Chyba mi odbiło xD
><><><><><><><><><><><><><><><
- Tom mnie nie zdradził. - oznajmiła mi
blondynka któregoś dnia. No i? Zabawne, że ja wiedziałam to od... początku
właściwie. A ona teraz mi to mówi, jakby eurekę odkryła. A ja dostałam
potwierdzenie i od Billa i od samego Toma. Żal. Spojrzała na mnie, a gdy moja
twarz nie okazała żadnego zaskoczenia, naburmuszyła się. - Czy tylko ja była
taka tępa?
- Tak. - no co będę owijać w bawełnę? Taka
prawda, co nie?
- Dzięki. - prychnęła.
Zaparkowałam przed marketem i zerknęłam na
nią, wyciągając kluczyki ze stacyjki.
- Nie dziękuj mi, tylko po prostu może coś
z tym zrób, co?
Fakty są takie, że jeśli oni się unikali,
to teraz... nie wiem. Rozpływają się w powietrzu na swój widok. Nie. Rozpływają
się w powietrzu jeszcze zanim się zobaczą. Jakby wiedzieli, kiedy któreś z nich
nadchodzi. Nie mówię, że im zazdroszczę, ale chciałabym posiadać taką moc.
Znikałabym za każdym razem, kiedy napadał mnie Bill. Kolejne odkrycie stulecia.
Frustruje mnie to, że mnie przestaje denerwować. Rozumiecie to? Te jego
dziecinne zachowanie przyjęłam za coś oczywistego i mnie to nie denerwuje. Co
więcej, bawi mnie to tak jak każdą inną osobę.
Zaczynam się zmieniać w Louisa the Fluffa,
który nie był the Fluffem, tylko the Evie Guy with Two Faces.
Załamuję ręce nad moją egzystencją!
Tak więc to się nie trzyma kupy, że próbuję
go unikać (próbuję nie próbując, tak na serio), starając się trzymać mojego
starego "JA", który jest niefajny i go nie lubię. Ha ha, prawda?
No ale nie będę się powtarzać, że jestem
chora na umyśle. Tacy ludzie się zdarzają i chcę być dla siebie wyrozumiała.
Jak to mówią? Shit happens.
- Ale jak to się stało, że tylko ja nie
wiedziałam, do cholery?!
- Shit happens. - powtórzyłam, kiwając
głową, a ona zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem i chyba żeby dodać jeszcze
więcej dramatyzmu, chłodny powiew wiatru przeszył mnie na wskroś. Łał. Ależ ona
ma piorunujący efekt, kiedy się wścieka. - Spokojnie, kobieto. - wyszczerzyłam
zęby. - Miej na uwadze, że się przyjaźnimy już wystarczająco długo, więc nie
będziesz miała żadnej wymówki, gdy mnie zabijesz. Na przyjaciół się nie wścieka
w taki sposób. Ej, czy ja mówiłam... AŁA! - zawyłam, gdy ta nagle znalazła
się przy mnie, by zdzielić mnie po ramieniu. - Jesteś złem! - zrobiłam krzyżyk
z palców wskazujących prosto w jej twarz - ZŁO!
- Nie umniejszaj problemu! - warknęła, a ja
przewróciłam oczami.
- Umniejszam wszystkie problemy, żeby łatwiej sobie z nimi poradzić. - pokiwałam
głową i ruszyłam do marketu. - Ty też powinnaś spróbować. To działa.
- Jesteś głupia.
- I co z tego?
- To jest moja wymówka!
Nie odwracając się do niej, wstawiłam w jej
stronę środkowego palca.
- I must confess, I
still beliiiieve... Still believe! When I’m not with you, I lose my miind. Give me a siiiiign, HIT ME BABY ONE MORE TIME! - Ruda zakręciła tyłkiem
i obróciła się wokół własnej osi, nawet nie zauważając, że ktoś (czyli ja) stoi
w salonie i gapi się na nią z szeroko otwartą gębą. - Oh baby, baby! The reason I breathe is you. Boy you got me
bliiindeeeed! Oh pretty baby, there’s nothing that Iii wouldn’t dooo. It’s not
the way I planned it!
Wiecie co? Normalnie to bym tu weszła i ją
wybrechtała, że śpiewa Britney Spears. Ale przebywanie w obecności Kaulitza
zjechało mi mózg.
Więc wiecie co zrobiłam?
- You drive me
craaaaazy! I just can’t sleep! I’m so excited, I’m into deep. Ohhh, craaaazy!
But it feels alriiiiight! Baby, thinking of you keeps me all night!
Tak. Włączyłyśmy wieżę i wyjemy razem. What
can I do?
I nie przyznaję się, jakobym znała
wszystkie teksty z całej płyty. Uznaję, że wszyscy to znają, bo piosenki są
zbyt znane, by ich nie znać. To klasyka nieklasykowości. I tak, wiem, że
takiego słowa nie ma. Chyba. Zwalam to na to, że już od pięciu lat żyję w
Stanach, co nie? Tak. Trzymajmy się wersji, że nie znam tekstów i polskiego.
Ha! Jestem sprytna.
- Co się tu, do kurwy nędzy, dzieje?! -
wrzasnął Tom, przekrzykując wyjącą Brytę z głośników.
- Brit Party! - odwrzasnęła Chloe, a ja
pomyślałam ‘hej, to niezły pomysł, żeby tak do siebie wrzeszczeć, zamiast tak
cywilizowanie mówić’.
- DOŁĄCZ SIĘ DO NAS! - hehehe, no co? Moja
przepona wymiata.
- CHYBA ZWARIOWAŁAŚ!
- NO CHYBA ZNASZ TEKST!
- NIE PRZYZNAJĘ SIĘ DO TEGO!
- NO TOM!
- NIE MA MOWY!
-TOOOOOOOOM!
- Sometimes I run,
sometimes I hiide. Sometimes I’m scaaared of youu. But all I wanna do is to
hold you tight! Treat you riight. Be with you daaay and niiight. Baby all I
need is time.
Tom nie fałszuje. Hehehe.
Britney Spears jednoczy ludzkość, ej.
Podoba mi się to. Muzyka zbawia ludzkość. Szczególnie ta, którą wszyscy znają i
niekoniecznie szanują. Ale jakie to chwytliwe!
- Soda Pop jest do dupy, przełącz to. -
rozkazałam Chloe i w tym samym momencie pojawił się Georg. - HAGEN!
- NATASZA!
Łał.
- Dołączasz?!
- Jasne!
No. To się nazywa współpraca. On chyba lubi
Britney. Albo lubi śpiewać Britney. Albo się mnie boi.
- I’m sitting here alone on my room. - ej,
a ja lubię tą piosenkę. I Georg zajeżdża dziwnym basem. Zaczynam się
zastanawiać, czy to był dobry pomysł, żeby go zapraszać na nasz mini koncert. No nieważne. Bas się też przyda. Choć jest
dziwny. - I don’t know how to live without your love. I was born to make you
happy! ‘Cause you’re the only one within my heart. I was born to make you
happy! Always and forever you and me, that’s the our life should be. I don’t
know how to live without your love. I was born to make you happy! - ależ my
jesteśmy uroczy, do jasnej cholery! Co tu się dzieje,
normalnie! Wszyscy tylko gibają się na prawo i lewo i wyją, jakby ich ze skóry
obdzierali i cieszą przy tym ryje, jakby przeszli operacje plastyczne, co w
późniejszym okresie przyczyniło się trwałego uszkodzenia nerwów, co też
doprowadziło do zrobienia z twarzy maski. No i wszyscy zastygli z tym
wyszczerzem. Powtarzam. Britney jednoczy i wprowadza w stan euforii jak ‘mydełko
FA’ na imprezach dla gimnazjalistów. Znaczy w tych czasach, co ja byłam
gimnazjalistką.
- Czy wam do reszty odjebało?! - no i
pojawił się Bill Kaulitz we własnej osobie. W tej osobie, co niby śpiewa
najlepiej. Teoretycznie powinno się go przekonywać krócej, niż Georga. No ale
jak to bywa w przypadku młodszego Kaulitza - to co w teorii, nijak ma się do
praktyki. - Co to, kurwa, jakaś parada równości?! - cokolwiek to ma wspólnego
ze śpiewaniem. I z Britney. Jak dla mnie, to to się nie łączy na żadnym
poziomie, ale może coś innego go sfrustrowało i teraz sobie wyrzuca różne
takie, bezsensowne.
- Daj spokój i baw się z nami! - Chloe!
Jaki hardcore z ciebie! Zadarłaś z Kaulitzem, człowieku!
- Nie będę śpiewał Britney Spears! I to z
wami! - zaczął machać rękoma na wszystkie strony.
- Bo nie umiesz śpiewać, tak? -
skrzyżowałam ręce na piersi, a bliźniaki w tym samym czasie się zapowietrzyli.
Będzie buba. Mówię wam.
- A ty myślisz, że z jakiego powodu jestem
tutaj w zespole? I to na stanowisku WOKALISTY?! – zmrużył morderczo oczy i
ryknęłam śmiechem, klepiąc się po udach z głupiego rozbawienia.
- Bo nie chciałeś zostawić Toma samego?...
– wykrztusiłam, a gdy on ruszył w moją stronę, zaczęłam wrzeszczeć i rzuciłam
się do ucieczki, sama nie wiem, czemu.
- Zapłacisz mi za te wszystkie upokorzenia
ze swojej strony! – krzyczał za mną Bill, ale ja tylko zacisnęłam poślady i skierowałam
się do tylnych drzwi na dwór, by ukryć się w bezpiecznym miejscu. – Mephisto,
złap ją!
Tak, kurwa! Bo mnie jamnik złapie, ha!
Zabawne!
- Aaaaaa!! – pisnęłam, gdy ta gadzina
wpięła się (tak, niedopowiedzenie) w moją łydkę, niczym taśma samoprzylepna
(kolejne niedopowiedzenie). – Zabierz go ode mnie! AŁA, KURWA! – na chwilę się
zatrzymałam, by strzepać z siebie pierdołę i potem już tylko było ‘BUM! AŁA! O
KURWA! CHRZĘST! TRZASK! PISK! ŁUBUDU!’
I długa cisza.
- Brak instynktu samozachowawczego w
nagłych przypadkach?... – wystękałam, próbując nie myśleć za wiele o tym, że
stratowałam Mephisto, a Kaulitz stratował mnie.
Tak. Leżałam jak długa, a na mnie Bill.
Dłuższy.
I powiem wam, że to nie należy do tych
komfortowych uczuć, które oblegają cię od góry do dołu. W sensie... on miał
naprawdę ciepłe ciało. I w sumie, nie licząc tego, że ledwo oddychałam, bo taki
lekki to on nie był, to mogłabym sobie tak zgonować na podłodze. Ale po
pierwsze nie wiedziałam, czy Mephisto przeżył, a po drugie to GEJ. Znaczy Bill,
nie Mephisto. Jamnik w końcu nie bez powodu pilnuje Sternchen, nie? Chyba.
- W aż tak nagłych to chyba faktycznie
brak. – poczułam na swoich włosach jego oddech i zadrżałam, mając przy okazji
nadzieję, że w tym ferworze nikt tego nie zauważył. – Em, sorry. – mruknął i
stoczył się ze mnie, a ja odetchnęłam głęboko i niemal w tym samym czasie
zaciągnęłam się wreszcie dostateczną dawką powietrza.
- AŁ, KURWA! – krzyknęłam, gdy poczułam
mocne ugryzienie w lewą łydkę. – Zabierz
go, zanim mnie zje, do kurwy nędzy! Co ty masz do moich nóg, że ciągle coś się
z nimi dzieje przy tobie?!... – chciałam walić głową w podłogę. I gdy już ją
uniosłam, by wcielić plan w życie, w korytarzu pojawiła się reszta zgrai. I
zanim zdążyłam powiedzieć ‘madafaka’, Sternchen już mnie lizała po twarzy.
Zabijcie mnie. Bryta łączy. Zęby psiska z
moją łydką.
Grrrrrrrr.
- Co tu się dzieje? – zauważył słusznie
Georg, a ja postanowiłam przemilczeć to głupie pytanie w obawie, że mogłabym
wstać i rozplaskać jego mózg na ścianie w odpowiedzi. Co tu się dzieje?! Pies
mnie żywcem zjada, a ty się pytasz, co tu się dzieje?! Żarty sobie robisz?!
- Mephisto! Chodź tutaj. – rozkazał mój
prawie-wybawca (w końcu mnie stratował) i zęby zniknęły. Szlag. Też chcę tak
umieć!
AHA! On tak wszystkich tresuje! To samo
było z Louisem, do cholery! Jestem genialna! Odkryłam złoto w Klondike!
Powinnam się leczyć.
- Dlatego mama zakazywała biegania po domu.
– oznajmił ze stoickim spokojem Tom, a Chloe ryknęła śmiechem.
No nie. Ja się załamię po raz milionowy,
czy tyliardowy, czy tam wszystko jedno, który raz. Grunt, że efekt jak zwykle
ten sam – mam ochotę skoczyć ze schodów. Taka alternatywa podcinania żył.
Podcinanie przecież jest niebezpieczne. I wtedy Bill by mnie zabił.
Oh. Co za abstrakcja. Ciekawe, czy by mnie
wskrzesił, żeby mnie znowu zamordować?...
Boże, o czym ja myślę w ogóle?
- Wygodnie ci tam? – i właśnie wtedy się
zreflektowałam, że Mephisto okrąża mnie niczym przeciwnik na ringu, bądź kot ze
‘Strasznego Filmu 2’, a Bill stoi sobie i gapi się na mnie, jakbym była bliska
omdlenia. Nie. Patrzy się na mnie tak, jakby myślał, że naprawdę chcę tam spać
i czekając na odpowiedź, robi mi naprawdę wielką wysługę.
Nienawidzę go.
- Jasne, szczególnie z kałużą krwi pod
nogą. – odparłam sarkastycznie. – Naoglądałam się ‘Hostela’ i pomyślałam, że
byłby fun, gdybym się wykąpała w krwi. Mephisto najwyraźniej czyta w moich
myślach, choć bym się w ogóle tego po nimmm... łooooooł! – wywaliłam gały, gdy
ten kolejny raz w tym sezonie serialu pt. ‘Natasza S. Skazana na dożywotni
psychiatryk za bycie lepszą od innych’, wziął mnie na ręce. – Czy ty masz jakiś
kompleks Superbohatera? – spytałam poważnie, a Tom gwizdnął.
- Jak ty go znasz!
Aha. Czyli ma.
- Czy masz na myśli, że mam cię puścić i
poszczuć jamnikiem? – spojrzał na mnie pobłażliwie, choć nie wiem dlaczego i
westchnęłam żałośnie.
- Dobra, ratuj mnie pan, panie Kaulitz.
Będę dozgonnie wdzięczna.
- AŁA! – no niech to kijek ubije! Czy on musi
być taki niedelikatny?! – Ałałałałałałałałałałałałałała!
- Jezu, weź się ogarnij, ja nawet jeszcze rany nie dotknąłem.
Em.
- Hehehe. – wyszczerzyłam do niego zęby, a
on potrząsnął głową, przewracając oczami. O matko, co za żal. – To czemu tak
boli?
- Bo cię pies ugryzł?
- Jakbym chciała to wiedzieć, to bym się
pochyliła i popatrzyła na ranę.
- To co zadajesz takie infantylne pytania?
- Bo mnie boli. – oznajmiłam naburmuszona.
Skrzyżowałam ręce i w tym samym momencie łydka zapiekła tak cholernie, że aż wrzasnęłam
jak popieprzona.
- No i teraz to ma sens, bo ją
dotknąłem. – a gdy kopnęłam go w bark,
zapowietrzył się kolejny raz. – No ej!
- No ej, kurwa! – wydyszałam, mordując go
wzrokiem. – Nie jestem kawałkiem drewna!
- Naprawdę?
- Nienawidzę cię.
- Bredzisz.
Nie sądziła, że to zacznie ją tak
frustrować.
W jej głowie to wyglądało zupełnie inaczej,
niż przedstawiała rzeczywistość. Początek, co prawda, wyglądał podobnie w obu
przypadkach. Rozmawiają często, śmieją się z własnych dowcipów, zwierzają się
sobie z różnych dziwnych sekretów... I na tym podobieństwo się kończy. Dalej
wyobrażała sobie, że w końcu zauważy, jak na nią działa i podejmie jakiś krok.
To nie było do końca tak, że była pewna jego uczuć. Po prostu... miała taką
nadzieję.
Ale nic takiego się nie działo. Sytuacja
zaczęła więc się przeradzać w napięte relacje i czuła się głupio, że zaczęła
się stosować do taktyki Sashy, która jej zdaniem, nie miała za grosz sensu.
Zawsze uważała, że gdy coś się nie układa, należy usiąść jak normalni ludzie
porozmawiać o tych problemach, by je na spokojnie rozwiązać.
Nie wiedziała tylko, że spotkanie się
twarzą w twarz z problemami sfery uczuciowej będzie takie skomplikowane.
To trochę potrwało, zanim przyznała się
sama sobie, że jej się podoba. Ale gdy w końcu postanowiła to zrobić, on odkrył
wszystkie tajemnice i obawy i nagle zdała sobie sprawę, że go kocha. Dowcipne.
Uważała się za niezależną kobietę, toteż
uznała, że należy sporządzić jakiś plan działania, by emocje nie odebrały jej
kontroli nad życiem.
Ale tak się nie dało.
Miała głupie wrażenie, że została spętana w
sznury, za które on pociągał z uśmiechem na ustach. Była zła, była sfrustrowana
i miała tego dość.
I tak jak stała w kuchni, pijąc kawę, tak
odłożyła z impetem kubek i twardym i stanowczym krokiem pomaszerowała na dwór,
pamiętając, że po incydencie Nataszy i Billa, tam się skierował.
Drzwi trzasnęły, ale ona szła dalej, nie
przejmując się hałasem, nie przejmując się wysoką temperaturą i wilgotnością
sprawiającą, że podkoszulek po paru krokach przylepił się do jej ciała. Była gotowa i była pewna swoich zamiarów.
Prawdopodobnie tylko na chwilę, więc musiała to wykorzystać, zanim znów zamknie
się w swoim zwątpieniu.
I w końcu go zobaczyła. Stał oparty o
ściankę altanki, a wokół niego unosił się dym papierosowy. Wiedziała, że pali,
ale jakoś nigdy tego nie widziała. Nieważne. To nie mogło jej zdekoncentrować w
takiej chwili. Było już za późno. Była nieustępliwa i teraz teraz musi wypełnić
misję.
- O, a co ty tu robisz? – na jego twarzy
zagościł uśmiech i wcisnął peta w popielniczkę. Zrobiło jej się gorąco i poczuła
gwałtowną zmianę bicia jej serca, ale zacisnęła dłonie w pięści i strzeliła
sobie mentalnego policzka na odwagę.
Cóż. Pomogło.
- Mam ci coś do powiedzenia. – oznajmiła i
weszła do altanki z determinacją, o jaką siebie nigdy nie posądzała.
- Tak? To zamie...
- Zamknij się. – chwyciła jego twarz w ręce
i przyciągnęła go do zachłannego pocałunku.
><><><><><><><><
Lalalala xD Jak są błędy to mi mówić, bo mój mózg już niczego nie ogarnia o_O