czwartek, 12 kwietnia 2012

Scene XII

Zostałam zmuszona, ale niech nikt nie myśli, że drugi raz się uda! XD Mam na szczęście połowę następnego odcinka, więc chyba jestem bezpieczna :D
Odcinek trochę dziwny, ale wjechaliśmy właśnie na czas, kiedy coś się dzieje, więc nie przedłużam i zapraszam na kolejny rozdział! ^ ^

><><><><><><><><><><><><><><><><

Znowu.
Wiem, że znowu coś spieprzyłam.
Zazgrzytałam zębami, czując powracający ból w czaszce. Nienawidziłam tego, co się ze mną działo, gdy byłam rozstrojona nerwowo. Już tyle razy skrzywdziłam przez to Sashę i Chloe, że nie mogłam pojąć, dlaczego one wciąż chcą się ze mną przyjaźnić...
Mama ponad rok temu dała im tabletki uspokajające, które przepisał mi lekarz. Zrobiła to za moją zgodą, ale tak czy siak wstyd był zbyt wszechogarniający, by się z nią nie pokłócić. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Ale one rozumiały. I złościły się na mnie, kiedy przepraszałam za zaatakowanie ich.
A teraz chciałam zabić Georga. Chciałam wbić nóż w jego klatkę piersiową.
Co ze mnie za człowiek?
Jęknęłam głośno, zakrywając twarz w dłoniach. On pewnie powiedział to bliźniakom i pewnie będą chcieli wytoczyć przeciwko mnie proces! A już na pewno każą nam wyjeżdżać!
Sasha mnie znienawidzi!
Jak ja się teraz komukolwiek pokażę na oczy?!...
O Boże, uspokój się.
Odetchnąwszy z trudem, zerknęłam na zegarek. Było po dziesiątej, ale dla pewności sprawdziłam datę i przeklęłam głośno.
No to kolejny dzień mamy za sobą.
Usiadłam na łóżku, zastanawiając się, co mam teraz ze sobą począć. Przespałam ponad 24 godziny i właściwie to pewnie powinnam zacząć się pakować. Wolałam sobie nawet nie próbować wyobrażać, jak zareagował młodszy Kaulitz na moje ekscesy. Pewnie darł się na cały dom.
O Boże... To jakaś pomyłka. Nie powinnam była tu nigdy przyjeżdżać.
No cóż. Przeproszę ich i wyjadę i tyle. Koniec historii.
Wstałam, przeciągając się, aż mi strzeliło w kręgosłupie i powlokłam się do łazienki.
To głupie. Chciałam zabić człowieka i jedyne, co chcę mu zaoferować, to jakieś śmieszne przeprosiny?!
Jezu, w co ja się wpakowałam?...

Biorąc prysznic, czułam, jak mój żołądek ściska się z nerwów. Nie wiedziałam, co mam zrobić i choć starałam się się coś wymyślić, w głowie ciągle pozostawała myśl, że oni mnie znienawidzą i podadzą do sądu. W końcu byli sławni i mogli zrobić co chcieli. I tak by wyszło na ich, nawet gdyby to nie była moja wina. A winna to ja byłam na pewno.
- Natasza, jesteś tam? - usłyszałam zza drzwi łazienkowych i zachłysnęłam się wodą. - To ja, Gustav! - o Boże! Co on robi w moim pokoju?! O Boże, nie przekręciłam zamka! O Boże, a jeśli oni teraz myślą, że ja... - Chciałem z tobą porozmawiać, więc jeśli mogłabyś się odrobinę pospieszyć, to byłbym naprawdę bardzo wdzięczny!
Kurwa!
- Chwila! Tylko chwila! - wrzasnęłam, szybko spłukując z siebie resztę piany.
Co on tu, do cholery, robi?! Dlaczego on?! Dlaczego go przysłali?! O mateczko! Pewnie już po mnie!...

Nigdy nie brałam prysznica i nigdy nie suszyłam się TAK szybko. Poważnie, pewnie zajęło mi to dziesięć minut.
Wzięłam głęboki wdech i powoli uchyliłam drzwi, by zobaczyć siedzącego na kanapie Gustava, oglądającego najwyraźniej pokój. Otwierałam usta, by się odezwać, ale wtedy on mnie zobaczył i uśmiechnął się do mnie ciepło, przez co nie mogłam się opanować, by nie spojrzeć na niego spod uniesionej brwi.
Co oni kombinują?
- Chodź, chodź, musimy porozmawiać. - machnął na mnie ręką, a ja niczym posłuszna owieczka ruszyłam na przeciwległą kanapę. Mój żołądek bolał jak cholera. Nie podobało mi się to ani trochę.
- Ja... - zaczęłam, ale nagle zabrakło mi języka w gębie. Co mogłam powiedzieć? Przepraszam? To żałosne. - Ja jestem... pojebana. - znowu zakryłam twarz w rękach, zdając sobie sprawę, że wcale nie polepszam sytuacji. - Przepraszam, ja wyjadę stąd najszybciej jak się da, w sumie mogę już teraz się spakować i wyjechać, nie ma problemu, ja mogę...
- Przestaniesz w końcu paplać, bym mógł wyjaśnić, po co tu jestem? - przerwał mi spokojnie Gustav, na co mnie wcięło i zerknęłam na niego speszona z pomiędzy palców. Zgłupiałam kompletnie, gdy na jego twarzy zobaczyłam szeroki uśmiech. Rozsiadł się wygodniej i poprawił okulary zsuwające się z nosa. - Więc tak. - podrapał się po głowie i nabrał powietrza. - Chciałaś zabić Georga nożem kuchennym. - oznajmił z bananem. - Tak twierdzi Georg, ale mu się tak tylko i wyłącznie wydawało.
Potrząsnęłam głową, prawdopodobniej zatracając się w pozycji potencjalnego mordercy jeszcze bardziej.
- Wcale mu się nie wydawało, ja naprawdę... - urwałam, słysząc jego sugestywne cmoknięcie.
- Georgowi wydawało się, że chciałaś go zabić. - powiedział twardo, aż znieruchomiałam. - W rzeczywistości ty źle się czułaś po nieprzespanej nocy, kazałaś mu usiąść, gestykulując ręką, w której trzymałaś noża. Nie zauważyłaś, że można było to inaczej odebrać. Chloe widziała, że jesteś zmęczona i kazała ci pójść spać.
- Ale... - kręciło mi się w głowie od nadmiaru wrażeń. Czy ja dobrze go zrozumiałam?
- Sasha chciała go nastraszyć i powiedziała mu, że chciałaś go zabić. To był żart. - dodał stanowczo, a moje gały wylazły na wierzch. - Bill uważa, że przesadził, bo jest do ciebie uprzedzony. Toma akurat...
- Zaraz, zaraz, zaraz! - zerwałam się z kanapy, gapiąc się na niego w szoku. - O czym ty, do cholery, mówisz?!
- Wydaje mi się, że jesteś pojętną dziewczyną. - wymruczał, patrząc na mnie pobłażliwie. - Powtórzę się jeszcze raz i proszę cię o dopuszczenie do siebie prawdy. Siadaj. - natychmiast zajęłam z powrotem swoje miejsce, zastanawiając się, dlaczego tak reaguję na jego rozkazy. Automatycznie. - Nie chciałaś go zabić. Nawet nie wpadło ci to do głowy. Sasha wkręcała Georga. Bill jest przewrażliwiony na twoim punkcie. Jesteś niewinna. Czy jest coś, czego nie rozumiesz? - pochylił się w moją stronę, a ja się zapowietrzyłam. - Słyszałem, że umiesz gotować, co się bardzo dobrze składa, bo wszyscy uwielbiają tu jeść. Traf w ich kubki smakowe, a zapomną o tym drobnym nieporozumieniu. Zrozumiano? - wstał i ruszył do drzwi, ignorując mój szok wymalowany na twarzy. - Zaraz jedenasta, więc lepiej jedź na zakupy, jeśli chcesz zdążyć. - i wyszedł. Tak po prostu wyszedł.


Blondyn, znowu poprawiając okulary zsuwające mu się z nosa, uśmiechnął się do siebie szeroko. Kolejny raz mu się udało. I to było tak banalnie proste, że ciągle nie mógł wyjść z podziwu nad szybkością, z jaką jego przyjaciele łykali możliwości niezrozumienia sytuacji. Działał już w każdą stronę i w dalszym ciągu nikt się nie łapie, kiedy on nimi manipuluje. Zadziwiające.


Jadąc do najbliższego marketu, ciągle się zastanawiałam, jak to się stało, że Gustav przyszedł, powiedział swoje i sobie poszedł, jakby nie było z tym żadnego problemu. W sensie, no serio!
Wychodząc z domu, nie natknęłam się na nikogo i w sumie nie wiem, jakim cudem, ale brama się sama otworzyła, gdy tylko wsiadłam do chevy'ego. To był jakiś absurd! Byłam śledzona, bo kurwa, przecież samo to się nie otworzyło tak kompletnie bez ingerencji człowieka, nie? To było... To było... To było nienormalne.
I pojechałam tam, nawet nie wiedząc co mam kupić. Nie wiedziałam, co oni by zjedli, bo nie miałam pojęcia, co oni lubią!... No kurwa. Z jednego gówna w drugie. Jakbym z powrotem znalazła się na polskich trawnikach.
Zaparkowałam na parkingu, przywalając sobie z plaskacza w policzki.
- O matko! - pisnęłam, potrząsając głową.
Wysiadłam, ignorując ciekawskie spojrzenia rzucane w moją stronę, jakby ludzie jeszcze się dziwili, że dziewczyna może jeździć takim samochodem. Przewróciłam oczami, poszłam po wózek i weszłam do sklepu.
W porządku, teraz mamy czas na myślenie.
Ponoć dwójka z nich to wegetarianie. A Gustav i Georg to mięsożercy. Więc dzisiaj mogłabym zrezygnować z mięsa na rzecz tych, których chce do siebie przekonać. Czyli w teorii tylko Billa. To wcale nie jest zabawne.
Hmm... Brokuły ponoć nie...
Boże, skąd ja to wszystko wiem?
Hmm... Grzyby. Grzyby mogą być.
Spojrzałam na zegarek i westchnęłam. Pięć po jedenastej. Dwie godziny na obiad...
Kapary!
Czy kapary nie były afrodyzjakiem? O!
Nie. Może im nie zasmakować.
Oh kurczę. Czemu to jest takie skomplikowane?
Zupa. Zacznę od zupy.
I może coś prostego i zwykłego. A potem zacznę się rozkręcać.
Zadowolona poszłam w sekcję mięsną już kreując w głowie wizję obiadu.
- Tak. To podzielę to na pół... i drugą część zrobię z boczkiem... - pokiwałam głową i zapuściłam się na poszukiwanie dobrego opakowania z napisem 'smoked bacon'.

Na Perugia Way wróciłam parę minut przed dwunastą, co w sumie mnie nie zdziwiło, bo za bardzo lubiłam robić zakupy. Przyjemne z pożytecznym.
Tak samo jak przy wyjeździe, brama otworzyła się sama i odpowiedź na moje nieme pytanie przyszła zaraz po tym, jak zaparkowałam impalę na swoim miejscu.
- Myślałem, że dłużej cię nie będzie. - Tom wyszedł nie wiadomo skąd, znów z dłońmi splecionymi za plecami. W tym momencie wyglądał na takiego niegrzecznego chłopczyka, który nie chciał się przyznać, że coś przeskrobał. I w sumie bawiło mnie to i parsknęłabym śmiechem, gdyby nie to, że Tom wiedział, że chciałam zabić Georga.
Kurwa, jak to brzmi.
Wymamrotałam coś nieskładnego i chyba pół na pół po polsku i angielsku i wysiadłam z samochodu.
- Natasza, Gustav ci mówił, że nic się nie stało, nie? - gitarzysta zniżył głos, podchodząc do mnie bliżej, lecz ciągle zachowując bezpieczną odległość. - Nie masz się czego obawiać.
- Po co to robił? Po co Gustav im wmówił, że nie wcale nie miałam zamiaru... skrzywdzić Georga? - oparłam się o bok chevroleta i spojrzałam zmarnowana na starszego bliźniaka, który przygryzł wargę w zamyśle.
- Niektórzy z nas cię lubią. - odparł po prostu i chwycił siatki z zakupami. - Co gotujesz? Bo słyszałem, że ponoć jesteś niezła w te klocki i dzisiaj ty przejmujesz ster. - wyszczerzył do mnie zęby.
- Zupę neapolitańską, którą robi się prawie tak jak rosół i coś, co po polsku nazywamy 'łazanki' i nie wiem, czy istnieje coś takiego po angielsku. - odparłam, podążając za nim.
- Pomóc ci?
- Nie.
- Dlaczego?
- Samej pójdzie mi szybciej. - wzruszyłam ramionami.
Tom postawił reklamówki na blacie i spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Wszystko w porządku? - zapytał, bacznie obserwując każdy mój ruch.
Skinęłam głową, chwytając za zakupy, by wypakować z nich mój przyszły obiad, dla - o mój Boże - siedmiu osób.
- Nie licząc faktu, że chciałam za...
- Nie chciałaś.
- Chciałam. - moje dłonie zatrzymały się w powietrzu, gdy on pojawił się obok mnie. Zauważyłam, że czułam się przy nim nieswojo, ale nie bałam się go na tyle, by uciec. Dziwne.
Tom rozejrzał się wokół i wbił we mnie stanowczy wzrok. Po moich plecach przeszły ciarki.
- Gustav jest bardzo dobry w tym co robi, zapewniam cię. - zaczął poważnie, skupiając przez to całą moją uwagę na jego głosie. - Umie zmanipulować ludzi tak, że nie będą wiedzieli co jest prawdą, ale za to bardzo łatwo uwierzą w to, co jest wyszukanym kłamstwem. - pokiwałam głową, coraz bardziej zadziwiając się nad relacjami między członkami tego zespołu. - Nigdy jeszcze nie sprzeciwiałem się Billowi... ale myślę, że warto. I dlatego nie chcę, żebyś zaprzepaściła szansę.
- Jaką szansę? - nie zorientowałam się nawet, że przeszliśmy do szeptania, jakbyśmy właśnie obmyślali plan ucieczki z więzienia. - Co ja...
- Natasza, to brzmi dziwnie, ale chcemy ci pomóc. - przerwał mi, a we mnie coś zaczęło się gotować. - I myśl sobie co chcesz, ja wiem, że nie bez powodu cię tu mamy. Nie możesz teraz wyjechać, póki nie dowiemy się, o co w tym tak naprawdę chodzi.
- O czym ty gadasz? - zdecydowałam się na zajęcie czymś rąk, bo miałam ochotę mu przyłożyć za to, że traktował mnie jak szaleńca. Wyciągnęłam deskę i felerny nóż. I poszłam opłukać kapustę. - To nie ma żadnego sensu, ja jestem na przegranej pozycji i nic już ze mnie dobrego nie wyjdzie, rozumiesz?
- Założysz się? - odwróciłam się do Toma, który patrzył na mnie wyzywająco. - Założysz się, że się zmienisz?
Prychnęłam, powracając do płukania.
- O co?
Usłyszałam długie 'hmmmmmmm', przez co zaczęłam wątpić.
- Powiedzmy, że gdy ty wygrasz, w czasie, gdy rozstrzygnie się nasz zakład, wymyślisz coś, co będę musiał dla ciebie zrobić, a gdy wygram ja, ty wykonasz mój rozkaz. - rzucił, a ja wróciłam z kapustą na deskę.
- Czyli jeśli dobrze rozumiem, ty będziesz musiał zrobić to co ja chcę? - upewniłam się, a on pokiwał głową, uśmiechając się szeroko. - Ok. - wzruszyłam ramionami. - Co mi tam. Ustalmy datę rozstrzygnięcia i zakład stoi. - jeśli on uważa, że to może mieć w ogóle miejsce, ta cała moja zmiana, to chyba śni. Koszmar.
Przynajmniej będę miała trochę czasu na wymyślenie jakiegoś zadania dla niego. Żeby go dobić, a co.
- A kiedy wracacie? - wymruczał, przyglądając się moim dłoniom, które były właśnie w trakcie przekrajania kapusty na pół.
- Ponoć za miesiąc, ale pewnie to się przedłuży, znając Sashę. - odparłam, zerkając na jego reakcję.
Zacisnął usta w cienką linię, prawie pozbawiając się uśmiechu.
Tu coś, kurwa, śmierdzi. On jest wyraźnie na nią wściekły i gdyby był całkowicie winny, nie byłby na nią zły.
- No dobra, no to ustalmy termin... za miesiąc. - wyciągnął telefon i przez chwilę coś na niego klikał. - Mamy dzisiaj 27 czerwca, więc 27 lipca mamy rozstrzygnięcie zakładu. - schował komórkę i wystawił do mnie rękę. - Zakład?
Skinęłam głową, nie przerywając krojenia.
- No to zakład. - odpowiedziałam, przypominając sobie, że nie mam w co wrzucić kapusty.
Tom odchrząknął, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała pytająco.
- Uściśnij moją rękę. - powiedział powoli, nie spuszczając ze mnie swojego świdrującego wzroku. - Inaczej zakład nie będzie ważny.
Uniosłam brwi, nie wierząc, że on rzeczywiście mówi serio.
- Ale...
- Uściśnij moją rękę. - powtórzył stanowczo, wysuwając swoją dłoń jeszcze bardziej w moim kierunku.
Gapiłam się na niego z rozchylonymi ustami, nie wiedząc, co mam zrobić. Głupi Tom! Przecież on widział, że ja nie... Ja ich nie dotykam. Nie dotykam ich.
- Wszystko w porządku? - niespodziewane pojawienie się dziewczyn w wejściu do kuchni jeszcze bardziej mnie rozstroiło. To była chwila, kiedy mogłam zmienić temat i nie musiałabym...
- Jasne, właśnie się założyliśmy, więc jeśli mogłabyś podejść i przeciąć dłonie, to byłoby super. - rzucił Tom do Chloe, która łącznie z Sashą przyglądała nam się skonsternowana.
Kurwa. Nie mam wyjścia.
Ale z drugiej strony one wiedzą, one mnie znają, więc może...
- Nie próbuj ich przekonywać, uściśnij tą rękę. - zamachał nią gitarzysta, a ja zagryzłam dolną wargę w zdenerwowaniu.
- Uh, cholera, niech ci będzie. - sapnęłam i z prędkością światła zacisnęłam swoją dłoń na jego dłoni. - Chloe, przecinaj.
- Ha! - Tom gwizdnął z zadowoleniem, gdy Ruda rozdzieliła nasze ręce i zatarłszy swoje, wyszedł z kuchni, omijając Sashę szerokim łukiem.
Przez chwilę kroiłam w ciszy, zastanawiając się, czy jednak nie umyć z powrotem swoich kończyn, gdy Chloe zapiszczała operowo.
- Czy ty właśnie dobrowolnie dotknęłaś faceta? - usiadła naprzeciw mnie, a obok niej szybko opadła Sash. - Tak... Kompletnie dobrowolnie?
Prychnęłam i przewróciłam oczami.
- Gdzie ty widziałaś tą dobrowolność? On mnie zmusił. - sięgnęłam do szafki poniżej i wyciągnęłam dużą miskę, by wrzucić do niej już skrojoną kapustę.
- A o co się założyliście? - ciągnęła niezrażenie.
- O to, że w przeciągu miesiąca się zmienię. Co jest nielogiczne i absurdalne. - zaśmiałam się sucho.
- Łazanki! - najwyraźniej zmieniła temat, co w sumie było mi na rękę. - Kocham łazanki! - i że też w końcu nauczyła się wymawiać to słowo poprawnie to aż mnie dziwi.
- Natasza? - odezwała się po chwili Sasha, odkładając makarony na bok.
- Hmm?
- Ale wiesz, że nie umyłaś rąk po kontakcie fizycznym, ani nawet nie wytarłaś ich o spodnie?
Szlag, zauważyła.

- Zraniłam cię. - wydusiłam, gdy łazanki w wersji mięsnej i bezmięsnej stały na szklanej desce i makaron na zupę neapolitańską był praktycznie gotowy. Nikt się po kuchni nie pałętał prócz mnie i moich przyjaciółek - nawet Sternchen zniknęła Mephisto wie gdzie - a jedna z nich kazała mi zapomnieć znowu o fakcie, że drasnęłam ją nożem. - Ile razy to zrobię, zanim będziecie mnie miały dość?
- Zamknij się. - burknęła Sasha. - Przestaniesz to robić. I teraz z łaski swojej zajmij się tym cholernym makaronem i mnie nie wkurzaj. - posłała mi mordercze spojrzenie, które podchwyciła Chloe.
- Jestem głodna. - stwierdziła i mimowolnie parsknęłam śmiechem. - I koniec tematu.
- A czy ja ci mówiłam, że ten wegetarianizm to chwyt marketingowy? - blondynka wskazała na łazanki z pieczarkami. - Ja wiem, że to i tak będzie obłędne w smaku, ale następnym razem nie musisz się produkować z wegetariańskim żarciem, chyba, że ktoś będzie miał na to ochotę.
- Jaki wegetarianizm? - zaciekawiła się Ruda, zabierając z garnka kluskę, zanim udało mi się ją trzepnąć po łapach. - Mniam! - oblizała palce, mlaskając przy tym hałaśliwie. - Jaki wegetarianizm?
- Bliźniaki teoretycznie nie jedzą mięsa. Ale to chwyt marketingowy, jak już mówiłam. - wzruszyła ramionami. - Manager im kazał tak gadać, cholera wie dlaczego.
- Aha. A czy ja mówiłam, że łazanki zajebiste?
- Nic nowego. - zgasiła ją Sash i zaczęłyśmy się śmiać.

W końcu nadeszła chwila prawdy. Sasha wyciągnęła telefon i napisała wszystkim smsy, że obiad gotowy. Mój żołądek znów ścisnął się w kulkę, zastanawiając się, czy głupie łazanki i zupa neapolitańska, która różniła się od rosołu tylko i wyłącznie wrzuconym do tego startym serem, który ciągnął się jak papier toaletowy im zasmakują. Bo jeśli nie, to już po mnie, nie? Nie?
Tak?
Pierwszy przyszedł Gustav, wąchając już od progu zapachy, jakie narobiłam. Co prawda włączyłam okap, ale to niezbyt zadziałało. I w sumie dobrze, bo pachniało zajebiście.
- Zdaje mi się, że o gotowaniu mówiły prawdę. - wskazał na dziewczyny i zasiadł do stołu. Na każdego czekał już talerz z parującą zupą, którą, gdybym wiedziała, że wegetarianizm to kicz, zrobiłabym normalnie na kurczaku. A tak to był na głupich kostkach rosołowych. - Pachnie bosko. - uśmiechnął się szeroko i pochylił się nad jedzeniem tak nisko, że aż mu okulary zaparowały. Hmm... No cóż.
Zasiadłam na miejscu obok Chloe w momencie, gdy w jadalni pojawił się Tom.
- Burczy mi w brzuchu, Leuteeee... - teatralnie zakrył rękoma żołądek i podreptał na swoje miejsce.
- Nie wiedziałam, że nie jesteście wegetarianami i zrobiłam podwójnie drugie danie. - wymamrotałam, zastanawiając się, czy moje wnętrzności mogą eksplodować pod wpływem stresu, jaki mnie napadł.
Tom zbył mnie machnięciem ręki.
No okej.
- Szybciej tam, bom głodny! - ryknął nagle, aż podskoczyłam. - Sorry. - wyszczerzył do mnie zęby. - Szyyyyyybciej!
- Zamknij się, sieroto! Jeszcze brakowało, by cię sąsiedzi usłyszeli, nie?! - usłyszałam krzyk jego bliźniaka i serce stanęło mi w gardle. Jak egzekucja. Czuję się, jakbym była na egzekucji. Albo jak za czasów gladiatorów, gdy lud albo pokazywał kciuk uniesiony do góry, albo skierowany w dół, skazując cię na śmierć. Czemu mi się wydawało, że on nigdy mnie nie polubi? Nikt mnie nie lubił prócz tych dwóch dziewczyn, które jakimś cudem mnie rozumiały. Więc nie powinno mnie dziwić, że on mnie skreślił na samym początku. A czułam się z tym tak niewygodnie...
No cóż. Niech show trwa.
I przyszedł Bill. Omiótł spojrzeniem całe towarzystwo, wybitnie starając się, by nie zatrzymać na mnie wzroku najwyraźniej i usiadł na krześle przed talerzem.
No dobra. Nie zdziwiło mnie to. Opanuj się. Udawaj, że ci się nie podoba i nie sprawia, że twoje ręce się pocą i srce wali ci jakby miało ci jednym uderzeniem zrobić dziurę w klatce piersiowej. Może jednak wybuchnę.
Jego skóra była opalona. Jakby spędził dużo czasu na słońcu. I miał jasną koszulkę, która aż nazbyt uwydatniała to, jak wyglądał.
Chwila.
Od kiedy ja zwracam uwagę na takie rzeczy?
O Boże.
OBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBożeoBoże!
To się nie może dziać na poważnie! To się nie może pogarszać i to w tak krótkim czasie! Czemu ja widzę, jak bardzo on jest umięśniony?! I czemu ja widzę jego usta?! W TAKI SPOSÓB?!
Oż cholera.
Zagryzłam wargę i wbiłam wzrok w talerz, próbując powstrzymać rozszalały puls, który dudnił basami w moich uszach. Oż jasna cholera. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę!
Chcę zniknąć. Chcę stąd zniknąć. Niech ktoś mnie zniknie!
- Żarcie! - Georg usiadł naprzeciw mnie, kopiąc mnie w kostkę, aż ponownie podskoczyłam.
- Przepraszam za przedwczoraj. - wyszeptał, a ja pokiwałam głową, jakbym mu wybaczyła, że chciałam go zabić. O ja pierdolę. Co za cyrk!
- O kurczę, co to się tak ciągnie? - usłyszałam Billa, a reszta ryknęła śmiechem.
- To ser, ty głąbie! - wypaliła Sasha i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wszyscy zaczęli jeść.
Dlaczego miałabym robić na nim wrażenie w taki idiotycznie tandetny sposób, jak gotowanie, skoro on jest gejem?
Zawsze się opanowywałam ze swoimi emocjami, a teraz co?
Chwyciłam łyżkę, dochodząc do bardzo dziwnych wniosków.
Mijał czwarty dzień, a ja zaczynałam się zmieniać pod wpływem głupiego Billa Kaulitza, którego nie obchodziłam ani trochę, ani ciut-ciut. Co też oznaczało, że już teraz przegrałam zakład.
Co oznaczało, że jest dla mnie nadzieja.
Co oznaczało, że na nowo będę cierpieć, bo Kaulitz, który mnie nie znosi, zaczyna mi się coraz bardziej podobać i nie umiem tego zatrzymać, bo nie wiem jak.
I kiedy on się zachwycał nad zupą, nie wiedząc, że to ja ją zrobiłam, miałam ochotę wstać, strzelić mu w łeb i zaśmiać mu się w twarz, że wcale nie jestem taka niefajna, jak mu się wydaje. I chciałabym wtedy przyjrzeć się bliżej jego oczom i koniec.
I było już po mnie.
- O wow! Jest jeszcze drugie danie! - ucieszył się Georg i podleciał do dużej miski z jeszcze parującymi łazankami.
I wiedziałam, że ich kupiłam jedzeniem, co było idiotyczne. Widziałam to po ich minach. To było proste, tak cholerne proste, że mnie to przerażało.
Zmiana była prostsza, niż cokolwiek by na to wskazywało. I to nie tego powinnam się była zawsze obawiać.
Konsekwencje zmian były znacznie gorsze.
- Która z was jest takim geniuszem, do cholery? - zdziwił się Bill, pytając się nas, a jednak mnie nie. To gdzie ja byłam?
I dlaczego musiałam tak drżeć?
- Przecież nie ja. - rzuciła znudzona Sasha, klepiąc się po brzuchu. - Kurwa, jak tak dalej będziesz gotować to zrobię się dwa razy większa, niż jestem obecnie. - poprawiła się na krześle, jęcząc głośno. - Twoje jedzenie jest zbyt dobre, by nie wziąć dokładki. Oficjalnie żegnam się ze swoją figurą.
Mimowolnie zachichotałam wśród śmiechów innych.
- Wybacz, nie miałam zamiaru cię rozpychać. - wyszczerzyłam do niej zęby. I nagle Georga wcięło, a Bill zastygł z widelcem w połowie drogi do ust.
- O mein Goetten! - krzyknął basista i czknął. - Czy możesz od dzisiaj gotować tu zawsze?
Wzruszyłam ramionami.
- Spoko, dla mnie żaden problem. - uśmiechnęłam się do niego pogodnie, co w sumie było zaskakujące, bo pamiętałam w dalszym ciągu, że to debil. A teraz ja siedziałam przed nim i starałam mu się przypodobać, bo wczoraj go omal nie zabiłam. A dwa krzesła dalej siedział facet, który mi się cholernie podobał i właśnie włożył widelca do ust, dając tym znak, że najwyraźniej nie przeszkadza mu fakt, że to co je, jest przygotowane przeze mnie. I właściwie już się cieszyłam, że może to jakiś przełom. A potem mój zachwyt jeszcze bardziej wzrósł, gdy on zjadł wszystko, wstał i powiedział:
- Muszę przyznać, że jesteś niezła w gotowaniu.
Ale to były ostatnie słowa, który do mnie skierował przez tak długo, że zdawało mi się, że minęła wieczność.
Następny raz nastąpił dopiero jedenaście dni później.
W niezbyt przyjemny sposób.

><><><><><><><><><><><><

Właściwie to takie trochę przejściowe to, nie? Tak teraz myślę sobie... I ludzie! Uwielbiam blogspota! I mam końcówkę .com! Buahahahah! XDDDD

12 komentarzy:

  1. Haha ;D.. Gustav jest niezły w manipulowaniu skoro Bill i Geo uwierzyli..;D Geoś to kretyn więc się nie dziwię...ale Bill? No cóż ;D
    Jestem pełna podziwu dla Billa xD.. Odezwał się do Nataszy i to w NORMALNY sposób ;DD
    A Tom gra tutaj rolę dobrego przyjaciela...trochę aż nazbyt ale podoba mi się ;DD
    Ostatnie dwa zdania mnie strasznie zaciekawiły, bo to oznacza, że coś będzie musiało się wydarzyć ;D
    Tak więc już nie mogę się doczekać kolejnego odcinka ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może on po prostu ją lubi i nie zgrywa, tylko chce się z nią zaprzyjaźnić? o_O xDDD

      Usuń
    2. Ale ja nie powiedziałam, że jest w tym fałszywy ;]..;p

      Usuń
  2. no nie, w takim momencie skończyć? Ale cię będą hejtować, ja nie mogę xD Już widzę jak na ciebie najeżdżają. Ale trzeba być mistrzem, żeby znaleźć taki moment, ze wszyscy będą wchodzić co 5 minut na bloga i gryźć ściany, bo nie ma nowego odcinka. Więc szacun xD W sumie to połowę odcinka już czytałam, bo mi wysyłałaś, ale no kurwa i tak jest osom. Gustav mi się serio kojarzy teraz z tym z Piły xD Włada nad ludzkimi mózgami, a oni będą błagać o życie xD Nataszka na przegranej pozycji ha ha, no w sumie zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. Przy takich zjebach nie da się nie wyluzować ;D No w sumie Bill milord jest póki co sztywny, odnoszę takie wrażenie, ale mam nadzieję, że skoro przewiniesz akcję o parę dni, to tak jak obiecałaś zacznie się dziać i się bebuszczak rozkręci. Choć po tym zakończeniu pewnie zacznie od jakichś wątów. Chyba, że to będzie ta od razu akcja z telefonem? : O O ja o ja. No to pisz dalej. W sumie to się zastanawiam jak to w końcu rozegrasz, bo wysłałaś m tylko połowę, ty pure evil xD I nie wiem co z nim zrobi. Pisz dalej, najedz się kiszonej kapusty ;D Ja już nic nie piszę, bo nie bardzo jestem świadoma tego, co baźgram. czekam ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Muszę powiedzieć, że cię lubię za ten obiad, bo wiedziałam, że Billa wryje w podłogę, a i tak się zakrztusiłam herbatą, jak znieruchomiał z tym widelcem :D Haaaaa, to było boskie! Coś jak w horrorach, gdy wiesz, że coś wyskoczy, a i tak wysypujesz popcorn gdy to się stanie ;)
    A po drugie, to cię nie lubię za to, że już mi dałaś zapowiedź, że Billowaty się nie będzie do niej odzywał. No fak. A jak się raczy odezwać, to niezbyt miło. W sumie nic nowego, ale, ALE, no weź mnie nie denerwuj! Komplikujesz, ot co. I jeszcze ci się to podoba. Wrrrrr! Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adaaaaaaaa, ale ma być wszystko prosto z mostu? Ja wiem, ze ty nie lubisz cukierkowych opowiastek, no, nie narzekaj :D Tak ma być!

      Usuń
  4. HAHAHAHAHAH :devil: przekonałam Cię !!! A szaliczek już się robi, za (mam nadzieję) niedługi czas będzie gotowy do odlotu do USA hyhyhyhy.
    A wracając do rozdziału to... na samym początku muszę ci powiedzieć, że z chęcią bym cię zabiła za takie kończenie rozdziałów, gdyby nie fakt, że wtedy nie przeczytałabym już ani jednego więcej ;(
    Dalej, Georg nadal jest tępakiem i chyba do samego końca nim dla mnie zostaje i tak jak się teraz przyglądam jego zdjęciom to ten jego podbródek taki... że też nie zwróciłam na to uwagi, przecież jasno widać, że jest tępy!! To uwarunkowane genetycznie, nie mówię, że jego rodzice są nieinteligentni, ale kto wie, może spłodziły go małpy (przepraszam, wiem, że małpy zapewne mają większy iloraz inteligencji niż ich potomek) i później został zmodyfikowany genetycznie żeby tylko wyglądał na człowieka... ohhh wreszcie go rozgryzłam!!!
    A Gustav... ahhahahahahaha nkdlnaepoapOBFJNLAKnsgnoipdsnklnfkldnfliernldknflv no tak, to by było na tyle o nim. :D
    Natasza jak zwykle mnie rozpiercalowuje na cząstki elementarne swoją zajebistością, bo tak, jest zajebista.
    Hmmmmmmm Chloe i Sasha są świetnymi przyjaciółkami, że mimo nie wiadomo co zawsze trzymają stronę Nataszy, serio, myślę, że nie ma dużo takich prawdziwych przyjaciół.
    Billa nie skomentuję, bo zachowuje się jak jakiś pokrzywdzony przez pieniądze debil z chronicznym schorzeniem mózgu, to takie przykre :(
    No więc pozdrawiam i dziękuję za zapewnienie, iż zupa wegetariańska została ugotowana na kostkach warzywnych. AU REVOIR MA FILLE :D
    Twoja wierna krejzi fanka (serio, zakładam jednoosobowy fanklub o wdzięcznynm skrócie: nnN (napalona na Nataszę) - taki kryptonim operacyjny nnN aaaah ten mój geniusz. A tak nawiasem mówiąc to tylko ja, Natalia :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faken, dłuższy koment od mojego, nie może byc : O

      Usuń
    2. I też mam ochotę ci zaspamować, ale nie mam faken ajdiji xD Tam pisz te 10 do przodu bo jak cię potem niewena dopadnie, to znowu będziemy czekać pół roku ._. W ogóle chwała ci za to,że tak potrafisz, bo ja musze od razu opublikować, inaczej mnie szlag trafi ;D

      Usuń
    3. Ta, a to, że jutro dodaję nowy, to co? Lol, już mnie niewena dopada, jak otieram plik z nowym rozdziałem to mi się ziewa XD

      Usuń
  5. ;)) no no jakieś postępu ;D

    OdpowiedzUsuń

Pamiętajcie, by skopiować treść komentarza, by potem nie wyszło, że Wam czegoś nie dodało i całość przez przypadek poszła się jebać! ^ ^
P.S. Łahaha! Zdaje się, że nie trzeba cenzurować, więc możecie jechać po całości! :D:D:D