Jak już mówiłam, przepraszam, wczoraj nie miałam neta -.- ale jako, że się już podpięłam, to publikuję, więc izi, nie zabijajcie mnie :D
><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Przerażało
mnie to. Tej delikatności i grozy pochodzącej od tego samego człowieka nie
doświadczałam od nikogo i to... i
właśnie to było straszne. Czułam się jak małe dziecko, całkowicie bezbronne, a
przy tym byłam tak boleśnie świadoma, że byłam kobietą, a on mężczyzną, którego
kochałam, że to wszystko mąciło mi w głowie.
Oderwałam się
od niego, gdy otoczenie podejrzliwie ucichło, choć nie byłam pewna, czy to nie
przez to, że w jego ramionach zapomniałam na długi czas o tym, że coś innego
faktycznie istnieje. Miłość była poniżej mojej godności.
Odważyłam się
spojrzeć na jego twarz i w ostatniej chwili udało mi się przygryźć wargę, by
nie wydać z siebie niepożądanego dźwięku. Coś gwałtownie ścisnęło mnie w dołku,
gdy jego ciemne oczy spoczęły na moich. O Boże, pomocy... oddech zamarł mi na
ustach.
Drugi raz
poczułam się jak zwierzyna na polowaniu. Moje ciało rozgorzało nieznośnym
pulsowaniem przez wyraziste poczucie zdominowania przez tego człowieka, który
stał przede mną i patrzył na mnie w sposób, w jaki jeszcze nigdy na mnie nie
patrzył. Jego wzrok palił, przewiercał mnie na wylot, pozostawiając w
organizmie truciznę, która w syntezie z krwią powodowała koktajl Mołotowa.
Nagły ból
przeszywający moją łydkę wyrwał mnie z odrętwienia.
- NIECH CIĘ
SZLAG, MEPHISTO! – ryknęłam niezbyt kobieco i zanim zdążyłam mu sprzedać
solidnego kopa w dupsko, już był na rękach Billa i posłałam mu tylko mordercze
spojrzenie, który – właśnie, że tak! – odwzajemniał nie z mniejszą dawką
nienawiści. – Kurwa mać... – jęknęłam i schyliłam się, by sprawdzić, czy już
sika krew i wtedy... tak, Sternchen.
To było
dziwne. Weszłam do pokoju, w którym rezydowałam przez trzy miesiące i
natychmiast poczułam się jak u siebie. To tak, jakbym pod koniec ostatnich
wakacji wyjeżdżała Z domu, nie DO domu.
Rzuciłam się
na łóżko i odetchnęłam radośnie, a napięcie powoli zaczęło schodzić z mojego
ciała. Chwilowa przerwa od walki i od Mephisto, który na szczęście nie
przedziurawił mi nogi na wylot i oprócz siniaka nie będzie śladu po jego
jamniczych zębach. A tak naprawdę to była dopiero rozgrzewka. Musiałam to
jakoś ogarnąć, naprawdę.
Choć to, że
oni wszyscy całowali się w każdej możliwej sytuacji wcale nie pomagało. Byłam
zawstydzona, szczerze powiedziawszy i nie wiedziałam, jak mam się zachować.
Dlatego skorzystałam z najbliższej okazji i zaszyłam się w pokoju. Nie wątpię,
że wszyscy, prócz Georga zrobili to samo. Wzdrygnęłam się. Niech mnie coś
trafi! Co ja mam teraz zrobić?! Co mam powiedzieć?...
Umknęłam przed
nim tak szybko, jak się dało, bo nie mogłam znieść ciśnienia. Moje ciało kleiło
się do jego ciała, jakby nagle odkryło swoją bliźniaczą połówkę, do cholery!
Miłość to zło!
Wytrzeszczyłam
nagle oczy na przerażającą myśl, która wpadła mi do głowy.
Nie mogę
zostać z nim sam na sam! Co wtedy?! A jeśli on będzie chciał coś zrobić?! Albo
powiedzieć?! O KURWA!
Zerwałam się z
łóżka z szaleńczo bijącym sercem. Muszę wyjść z pokoju, bo co jeśli on tu
przyjdzie?! Co, jeśli poczujemy się niekomfortowo przez niewypowiedziane
rzeczy, które wiszą między nami na cienkiej nici?! Fuck! Po moim trupie!
Wyleciałam z
pokoju jak z procy, gorączkowo myśląc nad alternatywnym miejscem kryjówki i
jęknęłam głośno. To był jego dom i ja nie miałam żadnej możliwości ucieczki!...
Kurwa!
Stanęłam na
środku korytarza i złapałam się za policzki, próbując unormować oddech. Dobra,
myśl i przestań się zachowywać jak idiotka i przestań uciekać od faceta,
którego kochasz! Jak ja mam nie uciekać, kiedy nie wiedziałam, jak mam się
zachować?! A jeśli on czeka na mój ruch?! Boże, jeśli tak, to on chyba będzie
czekał... długo! Niech... niech...
- Wszystko w
porządku?
Wydałam z
siebie zdławiony okrzyk i odsunęłam się kilka kroków, gdy dojrzałam przed sobą
obiekt moich zmartwień (nie-do-po-wie-dze-nie!), który patrzył na mnie ze
zmarszczonym czołem.
Boże, czemu on
wygląda... tak?! Łącznie z białym bezrękawnikiem i czarnymi jeansami luźno
opadającymi na jego biodra, jasna cholera!
Chłonęłam/lampiłam
się/prawie się śliniłam na jego widok. To było straszne. I ZDECYDOWANIE
uwłaczające godności.
- Nie strasz
mnie! – zaatakowałam go, automatycznie zaskakując samą siebie, że byłam w
stanie wydobyć z siebie coś tak trzeźwego i dalekiego od jęczenia. No niech
mnie! Zimna krew czasami się przydaje!
Jego twarz
rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, jakbym powiedziała coś głupiego, z czym
niestety musiałabym się zgodzić i splótł dłonie za swoimi plecami.
- Szedłem tak
przez pół korytarza, jak mogłaś mnie nie zauważyć? – zapytał z delikatną kpiną
w głosie i zmrużyłam niebezpiecznie oczy. Zaraz komuś zrobię krzywdę, ciekawe
kto jest tą osobą...? – Nie jesteś głodna?
Zbił mnie z
tropu.
Zagryzłam
wargę, przestępując z nogi na nogę. Nie wiedziałam do końca co mam zrobić, bo w
końcu chciałam od niego uciec, a teraz on tak stał przede mną, szydził ze mnie
i chciałam za nim pójść jak owieczka na rzeź. Uroczo.
- Jestem. –
choć nie byłam. No... właściwie to nie byłam, ale mogłam coś zjeść... kurwa.
Głupi Bill.
Parsknął
śmiechem, odwrócił się do mnie plecami i machnął na mnie ręką.
- To chodź do
kuchni!
No nie. To
jest poza moim logicznym myśleniem, że zakochałam się w facecie, który
doprowadza mnie do szewskiej pasji niezwiązanej z miłością!
Dobrze, że
chociaż nie jest gejem, bo to już całkiem katastrofa była.
- Nie jestem
psem! – warknęłam uparcie i skrzyżowałam ostentacyjnie ręce na piersi. A co się
będę, do cholery! Czy ja mam jamniczkowe uszka na głowie i ogonek? No nie
wydaje mi się. Ale Bill tylko zachichotał, jakbym powiedziała coś śmiesznego,
odwrócił się do mnie na chwilę, posłał mi taki uśmiech, że zmiękły mi kolana – nie
myślałam, że to może się dziać naprawdę! – i ruszył dalej, jak gdyby nigdy nic.
Debil.
Zagryzłam
wargę i podążyłam za nim bez dodatkowego komentarza, bo pewnie by mnie
zaatakował kolejnym uśmiechem i bym zemdlała. Grrr.
- Wydaje mi
się, że jesteś skazana na moje towarzystwo. – zauważył, gdy znaleźliśmy się na
schodach na parter. Boże, ja naprawdę czułam się tutaj jak w domu. I już nawet
wiedziałam, że na dole będzie czekała na mnie Gwiazdeczka ze swoim bodyguardem
i znowu się wścieknę i tak dalej i jakoś mnie to nie interesowało, bo to było
normalne i byłam zadowolona. No i przede mną szedł Bill i... zaraz, zaraz... co
on mówił?... Ah!
- A że niby
czemu? – spytałam nieprzytomnie, zbyt długo zatrzymując wzrok na jego czarnych
włosach. Cholera, one wyglądały na takie miękkie w dotyku, że aż mnie ręce
świeżbiły, by sprawdzić, czy naprawdę takie są! Głupie włosy! Kiedyś to zrobię!
Arrr, motylki
w brzuchu, przestańcie natychmiast!
- ...nej
psychiki, ale oni prawdopodobnie pieprzą się tam jak króliki, no chyba, że
chcesz sobie uciąć miłą pogawędkę z Georgiem to droga wolna...
Ha?...
- Boże,
przestań! – strzeliłam sobie facepalma, czując, jak moje policzki robią się
rażąco czerwone pod wpływem zażenowania. – Nie chciałam tego słyszeć! –
pisnęłam, gdy niechciane obrazy zalały moją głowę. No fuj! No fuuuj!
Bill roześmiał
się głośno.
- Trzeba było
się nie pytać. Myślałem, że to logiczne. – wymruczał i w ostatniej chwili
odkryłam oczy, by wmanewrować się między Sternchen i Mephisto, unikając
potknięcia się o któregokolwiek z nich. Wyburczałam coś nieskładnego, a potem
zrobiło mi się gorąco na niespodziewaną myśl, że on najprawdopodobniej też by
chciał... ze mną... gdybyśmy byli razem... o matko.
Czy ja bym
potrafiła mu się oddać w taki sposób?...
Spojrzałam na
jego ciało pochylone w poszukiwaniu czegoś w lodówce i objęłam się ramionami w
przypływie nagłych dreszczy, mimowolnie zerkając na jego tyłek opięty jeansami.
Nie powinnam o tym myśleć, ale świadomość, że on by był nagi i by mnie dotykał
w tak intymny sposób... i JA bym była naga. Uh, cholera.
Odwróciłam
wzrok, pocierając ramiona. Niedobrze. Mogą być... problemy.
- Zmieniłaś
swoje nawyki żywieniowe? – usłyszałam z lodówki i westchnęłam, usilnie starając
się nie spojrzeć na jego tyłek. On oszalał, że się tak pochyla? Przecież ta
lodówka jest wielka! Tam nie trzeba się do niczego nachylać! I widziałam linię
jego bokserek! On mnie zgarsza! Wcześniej... co ja, wcześniej nie zwracałam na
to uwagi? Boże, czym ja byłam?! – Czy ty mnie słuchasz? – wyprostował się i
odwrócił się twarzą do mnie, przerywając mój kontakt wzrokowy z jego tyłkiem.
Zagryzłam wargę i natychmiast uniosłam wzrok, gdy zorientowałam się, że wlepiam gały w jego krocze (!) i zmarszczyłam czoło na jego
minę, świadczącą o tym, że jego właściciel znowu gapi się na mnie jak na uroczą
kretynkę. Świetnie. Bycie uroczą kretynką w oczach Billa Kaulitza to ostatnia
rzecz, jakiej potrzebuję.
- Nie. –
wzruszyłam ramionami i ostatkami godności zmusiłam się, by chociaż usiąść przy
wysepce kuchennej, zastanawiając się, co zrobić dalej, bym się całkowicie nie
skompromitowała. Tylko akurat nic mi nie przychodziło do głowy. Żal. – Czemu
nie ma obiadu? – brawo, skonstruowałaś coś logicznego!
- Jeśli
odpowiem, znowu się zgorszysz. – odparł, a ja westchnęłam żałośnie i rozłożyłam
się plackiem na blacie, przyglądając się szeroko uśmiechniętemu Billowi, który
zamknął lodówkę, okrążył wysepkę i oparł się o nią łokciami dokładnie naprzeciw
mnie. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie w milczeniu, co doprowadziło moje
serce do jakiegoś nierównomiernego bicia. Może ja naprawdę mam arytmię?... – To
skoro nie jesteś głodna, może coś do picia?
Jęknęłam
głośno, zakopując twarz w swoich ramionach, mając ochotę przywalić sobie tak,
by zęby wysypały się na ziemię.
- Czy ty masz
jakiś radar na każde moje kłamstwa, czy jaka cholera w ciebie wstąpiła? –
wymamrotałam, nagle zdając sobie sprawę, że to była jedna z rzeczy, których nie
powinnam do niego mówić. Szlag! Wlazłam na grząski grunt! Jestem głupia!
- Nie. –
usłyszałam jego zaskoczony głos, przez co ja sama zmarszczyłam czoło w
zdziwieniu, że jego dziwi, co mówię. – Przecież to widać.
Poderwałam na
to głowę i spojrzałam na niego zbulwersowana. Czy on właśnie mi wytknął, że nie
umiem kłamać?!
- Jak to
„widać”? – wyplułam, w ostatniej chwili powstrzymując się od uderzenia pięścią
w blat jak dzieciak.
Wzruszył
ramionami, drapiąc się po policzku z tym seksownym zarostem, którego chciałam
dotknąć tak samo zdesperowanie jak jego włosów. I jego palce były tak szczupłe,
że miałam dziwne wrażenie, że jego pierścionki nie weszłyby na moje własne
palce.
- No po prostu
widać. Dlatego nie rozumiem, dlaczego ci się wydaje, że uwierzę w jakąkolwiek
twoją bajeczkę, czegokolwiek ona by nie dotyczyła. – posłał mi pobłażliwe
spojrzenie, na co prychnęłam, krzyżując ramiona. – Nie lepiej od razu
powiedzieć prawdę? – spytał, znowu się uśmiechając, jakbym była jakimś pieprzonym
klaunem, bądź innym dziwadłem dostarczającym mu radości. – Przynajmniej się w
tym nie pogubisz. – posłałam mu jedno z moich drastyczniejszych morderczych
spojrzeń, ale on mnie zignorował. – Mówię poważnie. – dodał, przez co
poprawiłam się na barowym krześle, czując się niekomfortowo pod jego stanowczym
wzrokiem. – Chciałbym, żebyś mówiła prawdę, Natasza. Zdawało mi się, że jesteśmy
przyjaciółmi...
- Dobra! –
przerwałam mu, unosząc ręce w geście poddania. – Nie jestem głodna, kłamałam! –
przyznałam się, będąc całkowicie dumna z tego, że udało mi się uniknąć
wyczerpującego psychicznie wywodu Kaulitza, od którego załamałabym się i
zamknęła na cztery spusty z powodu bycia niewdzięcznicą i jakąś taką, co ma
nierówno i zachowuje się niefair w stosunku do swoich przyjaciół.
No i strzelił
sobie facepalma. Nie do końca ogarniam dlaczego, bo przecież się przyznałam,
prawda?...
- Nie mówiłem
o tym! – ahaa! No to teraz tłumaczy, dlaczego on sobie w pysk daje! Ja
myślałam, że bez powodu!... – Po jaką cholerę ja się tu tyle produkuję, kiedy
ty w ogóle nie rozumiesz, o czym ja mówię?
- Nie wiem. –
odparłam zgodnie z prawdą. No co? Kazał mi nie kłamać, tak? No to nie kłamię,
tak? To czemu on się na mnie tak gapi?
- Ty mi robisz
na złość, tak? – ej. On znowu ma ten tik nerwowy. W sensie, powieka mu drga.
Powinnam mu zwrócić na to uwagę? Pewnie rozedrga się na całego jak ostatnio...
to może jednak mu nic nie powiem...
Potrząsnęłam
głową w odpowiedzi na jego agresywne pytania, a on pochylił się nad wysepką
tak, że jego twarz znalazła się przed moją w odległości pewnie z dwudziestu
centymetrów i poczułam się niepewnie. BARDZO niepewnie.
Przełknęłam nerwowo
ślinę.
- Słuchaj no.
– warknął, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Nie będziemy cofać się do punktu
wyjścia, kobieto. – wycedził, a przez całe moje ciało przeszły elektryzujące
dreszcze. O matko. Ten niski głos na mnie działa!... O matko! – Więc... – urwał
i wziął głęboki oddech, masując sobie skronie. Gapiłam się na niego ze
zmarszczonym czołem i nagle bum! Nagle zrozumiałam, co go tak denerwowało.
Utrudniałam coś, co i tak było wystarczająco skomplikowane i doprowadzałam go
tym do szału. Pytanie tylko brzmi – po co?
Bo taka już
byłam. Odpychałam wszystkich swoim chłodem i zgryźliwością. Ale jego nie
chciałam odpychać. Chciałam go mieć blisko.
Tylko jak on
może chcieć być blisko, kiedy ja byłam taka... problematyczna?
- W porządku.
– mruknęłam, wzdychając, a on natychmiast podniósł na mnie swoje oczy, znów
przerażając mnie swoją intensywnością. – W porządku. Pytaj o co chcesz, od
dzisiaj nie będę kłamać. – oznajmiłam, wciąż nie będąc całkowicie przekonana do
tego pomysłu. Ale on na to zasługiwał, więc nieważne, czy uważałam to za
bezpieczną ideę. – Ufam ci. – dodałam, czując, że zaczyna mi się robić gorąco.
O mamo, to wyszło z moich ust tak łatwo, że pewnie cholerne „kocham cię”
wyszłoby równie gładko! Jestem dziwakiem! Nie myśl o tym!
Jego twarz
rozpromieniła się w uśmiechu i moje serce roztrzepotało się boleśnie. Uh,
przestań tak robić, kiedy ja nie mogę cię dotknąć... o Boże, czy ja właśnie
pomyślałam o dotykaniu Kaulitza?... Pomocy! Coś niedobrego się ze mną dzieje!
O nic nie
pytał. Nie żeby to nie było mi na rękę, ale musiałam przyznać, że poczułam się
TROCHĘ wybita z rytmu. No bo przecież o to się wściekał, tak? Że bajeruję. No
to mógł się spytać, a ja bym mu powiedziała tym razem prawdę, tak? Znaczy... w
miarę możliwości. No bo jakby się spytał o... o cokolwiek związanego z nim to
pewnie bym skłamała... nieważne.
Gadaliśmy tak
chwilę o bzdurach (bo on zmienił temat, jakby nie przejął się tym, że mu
powiedziałam, że mu ufam, choć jak na mnie to było duże wyznanie, ale co tam.
Najwyraźniej nie wszyscy to doceniają), aż nadszedł Georg, co w sumie logiczne.
On zawsze napatacza się wtedy, kiedy nikt go nie chce. Choć jakby się nad tym
zastanowić dogłębniej, to może mnie uratował od jakiejś idiotycznej wpadki, no
bo w końcu kto to wie, co Kaulitzowi chodzi po głowie?
Tak czy siak,
dziewczyny zobaczyłam dopiero następnego dnia. Jakimś cudem zebraliśmy się
wszyscy na śniadaniu, które heroicznie postanowiłam przyrządzić. Jeśli wstałam
wcześniej, niż ustawa przewiduje, to można było to jakoś wykorzystać, nie? Więc
wstałam po siódmej, zwlokłam się z łóżka pod długi i orzeźwiający prysznic.
Ogarnęłam się w lustrze i pierwsze co na dole zrobiłam to odpalenie kawy.
Znając życie to wszyscy się na nią rzucą. Ze mną włącznie.
Zrobiłam więc
jajecznicę i niech lepiej nikt nie pyta, ile jajek zużyłam, bo zawał
gwarantowany. Oni tutaj naprawdę dużo jedli.
I kolejny raz
poczułam się jak w domu, gdy za każdym razem otwierałam jakąś szafkę, czy
zaglądałam do jakiejś szuflady. Wszystko było na swoim starym miejscu, więc
znałam kuchnię jak własną kieszeń. Czasami mi się wydawało, że ogarniałam się w
niej bardziej, niż bliźniacy.
Może
wszystkich dobudził zapach bekonu, a może po prostu obudzili się sami z siebie,
ale jakimś cudem na parter zwalili się dosłownie wszyscy, jeden za drugim, co
było naprawdę zaskakujące.
Każda twarz z
wyrazem niedospania, od którego chciało mi się śmiać. No bo nawet Gustav...
dobra, zwęszam tu złe rzeczy, powinnam zmienić temat.
- Jesteś
geniuszem kulinarnym... – wyjęczał Georg, nakładając sobie swoją porcję na
talerz. – Wyjdziesz za mnie? – spytał z głupawym wyrazem twarzy, a Chloe
prychnęła rozbawiona.
- Eee Georg,
ona przecież jest zajęta. – powiedziała tonem, jakby to była najoczywistsza
oczywistość. Poczułam, że robi mi się gorąco i mimowolnie zerknęłam na Billa,
który był w trakcie nalewania sobie kawy.
Nasze spojrzenia się zetknęły i zawrzałam ogniem, gdy to nowe
niebezpieczeństwo znowu się pojawiło.
- Jak to jest
zajęta, skoro przyjechała tu sama? Pleciesz głupoty, Chloe.
Nawet nie
zareagowałam. Zaschło mi w ustach i mimowolnie zwilżyłam wargi językiem. Bill
nagle wciągnął powietrze i gwałtownie odwrócił się do mnie plecami.
- Georg,
skończ ten temat, albo wróć do niego w późnej starości.
Co się stało?
Co ja zrobiłam, że on tak po prostu...?
A niby to ja
jestem dziwna, pfff.
Usiadłam do
stołu i zajęłam się jajecznicą, ani razu podczas śniadania nie zaszczycając
młodszego Kaulitza swoim wzrokiem. Kretyn. Ja za każdym razem otwieram się pod
jego spojrzeniem, a on... Dlaczego ja się w ogóle wściekam? Przecież on tego
pewnie nie widział. Jezu, ja mam za bardzo popieprzony umysł. Zachowuję się jak
bachor.
A potem każdy
zaczął mówić jeden przez drugiego, napełniając kuchnię życiem i zapomniałam, że
Bill zasiadł do stołu jako ostatni, nie odzywając się za wiele, co było dosyć
dziwne jak na niego. Co jakiś czas wtrącałam się do idiotycznych rozmów,
próbowałam udawać, że nie widzę intymnych gestów między Tomem i Sashą i Chloe i
Gustavem, bo czułam się przez to głupio i nie wiedziałam, gdzie mam oczy
podziać. Jedyną bezpieczną przystanią okazał się Georg, co było dość...
tragiczne. Trudno było nawiązać z nim jakąkolwiek inteligentną rozmowę.
Po śniadaniu
dziewczyny wypchały facetów z kuchni pod pretekstem mycia naczyń i zgasłam
jeszcze bardziej. Mycia naczyń, jaasne.
- I co? –
Sasha spojrzała na mnie znacząco, gdy upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu.
Zagryzłam wargę, zbierając brudne talerze, by włożyć je do zlewu. – Nie udawaj,
że nie wiesz o czym mówię! – syknęła z morderczym wzrokiem wypalającym mi
dziurę w twarzy. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu i westchnęłam z
rezygnacją, odkładając masło do lodówki.
- Nie przeczę,
że nie wiem, o czym mówisz. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu nie mam ci nic
do powiedzenia. – dodałam, pochylając się, by związać już suche włosy gumką.
- Jak to nie
masz nic do powiedzenia? To na co ty czekasz? Na znak z nieba? – spytała z
ironią i aż zgrzytnęłam zębami. Jak ja nienawidziłam... spokojnie. Tylko
spokojnie.
Zacisnęłam
dłonie w pięści i na chwilę przymknęłam oczy, by odegnać wybitnie negatywne
emocje, nakazujące mi przywalić jej w twarz, aż jej złamię nos.
- Po pierwsze
to nie do końca jest twój interes. – zaczęłam chłodno, cedząc każde słowo, by
do niej lepiej dotarły. – A po drugie uprzejmie proszę o niestosowanie wobec
mnie tej taniej ironii, bo się pokłócimy. - ostrzegłam, ale najwyraźniej jej to
nie interesowało. A Chloe tylko gapiła się na nas z uniesionymi brwiami.
Jeszcze nigdy nie żarłyśmy się tak często jak w przeciągu tych ostatnich kilku
miesięcy. Ale Sasha pozwalała sobie na zbyt dużo i dzisiaj dała tego kolejny
przykład.
- Jeśli
myślisz, że tym razem znowu będziesz się opierdalać jak ostatnim razem to
jesteś w błędzie! Nie pozwolę na to, byście się znowu szarpali, więc z łaski
swojej przestań zachowywać się jak dzieciak i zrób coś! Myślisz, że tylko on
będzie ci nadskakiwał?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co?! To działa...
- DOŚĆ! –
ryknęłam, czując, że robię się cała czerwona na twarzy. – Nie masz żadnego
pierdolonego prawa decydować za mnie, czy za kogokolwiek innego i nie masz
pierdolonego prawa mówić o tym wszystkim w taki sposób! Gówno cię to, kurwa,
obchodzi! – wrzasnęłam i niemal wyleciałam z kuchni, by jak najszybciej zejść
jej z oczu, zanim zrobi się naprawdę niebezpiecznie. Kątem oka widziałam w
salonie bliźniaków, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej, bo mogłam się
założyć, że słyszeli nasze krzyki. Ugh, Sasha, zamorduję cię!
- I co,
myślisz, że jak sobie teraz pójdziesz to sprawa się sama załatwi?!
Nosz kurwa
mać. Czy ona nie widzi, że tam siedzi Bill?!
- Czy ty masz,
do kurwy nędzy, jakieś problemy, czy co ci odpierdala?! – odwróciłam się do
niej gwałtownie, mrużąc oczy. – Jesteś
aż tak upośledzona, że nie rozumiesz, co do ciebie mówię?! A może chcesz, żebym to ja się na ciebie
uwzięła?! ODPIEPRZ SIĘ!
- Hej, hej,
hej! – Tom zerwał się z kanapy i zanim zdążyłam zwiać, był już przy nas i
mierzył nas bacznym spojrzeniem. – Jeśli nie macie zamiaru zrywać z siebie
ubrań, jestem zmuszony wam przerwać tę uroczą konwersację na rzecz zdrowotności
umysłowej, okej? Co się dzieje?
- Zabierz
swoją dziewczynę z dala ode mnie, bo najwyraźniej jej mózg stanął w miejscu i
nie przetwarza informacji, czym doprowadza mnie do szewskiej pasji i zaraz
zrobi się smutno. – wycedziłam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, ruszyłam
do wyjścia na dwór. Nie będę się bawić w te gierki. Nie będę się zniżać do tego
poziomu, by wdawać się w tak bezsensowną kłótnię. Nie będę...
- A teraz jak
zwykle uciekniesz, tak? No proszę, cóż za nowość.
Ja. Pierdolę.
Wdech... i
wydech... Wdech...
- Poprawię
się. – zerknęłam na Toma znad ramienia, którego oczy wędrowały od Sashy do mnie
i tak w kółko. – Zabierz ją, bo zaraz jej przyłożę tak, że wyląduje w szpitalu
ze złamanym nosem. Nie myśl, że nie umiem. Ojciec mnie nauczył. – otworzyłam
drzwi z zamiarem wyjścia na dwór i wejścia w samochód i odjechania w pizdu, a
nawet jeszcze dalej. Jak zwykle jednak na zamiarach się skończyło.
W progu stała
niska brunetka, która patrzyła na mnie z dziwnym uśmieszkiem na ustach.
- Alishia. –
zauważyłam. No to jej przywaliłam.
><><><><><><><><><><><
Sesese xD