy tym byłam tak boleśnie świadoma, że byłam kobietą, a on mężczyzną, którego kochałam, że to wszystko mąciło mi w głowie.
Oderwałam się od niego, gdy otoczenie podejrzliwie ucichło, choć nie byłam pewna, czy to nie przez to, że w jego ramionach zapomniałam na długi czas o tym, że coś innego faktycznie istnieje. Miłość była poniżej mojej godności.
Odważyłam się spojrzeć na jego twarz i w ostatniej chwili udało mi się przygryźć wargę, by nie wydać z siebie niepożądanego dźwięku. Coś gwałtownie ścisnęło mnie w dołku, gdy jego ciemne oczy spoczęły na moich. O Boże, pomocy... oddech zamarł mi na ustach.
Drugi raz poczułam się jak zwierzyna na polowaniu. Moje ciało rozgorzało nieznośnym pulsowaniem przez wyraziste poczucie zdominowania przez tego człowieka, który stał przede mną i patrzył na mnie w sposób, w jaki jeszcze nigdy na mnie nie patrzył. Jego wzrok palił, przewiercał mnie na wylot, pozostawiając w organizmie truciznę, która w syntezie z krwią powodowała koktajl Mołotowa.
Nagły ból przeszywający moją łydkę wyrwał mnie z odrętwienia.
- NIECH CIĘ SZLAG, MEPHISTO! – ryknęłam niezbyt kobieco i zanim zdążyłam mu sprzedać solidnego kopa w dupsko, już był na rękach Billa i posłałam mu tylko mordercze spojrzenie, który – właśnie, że tak! – odwzajemniał nie z mniejszą dawką nienawiści. – Kurwa mać... – jęknęłam i schyliłam się, by sprawdzić, czy już sika krew i wtedy... tak, Sternchen.

To było dziwne. Weszłam do pokoju, w którym rezydowałam przez trzy miesiące i natychmiast poczułam się jak u siebie. To tak, jakbym pod koniec ostatnich wakacji wyjeżdżała Z domu, nie DO domu.
Rzuciłam się na łóżko i odetchnęłam radośnie, a napięcie powoli zaczęło schodzić z mojego ciała. Chwilowa przerwa od walki i od Mephisto, który na szczęście nie przedziurawił mi nogi na wylot i oprócz siniaka nie będzie śladu po jego jamniczych zębach. A tak naprawdę to była dopiero rozgrzewka. Musiałam to jakoś ogarnąć, naprawdę.
Choć to, że oni wszyscy całowali się w każdej możliwej sytuacji wcale nie pomagało. Byłam zawstydzona, szczerze powiedziawszy i nie wiedziałam, jak mam się zachować. Dlatego skorzystałam z najbliższej okazji i zaszyłam się w pokoju. Nie wątpię, że wszyscy, prócz Georga zrobili to samo. Wzdrygnęłam się. Niech mnie coś trafi! Co ja mam teraz zrobić?! Co mam powiedzieć?...
Umknęłam przed nim tak szybko, jak się dało, bo nie mogłam znieść ciśnienia. Moje ciało kleiło się do jego ciała, jakby nagle odkryło swoją bliźniaczą połówkę, do cholery! Miłość to zło!
Wytrzeszczyłam nagle oczy na przerażającą myśl, która wpadła mi do głowy.
Nie mogę zostać z nim sam na sam! Co wtedy?! A jeśli on będzie chciał coś zrobić?! Albo powiedzieć?! O KURWA!
Zerwałam się z łóżka z szaleńczo bijącym sercem. Muszę wyjść z pokoju, bo co jeśli on tu przyjdzie?! Co, jeśli poczujemy się niekomfortowo przez niewypowiedziane rzeczy, które wiszą między nami na cienkiej nici?! Fuck! Po moim trupie!
Wyleciałam z pokoju jak z procy, gorączkowo myśląc nad alternatywnym miejscem kryjówki i jęknęłam głośno. To był jego dom i ja nie miałam żadnej możliwości ucieczki!...
Kurwa!
Stanęłam na środku korytarza i złapałam się za policzki, próbując unormować oddech. Dobra, myśl i przestań się zachowywać jak idiotka i przestań uciekać od faceta, którego kochasz! Jak ja mam nie uciekać, kiedy nie wiedziałam, jak mam się zachować?! A jeśli on czeka na mój ruch?! Boże, jeśli tak, to on chyba będzie czekał... długo! Niech... niech...
- Wszystko w porządku?
Wydałam z siebie zdławiony okrzyk i odsunęłam się kilka kroków, gdy dojrzałam przed sobą obiekt moich zmartwień (nie-do-po-wie-dze-nie!), który patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem.
Boże, czemu on wygląda... tak?! Łącznie z białym bezrękawnikiem i czarnymi jeansami luźno opadającymi na jego biodra, jasna cholera!
Chłonęłam/lampiłam się/prawie się śliniłam na jego widok. To było straszne. I ZDECYDOWANIE uwłaczające godności.
- Nie strasz mnie! – zaatakowałam go, automatycznie zaskakując samą siebie, że byłam w stanie wydobyć z siebie coś tak trzeźwego i dalekiego od jęczenia. No niech mnie! Zimna krew czasami się przydaje!
Jego twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, jakbym powiedziała coś głupiego, z czym niestety musiałabym się zgodzić i splótł dłonie za swoimi plecami.
- Szedłem tak przez pół korytarza, jak mogłaś mnie nie zauważyć? – zapytał z delikatną kpiną w głosie i zmrużyłam niebezpiecznie oczy. Zaraz komuś zrobię krzywdę, ciekawe kto jest tą osobą...? – Nie jesteś głodna?
Zbił mnie z tropu.
Zagryzłam wargę, przestępując z nogi na nogę. Nie wiedziałam do końca co mam zrobić, bo w końcu chciałam od niego uciec, a teraz on tak stał przede mną, szydził ze mnie i chciałam za nim pójść jak owieczka na rzeź. Uroczo.
- Jestem. – choć nie byłam. No... właściwie to nie byłam, ale mogłam coś zjeść... kurwa. Głupi Bill.
Parsknął śmiechem, odwrócił się do mnie plecami i machnął na mnie ręką.
- To chodź do kuchni!
No nie. To jest poza moim logicznym myśleniem, że zakochałam się w facecie, który doprowadza mnie do szewskiej pasji niezwiązanej z miłością!
Dobrze, że chociaż nie jest gejem, bo to już całkiem katastrofa była.
- Nie jestem psem! – warknęłam uparcie i skrzyżowałam ostentacyjnie ręce na piersi. A co się będę, do cholery! Czy ja mam jamniczkowe uszka na głowie i ogonek? No nie wydaje mi się. Ale Bill tylko zachichotał, jakbym powiedziała coś śmiesznego, odwrócił się do mnie na chwilę, posłał mi taki uśmiech, że zmiękły mi kolana – nie myślałam, że to może się dziać naprawdę! – i ruszył dalej, jak gdyby nigdy nic.
Debil.
Zagryzłam wargę i podążyłam za nim bez dodatkowego komentarza, bo pewnie by mnie zaatakował kolejnym uśmiechem i bym zemdlała. Grrr.
- Wydaje mi się, że jesteś skazana na moje towarzystwo. – zauważył, gdy znaleźliśmy się na schodach na parter. Boże, ja naprawdę czułam się tutaj jak w domu. I już nawet wiedziałam, że na dole będzie czekała na mnie Gwiazdeczka ze swoim bodyguardem i znowu się wścieknę i tak dalej i jakoś mnie to nie interesowało, bo to było normalne i byłam zadowolona. No i przede mną szedł Bill i... zaraz, zaraz... co on mówił?... Ah!
- A że niby czemu? – spytałam nieprzytomnie, zbyt długo zatrzymując wzrok na jego czarnych włosach. Cholera, one wyglądały na takie miękkie w dotyku, że aż mnie ręce świeżbiły, by sprawdzić, czy naprawdę takie są! Głupie włosy! Kiedyś to zrobię!
Arrr, motylki w brzuchu, przestańcie natychmiast!
- ...nej psychiki, ale oni prawdopodobnie pieprzą się tam jak króliki, no chyba, że chcesz sobie uciąć miłą pogawędkę z Georgiem to droga wolna...
Ha?...
- Boże, przestań! – strzeliłam sobie facepalma, czując, jak moje policzki robią się rażąco czerwone pod wpływem zażenowania. – Nie chciałam tego słyszeć! – pisnęłam, gdy niechciane obrazy zalały moją głowę. No fuj! No fuuuj!
Bill roześmiał się głośno.
- Trzeba było się nie pytać. Myślałem, że to logiczne. – wymruczał i w ostatniej chwili odkryłam oczy, by wmanewrować się między Sternchen i Mephisto, unikając potknięcia się o któregokolwiek z nich. Wyburczałam coś nieskładnego, a potem zrobiło mi się gorąco na niespodziewaną myśl, że on najprawdopodobniej też by chciał... ze mną... gdybyśmy byli razem... o matko.
Czy ja bym potrafiła mu się oddać w taki sposób?...
Spojrzałam na jego ciało pochylone w poszukiwaniu czegoś w lodówce i objęłam się ramionami w przypływie nagłych dreszczy, mimowolnie zerkając na jego tyłek opięty jeansami. Nie powinnam o tym myśleć, ale świadomość, że on by był nagi i by mnie dotykał w tak intymny sposób... i JA bym była naga. Uh, cholera.
Odwróciłam wzrok, pocierając ramiona. Niedobrze. Mogą być... problemy.
- Zmieniłaś swoje nawyki żywieniowe? – usłyszałam z lodówki i westchnęłam, usilnie starając się nie spojrzeć na jego tyłek. On oszalał, że się tak pochyla? Przecież ta lodówka jest wielka! Tam nie trzeba się do niczego nachylać! I widziałam linię jego bokserek! On mnie zgarsza! Wcześniej... co ja, wcześniej nie zwracałam na to uwagi? Boże, czym ja byłam?! – Czy ty mnie słuchasz? – wyprostował się i odwrócił się twarzą do mnie, przerywając mój kontakt wzrokowy z jego tyłkiem. Zagryzłam wargę i natychmiast uniosłam wzrok, gdy zorientowałam się, że wlepiam gały w jego krocze (!) i zmarszczyłam czoło na jego minę, świadczącą o tym, że jego właściciel znowu gapi się na mnie jak na uroczą kretynkę. Świetnie. Bycie uroczą kretynką w oczach Billa Kaulitza to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję.
- Nie. – wzruszyłam ramionami i ostatkami godności zmusiłam się, by chociaż usiąść przy wysepce kuchennej, zastanawiając się, co zrobić dalej, bym się całkowicie nie skompromitowała. Tylko akurat nic mi nie przychodziło do głowy. Żal. – Czemu nie ma obiadu? – brawo, skonstruowałaś coś logicznego!
- Jeśli odpowiem, znowu się zgorszysz. – odparł, a ja westchnęłam żałośnie i rozłożyłam się plackiem na blacie, przyglądając się szeroko uśmiechniętemu Billowi, który zamknął lodówkę, okrążył wysepkę i oparł się o nią łokciami dokładnie naprzeciw mnie. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie w milczeniu, co doprowadziło moje serce do jakiegoś nierównomiernego bicia. Może ja naprawdę mam arytmię?... – To skoro nie jesteś głodna, może coś do picia?
Jęknęłam głośno, zakopując twarz w swoich ramionach, mając ochotę przywalić sobie tak, by zęby wysypały się na ziemię.
- Czy ty masz jakiś radar na każde moje kłamstwa, czy jaka cholera w ciebie wstąpiła? – wymamrotałam, nagle zdając sobie sprawę, że to była jedna z rzeczy, których nie powinnam do niego mówić. Szlag! Wlazłam na grząski grunt! Jestem głupia!
- Nie. – usłyszałam jego zaskoczony głos, przez co ja sama zmarszczyłam czoło w zdziwieniu, że jego dziwi, co mówię. – Przecież to widać.
Poderwałam na to głowę i spojrzałam na niego zbulwersowana. Czy on właśnie mi wytknął, że nie umiem kłamać?!
- Jak to „widać”? – wyplułam, w ostatniej chwili powstrzymując się od uderzenia pięścią w blat jak dzieciak.
Wzruszył ramionami, drapiąc się po policzku z tym seksownym zarostem, którego chciałam dotknąć tak samo zdesperowanie jak jego włosów. I jego palce były tak szczupłe, że miałam dziwne wrażenie, że jego pierścionki nie weszłyby na moje własne palce.
- No po prostu widać. Dlatego nie rozumiem, dlaczego ci się wydaje, że uwierzę w jakąkolwiek twoją bajeczkę, czegokolwiek ona by nie dotyczyła. – posłał mi pobłażliwe spojrzenie, na co prychnęłam, krzyżując ramiona. – Nie lepiej od razu powiedzieć prawdę? – spytał, znowu się uśmiechając, jakbym była jakimś pieprzonym klaunem, bądź innym dziwadłem dostarczającym mu radości. – Przynajmniej się w tym nie pogubisz. – posłałam mu jedno z moich drastyczniejszych morderczych spojrzeń, ale on mnie zignorował. – Mówię poważnie. – dodał, przez co poprawiłam się na barowym krześle, czując się niekomfortowo pod jego stanowczym wzrokiem. – Chciałbym, żebyś mówiła prawdę, Natasza. Zdawało mi się, że jesteśmy przyjaciółmi...
- Dobra! – przerwałam mu, unosząc ręce w geście poddania. – Nie jestem głodna, kłamałam! – przyznałam się, będąc całkowicie dumna z tego, że udało mi się uniknąć wyczerpującego psychicznie wywodu Kaulitza, od którego załamałabym się i zamknęła na cztery spusty z powodu bycia niewdzięcznicą i jakąś taką, co ma nierówno i zachowuje się niefair w stosunku do swoich przyjaciół.
No i strzelił sobie facepalma. Nie do końca ogarniam dlaczego, bo przecież się przyznałam, prawda?...
- Nie mówiłem o tym! – ahaa! No to teraz tłumaczy, dlaczego on sobie w pysk daje! Ja myślałam, że bez powodu!... – Po jaką cholerę ja się tu tyle produkuję, kiedy ty w ogóle nie rozumiesz, o czym ja mówię?
- Nie wiem. – odparłam zgodnie z prawdą. No co? Kazał mi nie kłamać, tak? No to nie kłamię, tak? To czemu on się na mnie tak gapi?
- Ty mi robisz na złość, tak? – ej. On znowu ma ten tik nerwowy. W sensie, powieka mu drga. Powinnam mu zwrócić na to uwagę? Pewnie rozedrga się na całego jak ostatnio... to może jednak mu nic nie powiem...
Potrząsnęłam głową w odpowiedzi na jego agresywne pytania, a on pochylił się nad wysepką tak, że jego twarz znalazła się przed moją w odległości pewnie z dwudziestu centymetrów i poczułam się niepewnie. BARDZO niepewnie.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Słuchaj no. – warknął, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Nie będziemy cofać się do punktu wyjścia, kobieto. – wycedził, a przez całe moje ciało przeszły elektryzujące dreszcze. O matko. Ten niski głos na mnie działa!... O matko! – Więc... – urwał i wziął głęboki oddech, masując sobie skronie. Gapiłam się na niego ze zmarszczonym czołem i nagle bum! Nagle zrozumiałam, co go tak denerwowało. Utrudniałam coś, co i tak było wystarczająco skomplikowane i doprowadzałam go tym do szału. Pytanie tylko brzmi – po co?
Bo taka już byłam. Odpychałam wszystkich swoim chłodem i zgryźliwością. Ale jego nie chciałam odpychać. Chciałam go mieć blisko.
Tylko jak on może chcieć być blisko, kiedy ja byłam taka... problematyczna?
- W porządku. – mruknęłam, wzdychając, a on natychmiast podniósł na mnie swoje oczy, znów przerażając mnie swoją intensywnością. – W porządku. Pytaj o co chcesz, od dzisiaj nie będę kłamać. – oznajmiłam, wciąż nie będąc całkowicie przekonana do tego pomysłu. Ale on na to zasługiwał, więc nieważne, czy uważałam to za bezpieczną ideę. – Ufam ci. – dodałam, czując, że zaczyna mi się robić gorąco. O mamo, to wyszło z moich ust tak łatwo, że pewnie cholerne „kocham cię” wyszłoby równie gładko! Jestem dziwakiem! Nie myśl o tym!
Jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu i moje serce roztrzepotało się boleśnie. Uh, przestań tak robić, kiedy ja nie mogę cię dotknąć... o Boże, czy ja właśnie pomyślałam o dotykaniu Kaulitza?... Pomocy! Coś niedobrego się ze mną dzieje!

O nic nie pytał. Nie żeby to nie było mi na rękę, ale musiałam przyznać, że poczułam się TROCHĘ wybita z rytmu. No bo przecież o to się wściekał, tak? Że bajeruję. No to mógł się spytać, a ja bym mu powiedziała tym razem prawdę, tak? Znaczy... w miarę możliwości. No bo jakby się spytał o... o cokolwiek związanego z nim to pewnie bym skłamała... nieważne.
Gadaliśmy tak chwilę o bzdurach (bo on zmienił temat, jakby nie przejął się tym, że mu powiedziałam, że mu ufam, choć jak na mnie to było duże wyznanie, ale co tam. Najwyraźniej nie wszyscy to doceniają), aż nadszedł Georg, co w sumie logiczne. On zawsze napatacza się wtedy, kiedy nikt go nie chce. Choć jakby się nad tym zastanowić dogłębniej, to może mnie uratował od jakiejś idiotycznej wpadki, no bo w końcu kto to wie, co Kaulitzowi chodzi po głowie?
Tak czy siak, dziewczyny zobaczyłam dopiero następnego dnia. Jakimś cudem zebraliśmy się wszyscy na śniadaniu, które heroicznie postanowiłam przyrządzić. Jeśli wstałam wcześniej, niż ustawa przewiduje, to można było to jakoś wykorzystać, nie? Więc wstałam po siódmej, zwlokłam się z łóżka pod długi i orzeźwiający prysznic. Ogarnęłam się w lustrze i pierwsze co na dole zrobiłam to odpalenie kawy. Znając życie to wszyscy się na nią rzucą. Ze mną włącznie.
Zrobiłam więc jajecznicę i niech lepiej nikt nie pyta, ile jajek zużyłam, bo zawał gwarantowany. Oni tutaj naprawdę dużo jedli.
I kolejny raz poczułam się jak w domu, gdy za każdym razem otwierałam jakąś szafkę, czy zaglądałam do jakiejś szuflady. Wszystko było na swoim starym miejscu, więc znałam kuchnię jak własną kieszeń. Czasami mi się wydawało, że ogarniałam się w niej bardziej, niż bliźniacy.
Może wszystkich dobudził zapach bekonu, a może po prostu obudzili się sami z siebie, ale jakimś cudem na parter zwalili się dosłownie wszyscy, jeden za drugim, co było naprawdę zaskakujące.
Każda twarz z wyrazem niedospania, od którego chciało mi się śmiać. No bo nawet Gustav... dobra, zwęszam tu złe rzeczy, powinnam zmienić temat.
- Jesteś geniuszem kulinarnym... – wyjęczał Georg, nakładając sobie swoją porcję na talerz. – Wyjdziesz za mnie? – spytał z głupawym wyrazem twarzy, a Chloe prychnęła rozbawiona.
- Eee Georg, ona przecież jest zajęta. – powiedziała tonem, jakby to była najoczywistsza oczywistość. Poczułam, że robi mi się gorąco i mimowolnie zerknęłam na Billa, który był w trakcie nalewania sobie kawy.  Nasze spojrzenia się zetknęły i zawrzałam ogniem, gdy to nowe niebezpieczeństwo znowu się pojawiło.
- Jak to jest zajęta, skoro przyjechała tu sama? Pleciesz głupoty, Chloe.
Nawet nie zareagowałam. Zaschło mi w ustach i mimowolnie zwilżyłam wargi językiem. Bill nagle wciągnął powietrze i gwałtownie odwrócił się do mnie plecami.
- Georg, skończ ten temat, albo wróć do niego w późnej starości.
Co się stało? Co ja zrobiłam, że on tak po prostu...?
A niby to ja jestem dziwna, pfff.
Usiadłam do stołu i zajęłam się jajecznicą, ani razu podczas śniadania nie zaszczycając młodszego Kaulitza swoim wzrokiem. Kretyn. Ja za każdym razem otwieram się pod jego spojrzeniem, a on... Dlaczego ja się w ogóle wściekam? Przecież on tego pewnie nie widział. Jezu, ja mam za bardzo popieprzony umysł. Zachowuję się jak bachor.
A potem każdy zaczął mówić jeden przez drugiego, napełniając kuchnię życiem i zapomniałam, że Bill zasiadł do stołu jako ostatni, nie odzywając się za wiele, co było dosyć dziwne jak na niego. Co jakiś czas wtrącałam się do idiotycznych rozmów, próbowałam udawać, że nie widzę intymnych gestów między Tomem i Sashą i Chloe i Gustavem, bo czułam się przez to głupio i nie wiedziałam, gdzie mam oczy podziać. Jedyną bezpieczną przystanią okazał się Georg, co było dość... tragiczne. Trudno było nawiązać z nim jakąkolwiek inteligentną rozmowę.
Po śniadaniu dziewczyny wypchały facetów z kuchni pod pretekstem mycia naczyń i zgasłam jeszcze bardziej. Mycia naczyń, jaasne.
- I co? – Sasha spojrzała na mnie znacząco, gdy upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu. Zagryzłam wargę, zbierając brudne talerze, by włożyć je do zlewu. – Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię! – syknęła z morderczym wzrokiem wypalającym mi dziurę w twarzy. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu i westchnęłam z rezygnacją, odkładając masło do lodówki.
- Nie przeczę, że nie wiem, o czym mówisz. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu nie mam ci nic do powiedzenia. – dodałam, pochylając się, by związać już suche włosy gumką.
- Jak to nie masz nic do powiedzenia? To na co ty czekasz? Na znak z nieba? – spytała z ironią i aż zgrzytnęłam zębami. Jak ja nienawidziłam... spokojnie. Tylko spokojnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści i na chwilę przymknęłam oczy, by odegnać wybitnie negatywne emocje, nakazujące mi przywalić jej w twarz, aż jej złamię nos.
- Po pierwsze to nie do końca jest twój interes. – zaczęłam chłodno, cedząc każde słowo, by do niej lepiej dotarły. – A po drugie uprzejmie proszę o niestosowanie wobec mnie tej taniej ironii, bo się pokłócimy. - ostrzegłam, ale najwyraźniej jej to nie interesowało. A Chloe tylko gapiła się na nas z uniesionymi brwiami. Jeszcze nigdy nie żarłyśmy się tak często jak w przeciągu tych ostatnich kilku miesięcy. Ale Sasha pozwalała sobie na zbyt dużo i dzisiaj dała tego kolejny przykład.
- Jeśli myślisz, że tym razem znowu będziesz się opierdalać jak ostatnim razem to jesteś w błędzie! Nie pozwolę na to, byście się znowu szarpali, więc z łaski swojej przestań zachowywać się jak dzieciak i zrób coś! Myślisz, że tylko on będzie ci nadskakiwał?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co?! To działa...
- DOŚĆ! – ryknęłam, czując, że robię się cała czerwona na twarzy. – Nie masz żadnego pierdolonego prawa decydować za mnie, czy za kogokolwiek innego i nie masz pierdolonego prawa mówić o tym wszystkim w taki sposób! Gówno cię to, kurwa, obchodzi! – wrzasnęłam i niemal wyleciałam z kuchni, by jak najszybciej zejść jej z oczu, zanim zrobi się naprawdę niebezpiecznie. Kątem oka widziałam w salonie bliźniaków, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej, bo mogłam się założyć, że słyszeli nasze krzyki. Ugh, Sasha, zamorduję cię!
- I co, myślisz, że jak sobie teraz pójdziesz to sprawa się sama załatwi?!
Nosz kurwa mać. Czy ona nie widzi, że tam siedzi Bill?!
- Czy ty masz, do kurwy nędzy, jakieś problemy, czy co ci odpierdala?! – odwróciłam się do niej gwałtownie, mrużąc oczy.  – Jesteś aż tak upośledzona, że nie rozumiesz, co do ciebie mówię?!  A może chcesz, żebym to ja się na ciebie uwzięła?! ODPIEPRZ SIĘ!
- Hej, hej, hej! – Tom zerwał się z kanapy i zanim zdążyłam zwiać, był już przy nas i mierzył nas bacznym spojrzeniem. – Jeśli nie macie zamiaru zrywać z siebie ubrań, jestem zmuszony wam przerwać tę uroczą konwersację na rzecz zdrowotności umysłowej, okej? Co się dzieje?
- Zabierz swoją dziewczynę z dala ode mnie, bo najwyraźniej jej mózg stanął w miejscu i nie przetwarza informacji, czym doprowadza mnie do szewskiej pasji i zaraz zrobi się smutno. – wycedziłam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, ruszyłam do wyjścia na dwór. Nie będę się bawić w te gierki. Nie będę się zniżać do tego poziomu, by wdawać się w tak bezsensowną kłótnię. Nie będę...
- A teraz jak zwykle uciekniesz, tak? No proszę, cóż za nowość.
Ja. Pierdolę.
Wdech... i wydech... Wdech...
- Poprawię się. – zerknęłam na Toma znad ramienia, którego oczy wędrowały od Sashy do mnie i tak w kółko. – Zabierz ją, bo zaraz jej przyłożę tak, że wyląduje w szpitalu ze złamanym nosem. Nie myśl, że nie umiem. Ojciec mnie nauczył. – otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia na dwór i wejścia w samochód i odjechania w pizdu, a nawet jeszcze dalej. Jak zwykle jednak na zamiarach się skończyło.
W progu stała niska brunetka, która patrzyła na mnie z dziwnym uśmieszkiem na ustach.
- Alishia. – zauważyłam. No to jej przywaliłam.

><><><><><><><><><><><

Sesese xD

5 komentarzy:

  1. Kurwa cię mać! Kiedy w końcu wydarzy się coś dobrego między Nataszą i Billem? Toć przecież tak nie można w nieskończoność!!! Ja pierdole nooooooo to nawet w prawdziwym życiu nigdy tak nie ma, nigdy tyle czasu ludzie nie udają kiedy tak wszystko widać jak na tacy. Trzeba porozmawiać! Kurwa kurwa kurwa niech się prześpią ze sobą to im ciśnienie zejdzie i już. ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja już yen Nataszy w tym, momencie nie kumam za cholerę :D Albo ja coś pokręciłam, bo ostatnio przytomna nie jestem ;/ No tak czy siak... przerąbene jest z Billem, nie ma co, ale to nie jest tak, że rzeczywiście powinno się to powoli wyjasniac? to takie pczywste, a ci ani be, ani me, haha xd No nic, cvzekam na enxta i pozdrawiam! :D I przepraszam ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto to Alishia? o.O

    OdpowiedzUsuń
  4. WTF..?o_O Co się dzieje z Nataszą i Sash? One powinny się wspierać a nie kłócić.. Z jednej strony Sasha ma rację, ale z drugiej też powinna zrozumieć Nataszę.. Trudna sytuacja.. Mam nadzieję, że nie będą się złościć na siebie długo..;)
    Hahahahah xd Geo się oświadczył Nataszce ;DD.. Muszę przyznać, że odważny jest, bo po tym jak chciała go zabić to raczej mało kto by się odważył mieć taką żonkę ;DD..
    Ale Chloe wypaliła z tym, że Nataszka jest zajęta.. W sumie nie wiem jak mam rozumieć zachowanie Billa.. On wiedział, że jej chodziło o niego, czy może myśli, że Natasza ma innego?
    Trochę się ciągnie sprawa między Billoszem a Nataszą.. Ale widocznie taka Twoja koncepcja, więc nie mamy tu nic do gadania tylko czekać aż się wyjaśni :))..
    I kto to do kurwy nędzy jest Alishia?! Bo z tego wszystkiego, to ona najbardziej mnie zaintrygowała.. Bo we wcześniejszych odcinkach chyba jej nie było..;D Przynajmniej sobie nie przypominam takiej osóbki ;))..
    Także czekam na nexta ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. ehh ... ;)) brawo super odc choć burzliwy od co ;P

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D