Pocieszenie takie, że udało mi się napisać kolejny rozdział i być może nie będzie zastoju! Może xD
><><><><><><><><><><><><
Miałam
mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Jakimś cudem trzymałam się z daleka od
mamy przez prawie miesiąc i nie pożegnałam się z nią. Więc to nie jest takie
zadziwiające, że jednak czuję wyrzuty sumienia, prawda? Może postąpiłam trochę
za ostro... Przecież to nie była tak całkowicie jej wina. Ona go nie
zmuszała...
Wzdrygnęłam
się.
Nie będę o tym
myśleć. Mam wystarczająco dużo powodów jak to, że powinnam chyba odezwać się do
tego Tomasza.
I za kilka
godzin spotkam się twarzą w twarz z tą cholerną pierdołą, która mnie kocha. O
matko...
Czasami
denerwowałam się tak, że chciało mi się wymiotować, przysięgam. I im dłużej o
tym myślałam, tym bardziej to mi się nie podobało. To całe zdenerwowanie i
zadowolenie graniczące z tratującym wnętrzności szczęściem sprawiało, że czułam
się zmęczona i miałam ochotę zawrócić i schować się za bagażnikiem Chevy’ego.
Na dodatek nie mogłam się skupić na jeździe samochodem. Raz jakimś cudem
zgubiłam dziewczyny i mimo wrzeszczącego GPS-a, skręciłam nie w ten zjazd z
autostrady i zaczęłam się kierować za innym Buickiem. Innym razem, kiedy to ja
prowadziłam cały korowód, zadzwonił telefon i omal nie wjechałam w dupę
jakiemuś BMW z przerażenia. Trzecim razem dostałam mandat. To już nieważne za
co.
Miałyśmy za to
dwie godziny opóźnienia.
Byłam
wściekła. Choć na pewno nie tak jak dziewczyny. No ale starałam się o tym nie
myśleć. Więc sobie podśpiewywałam piosenki z radia.
- I’m at a payphone trying to call home. All of my change I spent on you. – próbowałam nie
myśleć w ogóle o czymkolwiek. Piosenki były chwytliwe, więc ja...
Wjechałyśmy
właśnie do Kalifornii i wszystko wypierzchło z mojego umysłu. Szlag. Już tak
mało czasu zostało...
Mój telefon
zaczął wibrować szaleńczo i w głowie przeleciała mi szybka modlitwa, by to nie
był pieprzony Kaulitz. Wzięłam głęboki wdech i zerknęłam na wyświetlacz.
- Co za żal.
Czemu ja w ogóle świruję? – bo boję się go usłyszeć, choć niedługo będę... o
Boże! Pieprzone motylki w żołądku! Pomocy! – Nooo? – odebrałam połączenie od
Chloe. Jechałam po środku, żeby mnie żadna nie zgubiła, co było doprawdy
niefajne i uwłaczało dumie. Wiec Ruda jechała za mną, a blondyna przede mną.
I właśnie mi
się przypomniało, że były na mnie złe za opóźnienie.
- Nie jedziesz
za Sashą, głąbie! – kurwa!
- Jak nie jadę
za Sashą, kiedy wyraźnie widzę przed sobą granatową Altimę! – zaoponowałam,
mrugając oczami. No kurwa. Co jest ze mną niehalo, że one znowu coś ode mnie
chcą?!
- Sprawdź skąd
ta Altima jest. – warknęła na mnie, dosłownie wywarkując każde słowo i
przełknęłam głośno ślinę. Nie podobało mi się to. To ja zawsze byłam tą złą
dziewoją zza siedmiu mórz, siedmiu gór i siedmiu tysięcy kilometrów. – I zjedź
na lewy pas i podgoń do tego samochodu, za którym powinnam się trzymać, do
cholery. – dodała, a ja podjechałam do Nissana, by przyjrzeć się rejestracji.
- Kurwa,
Nevada! – wymsknęło mi się i nieomal sobie przywaliłam w twarz. Szlag, ona nie
musiała tego wiedzieć.
Z drugiej
strony i tak wiedziała.
- Co się z
tobą... nie, przecież to takie jasne. – usłyszałam w telefonie i zaczęło mi się
robić gorąco. Skręciłam na lewy pas, by odszukać Sashę, zanim mi całkiem odbije
i kogoś zabiję. – Natasza, ja wiem, że to idiotyczna prośba z mojej strony, ale
ogranicz się z tym myśleniem o Kaulitzu, bo to się robi trochę niebezpieczne, okej?
– zgrzytnęłam zębami, gdy to usłyszałam. Niech piekło pochłonie Billa! Niech
go... Kurwa! Co on mi robi, do cholery?! – Tylko trochę?
Wybełkotałam
coś nieskładnego w odpowiedzi i się rozłączyłam, rzucając telefon na fotel.
Głupi Kaulitz.
Głupi, głupi, głupi, głupi.
I jeszcze na
dodatek dzisiaj do mnie dzwonił i się pytał, czy wszystko w porządku i kurwa,
myślę sobie „dlaczego do mnie, a nie do Sashy?!”.
Znaczy... to
nie jest dokładnie tak, że mi się nagle wszystko odwidziało, czy coś... po
prostu... z dnia na dzień to się pogarsza. I jestem z tego powodu wściekła. Co
, jak zwykle, jest niedopowiedzeniem.
I aż do
dzisiaj wszystko trzymałam pod kontrolą. Widocznie świadomość, że jestem już
coraz bliżej, odejmuje mi zdrowy rozsądek. Albo w ogóle spakowała go w
paczuszkę i wysłała do Polski.
Ja próbuję, do
cholery! Robię wszystko, by to powstrzymać, ale to jest tak, jakbym miała
jakiegoś wirusa w swoim ciele, który żyje własnym życiem. One nie wyglądają w
taki sposób i nie rozumiem tego. Wygląda na to, że tylko ja tak świruję i nie
podoba mi się to. I prawdopodobnie denerwuję się właśnie tym.
Że on zobaczy,
jak bardzo oszalałam na jego punkcie.
Wzdrygnęłam
się po raz setny tego dnia.
Wibracje w
telefonie sprawiły, że strzeliłam sobie z otwartej ręki w czoło.
Miałam szukać
Sashy!
Pfff, nie
odbiorę.
Nabrałam
głęboko oddech i wypuściłam go ze świstem. Spokojnie... tylko spokój może cię
uratować od katastrofy nuklearnej.
Altima. Masz
znaleźć Nissana Altimę i trzymać się go.
Przetarłam
oczy, uważając na makijaż, który zaserwowała mi dzisiaj Chloe i zagryzłam
wargę. Skup się teraz, to dobre ćwiczenie, kiedy będziesz musiała się
powstrzymywać... o matko! Znowu motylki!
Nie myśl! Nie
myśl o nim!
Altima! Widzę
cię!
Jęknęłam
głośno, potrząsając głową. To się nie może dziać naprawdę. Przecież ja nigdy
nie zachowywałam się tak nieroztropnie, a teraz... jak głupia, zakochana
nastolatka. Jakbym nie miała mózgu.
Czy ja w sumie
siebie teraz nie obrażam?
Pomyśl o czymś
innym.
- Tak, to na
pewno Sashy... – mruknęłam do siebie, widząc rejestrację z napisem „Michigan”.
– W porządku. Jeszcze... – zerknęłam na GPS-a i mój żołądek związał się w
supeł. Kurwa. Wykorkuję.
Jeszcze trzy
godziny i czterdzieści minut w zaokrągleniu. I go... szlag, nie myśl!
Boże, jakie to
idiotyczne! Jak nie myślę o matce – czyli o tym, o czym nie powinnam – to myślę
o Kaulitzu – czyli o tym, o czym nie powinnam! Czemu ja jestem taka
monotematyczna?!
Strzeliłabym
sobie w policzek, ale moje ręce tak się trzęsą, że prawdopodobnie przywaliłabym
sobie mocniej, niż bym sobie tego życzyła. Cała się trzęsę. Dlatego jadę jak
kretynka. Jak pierwszego dnia nauki jazdy.
Najchętniej
zrobiłabym sobie przerwę, ale i tak mamy już spore opóźnienie, więc dziewczyny
wściekłyby się jeszcze bardziej, a mi jakoś nie do końca podobała się ta opcja.
Nie powinnam doprowadzać je tak do szału, szczególnie, że są dla mnie takie
wyrozumiałe.
Nie zapytały o
nic. W ogóle. Nawet, kiedy widziałam w ich oczach, że cisnęło im się to na
usta. Uszanowały to, że nie chcę o tym
mówić.
Miłe ciepło
rozprzestrzeniło się w moim żołądku i uśmiechnęłam się lekko.
Byłam im
wdzięczna. Choć z mojej strony to było odrobinę niefair, że trzymałam ich w
takiej niewiedzy. Ale wystarczająco przerażające było to, że jeśli chciałam
cokolwiek pchnąć do przodu, to coś, co było między mną, a głupim Kaulitzem, to
musiałam mu to powiedzieć. Musiałam być z nim szczera, choć i tak jestem pewna,
że on to wie.
Ale zapewne
nie spocznie, póki nie usłyszy tego z moich ust.
Wzdrygnęłam
się ponownie.
Jeśli będzie
tak warto, jak mi się wydaje, zrobię to.
Ale jak ja
miałam to wszystko... Powinnam mu jakoś... dać znać?... Coś powiedzieć?...
To była
kolejna rzecz, o której nie chciałam myśleć, ale wiedziałam, że musiałam.
Musiałam obmyślić jakiś plan, bo za nic nie chciałam przyjechać tam całkowicie
bez jakiejkolwiek obrony. Bez niczego. Wystawiona na niego z uczuciami
wymalowanymi na całym ciele.
Po moim
trupie.
Znaczy... ja
próbowałam myśleć o tym wcześniej. Wpadłam na to jakiś tydzień temu, ale tego
samego dnia dostałam okresu i wszystkie myśli, prócz tej stałej pt. „Czemu go
tu nie ma, kiedy umieram?!...”, wypierzchły z mojego umysłu. A potem
zaabsorbowałam się pakowaniem, choć właściwie ja nie musiałam nic robić, bo
wszystko było w swoich walizkach już dawno. No ale pozostawała jeszcze Chloe,
która lubiła chować rzeczy Bóg wie gdzie, a potem lamentować, że nie może ich
znaleźć. W przeddzień wyjazdu naprawdę poszłyśmy późno spać.
Cała ta
napięta sytuacja działała jak zamknięte koło. Każda starała się na nikogo nie
denerwować, bo oczywiście każda była już w swoim świecie od pierwszej minuty
wyjazdu z parkingu przy apartamencie blondynki. Więc każda rozumiała, prawda?
Ale wystarczyło tylko jedno zagapienie się brunetki i nagle robiło się wielkie
„BUM!”. Wysoki stan emocjonalny sprawiał, że żadna sobie nie radziła ze sobą
samą, a co dopiero z wyskokami kogoś innego.
Ona sama nie
wiedziała, ile razy imię „Gustav” przeleciało jej przez głowę. To się stawało
nie do pomyślenia, że mogła odczuwać to tak silnie. Wiedziała, że Natasza denerwowała
się, że tylko ona zachowuje się jak dzieciak, kiedy i Chloe i Sasha trzymały
się w ryzach. I małą część jej duszy to cieszyło.
Natasza,
zawsze taka opanowana, zimna i sztywna, zachowywała się teraz tak, jakby
postradała ostatnie szare komórki. No ale rzadko się cieszyła. W większości
czasu wściekała się na jej głupotę. Gdyby nie mandat, już by były na miejscu.
A tak to
jeszcze dwie godziny zostały do ciepłych
ramion jej chłopaka. Jeszcze dwie godziny do jego ust. Dwie godziny do jego
ciała.
Oh, jak bardzo
była sfrustrowana, to sobie nawet niewinna Natasza nie wyobrażała.
A gdyby
dostawała dolara za każdego „Gustava” w jej głowie, z pewnością miałaby teraz
potrojoną sumę skradzionych pieniędzy rodziców.
Nachmurzyła
się.
Odkąd
wyprowadziła się z domu, ojciec i matka zadzwonili do niej tylko raz – trzy dni
po jej zniknięciu. Nie zauważyli jej zniknięcia, tylko zniknięcia pieniędzy.
Jej wargi
wykrzywiły się w mściwym uśmieszku, kiedy sobie przypomniała sobie tą krótką,
acz treściwą konwersację.
„- Wiesz może
co się stało z sześćdziesięcioma tysiącami dolarów, które były w sejfie? – głos
ojca był chłodny i pewnie wcześniej by się przestraszyła, ale było już za
póżno. O wiele za późno.
- A wiesz co
się stało z waszą córką? – odparła spokojnie, przygryzając czekoladowego
wafelka. Widziała wyczekujące spojrzenie Sashy, ale tylko przewróciła oczami,
dając jej znać, że to nic poważnego.
- O czym ty
mówisz? Nie zmieniaj tematu. – oczami wyobraźni widziała, że na jego twarzy
pojawił się ten groźny wyraz, który mówił, że zaraz zacznie się burza. – Gdzie
są pieniądze?
- Przez całe
życie miałam pieniądze zamiast rodziców, więc... emm... chcąc mieć przy sobie
rodziców, zabrałam pieniądze. Postąpiłam analogicznie, prawda? – nie czekając
na odpowiedź, uśmiechnęła się do siebie. – Idę z rodzicami na zakupy, na razie.
– i nacisnęła czerwony guzik, przerywając rozmowę.
- Pojechałaś
po bandzie. – zauważyła słusznie blondynka, a rudowłosa roześmiała się,
mrugając niewinnie oczami”
Miała potem
wyrzuty sumienia. Ale gdy w końcu była w stanie spojrzeć na to trzeźwym okiem,
przyznała sobie punkt.
Poczuła się
żywiej.
To nie było
dokładnie to, że myślała tylko o starszym bliźniaku. Była zmartwiona, ponieważ
one nie widziały co to znaczy żyć z kimś sławnym. Całe te wakacje były dokładnie
zaplanowane, każde głupie posunięcie. Brunetka śmiała się z nich, że nie mogą
być tacy znani, bo nigdy nie widziała paparazzi, nie licząc momentu, kiedy
musiała przed nimi uciekać z powodu zakładu, ale ona nic nie wiedziała. Nie
wiedziała nawet, jaką burzę wywołał Bill Kaulitz uciekający z nieznaną
dziewczyną. Nie wiedziała, że przez dłuższy okres próbowali się o niej czegoś
dowiedzieć, ale pomysł okazał się fiaskiem. Nie wiedziała, że wokalista
przeszedł przez masę wywiadów, tłumacząc się z tej sytuacji, zaprzeczając, że
brunetka jest jego dziewczyną. Nie wiedziała nic. Dokładnie tak samo jak Chloe.
Nie będą mogły
pójść w publiczne miejsce, nie będą mogli spokojnie spędzić wspólnie czasu, ona
znała to wszystko. A jeśli zdecydują się to wszystko ujawnić? Byłoby znacznie
gorzej. Szczególnie po tym, jak ich ostatnia płyta okazała się tak wielkim
sukcesem, że dopiero niecały miesiąc temu skończyli trasę koncertową i mają
wolne ciągle nie wiadomo jak długo. Utarło się, że specjalnie dla niej robią
sobie wakacje w czasie jej wakacji, by móc spędzić ze sobą jak najwięcej czasu.
Ale tym razie wszystko było takie niepewne...
Nie chciała
sobie zawracać tym głowy. Chciała tylko myśleć o tym, że w końcu zobaczy jej
ukochanego po tylu miesiącach rozłąki. Nie potrafiła.
Jej
czarnowłosa przyjaciółka nie znosiła być w świetle reflektorów. Nie lubiła, gdy
ktoś zwracał na nią uwagę.
Może być
problem. To, czego jeszcze tak naprawdę nie ma, może mieć naprawdę wiele
trudności w przetrwaniu. A ona martwiła się o swoich przyjaciół i chciała dla
nich jak najlepiej. I chciała, by w końcu wszystkim się poszczęściło. Chciała,
by każdy był osobę, która byłaby dla niego wsparciem...
No cóż...
Należy o to powalczyć. A ona będzie walczyła dla każdego tak mocno jak dla
samej siebie.
Czy ja już
mówiłam, że to, że się denerwowałam, było niedopowiedzeniem? Przypuszczam, że
to zrobiłam, ale się powtórzę.
Zdenerwowanie
to niedopowiedzenie!
Do cholery!
Jak można normalnie egzystować, kochając kogoś do niemal nieprzytomności?! I
wiecie co?! To się sprawdza, to nie jest tylko czcze gadanie! Ja prawie mdleję
na myśl, że jesteśmy już w Los Angeles i tylko kilkanaście mil mnie dzieli od
tego debila!
Jeśli
wcześniej uważałam, że się trzęsę, to teraz mam padaczkę i to wcale nie jest
sposób na wyśmianie tych, którzy na to chorują. Ja po prostu mówię, że dygoczę
jak wściekła i mam mroczki przed oczami! I znowu omal nie wjechałam w samochód.
Ale się teraz nie zatrzymam. Gdzieś tam na dnie czai się jakaś wściekła radość,
która była i jest nie do okiełznania.
Chciało mi się
od tego płakać i serce waliło mi szaleńczo, jakby biegło tuż przede mną, jakby
mnie kierowało do Kaulitza. Nie zatrzymywałam go. Sama co jakiś czas się
zapędzałam i w ostatnim momencie reagowałam na znacznie przekroczoną prędkość.
Ale to nie była do końca moja wina, bo w końcu ja tylko śledziłam Sashę,
prawda?
Może ona wcale
nie była tak spokojna, jak to starała się pokazać?...
Z resztą, kogo
to obchodzi, tak naprawdę? Raz na jakiś czas można było się zachować jak
dzieciak. Miałam to gdzieś. Na paręnaście minut.
Jedno z
niewielu pocieszeń to to, że na szczęście mam zajęte ręce, bo przysięgam, że
to... coś sprawiało, że chciałam zacząć obgryzać paznokcie. Ugh, to straszne.
Nienawidzę być zakochana i wiedzieć, że obiekt moich uczuć też mnie... kocha.
ZNOWU TE
MOTYLKI!
Fuck, fuck,
fuck, fuck!
Pisnęłam w
bardzo nieprzyzwoity sposób i serce podeszło mi do gardła, gdy skręciliśmy na
tą cholernie znaną ulicę, przy której stał ten cholerny dom, który był w
posiadaniu tych cholernych bliźniaków, z których tym młodszym był ten cholerny
Bill, którego w cholerę kochałam! Kurwa, na pomoc! Ja tam zrobię z siebie
kretynkę! Na pomooooc!
Ale na pomoc
było już za późno. Widziałam, jak czarna brama się otwiera i Sasha już tam
wjeżdżała i gdybym chciała uciec, skompromitowałabym się jeszcze gorzej, niż w
chwili wyjazdu z tego przeklętego domu. A wtedy moja duma ległaby w gruzach,
spalona na popiół.
Zaczerpnęłam
gwałtownie powietrza, gdy po przekroczeniu wjazdu zobaczyłam całą czwórkę na
dziedzińcu. Oni tam byli. I ja ich nie widziałam prawie cały rok, bo bałam się
otworzyć jakąkolwiek stronę internetową i nawet nie wiedziałam, czy oni w
jakikolwiek sposób zmienili się z wyglądu i... o kurwa!
W ostatniej
sekundzie udało mi się zahamować, by nie wjechać w zderzak Altimy.
Oddychałam
głośno, znowu mając te mroczki przed oczami, nie mówiąc już o pieprzonym bólu
żołądka, który dał o sobie znać w bardzo ekspresyjny sposób. O Boże, który nie
istniejesz, zrób coś. Zrób coś!...
Podniosłam
wzrok znad tablicy rozdzielczej i zamrugałam oczami. Cholera, Sasha już dawno
wyleciała z samochodu! Obróciłam się szybko i zanim mój wzrok padł na Buicka,
zdążyłam zarejestrować, że tam już wszyscy się witają, a ja siedzę jak ta
ostatnia kretynka w tym samym miejscu! Kurwa! Zawsze coś spieprzę!
- Okej...
spokojnie... – zaczęłam do siebie mamrotać i zgasiłam silnik. Szybko
przeżegnałam się w duchu, odpięłam pasy i powoli wysiadłam z samochodu,
dokładnie przyglądając się stopom, by się o nic nie potknąć. To by było
możliwe. Przez tego idiotę sama się zachowuję jak idiotka.
Moje palce
zdążyły opuścić bezpieczną przystań ciepłej maski samochodu i usłyszałam
głośne:
- Nataszaaaa!
– i zatonęłam w niedźwiedzim uścisku tej pierdoły, Georga. – Sto lat się nie
widzieliśmy! – ryknął mi do ucha i westchnęłam.
Welcome home.
Nic, a nic się nie zmienił, a ja muszę przyznać, że nawet mi tego brakowało. Co
nie świadczy o mnie za dobrze.
- Yeah, bez
ciebie strasznie się te sto lat dłużyło. – odparłam w jego wielką klatę, a on
zaśmiał się radośnie i ścisnął mnie jeszcze mocniej, aż zaczęło mi brakować
powietrza w płucach. – Geooooorg, udusisz mnie... – wystękałam i nagle mnie
puścił i zakręciło mi się w głowie. – O matko, twoje uściski mnie kiedyś
zabiją... – i miałam zamiar coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy go zobaczyłam i
zaschło mi w ustach i koherentne myśli poleciały do Nibylandii na wakacje.
Stałam tam jak
słup soli, a moje oczy chłonęły jego sylwetkę, jego twarz, jego... znowu
brakowało mi powietrza. Ale to już zdecydowanie nie przez łapska Georga.
I on odwrócił
się do mnie, puszczając Chloe i nasze oczy się spotkały i poczułam, jak moje
policzki czerwienią się gwałtownie.
Oddychałam z
trudem, a moje serce uderzało tak szybko, że niemal zlewało się w jedno długie
„BUM!”. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, a jego ciało mnie kusiło i
żądało, bym podeszła do niego i je dotknęła.
Zamrugałam
oczami, wyrywając się z transu, w jaki wpadłam przez brązowe tęczówki, które
obserwowały mnie bacznie.
Cholera. Coś się
zmieniło. Coś... coś...
Ponownie
podniosłam wzrok, by upewnić się, czy to nie było chwilowe, ale on już szedł w
moim kierunku i już wiedziałam, że to było zdecydowanie permanentne.
Sapnęłam, gdy
jego gorące ramiona mnie objęły i przypomniało mi się, że powinnam oddychać.
Zamknęłam oczy, wtulając się w niego ufnie, chłonąc bezpieczeństwo z domieszką
dziwnego niebezpieczeństwa, które wcześniej błyszczało w jego oczach. Nie
interesowało mnie to, że to nie było w moim stylu, by pokazać, jak bardzo mi
zależało na tym spotkaniu.
Jego dłonie
spoczęły pewnie na moich plecach, co jakiś czas zmieniając swoje położenie,
posyłając mi elektrycznie impulsy i to było to. To było to niebezpieczeństwo.
Coś, czego nie znałam i coś, czego chciałam, a czego się bałam.
- Tęskniłem za
tobą, Natasza. – wymruczał niskim głosem i zachłysnęłam się głośno powietrzem,
a mój zmysł powonienia zatopił się w jego zapachu i powoli przeniosłam
zaciskające się ręce na jego plecy i wiedziałam, że zrozumiał. Nie umiałam
ubrać w słowa tego, co miałam na myśli. Jak bardzo za nim tęskniłam.
Jego dłoń
wsunęła się w moje włosy i wtedy przekroczyłam próg domu.
><><><><><><><><><><
Wybaczcie błędy, ale za zimno mi w palce, by je wyszukiwać o_O
o jaaaaaaa cjeeeeee nieeeeem mogeeeee ! dziubasss jak ty mnie doprowadzasz kurwa do szału tym, że kończysz w takich momentach oO a od czytania tych całych opisów emocji, jakie przeżywają "bohaterki" to aż mi samej się zrobiło gorąco xDD no kurdeee ja chcę juz następny ;/
OdpowiedzUsuńAaaa! Mega<3 Kocham,kocham, kocham. Jak ty może4sz kończyć w takim momencie? jesteś zła. Bardzo zła,a le i tak cię normalnie kocham xD Świetny odcinek, jak słodko pod koniec. ONAA
OdpowiedzUsuńOdcinek faaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaajny i duzo sie dzieje, i ogolnie powinnam cos wiecej napisac niz fajny, ale leb mi napierdala jak jasna cholera i nie moge sie skupic ;/ Wiec dzisiaj musi ci to wystarczyc xD Oczywiscie czekam na kolejny piatkowy odcinek ;D
OdpowiedzUsuńJak ja cię kooooochaaaaam ^^ jesteś the best. XD Odwala mi ^^ Wcielam się w Nataszę, a ty mi tu kurwa pisz następny rozdział!!! O.O XD
OdpowiedzUsuńNo, takie rzeczy to się naprawdę genialnie czyta :D O rany rany rany, ta akcja pod koniec była genialna! Żorżu! Żorżu z Nataszą, no proszę... :D E tam, mi się podoba xd No bnic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuń:)) Nowe miejsce nowy rozdział życia :D
OdpowiedzUsuń