Nie chce mi się jakoś szczególnie czekać na wieczór czy sobotę, to dodam teraz XD
><><><><><><><><><><><
Bill lubował
się w robieniu rzeczy po swojemu. W większości przypadków nie liczył się ze
zdaniem innych, choć koniec końców i tak wychodziło na to, że jego pomysły były
najbardziej trafne. To nie była kwestia zawyżonego ego (które miał i nie
widział powodu, by się z tym kryć). Po prostu on przeżył zbyt wiele i widział
zbyt wiele, by mylić się w swoich osądach.
Rzecz zmieniła
się, choć znowu nie aż tak bardzo, gdy poznał piękną (po niestety dłuższej
chwili kontemplacji) brunetkę. Nie dość, że pierwszy raz się pomylił (i to z
jak wielkim skutkiem!), to na dodatek wpadki piętrzyły się jak warstwy kurzu na
strychu, którego nikt nie sprzątał od już nie wiedział jak długiego czasu. Tak
czy inaczej, ustanowił sobie teraz nowy plan, którego miał zamiar się trzymać.
Wiedział oczywiście, że gdy chodzi o jego dziewczynę (tak, cholernie samcza
duma sprawiała, że ciągle zacieszał się jak mysz na widok sera)(bądź też kot na
widok śmietanki)(jakkolwiek dziwnie to brzmi), plan może co jakiś czas zmieniać
kurs i liczył się z tym, że w międzyczasie kilka razy zderzy się z radości ze
ścianą, jednakże...
Był niemal w
stu procentach pewien, że właśnie dzisiaj będzie się rozkoszował widokiem
Nataszy w sukience!
Przybył prawie
pół godziny przed potencjalnym przyjściem swojej partnerki i czekanie uprzyjemniał
sobie wyobrażaniem załamanej dziewczyny, czytającej jego krótki liścik.
Zachichotał
dziko. Wiedział, że zrobiłaby wszystko, by móc założyć pieprzone spodnie, więc
dodał wzmiankę o strachu, którego tak notorycznie się wypierała. No przecież
teraz nie pokaże, że się boi i na pewno założy sukienkę, na której widok pewnie
zrobi mu się ciasno w spodniach. Nieważne. Nie rzuci się na nią, choćby miało
od tego zależeć jego życie. Nie no dobra. Bez przesady. Całe szczęście, że jednak
nikt go nie szantażuje. Nie, nie rzuci się na nią.
Miał cały rok
na wyćwiczenie swojej wstrzemięźliwości Jakkolwiek by nie było, przez dziewięć
miesięcy zachowywał się jak eunuch to, do cholery, może przetrwać w takim
stanie jeszcze...
Boże, niech to
będzie mniej niż miesiąc, bo oszaleje!
Nie. Nie, nie,
nie. Czerpał samą przyjemność i satysfakcję z polowania. Tym razem powinno być
tak samo, a jednak wszystko było kompletnie wyrwane spoza szablonu. Tym
bardziej, że ona zachowywała się na tak, jak powinna. Nie, żeby mu to jakoś
szczególnie przeszkadzało, ale miał problem ze zrozumieniem, dlaczego ona tak
chętnie reaguje na jego dotyk. Najgorsze było to, że pewnie zaskoczy go w
najmniej odpowiednim momencie i robiąc mu nadzieję, zgasi go jak zdeptanego
niedopałka.
A teraz pewnie
wbił sobie gwóźdź do trumny tą sukienką. Świetnie.
Ale nie może
jej pozwolić, by przez całe życie kisiła się w długich rękawach i jeansach,
prawda? I pomijał fakt, że samiec pełen pychy chciał się chwalić na prawo i
lewo swoją kobietą. No bo komu to przeszkadzało? Na pewno tym, co ją zobaczą,
ha!
A jeśli miał
ją nauczyć pokazywania swojego ciała, to mógł zacząć już na początku, prawda?
Im szybciej się ze sobą oswoi, tym lepiej dla niego... ekhem, dla niej.
Nie, nie był
znowu aż taki samolubny. Znaczy był, ale przecież jedno łączyło się z drugim,
prawda? Idealne zatoczenie koła. Sprawianie jej przyjemności sprawiało
przyjemność jemu i na odwrót. Miał nadzieję, że na odwrót też tak było. I miał
nadzieję, że ona to zrozumie, bo gorzej, jeśli będzie myślała, że on robi to
wszystko dla siebie.
Odetchnął i
rozejrzał się wokół. Uwielbiał tę restaurację. Osobne pomieszczenie, które
zarezerwował, było chyba największym wyeksponowaniem romantyzmu, jaki
kiedykolwiek widział. Białe, półokrągłe kanapy z przerzuconymi przez nie
miękkimi narzutami i kominek nadawały pokojowi poczucie wygody, a rozrzucone
płatki róż po białym dywanie, na którym stały gdzieniegdzie świece sprawiały,
że po głowie hulały mu naprawdę bezwstydne myśli. Wróć. Po jaką cholerę wybrał
to miejsce?! I na dodatek to przydymione światło! Świece! Pieprzone świece były
wszędzie, nawet na stoliku!
Dobra, uspokój
się, Bill. Pamiętasz o swojej wstrzemięźliwości, którą tak stosowałeś przez tyle
miesięcy? Tak? To pamiętaj o niej dalej i gdy twoja dziewczyna (o tak, właśnie
tak) już tu wejdzie, ustaw się tak, by nie widziała twojej radosnej ekscytacji na jej widok.
Żeby ona to
chociaż zrozumiała. Phhh. Jasne. Może po prostu zamknie oczy, jak ona
wejdzie...
Wykrzywił
wargi w sardonicznym uśmiechu. W taki sposób to musiałby zasnąć, bo chyba nic
innego go nie powstrzyma od patrzenia na nią. No chyba, że... dobra, dobra,
daruj sobie kolejne wywody, co cię powstrzyma, a co nie. Po prostu pamiętaj, że
masz się na nią nie rzucać, a reszta jakoś pójdzie...
Wstrzymał
oddech, gdy klamka poszła w dół i na jego twarz już wpełzał firmowy
tajemniczy... szlag. To tylko kelner. Co prawda całkiem niezły kelner, ale mimo
wszystko ciągle pozostawał kelnerem, co automatycznie wykluczało go z listy
osób podziwianych. Może i był gwiazdą światowego formatu i wiedział, że gdyby
chciał, mógłby sukcesywnie zaciągnąć go do pobliskiej łazienki, ale gdy był w
stałym związku, nie zdradzał. Ot co. Z resztą. Na cholerę mu kelner, kiedy miał
Nataszę? Litości. Kelnerek się do niej nie umywa. Nie, żeby ktokolwiek miał
przy niej szanse, phi! Bill Kaulitz ma gust i to wiadomo nie od dziś.
I tak, ma.
Znajdźcie takiego drugiego Louisa. W swoich lepszych czasach był wszystkim
czego potrzebował. Choć z drugiej strony najwyraźniej nie żądał niczego innego
prócz poczucia bliskości i seksu... hmm...
Tak czy
inaczej – dorósł i potrzebuje teraz więcej. A w tym momencie jego największą
potrzebą było dawanie samego siebie, co – jak na niego – było dość dziwne i
było wyrazistym dowodem na to, że nadaje się do poważnego związku. Szczególnie,
gdy zakochał się w Nataszy. A to wyjaśnia wszystko i jeszcze więcej. Nie
znajdzie nikogo innego tak skomplikowanego i tak potrzebującego uwagi jak ona.
- Myślałam, że
umarłeś, ale twoje powieki mrugają, więc zwątpiłam.
Poderwał się z
kanapy tak gwałtownie, że przywalił efektownie nogą w stolik, omal go nie
wywracając i przeklął siarczyście. Kto postawił tu to pieprzone żelastwo?!
Akurat w momencie, gdy ona weszła do środka i patrzyła... spojrzał i przestał
oddychać.
Niech go
diabli wezmą, to przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania!
Zatrzepotał
bezmyślnie oczami, stwierdzając, że to niemożliwe, by sobie ją wyobraził w taki
sposób. Była zbyt idealna, a on jego kreatywność zdecydowanie miała swoje
granice.
- O ja pierdolę...
– wymamrotał, chłonąc obrazek jak narkoman na głodzie. Nawet nie potrafił
zdecydować, na której części jej ciała ma się zatrzymać dłużej! Bill Kaulitz ma
gust! Jeszcze jak! Trzy razy „tak” dla tej pani!
Zadygotał,
usilnie starając się nie wgapiać w jej piersi. Co on najlepszego zrobił? Nic
nie widział, a i tak się ślinił! Nie rzucaj się na nią, nie rzucaj się!
Zamrugał
oczami, zdając sobie nagle sprawę, że ona patrzy na niego ze zmarszczonym
czołem. Świetnie. Ona wywarła na nim takie wrażenie, że pewnie będzie się po
nocach onanizował z jej imieniem na ustach (nie, żeby nie robił tego
wcześniej)(kurwa! Przyznał się!), a ona?...
Chyba się
dusiłam. Wydaje mi się, że się dusiłam i nie byłam pewna, co było tego powodem.
Albo nadmiar śliny, albo serce w gardle, albo... nie! To zdecydowanie było
serce, bo zaschło mi w ustach. Kurwa. Ja pierdolę. KURWA!
Pomijam płatki
róż i te pieprzone świece! To było złe! Patrzyłam na Billa w białej, rozpiętej
pod szyją koszuli i już z daleka czułam jego zapach, który mi kazał podejść
bliżej i Boże! Czemu ja stałam w miejscu?! A co najważniejsze – czemu chciałam
się na niego rzucić?! Przecież już go widziałam w podobnej wersji w zeszłym
roku... niech mnie szlag. Teraz to ja mogę podejść i się na niego rzucić, co mi
tam!
Nie zdążyłam
zrobić ani kroku. To Bill podszedł do mnie i bezceremonialnie wpił się w moje
usta, aż mimowolnie zamruczałam jak kotka. Dzień dobroci dla tej pani dzisiaj,
jak widzę.
Chwyciłam go
za poły koszuli i przyciągnęłam bliżej siebie, nie do końca rozumiejąc, co
wyprawiam. Ale to nieważne. Moje ciało chciało jego bliskości, a moje usta
pożerały jego usta i zrobiło mi się nieprzyzwoicie gorąco i czułam się
obłędnie. A potem jego dłonie znalazły się wszędzie i jęknęłam głośno pomiędzy
jego wargi. Boże, to było ponad moje zdolności logicznego rozumowania. Może to
i lepiej. Jego usta były zbyt idealnie wykrojone, by w ogóle zwracać uwagę na
myślenie.
- Ugh! –
sapnęłam głośno, gdy jakimś niezbadanym cudem wylądowałam na jednej z kanap. –
Bill... – zaczęłam, ale on znowu zaczął mnie całować i znowu przestałam myśleć.
Jego skóra parzyła moje opuszki i cholernie mnie to fascynowało. Jakimś
pokrętnym sposobem moje dłonie znalazły się pod jego koszulą, badając nowe
obszary gorącego ciała i jego prawa ręka zniknęła pod sukienką, gładząc moje
udo i nagle BACH! Głowa Billa przywaliła z impetem obok mojej w kanapę.
- Nataszaa...
– jęknął bezradnie, a mi zrobiło się jakoś tak... niestosownie miło na duszy.
Jakaś taka satysfakcja. Choć nie wiedziałam dlaczego. – Jakim prawem ty
wyglądasz tak, jak wyglądasz?...
- Sukienka
jest ładna, dziękuję.
- Ciężko mi
teraz się z tym zgodzić, bo chcę ją z ciebie zerwać.
Moje policzki
podejrzliwie rozgorzały czerwienią. O Boże, on znowu mówi mi takie rzeczy, a
mojemu ciału się to podoba. Mój mózg spartaczył walkę. Partaczy wszystko od
dwóch dni, a moje ciało ma to gdzieś i jest mu dobrze. Jestem chora, powiadam.
- Sasha
mówiła, że jest droga, więc...
- Nie kuś
losu. – jego nos znalazł się niebezpiecznie blisko mojej szyi i usłyszałam, jak
wciąga powietrze. – Pachniesz kokosami... Natasza... – w jego głosie znów
pojawiła się bezradność zabarwiona czymś nowym, sprawiającym, że brzmiał tak,
że wzdłuż ciała przeszły mi ciarki. – Żebyś ty wiedziała, jak bardzo cię
pragnę... do cholery, chcę cię tak bardzo, że to aż boli. Bardzo dosłownie. –
zastygłam w bezruchu, nagle stając się bezlitośnie świadoma tego, jak niewielka
granica dzieli nasze ciała. O Matko Boska, co się tu właściwie dzieje? – Nie
potrafię nawet przywitać się z tobą w cywilizowany sposób, tylko od razu się na
ciebie rzucam, chociaż przez pół godziny wmawiałem sobie, że tego nie zrobię
i... – westchnął i poprawił się na łokciach, by spojrzeć na moją zburaczałą
twarz. – Nie bój się, Natasza. – uśmiechnął się do mnie uspokajająco. – Mówię dużo
rzeczy, ale nie zrobię niczego wbrew twojej woli, obiecuję. – cmoknął mnie w
policzek, a zdenerwowanie, jakie mnie przed chwilą ogarnęło, zelżało odrobinę.
– Po prostu mam taki... – urwał, przez dłuższą chwilę obserwując mnie w ciszy.
Do cholery, powinnam dostać Nobla wraz z dniem, gdy zrozumiem, co siedzi w jego
głowie. A do tego czasu ktoś mógłby mi podać środki uspokajające. – Musisz mi
wybaczyć, Natasza. Jestem tylko mężczyzną. – wzruszył ramionami. – Jak myślisz,
byłabyś w stanie zostawić dla mnie nawyk zakładania długich rękawów i spodni?
- Żebyś się na
mnie notorycznie rzucał?
- Tak.
Ja pierdzielę,
ten to potrafi sprawić, że brak mi słów. Ja tu się staram przekierować rozmowę
na weselszy ton, choć mam z tym niemały problem, bo on ciągle nade mną wisi i
jest mi cholernie gorąco i po głowie ciągle mi chodzi myśl, że jest coś
podniecającego w tym, że moja szminka jest na jego ustach, a on ma to daleko i
szeroko. Świetnie, widzę, że się doskonale rozumiemy.
- Więc
myślisz, że mogłabyś... – nie czekając, aż dokończy absurdalną propozycję,
uniosłam się do góry i starannie zlizałam z niego szminkę , aż zapowietrzył się
głęboko. – Natasza, ja...
- Jasne. –
odparłam nieprzytomnie, rzucając się w wir eksplorowania jego ust. Pomijam
fakt, że całowanie go doprowadza mnie do skrajnego szaleństwa. Ale jego
mruczenie sprawia, że kompletnie mi odbija!
Jakiś czas
później, gdy wspólnie stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni i należy zaprzestać
całowania, zanim coś wymsknie się spoza kontroli, zasiedliśmy w końcu do
kolacji. I gdy przynieśli nam sałatki i wino, by zabić nimi oczekiwanie na
główne danie, atmosfera nagle zmieniła się w bardzo nie-tandetny romantyzm z
potrzeby rzucania się na siebie jak zdziczałe zwierzęta. Poczułam się kobieco,
choć nie do końca wiedziałam dlaczego. Pewne było to, że ukradkowe spojrzenia
Billa, kiedy udawałam, że jestem zajęta jedzeniem, sprawiały, że było mi nieprzyzwoicie cudownie. Nie trwało to jednak długo. A szkoda.
- Powiedz mi
coś. – odezwał się po dłuższej chwili ciszy przerywanej szczękiem sztućców.
Podniosłam wzrok z talerza i posłałam Billowi pytające spojrzenie. – Pomijam
fakt, że jesteś mi ciągle winna ten masaż, ale czemu wtedy uciekłaś?
Kawałek
sałatki ugrzązł mi w gardle i zrobiłam się tak czerwona, aż poczułam, jak moje
policzki wybuchają ogniem. Osz w dupę! Nie miał o co pytać?! Jest tyle tysięcy
tematów do omówienia, a on akurat wybrał ten?! FUCK!
Zamrugałam
oczami, z trudem zmuszając mięśnie do przełknięcia pokarmu i wysiliłam się na
coś na kształt głupiego uśmieszku. Choć założę się, że cała moja osoba
wyglądała w tym momencie jak kretynka.
I co ja mam mu
powiedzieć?! Że się na niego napaliłam,
czy co?! Oh, cholera, niech mnie kto stąd zabierze!...
- E... –
zaczęłam elokwentnie, próbując na szybkiego wymyślić jakiś sposób, by porzucić
temat. – Ten masaż mogę ci zrobić jutro nawet, jeśli chcesz... – umknęłam przed
jego rozbawionym wyrazem twarzy, czując się jak żałosna karykatura człowieka.
Boże, co za żal i ubóstwo przedstawia moja inteligencja. Aż się w głowie nie
mieści.
- A dlaczego
nie chcesz mi powiedzieć, dlaczego uciekłaś? – spytał powoli, przysuwając się
do mnie bliżej, aż ciśnienie skoczyło mi do dwustu. Zabierzcie tego człowieka
ode mnie! Proszę! Ja naprawdę bardzo proszę!... – Natasza. – rzucił lekko,
chwytając mnie za podbródek, by odwrócić mnie do siebie. O Boże, motylki znowu
zaczęły fruwać gdzie popadnie! Opanujcie się, do cholery! Ja wam niczego złego
nie zrobiłam, byście mnie tak katowały! Niech mnie! Ale on jest... piękny. Ja
pieprzę, ale on jest piękny. I te brązowe oczy okalane ciemnymi rzęsami, które
patrzyły na mnie z czułym rozbawieniem... przez nie czułam, jak miękną mi
kolana, do cholery. Z tym facetem coś było nie tak, no! Jakim prawem on tak
wyglądał?! – Przestań tak na mnie patrzeć, bo nie mogę się skupić na zadaniu ci
pytania. – gdybym mogła, zaczerwieniłabym się jeszcze bardziej. Ale stety i
niestety dla mnie, było to kompletnie niemożliwe. Chciałam się spytać o sposób,
w jaki na niego patrzę, ale zaschło mi w ustach. Bill Kaulitz mnie kiedyś sobą
wykończy. – A no tak. Więc dlaczego nie chcesz się przyznać, że dotykanie
mojego ciała cię podnieca? – zastygłam w bezruchu ze wzrokiem utkwionym w jego
ustach, które wygięły się w jakimś dziwnym uśmieszku, od którego gwałtowne
zawirowania z brzucha przeniosły się piętro niżej i... o ja pieprzę. Czyli
wiedział! Kurwa!...
- To nie
tak... – zaprotestowałam słabo, nie do końca wiedząc, co miałam na myśli, bo
szczerze powiedziawszy, w mojej głowie zionęło pustką. Ale chciałam chociaż
odrobinę brzmieć tak, jakby mój umysł był w stanie wyprodukować cokolwiek
koherentnego. Bill uniósł mój podbródek wyżej, aż nasze oczy mimowolnie się
spotkały i przeszyły mnie dreszcze.
- Jest
dokładnie tak, jak powiedziałem, Natasza. – oznajmił mi stanowczo i wstyd
ogarnął mnie kompletnie. Mówiłam, że mnie wykończy, tak?... Nie, nie myliłam
się w ogóle. – Nie wypieraj się czegoś tak naturalnego, bo raz, że ja i tak
wszystko widzę, a dwa, że chcę słyszeć, co myślisz. – jego kciuk z rozmysłem
przejechał po mojej dolnej wardze i westchnęłam cicho ze zrezygnowaniem. – Chcę
wiedzieć, co czujesz, by wiedzieć, jak powinienem się z tobą obchodzić. Musisz
przyznać, że to nie jest łatwe zadanie. – mrugnął do mnie, a ja automatycznie
się uśmiechnęłam. – Więc? Podobają ci się moje plecy, co?
Parsknęłam
śmiechem, na powrót zapadając się w różową chmurkę, odgradzającą mnie od
rzeczywistości. Albo hmm.. inaczej – chmurka po prostu sprawiła, że rzeczywistość
nabrała O WIELE większej wartości.
Trzymanie
kogoś za rękę jest dziwne. Właściwie nie, źle to ujęłam. To Bill trzymał mnie
za rękę, a ja byłam zbyt oszołomiona emocjami, by oponować. Nie twierdzę, że
gdyby było inaczej, nie chciałabym, żeby mnie trzymał.
Niemniej
jednak, co jakiś czas nachodzą mnie dziwne refleksje i tak było także tym
razem, kiedy wędrowaliśmy sobie wzdłuż brzegu oceanu w Santa Monica. Całe
szczęście, że było ciemno i nikt (tak, to głównie tyczy się tego, co mnie tak
za rękę trzyma) nie widział mojej głupiej miny. Byłam idiotycznie zadowolona. A
przez to, że miałam ciągły kontakt z jego ciałem, wypełniało mnie cała
mieszanka pozytywnych myśli i uczuć.
Czułam się
bezpiecznie. Dłoń, która była spleciona z moją dłonią, dawała mi odczuć, że
jest silna i że mnie obroni w razie niebezpieczeństwa. Ponadto była ciepła, ale
z drugiej strony było w niej coś, co jej właściciel dawał mi odczuć ostatnimi
czasy wystarczająco często, by to zrozumieć.
On nade mną
górował. I to nie w tym złym sensie. To było tak, jakby on przejął kontrolę,
ale tylko i wyłącznie dlatego, że ja tego potrzebowałam. To było logiczne,
prawda? Wziął sobie na karb, by rozeznać mnie w swoim położeniu, kiedy ja byłam
głupiutką dziewczynką i nie wiedziałam co i jak. W sumie mi to nie
przeszkadzało, bo to była naprawdę miła przerwa od walki samodzielnie. A on
chyba potrzebował dominować. Tylko dziwne było to, że czułam to przez jego
dłoń.
Tak czy siak,
było mi dobrze. Co jakiś czas jego kciuk pieszczotliwie gładził mój kciuk i świadomie,
bądź też nie, przesyłał mi elektryczne impulsy wzdłuż kręgosłupa. Wiatr
rozwiewał moje rozpuszczone włosy i miałam to gdzieś, że sytuacja była żywcem
wyrwana z taniego romansu. Jeśli właśnie tak to miało wyglądać, mogłam być
królową tandety, a i tak mnie nikt od tego nie odsunie.
To był dobry
pomysł, by na trochę odciąć się od domu, gdzie wszyscy chcieli wszystko
wiedzieć. Poznałam Billa od innej strony, która do tej pory była mi nieznana. I
wiedziałam, że moje serce wybrało dobrze. A prawdę powiedziawszy, to chyba
lepiej trafić już nie mogło.
><><><><><><><><><><
Topię się w cukierkowych wymiocinach junikorna trololololo xD