Miałam dodać w sobotę i dodaję (TAK, u mnie wciąż jest sobota! XD) i ustaliłam se (w sumie wspólnie z honey), że będę dodawać odcinki w sobotę i koniec na tym xD Mam pół kolejnego odcinka, obolały bark po strzelaniu z shotguna, sześć rzutek zestrzelonych (czyli wygrana z ojczymem na koncie), zdjęcia, na których od strzału wygina mnie jak paragraf i chyba przeziębienie od palenia na dworze o pierwszej w nocy XD Dziękuję, to tyle z moich przeżyć na te dwa dni xDDDD
><><><><><><><><><><><
Jeszcze tego samego dnia wybrałam numer do mojego kuzyna, by złożyć mu życzenia urodzinowe. Kończył 21 lat i dodzwoniłam się do niego akurat w trakcie poważnej imprezy. Cóż. Różnica czasowa dała we znaki.
Nie pamiętali o niej. Znowu. Wiedziała o tym. Patrzyła wyczekująco na telefon co kilka godzin, ale nic. Żadnego SMS-a, żadnego nieodebranego połączenia. Czemu miała w ogóle nadzieję, że coś się zmieni, jeśli nigdy nie widzieli powodu, by się zmienić?
Polubiła to miejsce i chciała tu zostać, tak naprawdę. Chciała być z dala od tych ludzi, którzy tylko na papierze wykonywali swoją brudną robotę - bycie rodzicami.
Ciekawe kiedy sobie o niej przypomną? Jak dopiero wróci? Czy może nawet wtedy nie? Pewnie nie. Przypomną sobie, jak im znowu zabierze zbyt dużą ilość gotówki. Tym razem zabierze wystarczającą ilość by wynieść się z domu i nie wrócić. W końcu będzie pełnoletnia i będzie mogła decydować o sobie nie z przymusu, a z własnego wyboru.
Nigdy więcej nie będzie musiała spojrzeć im w twarz.
Pieprzyć ich.
Gapienie się na telefon mogłoby być tylko głupim przyzwyczajeniem. Jeszcze nad tym popracuje.
Przez te jedenaście dni poznałam lepiej Gustava, którego nagle zaczęłam zauważać i nie czułam się przy nim tak źle, jak przy Georgu, którego starałam się unikać, a który i tak mnie znajdował. Nie wiedziałam, czy robił mi na złość. Raczej nie. Mam na myśli przy jego inteligencji.
Gustav był raczej bardzo... swojski. I może trochę przypominał w tym Toma, bo w ich obecności czułam się prawie swobodnie. Prawie.
I przez te jedenaście dni Bill pojawiał się tak niespodziewanie, jak niespodziewanie znikał mi z oczu. I może to był czysty przypadek, że tak często wyjeżdżał? Pewnie był, tylko ja wszystko wyolbrzymiałam. Nie mogłam znowu być taka zła, że przeze mnie miałby unikać mieszkania we własnym domu.
Sasha mówiła, że to ponoć coś związane z wydawaniem nowego albumu. Podobno w październiku, czy w listopadzie miał wyjść ich nowy krążek.
Ja nie wiedziałam. Widziałam za to wyraźnie, że zaczynało się ze mną dziać coś nienormalnego - ja wiedziałam, kiedy on wracał. Miałam jakiś wyczulony na niego zmysł, czy cholera wie co, ale to działało. To nie miało za grosz sensu. Nie znałam go kompletnie, znaczy osobiście, a reagowałam tak...
Starałam się o tym nie myśleć.
Przez te jedenaście dni zauważyłam, że Sasha dziwnie często się mnie trzymała, jakby nie miała ochoty, bądź nawet obawiała się pozostać sama. Doszłam do wniosku, że może stoi za tym Tom, ale wciąż było za wcześnie, by się kogokolwiek o to spytać.
Co mi przypomina, że Gustav był świetnym obserwatorem i chyba dlatego łatwo mi się z nim rozmawiało.
Dzwoniłam do mamy kilka razy, choć właściwie nie czułam takiej potrzeby. Myślałam, że będzie inaczej, że jednak sobie nie poradzę, a mijały dwa tygodnie, a ja miałam wrażenie, że kolejny miesiąc i ten budynek stanie się moim drugim domem. Nie przypuszczałam, że tak szybko się w nim odnajdę. I to było pozytywne zaskoczenie.
Przez jedenaście dni na szczęście próba morderstwa nie powtórzyła się i Georg chwilowo zrobił sobie wolne od zadawania niewygodnych pytań. Albo ktoś go opierdzielił.
I nikt więcej nie poruszał tematu 'prawie-morderstwa-z-zimną-krwią'. Zastanawiałam się, dlaczego przy pierwszym obiedzie mojego wykonania wszyscy zachowywali się, jakby nic się nie stało (prócz Georga), ale chyba większość po prostu zareagowała w amerykański problem - jednego dnia coś jest nie tak, a drugiego wszyscy o tym zapominają. Cóż. Mi to na rękę było.
Tak więc nadszedł dziewiąty lipiec i należą mi się gratulacje za moją inteligencję, którą tego dnia bardzo łatwo można było przyrównać do tej Georgowej.
Po obiedzie postanowiłam pójść i trochę rozruszać umysł i palce, więc wzięłam laptopa i zwlokłam się do salonu, gdzie tymczasowo najlepiej mi się pisało.
Usiadłam sobie więc na fotelu i odpaliłam komputer, wybierając najwygodniejszą pozycję do pisania. Otworzyłam Worda i - co w sumie było nawet dziwne - zaczęłam pisać tak po prostu. Wena najwyraźniej chciała mi wynagrodzić dni, gdy uciekała w cholerę.
Siedziałam tak i siedziałam, aż za oknami zaczęło się robić szarawo, a na parterze zbierało się coraz więcej ludzi.
Wzruszyłam ramionami, stwierdzając, że może się przeniosę się do pokoju i dokończę w spokoju rozdział. Ziewnęłam, zamknęłam laptopa, schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam na górę.
Zanim zorientowałam się, że coś jest nie tak, oczywiście musiało minął trochę czasu. Poszłam do łazienki, wróciłam z niej, z powrotem odpaliłam laptopa, zalogowałam się i wtedy zauważyłam na szafce nocnej telefon.
Mój telefon, gwoli ścisłości.
Zamrugałam oczami, zsuwając lapa z moich kolan, by upewnić się, że w tym pomieszczeniu znajduje się tylko jedna komórka.
- Oż cholera. - wymamrotałam i wyciągnęłam drugiego blackberry z kieszeni. - Kurwa, zajebałam komuś telefon. - i to wcale nie było zabawne, bo nawet nie wiedziałam, czyje to jest. A to musiało być któregoś z chłopaków, bo przecież wiedziałam, jakie telefony mają Sasha i Chloe!
O matko. Uspokój się. Idź na dół i zostaw go tam, skąd go wzięłaś.
Brzmi jak plan.
Odetchnęłam i potykając się własne nogi, ruszyłam do drzwi. Uchyliłam je powoli i upewniając się, że nikogo nie ma, kto mógłby mnie posądzić o kradzież, wyleciałam sprintem na korytarz, od razu kierując się na schody.
Biegłam, jakby mnie goniła sama śmierć, ale na dole czekały mnie znacznie straszniejsze rzeczy, niż coś tak trywialnego jak trumna.
- O, Natasza! - Tom zamachał do mnie z salonu, a ja machinalnie zagryzłam wargę. - Widziałaś gdzieś telefon Billa? Blackberry, srebrny, rozsuwany?...
I umarłam.
Zrobiło mi się gorąco i omal nie przegryzłam wargę do krwi.
O matko! O matko! O mamusiu!
- Nie! - palnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć i walnęłam sobie mentalnego facepalma. Co ty kurwa wygadujesz?! Masz go w kieszeni! Oddaj go! - Ale jak go zobaczę, to dam ci znać!
- Ah trudno, zadzwonię i się sprawdzi - odparł, a ja wywaliłam gały na wierzch, obróciłam się na pięcie i spieprzyłam na górę.
Już po mnie! Co zrobić?! Co zrobić?!
Złapałam się za głowę, dysząc głośno. Rozejrzałam się wokół, szybko obmyślając kolejny plan. Musiałam... Musiałam odłożyć go do jego pokoju. Bo pewnie on się skapnie, że go ruszałam! Każdy widział, że siedziałam tam na dole i pewnie pomyśli, że specjalnie go ukradłam, szlag! A tamten zaraz zadzwoni i wszyscy usłyszą, że jest w mojej kieszeni! Jestem w dupie!
- Kurwaa... - jęknęłam cicho, przyciskając dłoń do rozszalałego serca. - Kurwaaaa... - ja wykorkuję przez własną głupotę! - Kurwa! - pisnęłam i podbiegłam do drzwi Kaulitzowego pokoju. Szybko. Szybko, szybko, szybko!
Przystawiłam ucho do drewna, nasłuchując, czy ktoś się w środku pałęta. I muszę przyznać, że nie słyszałam nic, prócz własnego wewnętrznego dudnienia. Niech to!
Zacisnęłam zęby, by nie zacząć krzyczeć, bo miałam naprawdę na to niebywałą ochotę. W co ja się wpieprzyłam?! O Gott!
Dobra, otworzę, położę w pierwszym lepszym miejscu i zwieję. Zdaje mi się, że tam nikogo nie ma. A przynajmniej tak mi się zdawało.
- Ok... - nabrałam powietrza i delikatnie nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Czułam się, jakbym była na jakiejś ważnej misji, albo co najmniej jakbym stała na minie. I w sumie to drugie było bardziej prawdopodobne, niż bawienie się w jakiegoś Bonda. Dłonie miałam tak spocone, że omal klamka z hukiem nie wyślizgnęła mi się spomiędzy palców. Zajrzałam przez szparę, jaką utworzyłam i w zaciemnionym pomieszczeniu, pachnącym męskimi perfumami, które było pokojem Billa, na szczęście nie zauważyłam nikogo.
Powoli wyciągnęłam komórkę z kieszeni, która nagle zaczęła wibrować, co wpakowało mi serce do gardła i otworzyłam szerzej drzwi, by położyć ją na szafce prawej strony.
I wtedy to się stało.
Rozległ się dzwonek.
Głos zabulgotał mi w gardle, gdy niemal rzuciłam telefon na swoje miejsce i wtedy z łazienki wyszedł ON.
Trzasnęłam drzwiami tak szybko, że prawie przycięłam sobie włosy i ręce i nogi i wzięłam nogi za pas.
- Osz kurwa! - sapnęłam, gdy skręcając na schody, usłyszałam otwierające się gwałtownie za mną drzwi. Kurwa! KURWAAA!!! KURWA NA POMOOOC!!! ON ZA MNĄ IDZIE!
Boże, może jeszcze nie zauważył, że to ja? Jak go zgubię, to on się nigdy nie dowie, nie? Prawda? Prawda?? O mamusiu!...
Przeskakiwałam kilka stopni na raz, mając w pamięci, że on miał zbyt długie nogi, by se tuptać ja małe dziecko. Pewnie jednym susem mógłby zeskoczyć na niższe piętro. O Jezu, szybko, szybko!
Zbiegłam w rekordowym czasie na sam dół i mijając zdziwionego Georga, popędziłam w stronę biblioteki (czy oni na serio coś czytają, czy to tylko dla ozdoby?). Tam były regały, mogłam błądzić między nimi przez wieczność i jeden dzień dłużej.
Schowałam się za najodleglejszym i najbardziej zaciemnionym i oparłam ręce na kolanach, próbując unormować oddech.
Szlag, zostawiłam otwarte drzwi. I pewnie Georg mu wszystko wypapla! O matko! Już po mnie!
Gdy tylko usłyszałam szybkie kroki, powietrze zamarło mi w płucach. Kurwa. Kurwa, on już tu jest.
Przeżegnałam się szybko i zerknęłam przez szparę między książkami.
O fuck. Jego mina mówiła wszystko i jeszcze więcej. On mnie zabije tymi szczupłymi rękoma. Po prostu chwyci moją szyję, przekręci szybko o 180 stopni i koniec. I goodbye, Natasza.
Zacisnęłam dłoń na ustach, by uciszyć się jak najbardziej i na palcach przeszłam za regał ustawiony równolegle do wejścia.
To było straszne. Serce waliło mi tak mocno, że ledwo słyszałam jego kroki. Chodził tak nienaturalnie cicho, że zaczęłam się zastanawiać, czy on na pewno jest człowiekiem.
I czemu miałam wrażenie, że on zna moje dokładne położenie?
Boże, pewnie zna, ale, że dostarczam mu rozrywki, to mnie jeszcze nie odkrył. Niczym predator.
Powoli przesuwał się do przodu, uważnie rozglądając się na boki. Cisza była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Tym samym, którym chciałam zabić Georga, który pewnie się mści i dlatego podał Billowi miejsce mojej kryjówki. No nic. No nic.
Skręcił w prawo, co ja wykorzystałam i szybko przesunęłam się w stronę drzwi, których nie zamknął.
On się mną bawił.
Zniknął za regałem po drugiej stronie biblioteki i zwiałam, zatrzaskując za sobą mahoniowe drewno, dziwiąc się, że tak łatwo mi poszło.
- Hej, Natasza! - jęknęłam głośno, gdy z salonu wyjrzała głowa Georga. - Bill cię szukał, powiedzieć mu, gdzie jesteś?
No chyba, kurwa, ocipiałeś!
- Nie rób tego! - pisnęłam i z rozpędem padłam na kolana, doślizgując się za kanapę. Georg spojrzał na mnie zdezorientowany, ale natychmiast przerwał kontakt wzrokowy, gdy efektownie przejechałam palcem po szyi. - Nie widziałeś mnie. - wycedziłam, a ten pokiwał głową i usiadł przy fortepianie i zaczął coś grać, co niewiele z muzyką miało wspólnego.
Padłam na ziemię, wklejając się w mebel.
O mamo. Ja umieram. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle biegłam w tak krótkim czasie!...
- Gdzie ona jest? - usłyszałam po niemiecku i przestałam oddychać. Znowu. - Georch, nie ignoruj mnie i powiedz, gdzie ona jest.
To chyba był nadmiar stresu i adrenaliny, że go zrozumiałam. Ale to nie było teraz ważne. Ważne było to, że byłam bliska śmierci, a ja wciąż byłam za młoda, by umrzeć.
Brzdąkanie nie ustępowało.
- Nie wiem o czym mówisz. - oznajmił spokojnie Georg, a ja prawie przywaliłam sobie w twarz. Jasne, że wiesz! Ty nie umiesz udawać! - Nie znam żadnej Nataszy. - ło kurwa. No teraz to żeś pojechał. W to to na pewno ci uwierzy.
- Georch, kurwa! Czy ty siebie słyszysz?! - dźwięk po owym ekspresyjnie wykrzyczanym pytaniu świadczył tylko o jednym. Bill, w przeciwieństwie do mnie, naprawdę strzelił facepalma.
- Muszę przyznać, że nie do końca, bo jak widzisz - gram. - odparł basista, a ja omal nie jęknęłam głośno. Na miejscu Billa chyba bym go zabiła.
Oż cholera. Czy ja naprawdę to pomyślałam?
W sensie... Czy ja znowu mam ochotę go zabić?
Emmm...
- Jest tu, czy nie?!
- Nie ma! Poszła w piździec!
Przydusiłam się rękoma, by nie wybuchnąć śmiechem, który nagle mnie ogarnął. O mateczko! Georg jest zabójczy!
- Nieważne. - wymruczał Bill już po angielsku, najwyraźniej dając mi znak, że wie, że tu jestem. Mój ubaw zgasł. - Ten dom w końcu nie jest taki duży, prawda? I tak ją znajdę. - i zapewne odwrócił się na pięcie i w uszach pozostało mi tylko echo jego kroków.
Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy powoli podnosiłam się do pozycji siedzącej. Georg przestał grać (prawdopodobnie wsypując mnie tym jeszcze bardziej) i spojrzał na mnie zatroskany.
- Czemu on cię nie lubi? - spytał, jakby nagle inteligencja mu rozjaśniła sytuację.
Bo chciałam cię zabić?
Bo uważa, że jestem homofobem, a w rzeczywistości go oplułam, bo mi się podoba i byłam z deczka w szoczku?
Bo nie chciałam go przytulić?
Bo uważa, że jestem pojebana?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
Georg westchnął i przeczesał delikatnie włosy palcami, jakby się bał, że zepsuje tym sobie szykowną fryzurę.
- Nie ma się co martwić. Zanim się obejrzysz, będziecie najlepszymi przyjaciółmi i będziecie sobie opowiadać o obiektach waszych westchnień. - uśmiechnął się do mnie i powrócił do brzdąkania.
Hahahahahahhahah! ZABAWNE! ALE ŻEŚ JEBNĄŁ!
- Taa... - mruknęłam, patrząc na niego jak na kretyna spod ciemnej latarni.
O Boże. Ja go nie znam.
Wstałam i zdecydowałam ukryć się w pokoju i nigdy więcej z niego nie wychodzić. Co w sumie miałoswoje plusy. Mogłam się zabarykadować i miałabym gdzie spać i miałabym kibel pod nosem. Jedyne co, to pewnie musiałabym skądś wykombinować linkę, dzięki której Chloe albo Sasha podawałyby mi jedzenie przez okno.
Ha! Jestem niezła!
Powoli ruszyłam w stronę schodów, plecami do ściany, niczym spiderman w wersji nie-pajęczakowej. Widziałam w kuchni Toma i Gustava, którzy patrzyli na mnie ze zmrużonymi oczyma, jakby się zastanawiali co ja odpierdalam. Zignorowałam ich. Ten głupi Kaulitz, który mi się podoba i chce mnie zabić, mógł być wszędzie i nie mogłam odwracać od tego mojej uwagi dla tak błahych rzeczy jak tłumaczenie się, dlaczego udaję swój własny cień na ścianie.
Pusto.
Truchtem podbiegłam do do schodów i powoli wspięłam się kilka stopni wyżej, by zobaczyć, czy on se przypadkiem na pierwszym piętrze nie stoi i ni czeka na mnie.
Pusto.
Moje serce zabiło z nadzieją na lepsze jutro.
Na całym pierwszym piętrze pusto.
Powtórzyłam manewr, wspinając się na schody prowadzące na samą górę i niemal zapiszczałam głośno, gdy na mojej drodze nikogo nie było.
To była sprawa życia lub śmierci. Musiałam przebiec przez drugie piętro i zniknąć za drzwiami swojego pokoju, zanim niepożądany obiekt mojego lęku o zdrowie się pojawi gdziekolwiek, gdzie mógłby popełnić morderstwo.
Przeżegnałam się kolejny raz i pędem ruszyłam do celu.
I zdawało mi się, że gdzieś usłyszałam szczęk zamka i serce znowu podeszło mi do gardła, ale zanim cokolwiek przerażającego wyskoczyło gdziekolwiek znienacka, ja otworzyłam drzwi i wpadłam do pokoju jak burza.
- O matko, przeżyłam!... - westchnęłam błogo, czując jak moje ciało przyjemnie się relaksuje w poczuciu bezpieczeństwa. - Oh jak dobrze... - puściłam klamkę i odwróciłam się z zamiarem padnięcia na poduszki. - O kurwa! - odskoczyłam gwałtownie do tyłu, przypierdalając efektownie w drzwi, aż mi się w głowie zakręciło.
- To teraz sobie utniemy małą pogawędkę. - oznajmił beznamiętnie Kaulitz, opierając się o kolumnę łóżka.
Przełknęłam głośno ślinę.
Nie pamiętali o niej. Znowu. Wiedziała o tym. Patrzyła wyczekująco na telefon co kilka godzin, ale nic. Żadnego SMS-a, żadnego nieodebranego połączenia. Czemu miała w ogóle nadzieję, że coś się zmieni, jeśli nigdy nie widzieli powodu, by się zmienić?
Polubiła to miejsce i chciała tu zostać, tak naprawdę. Chciała być z dala od tych ludzi, którzy tylko na papierze wykonywali swoją brudną robotę - bycie rodzicami.
Ciekawe kiedy sobie o niej przypomną? Jak dopiero wróci? Czy może nawet wtedy nie? Pewnie nie. Przypomną sobie, jak im znowu zabierze zbyt dużą ilość gotówki. Tym razem zabierze wystarczającą ilość by wynieść się z domu i nie wrócić. W końcu będzie pełnoletnia i będzie mogła decydować o sobie nie z przymusu, a z własnego wyboru.
Nigdy więcej nie będzie musiała spojrzeć im w twarz.
Pieprzyć ich.
Gapienie się na telefon mogłoby być tylko głupim przyzwyczajeniem. Jeszcze nad tym popracuje.
Przez te jedenaście dni poznałam lepiej Gustava, którego nagle zaczęłam zauważać i nie czułam się przy nim tak źle, jak przy Georgu, którego starałam się unikać, a który i tak mnie znajdował. Nie wiedziałam, czy robił mi na złość. Raczej nie. Mam na myśli przy jego inteligencji.
Gustav był raczej bardzo... swojski. I może trochę przypominał w tym Toma, bo w ich obecności czułam się prawie swobodnie. Prawie.
I przez te jedenaście dni Bill pojawiał się tak niespodziewanie, jak niespodziewanie znikał mi z oczu. I może to był czysty przypadek, że tak często wyjeżdżał? Pewnie był, tylko ja wszystko wyolbrzymiałam. Nie mogłam znowu być taka zła, że przeze mnie miałby unikać mieszkania we własnym domu.
Sasha mówiła, że to ponoć coś związane z wydawaniem nowego albumu. Podobno w październiku, czy w listopadzie miał wyjść ich nowy krążek.
Ja nie wiedziałam. Widziałam za to wyraźnie, że zaczynało się ze mną dziać coś nienormalnego - ja wiedziałam, kiedy on wracał. Miałam jakiś wyczulony na niego zmysł, czy cholera wie co, ale to działało. To nie miało za grosz sensu. Nie znałam go kompletnie, znaczy osobiście, a reagowałam tak...
Starałam się o tym nie myśleć.
Przez te jedenaście dni zauważyłam, że Sasha dziwnie często się mnie trzymała, jakby nie miała ochoty, bądź nawet obawiała się pozostać sama. Doszłam do wniosku, że może stoi za tym Tom, ale wciąż było za wcześnie, by się kogokolwiek o to spytać.
Co mi przypomina, że Gustav był świetnym obserwatorem i chyba dlatego łatwo mi się z nim rozmawiało.
Dzwoniłam do mamy kilka razy, choć właściwie nie czułam takiej potrzeby. Myślałam, że będzie inaczej, że jednak sobie nie poradzę, a mijały dwa tygodnie, a ja miałam wrażenie, że kolejny miesiąc i ten budynek stanie się moim drugim domem. Nie przypuszczałam, że tak szybko się w nim odnajdę. I to było pozytywne zaskoczenie.
Przez jedenaście dni na szczęście próba morderstwa nie powtórzyła się i Georg chwilowo zrobił sobie wolne od zadawania niewygodnych pytań. Albo ktoś go opierdzielił.
I nikt więcej nie poruszał tematu 'prawie-morderstwa-z-zimną-krwią'. Zastanawiałam się, dlaczego przy pierwszym obiedzie mojego wykonania wszyscy zachowywali się, jakby nic się nie stało (prócz Georga), ale chyba większość po prostu zareagowała w amerykański problem - jednego dnia coś jest nie tak, a drugiego wszyscy o tym zapominają. Cóż. Mi to na rękę było.
Tak więc nadszedł dziewiąty lipiec i należą mi się gratulacje za moją inteligencję, którą tego dnia bardzo łatwo można było przyrównać do tej Georgowej.
Po obiedzie postanowiłam pójść i trochę rozruszać umysł i palce, więc wzięłam laptopa i zwlokłam się do salonu, gdzie tymczasowo najlepiej mi się pisało.
Usiadłam sobie więc na fotelu i odpaliłam komputer, wybierając najwygodniejszą pozycję do pisania. Otworzyłam Worda i - co w sumie było nawet dziwne - zaczęłam pisać tak po prostu. Wena najwyraźniej chciała mi wynagrodzić dni, gdy uciekała w cholerę.
Siedziałam tak i siedziałam, aż za oknami zaczęło się robić szarawo, a na parterze zbierało się coraz więcej ludzi.
Wzruszyłam ramionami, stwierdzając, że może się przeniosę się do pokoju i dokończę w spokoju rozdział. Ziewnęłam, zamknęłam laptopa, schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam na górę.
Zanim zorientowałam się, że coś jest nie tak, oczywiście musiało minął trochę czasu. Poszłam do łazienki, wróciłam z niej, z powrotem odpaliłam laptopa, zalogowałam się i wtedy zauważyłam na szafce nocnej telefon.
Mój telefon, gwoli ścisłości.
Zamrugałam oczami, zsuwając lapa z moich kolan, by upewnić się, że w tym pomieszczeniu znajduje się tylko jedna komórka.
- Oż cholera. - wymamrotałam i wyciągnęłam drugiego blackberry z kieszeni. - Kurwa, zajebałam komuś telefon. - i to wcale nie było zabawne, bo nawet nie wiedziałam, czyje to jest. A to musiało być któregoś z chłopaków, bo przecież wiedziałam, jakie telefony mają Sasha i Chloe!
O matko. Uspokój się. Idź na dół i zostaw go tam, skąd go wzięłaś.
Brzmi jak plan.
Odetchnęłam i potykając się własne nogi, ruszyłam do drzwi. Uchyliłam je powoli i upewniając się, że nikogo nie ma, kto mógłby mnie posądzić o kradzież, wyleciałam sprintem na korytarz, od razu kierując się na schody.
Biegłam, jakby mnie goniła sama śmierć, ale na dole czekały mnie znacznie straszniejsze rzeczy, niż coś tak trywialnego jak trumna.
- O, Natasza! - Tom zamachał do mnie z salonu, a ja machinalnie zagryzłam wargę. - Widziałaś gdzieś telefon Billa? Blackberry, srebrny, rozsuwany?...
I umarłam.
Zrobiło mi się gorąco i omal nie przegryzłam wargę do krwi.
O matko! O matko! O mamusiu!
- Nie! - palnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć i walnęłam sobie mentalnego facepalma. Co ty kurwa wygadujesz?! Masz go w kieszeni! Oddaj go! - Ale jak go zobaczę, to dam ci znać!
- Ah trudno, zadzwonię i się sprawdzi - odparł, a ja wywaliłam gały na wierzch, obróciłam się na pięcie i spieprzyłam na górę.
Już po mnie! Co zrobić?! Co zrobić?!
Złapałam się za głowę, dysząc głośno. Rozejrzałam się wokół, szybko obmyślając kolejny plan. Musiałam... Musiałam odłożyć go do jego pokoju. Bo pewnie on się skapnie, że go ruszałam! Każdy widział, że siedziałam tam na dole i pewnie pomyśli, że specjalnie go ukradłam, szlag! A tamten zaraz zadzwoni i wszyscy usłyszą, że jest w mojej kieszeni! Jestem w dupie!
- Kurwaa... - jęknęłam cicho, przyciskając dłoń do rozszalałego serca. - Kurwaaaa... - ja wykorkuję przez własną głupotę! - Kurwa! - pisnęłam i podbiegłam do drzwi Kaulitzowego pokoju. Szybko. Szybko, szybko, szybko!
Przystawiłam ucho do drewna, nasłuchując, czy ktoś się w środku pałęta. I muszę przyznać, że nie słyszałam nic, prócz własnego wewnętrznego dudnienia. Niech to!
Zacisnęłam zęby, by nie zacząć krzyczeć, bo miałam naprawdę na to niebywałą ochotę. W co ja się wpieprzyłam?! O Gott!
Dobra, otworzę, położę w pierwszym lepszym miejscu i zwieję. Zdaje mi się, że tam nikogo nie ma. A przynajmniej tak mi się zdawało.
- Ok... - nabrałam powietrza i delikatnie nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Czułam się, jakbym była na jakiejś ważnej misji, albo co najmniej jakbym stała na minie. I w sumie to drugie było bardziej prawdopodobne, niż bawienie się w jakiegoś Bonda. Dłonie miałam tak spocone, że omal klamka z hukiem nie wyślizgnęła mi się spomiędzy palców. Zajrzałam przez szparę, jaką utworzyłam i w zaciemnionym pomieszczeniu, pachnącym męskimi perfumami, które było pokojem Billa, na szczęście nie zauważyłam nikogo.
Powoli wyciągnęłam komórkę z kieszeni, która nagle zaczęła wibrować, co wpakowało mi serce do gardła i otworzyłam szerzej drzwi, by położyć ją na szafce prawej strony.
I wtedy to się stało.
Rozległ się dzwonek.
Głos zabulgotał mi w gardle, gdy niemal rzuciłam telefon na swoje miejsce i wtedy z łazienki wyszedł ON.
Trzasnęłam drzwiami tak szybko, że prawie przycięłam sobie włosy i ręce i nogi i wzięłam nogi za pas.
- Osz kurwa! - sapnęłam, gdy skręcając na schody, usłyszałam otwierające się gwałtownie za mną drzwi. Kurwa! KURWAAA!!! KURWA NA POMOOOC!!! ON ZA MNĄ IDZIE!
Boże, może jeszcze nie zauważył, że to ja? Jak go zgubię, to on się nigdy nie dowie, nie? Prawda? Prawda?? O mamusiu!...
Przeskakiwałam kilka stopni na raz, mając w pamięci, że on miał zbyt długie nogi, by se tuptać ja małe dziecko. Pewnie jednym susem mógłby zeskoczyć na niższe piętro. O Jezu, szybko, szybko!
Zbiegłam w rekordowym czasie na sam dół i mijając zdziwionego Georga, popędziłam w stronę biblioteki (czy oni na serio coś czytają, czy to tylko dla ozdoby?). Tam były regały, mogłam błądzić między nimi przez wieczność i jeden dzień dłużej.
Schowałam się za najodleglejszym i najbardziej zaciemnionym i oparłam ręce na kolanach, próbując unormować oddech.
Szlag, zostawiłam otwarte drzwi. I pewnie Georg mu wszystko wypapla! O matko! Już po mnie!
Gdy tylko usłyszałam szybkie kroki, powietrze zamarło mi w płucach. Kurwa. Kurwa, on już tu jest.
Przeżegnałam się szybko i zerknęłam przez szparę między książkami.
O fuck. Jego mina mówiła wszystko i jeszcze więcej. On mnie zabije tymi szczupłymi rękoma. Po prostu chwyci moją szyję, przekręci szybko o 180 stopni i koniec. I goodbye, Natasza.
Zacisnęłam dłoń na ustach, by uciszyć się jak najbardziej i na palcach przeszłam za regał ustawiony równolegle do wejścia.
To było straszne. Serce waliło mi tak mocno, że ledwo słyszałam jego kroki. Chodził tak nienaturalnie cicho, że zaczęłam się zastanawiać, czy on na pewno jest człowiekiem.
I czemu miałam wrażenie, że on zna moje dokładne położenie?
Boże, pewnie zna, ale, że dostarczam mu rozrywki, to mnie jeszcze nie odkrył. Niczym predator.
Powoli przesuwał się do przodu, uważnie rozglądając się na boki. Cisza była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Tym samym, którym chciałam zabić Georga, który pewnie się mści i dlatego podał Billowi miejsce mojej kryjówki. No nic. No nic.
Skręcił w prawo, co ja wykorzystałam i szybko przesunęłam się w stronę drzwi, których nie zamknął.
On się mną bawił.
Zniknął za regałem po drugiej stronie biblioteki i zwiałam, zatrzaskując za sobą mahoniowe drewno, dziwiąc się, że tak łatwo mi poszło.
- Hej, Natasza! - jęknęłam głośno, gdy z salonu wyjrzała głowa Georga. - Bill cię szukał, powiedzieć mu, gdzie jesteś?
No chyba, kurwa, ocipiałeś!
- Nie rób tego! - pisnęłam i z rozpędem padłam na kolana, doślizgując się za kanapę. Georg spojrzał na mnie zdezorientowany, ale natychmiast przerwał kontakt wzrokowy, gdy efektownie przejechałam palcem po szyi. - Nie widziałeś mnie. - wycedziłam, a ten pokiwał głową i usiadł przy fortepianie i zaczął coś grać, co niewiele z muzyką miało wspólnego.
Padłam na ziemię, wklejając się w mebel.
O mamo. Ja umieram. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle biegłam w tak krótkim czasie!...
- Gdzie ona jest? - usłyszałam po niemiecku i przestałam oddychać. Znowu. - Georch, nie ignoruj mnie i powiedz, gdzie ona jest.
To chyba był nadmiar stresu i adrenaliny, że go zrozumiałam. Ale to nie było teraz ważne. Ważne było to, że byłam bliska śmierci, a ja wciąż byłam za młoda, by umrzeć.
Brzdąkanie nie ustępowało.
- Nie wiem o czym mówisz. - oznajmił spokojnie Georg, a ja prawie przywaliłam sobie w twarz. Jasne, że wiesz! Ty nie umiesz udawać! - Nie znam żadnej Nataszy. - ło kurwa. No teraz to żeś pojechał. W to to na pewno ci uwierzy.
- Georch, kurwa! Czy ty siebie słyszysz?! - dźwięk po owym ekspresyjnie wykrzyczanym pytaniu świadczył tylko o jednym. Bill, w przeciwieństwie do mnie, naprawdę strzelił facepalma.
- Muszę przyznać, że nie do końca, bo jak widzisz - gram. - odparł basista, a ja omal nie jęknęłam głośno. Na miejscu Billa chyba bym go zabiła.
Oż cholera. Czy ja naprawdę to pomyślałam?
W sensie... Czy ja znowu mam ochotę go zabić?
Emmm...
- Jest tu, czy nie?!
- Nie ma! Poszła w piździec!
Przydusiłam się rękoma, by nie wybuchnąć śmiechem, który nagle mnie ogarnął. O mateczko! Georg jest zabójczy!
- Nieważne. - wymruczał Bill już po angielsku, najwyraźniej dając mi znak, że wie, że tu jestem. Mój ubaw zgasł. - Ten dom w końcu nie jest taki duży, prawda? I tak ją znajdę. - i zapewne odwrócił się na pięcie i w uszach pozostało mi tylko echo jego kroków.
Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy powoli podnosiłam się do pozycji siedzącej. Georg przestał grać (prawdopodobnie wsypując mnie tym jeszcze bardziej) i spojrzał na mnie zatroskany.
- Czemu on cię nie lubi? - spytał, jakby nagle inteligencja mu rozjaśniła sytuację.
Bo chciałam cię zabić?
Bo uważa, że jestem homofobem, a w rzeczywistości go oplułam, bo mi się podoba i byłam z deczka w szoczku?
Bo nie chciałam go przytulić?
Bo uważa, że jestem pojebana?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
Georg westchnął i przeczesał delikatnie włosy palcami, jakby się bał, że zepsuje tym sobie szykowną fryzurę.
- Nie ma się co martwić. Zanim się obejrzysz, będziecie najlepszymi przyjaciółmi i będziecie sobie opowiadać o obiektach waszych westchnień. - uśmiechnął się do mnie i powrócił do brzdąkania.
Hahahahahahhahah! ZABAWNE! ALE ŻEŚ JEBNĄŁ!
- Taa... - mruknęłam, patrząc na niego jak na kretyna spod ciemnej latarni.
O Boże. Ja go nie znam.
Wstałam i zdecydowałam ukryć się w pokoju i nigdy więcej z niego nie wychodzić. Co w sumie miałoswoje plusy. Mogłam się zabarykadować i miałabym gdzie spać i miałabym kibel pod nosem. Jedyne co, to pewnie musiałabym skądś wykombinować linkę, dzięki której Chloe albo Sasha podawałyby mi jedzenie przez okno.
Ha! Jestem niezła!
Powoli ruszyłam w stronę schodów, plecami do ściany, niczym spiderman w wersji nie-pajęczakowej. Widziałam w kuchni Toma i Gustava, którzy patrzyli na mnie ze zmrużonymi oczyma, jakby się zastanawiali co ja odpierdalam. Zignorowałam ich. Ten głupi Kaulitz, który mi się podoba i chce mnie zabić, mógł być wszędzie i nie mogłam odwracać od tego mojej uwagi dla tak błahych rzeczy jak tłumaczenie się, dlaczego udaję swój własny cień na ścianie.
Pusto.
Truchtem podbiegłam do do schodów i powoli wspięłam się kilka stopni wyżej, by zobaczyć, czy on se przypadkiem na pierwszym piętrze nie stoi i ni czeka na mnie.
Pusto.
Moje serce zabiło z nadzieją na lepsze jutro.
Na całym pierwszym piętrze pusto.
Powtórzyłam manewr, wspinając się na schody prowadzące na samą górę i niemal zapiszczałam głośno, gdy na mojej drodze nikogo nie było.
To była sprawa życia lub śmierci. Musiałam przebiec przez drugie piętro i zniknąć za drzwiami swojego pokoju, zanim niepożądany obiekt mojego lęku o zdrowie się pojawi gdziekolwiek, gdzie mógłby popełnić morderstwo.
Przeżegnałam się kolejny raz i pędem ruszyłam do celu.
I zdawało mi się, że gdzieś usłyszałam szczęk zamka i serce znowu podeszło mi do gardła, ale zanim cokolwiek przerażającego wyskoczyło gdziekolwiek znienacka, ja otworzyłam drzwi i wpadłam do pokoju jak burza.
- O matko, przeżyłam!... - westchnęłam błogo, czując jak moje ciało przyjemnie się relaksuje w poczuciu bezpieczeństwa. - Oh jak dobrze... - puściłam klamkę i odwróciłam się z zamiarem padnięcia na poduszki. - O kurwa! - odskoczyłam gwałtownie do tyłu, przypierdalając efektownie w drzwi, aż mi się w głowie zakręciło.
- To teraz sobie utniemy małą pogawędkę. - oznajmił beznamiętnie Kaulitz, opierając się o kolumnę łóżka.
Przełknęłam głośno ślinę.
><><><><><><><
Do next Saturday xD
Pierwsza mÓahahhaahah *pure evil*
OdpowiedzUsuńAhahahah aahahaha ahahahha... No kur.wa nie mogę. Mów co chcesz, zajebiście podoba mi się odcinek, w którym o mało nie zadźgała Georga nożem, bo był taki thrilling, trzymał w napięciu, bo mogła polać się krew, aleto kurwa pobija wszystko na łeb. Siedzę z nosem w laptopie praktycznie w samych literkach, oczy szeroko otwarte, bo nie wiem co się stanie i prawie sikam z tego 2 razy większego napięcia a tu nagle jak czymś nie jebniesz... ledwo powstrzymuję się,żeby nie ryknąć śmiechem na całe mieszkanie i nie obudzić wszystkich. I szczerze, to musiałam zatkać nos, żeby nie zacząć brechtać i zacisnąć zęby, więc się popłakałam, serio. Wysyłałaś mi ten fragment z Georgiem, mistrzem kłamstwa xD ale jak czytałam całość, to to było o wiele śmieszniejsze. i znowu strzeliłam face palma w tym samym miejscu co Bebuszczak xD I rozpierdoliło mnie porównanie Billa do predatora. I przez chwilę się poczułam, jakbym czytała fragment opisujący polowanie psychopaty, jakiegos seryjnego mordercy. No kurwa zaczynam myśleć jak Nataszka, ratujcie mnie xD aa i jeszcze czekaj, co to za zdanie było, co prawie się posikałam..."Georg westchnął i przeczesał delikatnie włosy palcami, jakby się bał, że zepsuje tym sobie szykowną fryzurę." szykownie prostowane 3 h włosy, nafaszerowane odżywkami. xD A jak to pierwszy raz pzeczytałam, t jego szykowna fryzura skojarzyła mi się z trwałą. DAFUQ GEORG Z TRWAŁĄ. O_O i no znowu zakończenie genialne... już nie wiem co napisać,ale on się oparł o kolumnę łóżka. Lohahaha to brzmiało co najmniej jakby miał ją do tego łóżka zaciągnąć, przykuć i gwałcić dnie i noce.. ale w sumie to nie byłby gwałt. No cóż, swoją drogą, ciekawi mnie, czy ona zareaguje jakoś dziwnie na fakt że jest w JEJ SYPIALNI. mmoże tez pomyśli, ze chce ją zgwałcić o_O oo gott,a jak znów strzeli jakiś przypał? coś czuję, że bedzie wesoło. No i gott, czekaj tu sobie do soboty następnej, a właściwie niedzieli XD Może ja jednak też coś teraz wydziergam? no nie moge się doczekać, pisz następne ;D
OdpowiedzUsuńAHAHAHAHAHHA, HAHAHAHAHAA, HAHAHAHAHAHAHHA, HAHAHAHAHA! Mów co chcesz, ale ja mam ze śmiechu wypieki na twarzy, hahahahahah, SERIO! Moja siostra siedzi obok i nie może z beki dlaczego ja się tak śmieję. Gdybyś ty widziała, jak zmordowałam ją wzrokiem, gdy mi przerwała czytanie! No w takiej chwili, jak Natasza bezpiecznie ukryła się za kanapą! Muszę pochwalić głupotę Georga, nie ma co. Natasza? Ja nie znam żadnej Nataszy! (co prosi się o jego dopowiedzenie w myślach: CZŁOWIEKU, DAJ MI SPOKÓJ, JA NAPRAWDĘ NIE WIEM, ŻE ONA JEST ZA KANAPĄ!!!). Billu-predator, jaka schiza! W sumie gdyby ją znalazł w tej bibliotece, to aż mi się ładna scena obrazuje, jak on ją znajduje, a ta czyta poezję, z udawanym spokojem, do góry nogami XD Haaa, wiedziałam, że Billu jest na tyle inteligentny i mściwy, że poczeka na nią w jej pokoju. Wie-dzia-łam! Swoją drogą, jej stan po wejściu do pseudo-bezpiecznego pokoju równał się z orgazmem! ;D A potem facepalm i pier.dolnięcie w drzwi. O BOŻE, ON JEST U MNIE W POKOJU! Wiesz, że teraz to musisz napisać coś dobrego? Bo jak on tylko jej wyjaśni, że ma nie ruszać jego rzeczy, mordując ją przy tym wzrokiem, to zgłoszę sprzeciw! Nataszka z tych nerwów to go tam zgwałci, prawda?! Albo zwieje przez okno, schowa się pod łóżko, do szafy i będzie się modlić, że Bill, który stał obok nie wie, gdzie ona jest XD
OdpowiedzUsuńUmrę do następnej środy!
Miałam na myśli sobotę XD To jeszcze gorzej!
OdpowiedzUsuńCóż ja mam powiedzieć, jesteś mistrzem przeciągania sytuacji, to prawda. Bo nie ma to jak przez cały odcinek opisywać ucieczkę Nataszy z telefonem hahahahahaha i już nawet nie będę opisywać jej zabójczej inteligencji w tym momencie xD hahahaaha rozbawiło mnie to szczerze powiedziawszy :D
OdpowiedzUsuń;))
OdpowiedzUsuńJejciu strasznie cię przepraszam, ale nie mogłam komentować.... Jeb.ał mi się blogspot, ale teraz chyba jest już dobrze. W każdym bądź razie czytam od początku twojej historii ze spotem xD Co do tamtych odcinków to były jak zwykle genialne ten też ;D Musiałabyś widzieć minę mojego brata, który stwierdził, że jestem chora psychicznie, bo cieszę się do ekranu (znowu). A to wszystko przez ciebie i twoje zajebiste poczucie humoru ;P Do sobótki^^
OdpowiedzUsuńSpoko spoko chill XD i muszę przyznać, że chyba coś ci się zakręciło, bo moja historia ze spotem jest mega krótka XD czytaj jako kilkudniowa XD wcześniej byłam na onecie :D:D
UsuńNie no, Żigolo rządzi ;D "Nie wiem o czym mówisz. (...) Nie znam żadnej Nataszy." W tej chwili to sobie pomyślałam "kurwa, ciebie to tej chyba matka nie kocha..."
OdpowiedzUsuńa jak szła po tych schodach do góry, to miałam przed oczami całą akcję, jak Tom z Gustavem gapią się na nią WTF ? ^^ a potem w tym pokoju... BUHAHA! Normalnie jesteś DieBeste ;D
Ale taki zimny Billosz mnie podnieca ^^ aż prawie orgazmu dostałam jak przeczytałam, że on siedzi u niej w pokoju ;D:D
a wogóle z tym telefonem co Tom miał dzwonić... kurwa, jaka panika xd
JUTRO SOBOTAAAAA! IJEEEEHEEE ! ;D:D