Próbowałam się skupić i zignorować szaleńczo tłukące się serce pod moimi żebrami, ale muszę przyznać, że słabo mi to wychodziło. Zacisnęłam dłonie na kołdrze, zacisnęłam zęby.
To nie mogło przytrafić się mi! To nie mogło przytrafić się w taki sposób! I z NIM?!
Nie myśl o tym! Stłum to! Jeśli to tylko początek, dasz radę to zabić w zarodku! Oddychaj! Udawaj, że nic się nie stało!
Tralalalalaa, nie myśl o tym. Tralalala, nie myśl!
- A potem to już przychodzili nadzwyczajnie często. Czasami razem, czasami tylko Tom...
Tralalalalaaaaaaaa...
- Zakumplowaliśmy się, choć ja czułam, że z tego będzie coś więcej...
Tralalalalala.
- Nie minęły chyba nawet dwa miesiące, gdy zaczęliśmy chodzić na randki. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, przysięgam. A potem, jeszcze przed wakacjami, przyjechała reszta zespołu. Złapałam z Geo i Gu bardzo dobry kontakt. Rozumiałam ich pracę i to, że muszą wyjeżdżać co jakiś czas.
Tralalalaa.
- W końcu bliźniaki przeprowadzili się dla mnie do LA na stałe.
Tralaa... co?
- Słucham? - wyrzuciłam idiotycznie, aż Sash zerknęła na mnie speszona.
- Znaczy wiesz... Bill pojechał za Tomem, nie? - wbiła wzrok w kołdrę. - A Tom pojechał za mną...
Bill... Głupi Bill! Nie myśl o nim! Nie myśl!
- Hmm... - zawsze lepsze chrząknięcie, niż milczenie, nie uważacie?
Żal.
Jezu. Co ja mam ze sobą zrobić?
Sasha zaśmiała się ponuro, co zwróciło na nią moją uwagę, dzięki Bozi.
- Zaczęło się od filmu, czaisz? - prychnęła. - Nawet nie pamiętam, co to było. - wzięła głębszy oddech. - Zaczęliśmy rozmawiać o tym, że oni są do siebie tak przywiązani, ci bohaterzy tego cholernego filmu, że nie byliby w stanie egzystować bez siebie na dłuższą metę. I tak od słowa do słowa zaczęliśmy się kłócić. Tak po prostu! - wyrzuciła ręce w górę z frustracją. Emocje wypływające z jej ust sprawiły, że moje własne wargi wygięły się w grymas zdenerwowania. Nie widziałam jej takiej. - Takie związek nie ma wyboru. To związek na odległość i przecież zdawałam sobie z tego sprawę. Nie przeszkadzało mi to, póki on nie zaczął mi tego dobitnie wyjaśniać. Wtedy wybuchłam. - spojrzała na mnie niewyraźnie. - Następnego dnia siedziałam w samolocie do Detroit, pomimo mojego lęku wysokości. Miałam miejsce przy oknie. - wzruszyła ramionami. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Nigdy nie miałam odwagi, by zrobić coś aż tak nieprzemyślanego. - na chwilę zagryzła wargę, odwracając wzrok. - Ale on wywołuje we mnie tyle uczuć, tyle emocji... - przez dłuższy czas milczała. Nie poganiałam jej. Czułam, że najgorsze jeszcze przed nią. I przede mną. Tydzień po tym, jak zatrzymałam się w Sterling Heights, dostałam wiadomość od mojej ex-przyjaciółki, że cytuję 'Tom ją przeleciał'. I tyle. - przeczesała nerwowo włosy ręką. - Na początku się zapierał. A potem powiedział, że jeśli tak mi na tym zależy i nie mam do niego za grosz zaufania, to tak, zrobił to. - zaśmiała się histerycznie. - Chyba oszalałam, skoro ciągle go kocham, prawda? - zgrzytnęła zębami i potarła palcami wskazującymi skronie. - Nigdy się tak nie czułam, co jest logiczne. W każdym innym związku nie pozwoliłabym, by to tak się skończyło, ale... - westchnęła. - To jest głupie. To boli tak, jakbym wyrywała sobie za każdym razem, gdy go widzę, jakąś część duszy. Więc co ja tu, do cholery, robię? Jestem jakąś masochistką, czy co? - znów na chwilę zamilkła, a ja powoli przyswajałam sobie fakty, który usłyszałam. Tom ją zdradził, a ona tu przyjeżdża. Chce mu dać szansę, bo widzę to w jej oczach. Jemu też na niej zależy, bo to aż od niego bije. Hmm... - Ale to jest tak, że gdy go nie widzę, boli jeszcze bardziej. Więc nie mam wyboru i jadę tutaj tak często jak się da. - zerknęła na mnie i uśmiechnęła się krzywo. - I to jest cała historia. Informacja za informację.
- Ja... - zaczęłam, ale urwałam, zdając sobie sprawę, że nie mam nic koherentnego do powiedzenia.
- Głupia sytuacja. - klepnęła mnie delikatnie po zakrytym kołdrą udzie. - Proponuję pójść spać i zapomnieć.
Przewróciłam oczami i wygramoliłam się z łóżka. Tuż przy drzwiach ostatni raz spojrzałam na Sashę.
- Pewnych rzeczy nie zależy zapominać. To one czynią nas silniejszymi w późniejszych wzlotach i upadkach.
W pokoju było duszno. Światła były stłumione i przez nie było mi jeszcze trudniej oddychać. Na mojej skórze pojawiła się już cienka warstewka potu. Nie miałam czym spiąć włosów, więc przy karku były już wilgotne. Sukienka, którą miałam na sobie, zaczęła się do mnie przylepiać.
Byłam boso.
Podeszłam do szafki nocnej,na której stały moje ulubione perfumy. Spoconymi rękoma chwyciłam flakonik i już po chwili z okolic mojej szyi i nadgarstków unosił się kuszący zapach. Przymknęłam na moment oczy, by móc się nim rozkoszować.
Przy łóżku leżały moje szpilki, które najwyraźniej zrzuciłam po wejściu do pomieszczenia. Były czarne. Tak samo jak torebka, która leżała na pościeli.
Zegar na ścianie wskazywał piętnaście po drugiej w nocy. Potrzebowałam świeżego powietrza.
Powoli podeszłam do dużych, szklanych drzwi, prowadzących na taras. Rozsunęłam czerwone jak moja sukienka kotary i chwyciłam za klamki. Sekundy później, do pokoju wpłynął zimny powiew wiatru, wnosząc odrobinę ukojenia.
Widziałam błyszczące gwiazdy na czarnym niebie; widziałam księżyc, nieosłonięty przez ani jedną chmurę - świecił jasno, oświetlając mnie bardziej, niż lampy, które chwilę temu zgasły bezpowrotnie. Nie przejęłam się tym. Chciałam ochłonąć.
Niespodziewanie czyjeś ciepłe dłonie spoczęły na moich ramionach, wysyłając elektryczny impuls wzdłuż mojego kręgosłupa. Oddech zamarł mi w płucach. Czułam obce ciało za sobą, energię od niego bijącą. Chciałam się do niego przesunąć, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ponownie zamknęłam oczy, by móc się skupić na dłoniach.
- Zaufaj mi. - wyszeptał męski głos i nawet gdybym chciała coś zobaczyć, nie mogłabym. Zawiązał mi krawat. Wiedziałam, że to krawat. Nie wiem skąd.
Przez dłuższą chwilę jego dłonie powoli przesuwały się wzdłuż mojego ciała, jakby dotykiem uczył się go na pamięć. Naporem opuszków palców zmusił mnie, bym przechyliła głowę, dając mu dostęp do swojej szyi.
Serce biło mi niespokojnie, dudniło w uszach. Oddychałam nierówno, a gdy poczułam jego miękkie usta na swoim ramieniu, sapnęłam zaskoczona. Jakby iskrą rozpalił ogień. Zakręciło mi się głowie.
Świeży zarost drażnił moją skórę, zwiększając nowe doznania poniżej żołądka. Chciałam coś powiedzieć, ale z moich ust nie wydobywało się nic, prócz głośnego oddechu. Drżałam.
Gdy jego usta znalazły się koło mojego ucha, westchnęłam zmysłowo, dziwiąc się, że jestem do tego zdolna i to całkowicie nieświadomie. Podobało mi się to, co ze mną robił. Chciałam więcej.
Odwróciłam się do niego, kładąc ręce na jego klatce piersiowej, zdając sobie sprawę, że ma na sobie garnitur. Chwyciłam go za poły jego marynarki i instynktownie odszukałam wargami zagłębienie jego szyi, odchylając nosem kołnierzyk jego koszuli. Pachniał niesamowicie, a jego skóra smakowała solą i czymś, czego nie byłam w stanie zidentyfikować. Smakował mężczyzną.
Jego dłonie znów podróżowały po moim ciele. Jego ciężki oddech wibrował mi w uszach.
Nagle jego ręce przeniosły się na moje włosy i po chwili krawat opadł z mojej twarzy.
- Spójrz na mnie - wymruczał niskim głosem i przeszyła mnie kolejna fala dreszczy. Posłusznie podniosłam na niego wzrok, niemal natychmiast wpadając w pułapkę jego brązowych, świdrujących mnie oczu. - Boisz się mnie? - spytał, muskając kciukiem moją dolną wargę. Moje myśli rozpierzchły się w mgnieniu oka. Nie potrafiłam się skupić. - Boisz się mnie, Natasza? - pochylił się nade mną i językiem wytoczył sobie wędrówkę przez mój policzek, aż do ucha. - Boisz się? - jęknęłam w odpowiedzi na jego gorący oddech, parzący moją skórę. Niespodziewanie odsunął się ode mnie, patrząc na mnie wyczekująco. Zrobiło mi się chłodno i gdy wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu jego ciepła, on zrobił kolejny krok do tyłu. - Boisz się mnie prawda? - uśmiechnął się szeroko. Zaczął odpinać swoją koszulę, sprawiając, że zaczęłam niemal hiperwentylować. - Bardzo się mnie boisz. - zrzucił z siebie marynarkę. Chwycił za guzik swojego lewego rękawa. - Nawet nie potrafisz tego przyznać. - pożerałam wzrokiem każdy odsłonięty cal jego opalonej klatki piersiowej. Moje serce szalało. Chciałam go dotknąć, ale on ciągle się odsuwał. - Natasza, nie wolno ci w taki sposób sobie ze mną pogrywać. - ściągnął koszulę, a mi zapłonęły oczy.
- Nie boję się ciebie, Bill. - wydyszałam i zanim zdążyłam zarejestrować, co niosło ze sobą to doświadczenie, pokonałam w zawrotnym tempie różnicę między nami, która zdawała się być setkami kilometrów i gwałtownie wpiłam się z jękiem z obu stron w jego usta. Przylgnęłam do jego gorącego ciała tak, że nie było już między nami ani milimetra wolnej przestrzeni.
Poczułam jego dłonie na udach, tuż poniżej pośladków i nagle znalazłam się na nim, oplatając nogi wokół jego bioder. Pocałunek stawał się coraz agresywniejszy, nie pozostawiając sekundy na jakiekolwiek rozważania. Nie chciałam myśleć.
Chwilę później moje plecy zetknęły się z chłodną, satynową pościelą, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Czarne kosmyki jego włosów łaskotały moje policzki, ale nie przeszkadzało mi to. Liczył się fakt, że on właśnie wspiął się na łóżko i górował nade mną, kiedy wszystko, czego pragnęłam w tej chwili, to być kompletnie zdominowaną właśnie przez niego.
Chwycił moją lewą dłoń i zamknął ją w mocnym uścisku nad moją głową, jakby chciał mi powiedzieć, że to on będzie dyktował i nie pozwoli mi już więcej uciekać. Dobrze. Bardzo dobrze.
- Powiedz mi, jak bardzo jesteś odważna.
Wystrzeliłam do pozycji siedzącej, niczym błyskawica, chwytając się za usta, z których wydobywał się spazmatyczny oddech. Poczułam, jak z mojego czoła spływa kropelka potu przez skroń, wzdłuż policzka.
- Jasna cholera!... - wydyszałam, czując nieprzyjemne pulsowanie w całym ciele. - Jasna choleraaaaa... - padłam z powrotem na łóżko, mrugając oczami.
Ja zwariowałam! Co ty było?!
Przetarłam swoją twarz, odgarniając zabłąkane kosmyki włosów. Serce waliło mi jak młot pneumatyczny. I zaczynała mnie boleć głowa. Z samego rana!...
Zerknęłam na zegarek, mając nadzieję, że nie muszę jeszcze wstawać.
Ósma siedemnaście.
Jeszcze nie muszę.
Zmusiłam się do uspokojenia oddechu. Muszę to rozważyć. Muszą stanąć twarzą w twarz z prawdą.
Śnił mi się Bill Kaulitz w sposób taki, w jakim nigdy mi się nikt nie śnił. Dedukując z tego, co wczoraj opowiadała mi Sasha, nie wróży to niczego dobrego.
Sięgnęłam z szafki nocnej szklankę i wypiłam z niej całą wodę, jaka tam pozostała.
Dobra. Tak na trzy.
Nie no. To idiotyczne. To niemożliwe.
Szlag, przyznaj się! Nie ma innego wytłumaczenia na twoje zachowanie!
Dobra!
Raz...
Dwa...
Trzy...
Podoba mi się Bill Kaulitz.
Hmm...
W porządku.
Nie było tak źle.
To, że ktoś się komuś podoba, nie znaczy, że od razu się zakocha, prawda? Prawda. Więc jeszcze sprawa nie jest zamknięta. Poza tym, on mnie nie lubi. Nie można się zakochać w kimś, kto cię nie lubi, prawda? Ja właściwie też za nim nie przepadam, więc tym bardziej nie ma mowy o czymś takim jak miłość.
W porządku.
Zwlokłam się z łóżka i powlokłam się do łazienki.
Na schodach na dół znalazłam się koło dziewiątej. Świeżo spod prysznica z wciąż mokrymi włosami. Lubiłam takie poranki. Byłam czysta i miałam wrażenie, że mój mózg działa na wyższych obrotach.
Tym razem uważałam na Sternchen i pogratulowałam sobie mentalnie z tego powodu, bo na ostatnim schodku mnie zaatakowała. Znaczy zaczęła na mnie skakać. A mi było wszystko obojętne, więc nawet się nie przejęłam, że zza rogu przyczajał się na mnie Mephisto.
- Pieprz się, ty mały grzybie na ścianie. - wymruczałam, celując w niego palcem. - Możesz mi naskoczyć. Jesteś tylko psem. Ha!
Warknął na mnie ostrzegawczo, a ja pokazałam mu środkowy palec i skręciłam do kuchni. Nikogo nie było, co jakoś mnie zaskoczyło. Wyciągnęłam szklankę z suszarki na naczynia i wlałam do niej sok żurawinowy z lodówki.
I nawet kucnęłam i pogłaskałam Sternchen, której zabłysły oczy.
- Gdybyś tak bardzo się nie narzucała, byłabyś fajniejsza, wiesz? - oznajmiłam jej, a ona zaczęła merdać ogonkiem jeszcze mocniej, przez co prawie zarzucało nią w miejscu. - Zdaje się, że nie wiesz. Trudno. - wstałam, aż strzeliły mi kolana. Starość nie radość, powiadają.
Westchnęłam i po zerknięciu na widok za oknem, zdecydowałam się wyjść na dwór. Oczywiście za mną podążył gwiazdkowo-diabelski cień, ale w dalszym ciągu miałam zbyt dobry humor, by się tym przejmować.
No ale wyjście na dwór to nie był zbyt dobry pomysł. Odkryłam to zaraz po zamknięciu drzwi, gdy doleciał do mnie zapach dymu papierosowego. Serce stanęło mi w gardle i zacisnęłam zęby, by nie zakwilić z przerażenia, jakie mnie obleciało. Chciałam się wycofać, jakby mnie tu nigdy nie było, ale głos Sashy zniweczył cały plan.
- Natasza, wstałaś wreszcie!
Może ona chce się zemścić za wczoraj, czy coś? Z drugiej strony ona nic nie wie, więc...
Wypuściłam ze świstem powietrze i skierowałam się pod palmy, gdzie stała moja przyjaciółka z... Billem. Szlag, cholera i inne takie. Czuję, że zaliczę jakąś wtopę.
Blondi zamachała do mnie radośnie, a osoba, od której wolałabym się trzymać teraz z daleka, zmierzyła mnie beznamiętnym wzrokiem, aż zrobiło mi się podejrzanie za ciepło. Tylko nie policzki! Tylko nie policzki!
Przełknęłam głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że gorąco skupiło się głównie na mojej twarzy. Cholera, cholera, cholera! Moje serce znów zaczęło pompować w zbyt szybkim tempie i przysięgam, że miałam ochotę się rozbeczeć!
Wessałam się w szklankę z zimnym sokiem, mając nadzieję, że on nie zauważył, że to przez niego zrobiłam się czerwona. Bałam się na niego spojrzeć, by odszyfrować odpowiedź na moje pytanie.
- Cześć. - wyrzuciłam żałośnie. Kurwa. Jak wrócę do pokoju, to przyłożę kilkakrotnie w ścianę i może mi przejdzie?...
- Wyspałaś się? - spytała konwersacyjnie Sash, jakby w ogóle nie zwróciła na nic uwagi. Uwierzyłam jej w to, choć szczerze powiedziawszy zrobiłam to chyba z wiary, że lepiej jest żyć w nieświadomości.
To moja wina, mogłam się okłamywać i nie mówić sobie wprost, że podoba mi się Kaulitz.
Szlag! Podoba mi się facet, który stoi o krok ode mnie! O Boże! O Boże! O mój Bo...
- Wszystko z tobą w porządku?
O MÓJ BOŻE TO WIDAĆ!
- Boli mnie głowa. - wypaliłam, choć to było naprawdę słabe tłumaczenie.
Nagle Bill poruszył się tak, jakby miał zamiar pójść sobie w cholerę (tak! Idź! Nie wracaj!), ale Sash złapała go za łokieć i, że zignorowała mnie, szczęśliwie powróciłam do ochładzania się sokiem.
- Nie powiedziałeś mi, dlaczego przefarbowałeś włosy. - wystawiła mu język, a on rzucił peta na ziemię i zdeptał go butem. Czy ja zwariowałam, czy innym też się w ludziach podoba sposób wdeptywania peta?
Emm... Nie odpowiadam na to pytanie.
- Przecież ci mówiłem, poza tym, nie będę o tym mówić teraz. - spojrzał na mnie znacząco.
Zgasłam. Zgasłam kurwa.
Sasha przewróciła oczami.
- Chodzi mi o to, czy to ty z nim zerwałeś, czy on z tobą. - uściśliła, jakby miała gdzieś fakt, że tu jestem. Tak na serio.
Zaraz.
Zaraz!
- Co ty kurwa!... - Bill spojrzał na mnie z mordem w oczach, chwytając swoją mokrą koszulkę, chcąc ją jak najbardziej odsunąć od swojego ciała. Dopiero po chwili skapnęłam się, że oplułam go sokiem. Z powrotem zrobiłam się czerwona i już otwierałam usta, by przeprosić, gdy on ściągnął koszulkę w cholerę i ja zamarzłam. - Poważnie, ja dopiero wyciągnąłem ją z suszarki! Powstrzymałabyś swoje homofobiczne reakcje na czas, aż od ciebie odejdę, ok? - odwrócił się na pięcie i powędrował do domu, pozostawiając mnie z poważnym urazem głowy na wskutek długotrwałego szoku, plus opadniętą szczęką do chyba samej ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D