sobota, 8 września 2012

Scene XXXIII

Emmmm... skleroza nie boli, ale zwalam to na to, że mam miliard rzeczy do roboty o_O

><><><><><><><><><><><><><><><


To wszystko powoli zaczyna mnie przerastać.
Mama stwierdziła, że coś się ze mną dzieje, że się zmieniłam przez te wakacje. Nie rozumiałam dlaczego ma do mnie o to wyrzuty, bo to definitywnie były wyrzuty. Sama chciała, żebym tam pojechała, prawda? Bo chciała, żebym w końcu znormalniała. No i kiedy już mi się to prawie udało, ona zaczyna się niepokoić.
Czym? Pytam się CZYM?
Musiała utrudniać to, co i tak już było trudne do zniesienia?
Próbuję napisać wiadomość do Billa już prawie trzy miesiące i zrobiło się zimno i zaraz święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, a ja ciągle stoję w miejscu.
Już nie liczę nawet faktu, że czuję się tak, jakby teraz Sasha i Chloe trzymały się bardziej siebie, trzymając mnie gdzieś z daleka. Może to była zazdrość, a może nie, ale nie mogłam tego znieść, więc nie miałam ochoty się z nimi spotykać, słuchając tego, co wspólnie zrobiły. Wolałam siedzieć w domu, gdzie znowu podejrzliwa mama ciągle się pytała, co się stało w te wakacje.
Kurwa mać.
Ustaliłam z szefową restauracji, że po Nowym Roku będę pracować codziennie po zajęciach i w weekendy, by mieć spokój od nich wszystkich.
Chyba świrowałam.
Ale z drugiej strony nie ze wszystkim człowiek potrafi sobie radzić, tak? A ja, zamiast stawić temu czoła, uciekam dokładnie w taki sam sposób, jak uciekłam od odpowiedzialności za obopólną miłość.
Musiałam znaleźć z tego jakieś wyjście, ale to wszystko tak zrzuciło mi się na głowę, że po prostu... miałam dość.
Jedyne pocieszenie w tym, że spałam.
Ale żeby sny przynosiły ulgę... Zna ktoś jakiś sposób, by przestać śnić w kółko o tym samym człowieku? Bo mi się wydaje, że to jest stanowcze przegięcie, żeby Kaulitz ciągle mnie w snach nawiedzał, kiedy akurat chcę od niego odpocząć. Chyba, że mi wtedy przypomina, że powinnam do niego napisać. Nosz kurde, kiedy z każdym dniem jest coraz trudniej!
Wolałam się skupić na czymś innym. Ale po prawie trzech miesiącach miałam dość skupiania się na czymś innym, bo ciągle to robiłam.
A najgorsze jest to, że kiedy przestawałam myśleć o tym, co trzeba, powracałam do tego głupiego Kaulitza i... jak ja miałam wrócić tam na wakacje? Tak po prostu?...
Drgnęłam zaskoczona, gdy telefon w kieszeni zaczął mi wibrować jak szalony.
Kto jest taki głupi, że dzwoni mi w środku wykładu?!
Rozejrzałam się wokół, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. No właśnie! Powinnam słuchać wykładowcy, a nie myśleć o jakichś farmazonach!
- Ktoś dzwoni. – mruknęła Sasha, posyłając mi znaczące spojrzenie.
Jeśli to ona, to ją zatłukę.
Wyciągnęłam telefon, spojrzałam na wyświetlacz i szczęka opadła mi na kolana, a z kolan poturlała się na ziemię pod krzesła.
‘Bill calling’
KURWA MAĆ!
O madafaka!
- Oh, kurwa no wreszcie! – sapnęła blondynka, zaglądając mi przez ramię. – Idź odbierz i mnie nie wkurwiaj na zapas. – pchnęła mnie i automatycznie wstałam. Posłałam jej przerażone spojrzenie, a ona odwdzięczyła się morderczym wzrokiem. Dzięki. – Kurwa, wieczność nie będzie dzwonił! – wyszeptała agresywnie, więc uniosłam brwi i popędziłam na złamanie karku na korytarz, unikając napastliwego spojrzenia wykładowcy. Co oni się dzisiaj na mnie tak gapią? Jakbym tylko ja wychodziła! A tak naprawdę, to wychodzę pierwszy raz!
Kurwa! Bill do mnie dzwoni, o czym ja myślę?!
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Odbierz. Odbierz, do cholery!
Przełknęłam stojące serce w gardle, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.
- Emmm... tak? – wykrztusiłam i zalała mnie fala gorąca.
- Jeśli jeszcze raz będziesz milczeć przez taki długi czas, to przyjadę i ci skopię tyłek!
No nie.
Nie odzywa się do mnie od prawie trzech miesięcy i do mnie z takim tekstem wyskakuje?!
- I kto to mówi! Jakbyś nie mógł sam tego zrobić! – wyplułam i przez chwilę w słuchawce nastała cisza.
- O tak, mogłem, ale byłem zbyt zdezorientowany. – odparł, a w moim żołądku coś przekręciło się gwałtownie na myśl, że on wie, że ja go kocham, a ja wiem, że... czemu nie mogę tego nawet w myślach powiedzieć, do cholery?! – Ale już sobie wszystko poukładałem, więc dzwonię.
- Ah tak? – dobrze, że chociaż ty, bo ja mam sieczkę z mózgu w tym momencie. – I wybrałeś sobie akurat chwilę, kiedy jestem na wykładzie? – tą jedną z niewielu, kiedy staram się o tobie nie myśleć? Brawo, kurwa, za wyczucie. Jak chcesz, to wszędzie wleziesz z buciorami.
- Tak, dokładnie tak. – zapewne wyszczerzył zęby, a ja westchnęłam ciężko. – Ej no co? Nie cieszysz się, że dzwonię?
Ehmm. Co to kurwa za pytanie?! Jasne, że tak! Prawie trzy miesiące czekałam, by znowu usłyszeć twój głos!
I co ja mam ci powiedzieć?! No co?!
- Zimno dzisiaj w cholerę. – wymamrotałam, a on zachichotał głośno.
- Z twojej niezbyt udanej zmiany tematu wnioskuję, że jednak tak, ale nie chcesz się przyznać. – roześmiał się, gdy prychnęłam. – To miłe, Natasza. Dzięki. – strzeliłam sobie z otwartej ręki w czoło. – Czy to była facepalm?
- Czy przed tobą już się nic nie ukryje?... – spytałam zrezygnowana, choć w głębi duszy, skakałam z radości jak małe dziecko. Serce waliło mi tak mocno, że czułam to nawet w swoich stopach i po prostu lewitowałam. Czułam się bosko. Czułam się perfekcyjnie.
- Nic a nic. Wiem wszystko i jeszcze więcej. A nawet więcej, niż jeszcze więcej i...
- Dobra, dobra, okej. Zrozumiałam to głębokie przesłanie. – przerwałam mu, szczerząc się jak głupia. Boże, co się ze mną dzieje? Gdyby to było w pełni normalne, zaczęłabym się turlać po podłodze. Miłość jest straszna. Westchnęłam. – To co tam u ciebie i twojego w cholerę znanego zespołu?
- Ja i mój w cholerę znany zespół ma przerwę w sesji zdjęciowej. – odparł rozbawiony, a ja wydęłam wargi.
- Czy wtedy ci nie pudrują noska i poprawiają twojego męskiego makijażu, czy coś?
- No pudrują i poprawiają.
- To jakim cudem do mnie dzwonisz?
- Jestem człowiekiem, który potrafi robić kilka rzeczy na raz, dziękuję bardzo. Wymiatam.
- Przecież to nie ty sobie poprawiasz makijaż.
- Siedź cicho, mądralo.

- Jak lśni, jak błyszczy, jak promienieje, jak...
- Zamknij się. – warknęłam i usiadłam na swoim miejscu w sali, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu na ustach.


To idiotyczne.
Od tamtego dnia rozmawiamy ze sobą niemal codziennie, gdy tylko ma wolne. Czasami rozmawiamy parę minut, czasami przynajmniej godzinę, czasami daje telefon innym członkom zespołu, albo rozmawiamy na trybie głośnomówiącym.
To było kompletnie pokręcone, gdy zdawałam sobie sprawę z tego, że nawzajem wiemy o swoich uczuciach a rozmawiamy o zupełnie czym innym. Szczerze powiedziawszy, miałam wrażenie, że w ogóle omijamy ten temat szerokim łukiem, a na pewno ja to robiłam.
Czasami myślałam sobie, że to głupie, żeby usłyszeć wyznanie miłości przez telefon. A czasami w ogóle bałam się tego usłyszeć. Wszystko jedno w jaki sposób. I chyba właśnie to przeważało szalę, na której ważyły się nasze losy.
Nawet nie wiem dlaczego się tak zachowywałam, bo w końcu czułam to samo, ale...
Miałam mętlik w głowie. Nawet jeśli jedna rzecz zeszła mi z myśli, to dochodziła nowa, bo teraz już tylko czekałam, aż zadzwoni, a ja nie dzwonił, zaczynałam świrować. To było chore. Miłość była chora i gdybym miała wybór, w cholerę bym się na to nie zgodziła. To godziło w moją dumę i w moje opanowanie.
Teraz zachowywałam się jak pies spuszczony ze smyczy; jakby brakowało mi samokontroli. Miałam już prawie 22 lata! Powinnam się ogarnąć!
Ale z czasem ogarniałam siebie coraz mniej.
I mój ryj się ciągle cieszył z byle czego.


- Już wszystko wiem. – oświadczyła mi pewnego dnia mama. – W sumie to nie było takie trudne do odgadnięcia, kiedy ty stałaś się tak oczywista.
Zmarszczyłam czoło, przyglądając się jej niemal agresywnej pozie. Wpadła do mojego pokoju jak burza, po czym stanęła z rękoma opartymi o biodra i wbiła we mnie beznamiętny wzrok.
Nie rozumiałam.
- Ale...
- Tam musiał być jakiś chłopak, który zawrócił ci w głowie, tak? – wyrzuciła w taki sposób, że automatycznie wybuchło we mnie milion różnych myśli.
Nie podobało jej się to. Dlaczego jej się nie podobało, że w końcu może kiedyś będę szczęśliwa, jeśli wszystko pójdzie tak, jak powinno pójść? Znaczy on mnie kochał i ja jego, tak? To chyba naturalne, że... o matko, nie mogłam sobie wyobrazić, że mielibyśmy być razem.
Zrobiło mi się ciepło z wrażenia. O tym jeszcze ani razu nie pomyślałam.
Ale dlaczego ona jest zła?
- I dlaczego ci się to nie podoba? – spytałam zdezorientowana, wciąż z szybko bijącym sercem na myśl o tym, że może kiedyś mogłabym trzymać jego rękę tak po prostu... tak naturalnie. O Jezu. Nie powinnam teraz o tym rozmyślać. Nie przy mamie. Nie przy kimkolwiek, żeby zobaczył, jak zmieniam się w Louisa the Fluffa.
- A jednak! – prawie krzyknęła, dziwnie załamując głos. – I nic mi o tym nie powiedziałaś!
Czułam się nieswojo. Co było drobnym niedopowiedzeniem, bo moja mama nigdy nie zachowywała się w taki sposób. Szczególnie w stosunku do mnie.
- Bo to głupia sytuacja, bo ja...
- Znam go?!
A w tym akurat momencie to chciałam sobie strzelić facepalma.
- Mamo, jak możesz go znać, skoro mieszka w Los Angeles? – całkiem normalnie. Wystarczyłoby wejść w internet i wpisać „Bill Kaulitz”, ale bez przesady. Nie będę jej tego mówić, bo jeszcze wpadnie w szał i stwierdzi, że gwiazda rocka jest dla mnie nieodpowiednia, bo mnie skrzywdzi i takie tam... To głupie, bo wydaje mi się, że prędzej to ja bym go mogła skrzywdzić, niż o mnie. Ale to chyba długo nie potrwa. W jego obecności robię się uczuciowa.
- To znaczy, że zakochałaś się w kimś kompletnie obcym, kogo nigdy wcześniej nie znałaś i mi nic o tym nie mówiłaś, jakby to była jakaś tajemnica i...
- Mamo. – przerwałam jej ostro. Zaczynała mnie irytować i uznałam to za zły znak. Miałyśmy relacje przyjacielskie i przysięgam, że to nie było normalne. W ogóle. – Mamo, uspokój  się. To, że ty go nie znasz, nie znaczy, że ja go nie znam, okej?
- Jak można poznać człowieka w trzy miesiące?
W sumie to miało akurat sens.
- Nie wiem, ale mi się to udało... – zamrugałam gwałtownie oczami. – Cholera, zdawało mi się, że chciałaś, żebym była w końcu szczęśliwa, tak? Sama mi kazałaś tam jechać. – wytknęłam jej, czując, że robię się coraz bardziej wściekła. – My nawet nie jesteśmy razem. O co ci chodzi w ogóle? Chcesz, żebym przez całe życie tutaj została? Moje życie to nie tylko dom! – o kurwa. Nie wierzę, że to powiedziałam. Przecież moje życie to JEST dom.
Mama rzuciła mi zdziwione spojrzenie i przez chwilę mierzyłyśmy się tak, jakby któraś z nas chciała wygrać bitwę, której w ogóle nie było.
Jezu, co tu się dzieje?
- Przepraszam. – wymamrotała nagle i przyciągnęła mnie do siebie, przytulając mnie mocno. – Chyba przesadziłam. – dodała, całując mnie w czoło. – Po prostu martwię się o moją córeczkę...
- Mamo, jestem już dorosła. – stwierdziłam, relaksując się w jej ramionach. Ulga zalała moje ciało, gdy odczułam, że wszystko znowu wraca do normy. – Potrafię się sobą zaopiekować.
- Ja wiem, skarbie, ja wiem, tylko... – westchnęła, gładząc mnie po plecach. – Tyle razem przeszłyśmy... ty i Oliwia jesteście dla mnie wszystkim i po prostu boję się was stracić...
- Nie stracisz nas. – zapewniłam ją stanowczo i wtuliłam się w nią.


Wydaje mi się, że mamy znacznie inne relacje, niż każda normalna rodzina. Naturalnie muszę zaznaczyć, że kiedyś byliśmy faktycznie normalną rodziną i pamiętam jeszcze, jak bawiłam się z rodzicami na placu zabaw. Pamiętam radosnego ojca, który nie lubił pić alkoholu. Pamiętam, jak podrzucał mnie do góry, śmiejąc się do mnie.
Ale potem wspomnienia zamieniły się w sen o szczęściu, o pragnieniu czegoś, czego nie można było dosięgnąć i moje prawdziwe życie zamieniło się w koszmar. Chciałam się nigdy więcej nie obudzić.
I stąd mam blizny na nadgarstku.
W krytycznym (tak mi się wydawało) momencie przeraziłam się śmierci.  I krzyczałam, ile sił w płucach, aż znalazła mnie mama i wylądowałam w szpitalu, gdzie na szczęście mnie uratowali.
A ponoć gdybym przeszła przez ten etap, uspokoiłabym się na tyle, że może nie ruszałaby mnie kwestia strachu ani śmierci. Nie wiem. Nie chcę tego przeżywać jeszcze raz.
Byłam wtedy pobita do tego stopnia, że nie czułam nic, kiedy podcinałam sobie żyły. Pamiętam przerażone spojrzenia pielęgniarek i jak wszyscy naciskali, by zadzwonić na policję. Oczywiście żadna z nas nie powiedziała, że to ojciec mnie i mamę urządził, ale wydaje mi się, że niektórzy to wiedzieli.
Mama bała się, że gdy wyląduje w więzieniu, zemści się na nas, gdy wyjdzie na wolność. Chyba miała rację, sama nie wiem, nawet po tak długim czasie.
Bardzo długo obmyślała plan ucieczki. Analizowała wszystkie plusy i minusy, kontaktowała się z kim trzeba... zawdzięczam jej dzisiaj wszystko. Wyrwała nas spod rąk kata i wiem, że gdybym żyła z nim dłużej... teraz już by mnie nie było na tym świecie. On stawał się coraz bardziej brutalny z każdą nową sadystyczną grą.
Może to też był powód, dla którego dano nam wizę za pierwszym podejściem?...
Pamiętam, jak Oliwia rozpłakała się, gdy konsul spytał, dlaczego ojciec z nami nie jedzie. Pamiętam moje wielkie okulary, by nikt nie zobaczył siniaków, których i tak każdy się domyślał.
Pamiętam pierwszy, głęboki oddech, kiedy doszło do mnie, że tutaj, w Stanach, ojciec nas już nie znajdzie. Pierwszym, głęboki oddech, który nie powodował bólu żeber.
Mama i Oliwia są dla mnie najważniejsze. Nie potrafiłabym je opuścić na dłużej, niż na kilka miesięcy.
Chyba nie umiałabym zbudować życia z dala od nich. Więzi między nami były zbyt silne, by to mogło się udać. One nigdy mnie nie zawiodły i ufałam im bezgranicznie.
Wydawało mi się, że czasami Sasha i Chloe tego nie rozumiały i właściwie nie miałam im tego bardzo za złe. Jedna nie miała rodziców, druga ich nienawidziła. Ale żadna z nich nie przeżyła tego, co ja, więc ignorowałam ich zaczepki, kiedy mówiły mi, że ciągle trzymam się spódnicy mamusi. Chyba były zadowolone, kiedy zostałam w Kaulitzowym domu na prawie trzy miesiące.


- Nataszaaaa! – wrzasnęła mi do słuchawki Ruda, aż się skrzywiłam.
- Człowieku, weź ty się...
- Musimy się spotkać, bo mamy bardzo ważną rzecz do obgadania! – przerwała mi gwałtownie, a ja westchnęłam rozdzierająco. Żadnego ‘cześć! Jak leci?’, niee, lepiej od razu przejść do rzeczy, jakby każda cenna sekunda kosztowała ją fortunę. No nie. Tak się biednej Nataszy nie traktuje! – Wsiadaj w samochód i zawijaj się do nas! Czekamy! Buziaki! – bip, bip, bip.
Tak, tak, do zobaczenia, Natasza.
Zmrużyłam oczy. No kurde. Co za urocza dziewoja.
Prychając głośno, odłożyłam zeszyt na półkę i wstałam z obrotowego krzesła. Nawet się nie spytała, czy jestem zajęta, bo JESTEM! UCZĘ SIĘ NA EGZAMIN! One też powinny, a nie, siedzą i knują jakieś plany dotyczące nie wiadomo czego.
- Gdzie idziesz? – rzuciła mama z kuchni, gdy tylko zeszłam na dół. Zainhalowałam się przygotowywanym obiadem i ponownie westchnęłam.
- Do Chloe i Sashy, znowu coś kombinują. – odparłam. – Powinnam zdążyć na obiad, ale jeśli jednak sprawa potrwa trochę dłużej, nie czekajcie na mnie. – pomachałam jej na pożegnanie, chwyciłam bluzę z wieszaka i wyszłam na dwór. – I wreszcie zaczyna się robić ciepło. – mruknęłam do siebie. Jak ten czas szybko leci. Niedawno były święta, a już za trzy tygodnie skończę 22 lata.
Boże, ale jestem stara.
Ej, czy to znaczy, że niedługo Georg ma urodziny? Wzdrygnęłam. ON to dopiero jest stary.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik, przyglądając się sobie w lusterku. Minęło pół roku od wyjazdu z Los Angeles i za każdym razem, gdy na siebie patrzyłam, byłam kompletnie zdezorientowana.
Raz błyszczałam. Pamiętam dokładnie, gdy siebie zobaczyłam w trakcie rozmowy z Billem. Moja twarz wyglądała niemal jak u dziecka. Gładka, świetlista, a moje oczy zdawały się mieć jeszcze intensywniejszy odcień niebieskości.
A innym razem wylądowałam jak zwykle. Rysy wyostrzały się, dając mi wygląd wściekłej, cynicznej i do bólu zepsutej dziewczyny. Zgorzkniałej. Mrocznej.
Nie dziwiłam się, że nikt nie chciał mnie poznać bliżej. Czasami sama nie chciałabym siebie znać.
- Nieważne. – machnęłam na swoje odbicie w lusterku i przełączyłam bieg, ruszając z podjazdu.
Przypuszczam, że będą mi coś gadać o Kaulitzu. Mogę się o to założyć. Już chyba od miesiąca mi trajkoczą, że powinnam coś ze sobą zrobić. Co miałam zrobić, pytam się?
Wolałam o tym nie myśleć. Tym bardziej, że dzisiaj miałam wolny dzień od pracy, a to oznaczało, że powinnam się skupić na nauce, a nie na tym cholernym wokaliście, który dzisiaj dawał koncert w Chicago. Powinnam się cieszyć, że nie w Michigan, bo wtedy musiałabym obowiązkowo z dziewczynami tam pojechać, a tak szczerze powiedziawszy tak bardzo, jak chciałam go zobaczyć, tak samo mocno chciałam się trzymać od niego z daleka. Dziękuję, wiem, że mam nierówno pod sufitem. Taka już moja natura.
Minęłam Osiemnastą Milę i skręciłam w pierwszą boczną ulicę. Uśmiechnęłam się do wyjeżdżającej z apartamentowca sąsiadki Sashy i zaparkowałam obok Buicka LaCrosse i Nissana Altimy blondyny.
Szybkim krokiem ruszyłam wąską ścieżką do czwartego domku i zanim zdążyłam zapukać, drzwi otworzyły się i zostałam wciągnięta za koszulkę do środka przez Chloe.
- Ej, kurwa. – upomniałam ją, wygładzając materiał. – Niedawno ją kupiłam, więc chciałabym ją jeszcze trochę ponosić, zanim mi ją zdewastujesz.
Przewróciła oczami, nic nie robiąc sobie z mojego wrogiego głosu. Niech to. Albo robię się stara i tracę na agresji, albo nie mam już żadnego respektu pomiędzy ludźmi. Albo to z nią jest coś nie tak.
- Ściągaj buty, bo mamy do pogadania. – rzuciła i skocznym krokiem popędziła do salonu, z którego usłyszałam głośne ‘cześć!’ Sashy.
Mam jednak nadzieję, że tylko na nią nie działam, bo się znowu załamię.
Rozpięłam kozaki i odstawiłam je na bok, prawie przywalając w beżowe ściany i potrząsając głową, powlokłam się w ślad za Rudą.
- Tak, chcę coś do picia. – oznajmiłam, zanim Sash zdążyła otworzyć usta. Wystawiłam jej język. – I mam nadzieję, że od razu mi powiecie o co chodzi, nie kręcąc jak Kaulitz.
Obie parsknęły śmiechem, a ja padłam na kanapę.
- Chciałyśmy się przecież tylko spotkać. – zaoponowała Chloe, a ja prychnęłam rozbawiona.
- I dlatego zadzwoniłaś do mnie i zaczęłaś bredzić jak w amoku, jakby się chałupa paliła, no nie?
- Cicho.
Zachichotałam i dostałam do rąk szklankę z sokiem żurawinowym.
- Mamy plan. – oznajmiła Sasha, siadając przede mną na fotelu po turecku. – Nie owijając w bawełnę, myślimy bardzo poważnie nad przeprowadzką do Los Angeles na stałe.
Sok utknął mi w gardle.
Wytrzeszczyłam oczy, próbując szybko przekonwerterować, to co powiedziała na bardziej przystosowany dla mojego ociężałego umysłu.
Przełknęłam sok.
- Słucham? – wykrztusiłam, stwierdzając, że chyba jednak coś źle zrozumiałam.
Ale Chloe dobitnie mi wytłumaczyła, że się wcale nie przesłyszałam.
- Kończymy trzeci rok, więc przed nami kolejne dwa lata magistra. Myślałyśmy, że mogłybyśmy się przenieść do Los Angeles, gdzie są chłopaki i tam uczyć się dalej. Przenieść się na stałe oczywiście. Nie tylko na wakacje. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Sama rozumiesz. – gdy odpowiedziałam im ciszą, obie zmarszczyły czoło. – Co ty na to?...
Mrugałam oczami, mając nadzieję, że to tylko żart. Nie podobało mi się w ogóle, co do mnie mówiły.
- Miałabym przeprowadzić się do Los Angeles na stałe?... – spytałam drżącym głosem.
Skinęły głowami, a w moim żołądku nagle pojawił się olbrzymi kamień. I chyba zbladłam, bo zrobiło mi się jakoś chłodno.
- Przecież wtedy widziałabyś częściej Billa... – dodała sugestywnie Sasha.
- Właśnie! – zgodziła się Chloe, a ja zamarłam w bezruchu.
Nie podobało mi się to w ogóle i nie chciałam nawet myśleć o czymś takim. Moje szeroko otwarte oczy skupiły się na szklance, którą trzymałam w rozedrganych dłoniach.
Dlaczego one kazały mi wybierać pomiędzy bezpiecznym i znanym domem, a kompletną niespodzianką i niewiedzą, jaką z pewnością zaserwowałby mi Bill? Czy wyjazd na wakacje nie był wystarczająco dla mnie trudny? Miałam teraz jechać tam, gdzie widniał wielki znak zapytania? Nikt przecież nie dawał mi gwarancji na to, że to, co utworzyło się pomiędzy mną, a Kaulitzem przetrwa choć jeden dzień.
Żołądek mnie rozbolał.
- Nie mogę. – wydusiłam, odstawiając szklankę na stolik. – Przykro mi. – wstałam i skierowałam się po buty, nie patrząc na dziewczyny. Pewnie były mną rozczarowane. A ja nigdy nie czułam się tak paskudnie jak dzisiaj.
- No ale czekaj, Natasza!... – Chloe chwyciła mnie za rękę, a ja wbiłam wzrok w podłogę. Zaczęło mnie mdlić z nerwów. Nie chciałam o tym myśleć ani sekundy dłużej. – Nie musisz dawać nam odpowiedzi już teraz. Przecież jest jeszcze dużo czasu, prawda?...
- Nie możecie mnie stawiać przed tak ważnym wyborem. – powiedziałam, unosząc wysoko podbródek, kiedy coś ścisnęło mnie z gardło. – Nie mogę zrezygnować...
- Do cholery nie możesz przez całe życie trzymać się matki! – warknęła nagle Sasha i spojrzałam na nią ostro, czując się coraz gorzej. Nie chciałam się z nimi kłócić, ale one... one nic nie wiedziały. Rodzina była dla mnie wszystkim. – Musisz zacząć myśleć o sobie, a nie ciągle się zamartwiać swoją siostrą i mamą! Rozumiem wszystko! Ale to nie jest sposób na życie! A co z Billem, co?!
Wyrwałam się z uchwytu Rudej, która posłała mi zbolałe spojrzenie. Ale mnie już to nie obchodziło. Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić. Już nigdy więcej.
- Nie wyprowadzę się stąd. – oznajmiłam stanowczo. – Nie odsunę się...
- Co ty sobie do kurwy nędzy ubzdurałaś?! To nie jest żadne odsuwanie się od rodziny! To jest życie swoim własnym życiem!
Przez dłuższy czas mierzyłyśmy się z Sashą wściekłymi spojrzeniami i było mi tak cholernie źle.
- Do zobaczenia na uczelni. – mruknęłam i chwyciwszy kozaki, wyszłam z mieszkania.


><><><><><><><><

Seseseeee, starałam się zrobić szybko korektę, więc miskuzi, jeśli są błędy xD

3 komentarze:

  1. Aaaa..xd Nareszcie Billosz się ogarnął..;d Dobrze, że w tym czasie co dzwonił Sasha była przy Nataszy, bo jestem przekonana, że nie odebrałaby tego telefonu..xd
    Dziewczyny mają świetny pomysł z tą przeprowadzką ;D.. Mam nadzieję, że Natasza w końcu da się przekonać do przeprowadzki, bo to nie może być tak, że on jest w LA a ona setki kilometrów od niego.. Ona wręcz musi się zgodzić i wtedy wszyscy bedą szczęśliwy ;D.. No chyba, że będzie chciała wszystko utrudnić..

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i lepiej, żeby Natasz trochę to utrudniała, bo przynajmniej pozostanie to napięcie ;D
    Banalna historia byłaby nudna, a tak, mamy czym się zachwycać.
    Aczkolwiek, nie pogardzę małą, miłą akcyjką ;D
    Osobowość Billa mnie rozbraja. Jest tak nieogarnięty i pociszny zarazem, że nie da się go nie kochać ;)
    No i cóż, przykro mi niezmiernie, ale ja już czekam no nową scenę ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. ohh cóż nic łatwo nie mogło pójść z jej upartością :D Tak samo jak reszta czytelniczek oczekuje na dalszy zbieg akcji ;)) brawo :D

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D