piątek, 21 września 2012

Scene XXXV

Pocieszenie takie, że udało mi się napisać kolejny rozdział i być może nie będzie zastoju! Może xD


><><><><><><><><><><><><


Miałam mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Jakimś cudem trzymałam się z daleka od mamy przez prawie miesiąc i nie pożegnałam się z nią. Więc to nie jest takie zadziwiające, że jednak czuję wyrzuty sumienia, prawda? Może postąpiłam trochę za ostro... Przecież to nie była tak całkowicie jej wina. Ona go nie zmuszała...
Wzdrygnęłam się.
Nie będę o tym myśleć. Mam wystarczająco dużo powodów jak to, że powinnam chyba odezwać się do tego Tomasza.
I za kilka godzin spotkam się twarzą w twarz z tą cholerną pierdołą, która mnie kocha. O matko...
Czasami denerwowałam się tak, że chciało mi się wymiotować, przysięgam. I im dłużej o tym myślałam, tym bardziej to mi się nie podobało. To całe zdenerwowanie i zadowolenie graniczące z tratującym wnętrzności szczęściem sprawiało, że czułam się zmęczona i miałam ochotę zawrócić i schować się za bagażnikiem Chevy’ego. Na dodatek nie mogłam się skupić na jeździe samochodem. Raz jakimś cudem zgubiłam dziewczyny i mimo wrzeszczącego GPS-a, skręciłam nie w ten zjazd z autostrady i zaczęłam się kierować za innym Buickiem. Innym razem, kiedy to ja prowadziłam cały korowód, zadzwonił telefon i omal nie wjechałam w dupę jakiemuś BMW z przerażenia. Trzecim razem dostałam mandat. To już nieważne za co.
Miałyśmy za to dwie godziny opóźnienia.
Byłam wściekła. Choć na pewno nie tak jak dziewczyny. No ale starałam się o tym nie myśleć. Więc sobie podśpiewywałam piosenki z radia.
- I’m at a payphone trying to call home. All of my change I spent on you. – próbowałam nie myśleć w ogóle o czymkolwiek. Piosenki były chwytliwe, więc ja...
Wjechałyśmy właśnie do Kalifornii i wszystko wypierzchło z mojego umysłu. Szlag. Już tak mało czasu zostało...
Mój telefon zaczął wibrować szaleńczo i w głowie przeleciała mi szybka modlitwa, by to nie był pieprzony Kaulitz. Wzięłam głęboki wdech i zerknęłam na wyświetlacz.
- Co za żal. Czemu ja w ogóle świruję? – bo boję się go usłyszeć, choć niedługo będę... o Boże! Pieprzone motylki w żołądku! Pomocy! – Nooo? – odebrałam połączenie od Chloe. Jechałam po środku, żeby mnie żadna nie zgubiła, co było doprawdy niefajne i uwłaczało dumie. Wiec Ruda jechała za mną, a blondyna przede mną.
I właśnie mi się przypomniało, że były na mnie złe za opóźnienie.
- Nie jedziesz za Sashą, głąbie! – kurwa!
- Jak nie jadę za Sashą, kiedy wyraźnie widzę przed sobą granatową Altimę! – zaoponowałam, mrugając oczami. No kurwa. Co jest ze mną niehalo, że one znowu coś ode mnie chcą?!
- Sprawdź skąd ta Altima jest. – warknęła na mnie, dosłownie wywarkując każde słowo i przełknęłam głośno ślinę. Nie podobało mi się to. To ja zawsze byłam tą złą dziewoją zza siedmiu mórz, siedmiu gór i siedmiu tysięcy kilometrów. – I zjedź na lewy pas i podgoń do tego samochodu, za którym powinnam się trzymać, do cholery. – dodała, a ja podjechałam do Nissana, by przyjrzeć się rejestracji.
- Kurwa, Nevada! – wymsknęło mi się i nieomal sobie przywaliłam w twarz. Szlag, ona nie musiała tego wiedzieć.
Z drugiej strony i tak wiedziała.
- Co się z tobą... nie, przecież to takie jasne. – usłyszałam w telefonie i zaczęło mi się robić gorąco. Skręciłam na lewy pas, by odszukać Sashę, zanim mi całkiem odbije i kogoś zabiję. – Natasza, ja wiem, że to idiotyczna prośba z mojej strony, ale ogranicz się z tym myśleniem o Kaulitzu, bo to się robi trochę niebezpieczne, okej? – zgrzytnęłam zębami, gdy to usłyszałam. Niech piekło pochłonie Billa! Niech go... Kurwa! Co on mi robi, do cholery?! – Tylko trochę?
Wybełkotałam coś nieskładnego w odpowiedzi i się rozłączyłam, rzucając telefon na fotel.
Głupi Kaulitz. Głupi, głupi, głupi, głupi.
I jeszcze na dodatek dzisiaj do mnie dzwonił i się pytał, czy wszystko w porządku i kurwa, myślę sobie „dlaczego do mnie, a nie do Sashy?!”.
Znaczy... to nie jest dokładnie tak, że mi się nagle wszystko odwidziało, czy coś... po prostu... z dnia na dzień to się pogarsza. I jestem z tego powodu wściekła. Co , jak zwykle, jest niedopowiedzeniem.
I aż do dzisiaj wszystko trzymałam pod kontrolą. Widocznie świadomość, że jestem już coraz bliżej, odejmuje mi zdrowy rozsądek. Albo w ogóle spakowała go w paczuszkę i wysłała do Polski.
Ja próbuję, do cholery! Robię wszystko, by to powstrzymać, ale to jest tak, jakbym miała jakiegoś wirusa w swoim ciele, który żyje własnym życiem. One nie wyglądają w taki sposób i nie rozumiem tego. Wygląda na to, że tylko ja tak świruję i nie podoba mi się to. I prawdopodobnie denerwuję się właśnie tym.
Że on zobaczy, jak bardzo oszalałam na jego punkcie.
Wzdrygnęłam się po raz setny tego dnia.
Wibracje w telefonie sprawiły, że strzeliłam sobie z otwartej ręki w czoło.
Miałam szukać Sashy!
Pfff, nie odbiorę.
Nabrałam głęboko oddech i wypuściłam go ze świstem. Spokojnie... tylko spokój może cię uratować od katastrofy nuklearnej.
Altima. Masz znaleźć Nissana Altimę i trzymać się go.
Przetarłam oczy, uważając na makijaż, który zaserwowała mi dzisiaj Chloe i zagryzłam wargę. Skup się teraz, to dobre ćwiczenie, kiedy będziesz musiała się powstrzymywać... o matko! Znowu motylki!
Nie myśl! Nie myśl o nim!
Altima! Widzę cię!
Jęknęłam głośno, potrząsając głową. To się nie może dziać naprawdę. Przecież ja nigdy nie zachowywałam się tak nieroztropnie, a teraz... jak głupia, zakochana nastolatka. Jakbym nie miała mózgu.
Czy ja w sumie siebie teraz nie obrażam?
Pomyśl o czymś innym.
- Tak, to na pewno Sashy... – mruknęłam do siebie, widząc rejestrację z napisem „Michigan”. – W porządku. Jeszcze... – zerknęłam na GPS-a i mój żołądek związał się w supeł. Kurwa. Wykorkuję.
Jeszcze trzy godziny i czterdzieści minut w zaokrągleniu. I go... szlag, nie myśl!
Boże, jakie to idiotyczne! Jak nie myślę o matce – czyli o tym, o czym nie powinnam – to myślę o Kaulitzu – czyli o tym, o czym nie powinnam! Czemu ja jestem taka monotematyczna?!
Strzeliłabym sobie w policzek, ale moje ręce tak się trzęsą, że prawdopodobnie przywaliłabym sobie mocniej, niż bym sobie tego życzyła. Cała się trzęsę. Dlatego jadę jak kretynka. Jak pierwszego dnia nauki jazdy.
Najchętniej zrobiłabym sobie przerwę, ale i tak mamy już spore opóźnienie, więc dziewczyny wściekłyby się jeszcze bardziej, a mi jakoś nie do końca podobała się ta opcja. Nie powinnam doprowadzać je tak do szału, szczególnie, że są dla mnie takie wyrozumiałe.
Nie zapytały o nic. W ogóle. Nawet, kiedy widziałam w ich oczach, że cisnęło im się to na usta. Uszanowały  to, że nie chcę o tym mówić.
Miłe ciepło rozprzestrzeniło się w moim żołądku i uśmiechnęłam się lekko.
Byłam im wdzięczna. Choć z mojej strony to było odrobinę niefair, że trzymałam ich w takiej niewiedzy. Ale wystarczająco przerażające było to, że jeśli chciałam cokolwiek pchnąć do przodu, to coś, co było między mną, a głupim Kaulitzem, to musiałam mu to powiedzieć. Musiałam być z nim szczera, choć i tak jestem pewna, że on to wie.
Ale zapewne nie spocznie, póki nie usłyszy tego z moich ust.
Wzdrygnęłam się ponownie.
Jeśli będzie tak warto, jak mi się wydaje, zrobię to.
Ale jak ja miałam to wszystko... Powinnam mu jakoś... dać znać?... Coś powiedzieć?...
To była kolejna rzecz, o której nie chciałam myśleć, ale wiedziałam, że musiałam. Musiałam obmyślić jakiś plan, bo za nic nie chciałam przyjechać tam całkowicie bez jakiejkolwiek obrony. Bez niczego. Wystawiona na niego z uczuciami wymalowanymi na całym ciele.
Po moim trupie.
Znaczy... ja próbowałam myśleć o tym wcześniej. Wpadłam na to jakiś tydzień temu, ale tego samego dnia dostałam okresu i wszystkie myśli, prócz tej stałej pt. „Czemu go tu nie ma, kiedy umieram?!...”, wypierzchły z mojego umysłu. A potem zaabsorbowałam się pakowaniem, choć właściwie ja nie musiałam nic robić, bo wszystko było w swoich walizkach już dawno. No ale pozostawała jeszcze Chloe, która lubiła chować rzeczy Bóg wie gdzie, a potem lamentować, że nie może ich znaleźć. W przeddzień wyjazdu naprawdę poszłyśmy późno spać.


Cała ta napięta sytuacja działała jak zamknięte koło. Każda starała się na nikogo nie denerwować, bo oczywiście każda była już w swoim świecie od pierwszej minuty wyjazdu z parkingu przy apartamencie blondynki. Więc każda rozumiała, prawda? Ale wystarczyło tylko jedno zagapienie się brunetki i nagle robiło się wielkie „BUM!”. Wysoki stan emocjonalny sprawiał, że żadna sobie nie radziła ze sobą samą, a co dopiero z wyskokami kogoś innego.
Ona sama nie wiedziała, ile razy imię „Gustav” przeleciało jej przez głowę. To się stawało nie do pomyślenia, że mogła odczuwać to tak silnie. Wiedziała, że Natasza denerwowała się, że tylko ona zachowuje się jak dzieciak, kiedy i Chloe i Sasha trzymały się w ryzach. I małą część jej duszy to cieszyło.
Natasza, zawsze taka opanowana, zimna i sztywna, zachowywała się teraz tak, jakby postradała ostatnie szare komórki. No ale rzadko się cieszyła. W większości czasu wściekała się na jej głupotę. Gdyby nie mandat, już by były na miejscu.
A tak to jeszcze dwie godziny  zostały do ciepłych ramion jej chłopaka. Jeszcze dwie godziny do jego ust. Dwie godziny do jego ciała.
Oh, jak bardzo była sfrustrowana, to sobie nawet niewinna Natasza nie wyobrażała.
A gdyby dostawała dolara za każdego „Gustava” w jej głowie, z pewnością miałaby teraz potrojoną sumę skradzionych pieniędzy rodziców.
Nachmurzyła się.
Odkąd wyprowadziła się z domu, ojciec i matka zadzwonili do niej tylko raz – trzy dni po jej zniknięciu. Nie zauważyli jej zniknięcia, tylko zniknięcia pieniędzy.
Jej wargi wykrzywiły się w mściwym uśmieszku, kiedy sobie przypomniała sobie tą krótką, acz treściwą konwersację.
„- Wiesz może co się stało z sześćdziesięcioma tysiącami dolarów, które były w sejfie? – głos ojca był chłodny i pewnie wcześniej by się przestraszyła, ale było już za póżno. O wiele za późno.
- A wiesz co się stało z waszą córką? – odparła spokojnie, przygryzając czekoladowego wafelka. Widziała wyczekujące spojrzenie Sashy, ale tylko przewróciła oczami, dając jej znać, że to nic poważnego.
- O czym ty mówisz? Nie zmieniaj tematu. – oczami wyobraźni widziała, że na jego twarzy pojawił się ten groźny wyraz, który mówił, że zaraz zacznie się burza. – Gdzie są pieniądze?
- Przez całe życie miałam pieniądze zamiast rodziców, więc... emm... chcąc mieć przy sobie rodziców, zabrałam pieniądze. Postąpiłam analogicznie, prawda? – nie czekając na odpowiedź, uśmiechnęła się do siebie. – Idę z rodzicami na zakupy, na razie. – i nacisnęła czerwony guzik, przerywając rozmowę.
- Pojechałaś po bandzie. – zauważyła słusznie blondynka, a rudowłosa roześmiała się, mrugając niewinnie oczami”
Miała potem wyrzuty sumienia. Ale gdy w końcu była w stanie spojrzeć na to trzeźwym okiem, przyznała sobie punkt.
Poczuła się żywiej.

To nie było dokładnie to, że myślała tylko o starszym bliźniaku. Była zmartwiona, ponieważ one nie widziały co to znaczy żyć z kimś sławnym. Całe te wakacje były dokładnie zaplanowane, każde głupie posunięcie. Brunetka śmiała się z nich, że nie mogą być tacy znani, bo nigdy nie widziała paparazzi, nie licząc momentu, kiedy musiała przed nimi uciekać z powodu zakładu, ale ona nic nie wiedziała. Nie wiedziała nawet, jaką burzę wywołał Bill Kaulitz uciekający z nieznaną dziewczyną. Nie wiedziała, że przez dłuższy okres próbowali się o niej czegoś dowiedzieć, ale pomysł okazał się fiaskiem. Nie wiedziała, że wokalista przeszedł przez masę wywiadów, tłumacząc się z tej sytuacji, zaprzeczając, że brunetka jest jego dziewczyną. Nie wiedziała nic. Dokładnie tak samo jak Chloe.
Nie będą mogły pójść w publiczne miejsce, nie będą mogli spokojnie spędzić wspólnie czasu, ona znała to wszystko. A jeśli zdecydują się to wszystko ujawnić? Byłoby znacznie gorzej. Szczególnie po tym, jak ich ostatnia płyta okazała się tak wielkim sukcesem, że dopiero niecały miesiąc temu skończyli trasę koncertową i mają wolne ciągle nie wiadomo jak długo. Utarło się, że specjalnie dla niej robią sobie wakacje w czasie jej wakacji, by móc spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Ale tym razie wszystko było takie niepewne...
Nie chciała sobie zawracać tym głowy. Chciała tylko myśleć o tym, że w końcu zobaczy jej ukochanego po tylu miesiącach rozłąki. Nie potrafiła.
Jej czarnowłosa przyjaciółka nie znosiła być w świetle reflektorów. Nie lubiła, gdy ktoś zwracał na nią uwagę.
Może być problem. To, czego jeszcze tak naprawdę nie ma, może mieć naprawdę wiele trudności w przetrwaniu. A ona martwiła się o swoich przyjaciół i chciała dla nich jak najlepiej. I chciała, by w końcu wszystkim się poszczęściło. Chciała, by każdy był osobę, która byłaby dla niego wsparciem...
No cóż... Należy o to powalczyć. A ona będzie walczyła dla każdego tak mocno jak dla samej siebie.


Czy ja już mówiłam, że to, że się denerwowałam, było niedopowiedzeniem? Przypuszczam, że to zrobiłam, ale się powtórzę.
Zdenerwowanie to niedopowiedzenie!
Do cholery! Jak można normalnie egzystować, kochając kogoś do niemal nieprzytomności?! I wiecie co?! To się sprawdza, to nie jest tylko czcze gadanie! Ja prawie mdleję na myśl, że jesteśmy już w Los Angeles i tylko kilkanaście mil mnie dzieli od tego debila!
Jeśli wcześniej uważałam, że się trzęsę, to teraz mam padaczkę i to wcale nie jest sposób na wyśmianie tych, którzy na to chorują. Ja po prostu mówię, że dygoczę jak wściekła i mam mroczki przed oczami! I znowu omal nie wjechałam w samochód. Ale się teraz nie zatrzymam. Gdzieś tam na dnie czai się jakaś wściekła radość, która była i jest nie do okiełznania.
Chciało mi się od tego płakać i serce waliło mi szaleńczo, jakby biegło tuż przede mną, jakby mnie kierowało do Kaulitza. Nie zatrzymywałam go. Sama co jakiś czas się zapędzałam i w ostatnim momencie reagowałam na znacznie przekroczoną prędkość. Ale to nie była do końca moja wina, bo w końcu ja tylko śledziłam Sashę, prawda?
Może ona wcale nie była tak spokojna, jak to starała się pokazać?...
Z resztą, kogo to obchodzi, tak naprawdę? Raz na jakiś czas można było się zachować jak dzieciak. Miałam to gdzieś. Na paręnaście minut.
Jedno z niewielu pocieszeń to to, że na szczęście mam zajęte ręce, bo przysięgam, że to... coś sprawiało, że chciałam zacząć obgryzać paznokcie. Ugh, to straszne. Nienawidzę być zakochana i wiedzieć, że obiekt moich uczuć też mnie... kocha.
ZNOWU TE MOTYLKI!
Fuck, fuck, fuck, fuck!
Pisnęłam w bardzo nieprzyzwoity sposób i serce podeszło mi do gardła, gdy skręciliśmy na tą cholernie znaną ulicę, przy której stał ten cholerny dom, który był w posiadaniu tych cholernych bliźniaków, z których tym młodszym był ten cholerny Bill, którego w cholerę kochałam! Kurwa, na pomoc! Ja tam zrobię z siebie kretynkę! Na pomooooc!
Ale na pomoc było już za późno. Widziałam, jak czarna brama się otwiera i Sasha już tam wjeżdżała i gdybym chciała uciec, skompromitowałabym się jeszcze gorzej, niż w chwili wyjazdu z tego przeklętego domu. A wtedy moja duma ległaby w gruzach, spalona na popiół.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, gdy po przekroczeniu wjazdu zobaczyłam całą czwórkę na dziedzińcu. Oni tam byli. I ja ich nie widziałam prawie cały rok, bo bałam się otworzyć jakąkolwiek stronę internetową i nawet nie wiedziałam, czy oni w jakikolwiek sposób zmienili się z wyglądu i... o kurwa!
W ostatniej sekundzie udało mi się zahamować, by nie wjechać w zderzak Altimy.
Oddychałam głośno, znowu mając te mroczki przed oczami, nie mówiąc już o pieprzonym bólu żołądka, który dał o sobie znać w bardzo ekspresyjny sposób. O Boże, który nie istniejesz, zrób coś. Zrób coś!...
Podniosłam wzrok znad tablicy rozdzielczej i zamrugałam oczami. Cholera, Sasha już dawno wyleciała z samochodu! Obróciłam się szybko i zanim mój wzrok padł na Buicka, zdążyłam zarejestrować, że tam już wszyscy się witają, a ja siedzę jak ta ostatnia kretynka w tym samym miejscu! Kurwa! Zawsze coś spieprzę!
- Okej... spokojnie... – zaczęłam do siebie mamrotać i zgasiłam silnik. Szybko przeżegnałam się w duchu, odpięłam pasy i powoli wysiadłam z samochodu, dokładnie przyglądając się stopom, by się o nic nie potknąć. To by było możliwe. Przez tego idiotę sama się zachowuję jak idiotka.
Moje palce zdążyły opuścić bezpieczną przystań ciepłej maski samochodu i usłyszałam głośne:
- Nataszaaaa! – i zatonęłam w niedźwiedzim uścisku tej pierdoły, Georga. – Sto lat się nie widzieliśmy! – ryknął mi do ucha i westchnęłam.
Welcome home. Nic, a nic się nie zmienił, a ja muszę przyznać, że nawet mi tego brakowało. Co nie świadczy o mnie za dobrze.
- Yeah, bez ciebie strasznie się te sto lat dłużyło. – odparłam w jego wielką klatę, a on zaśmiał się radośnie i ścisnął mnie jeszcze mocniej, aż zaczęło mi brakować powietrza w płucach. – Geooooorg, udusisz mnie... – wystękałam i nagle mnie puścił i zakręciło mi się w głowie. – O matko, twoje uściski mnie kiedyś zabiją... – i miałam zamiar coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy go zobaczyłam i zaschło mi w ustach i koherentne myśli poleciały do Nibylandii na wakacje.
Stałam tam jak słup soli, a moje oczy chłonęły jego sylwetkę, jego twarz, jego... znowu brakowało mi powietrza. Ale to już zdecydowanie nie przez łapska Georga.
I on odwrócił się do mnie, puszczając Chloe i nasze oczy się spotkały i poczułam, jak moje policzki czerwienią się gwałtownie.
Oddychałam z trudem, a moje serce uderzało tak szybko, że niemal zlewało się w jedno długie „BUM!”. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, a jego ciało mnie kusiło i żądało, bym podeszła do niego i je dotknęła.
Zamrugałam oczami, wyrywając się z transu, w jaki wpadłam przez brązowe tęczówki, które obserwowały mnie bacznie.
Cholera. Coś się zmieniło. Coś... coś...
Ponownie podniosłam wzrok, by upewnić się, czy to nie było chwilowe, ale on już szedł w moim kierunku i już wiedziałam, że to było zdecydowanie permanentne.
Sapnęłam, gdy jego gorące ramiona mnie objęły i przypomniało mi się, że powinnam oddychać. Zamknęłam oczy, wtulając się w niego ufnie, chłonąc bezpieczeństwo z domieszką dziwnego niebezpieczeństwa, które wcześniej błyszczało w jego oczach. Nie interesowało mnie to, że to nie było w moim stylu, by pokazać, jak bardzo mi zależało na tym spotkaniu.
Jego dłonie spoczęły pewnie na moich plecach, co jakiś czas zmieniając swoje położenie, posyłając mi elektrycznie impulsy i to było to. To było to niebezpieczeństwo. Coś, czego nie znałam i coś, czego chciałam, a czego się bałam.
- Tęskniłem za tobą, Natasza. – wymruczał niskim głosem i zachłysnęłam się głośno powietrzem, a mój zmysł powonienia zatopił się w jego zapachu i powoli przeniosłam zaciskające się ręce na jego plecy i wiedziałam, że zrozumiał. Nie umiałam ubrać w słowa tego, co miałam na myśli. Jak bardzo za nim tęskniłam.
Jego dłoń wsunęła się w moje włosy i wtedy przekroczyłam próg domu.


><><><><><><><><><><

Wybaczcie błędy, ale za zimno mi w palce, by je wyszukiwać o_O 

6 komentarzy:

  1. o jaaaaaaa cjeeeeee nieeeeem mogeeeee ! dziubasss jak ty mnie doprowadzasz kurwa do szału tym, że kończysz w takich momentach oO a od czytania tych całych opisów emocji, jakie przeżywają "bohaterki" to aż mi samej się zrobiło gorąco xDD no kurdeee ja chcę juz następny ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa! Mega<3 Kocham,kocham, kocham. Jak ty może4sz kończyć w takim momencie? jesteś zła. Bardzo zła,a le i tak cię normalnie kocham xD Świetny odcinek, jak słodko pod koniec. ONAA

    OdpowiedzUsuń
  3. Odcinek faaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaajny i duzo sie dzieje, i ogolnie powinnam cos wiecej napisac niz fajny, ale leb mi napierdala jak jasna cholera i nie moge sie skupic ;/ Wiec dzisiaj musi ci to wystarczyc xD Oczywiscie czekam na kolejny piatkowy odcinek ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja cię kooooochaaaaam ^^ jesteś the best. XD Odwala mi ^^ Wcielam się w Nataszę, a ty mi tu kurwa pisz następny rozdział!!! O.O XD

    OdpowiedzUsuń
  5. No, takie rzeczy to się naprawdę genialnie czyta :D O rany rany rany, ta akcja pod koniec była genialna! Żorżu! Żorżu z Nataszą, no proszę... :D E tam, mi się podoba xd No bnic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. :)) Nowe miejsce nowy rozdział życia :D

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D