Nie pytać. Jutro nie będzie kolejnego na pewno xD
><><><><><><><><><><><
Nawet nie
pomyślałam, że on mógłby nie chcieć. Ale chyba chciał. Tylko nie poruszył się z
miejsca ani o milimetr, gdy powiedziałam, że jestem gotowa, by to zrobić. Gapił
się na mnie wielkimi oczyma tak, jakby ujrzał coś, co wyszło wprost z
nierealnych marzeń. Jego klatka unosiła się nazbyt widocznie, więc doszłam do
wniosku, że musi nabierać naprawdę dużą ilość powietrza z każdym oddechem. I
musiałam przyznać, że jego wzrok sprawiał, że moja skóra zaczynała wrzeć. I
wtedy przypomniało mi się, jak mówił o reakcji łańcuchowej. Miał pieprzoną
rację. Znowu.
- Myślałem,
że... – zaczął, ale urwał niezdecydowany. Co się z nim stało? Od kiedy on ma
takie problemy z mówieniem o tym, co mu w głowie siedzi? – Ale jesteś... –
odwrócił się całym ciałem w moją stronę i dopiero wtedy zauważyłam, że jego
policzki są lekko zaróżowione tak jak i jego szyja. O matko boska. Coś się ze
mną działo niedobrego. Zdecydowanie. Moje nogi automatycznie same mnie poniosły
w jego kierunku i gdy stanęłam naprzeciw niego, jego dłonie natychmiast wylądowały na moich biodrach. Jego oczy zatrzymały się gdzieś... – Masz na
sobie pończochy... – wydusił z ciągle szeroko otwartymi oczyma. – Czy ty się ze
mną bawisz w tym momencie? – nawet nie podniósł swojego wzroku, który wciąż się
motał w okolicach linii moich pończoch. Jego palce ześlizgnęły się wzdłuż moich nóg, by przenieść się na ich wewnętrzną stronę. Zagryzłam wargę na tę
delikatną pieszczotę. – Bo jeśli nie jesteś pewna, to lepiej wyjdź teraz. –
przysunął się odrobinę bliżej i czule ukąsił moją skórę strategicznie blisko
zwieńczenia nóg, aż sapnęłam głośno, gdy mięśnie brzucha skurczyły się mocno w
podnieceniu.
- Nie chcę
wychodzić. – zaoponowałam zduszonym głosem i najwyraźniej to zapewnienie mu
wystarczyło, bo zanim się zorientowałam, Bill wstał, gwałtownie odsuwając
krzesło, które upadło z hukiem na podłogę i w ułamku sekundy znalazłam się
przyparta do stolika w rozkroku. Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia, ale nie
zdążyłam spytać, co on właściwie wyprawia, bo wtedy jego zęby znalazły się na
moim pośladku i mimowolnie głośno jęknęłam.
Nie wierzyłam
w to, co właśnie się stało. W połowie leżałam na tym cholernym stoliku, a Bill
właśnie odpinał mój pas od pończoch i w jego ruchach nie było niczego, co można
by zakwalifikować do miana „delikatny”, a co gorsza, wcale mi to nie
przeszkadzało. Ponownie czułam się zdominowana przez tego mężczyznę i było mi z
tym obscenicznie wspaniale. Co się ze mną stało? Czy ja taka byłam zawsze?...
Pas jak i
bokserki z pończochami zostały niemal ze mnie zerwane i prawie się wywróciłam,
gdy ponosiłam nogi, by pozbyć się bielizny. Dłonie Billa ugniatały moje
pośladki i wręcz czułam, że robię się nieprzyzwoicie mokra. To było czyste
szaleństwo i miałam gdzieś nawet to, że miałam możliwość wyprostowania się. Zamiast
tego jęczałam jak głupia prosto w zeszyt, w którym Kaulitz coś zapisywał. Nie
interesowało mnie to w najmniejszym stopniu, bo przez to, że byłam dziko
podniecona, kręciło mi się w głowie i nie mogłam się skupić na czymkolwiek
innym.
- Mmm... –
poczułam gardłowe mruczenie między nogami i zadrżałam. – Uwielbiam to miejsce.
– i wciągnęłam ze świstem powietrze, gdy jego język wyszedł na spotkanie z moim
ciałem. Nie musiało minąć dużo czasu, gdy zaczęłam odpowiadać na jego
pieszczoty. Jęknęłam przeciągle, prawie uderzając głową w stół. Moje serce
pędziło tak maniakalnie, że ledwo wyrabiało na zakrętach, przez co oddychałam
głośno i szybko. To był jakiś obłęd. – Natasza... – usłyszałam, gdy jego usta
odsunęły się ode mnie na milimetr, a potem wsunął we mnie palec i zacisnęłam
dłonie na blacie, aż mi kłykcie zbielały, byle tylko nie krzyczeć. – Natasza...
Czy twój umysł lubi to tak samo jak twoje ciało? – jego niski głos sprawił, że
przestałam oddychać, a moje oczy zacisnęły się mocno. Nie odpowiedziałam. Jakimś
magicznym sposobem czułam, że jeszcze chwila i po prostu dojdę. Najwyraźniej
byłam zepsuta, skoro to podniecało mnie znacznie mocniej, niż to, co robiliśmy
ostatnio. Moje nogi zaczynały drżeć i przeszło mi na myśl, że za chwilę po
prostu spłynę z tego stolika. – A-a. Dzisiaj przeżyjemy to razem. – wyciągnął
ze mnie palce (kiedy on włożył kolejny?) i gdy się wyprostował, przyciągnął
mnie do siebie tak, by moje pośladki oparły się o jego nabrzmiałe krocze.
Zagryzłam wargę, choć i tak nie udało mi się zatrzymać kolejnego jęku. To
wszystko działo się tak szybko, że nie ogarniałam, o co chodzi. W jednym
momencie dopiero wchodziłam do jego pokoju, w kolejnym leżałam na stoliku, a
teraz od odpinał mój stanik, składając pocałunki na mojej szyi. Wyobrażałam
sobie to zupełnie inaczej, a jednak rzeczywistość i tak okazywała się znacznie
lepsza. Tym bardziej, że teraz w ogóle się nie bałam. Co więcej, czułam
potrzebę przyspieszenia tego jeszcze bardziej.
- Bill... –
znowu przestałam oddychać, gdy jego dłonie zacisnęły się pewnie na moich
piersiach. Naparłam mimowolnie na jego krocze i poczułam jego gorący oddech na
policzku, podrażniony przez męski zarost. Zaczęłam się frustrować. – Bill...
weź mnie. – wyszeptałam, ledwo panując nad
naturalną czynnością, jaką było oddychanie. Nie miałam już kontroli nad
tym, co robiłam i to chyba nie było w pełni normalne, bo przecież wcześniej nie
zachowywałam się w taki sposób. – Bill...
I nagle mnie
odwrócił i zdążyłam zauważyć jego ciemne oczy, jakby jego źrenice się
rozszerzyły i kolorowe policzki, a potem gwałtownie mnie do siebie przyciągnął,
by wpić się we mnie łakomie, aż nasze zęby się zderzyły. Wsunęłam dłonie w jego
włosy i przyciągnęłam go do siebie tak blisko, jak to tylko było możliwe i
objęłam go nogą, dochodząc do wniosku, że podoba mi się ocieranie się o jego
krocze.
Jego dłonie
złapały mnie znowu za pośladki, tylko tym razem mnie uniósł i chwilę potem
zostałam położona na łóżku jak ofiara dla bogów. Nie do końca czułam różnicę.
Świdrowałam wzrokiem Billa, który bacznie mi się przyglądając, chwycił za
sznureczek od spodni, by go rozwiązać. Ponownie przestałam oddychać, dławiąc
się własnymi emocjami i ekscytacją, której nigdy wcześniej u mnie nie było.
Moje policzki rozgorzały czerwienią, gdy jego dresy wraz z bokserkami opadły w
końcu na ziemię i moje serce chyba przestało bić. Albo napierdalało tak szybko,
że zlało się w jedno długie uderzenie, które i tak zagłuszył szum w uszach.
O Boże. Bill
Kaulitz stał przede mną całkowicie nagi i widziałam wyraźnie jego sztywnego członka,
który chyba nie zaliczał się do tych małych, ani do tych średniej wielkości.
Nie żebym miała jakiekolwiek porównanie i nie żebym wiedziała, jak było
naprawdę. Ale to miałoby wejść we mnie...? I mnie przy tym nie rozerwać?... Co
się ze mną, do cholery, działo, że nawet wizja bólu mnie nie przeraziła? To
było kompletnie chore. Całkowicie złe.
Oparłam się na
łokciach i rozłożyłam zachęcająco nogi, co wydało mi się być logiczne i
naturalne.
- Chodź. –
powiedziałam po prostu, nie przejmując się brakiem zabezpieczenia. I tak miałam
jeszcze dni niepłodne, więc to było raczej niemożliwe, żeby dzisiejszej nocy
miało się... O. Wizja zajścia w ciążę też mi nie przeszkadzała. W porządku.
Jestem pierdolnięta.
Bill powoli
wszedł na łóżku i umościł się między moimi nogami, którymi oplotłam jego wąskie
biodra. Czułam jego napierającego penisa i oh, było mi z tym bosko. Był cały
mój, od góry do dołu.
- Nie jesteś
przerażona? – zapytał zdziwiony pomiędzy pocałunkami, a moje ręce opadły na
jego plecy, by rozpocząć po nich wędrówkę.
- Raczej
napalona. – przyznałam niedbale, a on zachichotał, odrywając się od moich ust.
Przesunął się w stronę ucha, które zaczął lizać i lekko przygryzać i przez moje
ciało przeszła fala dreszczy. Jego biodra leniwie ocierały się o mnie i znowu
zaczęłam odpływać w nieznane i agresywne rejony. Byłam wilgotna, gorąca i cała
pulsowałam i wychodziłam na spotkanie każdemu dotykowi. Zacisnęłam palce na
jego plecach. – Bill, proszę... – jęknęłam i jego oczy znowu znalazły się na
poziomie moich. Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki i gdy zrozumiałam, że
właśnie to jest ten moment, gdy za chwilę scalimy się w jedność, coś związało
moje wnętrzności w supeł. Moja dłoń znalazła się na jego policzku, która
została natychmiast złapana w dłoń Billa. Nie wiedziałam, jak długo patrzyliśmy
na siebie w milczeniu, ale w końcu on się poruszył i na powrót straciłam
możliwość swobodnego oddychania, gdy poczułam, jak powoli, acz stanowczo
zaczyna się we mnie wsuwać. I straciłam kontakt wzrokowy, bo zacisnął mocno powieki,
a z jego ust padło pierwsze przekleństwo. Oparł swoje czoło o moje, a jego
szybki oddech owionął moją twarz. Nie czułam się komfortowo, ale z drugiej
strony uczucie nie było wcale takie złe. Myślałam, że będzie boleć bardziej,
ale się myliłam. A gdy pomyślałam o tym, że to odczucie będzie takie samo, jak
wtedy wkładał palce, tylko tym razem... Zadrżałam. Tym razem on wypełnił mnie
całkowicie i sięgał dalej i... oh, cholera.
Docisnęłam
nogami jego ciało do siebie i sapnęłam, gdy wszedł we mnie do samego końca.
Bill jęknął w moje usta, które na powrót złączyły się z jego ustami. To było
wszechogarniające. On był wszędzie i znowu mi się przypomniało, co mówił. Że
nie zobaczę, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna się on. „Bliskość” była
niedopowiedzeniem.
Wolno wysunął
się ze mnie prawie całkowicie i znowu wszedł, aż zakręciło mi się w głowie. Co
innego, gdy już od długiego czasu zmagałam się z narastającym podnieceniem.
Teraz zamiast zaczynać budować to od początku, on tylko pociągał za sznurki.
Było mi gorąco, a jego dotyk parzył moje ciało. I przestałam ogarniać, co się
dzieje. Kilkanaście ruchów wahadłowych później, mój mózg kompletnie odleciał i
przestałam zwracać uwagę na to, co mówię i jak się zachowuję.
Bill zwiększył
tempo. Słyszałam odgłos uderzania bioder o siebie i to było jak muzyka. Całowaliśmy
się szaleńczo i z pasją i na Boga, nie rozumiałam, czemu się tego wcześniej
bałam. Oddychaliśmy pośpiesznie i każde z nas co jakiś czas zapadało się w
nowym bodźcu, które odbierało dech. Raz po raz spomiędzy moich warg wyrywało
się zduszone westchnięcie, które przy mocniejszym uderzeniu przeradzało się w
głodny jęk. Nasze ciała były wilgotne od potu i to było niesamowite.
W końcu
zaczęłam się wić pod jego dotykiem, czując, że już jestem coraz bliżej spełnienia
i on to wyczuł, prawdopodobnie przez delikatne skurcze i jego dłoń zaczęła
pieścić moją pierś w akompaniamencie krótkich i mocnych uderzeń. Chciałam, by
był gwałtowny. Mamrotałam mu bez składu i ładu, czego potrzebuję, ale on zdawał
się to rozumieć. Zagryzł wargę w zapamiętałym wbijaniu się we mnie i jego twarz
była mroczna i jego oczy zmrużone. I nie wiem, jak to się stało, ale fala
zaczęła napływać, moje biodra wychodziły jego biodrom naprzeciw i nagle moje
ciało wygięły się w piękny łuk i eksplodowałam tak, że nie zorientowałam się,
że ten gardłowy krzyk, który dzwonił mi w uszach, wydobył się z moich ust,
które natychmiast zostały pochłonięte przez usta Billa. Moje dłonie zacisnęły
się na jego ramionach, bo miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na miliard
kawałków i już nic ze mnie nie zostanie. A potem on zaczął przeciągle jęczeć
między moje wargi i drżeć konwulsyjnie i dotarło do mnie, że on pierwszy raz we
mnie doszedł i kompletnie straciłam rozum.
Przez dłuższy
czas leżał na mnie wsparty na jednym ramieniu, tak jak ja powoli dochodząc do
siebie. Nie wiem nawet, jak długo trwaliśmy w takiej pozycji, ale było mi z tym
tak cholernie dobrze, że prawdopodobnie mogłabym gnić w taki sposób przez
wieczność i jeden dzień dłużej.
W końcu Bill
westchnął i przewalił się na bok, pociągając mnie na siebie, aż wkleiłam się
policzkiem w jego klatkę piersiową. I on ciągle we mnie był.
Gapiłam się
tępo w przestrzeń, pozwalając sobie na krótką analizę tego, co przed chwilą
przeżyliśmy. Pierwsza i najważniejsza rzecz – mój strach był prawie
irracjonalny. Znaczy... przez człowieka, który ponoć nie jest moim ojcem
biologicznym, mój strach miał swoje podstawy. Ale to był zupełnie inny
przypadek i wiedziałam, że Bill by mnie nigdy nie skrzywdził i... i dzisiejszy
wieczór jest najlepszym wieczorem, pomijając ten, kiedy ten facet mi wyznał, że
mnie kocha. Nie czuję się do końca syta. Szczerze powiedziawszy to trochę
dziwne, ale mogłabym jeszcze. I chyba chcę jeszcze.
- Bill. –
wymruczałam, rysując palcem wskazującym kółka na jego klatce. – Jak bardzo
zepsuta jestem, skoro chcę, żebyś się ze mną kochał do świtu?
Poczułam
wyraźnie, jak jego serce zaczęło mocniej wybijać swój rytm i na moich ustach
rozlał się leniwy i próżny uśmiech.
- Natasza. –
usłyszałam Billowaty głos i przeszyły mnie delikatne dreszcze. A kiedyś
próbowałam sobie wmówić, że to nie jego barwa na mnie działa, tylko przeciąg w
pomieszczeniu. Którego nigdy nie było. Ha, byłam genialna w tym swoim pławieniu
się w złudzeniu. – Jak bardzo zepsuty jestem, skoro chcę się z tobą kochać do
świtu?
Przez chwilę
próbowałam przestać uśmiechać się w ten sposób. Jakbym była zadowolona, dumna
i... i chyba mój mózg zaczął się robić odrobinę perwersyjny. I cholernie mi się
to podobało.
- Jesteś
bardzo zepsuty.
- W takim
razie ty nie jesteś lepsza. – odparł beztrosko, ale ja już wiedziałam, jak tak
konwersacja się skończy. Byłam znowu zrelaksowana i czułam się świetnie i znowu
mówiłam co mi ślina na język przyniesie. Czyli to, co zawsze ukrywam w głowie.
Podciągnęłam
się i pozwoliłam, by ze mnie wyszedł i usiadłam na jego podbrzuszu i na samą
myśl, że jesteśmy oboje nadzy, znowu zaczęłam się napalać. Boże. Ja jutro nie
wstanę z łóżka.
- Czy tym
razem możemy to zrobić w ten sposób? – spojrzałam na niego sugestywnie i
pochyliłam się nad nim, by polizać jego usta. I nagle złapał zębami mój język i
znowu wpadłam w wir pocałunku. Bill czuł to samo co ja. Boże, Bill czuł to samo
co ja. Tę samą ekscytację i rozleniwienie i przerośnięte ego. Znaczy on zawsze
miał przerośnięte ego, ale no. Ja teraz mam to samo.
- A czy potem
zechcesz zostać przyparta do kafelków pod prysznicem?
- A czy potem
powrócimy do stolika?
- A czy znowu
będę musiał uciszać twoje krzyki?
- Sam chciałeś
mnie do tego doprowadzać.
- Dalej chcę.
- W takim
razie zgoda.
To był
oficjalny koniec zgorzkniałej Nataszy the Devil. Przeszła na zasiłek
przedemerytalny, pozostawiając w szrankach swoją bliźniaczkę, Nataszę the
Devil, która miała wypaczony erotycznie umysł. Czy komuś to w obecnym momencie
przeszkadzało?
W porządku.
Obudziłam się grubo po jedenastej i szczerze powiedziawszy czułam się obolała i
dość nieprzytomna. I głodna. Billa nie było w łóżku, a ja pierwszy raz czułam
konkretną potrzebę, by napić się kawy i odżyć. Byłam tak zajebiście
wypompowana, że aż mi było dobrze. Zasnęliśmy chyba koło piątej, bo pamiętam,
że słońce zaczęło już wschodzić. Czyli właściwie spałam jakieś cztery godziny,
więc super. Dzisiaj zaliczę zgona epickiego, już to czuję.
Wyczołgałam
się spod kołdry i przeciągnęłam się, próbując zarejestrować, gdzie zostawiłam
ciuchy. Rozglądałam się, ale jedyne, co widziałam na podłodze to moją bieliznę
i porozwalane kartki i zeszyty, które wczoraj zostały zrzucone ze stolika.
Uśmiechnęłam się głupio. Ciekawe, jak długo będziemy w stanie tak... no.
Potrząsnęłam głową i pozbierawszy bieliznę, zarzuciłam na siebie szlafrok i
wyeksmitowałam się z pokoju.
- Nie
pomyliłaś drogi przypadkiem? – Gustav, który właśnie toczył się korytarzem,
spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, a mi się nawet nie chciało zawstydzić.
Masakra.
- Elo, Gustav.
Wybacz, że nie podejmę konwersacji, ale nie powinnam paradować w tym przy
ludziach, więc pozwól, że się najpierw ubiorę, okej?
Perkusista
zlustrował mnie od stóp po głowę i nagle wyszczerzył zęby. Oho, zaczyna się.
- To dlatego
Bill od rana jest taki... – pokiwał głową i machnął na mnie ręką. – To idź się
ubieraj, ja ci zrobię kawę, co?
- Kocham cię.
– przetarłam wolną ręką twarz i powędrowałam do siebie, nie czekając na jego
odpowiedź. Boże, nawet nie chciało mi się ogarniać, tak naprawdę. Doczłapałam
się do łazienki, by zmyć z siebie resztki wczorajszego makijażu, z którego i
tak niewiele zostało po prysznicu, a potem ogarnęłam się na tyle, by ubrać
świeżą bieliznę, związać włosy w niedbały kok na czubku głowy, założyć szeroką,
szarą koszulkę Billa i jasne jeansowe szorty, które sobie wczoraj kupiłam.
Wzięłam ze sobą telefon i kluczyki od Impali i wsunęłam je w tylną kieszeń
spodenek. Boso wyszłam z pokoju i podreptałam na dół do kuchni, mijając przy
okazji Georga, który bawił się z Mephisto. Nie żeby co, ale mnie to dzisiaj w
ogóle nie ruszyło, choć to jakaś niesprawiedliwość, że nawet ten kretyn może
się zbliżyć do tego cholernego jamnika, a mnie chce zjeść. Pfff. No i kij. Mam
to szeroko i daleko i nawet się nie schylę, bo w dalszym ciągu czuję się trochę
obolała po całej nocy.
Na blacie stał
już kubek z parującą kawą i westchnęłam radośnie. Nie sądzę, żeby był ze mnie
jakikolwiek pożytek tego dnia. No chyba, że Bill chciałby mnie znowu zaciągnąć
w jakieś miejsce, gdzie nikt by nie widział i nie słyszał, co wyprawiamy i
no... Wtedy bym się przydała. To wcale nie był taki głupi pomysł.
- Muszę
przyznać, że czuję się dziwnie, kiedy ty tak szeroko się uśmiechasz i to nawet
nie dlatego, że ktoś powiedział coś śmiesznego. – odezwał się Gu, którego nawet
nie zauważyłam i zrobiłam niewinną minę. Facet poprawił okulary i potrząsnął
głową. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale chyba zrezygnował, a potem
spojrzał w jakiś punkt za mną i wzruszył ramionami.
- Za dużo
kobiet w jednym pomieszczeniu grozi katastrofą. Idę stąd. – oznajmił i tyle go
widziałam. Nie no dobra, ja tam się nie będę kłócić, co nie? W końcu jak czuje
się zagrożony czy coś, no to co ja na to poradzę. Chwyciłam za kubek i
odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z Rudą i Sash. Aha.
I one też
zaczęły mnie lustrować na wszystkie możliwe sposoby i teraz powstaje pytanie.
Czy ja świecę tym, że wczoraj poszłam do łóżka ze swoim facetem, czy co?
- Wyglądasz,
jakbyś była... – zaczęła Sasha, ale urwała, najwyraźniej szukając dobrego
określenia. Chloe natomiast nie pierdzieliła się w ogóle. Jak to Chloe.
- Jakbyś była
gruntownie wypieprzona. – dokończyła, a ja spojrzałam na nią spod uniesionych
brwi. Sasha parsknęła śmiechem i strzeliła Rudej kuksańca w bok. – No co? – obruszyła
się, a ja przewróciłam oczami. Już podnosiłam rękę, by rzucić jakimś monologiem
wdeptującym w posadzkę, ale w końcu doszłam do wniosku, że mi się nie chce. Nie
wiem właściwie, co się ze mną działo, ale miałam to naprawdę głęboko w
poważaniu.
- Bo jestem. –
odparłam, robiąc zapewne najgłupszą minę ever.
Ale za to ich
twarze i tak były bezcenne. Ryknęłam śmiechem na te stłamszone ryjki i z
kubkiem ruszyłam w stronę wyjścia na dwór, wciąż zaśmiewając się jak ostatnia
kretynka. O matko. Dowaliłam im nawet nie próbując tego zrobić! Jestem
genialna!
Upiłam łyk
kawy i otworzyłam drzwi na na zewnątrz, gdzie natychmiast uderzyło mnie ciepłe
powietrze. Coś ze mną było nie w porządku, skoro ciągle śmiałam się jak pojebana,
a przy tym byłam tak cholernie nie do życia. No ale ich twarze!... Mogłabym to
w kółko odtwarzać w głowie i prawdopodobnie jeśli to zrobię, zapłaczę się ze
śmiechu. Wyglądały tak, jakby uznały, że wyrosła mi druga głowa, która przejęła
nade mną panowanie, by złorzeczyć. Nie wytrzymałam i ponownie ryknęłam
śmiechem, prawie oblewając się kawą. Boże, ale mam nasrane w głowie.
I wtedy
dojrzałam mojego faceta, stojącego w pobliżu mojego samochodu, wokół którego
unosił się dym papierosowy i prawdopodobnie znowu zrobiłam głupią minę. A potem
wyszczerzyłam zęby, przyglądając się uważnie mięśniom rysującym się pod białym
bezrękawnikiem. Może to był dopiero następny dzień po moim pierwszym razie, ale
jakoś nie sądziłam, żeby mogło mi się znudzić dotykanie tego ciała. To chyba
była już choroba.
- Mam
nadzieję, że jesteś zadowolony, panie Kaulitz. – rzuciłam, by w końcu zauważył,
że się do niego zbliżam, na co on odwrócił się do mnie, a gdy jego oczy
prześlizgnęły się wzdłuż mojego ciała, na ustach wykwitł samczy uśmieszek.
Pomijam fakt, co to zrobiło mi w głowie. – Chloe powiedziała, że wyglądam,
jakbym była gruntownie wypieprzona... – dodałam zdawkowo, on oblizał wargi i
coś przeskoczyło mi w żołądku, gdy przypomniało mi się, gdzie ten język się
znajdował w ciągu ostatnich dwunastu godzin. Uh, niedobrze. Powinnam chyba się
jakoś opanować, tym bardziej, że ciągle czuję lekki dyskomfort między nogami.
- Bo jesteś. –
odparł bezceremonialnie, a ja westchnęłam zrezygnowana, choć ciągle chciało mi
się śmiać. Boże no. – Chodź no tu, ty moja gruntownie wypieprzona kobieto. –
zdeptał niedopałek i zabrawszy ode mnie kubek z kawą, przyciągnął mnie do
siebie i wkleiłam się w niego radośnie, dobitnie przypominając sobie, co
wyprawialiśmy zeszłej nocy. O matko. Ale on pachniał. – Jak się dzisiaj
czujesz?
A teraz
zobaczcie tę różnicę, którą ja zauważyłam już od momentu, gdy usiadłam na niego
wczoraj wieczorem. Normalna Natasza the Devil powiedziałaby „eee... czuję się
no... trochę... obolała...” i spaliłaby buraka. Nowa Natasza mówi:
- Jakbym była
gruntownie wypieprzona, Bill. Jak na pierwszy raz, który przeistoczył się w
pięć razy to i tak się dziwię, że chodzę w ogóle.
- Em...
- Ale pewnie
to nadrobisz. – dodałam i wyszczerzyłam do niego zęby. – Masz ochotę może się
przejechać moim samochodem?
Jego oczy natychmiast zrobiły się okrągłe jak spodki. Oczywiście, że zdawałam sobie z tego,
jak to właśnie zabrzmiało i co to oznacza w rzeczywistości. Ale co ja na to
poradzę, że odczułam potrzebę, by całkiem wszedł do mojego świata? I tak się
wpakował bez pytania. Mogę mu przynajmniej dać jakiś bonus.
- Ty to mówisz
całkowicie poważnie? – gdy skinęłam głową, przez dłuższą chwilę się gapił na
mnie otępiale, aż w końcu nie wytrzymałam i wyciągnęłam z kieszeni kluczyki i
mu je wepchnęłam w dłoń. – Ale jesteś pewna...?
- Tak samo jak
wczoraj. – odparłam, uśmiechając się do niego. – Dawaj mi kawę i jedziemy. No
chyba, że nie chcesz.
To była
dosłownie sekunda, gdy szybko pocałował mnie w usta, a potem już siedział za
kierownicą z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Żebym tylko tego nie żałowała...
><><><><><><><><><><><><
Jeśli się komuś podobało, to ręka w górę, bo ja się przyznam, że moja łapka lata w powietrzu xD