Moje gardło ist kaputt.
Po strzelaniu mam żółto-fioletowego siniaka.
Nie mam weny.
Zaczęłam słuchać brytyjskiego boysbandu.
Odcinek sucks.
Dodaję dzisiaj, bo jutro idę strzelać, muahahahaha!
(pewnie znowu będę miała siniaki wielkości pięści o_O)
Dodaję dzisiaj, bo jutro idę strzelać, muahahahaha!
(pewnie znowu będę miała siniaki wielkości pięści o_O)
I może oszalałam, że to tu wklejam, ale
13211768 - jak ktoś chce być powiadamiany, to niech do mnie pisze ^ ^
13211768 - jak ktoś chce być powiadamiany, to niech do mnie pisze ^ ^
><><><><><><><><><
Mogę się zabić?...
- Że co ty powiedziałaś? - Sasha spojrzała na mnie z wybałuszonymi oczyma. - Że w Billu? Że w tym Billu?
- To kurwa nie jest śmieszne! - prychnęłam, czując jak gorączka zalewa moje policzki. - Kurwa... - jęknęłam głośno, ledwo panując nad kierownicą i nad tym, że w ogóle się ścigam. - Kurwa, nie słyszałaś tego i nigdy wię...
- To tym bardziej musisz przegrać! - wrzasnęła nagle, aż mną zarzuciło.
- Ty kretynko, weź się uspokój, jeśli chcesz przeżyć, do cholery jasnej! - zawarczałam, próbując ogarnąć, gdzie mam jechać. Kaulitz wyprzedzał mnie o kilkanaście centymetrów i to w żadnym przypadku nie było zabawne. Wszystko przez tą...
- SASHA! - ryknęłam, gdy ta chwyciła kierownicę i skręciła nią w prawo.
I potem wszystko działo się jak w filmie. Przez śliską nawierzchnię auto wpadło w poślizg. Próbowałam to naprawić, ale już dawno było za późno na takie rzeczy. W uszach brzęczał mi pisk Sashy i jedyne co mi przychodziło wtedy do głowy, że powinnam zamknąć oczy, by nie widzieć co spowoduje moją śmierć.
I potem mocny wstrząs.
I moja głowa z impetem uderzyła w szybę, a zewsząd wybuchnęły poduszki powietrzne.
Ciemno.
Tak cholernie ciemno.
- Uh, cholera... - wyjęczałam, nie mając siły się ruszyć. Jakaś dziwna ulga zalała moje ciało, gdy zdałam sobie sprawę, że przestałyśmy się obracać jak na karuzeli.
I zaraz potem zauważyłam, że Sasha milczy.
Czemu tylko jest tak ciemno?..
- Żyjesz? - wymamrotałam, mrugając oczami, by odpędzić to coś. Kurwa... nie panikuj. Nie panikuj. - Sasha! - wydusiłam, czując silne zawroty głowy, choć w ogóle się nie ruszałam.
Dźwięk podobny do skomlenia mnie uspokoił. Pozostało tylko czekać na zesłanie światłości, a potem się zabić za zniszczenia jakie zrobiłam na BMW. A potem zabiję Sash, skoro żyje.
- Kurwa, co my teraz... - gwałtowne otworzenie drzwi niemal spowodowało, że wypadłam z samochodu, ale wtedy ktoś mnie schwycił.
- Skoro, do kurwy nędzy, nie umiesz jeździć, to po jaką cholerę się w to pakowałaś, ryzykując jeszcze życiem Sashy?! - coś ryknęło mi nad uchem i prawie jak na zawołanie, pieprzona jasność powróciła.
No nie.
- Puść mnie. - złapałam się za twarz, przecierając ją jak w zwolnionym tempie. O matko. Ale mi się kręci w głowie.
Bill Kaulitz jednak najwyraźniej za nic miał sobie fakt, że mnie podtrzymuje. Wolał sobie pohisteryzować.
- Mogłyście zginąć! Czy wy zdajecie sobie sprawę, jak blisko byłyście tej... tego czegoś, co ta koparka ma?!
Czułam się tak, jakby to był rozkaz, więc posłusznie podniosłam wzrok i nagle ogarnęłam, gdzie byłyśmy.
Uderzyłyśmy w tą cholerą koparkę i nie wiem jakim cudem, ale jej łyżka była dosłownie kilka centymetrów od przedniej szyby. Te parę centymetrów i moja głowa wylądowałaby na tylnym siedzeniu.
Albo w ogóle nic by z niej nie zostało.
- Oh.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?! - usłyszałam głos Toma, zwiastując kolejną histerię. - 'Oh'?! Co to było?! Wszystko w porządku?!
Zerknęłam na Sashę, która najwyraźniej popadła w otępienie na rzecz łyżki. Chociaż z nią było w porządku.
- Muszę wyjść. - oznajmiłam i wywlokłam się na ziemię, starając się utrzymać w pozycji choć trochę przypominającą pionową. - O matkoooo... - obraz prawie wirował mi tak jak podczas tych obrotów, jakie wykonywała głupia beemka. O matko. Zabijcie mnie, to uczucie jest paskudne.
- Sasha, żyjesz? - Bill okrążył samochód i otworzył boczne drzwi. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam lewy bok.
- Gustav mnie zabije. - zauważyłam trzeźwo.
- No chyba zwariowałaś! - parsknął Tom. - Zamiast się cieszyć, że żyjesz, to ty wyskakujesz z tym, że Gustav będzie się wściekał, no chyba!... No kurwa!... - i zaczął coś pieprzyć po niemiecku. Zapewne przeklinał. No cóż...
Sasha wyszła z samochodu, jakby nic się nie stało, co w sumie przewidywałam. Zdaje się, że tylko ja przyjebałam w szybę. To dobrze.
- Krwawisz! - wskazała na mnie palcem. Cóż. Najwyraźniej odzyskała też mowę. To dobrze.
Podeszła do mnie wraz z Billem. Oboje gapili się na moją głowę, jakby widzieli w niej coś strasznego.
Oh!
- Serio? - pomacałam się i syknęłam, a zawroty nagle zwiększyły na sile. Chciałam spojrzeć na dłoń i nagle pojawiły się trzy. - Ooo... - wyciągnęłam drugą rękę i uśmiechnęłam się szeroko. - No to łącznie z nogami to jestem jak ośmiornica. Osiem macek, hehehe. - zachichotałam i zrobiło mi się czarno przed oczami.
Jeszcze zanim otworzyłam oczy, wiedziałam już, że jestem w szpitalu. Całkiem proste - w przeszłości bywałam zbyt często w takich miejscach. Najwyraźniej mam alergię.
Zmusiłam się do uchylenia powiek i zarejestrowałam trzy ważne rzeczy. Pierwsza to oczojebna biel ścian, która bolała za każdym razem, druga to Gustav siedzący na krześle obok mojego łóżka i trzecia to fakt, że oprócz nas nie było nikogo.
- A więc powróciłaś do rzeczywistości. - uśmiechnął do mnie perkusista, a mi automatycznie przypomniało się, co się stało przed moim efektownym omdleniem.
- O matko... - wyjęczałam, próbując chwycić się za głowę. Ale wtedy dotknęłam rany, zasyczałam, niczym wąż i zdecydowałam, że przestanę się ruszać. - O matko... Przepraszam za BMW...
- Najwyraźniej wcale nie bredziłaś o tych uszkodzeniach, jak myślałem. - Gustav parsknął śmiechem. - Sasha mi powiedziała, że to nie była twoja wina, więc przestań pierdolić głupoty. - spojrzał na mnie jak na kretynkę. - Jedyne, co się teraz liczy, to to, że obie wyszłyście z tego cało. - gdy zauważył mój wzrok mówiący 'spójrz debilu, gdzie leżę. Czy to znaczy, że wyszłam z tego cało?', pokiwał głową. - Zrobią ci prześwietlenie głowy, ale wątpię, żeby były jakieś większe powikłania. Jesteś za twarda na takie rzeczy. - stwierdził, a ja mimowolnie roześmiałam się.
- Jasne, mam pancerz zamiast skóry. - przewróciłam oczami i spróbowałam się podnieść, ale z marnym skutkiem. Zaczęło mi ciemnieć przed oczami. - Nie, zostaw. - ostrzegłam Gu, który najwyraźniej chciał mi pomóc. - Poradzę sobie. - upewniłam go i zaciskając zęby, poprawiłam się na poduszce. - Co się stało po moim omdleniu? - wystękałam, mrugając oczami, by odegnać mroczki.
- Padłaś na Billa jak długa. - oznajmił, a ja ze świstem wciągnęłam powietrze.
- Że co? - pisnęłam, czując, że automatycznie moje policzki rozgorzały czerwienią. O Jezu, on mnie zabije! Głupi Kaulitz! Co on ze mnie zrobił?! - Jak to padłam?!
Gu wzruszył ramionami, patrząc na mnie podejrzliwie, więc natychmiast się uspokoiłam. Świetnie, jeszcze brakowało, żeby on też wiedział, że głupi Kaulitz mi się podoba. Pffff, niedoczekanie!
- No zemdlałaś i upadłaś prosto na niego. - odparł po prostu. - Potem zabrali cię do szpitala. Koniec historii.
- Nie musisz oddawać BMW do mechanika. Naprawię go. - postanowiłam mało sprytnie zmienić temat. - Będzie taki, jakby nigdy wcześniej nie wbił się w koparkę. - pokiwałam głową i tym razem to on przewrócił oczami.
- Odpocznij, pewnie niedługo będziesz musiała iść na badania. - wstał i przeciągnął się. - Powiem im, że się obudziłaś. - dodał i wyszedł z sali.
- Chloe ma za niecały tydzień urodziny.
O mój Boże. Ona wie, że podoba mi się Kaulitz.
- Wiem, masz jakiś pomysł?
Muszę omijać jego temat tak szerokim łukiem, żeby nawet na niego nie wpadła.
- No na pewno trzeba przygotować jakąś imprezę.
No to to i ja wiem. O Boże, czemu ona się na mnie tak patrzy?!
- I trzeba kupić jej jakiś prezent. Pomysł?
Jestem genialna. Skupmy się na prezencie. Tak.
- Nad prezentem jeszcze zdążymy pomyśleć.
No nie! Skupmy się na tym, do cholery!
- Ale...
- Co do imprezy, trzeba się z tym zwrócić do bliźniaków.
SZLAG!
- O właśnie!
Kurwa...
Sasha z impetem siadła na łóżku za nic mając fakt, że moja mina wskazywała na chęć wprowadzenia w życie stwierdzenia 'milczenie owiec'.
- Więc jak już jesteśmy tutaj same, to mo...
- Nie chcę o tym rozmawiać. - stwierdziłam lodowato, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Ale no Natasza, ja chcę...
- Nic nie chcesz. Skończmy ten temat, zanim zrobię komuś krzywdę. - posłałam jej sugestywne spojrzenie, a ona się roześmiała, jakby kompletnie jej nie obchodziło, że jej grożę.
- Może kupimy jej ekspres do kawy? - podrzuciła, a ja zmarszczyłam czoło. I co? Już? Zmiana tematu? Tak po prostu?
- Założę się, że ma w domu. - odparłam, wzruszając ramionami. - Może po prostu pójdźmy jej kupić jakieś ciuchy. I tak by zrobiła na urodziny, bo zawsze to robi. A tak to przynajmniej choć raz mniej wyda.
- Może to i ma sens... - urwała, gdy do sali wszedł jakiś wysoki mężczyzna. Zacisnęłam zęby, gdy uśmiechnął się do mnie pogodnie. Chwycił moją kartę i przez chwilę ją przeglądał.
- I jak się masz, Natasza? - zagadnął, wyciągając do mnie rękę. - Jestem doktor Jason Steght.
Z przymusu uścisnęłam jego dłoń, ponownie czując odczucie zbrukania. Cholerstwo. Będę musiała się umyć. Znowu.
- Dzień dobry, już jest w porządku. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Zaraz po obudzeniu miałam jeszcze zawroty głowy, ale jest już okej. Kiedy mogę wyjść?
Doktor roześmiał się, potrząsając głową, jakbym powiedziała coś zabawnego.
Nie wydaje mi się.
- Bliźniaki mi opowiedzieli co się stało. - rzucił, a ja zrobiłam minę, niczym rasowa kretynka. - Musimy zrobić ci tomografię, by wykluczyć jakiekolwiek zagrożenie i dopiero wtedy pomyślimy nad wypuszczeniem cię do domu.
Zgasłam. Tak po prostu.
- W porządku, przeżyję.
- Natasza ma mocną głowę, na pewno nic jej się nie stało - zapewniła go Sasha, a ja przewróciłam oczami.
- Tak wiem, Tom już mi powiedział. - odłożył kartę i ponownie błysnął białymi zębami. - Masz zakaz jedzenia aż do jutrzejszego badania. Zajrzę do ciebie jeszcze potem. - oznajmił i wyszedł z sali.
Zabawne.
Znajduję się w jakimś prywatnym szpitalu i ten doktorek to kumpel Kaulitzów.
Zabawne jak cholera.
Nie miałam zamiaru dzwonić do domu i martwić mamy tym, że przez inteligentną Sashę miałyśmy wypadek. Nie widziałam zbytnio sensu, by gadać jej o tym, gdy czułam się naprawdę dobrze.
No chyba, że to cisza przed burzą i w nocy padnę. Cóż. I tak ze mnie żadnego pożytku nie ma.
W nocy miałam problemy z zaśnięciem, na szczęście przez krótki okres czasu. Niestety w międzyczasie musiałam się dobić myślami o głupim Kaulitzu, który nawet się nie przejął, że wylądowałam w szpitalu. Tak myślę. W końcu go tu nie było, nie?
Właściwie to wcale nie powinno mnie to dziwić. W końcu mnie nie lubi. Co raczej jest drobnym niedopowiedzeniem.
Tak czy siak, finał był taki, że zadzwoniłam po pielęgniarkę, by dała mi tabletki nasenne i tak skończyły się moje rozterki.
Głupi Kaulitz.
Z rana musiałam poleźć na badania i przez chwilę czułam się jak w filmie, póki nie dali mi jakiegoś badziewia w żyłę, co ponoć nazywało się 'kontrast' i nie zdziczałam z dziwnego gorąca, jakie mnie ogarnęło. Fuj. Zakazuję sobie następnym razem walić się w głowę. Nigdy więcej ni chcę żadnej tomografii. Nein danke.
Gustav pałętał się po mojej sali zadziwiająco często. Tom przylazł dwa razy, a potem powiedział, że musi popilnować Billa w domu, bo nie można zostawić go samego, cokolwiek to znaczy. Georg nie przyszedł, co w sumie mnie pocieszyło, bo pewnie z jego inteligencją przez przypadek wbiłby mi igłę z powietrzem w serce i bym umarła z mordem na twarzy. Czyli kompletnie niewyjściowo.
No i Chloe była. Ruszyła z Gustavem zaraz po tym, jak dowiedziała się, że miałyśmy wypadek. Świrowała i panikowała chyba za nas wszystkich, aż na nią nawrzeszczałam i strzeliła focha, po czym wróciła obrażona do domu. Well. Dałam sobie z tym spokój. Chloe zawsze dziwnie reagowała na stresujące sytuacje.
Badania jednak okazały się być tylko formalnością. Wyniki dostałam wieczorem, więc radośnie zdałam sobie sprawę, że mogę już wracać. Napisałam Sashy SMS-a z prośbą, czy może po mnie przyjechać, bo zbytnio nie miałam ochoty się tłuc autobusami, kiedy nawet nie byłam pewna, czy dojeżdżają na Hollywood Hills.
Przebrałam się więc w moje normalne ubrania i patrząc na wyświetlacz komórki, zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, gdzie jestem.
Serio, nie byłabym w stanie dostać się gdziekolwiek samodzielnie.
Nie wiedziałam, gdzie byłam.
Zabawne.
I zostawili mnie tu samą!
I tyle facetów dookoła!...
O nie. Nie myśl o tym.
Nagle przyszło mi do głowy, że Sasha może coś zacząć kombinować.
Wytrzeszczyłam oczy, gdy w wyobraźni widziałam jak sprzecza się z Kaulitzem, by zabrał mnie ze szpitala. O Boże. Ona nie może wpaść na taki idiotyczny pomysł, prawda?!
- Wszystko w porządku? - pulchna pielęgniarka spojrzała na mnie życzliwie, a ja potrząsnęłam gwałtownie głową, chcąc wyrzucić z siebie te straszne myśli.
- Oczywiście, wszystko jest pod kontrolą. - prócz Sashy.
Skinęła mi i poszła w siną dal, a ja znów wywaliłam gały na wierzch.
Szlag. Ona nie może myśleć o takich rzeczach. Nie może, prawda? O matko. Może.
Chciałam do niej zadzwonić ale już dawno było za późno, by odkręcać, co już mogło się stać. Nie podobało mi się to. I mogłam się tylko modlić, by moja wyobraźnia nie wykreowała rzeczywistości, choć nie wierzyłam w Boga ani odrobinę.
Każda mijająca minuta była dla mnie katorgą. Nie mogłam się skupić na niczym innym i serce waliło mi tak nieznośnie mocno, że kilka razy przeszło mi przez myśl, że może to jakiś efekt uboczny zderzenia się z szybą samochodową.
Siedziałam tak pod swoją salą, licząc każdą minut i...
- Natasza?
Poderwałam głowę do góry, widząc stojącego nade mną Gustava.
- Gustav? - wyrzuciłam ze zdziwieniem. Gdzieś w środku czułam jakiś taki dziwny... zawód. Jestem głupia.
- Jeśli już jesteś gotowa to chodź, robi się późno. - uśmiechnął się do mnie odrobinę podejrzanie, ale zignorowałam to i wstałam, przeciągając się.
W milczeniu ruszyliśmy do - jak się okazało - białego Audi Q7. Znowu mi się zrobiło głupio.
- Przepraszam za...
- Zamilcz, jeśli chcesz znowu gadać o mojej beemce. - przerwał mi, a ja poczułam się jeszcze gorzej.
Dopiero, gdy wsiadłam do samochodu, doszło do mnie, że będę siedziała sama w obcym samochodzie i to na dodatek z praktycznie obcym mi facetem.
Świetnie. Zajebiście.
- Natasza, daj sobie spokój z nerwami. Mamy większy problem na głowie. - Gustav odpalił silnik i wyjechał z parkingu.
- Przecież zakazałeś mi mówić o samochodzie, to dlaczego teraz...
- Chodzi mi o Sashę. - uściślił, a ja natychmiast wbiłam w niego wzrok.
Gustav poprawił zsuwające się z nosa okulary i wyjechał na ulicę.
Znów milczeliśmy, choć ja czekałam na rozwinięcie tematu. A on najwyraźniej czekał nie wiem na co. Co, do cholery? O co mu chodzi z Sashą?
- Gustav. - warknęłam, nie mogąc znieść jego beznamiętnego wyrazu twarzy.
- Sasha wpadła na jakiś kompletnie idiotyczny pomysł i właściwie miałem nadzieję, że mi wytłumaczysz, skąd jej się to wzięło. - powiedział wolno, przez co nie mogłam się powstrzymać, by zmrużyć morderczo oczy.
- Będziesz tak ciągle owijał w bawełnę? - wymruczałam, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. - Skoro potrafisz tak manipulować ludźmi, to chyba nie powinieneś mieć... - urwałam, gdy nagle zdałam sobie sprawę, o co mu chodzi. - Chcesz mnie wyprowadzić z równowagi, żebym dostarczyła ci rozrywki, tak? - prychnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Wy wszyscy jesteście zdrowo popieprzeni. - westchnęłam.
- Nie dziw się. W tych czasach trzeba łapać się każdej możliwości. - roześmiał się. - W porządku. Sasha chce nas zeswatać.
- Że co ty powiedziałaś? - Sasha spojrzała na mnie z wybałuszonymi oczyma. - Że w Billu? Że w tym Billu?
- To kurwa nie jest śmieszne! - prychnęłam, czując jak gorączka zalewa moje policzki. - Kurwa... - jęknęłam głośno, ledwo panując nad kierownicą i nad tym, że w ogóle się ścigam. - Kurwa, nie słyszałaś tego i nigdy wię...
- To tym bardziej musisz przegrać! - wrzasnęła nagle, aż mną zarzuciło.
- Ty kretynko, weź się uspokój, jeśli chcesz przeżyć, do cholery jasnej! - zawarczałam, próbując ogarnąć, gdzie mam jechać. Kaulitz wyprzedzał mnie o kilkanaście centymetrów i to w żadnym przypadku nie było zabawne. Wszystko przez tą...
- SASHA! - ryknęłam, gdy ta chwyciła kierownicę i skręciła nią w prawo.
I potem wszystko działo się jak w filmie. Przez śliską nawierzchnię auto wpadło w poślizg. Próbowałam to naprawić, ale już dawno było za późno na takie rzeczy. W uszach brzęczał mi pisk Sashy i jedyne co mi przychodziło wtedy do głowy, że powinnam zamknąć oczy, by nie widzieć co spowoduje moją śmierć.
I potem mocny wstrząs.
I moja głowa z impetem uderzyła w szybę, a zewsząd wybuchnęły poduszki powietrzne.
Ciemno.
Tak cholernie ciemno.
- Uh, cholera... - wyjęczałam, nie mając siły się ruszyć. Jakaś dziwna ulga zalała moje ciało, gdy zdałam sobie sprawę, że przestałyśmy się obracać jak na karuzeli.
I zaraz potem zauważyłam, że Sasha milczy.
Czemu tylko jest tak ciemno?..
- Żyjesz? - wymamrotałam, mrugając oczami, by odpędzić to coś. Kurwa... nie panikuj. Nie panikuj. - Sasha! - wydusiłam, czując silne zawroty głowy, choć w ogóle się nie ruszałam.
Dźwięk podobny do skomlenia mnie uspokoił. Pozostało tylko czekać na zesłanie światłości, a potem się zabić za zniszczenia jakie zrobiłam na BMW. A potem zabiję Sash, skoro żyje.
- Kurwa, co my teraz... - gwałtowne otworzenie drzwi niemal spowodowało, że wypadłam z samochodu, ale wtedy ktoś mnie schwycił.
- Skoro, do kurwy nędzy, nie umiesz jeździć, to po jaką cholerę się w to pakowałaś, ryzykując jeszcze życiem Sashy?! - coś ryknęło mi nad uchem i prawie jak na zawołanie, pieprzona jasność powróciła.
No nie.
- Puść mnie. - złapałam się za twarz, przecierając ją jak w zwolnionym tempie. O matko. Ale mi się kręci w głowie.
Bill Kaulitz jednak najwyraźniej za nic miał sobie fakt, że mnie podtrzymuje. Wolał sobie pohisteryzować.
- Mogłyście zginąć! Czy wy zdajecie sobie sprawę, jak blisko byłyście tej... tego czegoś, co ta koparka ma?!
Czułam się tak, jakby to był rozkaz, więc posłusznie podniosłam wzrok i nagle ogarnęłam, gdzie byłyśmy.
Uderzyłyśmy w tą cholerą koparkę i nie wiem jakim cudem, ale jej łyżka była dosłownie kilka centymetrów od przedniej szyby. Te parę centymetrów i moja głowa wylądowałaby na tylnym siedzeniu.
Albo w ogóle nic by z niej nie zostało.
- Oh.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?! - usłyszałam głos Toma, zwiastując kolejną histerię. - 'Oh'?! Co to było?! Wszystko w porządku?!
Zerknęłam na Sashę, która najwyraźniej popadła w otępienie na rzecz łyżki. Chociaż z nią było w porządku.
- Muszę wyjść. - oznajmiłam i wywlokłam się na ziemię, starając się utrzymać w pozycji choć trochę przypominającą pionową. - O matkoooo... - obraz prawie wirował mi tak jak podczas tych obrotów, jakie wykonywała głupia beemka. O matko. Zabijcie mnie, to uczucie jest paskudne.
- Sasha, żyjesz? - Bill okrążył samochód i otworzył boczne drzwi. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam lewy bok.
- Gustav mnie zabije. - zauważyłam trzeźwo.
- No chyba zwariowałaś! - parsknął Tom. - Zamiast się cieszyć, że żyjesz, to ty wyskakujesz z tym, że Gustav będzie się wściekał, no chyba!... No kurwa!... - i zaczął coś pieprzyć po niemiecku. Zapewne przeklinał. No cóż...
Sasha wyszła z samochodu, jakby nic się nie stało, co w sumie przewidywałam. Zdaje się, że tylko ja przyjebałam w szybę. To dobrze.
- Krwawisz! - wskazała na mnie palcem. Cóż. Najwyraźniej odzyskała też mowę. To dobrze.
Podeszła do mnie wraz z Billem. Oboje gapili się na moją głowę, jakby widzieli w niej coś strasznego.
Oh!
- Serio? - pomacałam się i syknęłam, a zawroty nagle zwiększyły na sile. Chciałam spojrzeć na dłoń i nagle pojawiły się trzy. - Ooo... - wyciągnęłam drugą rękę i uśmiechnęłam się szeroko. - No to łącznie z nogami to jestem jak ośmiornica. Osiem macek, hehehe. - zachichotałam i zrobiło mi się czarno przed oczami.
Jeszcze zanim otworzyłam oczy, wiedziałam już, że jestem w szpitalu. Całkiem proste - w przeszłości bywałam zbyt często w takich miejscach. Najwyraźniej mam alergię.
Zmusiłam się do uchylenia powiek i zarejestrowałam trzy ważne rzeczy. Pierwsza to oczojebna biel ścian, która bolała za każdym razem, druga to Gustav siedzący na krześle obok mojego łóżka i trzecia to fakt, że oprócz nas nie było nikogo.
- A więc powróciłaś do rzeczywistości. - uśmiechnął do mnie perkusista, a mi automatycznie przypomniało się, co się stało przed moim efektownym omdleniem.
- O matko... - wyjęczałam, próbując chwycić się za głowę. Ale wtedy dotknęłam rany, zasyczałam, niczym wąż i zdecydowałam, że przestanę się ruszać. - O matko... Przepraszam za BMW...
- Najwyraźniej wcale nie bredziłaś o tych uszkodzeniach, jak myślałem. - Gustav parsknął śmiechem. - Sasha mi powiedziała, że to nie była twoja wina, więc przestań pierdolić głupoty. - spojrzał na mnie jak na kretynkę. - Jedyne, co się teraz liczy, to to, że obie wyszłyście z tego cało. - gdy zauważył mój wzrok mówiący 'spójrz debilu, gdzie leżę. Czy to znaczy, że wyszłam z tego cało?', pokiwał głową. - Zrobią ci prześwietlenie głowy, ale wątpię, żeby były jakieś większe powikłania. Jesteś za twarda na takie rzeczy. - stwierdził, a ja mimowolnie roześmiałam się.
- Jasne, mam pancerz zamiast skóry. - przewróciłam oczami i spróbowałam się podnieść, ale z marnym skutkiem. Zaczęło mi ciemnieć przed oczami. - Nie, zostaw. - ostrzegłam Gu, który najwyraźniej chciał mi pomóc. - Poradzę sobie. - upewniłam go i zaciskając zęby, poprawiłam się na poduszce. - Co się stało po moim omdleniu? - wystękałam, mrugając oczami, by odegnać mroczki.
- Padłaś na Billa jak długa. - oznajmił, a ja ze świstem wciągnęłam powietrze.
- Że co? - pisnęłam, czując, że automatycznie moje policzki rozgorzały czerwienią. O Jezu, on mnie zabije! Głupi Kaulitz! Co on ze mnie zrobił?! - Jak to padłam?!
Gu wzruszył ramionami, patrząc na mnie podejrzliwie, więc natychmiast się uspokoiłam. Świetnie, jeszcze brakowało, żeby on też wiedział, że głupi Kaulitz mi się podoba. Pffff, niedoczekanie!
- No zemdlałaś i upadłaś prosto na niego. - odparł po prostu. - Potem zabrali cię do szpitala. Koniec historii.
- Nie musisz oddawać BMW do mechanika. Naprawię go. - postanowiłam mało sprytnie zmienić temat. - Będzie taki, jakby nigdy wcześniej nie wbił się w koparkę. - pokiwałam głową i tym razem to on przewrócił oczami.
- Odpocznij, pewnie niedługo będziesz musiała iść na badania. - wstał i przeciągnął się. - Powiem im, że się obudziłaś. - dodał i wyszedł z sali.
- Chloe ma za niecały tydzień urodziny.
O mój Boże. Ona wie, że podoba mi się Kaulitz.
- Wiem, masz jakiś pomysł?
Muszę omijać jego temat tak szerokim łukiem, żeby nawet na niego nie wpadła.
- No na pewno trzeba przygotować jakąś imprezę.
No to to i ja wiem. O Boże, czemu ona się na mnie tak patrzy?!
- I trzeba kupić jej jakiś prezent. Pomysł?
Jestem genialna. Skupmy się na prezencie. Tak.
- Nad prezentem jeszcze zdążymy pomyśleć.
No nie! Skupmy się na tym, do cholery!
- Ale...
- Co do imprezy, trzeba się z tym zwrócić do bliźniaków.
SZLAG!
- O właśnie!
Kurwa...
Sasha z impetem siadła na łóżku za nic mając fakt, że moja mina wskazywała na chęć wprowadzenia w życie stwierdzenia 'milczenie owiec'.
- Więc jak już jesteśmy tutaj same, to mo...
- Nie chcę o tym rozmawiać. - stwierdziłam lodowato, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Ale no Natasza, ja chcę...
- Nic nie chcesz. Skończmy ten temat, zanim zrobię komuś krzywdę. - posłałam jej sugestywne spojrzenie, a ona się roześmiała, jakby kompletnie jej nie obchodziło, że jej grożę.
- Może kupimy jej ekspres do kawy? - podrzuciła, a ja zmarszczyłam czoło. I co? Już? Zmiana tematu? Tak po prostu?
- Założę się, że ma w domu. - odparłam, wzruszając ramionami. - Może po prostu pójdźmy jej kupić jakieś ciuchy. I tak by zrobiła na urodziny, bo zawsze to robi. A tak to przynajmniej choć raz mniej wyda.
- Może to i ma sens... - urwała, gdy do sali wszedł jakiś wysoki mężczyzna. Zacisnęłam zęby, gdy uśmiechnął się do mnie pogodnie. Chwycił moją kartę i przez chwilę ją przeglądał.
- I jak się masz, Natasza? - zagadnął, wyciągając do mnie rękę. - Jestem doktor Jason Steght.
Z przymusu uścisnęłam jego dłoń, ponownie czując odczucie zbrukania. Cholerstwo. Będę musiała się umyć. Znowu.
- Dzień dobry, już jest w porządku. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Zaraz po obudzeniu miałam jeszcze zawroty głowy, ale jest już okej. Kiedy mogę wyjść?
Doktor roześmiał się, potrząsając głową, jakbym powiedziała coś zabawnego.
Nie wydaje mi się.
- Bliźniaki mi opowiedzieli co się stało. - rzucił, a ja zrobiłam minę, niczym rasowa kretynka. - Musimy zrobić ci tomografię, by wykluczyć jakiekolwiek zagrożenie i dopiero wtedy pomyślimy nad wypuszczeniem cię do domu.
Zgasłam. Tak po prostu.
- W porządku, przeżyję.
- Natasza ma mocną głowę, na pewno nic jej się nie stało - zapewniła go Sasha, a ja przewróciłam oczami.
- Tak wiem, Tom już mi powiedział. - odłożył kartę i ponownie błysnął białymi zębami. - Masz zakaz jedzenia aż do jutrzejszego badania. Zajrzę do ciebie jeszcze potem. - oznajmił i wyszedł z sali.
Zabawne.
Znajduję się w jakimś prywatnym szpitalu i ten doktorek to kumpel Kaulitzów.
Zabawne jak cholera.
Nie miałam zamiaru dzwonić do domu i martwić mamy tym, że przez inteligentną Sashę miałyśmy wypadek. Nie widziałam zbytnio sensu, by gadać jej o tym, gdy czułam się naprawdę dobrze.
No chyba, że to cisza przed burzą i w nocy padnę. Cóż. I tak ze mnie żadnego pożytku nie ma.
W nocy miałam problemy z zaśnięciem, na szczęście przez krótki okres czasu. Niestety w międzyczasie musiałam się dobić myślami o głupim Kaulitzu, który nawet się nie przejął, że wylądowałam w szpitalu. Tak myślę. W końcu go tu nie było, nie?
Właściwie to wcale nie powinno mnie to dziwić. W końcu mnie nie lubi. Co raczej jest drobnym niedopowiedzeniem.
Tak czy siak, finał był taki, że zadzwoniłam po pielęgniarkę, by dała mi tabletki nasenne i tak skończyły się moje rozterki.
Głupi Kaulitz.
Z rana musiałam poleźć na badania i przez chwilę czułam się jak w filmie, póki nie dali mi jakiegoś badziewia w żyłę, co ponoć nazywało się 'kontrast' i nie zdziczałam z dziwnego gorąca, jakie mnie ogarnęło. Fuj. Zakazuję sobie następnym razem walić się w głowę. Nigdy więcej ni chcę żadnej tomografii. Nein danke.
Gustav pałętał się po mojej sali zadziwiająco często. Tom przylazł dwa razy, a potem powiedział, że musi popilnować Billa w domu, bo nie można zostawić go samego, cokolwiek to znaczy. Georg nie przyszedł, co w sumie mnie pocieszyło, bo pewnie z jego inteligencją przez przypadek wbiłby mi igłę z powietrzem w serce i bym umarła z mordem na twarzy. Czyli kompletnie niewyjściowo.
No i Chloe była. Ruszyła z Gustavem zaraz po tym, jak dowiedziała się, że miałyśmy wypadek. Świrowała i panikowała chyba za nas wszystkich, aż na nią nawrzeszczałam i strzeliła focha, po czym wróciła obrażona do domu. Well. Dałam sobie z tym spokój. Chloe zawsze dziwnie reagowała na stresujące sytuacje.
Badania jednak okazały się być tylko formalnością. Wyniki dostałam wieczorem, więc radośnie zdałam sobie sprawę, że mogę już wracać. Napisałam Sashy SMS-a z prośbą, czy może po mnie przyjechać, bo zbytnio nie miałam ochoty się tłuc autobusami, kiedy nawet nie byłam pewna, czy dojeżdżają na Hollywood Hills.
Przebrałam się więc w moje normalne ubrania i patrząc na wyświetlacz komórki, zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, gdzie jestem.
Serio, nie byłabym w stanie dostać się gdziekolwiek samodzielnie.
Nie wiedziałam, gdzie byłam.
Zabawne.
I zostawili mnie tu samą!
I tyle facetów dookoła!...
O nie. Nie myśl o tym.
Nagle przyszło mi do głowy, że Sasha może coś zacząć kombinować.
Wytrzeszczyłam oczy, gdy w wyobraźni widziałam jak sprzecza się z Kaulitzem, by zabrał mnie ze szpitala. O Boże. Ona nie może wpaść na taki idiotyczny pomysł, prawda?!
- Wszystko w porządku? - pulchna pielęgniarka spojrzała na mnie życzliwie, a ja potrząsnęłam gwałtownie głową, chcąc wyrzucić z siebie te straszne myśli.
- Oczywiście, wszystko jest pod kontrolą. - prócz Sashy.
Skinęła mi i poszła w siną dal, a ja znów wywaliłam gały na wierzch.
Szlag. Ona nie może myśleć o takich rzeczach. Nie może, prawda? O matko. Może.
Chciałam do niej zadzwonić ale już dawno było za późno, by odkręcać, co już mogło się stać. Nie podobało mi się to. I mogłam się tylko modlić, by moja wyobraźnia nie wykreowała rzeczywistości, choć nie wierzyłam w Boga ani odrobinę.
Każda mijająca minuta była dla mnie katorgą. Nie mogłam się skupić na niczym innym i serce waliło mi tak nieznośnie mocno, że kilka razy przeszło mi przez myśl, że może to jakiś efekt uboczny zderzenia się z szybą samochodową.
Siedziałam tak pod swoją salą, licząc każdą minut i...
- Natasza?
Poderwałam głowę do góry, widząc stojącego nade mną Gustava.
- Gustav? - wyrzuciłam ze zdziwieniem. Gdzieś w środku czułam jakiś taki dziwny... zawód. Jestem głupia.
- Jeśli już jesteś gotowa to chodź, robi się późno. - uśmiechnął się do mnie odrobinę podejrzanie, ale zignorowałam to i wstałam, przeciągając się.
W milczeniu ruszyliśmy do - jak się okazało - białego Audi Q7. Znowu mi się zrobiło głupio.
- Przepraszam za...
- Zamilcz, jeśli chcesz znowu gadać o mojej beemce. - przerwał mi, a ja poczułam się jeszcze gorzej.
Dopiero, gdy wsiadłam do samochodu, doszło do mnie, że będę siedziała sama w obcym samochodzie i to na dodatek z praktycznie obcym mi facetem.
Świetnie. Zajebiście.
- Natasza, daj sobie spokój z nerwami. Mamy większy problem na głowie. - Gustav odpalił silnik i wyjechał z parkingu.
- Przecież zakazałeś mi mówić o samochodzie, to dlaczego teraz...
- Chodzi mi o Sashę. - uściślił, a ja natychmiast wbiłam w niego wzrok.
Gustav poprawił zsuwające się z nosa okulary i wyjechał na ulicę.
Znów milczeliśmy, choć ja czekałam na rozwinięcie tematu. A on najwyraźniej czekał nie wiem na co. Co, do cholery? O co mu chodzi z Sashą?
- Gustav. - warknęłam, nie mogąc znieść jego beznamiętnego wyrazu twarzy.
- Sasha wpadła na jakiś kompletnie idiotyczny pomysł i właściwie miałem nadzieję, że mi wytłumaczysz, skąd jej się to wzięło. - powiedział wolno, przez co nie mogłam się powstrzymać, by zmrużyć morderczo oczy.
- Będziesz tak ciągle owijał w bawełnę? - wymruczałam, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. - Skoro potrafisz tak manipulować ludźmi, to chyba nie powinieneś mieć... - urwałam, gdy nagle zdałam sobie sprawę, o co mu chodzi. - Chcesz mnie wyprowadzić z równowagi, żebym dostarczyła ci rozrywki, tak? - prychnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Wy wszyscy jesteście zdrowo popieprzeni. - westchnęłam.
- Nie dziw się. W tych czasach trzeba łapać się każdej możliwości. - roześmiał się. - W porządku. Sasha chce nas zeswatać.
><><><><><><><><><
Yep, I know - krótko i do dupy.