Żeby nie było, że nie ostrzegałam. Rozdział jest bezdennie beznadziejny. Jeśli jeszcze ktokolwiek to czyta, to współczuję.
><><><><><><><><><><><><
Nie mówię, że
czułam się całkiem dobrze z tym, że pierwszy raz ktoś siedział za kierownicą
mojej ukochanej Impali. Znaczy mój wujek nią jeździł, ale to nie to samo. Wtedy
jeszcze nie miałam tak wszechogarniającej obsesji na punkcie tego samochodu. A
potem przelałam na niego wszystkie swoje skąpe uczucia i stał się moim oczkiem
w głowie. Gorzej z tym, że teraz moje uczucia zrobiły się jakieś takie...
nie-skąpe. Mmm... W sumie to też nie do końca racja. Były skąpe, ale bardziej
intensywne. Czy jakoś tak. Ah, nieważne.
Wyciągnęłam ze
schowka moje ray-bany, żeby Bill nie widział moich ostrych spojrzeń posyłanych
w jego stronę i zapadłam się w siedzenie. Boże, ale to dziwne. Siedzę od strony
pasażera.
- Nawet nie
będę się dopytywać, czy naprawdę jesteś pewna, bo jeszcze się rozmyślisz i moje
marzenia legną w gruzach. – usłyszałam rozentuzjazmowany głos Kaulitza i
przewróciłam oczami. Zerknęłam na niego i zrobiłam głupią minę, patrząc, jak
zagryza wargę i przekręca kluczyk w stacyjce. Przyjemny warkot silnika zadźwięczał
w moich uszach i przymknęłam powieki, by przez chwilę się tym rozkoszować. –
Teraz to mnie nawet nie dziwi, że masz takiego jebca na punkcie... –
odchrząknął, zapewne zdając sobie sprawę, że wkracza na grząski grunt. – No,
emmm... nieważne. – potrząsnęłam głową i upiłam łyk kawy, przypominając sobie,
że powinnam zapiąć pasy. Boże, który nie istniejesz, nie pozwól mu zabić mojej
Impali. Proszę. Bardzo proszę.
Zdusiłam
głośne westchnięcie i zagryzłam wargę, czując coraz bardziej ogarniające mnie
zdenerwowanie. Założę się, że tylko ja byłam taka popieprzona na punkcie rzeczy
martwych. No ale co ja...
- Natasza, nie
przygryzaj wargi, bo przypomina mi się wspólny prysznic i mam przez to niemałe
kłopoty ze skupieniem się na drodze. – usłyszałam i moja głowa automatycznie
odwróciła się w stronę Billa, który właśnie cofał, rozglądając się za sobą, by
w nic nie przyłożyć.
- Przecież
nawet na mnie nie patrzysz. – odparłam, próbując nie myśleć o tym, co właśnie
powiedział. A właściwie próbując nie myśleć o tym, co robiliśmy pod prysznicem.
Ugh, kurwa, pomyślałam o tym.
Coś gwałtownie
ścisnęło mi się w dołku, gdy przed oczami stanął mi obraz naszych namydlonych
ciał ocierających się o siebie w zapamiętałym tempie. I o wodzie ściekających z
jego zmierzwionych włosów. I o jego mocnych barkach, w które wczepiły się moje
palce. I o...
Mruknęłam
zaskoczona, gdy nagle jego głowa pochyliła się ku mojej i jego usta mocno wpiły
się w moje, dzieląc się smakiem papierosów i kawy i czegoś jeszcze i oh,
zrobiło mi się naprawdę gorąco.
- Mam takie
wrażenie, że jeszcze trochę i zgorszymy wszystkich domowników. – dodał, tym
razem sam przygryzając moją dolną wargę. – Bo właśnie wyobraziłem sobie
perfekcyjne miejsce do sprawdzenia, czy poza pokojem też będziesz krzyczeć.
- Myślisz, że
ci się uda?
- A myślisz,
że nie?
To ja go
pocałowałam, omal nie rozlewając kawy, gdy niespodziewanie przyciągnęłam go do
siebie za głowę. Miałam nierówno pod sufitem przez jego włosy. Choć mam
wrażenie, że nie tylko ja mam dziwne emm... coś na punkcie włosów. Szczególnie,
gdy to nie ja przycisnęłam go do biurka i to nie ja zaplątałam sobie jego włosy
wokół swojego nadgarstka.
- Kurwa, Bill.
– wydyszałam w jego usta, mrugając szybko. – Jeśli się któreś z nas nie
odsunie, nigdzie nie pojedziemy, wiesz o tym?
Wyszczerzył do
mnie swoje zęby i całując mnie krótko ostatni raz, zawrócił, pilotem otworzył
bramę i wyjechał na ulicę.
- Nawet
wyuzdany seks z tobą mnie nie powstrzyma.
- Oh, tak
sądzisz?
- Nie.
Oczywiście
wylądowaliśmy na autostradzie. To było całkowicie logiczne i przyjęłam to z
głupim uśmiechem na twarzy. Gorzej z tym, że uznałam Billa za kierownicą mojego
samochodu za tak fenomenalnie gorący widok, że ugh. Tak naprawdę to nosiło mnie
od chwili pocałunku. A właściwie to od wczoraj.
Więc pozdrowienia dla tej pani – od dnia poprzedniego stała się seksualnie monotematyczna. W dalszym ciągu mi to jednak nie przeszkadzało i nie sądziłam, że
kiedykolwiek to będzie przeszkadzać mojemu facetowi. Ale za to Georg tego nie
wytrzyma psychicznie.
Dopiero po
prawie pół godziny w miarę się zrelaksowałam. Wiedziałam o tym, że Bill jest
bezpiecznym kierowcą, ale z drugiej strony pamiętałam nasz popieprzony wyścig,
więc wiedziałam na co go stać. Było w porządku. On jako pierwszy zasiadł za
kółkiem mojej Impali i uznałam, że to był najlepszy wybór, jakiego mogłam dokonać.
- Co z tym
facetem, co napisał do ciebie maila? – spytał nagle, wyrywając mnie z zamyśleń.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Moje zaskoczone, jego skupione i czyste.
Cholera. Myślałam, że to będzie miła przejażdżka, a nie... – Nie patrz na mnie
w taki sposób. Martwię się.
- To się nie
martw. – odparłam idiotycznie, co potwierdził jego wyraz twarzy. – No co? –
obruszyłam się i odstawiłam pusty kubek na tylne siedzenia.
- Natasza, ja
nie umiem się nie martwić, jasne? – jego wzrok złagodniał i jego usta wygięły
się w lekkim uśmiechu. Moje napięcie zelżało. – Wszystko, co jest z tobą
związane mnie martwi. Łącznie z tobą.
Przewróciłam
oczami i skrzyżowałam ostentacyjnie ramiona. No oczywiście. Bo przecież jestem
tak niestabilna emocjonalnie, że mogę sobie kuku zrobić, albo komuś innemu. Nie
ma to jak dowalić Nataszy tekstem, że jest nienormalna.
- Nie musisz
się o mnie martwić. – burknęłam na odczepnego. – Jestem samowy...
- Nie, nie
jesteś samowystarczalna. – zgasił mnie, a ja zmrużyłam niebezpiecznie oczy, z
powrotem nakładając ray-bany na nos. Pfff, też mi co! Oczywiście, że jestem! –
Natasza. Nie denerwuj mnie. – zastrzegł, a ja prychnęłam głośno, nawet na niego
nie patrząc. I to wystarczyło, by go zirytować. Musiałam zapamiętać, by tego na
przyszłość nie robić. No ale w tym przypadku było już na to za późno. Zanim
ogarnęłam co i jak, już zjeżdżaliśmy z autostrady, by po długiej chwili
napiętej ciszy manewrując na skrzyżowaniach zdać sobie sprawę, że jesteśmy w
Venice Beach. Już otwierałam usta, by się spytać, o co chodzi, gdy zobaczyłam
minę Billa i moja własna zrzedła. No dobra. Zdenerwowałam go. Ale, do cholery,
przecież ja dałam mu kluczyki do własnego samochodu! No przecież...
Zatrzymaliśmy
się tak gwałtownie, że gdyby nie to, że zapięłam pasy, wylądowałabym na
przedniej szybie. Posłałam mu mroczne spojrzenie, ale on nawet nie zwrócił na
to uwagi, tym bardziej, że ciągle miałam na sobie okulary przeciwsłoneczne. No
świetnie. Już nigdy więcej nie pożyczę mu samochodu. Nigdy. Więcej.
Do moich
nozdrzy doleciał orzeźwiający zapach oceanu, przez co zostałam całkowicie zbita
z pantałyku.
- Idziemy
porozmawiać. – zadecydował nagle, wyciągając kluczyki ze stacyjki i wyszedł z
samochodu. Uniosłam brwi w wyrazistym otępieniu i ponownie przewróciłam oczami,
gdy ruszył w stronę plaży nawet nie patrząc, czy ja się ruszam. Znowu. Po moim
trupie, że się ruszę. Pfff!
A potem on się
niespodziewanie odwrócił w moją stronę, wrócił, odpiął moje pasy i z moim głośnym
piskiem zostałam przerzucona przez jego lewy bark, jakbym była cholernym
workiem ziemniaków.
- Ty pieprzony
debilu, o co ci, do kurwy nędzy, chodzi, co?! – rzuciłam podniesionym głosem,
próbując wmówić sobie, że ludzie wcale się na nas nie gapią. Czy jego już do
reszty pojebało?! Prawie mi okulary spadły, wyglądam jak przychlast, jestem w
SZORTACH i świecę dupą, bo on mnie tak po prostu niesie! To jest... to jest...!
Aaa! Zabiję!
- Jesteśmy
wśród ludzi. W miejscu, gdzie niemal notorycznie kręcą się paparazzi. Wkurwiłaś
mnie. Właśnie sobie odbijam. – odpowiedział sucho, a ja zesztywniałam w jednej
sekundzie. Zaraz, do cholery. O czym on bredzi w obecnym momencie, bo chyba źle
zrozumiałam?! Co... Ale...
- Ale...
- To tylko
kwestia kilku minut, zanim gdzieś ktoś zacznie robić zdjęcia, więc albo, do
kurwy nędzy, przestaniesz się zachowywać jak małe, rozkapryszone dziecko,
albo...
- No bo to JA
zachowuję się jak bachor, tak?! – nawet nie rozumiałam, o co mu się rozchodzi!
I na dodatek wszyscy się gapili! I byłam czerwona jak burak!
Pisnęłam
głośno, gdy nagle dostałam soczystego klapsa w prawy pośladek i wierzgnęłam
tak, że niemal zleciałam na ziemię.
- Tak.
- BILL, WEŹ
SIĘ USPOKÓJ! – wrzasnęłam i nagle na uroczej plaży, gdzie było pełno obcych
ludzi, coś uroczo błysnęło. O cholera. – Bill, postaw mnie. Powiem ci, co
chcesz. – dodałam zduszonym głosem i byłam niemal w stu procentach pewna, że
uśmiechnął się tak szeroko, że można było dojrzeć jego siódemki. Grrr.
I chwilę
później z powrotem stałam na ziemi.
- Jesteś... –
chciałam mu pocisnąć, ale on pochylił się na mną i pocałował mnie, zlewając
wszystkich ludzi wokół. Wraz z cholernym paparazzo, który pstrykał jedno
zdjęcie za drugim. – Bill,co ty wyprawiasz?
- Jesteś moja.
– wymruczał mi z przymkniętymi oczami w moje usta. – Chcę, by inni to
wiedzieli. Jesteś moja. Tylko moja. I nie chcę cię ukrywać przed światem, bo
chcę, by inni mi zazdrościli. Jestem egoistyczny i popieprzony. I chcę, żebyś mi
powiedziała, co jest z tym facetem. – odsunął się na kilka milimetrów i
chwyciwszy moją twarz w obie dłonie, spojrzał na mnie uważnie. – Czuję się tak,
jakbyś mi nie ufała. A to chyba...
- Czekaj. –
przerwałam mu szeptem. – Zatrzymałam się przy zdaniu, że jesteś popieprzony i
egoistyczny... Zgadzam się. – dodałam poważnie, a on z jękiem frustracji
odrzucił głowę do tyłu. Uśmiechnęłam się szeroko. – Bill, nic nie mówię, bo nie
ma nic do powiedzenia. Nie odpisałam mu, okej?
- Dlaczego? –
jego twarz z powrotem znalazła się naprzeciw mojej i znów mi się zakręciło w
głowie przez tak bliski kontakt. Miłość była zła. Ten człowiek fascynował mnie
we wszystkich aspektach jego jestestwa. Mimo tego, że był usiany wadami.
Przełknęłam ślinę i moje powieki samoczynnie opadły, gdy jego palce zaczęły
gładzić moje policzki. Zupełnie wypadło mi z głowy, że ktoś robił nam zdjęcia.
- Kocham cię.
– wyszeptałam, zanim moje serce stanęło gdzieś w przełyku. Boże, stałam
naprzeciw człowieka, któremu oddałam się w całości, a on mnie przyjął i oddał
siebie w zamian. To było...
A potem nagle
dobiegł mnie głośny pisk i zostaliśmy otoczeni jakimiś nastolatkami
wrzeszczącymi tak, jakby ich ze skóry obdzierano. No świetnie. Ja tu mu miłość
wyznaję, a teraz jakieś dziewczynki nas oblegają i zagłuszą mój ciąg myślowy?
No super!
Poczułam się
nieswojo. Tak naprawdę to jeszcze nie stanęłam twarzą w twarz z faktem, że on
jest znany na całym świecie. Zawsze wszystko to robił tak, żeby mnie to nie
dotyczyło.
- Ty masz
dziewczynę!
- Myślałam, że
jesteś gejem!
- Jaka ona
jest śliczna!
- Boże, wy do
siebie tak perfekcyjnie pasujecie!
- Wiem! –
odparł zadowolony z siebie Bill i gdyby nie to, że bałam się uszkodzić sobie
okulary, przyłożyłabym sobie w czoło, aż by plasnęło. Nagle mnie objął i
przyciągnął do siebie tak, aż znalazłam się przy jego prawym boku ciesząc się,
że mam na sobie Ray-bany, które właściwie utrzymywały moją tożsamość w
tajemnicy.
- Czy to nie
jest ta sama dziewczyna, z którą w zeszłym roku uciekałeś przed paparazzi?
Bill pokiwał
głową, jakby miał z tego dziecięcą radochę i przewróciłam oczami, czując jak
moje wewnętrzne narządy chcą wyskoczyć przez gardło. Świetnie. On tu się dobrze
bawi, a mnie zżerają nerwy przed tymi dzieciakami. Po prostu świetnie!
Chcę do domu!
- Wyglądasz na
naprawdę szczęśliwego!
- Bo jestem. A
teraz wybaczcie, ale jesteśmy odrobinę zajęci, a niestety nie mam...
- Możemy
zrobić sobie z wami zdjęcie?!
Bill spojrzał
na mnie wyczekująco, a ja wzruszyłam ramionami nie chcąc być niemiła dla obcych.
No co miałam powiedzieć? „Jak się wkurwię to atakuję nożem. Chcecie zobaczyć?”.
Już otwierałam usta, by powiedzieć byle co, kiedy jego usta niespodziewanie
znalazły się przy moim uchu i przeszyły mnie dreszcze.
- Zrobimy z
nimi zdjęcia, a pokażę ci dzisiaj w sypialni coś nowego. – wyszeptał, a mi
momentalnie zrobiło się gorąco. Uśmiechnęłam się szeroko, a jego fanki
zachichotały, jakby usłyszały, co powiedział. – Co ty na to?
- Jasne, nie
ma problemu. – odparłam pogodnie, ponownie wzruszając ramionami.
A gdy
dziewczyna ustawiała aparat i paplała rozgorączkowana, że za chwilę zrobi
cholerne zdjęcie, Bill złapał mnie za tyłek tak, że znowu podskoczyłam i
podniecenie wystrzeliło tak, że tylko w ostatnim momencie powstrzymałam się od
głośnego westchnięcia. Boże, co ten człowiek ze mną robił? I to jeszcze przy
ludziach, do cholery jasnej!
Podniosłam
głowę i spojrzałam na niego i w tym samym momencie on spojrzał na mnie. I w
jego oczach widziałam, że nadchodząca noc raczej nie zapowiada się na spokojną.
I mimo tego, że na dworze był jak zwykłe upał, na mojej skórze pojawiła się
gęsia skórka i wręcz czułam, jak moja twarz nabiera łagodnego wyrazu. Od samej
pobudki ten dzień jest tak dziwny i tak obfitujący w niespodzianki, że mógłby
się nie kończyć. Choć byłam pewna, że gdy wrócimy do domu, Bill mnie zmusi,
żebym napisała do tego Tomasza.
- Napisz do
niego.
A nie mówiłam?
Przewróciłam
oczami i przeciągając się z głośnym jękiem, powlokłam się na drugie piętro, by
zawinąć swojego laptopa. To wcale nie było zabawne, tak na dobrą sprawę.
Kompletnie nie wiedziałam, co miałabym temu człowiekowi powiedzieć ...
Zeszłam z
grobową miną na dół do salonu, gdzie czekał na mnie Bill ze Sternchen i
Mephisto. Z kuchni dochodziły do mnie rozbawione głosy Chloe, Sashy i Toma, a
Georg ponoć pojechał na jakieś zakupy. Nie interesowało mnie to za bardzo.
- Jak taki
sprytny jesteś, to mi powiedz, co takiego mam napisać. – burknęłam w stronę
Kaulitza, który siedział rozwalony na kanapie i drapał za uchem Mephisto. Ta
cholera ciągle mnie nie znosiła. Jakim prawem tak w ogóle? Kretyn.
Ekhem. Nie
żeby co, ale czemu mój wzrok powędrował na krocze Billa? To jest niczym odruch
bezwarunkowy!
- Ja nie mogę
ci powiedzieć, co masz napisać do swojego ojca biologicznego, Natasza. –
odparł, jakby to była najlogiczniejsza rzecz pod słońcem. Tak. To jest
dokładnie ten moment, kiedy się zastanawiam, dlaczego go kocham. To jakiś absurd.
I co z tego, że się idealnie uzupełniamy? To nie jest powód. Albo jest, tylko
ja po prostu tego nie rozumiem. Nieważne z resztą.
- Bez sensu.
Najpierw mnie zmuszasz, a potem umywasz od tego ręce. Bardzo wygodne, Kaulitz. –
posłałam mu mroczne spojrzenie i usiadłam na fotelu, by odpalić laptopa na
swoich kolanach. Też mi co. Normalnie to chyba powinniśmy się jakoś wspierać,
skoro jesteśmy razem, prawda?
- To skoro nie
wiesz, co masz mu napisać, to mu to napisz.
Powoli
podniosłam wzrok z klawiatury i spojrzałam bezrozumnie na Billa, który nawet
nie zareagował, głaszcząc Mephisto. No to super. Nie dość, że mnie nie wspiera,
to jeszcze nie potrafi udać, że to robi. Świetnie.
- O czym ty do
mnie mówisz, człowieku? I możesz spojrzeć na mnie, a nie na swojego psa? –
zirytowałam się, mając ochotę przywalić mu laptopem w ten pusty łeb, aż mu
pęknie czaszka. Miałam ochotę zacząć wrzeszczeć. I nie do końca rozumiałam, o
co mi chodziło.
- Nie. –
odparł powoli, a ja znieruchomiałam, zastanawiając się, czy szum w mojej głowie
oznacza zbliżający się wybuch. Zdawało mi się, że to może mieć sens. Tym
bardziej, że wcale nie chciałam pisać do tego cholernego „ojca biologicznego” i
nie chciałam mieć nic do czynienia z rzeczywistością. Wolałabym po prostu
najbliższy rok spędzić w łóżku Billa. A ten kretyn właśnie odmówił spojrzenia
na mnie. Cokolwiek to, do cholery, znaczy! – Jak się na ciebie spojrzę, to się
na ciebie rzucę. Właśnie wymyśliłem, co będziemy robić dzisiaj wieczorem.
Moje serce
przestało bić. Autentycznie stanęło i zaschło mi w ustach. A potem jeszcze
ścisnęło mnie w dołku i wiedziałam, że jeśli powie mi dokładnie, co mu chodzi
po głowie, sama się na niego rzucę.
- Co będziemy
robić dzisiaj wieczorem? – spytałam zduszonym głosem i Bill na chwilę przestał
głaskać psa. Na ten moment miałam wrażenie, że świat przestał się poruszać, a
od odpowiedzi zależało całe moje życie. Być może i tak właśnie było. Podobało
mi się, to co się między nami działo i to, że byliśmy tylko dla siebie. I, do
cholery, podobało mi się wszystko, co wiązało się z Kaulitzem. No prócz
Mephisto. I właśnie mu wybaczyłam, że zachowuje się czasami jak idiota. Tylko i
wyłącznie dlatego, że uwodzi mnie słowami. Nawet mnie nie uwodzi. Po prostu
zarzuca linę i mnie związuje.
- Poszukamy w
szafie krawatów. – wymruczał leniwie, ponownie głaszcząc jamnika. Echo jego
słów rozpieprzyło mi czaszkę od wewnątrz i poczułam nagły przypływ śliny, gdy przed
moimi oczami pojawiła się wizja tego, jak Bill krępuje moje dłonie i jak
zawiązuje materiał na mojej twarzy, by zasłonić moje oczy. Oooh, kurwa.
Zamrugałam
powiekami, analizując swoje położenie. Było koło czwartej. I wcale nie
musieliśmy czekać do wieczora. Kto w ogóle powiedział, że to akurat musi się
zdarzyć wieczorem? Też mi co!
Odpaliłam
pocztę i szybko przeleciałam maile, by odnaleźć ten od Tomasza Jakiegoś-Tam. O!
Mam!
„Dostałam
wskazówkę, że mam napisać to, co myślę, więc to robię.
Nie wiem, co mam Ci napisać.”
Kliknęłam „wyślij”
i z impetem zatrzasnęłam laptopa.
- Już. Teraz
idziemy poszukać twoich krawatów. – powiedziałam zdecydowanie i nie czekając na
jego odpowiedź, walnęłam HP na drugi fotel i podałam mu rękę, którą uścisnął z dzikim uśmieszkiem na twarzy.
Jak jeszcze raz do kurwy nędzy napiszesz mi pierdoło jedna, ze to jest badziew, że nie chce Ci się pisać, bo uważasz, ze to gówno, to jak Cię zobaczę, to tak Ci przypierdolę, że aż poczujesz w uszach chuja Billa, jakkolwiek to teraz brzmi. Wyobraźnia Ci z miejsca zadziała tak, ze ojapierdole.
OdpowiedzUsuńA teraz przechodząc do rozdziału (nie, nie spodziewaj się długiego komentarza ode mnie)
Ile razy mam Ci powtarzać, ze jesli się ślinię to to na pewno nie jest złe? Ślinie się kurwa. Krawaty. Ej, ja pierdole. Bill z tymi blond włosami krótkimi... czy tam czarnym (wybacz, nie pamietam już) i krawaty i Natasza i łóżko... i jezusie. No, a swoją droga cwaniak z tego idioty. Sądzę, że raczej to "idziemy porozmawiać" miało bardziej an celu pokazanie światu Nataszy niż rozmowy... On dobrze wiedział co robi, burak jeden. Ale podoba mi się to, ze pierwsze osoby, które ją zobaczyły (w sensie, że Nataszę) tak ciepło ją zaakceptowały i w ogóle. Mnie lajk yt.
I wiesz co sobie własnie przypomniałam? Początki naszej znajomości na tym blogu, och god. Tęsknię trochę za tym. Ale cieszę się, że jesteśmy teraz na takim, a nie innym poziomie.
Kocham Cię, Misiaku. I oby udało Ci się napisać szybko następny rozdział. I żeby był równie wspaniały. Och.
Moja zdolniacha! (I nie, nie chodzi mi teraz o słodzenie. Odechciało mi się słodzić. Stwierdzam fakty.) I to wcale nie jest badziew, kurwa. No to tyle z mojej strony. Weeeeeeeeeeeeeeeeeeeeny!
Beznadziejny?! No błagam - padłam jak go czytałam :P Rozwaliła mnie scena na plaży, a potem... krawaty xD Hehe, masz wyobraźnię dziewczyno, tylko pozazdrościć :D Pisz szybko, bo jak nie to kogoś uduszę!:)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie notka jest super:) znowu cieszyłam się jak głupia do monitora...
OdpowiedzUsuńi kto by pomyślał że Natasza będzie taka hmm napalona? seksualnie wyzwolona? hmm nie wiem jakie określenie powinno być prawidłowe:) aleee mi się podoba^^
weny życzę :)
D.
super odc boski , wspaniały hehe :D PISZ tak dalej :D
OdpowiedzUsuńSuper notka, tylko czy mi się wydaje czy ktoś ostatnio czytał 50 twarzy Greya?^^
OdpowiedzUsuńCzytałam, ale to było wieki temu xD Po prostu Natasza i Bill mi się kojarzą z jakąś lekką perwersją. Albo i nawet perwersją pełną gębą xD
UsuńKochana autorko tego bloga :) Błagam Cie dodawaj odcinki szybciej bo ja ty sie zwijam przed laptopem gdy wchodzę i widzę brak odcinka .... Odkryłam cie niedawno i całe opowiadanie przeczytałam w jeden dzien i mi jest kobieto małoooo..........MAŁO !
OdpowiedzUsuńZapomnialam sie podpisać :) Fanka Marta :D
OdpowiedzUsuń