Emmmm... skleroza nie boli, ale zwalam to na to, że mam miliard rzeczy do roboty o_O
><><><><><><><><><><><><><><><
To wszystko powoli zaczyna mnie przerastać.
Mama stwierdziła, że coś się ze mną dzieje,
że się zmieniłam przez te wakacje. Nie rozumiałam dlaczego ma do mnie o to
wyrzuty, bo to definitywnie były wyrzuty. Sama chciała, żebym tam pojechała,
prawda? Bo chciała, żebym w końcu znormalniała. No i kiedy już mi się to prawie
udało, ona zaczyna się niepokoić.
Czym? Pytam się CZYM?
Musiała utrudniać to, co i tak już było
trudne do zniesienia?
Próbuję napisać wiadomość do Billa już
prawie trzy miesiące i zrobiło się zimno i zaraz święta Bożego Narodzenia i
Nowy Rok, a ja ciągle stoję w miejscu.
Już nie liczę nawet faktu, że czuję się
tak, jakby teraz Sasha i Chloe trzymały się bardziej siebie, trzymając mnie
gdzieś z daleka. Może to była zazdrość, a może nie, ale nie mogłam tego znieść,
więc nie miałam ochoty się z nimi spotykać, słuchając tego, co wspólnie
zrobiły. Wolałam siedzieć w domu, gdzie znowu podejrzliwa mama ciągle się
pytała, co się stało w te wakacje.
Kurwa mać.
Ustaliłam z szefową restauracji, że po Nowym
Roku będę pracować codziennie po zajęciach i w weekendy, by mieć spokój od nich
wszystkich.
Chyba świrowałam.
Ale z drugiej strony nie ze wszystkim
człowiek potrafi sobie radzić, tak? A ja, zamiast stawić temu czoła, uciekam
dokładnie w taki sam sposób, jak uciekłam od odpowiedzialności za obopólną
miłość.
Musiałam znaleźć z tego jakieś wyjście, ale
to wszystko tak zrzuciło mi się na głowę, że po prostu... miałam dość.
Jedyne pocieszenie w tym, że spałam.
Ale żeby sny przynosiły ulgę... Zna ktoś
jakiś sposób, by przestać śnić w kółko o tym samym człowieku? Bo mi się wydaje,
że to jest stanowcze przegięcie, żeby Kaulitz ciągle mnie w snach nawiedzał,
kiedy akurat chcę od niego odpocząć. Chyba, że mi wtedy przypomina, że powinnam
do niego napisać. Nosz kurde, kiedy z każdym dniem jest coraz trudniej!
Wolałam się skupić na czymś innym. Ale po
prawie trzech miesiącach miałam dość skupiania się na czymś innym, bo ciągle to
robiłam.
A najgorsze jest to, że kiedy przestawałam
myśleć o tym, co trzeba, powracałam do tego głupiego Kaulitza i... jak ja
miałam wrócić tam na wakacje? Tak po prostu?...
Drgnęłam zaskoczona, gdy telefon w kieszeni
zaczął mi wibrować jak szalony.
Kto jest taki głupi, że dzwoni mi w środku
wykładu?!
Rozejrzałam się wokół, ale nikt nie zwrócił
na mnie uwagi. No właśnie! Powinnam słuchać wykładowcy, a nie myśleć o jakichś
farmazonach!
- Ktoś dzwoni. – mruknęła Sasha, posyłając
mi znaczące spojrzenie.
Jeśli to ona, to ją zatłukę.
Wyciągnęłam telefon, spojrzałam na
wyświetlacz i szczęka opadła mi na kolana, a z kolan poturlała się na ziemię
pod krzesła.
‘Bill calling’
KURWA MAĆ!
O madafaka!
- Oh, kurwa no wreszcie! – sapnęła
blondynka, zaglądając mi przez ramię. – Idź odbierz i mnie nie wkurwiaj na
zapas. – pchnęła mnie i automatycznie wstałam. Posłałam jej przerażone
spojrzenie, a ona odwdzięczyła się morderczym wzrokiem. Dzięki. – Kurwa,
wieczność nie będzie dzwonił! – wyszeptała agresywnie, więc uniosłam brwi i
popędziłam na złamanie karku na korytarz, unikając napastliwego spojrzenia
wykładowcy. Co oni się dzisiaj na mnie tak gapią? Jakbym tylko ja wychodziła! A
tak naprawdę, to wychodzę pierwszy raz!
Kurwa! Bill do mnie dzwoni, o czym ja
myślę?!
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
Odbierz. Odbierz, do cholery!
Przełknęłam stojące serce w gardle,
nacisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.
- Emmm... tak? – wykrztusiłam i zalała mnie
fala gorąca.
- Jeśli jeszcze raz będziesz milczeć przez
taki długi czas, to przyjadę i ci skopię tyłek!
No nie.
Nie odzywa się do mnie od prawie trzech
miesięcy i do mnie z takim tekstem wyskakuje?!
- I kto to mówi! Jakbyś nie mógł sam tego
zrobić! – wyplułam i przez chwilę w słuchawce nastała cisza.
- O tak, mogłem, ale byłem zbyt
zdezorientowany. – odparł, a w moim żołądku coś przekręciło się gwałtownie na
myśl, że on wie, że ja go kocham, a ja wiem, że... czemu nie mogę tego nawet w
myślach powiedzieć, do cholery?! – Ale już sobie wszystko poukładałem, więc
dzwonię.
- Ah tak? – dobrze, że chociaż ty, bo ja
mam sieczkę z mózgu w tym momencie. – I wybrałeś sobie akurat chwilę, kiedy
jestem na wykładzie? – tą jedną z niewielu, kiedy staram się o tobie nie
myśleć? Brawo, kurwa, za wyczucie. Jak chcesz, to wszędzie wleziesz z
buciorami.
- Tak, dokładnie tak. – zapewne wyszczerzył
zęby, a ja westchnęłam ciężko. – Ej no co? Nie cieszysz się, że dzwonię?
Ehmm. Co to kurwa za pytanie?! Jasne, że
tak! Prawie trzy miesiące czekałam, by znowu usłyszeć twój głos!
I co ja mam ci powiedzieć?! No co?!
- Zimno dzisiaj w cholerę. – wymamrotałam,
a on zachichotał głośno.
- Z twojej niezbyt udanej zmiany tematu
wnioskuję, że jednak tak, ale nie chcesz się przyznać. – roześmiał się, gdy
prychnęłam. – To miłe, Natasza. Dzięki. – strzeliłam sobie z otwartej ręki w
czoło. – Czy to była facepalm?
- Czy przed tobą już się nic nie ukryje?...
– spytałam zrezygnowana, choć w głębi duszy, skakałam z radości jak małe
dziecko. Serce waliło mi tak mocno, że czułam to nawet w swoich stopach i po
prostu lewitowałam. Czułam się bosko. Czułam się perfekcyjnie.
- Nic a nic. Wiem wszystko i jeszcze
więcej. A nawet więcej, niż jeszcze więcej i...
- Dobra, dobra, okej. Zrozumiałam to
głębokie przesłanie. – przerwałam mu, szczerząc się jak głupia. Boże, co się ze
mną dzieje? Gdyby to było w pełni normalne, zaczęłabym się turlać po podłodze.
Miłość jest straszna. Westchnęłam. – To co tam u ciebie i twojego w cholerę
znanego zespołu?
- Ja i mój w cholerę znany zespół ma
przerwę w sesji zdjęciowej. – odparł rozbawiony, a ja wydęłam wargi.
- Czy wtedy ci nie pudrują noska i
poprawiają twojego męskiego makijażu, czy coś?
- No pudrują i poprawiają.
- To jakim cudem do mnie dzwonisz?
- Jestem człowiekiem, który potrafi robić
kilka rzeczy na raz, dziękuję bardzo. Wymiatam.
- Przecież to nie ty sobie poprawiasz
makijaż.
- Siedź cicho, mądralo.
- Jak lśni, jak błyszczy, jak promienieje,
jak...
- Zamknij się. – warknęłam i usiadłam na
swoim miejscu w sali, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu na ustach.
To idiotyczne.
Od tamtego dnia rozmawiamy ze sobą niemal
codziennie, gdy tylko ma wolne. Czasami rozmawiamy parę minut, czasami
przynajmniej godzinę, czasami daje telefon innym członkom zespołu, albo
rozmawiamy na trybie głośnomówiącym.
To było kompletnie pokręcone, gdy zdawałam
sobie sprawę z tego, że nawzajem wiemy o swoich uczuciach a rozmawiamy o
zupełnie czym innym. Szczerze powiedziawszy, miałam wrażenie, że w ogóle
omijamy ten temat szerokim łukiem, a na pewno ja to robiłam.
Czasami myślałam sobie, że to głupie, żeby
usłyszeć wyznanie miłości przez telefon. A czasami w ogóle bałam się tego usłyszeć.
Wszystko jedno w jaki sposób. I chyba właśnie to przeważało szalę, na której
ważyły się nasze losy.
Nawet nie wiem dlaczego się tak
zachowywałam, bo w końcu czułam to samo, ale...
Miałam mętlik w głowie. Nawet jeśli jedna
rzecz zeszła mi z myśli, to dochodziła nowa, bo teraz już tylko czekałam, aż zadzwoni, a ja nie dzwonił, zaczynałam świrować. To było chore. Miłość była
chora i gdybym miała wybór, w cholerę bym się na to nie zgodziła. To godziło w
moją dumę i w moje opanowanie.
Teraz zachowywałam się jak pies spuszczony
ze smyczy; jakby brakowało mi samokontroli. Miałam już prawie 22 lata! Powinnam
się ogarnąć!
Ale z czasem ogarniałam siebie coraz mniej.
I mój ryj się ciągle cieszył z byle czego.
- Już wszystko wiem. – oświadczyła mi
pewnego dnia mama. – W sumie to nie było takie trudne do odgadnięcia, kiedy ty
stałaś się tak oczywista.
Zmarszczyłam czoło, przyglądając się jej
niemal agresywnej pozie. Wpadła do mojego pokoju jak burza, po czym stanęła z
rękoma opartymi o biodra i wbiła we mnie beznamiętny wzrok.
Nie rozumiałam.
- Ale...
- Tam musiał być jakiś chłopak, który
zawrócił ci w głowie, tak? – wyrzuciła w taki sposób, że automatycznie wybuchło
we mnie milion różnych myśli.
Nie podobało jej się to. Dlaczego jej się
nie podobało, że w końcu może kiedyś będę szczęśliwa, jeśli wszystko pójdzie
tak, jak powinno pójść? Znaczy on mnie kochał i ja jego, tak? To chyba
naturalne, że... o matko, nie mogłam sobie wyobrazić, że mielibyśmy być razem.
Zrobiło mi się ciepło z wrażenia. O tym
jeszcze ani razu nie pomyślałam.
Ale dlaczego ona jest zła?
- I dlaczego ci się to nie podoba? –
spytałam zdezorientowana, wciąż z szybko bijącym sercem na myśl o tym, że może
kiedyś mogłabym trzymać jego rękę tak po prostu... tak naturalnie. O Jezu. Nie
powinnam teraz o tym rozmyślać. Nie przy mamie. Nie przy kimkolwiek, żeby
zobaczył, jak zmieniam się w Louisa the Fluffa.
- A jednak! – prawie krzyknęła, dziwnie
załamując głos. – I nic mi o tym nie powiedziałaś!
Czułam się nieswojo. Co było drobnym
niedopowiedzeniem, bo moja mama nigdy nie zachowywała się w taki sposób.
Szczególnie w stosunku do mnie.
- Bo to głupia sytuacja, bo ja...
- Znam go?!
A w tym akurat momencie to chciałam sobie
strzelić facepalma.
- Mamo, jak możesz go znać, skoro mieszka w
Los Angeles? – całkiem normalnie. Wystarczyłoby wejść w internet i wpisać „Bill
Kaulitz”, ale bez przesady. Nie będę jej tego mówić, bo jeszcze wpadnie w szał
i stwierdzi, że gwiazda rocka jest dla mnie nieodpowiednia, bo mnie skrzywdzi i
takie tam... To głupie, bo wydaje mi się, że prędzej to ja bym go mogła
skrzywdzić, niż o mnie. Ale to chyba długo nie potrwa. W jego obecności robię
się uczuciowa.
- To znaczy, że zakochałaś się w kimś
kompletnie obcym, kogo nigdy wcześniej nie znałaś i mi nic o tym nie mówiłaś,
jakby to była jakaś tajemnica i...
- Mamo. – przerwałam jej ostro. Zaczynała
mnie irytować i uznałam to za zły znak. Miałyśmy relacje przyjacielskie i
przysięgam, że to nie było normalne. W ogóle. – Mamo, uspokój się. To, że ty go nie znasz, nie znaczy, że
ja go nie znam, okej?
- Jak można poznać człowieka w trzy
miesiące?
W sumie to miało akurat sens.
- Nie wiem, ale mi się to udało... –
zamrugałam gwałtownie oczami. – Cholera, zdawało mi się, że chciałaś, żebym
była w końcu szczęśliwa, tak? Sama mi kazałaś tam jechać. – wytknęłam jej,
czując, że robię się coraz bardziej wściekła. – My nawet nie jesteśmy razem. O
co ci chodzi w ogóle? Chcesz, żebym przez całe życie tutaj została? Moje życie
to nie tylko dom! – o kurwa. Nie wierzę, że to powiedziałam. Przecież moje życie
to JEST dom.
Mama rzuciła mi zdziwione spojrzenie i
przez chwilę mierzyłyśmy się tak, jakby któraś z nas chciała wygrać bitwę,
której w ogóle nie było.
Jezu, co tu się dzieje?
- Przepraszam. – wymamrotała nagle i
przyciągnęła mnie do siebie, przytulając mnie mocno. – Chyba przesadziłam. –
dodała, całując mnie w czoło. – Po prostu martwię się o moją córeczkę...
- Mamo, jestem już dorosła. – stwierdziłam,
relaksując się w jej ramionach. Ulga zalała moje ciało, gdy odczułam, że
wszystko znowu wraca do normy. – Potrafię się sobą zaopiekować.
- Ja wiem, skarbie, ja wiem, tylko... –
westchnęła, gładząc mnie po plecach. – Tyle razem przeszłyśmy... ty i Oliwia
jesteście dla mnie wszystkim i po prostu boję się was stracić...
- Nie stracisz nas. – zapewniłam ją
stanowczo i wtuliłam się w nią.
Wydaje mi się, że mamy znacznie inne
relacje, niż każda normalna rodzina. Naturalnie muszę zaznaczyć, że kiedyś
byliśmy faktycznie normalną rodziną i pamiętam jeszcze, jak bawiłam się z
rodzicami na placu zabaw. Pamiętam radosnego ojca, który nie lubił pić
alkoholu. Pamiętam, jak podrzucał mnie do góry, śmiejąc się do mnie.
Ale potem wspomnienia zamieniły się w sen o
szczęściu, o pragnieniu czegoś, czego nie można było dosięgnąć i moje prawdziwe
życie zamieniło się w koszmar. Chciałam się nigdy więcej nie obudzić.
I stąd mam blizny na nadgarstku.
W krytycznym (tak mi się wydawało) momencie
przeraziłam się śmierci. I krzyczałam,
ile sił w płucach, aż znalazła mnie mama i wylądowałam w szpitalu, gdzie na
szczęście mnie uratowali.
A ponoć gdybym przeszła przez ten etap,
uspokoiłabym się na tyle, że może nie ruszałaby mnie kwestia strachu ani
śmierci. Nie wiem. Nie chcę tego przeżywać jeszcze raz.
Byłam wtedy pobita do tego stopnia, że nie
czułam nic, kiedy podcinałam sobie żyły. Pamiętam przerażone spojrzenia
pielęgniarek i jak wszyscy naciskali, by zadzwonić na policję. Oczywiście żadna
z nas nie powiedziała, że to ojciec mnie i mamę urządził, ale wydaje mi się, że
niektórzy to wiedzieli.
Mama bała się, że gdy wyląduje w więzieniu,
zemści się na nas, gdy wyjdzie na wolność. Chyba miała rację, sama nie wiem,
nawet po tak długim czasie.
Bardzo długo obmyślała plan ucieczki.
Analizowała wszystkie plusy i minusy, kontaktowała się z kim trzeba...
zawdzięczam jej dzisiaj wszystko. Wyrwała nas spod rąk kata i wiem, że gdybym
żyła z nim dłużej... teraz już by mnie nie było na tym świecie. On stawał się
coraz bardziej brutalny z każdą nową sadystyczną grą.
Może to też był powód, dla którego dano nam
wizę za pierwszym podejściem?...
Pamiętam, jak Oliwia rozpłakała się, gdy
konsul spytał, dlaczego ojciec z nami nie jedzie. Pamiętam moje wielkie
okulary, by nikt nie zobaczył siniaków, których i tak każdy się domyślał.
Pamiętam pierwszy, głęboki oddech, kiedy
doszło do mnie, że tutaj, w Stanach, ojciec nas już nie znajdzie. Pierwszym,
głęboki oddech, który nie powodował bólu żeber.
Mama i Oliwia są dla mnie najważniejsze.
Nie potrafiłabym je opuścić na dłużej, niż na kilka miesięcy.
Chyba nie umiałabym zbudować życia z dala
od nich. Więzi między nami były zbyt silne, by to mogło się udać. One nigdy
mnie nie zawiodły i ufałam im bezgranicznie.
Wydawało mi się, że czasami Sasha i Chloe
tego nie rozumiały i właściwie nie miałam im tego bardzo za złe. Jedna nie
miała rodziców, druga ich nienawidziła. Ale żadna z nich nie przeżyła tego, co
ja, więc ignorowałam ich zaczepki, kiedy mówiły mi, że ciągle trzymam się
spódnicy mamusi. Chyba były zadowolone, kiedy zostałam w Kaulitzowym domu na
prawie trzy miesiące.
- Nataszaaaa! – wrzasnęła mi do słuchawki
Ruda, aż się skrzywiłam.
- Człowieku, weź ty się...
- Musimy się spotkać, bo mamy bardzo ważną
rzecz do obgadania! – przerwała mi gwałtownie, a ja westchnęłam rozdzierająco.
Żadnego ‘cześć! Jak leci?’, niee, lepiej od razu przejść do rzeczy, jakby każda
cenna sekunda kosztowała ją fortunę. No nie. Tak się biednej Nataszy nie
traktuje! – Wsiadaj w samochód i zawijaj się do nas! Czekamy! Buziaki! – bip,
bip, bip.
Tak, tak, do zobaczenia, Natasza.
Zmrużyłam oczy. No kurde. Co za urocza
dziewoja.
Prychając głośno, odłożyłam zeszyt na półkę
i wstałam z obrotowego krzesła. Nawet się nie spytała, czy jestem zajęta, bo
JESTEM! UCZĘ SIĘ NA EGZAMIN! One też powinny, a nie, siedzą i knują jakieś
plany dotyczące nie wiadomo czego.
- Gdzie idziesz? – rzuciła mama z kuchni,
gdy tylko zeszłam na dół. Zainhalowałam się przygotowywanym obiadem i ponownie
westchnęłam.
- Do Chloe i Sashy, znowu coś kombinują. –
odparłam. – Powinnam zdążyć na obiad, ale jeśli jednak sprawa potrwa trochę
dłużej, nie czekajcie na mnie. – pomachałam jej na pożegnanie, chwyciłam bluzę
z wieszaka i wyszłam na dwór. – I wreszcie zaczyna się robić ciepło. –
mruknęłam do siebie. Jak ten czas szybko leci. Niedawno były święta, a już za
trzy tygodnie skończę 22 lata.
Boże, ale jestem stara.
Ej, czy to znaczy, że niedługo Georg ma
urodziny? Wzdrygnęłam. ON to dopiero jest stary.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik,
przyglądając się sobie w lusterku. Minęło pół roku od wyjazdu z Los Angeles i
za każdym razem, gdy na siebie patrzyłam, byłam kompletnie zdezorientowana.
Raz błyszczałam. Pamiętam dokładnie, gdy
siebie zobaczyłam w trakcie rozmowy z Billem. Moja twarz wyglądała niemal jak u
dziecka. Gładka, świetlista, a moje oczy zdawały się mieć jeszcze
intensywniejszy odcień niebieskości.
A innym razem wylądowałam jak zwykle. Rysy
wyostrzały się, dając mi wygląd wściekłej, cynicznej i do bólu zepsutej
dziewczyny. Zgorzkniałej. Mrocznej.
Nie dziwiłam się, że nikt nie chciał mnie
poznać bliżej. Czasami sama nie chciałabym siebie znać.
- Nieważne. – machnęłam na swoje odbicie w
lusterku i przełączyłam bieg, ruszając z podjazdu.
Przypuszczam, że będą mi coś gadać o
Kaulitzu. Mogę się o to założyć. Już chyba od miesiąca mi trajkoczą, że
powinnam coś ze sobą zrobić. Co miałam zrobić, pytam się?
Wolałam o tym nie myśleć. Tym bardziej, że
dzisiaj miałam wolny dzień od pracy, a to oznaczało, że powinnam się skupić na
nauce, a nie na tym cholernym wokaliście, który dzisiaj dawał koncert w
Chicago. Powinnam się cieszyć, że nie w Michigan, bo wtedy musiałabym obowiązkowo
z dziewczynami tam pojechać, a tak szczerze powiedziawszy tak bardzo, jak
chciałam go zobaczyć, tak samo mocno chciałam się trzymać od niego z daleka.
Dziękuję, wiem, że mam nierówno pod sufitem. Taka już moja natura.
Minęłam Osiemnastą Milę i skręciłam w
pierwszą boczną ulicę. Uśmiechnęłam się do wyjeżdżającej z apartamentowca
sąsiadki Sashy i zaparkowałam obok Buicka LaCrosse i Nissana Altimy blondyny.
Szybkim krokiem ruszyłam wąską ścieżką do
czwartego domku i zanim zdążyłam zapukać, drzwi otworzyły się i zostałam
wciągnięta za koszulkę do środka przez Chloe.
- Ej, kurwa. – upomniałam ją, wygładzając
materiał. – Niedawno ją kupiłam, więc chciałabym ją jeszcze trochę ponosić,
zanim mi ją zdewastujesz.
Przewróciła oczami, nic nie robiąc sobie z
mojego wrogiego głosu. Niech to. Albo robię się stara i tracę na agresji, albo
nie mam już żadnego respektu pomiędzy ludźmi. Albo to z nią jest coś nie tak.
- Ściągaj buty, bo mamy do pogadania. –
rzuciła i skocznym krokiem popędziła do salonu, z którego usłyszałam głośne
‘cześć!’ Sashy.
Mam jednak nadzieję, że tylko na nią nie
działam, bo się znowu załamię.
Rozpięłam kozaki i odstawiłam je na bok,
prawie przywalając w beżowe ściany i potrząsając głową, powlokłam się w ślad za
Rudą.
- Tak, chcę coś do picia. – oznajmiłam,
zanim Sash zdążyła otworzyć usta. Wystawiłam jej język. – I mam nadzieję, że od
razu mi powiecie o co chodzi, nie kręcąc jak Kaulitz.
Obie parsknęły śmiechem, a ja padłam na
kanapę.
- Chciałyśmy się przecież tylko spotkać. –
zaoponowała Chloe, a ja prychnęłam rozbawiona.
- I dlatego zadzwoniłaś do mnie i zaczęłaś
bredzić jak w amoku, jakby się chałupa paliła, no nie?
- Cicho.
Zachichotałam i dostałam do rąk szklankę z
sokiem żurawinowym.
- Mamy plan. – oznajmiła Sasha, siadając
przede mną na fotelu po turecku. – Nie owijając w bawełnę, myślimy bardzo
poważnie nad przeprowadzką do Los Angeles na stałe.
Sok utknął mi w gardle.
Wytrzeszczyłam oczy, próbując szybko
przekonwerterować, to co powiedziała na bardziej przystosowany dla mojego
ociężałego umysłu.
Przełknęłam sok.
- Słucham? – wykrztusiłam, stwierdzając, że
chyba jednak coś źle zrozumiałam.
Ale Chloe dobitnie mi wytłumaczyła, że się
wcale nie przesłyszałam.
- Kończymy trzeci rok, więc przed nami
kolejne dwa lata magistra. Myślałyśmy, że mogłybyśmy się przenieść do Los
Angeles, gdzie są chłopaki i tam uczyć się dalej. Przenieść się na stałe
oczywiście. Nie tylko na wakacje. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Sama
rozumiesz. – gdy odpowiedziałam im ciszą, obie zmarszczyły czoło. – Co ty na to?...
Mrugałam oczami, mając nadzieję, że to
tylko żart. Nie podobało mi się w ogóle, co do mnie mówiły.
- Miałabym przeprowadzić się do Los Angeles
na stałe?... – spytałam drżącym głosem.
Skinęły głowami, a w moim żołądku nagle
pojawił się olbrzymi kamień. I chyba zbladłam, bo zrobiło mi się jakoś chłodno.
- Przecież wtedy widziałabyś częściej
Billa... – dodała sugestywnie Sasha.
- Właśnie! – zgodziła się Chloe, a ja
zamarłam w bezruchu.
Nie podobało mi się to w ogóle i nie
chciałam nawet myśleć o czymś takim. Moje szeroko otwarte oczy skupiły się na
szklance, którą trzymałam w rozedrganych dłoniach.
Dlaczego one kazały mi wybierać pomiędzy
bezpiecznym i znanym domem, a kompletną niespodzianką i niewiedzą, jaką z
pewnością zaserwowałby mi Bill? Czy wyjazd na wakacje nie był wystarczająco dla
mnie trudny? Miałam teraz jechać tam, gdzie widniał wielki znak zapytania? Nikt
przecież nie dawał mi gwarancji na to, że to, co utworzyło się pomiędzy mną, a
Kaulitzem przetrwa choć jeden dzień.
Żołądek mnie rozbolał.
- Nie mogę. – wydusiłam, odstawiając
szklankę na stolik. – Przykro mi. – wstałam i skierowałam się po buty, nie
patrząc na dziewczyny. Pewnie były mną rozczarowane. A ja nigdy nie czułam się
tak paskudnie jak dzisiaj.
- No ale czekaj, Natasza!... – Chloe chwyciła
mnie za rękę, a ja wbiłam wzrok w podłogę. Zaczęło mnie mdlić z nerwów. Nie
chciałam o tym myśleć ani sekundy dłużej. – Nie musisz dawać nam odpowiedzi już
teraz. Przecież jest jeszcze dużo czasu, prawda?...
- Nie możecie mnie stawiać przed tak ważnym
wyborem. – powiedziałam, unosząc wysoko podbródek, kiedy coś ścisnęło mnie z
gardło. – Nie mogę zrezygnować...
- Do cholery nie możesz przez całe życie
trzymać się matki! – warknęła nagle Sasha i spojrzałam na nią ostro, czując się
coraz gorzej. Nie chciałam się z nimi kłócić, ale one... one nic nie wiedziały.
Rodzina była dla mnie wszystkim. – Musisz zacząć myśleć o sobie, a nie ciągle
się zamartwiać swoją siostrą i mamą! Rozumiem wszystko! Ale to nie jest sposób
na życie! A co z Billem, co?!
Wyrwałam się z uchwytu Rudej, która posłała
mi zbolałe spojrzenie. Ale mnie już to nie obchodziło. Nikt mi nie będzie
mówił, co mam robić. Już nigdy więcej.
- Nie wyprowadzę się stąd. – oznajmiłam
stanowczo. – Nie odsunę się...
- Co ty sobie do kurwy nędzy ubzdurałaś?!
To nie jest żadne odsuwanie się od rodziny! To jest życie swoim własnym życiem!
Przez dłuższy czas mierzyłyśmy się z Sashą
wściekłymi spojrzeniami i było mi tak cholernie źle.
- Do zobaczenia na uczelni. – mruknęłam i
chwyciwszy kozaki, wyszłam z mieszkania.
><><><><><><><><
Seseseeee, starałam się zrobić szybko korektę, więc miskuzi, jeśli są błędy xD
Aaaa..xd Nareszcie Billosz się ogarnął..;d Dobrze, że w tym czasie co dzwonił Sasha była przy Nataszy, bo jestem przekonana, że nie odebrałaby tego telefonu..xd
OdpowiedzUsuńDziewczyny mają świetny pomysł z tą przeprowadzką ;D.. Mam nadzieję, że Natasza w końcu da się przekonać do przeprowadzki, bo to nie może być tak, że on jest w LA a ona setki kilometrów od niego.. Ona wręcz musi się zgodzić i wtedy wszyscy bedą szczęśliwy ;D.. No chyba, że będzie chciała wszystko utrudnić..
Może i lepiej, żeby Natasz trochę to utrudniała, bo przynajmniej pozostanie to napięcie ;D
OdpowiedzUsuńBanalna historia byłaby nudna, a tak, mamy czym się zachwycać.
Aczkolwiek, nie pogardzę małą, miłą akcyjką ;D
Osobowość Billa mnie rozbraja. Jest tak nieogarnięty i pociszny zarazem, że nie da się go nie kochać ;)
No i cóż, przykro mi niezmiernie, ale ja już czekam no nową scenę ;P
ohh cóż nic łatwo nie mogło pójść z jej upartością :D Tak samo jak reszta czytelniczek oczekuje na dalszy zbieg akcji ;)) brawo :D
OdpowiedzUsuń