niedziela, 28 kwietnia 2013

Scene LXXI

Właśnie do mnie dotarło, że mam już 71 rozdziałów. I nie wiem, co powinnam o tym sądzić. I nie wiem, co mam sądzić o tym rozdziale, bo jest taki trochę... Taki trochę dziwny. Nie wiem, same oceńcie.

><><><><><><><><

Dziura w głowie. Czuję się tak, jakby ktoś mi przyłożył czymś ciężkim i przez to sprawił, że straciłam pamięć. To w sumie mogło się zdarzyć, prawda? Gdzieś w międzyczasie, gdy łaziliśmy po jakichś klubach... Zaraz, czy to mi się śniło, czy my byliśmy w gejowskim klubie...?! Boże, jak ja nienawidzę pomysłów tego cholernego człowieka, na którym teraz zdycham!
Co my robimy w więzieniu?! WSZYSCY?! No ja bym zrozumiała, gdyby znalazł się tam Georg. Albo chociaż Chloe. Albo wszyscy, tylko nie ja! Myśl! Myśl, co żeś zrobiła, ty antyspołeczna, niepijąca imitacjo człowieka! Myśl, Natasza!
Przypuszczam, że prędzej bym się porzygała, niż znalazła odpowiedź w pulsującej bólem głowie. Mój mózg się na nic nie przyda. Trzeba się dopytać innych. I to na pewno nie Sashę, która miała pod nogami kałużę wymiocin, którzy mili funkcjonariusze nie sprzątnęli. Ja tego nie tknę. Po moim trupie.
I nie mogli znaleźć większej celi, prawda? Musieli nas wrzucić do małej klitki z dwoma ławkami, na której byliśmy ściśnięci jak sardynki, przez co Georg leżał na podłodze, a Chloe sukcesywnie zbliżała się do tego samego przez rozwalenie się Gustava na połowie ławki. I że też akurat ja musiałam siedzieć między martwym Kaulitzem, a Sashą, która zasmrodziła mi mózg resztkami... co to, do cholery, było? Czy ona połknęła te krewetki w całości?
A może to nie były krewetki...?
- Bill...? – szturchnęłam lekko moją poduszkę, która na początku nawet nie drgnęła. Nie miałam siły go bić, ale jeśli mnie do tego zmusi, stoczy na podłogę z takim hukiem, że wszyscy się obudzą, przysięgam. – Bill, budź się, śpiąca królewno! – co prawda mogłam zrobić to innym sposobem, ale... nie. Wszyscy wyglądali nieświeżo i on nie był wyjątkiem. Nie. Nie tknę go w ten sposób. Nie ma mowy. – Bill, do kur...
Jego ręka natychmiast poleciała do jego ust i nagle zbladł, jeszcze zanim w ogóle otworzył oczy. No świetnie. Cudownie, do cholery!
Zdążyłam dźwignąć się na nogi i susem przeskoczyć nad rzygami Sashy, gdy na podłodze pojawiła się kolejna mozaika żołądkowa, tym razem pochodząca od samego Kaulitza. Po prostu...
Fuj.
Westchnęłam głęboko i próbując opanować mdłości, przytknęłam twarz do krat.
- Halo...? Może ktoś tu przyjść, zanim utopimy się w śmierdzących rzygach, a wy będziecie mieć więcej sprzątania, niż to w ogóle warte...? Bo chyba mamy tu apokalipsę, czy co... – wyrzuciłam pomiędzy prętami, choć w ogóle nikogo nie widziałam. Po prostu beżowe ściany i ten telefon do przyjaciela. I cela naprzeciw, gdzie siedział jakiś brodaty mężczyzna skuty kajdankami, który przyglądał mi się bacznie.
- Co tam, maleńka...?
- Spieprzaj, dziadu. – warknęłam, mrużąc oczy. Świetnie. Nawet nie mogłam go poszczuć moim facetem, bo on wolał wypluwać sobie flaki, zamiast chronić swoją kobietę.
Więzień (czy to znaczy, że ja też nim jestem...?!) spojrzał na mnie mniej przychylnie, niż przed chwilą, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo w korytarzu pojawił się policjant i westchnęłam z ulgą. Gorzej, że ten uroczy funkcjonariusz, który miał na oko trzydzieści pięć lat i był większy, niż Gustav i Georg razem wzięci, wcale nie wyglądał na przychylnego.
- Już wam lepiej? – spytał niemal ironicznie, a ja z całej swojej wewnętrznej siły zmusiłam się, by nie zacząć pyskować. Trzeba było to załatwić inaczej. Wolałam zajmować się tymi trupami w domu, a nie w miejscu praktycznie publicznym. Spojrzałam na ciemnowłosego policjanta z rezygnacją, zastanawiając się, czy wyglądam jak gówno. Bo istotnie tak się czułam. A to mi na pewno w niczym nie pomagało.
- Dzień dobry. Choć nie wiem, która godzina. – powiedziałam na wstępie, a ten zerknął na zegarek na nadgarstku. Gdy usłyszałam „czternasta czterdzieści pięć”, moja rezygnacja osiągnęła apogeum. Większość jest teraz raczej nieżywa, więc sama zadam sobie pytanie. Dlaczego nie imprezuję i nie piję? WŁAŚNIE DLATEGO! – Wie pan, dlaczego tutaj jesteśmy, prawda?... – zaryzykowałam, a on skrzyżował ręce na swojej wielkiej klatce piersiowej. Ile godzin dziennie on ćwiczy, do jasnej cholery? Sto?

- Sam was tutaj przywoziłem. – odparł, a ja opanowałam chęć przywalenia czołem w pręty. Czy każdy funkcjonariusz jest taki rozmowny? W takim razie się nie dziwię, że nie można się z nimi dogadać.
- Więc w takim razie wie pan, co musimy zrobić, by się stąd dzisiaj wydostać? – odwróciłam się i przeleciałam wzrokiem moich domowników. – A właściwie to już teraz, zanim wszyscy tutaj umrą. – bąknęłam, przecierając dłońmi policzki.
- W nocy nie byłaś taka rzeczowa jak teraz.
- Widzi pan, właśnie dlatego nie piję. Z reguły.
- I dlatego postanowiłaś zaszaleć z całą grupą i porządnie się ujarać ziołem, rozumiem.
Znieruchomiałam. No dobra. Ktoś (pewnie mój genialny Kaulitz) wpadł na wybitnie popieprzony... zaraz. Nie będę się wdawać w takie idiotyczne gadki. Nie z policjantem!
- Proszę pana. – wzdrygnęłam się na widok wymiocin i z powrotem odwróciłam się do funkcjonariusza z pewną dozą irytacji. – Powie mi pan dokładnie co zrobiliśmy i ile mamy tu być, a ten, co zarzygał połowę podłogi, zapłaci. Albo jego brat, jak postanowi zbudzić się ze snu zimowego. Albo ktokolwiek, tylko powie mi pan, za co tu siedzimy, okej?
Z szelmowskim uśmiechem oparł się o kraty kilkanaście centymetrów ode mnie, wciąż mając skrzyżowane ręce. No pan i władca za pięć centów. Myśli sobie, że jak trzyma klucz do naszej wolności, to może robić, co mu się żywnie podoba. Normalnie Bill Kaulitz w biednej i brzydkiej wersji.
- Sądzisz, że zostaniecie dzisiaj wypuszczeni?
- A czy któreś z nas kogoś obrabowało, zgwałciło, zabiło, czy porwało? Te trupy tam? – wskazałam ręką za siebie. – Ja nie mam do tego zapędów, więc niczego takiego na pewno nie zrobiłam. Jedyne, co mogło się zdarzyć to picie w miejscu publicznym, ćpanie albo... albo seks na środku ulicy. – wzruszyłam ramionami. – Jeśli komuś coś by mogło stanąć w takim stanie. – dodałam z głupią miną. Jestem fenomenalna. Jeszcze kilka miesięcy temu robiłam się czerwona na myśl o nagim Billu, a teraz mówię o takich rzeczach obcemu człowiekowi. Mężczyźnie na dodatek. Moja matka byłaby ze mnie dumna. Aż uśmiechnęłam się szeroko na tę wizję.
- Stanęło. – odparł, lustrując mnie nagle. Zmarszczyłam czoło. – Co chyba powinnaś uznać za coś całkiem naturalnego, jeśli biegałyście niemal nago pewnie we wszystkich fontannach w Beverly Hills.
A co my robiliśmy w Beverly Hills? I jak my się tam dostaliśmy?
- Nie, zaraz! Ja nie mam zamiaru z panem rozmawiać o takich rzeczach. Chcę wiedzieć, co musimy zrobić, by wyjść. – dodałam stanowczo, nie wierząc, że naprawdę prowadzę taką konwersację z policjantem. To jakiś absurd. – Może pan się podzielić tą informacją, czy jednak woli pan poczekać jeszcze trochę, aż nawet w pana klitce będzie śmierdzieć rzygami?
Zerknął mimowolnie na posadzkę i skrzywił się mocno. To jakoś mnie nieszczególnie zdziwiło. Sama brzydziłam się tam spojrzeć. Przestąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę i przyszło mi do głowy, że jak na fakt, że mam ochotę zarzucić jeszcze jedną kałużą do kolekcji i, że wszystko mnie napieprza, to trzymam się naprawdę nieźle. Powiedziałabym nawet, że jestem zaskakująco fantastyczna.
Podrapał się po kilkudniowym zaroście i westchnął poddańczo.
- W porządku. Obudź ich jakoś tak, żeby opanowali swoje... odruchy wymiotne i zaraz się zajmiemy wszystkimi papierkami.

Większość była w całkiem znośnym stanie. Chloe nie do końca wytrzeźwiała, więc co i rusz rechotała się jak głupia z całej tej sytuacji, natomiast Gustav był kompletnie nieprzytomny. Znaczy... no miał otwarte oczy. Ale po prostu... skamieniał, że tak to ujmę. Jak gargulec. Tom był kontaktowy i zdaje się, że chyba najwięcej pamiętał, bo bredził coś o jakichś zdjęciach przy fontannie, a to chyba miało coś wspólnego z całym zajściem. Ignorowałam większość, tym bardziej, że Sasha i Georg byli trochę dobici bólem, ale nie sprawiali problemów. Oczywiście w przeciwieństwie do Billa Kaulitza, który zalał się w trupa i zatruł się alkoholem. Pozdrowienia dla tego pana. Nie powiem, że ja byłam święta, czy cokolwiek, ale mimo wszystko ja byłam w idealnej formie w porównaniu do niego. No ale nieważne. Grunt, że zarzygał taksówkę, a przy tym był tak kontaktowy, że przez ponad połowę drogi powrotnej do domu był taki trochę... blady, spocony i martwy. Współczuję kierowcy, bo nie dość, że jego auto zostało kompletnie zasyfione, to na dodatek wszyscy śmierdzieliśmy tak, jakbyśmy urwali się z jakiejś meliny. I naprawdę miałam nadzieję, że nie trafimy do żadnych gazet, bo to, czym sobą reprezentowaliśmy, było jednym wielkim gównem.
Jakoś dotarliśmy do naszej wielkiej chałupy i wszyscy automatycznie rozpierzchli się do swoich pokoi. Prócz mnie i Toma, bo postanowiliśmy pomóc biedaczynie, która konała na wszystkich frontach i gdyby nie wsparcie brata, prawdopodobnie zostałaby w taksówce i tam zdechła.
Zaprowadziliśmy Billa do jego pokoju, gdzie chlusnął na wejściu kolejną porcją wymiocin i jęknęłam błagalnie.
- Jak tak dalej pójdzie, to wyląduje w szpitalu. – wymamrotałam, niemal sapiąc z wysiłku, gdy wreszcie ulokowaliśmy go na łóżku No lekki to on nie był, a wcale nie chciał współpracować. – Trzeba go jakoś...
- Ja tu posprzątam i go przebiorę, a ty idź, weź prysznic i... no wiesz, nie mówię tego, żeby...
- Taa. – przerwałam Tomowi machnięciem ręki. – Za piętnaście minut będę z powrotem z wodą dla niego. – dodałam i zgrabnie przeskoczyłam kolejny dowód zgonu przy drzwiach.
Czy ja już mówiłam, że picie to zło? Szczególnie, kiedy nie zna się umiaru?

To się nazywa relaks po imprezie. Siedziałam na fotelu przy łóżku Billa, kiedy ten leżał tam przykryty trzema kocami. Między nami stała miska świadcząca o zatruciu. A książka w moich rękach świadczyła o tym, że było już po północy i nie chciałam zasnąć. Może i gadałam trzy po trzy, że to idiota, ale mimo wszystko się martwiłam, że gdzieś przez przypadek może się odwrócić nie tak jak trzeba i zadławi się wymiocinami albo gdzieś w międzyczasie zapadnie w śpiączkę, czy się odwodni, czy zamarznie, czy cholera wie co. A bo to wiadomo w jego przypadku? Leżało to to teraz i mimo, że jego oddech z powrotem stał się regularny i jego twarz nie była już trupio blada, ja nie potrafiłam się skupić na tym, co czytam. I nawet nie mogłam się skupić na tym, że byłam głodna i trochę jednak mnie jeszcze mdliło. I miałam nawet wyrzuty sumienia, że nie zawsze pozwalałam mu spać, bym mogła mu podać szklankę z wodą. A to, co było w tym najbardziej popieprzone to to, że ja tak naprawdę chciałam się nim troszczyć. To była dla mnie całkowicie naturalna czynność, bo zawsze otaczałam opieką Oliwię. I mimo, że musiałam sprzątać te resztki z jego żołądka, co doprowadzało mnie do niezłych zawirowań przed oczami, czułam się szczęśliwa i potrzebna. Jaka ja jestem mało wymagająca...
Zapomniałam nawet, że bolała mnie głowa. Autentycznie każdy nerw był nastawiony na Billa i drgałam niespokojnie za każdym razem, gdy tylko się poruszał przez sen. Ale na szczęście nic poważnego się nie działo.
- Natasza...? – usłyszałam nagle i natychmiast zatrzasnęłam książkę, podnosząc znad niej wzrok.Bill nawet nie miał otwartych oczu i nie zmienił swojej pozycji ani na centymetr. A przynajmniej tak wyglądał.
- Chcesz pić? – spytałam, przesuwając się na krawędź fotela, a on westchnął i powoli uchylił powieki, lokalizując mój głos. Ściemniłam lampkę nocną, by nie raziła go po oczach.
- Wydaje mi się, że jeśli teraz się napiję, to ją zaraz wyrzygam, więc lepiej nie. – odparł ochryple. Niezbyt mnie zdziwiło. Jakim cudem kwas, który w kółko przemieszczał się przez jego przełyk, nie wyżarł mu mózgu, to nie miałam zielonego pojęcia. – Która godzina?
Chwyciłam za telefon leżący na szafce nocnej i spojrzałam na wyświetlacz.
- Zaraz pierwsza. Spróbuj jeszcze trochę pospać, co?
- A czemu ty nie śpisz? – zapytał, nie przestając przewiercać mnie swoimi brązowymi tęczówkami. Zrobiło mi się ciepło wokół serca i stara Natasza pewnie chlasnęłaby się z otwartej dłoni w twarz, byle na niego nie patrzeć.
- Nie zasnę, póki się nie upewnię, że nie padniesz.
- Chodź do mnie.
Zmarszczyłam czoło, patrząc na niego spod uniesionej brwi.
- Jesteś ledwo żywy, muszę...
- Chodź do mnie.
- Bill, jestem zaraz obok. Jak się położę obok ciebie, to zasnę. A ja nie mogę zasnąć, póki ty nie będziesz w porządku, jasne? Śpij. – pogładziłam go policzku, a on przymknął powieki. – Dokładnie tak. Jak już będziesz zdrowy, wtedy przyjdę.
Nic więcej nie odpowiedział, a chwilę później jego równomierny oddech sam dał znać, że Bill z powrotem zasnął i napięcie w moim ciele zelżało. Pewnie jeszcze trochę i by mnie przekonał, a potem ja bym zasnęła i co? A jakby on wtedy coś sobie zrobił, czy cokolwiek... nie. To nie był dobry pomysł.
Westchnęłam bezgłośnie i powróciłam do lektury i tak nie wiedząc, o czym ona była.

To nie była dla mnie nowość. To całe czuwanie. Prawdę powiedziawszy, przez dłuższy czas to była dla mnie norma. Nie pamiętam, jakim cudem byłam w stanie skupić się na nauce, by zdawać do następnych klas z czerwonym paskiem. Pamiętam za to dokładnie, jak leżałam w łóżku z szeroko otwartymi oczyma i z mocno bijącym sercem w panice, by ten człowiek nie wszedł do mojego pokoju i nie zrobił mi krzywdy. A w tym samym czasie nasłuchiwałam, czy ten człowiek nie robił krzywdy mojej matce. Albo Oliwii.
Ale tym razem było inaczej. Nie obawiałam się o siebie. I o Billa też nie. To nie był strach. To była zwykła, naturalna troska. I chociaż chciało mi się spać i czułam, że moje oczy są podpuchnięte, szłam w zaparte i po prostu nie spałam. Oddech Billa mnie uspokajał i było w tym coś dziwnego, że ciemność i cała ta sytuacja mnie koiła. Chociaż z drugiej strony, to przecież ja nigdy nie kwalifikowałam się do osób, które są w pełni normalne.
Usłyszałam jakieś mamrotanie po niemiecku i moja książka wylądowała z powrotem na kolanach. Kaulitzowy geniusz właśnie się odkrywał, a jego policzki były zabarwione na różowo. No proszę. W końcu zrobiło mu się za ciepło.
- Chce mi się pić, ale się napiję, jeśli się położysz. – oznajmił mi głosem nie znoszącym sprzeciwu, a ja przewróciłam oczami.
- Nie wykorzystuj moich słabości przeciwko mnie. – prychnęłam i chwyciwszy szklankę z zimną wodą, kucnęłam przy łóżku, by podstawić ją pod nos Billowi. – Pij i przestań narzekać. – dodałam, ignorując kompletnie jego śmieszne rozkazy.
- Nie. Chcę, żebyś...
- Bill, przestań się zachowywać jak dzieciak. Nie zasnę, więc przestań mnie denerwować. Pij.
- Jestem chory, więc...
- Najwyraźniej taki chory nie jesteś, skoro się zaczynasz buntować. – wyburczałam pod nosem, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Więc skoro nie jestem taki chory, to możesz się położyć.
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
- To jakaś kpina. – zaczęłam zrzędzić, podnosząc się z podłogi, by z głośnym jękiem rezygnacji wspiąć się na jego łóżko. – Zadowolony? Pij to, do cholery, i idź spać. – podstawiłam mu pod dziób szklankę, a on zadowolony ją chwycił, by duszkiem wypić wszystko do dna. Przynajmniej widać poprawę. Co w sumie nie powinno być takie zaskakujące, bo było już chyba po piątej, skoro za zasłonami było już całkiem jasno.
- Taka mała dygresja. Czemu masz opatrunek koło lewej piersi? – spytał, a ja poczułam, że zaczyna mi się robić ciepło. Choć nie do końca powinno, bo jestem w stu procentach pewna, że to nie był mój pomysł. Odstawiłam jego szklankę na stół i położyłam się na miękkich poduszkach, nagle odczuwając potężne zmęczenie. W sumie byłam na nogach już naprawdę długo. I nie wiedziałam, ile spałam w tej celi.
- Z tego samego powodu, dla którego ty masz opatrunek na lewym ramieniu. – odparłam, zamykając oczy. Może jednak powinnam się trochę przespać... Chociażby tę godzinkę albo dwie...
Czemu ja się, do cholery, nie przejmowałam tym, że mam tatuaż?!
Ziewnęłam.
- Czy ty mi właśnie próbujesz powiedzieć... Co masz?
- „Whatever it is, whatever it takes” - wymamrotałam, układając się wygodnie.
Nie otwierałam oczu, ale czułam, że się uśmiecha, a to sprawiło, że i ja się uśmiechnęłam i z lekkością oddałam się objęciom Morfeusza.

W gazetach i w internecie ukazały się nasze zdjęcia akurat spod klubu dla gejów. Nie twierdzę, że to złe, bo lepsze to, niż zdjęcia spod więzienia, ale sądzę, że lepiej by było, jakby żadne zdjęcia się jednak nigdzie nie znalazły. Tym bardziej, że mimo wszystko takie rzeczy szkodzą wizerunkowi. Znaczy... w ich przypadku gejowski klub raczej nie zaszkodził, więc...
Tak czy siak, szybko przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Z resztą i tak miałam ważniejsze rzeczy na głowie jak rozpoczęcie nauki na nowej uczelni. Szczerze powiedziawszy, nie przeżywałam tego tak jak dziewczyny, bo ja zdawałam sobie sprawę, że nie muszę być powszechnie lubiana i akceptowana, by się zaklimatyzować. Wystarczyły mi Chloe i Sasha jak zawsze.
Gdzieś wtedy zaczęły się nieudogodnienia. Załoga TH zawsze miała w trakcie wakacji wolne, by wiele miesięcy poświęcić na swoją karierę, w związku z tym ostatnimi czasy więcej ich nie było, niż byli. Byłam w stanie to zrozumieć i to na pewno było lepsze, niż zeszły rok, kiedy nie widziałam ich tak długi czas, ale... to, co było między mną, a Billem, było świeże. I chyba potrzebowało więcej, niż kilka godzin w tygodniu, by się ustabilizować. A on zaczął wracać do domu późno w nocy, czasami nad ranem ze względu na przesiadywanie w studio. Musiałam to zaakceptować. Ale nie znaczyło to, że to lubiłam. Ciężko było mi się przyznać samej przed sobą, ale ja naprawdę chciałam go mieć na wyłączność. I to nie było to, że byłam egoistką. Po prostu czułam, że potrzeba było jeszcze mnóstwo czasu, by się poznać. Chciałam go poznać bardziej, chciałam... To było do mnie zupełnie niepodobne. I byłam na siebie za to wściekła. I to było tak cholernie frustrujące. Jakieś pieprzone badziewie rozrastało się wewnątrz mnie i zżerało mnie od środka. Tylko i wyłącznie dlatego, że mieszkaliśmy razem, a widzieliśmy się tak krótko. A potem unosiłam się dumą i o. I wychodziła z tego kłótnia.
- Najwyraźniej twój genialny rentgen, który prześwietlał mi mózg na wylot, się przeterminował i nie działa. – prychnęłam, usilnie próbując udać, że jestem zajęta i piszę coś zawzięcie w Wordzie. Jasne, że tak. Jakieś bezsensowne bzdury po polsku, których on nie mógł zrozumieć. Ciśnienie mi tak skoczyło, że aż dudniło mi w uszach. A dlaczego? Bo on chciał koniecznie się dowiedzieć, co jest ze mną nie tak, że od paru dni się praktycznie do niego nie odzywam.
- Przestań, masz więcej rozumu, by posługiwać się takimi prymitywnymi tekstami. Co jest?
- Kaulitz, nie drażnij mnie. Nic mi nie jest.
I tak piłeczka odbijała się od jednej strony w drugą i nie zdążyłam się zorientować, gdzie próba spławiania go przemieniła się w ostrą wymianę słów z takim efektem, że po drodze się rozbeczałam jak pięciolatek. To już był trzeci miesiąc, gdy widywaliśmy się tak cholernie rzadko i opanowała mnie tak wielka tęsknota, że aż mnie to wkurwiało i autentycznie miałam dość tego, że nie miałam na nic wpływu. On miał moje życie w swoich rękach. A przysięgłam sobie, że nikt nigdy mi go nie odbierze. Nie wiedziałam co się działo. W jednym momencie chciałam tylko odsunąć to od siebie, a w drugiej to mnie zgniotło tak, że ledwo mogłam oddychać.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam niemal piskliwym głosem, próbując opanować potoki łez, które jak na złość, spływały jeszcze bardziej, dławiąc mnie i krztusząc. Chciałam uciec, a wtedy zjawił się kolejny znak na to, że Bóg nie istnieje. Zadzwonił mój telefon i zastygłam w bezruchu, gdy wibrująca komórka wydała z siebie dzwonek, który miałam ustawiony tylko na jedną osobę. Która miała wybrać mój numer tylko w krytycznych sytuacjach.
Oliwia.
Rzuciłam się na łóżko rozgorączkowana, by jak najszybciej odebrać i sprawdzić co się stało. Nacisnęłam zielony guzik i przytknęłam słuchawkę do ucha.
- Oli? – spytałam niespokojnie, zdławionym głosem, unikając zdenerwowanego wzroku Billa, który ciągle stał w rozkroku w bojowej pozie. Gotowy, by zaatakować.
- Natasza. – usłyszałam jej cichy i napięty głos i ogromna gula stanęła w moim gardle, a oczy rozszerzyły się. Niech tylko tego nie mówi. Błagam, niech tylko tego nie mówi!...  – He’s here.

><><><><><><><><><><><

I to by było na tyle :)

7 komentarzy:

  1. Jak zwykle musisz wszystko komplikować -.-"
    I zrobiło mi się przez Ciebie niedobrze, fajnie. Schudnę. To będziesz mogła sobie to zarzucać, żem chudsza... ;x
    I pragnę zauważyć, że zatrucie alkoholowe aż tak straszne nie jest. lol coś na ten temat wiem
    I nie napiszę Ci nic długiego bo nie mam pomysłu. ELO.
    No. To teraz Natasza weźmie się zawinie, pojedzie do Oliwi. Zapewne z Billem i zrobi za superbohatera i jeeeheeej!
    No i tyle. Mój mózg jest kompletnie wyprany z wszelakich pomysłów.
    Dziękuję, dobranoc.

    Btw. Ty nie umiesz pisać? Weź ty się pierdolnij w czółko >.<

    ♥ u

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko się fajnie układało, a tu BUM... Znowu kłopoty... Pisze nexta jak najszybciej :P

    OdpowiedzUsuń
  3. eh znowu problemy m kłopoty kłótnie eh ;/ nie ładnie

    OdpowiedzUsuń
  4. hm interesującą rozmowę przeprowadziła Nataszka z tym policjantem... zastanawiam się czy będziemy mogły o nim jeszcze poczytać:) i na dodatek sytuacja z Billem zaczyna się komplikować, a totalną bombą było dorzucenie na koniec (jakżeby inaczej) wiadomość o powrocie zmory jej życia... czekam czekam na następny:)

    D.

    OdpowiedzUsuń
  5. to wszystko co piszesz jest tak ciekawe i inne, że jeszcze nie skończę czytać jednego, nowego odcinka, a już czekam na następny ; )
    nie wiem jak Ty to robisz, ale potrafisz stworzyć magiczny świat, nawet jeśli pełno w nim prawdziwego życia, czyli kłótni, zwątpienia i nerwów.
    tak sobie właśnie pomyślałam, że za długo był spokój, więc komplikacje w postaci "ojca" pewnie dodadzą akcji. i pytanie tylko czy będzie miał kto Nataszy pomóc, i czy ona właściwie na to innym pozwoli, bo powrót do przeszłości może zaprzepaścić wszystkie te pozytywne i wesołe zmiany w jej życiu.
    także czekam już na kontynuację ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Odcinek jak zawsze super. Teraz pewnie zacznie sie cos dziac, bo za duzo spokoju i harmonii w zyciu Nataszy to chyba niemozliwosc... Jestem ciekawa co teraz sie wydarzy i jak sie to potoczy.
    Ann

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze świetny odcinek i jak zawsze czekam na kolejny moja Ty utalentowana bestio :)
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D