sobota, 15 września 2012

Scene XXXIV

Also więc jestem :D Nie zjadłam jeszcze śniadania, siedzę z paskami wybielającymi w ryju i dodaję nowy odcinek :D Uroczo xD

><><><><><><><><><><><><><

Czułam się jak ostatnia świnia, że zachowałam się w stosunku do dziewczyn w taki, a nie inny sposób. Z drugiej strony jednak, Sasha potraktowała mnie nie lepiej, prawda? Nie rozumiała mnie, kiedy ja zdawałam sobie sprawę, że ona mówi tak ze względu na to, że tak naprawdę nie miała swoich rodziców.
I właśnie z tego powodu stosunki między nami ochłodziły jak jeszcze nigdy.
Byłam między młotem, a kowadłem i dusiłam się w tym położeniu. Ale moje jestestwo wyszło stąd, wyszło z domu i tam powinno było zostać.
Nieważne, że serce już dawno pozostało w Los Angeles.
Chloe mi powiedziała, że mam jeszcze czas do namysłu do początku czerwca. A ja nie chciałam o tym myśleć. Wolałam żyć w przekonaniu, że już podjęłam decyzję i nic mnie od niej nie odwiedzie.
Od tamtej chwili zaczęłam czuć się głupio, gdy rozmawiałam z Billem. Mogłam się założyć o chevy’ego, że Sasha powiedziała mu, że nie chcę przyjeżdżać. Albo powiedziała Tomowi, ale koniec końców młodszy Kaulitz i tak pewnie wszystko wiedział.
Poza tym czułam to. Czułam to dziwne napięcie, kiedy do mnie mówił.
Z jego perspektywy to musiało być absurdalne. Jedno przeczy drugiemu. Kocham go, ale nie jestem w stanie go wybrać.
Jestem chora. Albo po prostu nie zostałam stworzona, by kogoś kochać w taki sposób.


Laptop mi szlag trafił. Byłam w trakcie pisania dalej opowiadania i mi centralnie szlag trafił. System padł. Wszystko padło.
Przez dłuższy czas gapiłam się bezsensownie w ciemny ekran, nie wiedząc co mam zrobić. Ciągle trzymałam palce na klawiaturze.
- Ja pierdolę. – wymamrotałam, kiedy w końcu udało mi się pokonać pierwszy szok. – Nie mam opowiadania...! – nacisnęłam guzik „on/off” i nic. Nacisnęłam ponownie. A ekran był ciągle tak samo czarny jak kilka sekund wcześniej. – Nie zapisałam go nigdzie. – zauważyłam, więc zaczęłam naciskać guzik jak szalona. – NO KURWA! – ryknęłam, z impetem zamykając laptopa. Czterdzieści siedem rozdziałów poszło się jebać na pstryknięcie palców! No nie! No kurwa nie! – Nie mam swojego opowiadania, do kurwy nędzy!... – i zanim zdążyłam się zastanowić, chwyciłam laptopa, otworzyłam na oścież okno i wyjebałam go za nie z całej siły. – Nienawidzę cię! Nienawidzę!  - rzuciłam i zapowietrzyłam się głęboko. – Chevy!... – wychyliłam się za framugę i wytrzeszczyłam szeroko oczy. – Chevy! – widziałam odpryśnięty lakier! Widziałam odpryśnięty lakier! – Aaaaa! – wrzasnęłam i wybiegłam jak poparzona z pokoju kompletnie spanikowana.
Przeleciałam przez dom w nadnaturalnym tempie i wręcz wkleiłam się w blachę, przyglądając się ranom mojego ukochanego samochodu.
- Przepraszaaaaam!... – wyjęczałam i wybuchnęłam płaczem, a gdy zorientowałam się, co zrobiłam, rozbeczałam się z powodu płaczu.
Co za idiotyzm z mojej strony, by wyrzucać cholernego laptopa za okno z pierwszego piętra?! Pierdolić laptopa, ale moja Impala?!...
- Jezu, co się stało? – z domu wyleciała mama i kucnęła przy mnie, od razu mnie przytulając. Chyba najwyraźniej trochę ją zdziwiłam, że płaczę. Co za ujma na honorze. Co za zbeszczeszczenie dumy.
Co za żal.
Ja nie płaczę, do kurwy nędzy! No poza tym ostatnim wybrykiem w drodze powrotnej, ale ja nie płaczę, do cholery jasnej!
- Zobacz. – postukałam w miejsce odpryśniętego lakieru. – Widzisz, co zrobiłam? – wydusiłam, dusząc się smarkami. Dosłownie. Kurwa, nienawidzę płakać. To takie obrzydliwe. – Widzisz co zrobiłam mojemu niewinnemu samochodowi?...
- Natasza, to tylko samochód. Naprawisz i po sprawie.
Moje łzy natychmiast opanowały swój potok i wywaliłam na nią gały. Bardzo nieestetyczne z mojej strony.
- Słucham? – wymruczałam, wyplątując się z jej objęć. – Próbujesz mi powiedzieć, że moja Impala jest TYLKO samochodem? – dodałam podniesionym głosem.
Moja mama odetchnęła głęboko, a ja widziałam, jak na jej twarzy pojawił się grymas, jaki ukazują ludzie, gdy rozmawiają z debilami. Nosz!...
- Natasza. – chwyciła mnie za twarz, dezorientując mnie niespodziewanie i na moment zapomniałam, że miałam się na nią wydrzeć. – Uspokój się i postaraj się skupić, okej? – uśmiechnęła się do mnie jak do małego dziecka. – Skąd ten odprysk? Płaczesz z powodu tego ledwo widocznego zadrapania?
- Widziałam go z mojego okna! – wycedziłam. O Boże. Czuję się tak, jakby ona właśnie zabiła mi kawałek mojej dziecięcej osobowości. Jakby zdradziła religię na rzecz pogaństwa. Tak. Poganka. Mówi bzdury wierutne, do kurwy nędzy! – Wyrzuciłam laptopa z okna! Szlag mi go trafił! – gwałtownie wstałam, omal się nie wywalając. – Jadę po nowy. Muszę ochłonąć. – potrząsnęłam głową i starłam łzy z policzków. – Wrócę... później. – otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka i niemal natychmiast z powrotem wysiadłam.  – Zapomniałam portfela. – i powędrowałam do domu.


Kupiłam sobie nowego. No co, kurwa? Jak ja miałam pisać? No chyba nie w zeszycie! Na coś i tak musiałabym to przepisać, gdybym wiązała z tym dalsze nadzieje.
I leżąc w łóżku, gapiłam się w sufit i zastanawiałam się, dlaczego nie przychodzi mi do głowy nic, co później ktokolwiek mógłby uznać za mroczne.
I to najwyraźniej musiało mieć coś wspólnego z faktem, że pomimo niezręcznej sytuacji z Sashą i Chloe, byłam w dziwny sposób szczęśliwa.
Głupi Kaulitz.


To wszystko ma jakieś wyczucie momentu, talent, czy jakkolwiek to nazwiecie. Wszystko złożyło się tak idealnie, jakby jakieś pojebane przeznaczenie zmusiło mnie do pójścia tą drogą, a nie inną, za wszelką cenę.
I naprawdę mam tu na myśli "wszelką cenę".
Był trzydziesty maja. Dokładnie ten dzień, kiedy miałam dać znać dziewczynom, czy jadę, czy zostaję. Naturalnie miałam w zamiarach powiedzieć im, że przepraszam, ale zostaję.
No właśnie. Na zamiarach się skończyło.
Była gdzieś godzina trzecia po południu, weekend wolny pierwszy raz od długiego czasu... Siadłam przed mojego nowego, jeszcze niezniszczonego laptopa i odpaliłam pocztę.
- Spam... spam... spaaaam... – mruczałam, co i rusz klikając "usuń". – Oh... – zmarszczyłam czoło na nadawcę kolejnego maila. – Tomasz Rybacki... Gott, co za nazwisko. – parsknęłam śmiechem i otworzyłam wiadomość, zastanawiając się, czy ten facet z choinki się urwał, skoro pisze do obcych. Z drugiej strony to bez sensu. Mam w mailu wyraźnie napisane ‘Natasza Schulmann’. Drugiej chyba takiej nie ma, nie?

„Witaj,
zapewne się zastanawiasz, dlaczego kompletnie obcy człowiek do ciebie pisze, prawda? Szczerze powiedziawszy, też się zastanawiam. Jak to się stało, że w końcu zdobyłem się na odwagę, by do Ciebie napisać.
W porządku. Biorę głęboki oddech i robię to, co już powinienem zrobić dawno temu. Zasługujesz na prawdę. Przynajmniej na razie w krótkiej wersji.
Poznałem Twoją mamę w liceum. Byliśmy w tej samej klasie, więc w jakiś sposób miałem okazję ją poznać... Jak słusznie się domyślasz, po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać i myślałem, że to jest całkowicie na poważnie. Mam chyba spaczoną naturę romantyka, bo naprawdę miałem nadzieję, że to ta jedyna. Że weźmiemy ślub i będziemy szczęśliwą rodziną.
Ale się myliłem.
Zostawiła mnie dla Ernesta Schulmanna.
To było całkowicie niespodziewane. Do dziś nie wiem, dlaczego to zrobiła, jakimi pobudkami się kierowała i dalej mnie to boli, choć mam już własną rodzinę i kocham swoją żonę. Twoja mama była jednak moją prawdziwą miłością, wiedziałem to od samego początku.
Szkoda tylko, że nie wiedziałem, jaka jest naprawdę.
Wzięli ślub – jak zapewne wiesz – gdy Twoja mama miała 18 lat, a Ernest 21. Znali się zaledwie pół roku. Nie wierzyłem.
Wciąż chodziliśmy ze sobą do szkoły i to było cholernie trudne doświadczenie. By przejść obok niej obojętnie, by udawać, że nic takiego się nie stało. Jestem mężczyzną, tak? Nie mogłem pozwolić, by zobaczyła moje cierpienie.
Ale nasze drogi ponownie się skrzyżowały i to zupełnie wyrwało się spod naszej kontroli.
Twoja mama była już rok po ślubie, ja nie byłem w stanie o niej zapomnieć, a klasa była pusta.
Nie będę ci tłumaczyć co się stało, bo doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Nie mam żadnych dowodów w postaci testu DNA. Ale spójrz na moje zdjęcia i spójrz na swoje odbicie w lustrze.
Nie chcę cię przytłaczać żadną odpowiedzialnością. Uznałem, że po tych horrorze, jaki przeszłaś w domu, należy ci się choć jedyne pocieszenie w tym, że ten człowiek nie jest twoim ojcem biologicznym.
Tomasz.

P.S. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tę impertynencję i wchodzenie z butami w Twoje życie, ale nie mogłem przestać o Tobie myśleć.”

Gapiłam się na ekran laptopa z takim wytrzeszczem, że moje oczy zaczęły mnie boleć. Naprawdę zaczęły. Ale bałam się zamrugać, by to co widziałam nie zniknęło i bym nie musiała się zastanawiać nad moją chorą psychiką, która wymyśliła coś takiego. Serce waliło mi tak, jakbym miała arytmię i miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
Położyłam drżący palcem na touchpadzie i kliknęłam na załącznik.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy ukazało mi się zdjęcie tego mężczyzny. Jakaś gula stanęła mi w gardle i zemdliło mnie jeszcze bardziej.
Moje oczy. Mój kształt twarzy. Moje brwi. Mój kolor włosów. Mój uśmiech. Nawet zęby były takie same!
- O kurwa. – złapałam się za głowę i zagryzłam wargę prawie do krwi.
Byłam roztrzęsiona i chciało mi się płakać. Znowu. Właściwie wolałam nie mieć ojca, niż posiadać w głowie myśl, że mój własny jest taki... sadystyczny. Ale to mi się nie mieściło w głowie, że mogłabym faktycznie mieć innego, o którym nie wiedziałam przez całe swoje życie. Może gdybym wiedziała...
Znieruchomiałam.
Przed oczami śmignęła jedna z ostrzejszych kłótni w domu i jęknęłam głośno.
- To chyba... to chyba... – otworzyłam szeroko usta i gorączkowo rzuciłam się z powrotem do laptopa, klikając "drukuj" jak opętana. – Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę... – mamrotałam jak w transie i chwyciwszy wydrukowane kartki, szybkim i zdeterminowanym krokiem wyszłam z pokoju.
Nogi miałam jak z waty i kręciło mi się w głowie. Ale nie mogłam się zatrzymać. Musiałam dowiedzieć się tego tu i teraz, bo inaczej nie zaznam spokoju.
Weszłam do pokoju mamy bez zbędnego pukania, toteż rodzicielka spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. Ze zdziwieniem, przypuszczam. Nie interesowało mnie to. Musiałam usłyszeć prawdę z jej ust. Podeszłam do jej biurka i rzuciłam jej na ręce maila i zdjęcia.
- Co to j... – urwała, gdy zobaczyła zdjęcie. – Co...
- Czytaj. – poleciłam jej chłodno. Uniosłam wysoko podbródek, próbując opanować napływające łzy. Nie mogłam się rozkleić. Nie teraz. Nie przy niej. Nie w takiej sytuacji. To nieważne, że ledwo oddychałam z emocji. To nieważne, że chciałam ją uderzyć. Musiałam rozegrać to dobrze.
Szybko przeleciała wzrokiem po kartce i zamarła. Przestąpiłam z nogi na nogę w zniecierpliwieniu. Moje ręce drżały.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w kartkę, aż w końcu podniosła na mnie swoje oczy.
- Natasza, skarbie... – zaczęła, ale urwała, gdy zmierzyłam ją lodowatym spojrzeniem. Była cała czerwona na twarzy. A ja byłam wściekła.
- Ojciec się dowiedział? – spytałam, ściskając i powoli rozluźniając dłonie.
- Natasza,to wszystko wyglądało...
- Dowiedział się czy nie? – nalegałam, ale ona najwyraźniej była na takim samym haju emocjonalnym jak ja. I niezbyt docierało do niej to, co ja chciałam wiedzieć.
- Natasza, daj mi dojść do słowa, on był...
- Czekaj. – uśmiechnęłam się do niej ironicznie. – Nie obchodzi mnie z kim kogo zdradzałaś i czyją jestem córką. Mam to gdzieś. Pytam się, czy ojciec wiedział i odpowiedz mi w końcu na to cholerne pytanie! – warknęłam groźnie, aż poprawiła się gwałtownie na swoim fotelu. Jej oczy mówiły same za siebie, ale ja byłam zmęczona domysłami.
Skinęła głową, a ja parsknęłam śmiechem, łapiąc się ręką za czoło. O Boże... To jest po prostu...
- Ale to nieważne, bo...
- Kiedy?
- Słucham? – zamrugała oczami.
- Kiedy?
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, miałaś wtedy chyba jakieś piętnaście lat. – oblizała spierzchnięte wargi, a ja usiadłam na krześle, czując, że odbiera mi wszystkie siły. – Chyba przed moimi urodzinami, bo... – potrząsnęła głową. – Nie ma co tego roztrząsać, to było dawno i tylko upewniło mnie w tym, że powinnyśmy od niego jak najszybciej uciec... ale to nic nie zmieniło.
- Ha! – prychnęłam, na nowo zrywając się na równe nogi. – Ha ha ha! HA! – przeczesałam palcami włosy i spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczyma. – Nic nie zmieniło?! Owszem zmieniło! Teraz już wiem, kto jest tak naprawdę winny mojej zniszczonej psychice! – wyrzuciłam, oddychając głośno i gwałtownie.
- Natasza, to on...
- Nie! To ty! – wskazałam na nią palcem i parsknęłam sucho. Czułam się jak szaleniec. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. I było mi obojętne, co jej powiem. Chciałam jej dojebać tak, jak ona dojebała mi. Szkoda, że jej czynów nikt nie przebije. – Ha! Dowcipne! Teraz się zaśmieję, żeby załagodzić sobie wyznanie, które pierwszy raz wyjdzie z moich ust i to specjalnie dla ciebie! HA! – zaczęłam kręcić się w kółko i prawdę powiedziawszy, jedyne co tu było śmieszne to sposób, w jaki ona się na mnie patrzyła. Jak na psychopatkę. Pochyliłam się nad jej biurkiem, patrząc jej głęboko w oczy. – Mamo, dziękuję ci, bo to dzięki tobie mój ojciec, który nagle okazuje się nie być moim ojcem, mnie zgwałcił. – wyszeptałam i cmoknęłam ją w policzek, który nagle zbladł. – Dziękuję. – dodałam jeszcze raz i odwracając się na pięcie, wyszłam z pokoju, trzaskając głośno drzwiami, zanim zdążyła się odezwać.
No kurwa nie wierzę. No kurwa nie wierzę!...
Popędziłam na złamanie karku na górę i gdy usłyszałam otwierane drzwi na dole, sama zatrzasnęłam się w pokoju na zamek.
Chwyciłam telefon z biurka i wybrałam numer Sashy czując, jak emocje coraz większą falą zaczynają mnie zwalać z nóg.
Moje oczy były wciąż szeroko otwarte i chciało mi się śmiać z tego, że jestem aż tak zszokowana, że nie mogę ich zamknąć raz a porządnie.
- Tak?
- Sasha. – wyrzuciłam zdławionym głosem. – Jakiś Tomasz-Chuj-Wie-Jak-Ma-Na-Nazwisko do mnie napisał i on jest moim ojcem biologicznym. – znowu parsknęłam śmiechem, choć w głębi duszy nie widziałam w tym nic śmiesznego. Byłam chyba na skrajnym wyczerpaniu psychicznym. – Moja matka zdradziła mojego ojca, który nie jest moim ojcem, a który się o tym dowiedział i dlatego mnie zgwałcił!... – zakończyłam szeptem, nie wierząc, że już po raz drugi to mówię tak po prostu. – Moje życie kolejny raz legło w gruzach i zaraz się poryczę.
- Przyjedź tu natychmiast. – zawyrokowała stanowczo, a ja zakwiliłam.
- Nie chcę tu już mieszkać i nie chcę jej widzieć na oczy i...
- Pakuj się i przyjeżdżaj. Będziemy na ciebie czekać, okej? Zrobimy ci nawet czekoladowego smoothie na otarcie łez.
I się rozbeczałam.
- Kochamy cię, przyjeżdżaj do nas jak najszybciej! – wrzasnęła Chloe do słuchawki i zaśmiałam się, co zabrzmiało naprawdę komicznie, kiedy dusiłam się od szlochu.
- Jakby co to dzwoń, okej? – odezwała się z powrotem Sasha, a ja pokiwałam głową.
- Okej, dzięki. - wydukałam, pociągając nosem. - Serio, dzięki.
- Nie ma sprawy, od czego się ma przyjaciół? Tylko nie marz się tam dalej. To nie w twoim stylu.
- Nienawidzę cię. – wybełkotałam, rozłączając się.
Przetarłam oczy, biorąc głębokie oddechy, by się chociaż na chwilę uspokoić. Musiałam się spakować i stąd wyjechać. Nie mogłam jej więcej oglądać na oczy. Nie teraz.
Przy dziesiątym wypuszczeniu oddechu łzy ustąpiły, ale wtedy ktoś chwycił za klamkę i zgasłam bezpowrotnie. Jedyna myśl, która pozostała to tak, która nakazywała mi stąd zniknąć.
- Natasza, otwórz drzwi, musimy porozmawiać!
Przewróciłam oczami, mocząc rękaw pozostałościami po moim kolejnym wybuchu płaczu.
- Nie mamy o czym. - burknęłam, sprawdzając jak bardzo makijaż mi się rozmył i kiedy na palcach zobaczyłam czarne smugi po kredce i maskarze, wkurwiłam się na matkę jeszcze bardziej. - Wiem już wszystko, a nawet więcej, niżbym śmiała marzyć, więc serio! Podziękuję! – wrzasnęłam w stronę drzwi.
- Natasza, nie zachowuj się... – urwała, a ja wzruszyłam ramionami i ruszyłam po walizkę. Nie zachowuj się jak bachor, co? Ja i bachor, tak? Śmieszne. – Natasza, dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?! Otwórz te drzwi!
- Wyprowadzam się! – krzyknęłam, otwierając szafę. – Więc jestem zajęta i nie mogę ich ci otworzyć, przykro mi!
- Wyprowadzasz się?! Dokąd?! Dlaczego?! Natasza, do cholery otwórz te drzwi!
- Mamo, daj już spokój! Nie chcę z tobą rozmawiać, więc odpuść! – jak do ściany, kurwa. To zaczynało być irytujące i jeszcze trochę i powiem o parę słów za dużo!...
Nastała cisza i odetchnęłam z ulgą. Od razu skupiłam się na ubraniach, by nie zacząć za dużo myśleć o tym, co się właściwie stało. Jeszcze nie teraz.
- Dokąd?!
Kurwa.
- DO LOS ANGELES I SŁUCHAM MUZYKI I CIĘ JUŻ NIE SŁYSZĘ! – ryknęłam i z jękiem frustracji zgarnęłam iPoda z biurka, wcisnęłam słuchawki do uszu i zanim dostałam jakąkolwiek odpowiedź, w moim małym świecie usłyszałam ‘Did Ya Think’ The Veronicas i już nic więcej mnie nie obchodziło.


Gdy tylko wyszłam z pokoju, od razu mnie napadła, ale dla mnie to już był swego rodzaju koniec. I to na długi czas. Może nie robiła tego specjalnie, ale mnie to już nie interesowało. W tym momencie nie mogłam tego wybaczyć, zrozumieć... w tym momencie nie chciałam nawet o tym myśleć.
- Skarbie, wrócę jak najszybciej się da, w porządku? – wyszeptałam do ucha płaczącej Oliwii. – A ja zawsze dotrzymuję słowa, prawda? – spojrzałam na nią, a jej oczy, błyszczące od łez, uśmiechnęły się wraz z ustami.
- Tak. – odparła, a ja pocałowałam ją w czoło.
- A już z pewnością będę na twoje kolejne urodziny. Przywiozę ci prezent, którego nigdy nie zapomnisz...
- Ale dlaczego you leaving? – spytała, pociągając nosem i znowu wtuliła się we mnie.
- Oli, muszę żyć własnym życiem, muszę się sprawdzić w tym sama. Nie mogę się ciągle trzymać twojej ręki... – wyszczerzyłam do niej zęby, a ona wydęła wargi.
- Dlaczego?
- Bo kiedy ty dorośniesz, zrobisz to samo. Tak to już jest ze strasznymi dorosłymi, którzy nagle myślą, że mogę wszystko.
- Dorośli są stupid.
- I tu masz rację, moja droga. – cmoknęłam ją w policzek i pogłaskałam ją po głowie. – Muszę iść. – wstałam, a kiedy ona spojrzała na mnie tymi wielkimi oczyma, coś przekręciło mi się w żołądku. Czułam się paskudnie.
- Ale ty nie jesteś stupid. – zauważyła, a ja westchnęłam.
- Oli, kiedy człowiek się zakocha, zawsze głupieje. Tak już jest skonstruowany ten świat.
Otworzyła szeroko usta i złapała mnie za rękę.
- To zakochałaś się?
- O tak, bardzo tragicznie. – parsknęłam śmiechem.
- Come with him na mój urodziny and I let you go. - oznajmiła stanowczo.
Roześmiałam się i z powrotem kucnęłam.
- Obiecuję. – wystawiłam jej małego palca, który ona złapała swoim małym palcem. 
– To już idź, zanim będę płakać.
- To już biegnę. – wyprostowałam się i wzburzyłam dłonią jej włosy, aż pisnęła.
 - Go away. – burknęła, a ja zachichotałam, niczym złośliwy chochlik, posłałam jej całusa w powietrzu i ruszyłam do wyjścia. – Będę miss you!
- Miss you more!. – uśmiechnęłam się do niej szeroko i otworzyłam drzwi, które prowadziły mnie tym razem na głębsze wody, niż w zeszłym roku. Będę musiała przyzwyczaić się do tylu nowych rzeczy, że na samą myśl, przechodziły mnie ciarki.
Ale dopiero teraz czułam, jak cholernie tęskniłam za cholernym Kaulitzem.
Głupi Kaulitz. Stupid, stupid, stupid.
- Pożegnaj się chociaż ze mną, gdy będziesz wyjeżdżać. – usłyszałam głos matki za sobą, gdy wsiadałam do Impali. Zgrzytnęłam zębami i opadłam na fotel.
- Nie. – potrząsnęłam głową. – Nie chcę. – włożyłam klucz do stacyjki i przekręciłam go w prawo, aż moje uszy wypełnił przyjemny warkot silnika. – Nie chcę, mamo. – spojrzałam na nią i zdziwiłam się, że kompletnie nie przejął mnie widok mojej rodzicielki ze łzami w oczach. Coś musiało się ze mną znowu dziać nie tak. Powinnam ją chociaż wysłuchać, a robiłam wszystko, by ją od siebie odepchnąć jak najdalej. – Nie płacz. To nic nie zmieni. Do zobaczenia. – przełączyłam bieg i ruszyłam tak po prostu. Tak po prostu, jakby mnie to nie obchodziło, że ona stoi na dworze i patrzy na mnie błagalnie.
Taka była prawda. Nie obchodziło mnie to w zupełności.
Znowu to zrobiłam. Zamknęłam dostęp do wspomnień w przeciągu kilku sekund, a niedługo to wszystko wybuchnie ze zdwojoną siłą.
Musiałam to rozpracować w spokoju. A teraz jedyne co mi pozostało, to skupienie się na tym, że jeszcze kilkanaście dni, a Chloe znowu zacznie się drzeć, że ruszamy do LA, a ja w końcu go spotkam i wszystko się wyjaśni.
Powoli na moje usta wkradł się uśmiech.


- Los Angeles, przybywamy! – wrzasnęła Ruda i z piskiem wskoczyła do swojego Buicka, a ja i Sasha parsknęłyśmy śmiechem. – Ej no! Jakaś współpraca tutaj! Team work!
- LA przybywamy! – krzyknęłyśmy z blondynką, a potem ryk mojego Chevroleta zagłuszył wszystko inne, łącznie z narzekaniem Chloe, że byłyśmy za mało entuzjastyczne.


><><><><><><><><><><><><><><

Jakoś nie podoba mi się ten rozdział -.-

4 komentarze:

  1. DAFUQ xD ale żeś wymyśliła, w ogóle bym na to nie wpadła :D a tak poza tym to cieszę się niezmiernie, że wyjeżdżają do tego LA i jestem strasznie ciekawa jaka to wszystko się potoczy. Ale no kurde ^^ teraz to w ogóle skomplikowałaś psychikę Nataszy oO

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie Ty masz pomysły..xd Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że tak to wszystko się skomplikuje.. Chociaz może wyjasni się wszystko z Billoszem i będą w końcu parką ;D. Ale Natasza pojechała matce dziękując jej za największą krzywde jaką doznała.. Kurde to było szokujące.. Ni z tąd ni z owąd pisze jakiś facet, że jest jej ojcem.. Ale przyznaję, że szybko posklejała fakty.. Mądra ta Nataszka ;D. Dziewczyna w dzieciństwie przeżyła piekło, a teraz się dowiaduje, że nie musiała mieć takiego życia..
    Jestem baaaardzo ciekawa co to będzie..:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podoba ci się?! A bzdury pleciesz. Kurde, ja bym na miejscu Nataszy normalnie nie wytrzymała chyba... Poważnie, poddałabym się... ;c No ale LA: to będzie coś! :D Spustoszenie nastąpi jeszcze większe, niż było xd Nie tylko to kuchenne, haha xd No nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj ostro ;/ ale widać musiało kiedyś to nastąpić ;)) Dobrze że jadą do LA widać musiało to szybciej nastąpić ;PP

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D