Leute, to mój ulubiony rozdział z tego opowiadania *__*
><><><><><><><><><><><
Dlaczego tym razem jest tak trudno?
Gdzieś w głębi siebie, gdzieś na samym dnie leżała odpowiedź - to było zbyt pełne pasji, zapalało się niewiarygodnie szybko, tak jak po szybkim przeciągnięciu zapałki po drasce.
Ulotny zapach siarki.
Ogień.
Ulotny zapach perfum.
Ogień.
Tym razem to nawet nie gasło. Tym razem wszystko stało w płomieniach od pierwszego spojrzenia.
Może miała obsesję na punkcie tego żywiołu. Może była piromanką. Może chciała go ugasić ale w ostatnich chwilach stwierdzała, że żar bijący od niego był zbyt wielki, by podejść, a co dopiero go stłumić.
To musiało być złe. Nie widziała tego nigdy wcześniej. Nie wiedziała, że to... to istniało samo. Samo powstawało i żyło jak kolejny mały człowiek. Czy właśnie tak to miało wyglądać? Na pewno?
Trudno przejść obok niego obojętnie. Nie potrafi tego, choć starała się z całej siły.
W jego oczach jest ogień. Znowu ogień. Wszędzie.
Oboje milczą. Ale to co niewypowiedziane krąży wokół nich jak sępy. Zanim się spostrzeżesz, nie zostanie z ciebie nic. Spłoniesz.
Bała się tego. Dusiło ją to.
Po co wróciła?
Obracała to pytanie w palcach, upuszczała i podnosiła ponownie. Wyrzucała. A potem odszukiwała, by znowu spoczęło w jej dłoni.
Po co?
Najwyraźniej płomienie pociągały ją bardziej, niż byłaby w stanie przyznać.
Wcześniej było inaczej. To było skomplikowane, ale... może było w nich więcej agresji? Więcej żalu?
Chciała go rozszarpać.
Już nie chce.
Chce rzeczy, których nie ma. Za którymi tęskni.
Budziła się w nocy po kolejnym koszmarze i jedyne czego w takich chwilach potrzebowała, to ponowne sprawdzenie czy jego dłoń idealnie wpasowywała się w jej. Wiedziała, że tak. Wiedziała o tym i to było piękne. Bo jego palce były jak stworzone do tego, by splatać się z jej palcami. Ale co z tego? Ona się budziła, a dłoni nie było.
Chciała, żeby znowu śmiał się z jej żartów. Chciała, żeby znowu się gubił w gramatyce angielskiej i żeby znowu przeklinał przy niej po niemiecku.
Chciała, żeby ja przytulił.
Chciała, żeby znowu mówił do niej Blümchen.
Chciała przy nim zasypiać.
Chciała usłyszeć z jego ust 'Kocham cię'.
A zamiast tego słyszy ciszę.
Albo...
- Dlaczego znowu tu jesteś?
Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka i jej serce niespodziewanie zaczęło pompować krew o wiele za szybko.
Przełknęła ślinę i powoli odwróciła się w stronę stojącego parę kroków za nią bruneta. Jego szczęka była zaciśnięta, a ręce skrzyżowane na piersi. Stał w rozkroku i wydawało jej się, że jedno jej drgnięcie i on zaatakuje. Nie chciała, by atakował. Nie miała siły, by się przeciwstawiać.
- Bill mnie zaprosił. - odparła cicho. To były pierwsze słowa skierowane do niego od ponad ośmiu miesięcy. Pierwsze słowa, którymi musiała się tłumaczyć. On jej tu nie chciał.
- I co z tego? - jego brew powędrowała do góry, a na jego ustach wykwitł cyniczny uśmieszek. - Myślałem, że po tym, co było w zeszłym roku, dasz sobie spokój. Ale nie. Ty musisz wracać, nie? - podszedł do niej o krok bliżej, a ją ogarnął paraliż. Słyszała szum w uszach. I była zdenerwowana. Jak po zbyt dużej ilości kawy. - Nie chciałem cię tu. Pokłóciłem się o ciebie z Billem. Rozumiesz?
Zagryzła wargę.
'Żadna dziewczyna nie stanie między nami'
Cholera.
- Nie chci...
- Nie obchodzi mnie to. - przerwał jej gwałtownie, podchodząc tak blisko, że poczuła jego oddech na twarzy. - Nie chcę cię tu. Nie chcę. - chwycił ją za podbródek, a jej oczy rozszerzyły się w strachu. Bała się jego obecności. Bała się tego, że był w zasięgu jej dotyku. Chciała go dotknąć. - Nie wierzę, że ty chcesz. - jego oczy świdrowały ją na wylot, ale nie potrafiła oderwać od niego wzroku. To był ten ogień, który ją przyciągał. - Nie wierzę, że chcesz się katować moją obecnością. - jego nos prawie stykał się z jej własnym. Serce miała praktycznie w gardle. Dusiła się jego bliskością. - Miłość boli, prawda? - wyszeptał w jej nieświadomie rozchylone usta. Nagle zdała sobie sprawę, że każdy cal jej ciała go zaprasza. I przeraziło ją to nie na żarty. Czuła, że tym razem będzie znacznie gorzej. Znacznie gorzej. Tym bardziej, gdy zobaczyła nieznajomy błysk w jego oku. - Więc jeśli tu jesteś... W te wakacje będziemy grać na moich zasadach. - oznajmił twardo, zaciskając palce na jej miękkiej skórze. - Pożałujesz, że tu się pojawiłaś. - polizał jej wargę, po czym zamaszystym ruchem chwycił ją w talii drugą ręką i przyciągnąwszy ją do siebie na całej linii ciała, niemal wgryzł się brutalnie w jej usta.
Powinnam pójść spać. Było już grubo po dwudziestej trzeciej. A ja byłam zbyt zmęczona dzisiejszymi przeżyciami.
Po tym jak im dobitnie wyjaśniłam na czym rzecz polega, wszyscy w zadziwiającym tempie się zmyli. Nie miałam im tego za złe, koniec końców i tak zawsze zostawałam sama jak palec.
Z drugiej strony to ja zawsze uciekałam.
Tom przeprosił za Georga. Powiedziałam mu, że jest kretynem i nie jest winny zachowaniu przyjaciela. Ale on chyba nie wiedział co mówić. Więc powiedziałam mu, że się zajmę samochodem. Dałam mu odejść, bo byłoby sztywno.
Byłam na siebie wściekła. Za to, że dałam się tak podpuścić i za to, że w ogóle taka jestem. Nie nadaję się na przyjaciółkę, nie nadaję się na towarzyszkę. Nie nadaję się na nikogo. W dalszym ciągu zdaje mi się, że to logiczne, że podoba mi się Kaulitz, który nagle okazuje się być gejem.
Ehh... Czy ja muszę sobie to notorycznie przypominać?
Pewnie tak...
Wracając do pokoju, natknęłam się na starszego bliźniaka, który szedł do siebie z jakimś takim dziwnym uśmieszkiem na twarzy, aż się wzdrygnęłam. To było... To było naprawdę dziwne.
- O, Natasza. - rzucił, gdy mnie zauważył. Jego mimika diametralnie się zmieniła i wyszczerzył zęby. - Idziesz już spać?
Wzruszyłam ramionami, nie do końca wiedząc, jak mam zareagować na to, jak się zachowuje.
- Późno. - odparłam tylko, a ten roześmiał się głośno.
- Trzeba będzie z tobą coś zrobić, bo się tu marnujesz. - oznajmił, a ja zmarszczyłam czoło. - Mówię, że jesteś tak niewinna, że to aż przeraża.
Zacisnęłam wargi w cienką linię. Nie lubiłam, gdy ktoś czepiał się mojego stylu życia. On był taki i tyle. Nikomu nic do tego.
Już otwierałam usta, by mu przygadać, gdy on doskoczył do mnie, przez co wylądowałam na ścianie, by przed nim umknąć.
Zachichotał i pomachał mi palcem przed twarzą.
- Jeszcze coś z ciebie będzie, zobaczysz. - uśmiechnął się niczym małe dziecko. - Trzeba się tylko tobą zająć. - pokiwał głową, jakby już mu się tam coś kotłowało i splótłszy ręce za plecami, powędrował do swojego pokoju.
Dziwak.
Miałam koszmary w nocy. Co jakiś czas budziłam się zlana potem, by zapaść w niespokojny, czujny sen, by potem znów się obudzić z niemym krzykiem na ustach.
Nie krzyczałam. Nauczyłam się cierpieć w milczeniu.
Dawno tego nie było. I znowu. Zamykając oczy, widziałam stłuczone szkło. Widziałam dłonie we krwi, widziałam krople łez. Było ich dużo, niczym deszcz spadający z nieba.
Nie płakałam. Spadło ich tyle, że już nic więcej nie pozostało.
Nie chciałam, by pozostało.
Musiałam być silna dla samej siebie. Nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek zapadanie się na dno. Byłam tam za długo. Podnosiłam się jeszcze dłużej.
Śnił mi się jego śmiech. Zimny i szyderczy. On nauczył mnie być chłodną i wyrachowaną. By nikt nie zauważył moich niedoskonałości.
On mnie zniszczył.
I podczas takich nocy, gdy bałam się zasnąć, gdy próbowałam nie przymykać powiek, zawsze myślałam o tym, jak było, choć wolałam zapomnieć. Zastanawiałam się nad sobą, nad swoim zachowaniem i nad tym, do czego dążę.
Dzisiaj w końcu zrozumiałam, że posuwałam się do miejsca, gdzie nie było już nic. W miejsce, gdzie to, co kiedyś się tam znajdowało, opadało szarym popiołem. I gdzieś się zgubiłam. I nie widziałam drogi powrotnej. A za horyzontem były już te ciemne chmury...
Chciałam jakoś z tego wybrnąć. Ale wydawało mi się, że nie ma już dla mnie ratunku.
Chyba było już za późno, by podjąć walkę.
Bałam się zbyt wielu rzeczy, bo bać się, nie oznaczało nie móc być odważnym na tyle, by tego nie okazywać. I przez ten strach życie przeciekało mi przez palce jak krew ze wszystkich moich ran. Ale jak wyzbyć się przerażenia, które zakotwiczyło się tak głęboko, że nie możesz znaleźć do niego drogi? Szukałam, ale jestem ślepa. Ktoś mógłby mnie zaprowadzić za rękę, ale jestem niema. Jestem chora.
Od czwartej już nie spałam. Na początku przewracałam się z boku na bok, potem kręciłam się bez sensu po pokoju. Byłam zmęczona, byłam zdenerwowana. Z każdą minutą nienawidziłam swojego życia, ze mną samą na czele, coraz bardziej. Skończyłam na tym, że wylądowałam w kuchni (na szczęście bez psów) z kubkiem kawy w rękach. Wiedziałam, czym to się skończy. Choć miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
Miałam ochotę na kanapki z pomidorami. I ze szczypiorkiem. Posypane pieprzem i solą.
Wyciągnęłam deskę i nóż 'szefa kuchni', który od razu mi się spodobał, gdy tylko zauważyłam go pierwszego dnia. Musiał być naprawdę drogi, patrząc na to z czego był wykonany.
Kroił jak marzenie. Jakby był kupiony dosłownie kilka minut temu. Przez pomidora przechodził jak przez masło. Uśmiechałam się sama do siebie jak mysz do sera, ale kogo to obchodziło? Moje kanapki będą super.
Szczypiorek był idealnie skrojony. Byłam bardzo dobrą kucharką, nie tylko dlatego, że mój ojciec wymagał, bym była we wszystkim zawsze najlepsza. Do dzisiaj nie wiem dlaczego tak chciał. Nikt nie może być idealny.
Choć najwyraźniej prócz mnie.
Ale to raczej dlatego, że byłam zastraszana.
Kogo to teraz obchodzi...
- Że tak ujmę, robisz to śniadanie tylko i wyłącznie dla siebie? - Georg pojawił się nie wiadomo skąd, a ja mocniej chwyciłam nóż w dłoni. Zaczęło mi szumieć w głowie.
I ja wiedziałam, że tak będzie. Zawsze wiedziałam, kiedy to się zaczynało dziać.
Dlaczego nigdy nic z tym nie robiłam?
- Dla ciebie też mogę zrobić. - odparłam automatycznie, powracając do krojenia szczypiorka. Bacznie jednak obserwowałam każdy ruch tego kretyna, by przypadkiem nie przekroczył niepisanej linii.
Zbliżał się. Okrężną drogą, ale się zbliżał.
- Pomóc ci może? - uśmiechnął się zachęcająco, a ja już czułam, jak moje serce wali niczym młot pneumatyczny. Pojaśniało mi przed oczami i musiałam gwałtownie zamrugać, by choć trochę odegnać to ogłupiające uczucie.
- Poradzę sobie, siadaj. - jeszcze nie przekroczył. Jeszcze... odsuń się... odsuń.
- Ale może jednak? To trochę...
- Siadaj. - warknęłam, gdy niespodziewanie w zadziwiającym tempie przekroczył granicę.
Znalazł się dokładnie trzy kroki obok mnie.
- W ogóle, to chciałem za wczoraj...
- Siadaj! - uniosłam nóż do góry, w ostrzegawczym geście, ale on kolejny raz mnie kompletnie zignorował. Nie wiedziałam, jak to było możliwe, ale w tym stanie nic mnie nie obchodziło. - Siadaj, do cholery!
- Poczekaj, ja tylko chciałem cię za wczoraj przeprosić. - był coraz bliżej i zaczęłam hiperwentylować. Moje dłonie drżały, a w głowie jedyna myśl, jaka mi pozostała, to fakt, że doskonale zdawałam sobie sprawę, gdzie pchnąć, żeby go zabić. Żeby mnie nie skrzywdził. Kręciło mi się w głowie. - Ja wiem... - i wtedy spostrzegł mój nóż wycelowany w niego. Zrobił niepewną minę, ale nie odsunął się. Za to ja nie chciałam niczego innego, prócz zaatakowania go. Był za blisko. Za blisko. - Natasza?
Poprawiłam chwyt, pewnie trzymając broń. Za blisko. Ciągle za blisko.
- Georg!
Byłam jak w amoku. I już podnosiłam nóż. I już kalkulowałam z jaką siłą mam pchnąć. I on się przysunął, najwyraźniej chcąc wyciągnąć zawleczkę z granatu.
A mnie to nie obchodziło.
- Georg!
I nagle przede mną pojawiła się Chloe, przyciskając mnie do lodówki. Wyraz jej twarzy świadczył o tym, że musiałam ją zranić.
Znowu.
Kim ja byłam?... Dlaczego ona ciągle się mnie trzymała?
- Jadłaś coś?
Powoli pokręciłam głową i zanim jeszcze skończyłam tą czynność, w ustach miałam suchy chleb. I potem już wszystko zaczęło się zlewać w jedną papkę. W którymś momencie byłam w swoim pokoju i piłam wodę.
A potem zapadłam w ciemność.
- Co to było, do kurwy nędzy?! - szatyn już od dobrych paru minut chodził w kółko po salonie, zdenerwowany jak jeszcze nigdy. - Czy ona zdawała sobie sprawę, co trzyma w rękach?! Co ona mogła mi zrobić?! - wskazał palcem na rudowłosą, która wróciła razem z blondynką z łazienki z opatrunkiem na brzuchu. - Co tobie zrobiła?!
Zaraz po zabraniu brunetki do jej pokoju, rozpętała się burza. Długowłosy, jak miał w swoim zwyczaju, zaczął histeryzować, zwołując przy tym cały dom do jego osoby. Przekrzykiwał sam siebie, nie dając nikomu dojść do głosu, zdaniami, które kompletnie nie miały sensu. Dopiero, gdy wszyscy, prócz obiektu złorzeczeń, znajdowali się w jednym pomieszczeniu, skonkretyzował swoje obelgi.
Ruda westchnęła głośno, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Była przyzwyczajona do takich... sytuacji. Miała jednak nadzieję, że skoro nie było ich tyle czasu, to może w końcu zniknęły.
Nie zniknęły.
- Najwyraźniej znowu miała koszmary. - mruknęła do przyjaciółki, a ta skinęła głową. Podczas bandażowania nie odezwały się do siebie ani słowem. Rana mówiła sama za siebie.
- Co wy gadacie?! - Georg zaczął gwałtownie machać rękoma. - Ona chciała mnie... chciała...
- Cię zabić? - podrzuciła usłużnie Sasha, a ten zapowietrzył się gwałtownie i zamilkł.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza tak gęsta, jak to tylko było możliwe.
- Popraw mnie, jeśli się mylę... - odezwał się w końcu Bill, językiem zwilżając dolną wargę. - My mamy psychopatkę w domu, tak?
- Ona nie jest psychopatką! - oburzyła się Chloe, na co basista zapiszczał.
- Ale chciała mnie zabić!
- Bo jesteś debilem! - warknął starszy bliźniak, na co każdy spojrzał na niego wyczekująco. - Co się tak, kurwa, na mnie gapicie? Wczoraj, zamiast się zamknąć, to nachalnie wypytał ją, dlaczego jest w Stanach, to pewnie dlatego nie spała!
- Ale ona chciała mnie zabić!
- Czy wy siebie w ogóle słyszycie?! - wokalista poderwał się na równe nogi. - Ta dziewucha jest niesprawna umysłowo! Nikt normalny nie chce kogoś zabić... za co w ogóle, do kurwy nędzy?! W moim domu nie będzie mieszkać żadna wariatka! Ona musi wrócić! Nie będę ryzykować, że ją czymś wkurwię, to ona dla odwetu będzie chciała mi poderżnąć gardło! I to we własnym domu! No chyba sobie żartujecie!
- Ona zostanie. - oznajmił lodowato jego brat, na co Billowi zapłonęły dziko oczy.
- Czy ty znowu stajesz przeciwko mnie? - spytał cicho, na co wszyscy, prócz Chloe, wstrzymali oddech.
Tom odetchnął, wstał, wygładzając spodnie i spojrzał hardo bratu w oczy.
- Zostanie tu, bo ją znam wystarczająco dobrze...
- Dobrze! - prychnął Bill, zaśmiewając się ironicznie. - Człowieku! Ona tu jest dopiero trzy dni! Nie da się kogoś poznać w ciągu...
- I dlatego uważam, że powinna zostać, bo potrzebuje pomocy, czego oczywiście nie zauważyłeś przez swój śmieszny kompleks divy. - dokończył, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Mam to gdzieś. Jeśli potrzebuje pomocy, niech ją ktoś wyśle do psychiatryka, ja umywam od tego ręce. - napięcie między bliźniakami wciąż zdawało się rosnąć, na co reszta nieświadomie zaczęła się odsuwać. - Kompleks divy, kurwa. Jesteś zabawny, że ja pierdolę. A to, że chciała zabić... czym? - zwrócił się do zdezorientowanego Georga.
- Ee... Nożem. - odparł po odrobinie namysłu.
- Nożem! Ha! Nożem! Chciała go zabić nożem, a ty chcesz, żeby ona została!
- To się, kurwa, do niej nie zbliżaj tak, jak to robisz od samego jej przyjazdu i będziesz miał problem z głowy! - krzyknął rozeźlony Tom. - To wina tego kretyna! Gdyby wczoraj nie wypytywał jej, dlaczego uciekły z Polski, to dzisiaj wcale by go nie próbowała atakować!
- Tak i akurat ty to wiesz, nie?
- A nie jest tak? - spojrzał wyczekująco na Chloe, a ta pokiwała głową.
- Zazwyczaj tak działa. Znaczy mam na myśli, że to się dzieje po koszmarach, a skoro ktoś ją wypytywał o przeszłość, to naj... - urwała pod morderczym wzrokiem młodszego Kaulitza, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Więc sugerujesz mi, że mamy chodzić wokół niej na palcach? - zapytał beznamiętnie.
- Dobra, w porządku. Jutro wyjedziemy. - rzuciła sucho Sasha. - Wydawało mi się, że to ona jest do ciebie uprzedzona, ale jak tak patrzę, to jest zupełnie na odwrót. - podeszła do niego, nie przejmując się obecnością jego brata. - Jesteś tak samo ślepy jak Georg i widzisz tylko efekty, a nie powody, dla których Natasza stała się taka, a nie inna. Ona jest wspaniałą osobą i ma w sobie tyle dobra, że ty byś prawdopodobnie w sobie nie pomieścił nawet jednej czwartej tego, co ona ma. - była tak wkurzona, że nie zauważyła, że łzy pojawiły się w jej oczach. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciel mógł tak poniżać jedną z najdroższych jej osób. - Ona żyje dla innych, nie dla siebie. Dla siebie już dawno przestała egzystować, bo uważa, że nie warto. Rozumiesz, co ja mówię? Jasne, że nie. Bo ty masz wszystko, czego sobie zapragniesz. Robisz to, co na co masz ochotę. Masz wolny umysł. Ci pieprzeni paparazzi są niczym, w porównaniu do tego, co jej ojciec pozostawił w jej psychice. - prychnęła głośno. - Ty nawet nie jesteś w połowie tak utalentowany jak ona. Ona umie śpiewać. - zaczęła wyliczać. - Umie grać na pianinie. Umie pisać. Umie haftować. Umie gotować. Umie przygotowywać drinki, o których ci się nawet nie śniło. Umie sprzątać tak szybko, że ty byś nie zdążył ogarnąć swojego pokoju, podczas gdy ona zrobi na błysk całą tą twoją chatę. I sam widziałeś, że umie grać w karty, niczym profesjonalista. Ha! I jest zajebista w leczeniu, a wiesz dlaczego? - zamaszyście starła łzy z policzków. - Bo jej ojciec ją bił za każde niepowodzenie. Nie mogłam wczoraj słuchać, jak mi opowiadała jak się nauczyła grać w pokera! - szturchnęła mocno Billa, aż ten zatoczył się kilka kroków do tyłu. - Więc, kurwa, nie opowiadaj, że jest psychopatką! Gówno o niej wiesz! Ja ją podziwiam za to, że trzyma się tak dobrze, a ty śmiesz mówić takie rzeczy! W głowie mi się nie mieści, że możesz być tak powierzchowny! - odwróciła się od niego i chwyciła za rękę Chloe. - Przeproszę ją i powiem, że jutro wracamy. Skoro nas nie chcesz.
- Sasha, nie was, tylko...
- Skoro nas nie chcesz. - warknęła i pociągnęła Chloe na górę.
Gdzieś w głębi siebie, gdzieś na samym dnie leżała odpowiedź - to było zbyt pełne pasji, zapalało się niewiarygodnie szybko, tak jak po szybkim przeciągnięciu zapałki po drasce.
Ulotny zapach siarki.
Ogień.
Ulotny zapach perfum.
Ogień.
Tym razem to nawet nie gasło. Tym razem wszystko stało w płomieniach od pierwszego spojrzenia.
Może miała obsesję na punkcie tego żywiołu. Może była piromanką. Może chciała go ugasić ale w ostatnich chwilach stwierdzała, że żar bijący od niego był zbyt wielki, by podejść, a co dopiero go stłumić.
To musiało być złe. Nie widziała tego nigdy wcześniej. Nie wiedziała, że to... to istniało samo. Samo powstawało i żyło jak kolejny mały człowiek. Czy właśnie tak to miało wyglądać? Na pewno?
Trudno przejść obok niego obojętnie. Nie potrafi tego, choć starała się z całej siły.
W jego oczach jest ogień. Znowu ogień. Wszędzie.
Oboje milczą. Ale to co niewypowiedziane krąży wokół nich jak sępy. Zanim się spostrzeżesz, nie zostanie z ciebie nic. Spłoniesz.
Bała się tego. Dusiło ją to.
Po co wróciła?
Obracała to pytanie w palcach, upuszczała i podnosiła ponownie. Wyrzucała. A potem odszukiwała, by znowu spoczęło w jej dłoni.
Po co?
Najwyraźniej płomienie pociągały ją bardziej, niż byłaby w stanie przyznać.
Wcześniej było inaczej. To było skomplikowane, ale... może było w nich więcej agresji? Więcej żalu?
Chciała go rozszarpać.
Już nie chce.
Chce rzeczy, których nie ma. Za którymi tęskni.
Budziła się w nocy po kolejnym koszmarze i jedyne czego w takich chwilach potrzebowała, to ponowne sprawdzenie czy jego dłoń idealnie wpasowywała się w jej. Wiedziała, że tak. Wiedziała o tym i to było piękne. Bo jego palce były jak stworzone do tego, by splatać się z jej palcami. Ale co z tego? Ona się budziła, a dłoni nie było.
Chciała, żeby znowu śmiał się z jej żartów. Chciała, żeby znowu się gubił w gramatyce angielskiej i żeby znowu przeklinał przy niej po niemiecku.
Chciała, żeby ja przytulił.
Chciała, żeby znowu mówił do niej Blümchen.
Chciała przy nim zasypiać.
Chciała usłyszeć z jego ust 'Kocham cię'.
A zamiast tego słyszy ciszę.
Albo...
- Dlaczego znowu tu jesteś?
Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka i jej serce niespodziewanie zaczęło pompować krew o wiele za szybko.
Przełknęła ślinę i powoli odwróciła się w stronę stojącego parę kroków za nią bruneta. Jego szczęka była zaciśnięta, a ręce skrzyżowane na piersi. Stał w rozkroku i wydawało jej się, że jedno jej drgnięcie i on zaatakuje. Nie chciała, by atakował. Nie miała siły, by się przeciwstawiać.
- Bill mnie zaprosił. - odparła cicho. To były pierwsze słowa skierowane do niego od ponad ośmiu miesięcy. Pierwsze słowa, którymi musiała się tłumaczyć. On jej tu nie chciał.
- I co z tego? - jego brew powędrowała do góry, a na jego ustach wykwitł cyniczny uśmieszek. - Myślałem, że po tym, co było w zeszłym roku, dasz sobie spokój. Ale nie. Ty musisz wracać, nie? - podszedł do niej o krok bliżej, a ją ogarnął paraliż. Słyszała szum w uszach. I była zdenerwowana. Jak po zbyt dużej ilości kawy. - Nie chciałem cię tu. Pokłóciłem się o ciebie z Billem. Rozumiesz?
Zagryzła wargę.
'Żadna dziewczyna nie stanie między nami'
Cholera.
- Nie chci...
- Nie obchodzi mnie to. - przerwał jej gwałtownie, podchodząc tak blisko, że poczuła jego oddech na twarzy. - Nie chcę cię tu. Nie chcę. - chwycił ją za podbródek, a jej oczy rozszerzyły się w strachu. Bała się jego obecności. Bała się tego, że był w zasięgu jej dotyku. Chciała go dotknąć. - Nie wierzę, że ty chcesz. - jego oczy świdrowały ją na wylot, ale nie potrafiła oderwać od niego wzroku. To był ten ogień, który ją przyciągał. - Nie wierzę, że chcesz się katować moją obecnością. - jego nos prawie stykał się z jej własnym. Serce miała praktycznie w gardle. Dusiła się jego bliskością. - Miłość boli, prawda? - wyszeptał w jej nieświadomie rozchylone usta. Nagle zdała sobie sprawę, że każdy cal jej ciała go zaprasza. I przeraziło ją to nie na żarty. Czuła, że tym razem będzie znacznie gorzej. Znacznie gorzej. Tym bardziej, gdy zobaczyła nieznajomy błysk w jego oku. - Więc jeśli tu jesteś... W te wakacje będziemy grać na moich zasadach. - oznajmił twardo, zaciskając palce na jej miękkiej skórze. - Pożałujesz, że tu się pojawiłaś. - polizał jej wargę, po czym zamaszystym ruchem chwycił ją w talii drugą ręką i przyciągnąwszy ją do siebie na całej linii ciała, niemal wgryzł się brutalnie w jej usta.
Powinnam pójść spać. Było już grubo po dwudziestej trzeciej. A ja byłam zbyt zmęczona dzisiejszymi przeżyciami.
Po tym jak im dobitnie wyjaśniłam na czym rzecz polega, wszyscy w zadziwiającym tempie się zmyli. Nie miałam im tego za złe, koniec końców i tak zawsze zostawałam sama jak palec.
Z drugiej strony to ja zawsze uciekałam.
Tom przeprosił za Georga. Powiedziałam mu, że jest kretynem i nie jest winny zachowaniu przyjaciela. Ale on chyba nie wiedział co mówić. Więc powiedziałam mu, że się zajmę samochodem. Dałam mu odejść, bo byłoby sztywno.
Byłam na siebie wściekła. Za to, że dałam się tak podpuścić i za to, że w ogóle taka jestem. Nie nadaję się na przyjaciółkę, nie nadaję się na towarzyszkę. Nie nadaję się na nikogo. W dalszym ciągu zdaje mi się, że to logiczne, że podoba mi się Kaulitz, który nagle okazuje się być gejem.
Ehh... Czy ja muszę sobie to notorycznie przypominać?
Pewnie tak...
Wracając do pokoju, natknęłam się na starszego bliźniaka, który szedł do siebie z jakimś takim dziwnym uśmieszkiem na twarzy, aż się wzdrygnęłam. To było... To było naprawdę dziwne.
- O, Natasza. - rzucił, gdy mnie zauważył. Jego mimika diametralnie się zmieniła i wyszczerzył zęby. - Idziesz już spać?
Wzruszyłam ramionami, nie do końca wiedząc, jak mam zareagować na to, jak się zachowuje.
- Późno. - odparłam tylko, a ten roześmiał się głośno.
- Trzeba będzie z tobą coś zrobić, bo się tu marnujesz. - oznajmił, a ja zmarszczyłam czoło. - Mówię, że jesteś tak niewinna, że to aż przeraża.
Zacisnęłam wargi w cienką linię. Nie lubiłam, gdy ktoś czepiał się mojego stylu życia. On był taki i tyle. Nikomu nic do tego.
Już otwierałam usta, by mu przygadać, gdy on doskoczył do mnie, przez co wylądowałam na ścianie, by przed nim umknąć.
Zachichotał i pomachał mi palcem przed twarzą.
- Jeszcze coś z ciebie będzie, zobaczysz. - uśmiechnął się niczym małe dziecko. - Trzeba się tylko tobą zająć. - pokiwał głową, jakby już mu się tam coś kotłowało i splótłszy ręce za plecami, powędrował do swojego pokoju.
Dziwak.
Miałam koszmary w nocy. Co jakiś czas budziłam się zlana potem, by zapaść w niespokojny, czujny sen, by potem znów się obudzić z niemym krzykiem na ustach.
Nie krzyczałam. Nauczyłam się cierpieć w milczeniu.
Dawno tego nie było. I znowu. Zamykając oczy, widziałam stłuczone szkło. Widziałam dłonie we krwi, widziałam krople łez. Było ich dużo, niczym deszcz spadający z nieba.
Nie płakałam. Spadło ich tyle, że już nic więcej nie pozostało.
Nie chciałam, by pozostało.
Musiałam być silna dla samej siebie. Nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek zapadanie się na dno. Byłam tam za długo. Podnosiłam się jeszcze dłużej.
Śnił mi się jego śmiech. Zimny i szyderczy. On nauczył mnie być chłodną i wyrachowaną. By nikt nie zauważył moich niedoskonałości.
On mnie zniszczył.
I podczas takich nocy, gdy bałam się zasnąć, gdy próbowałam nie przymykać powiek, zawsze myślałam o tym, jak było, choć wolałam zapomnieć. Zastanawiałam się nad sobą, nad swoim zachowaniem i nad tym, do czego dążę.
Dzisiaj w końcu zrozumiałam, że posuwałam się do miejsca, gdzie nie było już nic. W miejsce, gdzie to, co kiedyś się tam znajdowało, opadało szarym popiołem. I gdzieś się zgubiłam. I nie widziałam drogi powrotnej. A za horyzontem były już te ciemne chmury...
Chciałam jakoś z tego wybrnąć. Ale wydawało mi się, że nie ma już dla mnie ratunku.
Chyba było już za późno, by podjąć walkę.
Bałam się zbyt wielu rzeczy, bo bać się, nie oznaczało nie móc być odważnym na tyle, by tego nie okazywać. I przez ten strach życie przeciekało mi przez palce jak krew ze wszystkich moich ran. Ale jak wyzbyć się przerażenia, które zakotwiczyło się tak głęboko, że nie możesz znaleźć do niego drogi? Szukałam, ale jestem ślepa. Ktoś mógłby mnie zaprowadzić za rękę, ale jestem niema. Jestem chora.
Od czwartej już nie spałam. Na początku przewracałam się z boku na bok, potem kręciłam się bez sensu po pokoju. Byłam zmęczona, byłam zdenerwowana. Z każdą minutą nienawidziłam swojego życia, ze mną samą na czele, coraz bardziej. Skończyłam na tym, że wylądowałam w kuchni (na szczęście bez psów) z kubkiem kawy w rękach. Wiedziałam, czym to się skończy. Choć miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
Miałam ochotę na kanapki z pomidorami. I ze szczypiorkiem. Posypane pieprzem i solą.
Wyciągnęłam deskę i nóż 'szefa kuchni', który od razu mi się spodobał, gdy tylko zauważyłam go pierwszego dnia. Musiał być naprawdę drogi, patrząc na to z czego był wykonany.
Kroił jak marzenie. Jakby był kupiony dosłownie kilka minut temu. Przez pomidora przechodził jak przez masło. Uśmiechałam się sama do siebie jak mysz do sera, ale kogo to obchodziło? Moje kanapki będą super.
Szczypiorek był idealnie skrojony. Byłam bardzo dobrą kucharką, nie tylko dlatego, że mój ojciec wymagał, bym była we wszystkim zawsze najlepsza. Do dzisiaj nie wiem dlaczego tak chciał. Nikt nie może być idealny.
Choć najwyraźniej prócz mnie.
Ale to raczej dlatego, że byłam zastraszana.
Kogo to teraz obchodzi...
- Że tak ujmę, robisz to śniadanie tylko i wyłącznie dla siebie? - Georg pojawił się nie wiadomo skąd, a ja mocniej chwyciłam nóż w dłoni. Zaczęło mi szumieć w głowie.
I ja wiedziałam, że tak będzie. Zawsze wiedziałam, kiedy to się zaczynało dziać.
Dlaczego nigdy nic z tym nie robiłam?
- Dla ciebie też mogę zrobić. - odparłam automatycznie, powracając do krojenia szczypiorka. Bacznie jednak obserwowałam każdy ruch tego kretyna, by przypadkiem nie przekroczył niepisanej linii.
Zbliżał się. Okrężną drogą, ale się zbliżał.
- Pomóc ci może? - uśmiechnął się zachęcająco, a ja już czułam, jak moje serce wali niczym młot pneumatyczny. Pojaśniało mi przed oczami i musiałam gwałtownie zamrugać, by choć trochę odegnać to ogłupiające uczucie.
- Poradzę sobie, siadaj. - jeszcze nie przekroczył. Jeszcze... odsuń się... odsuń.
- Ale może jednak? To trochę...
- Siadaj. - warknęłam, gdy niespodziewanie w zadziwiającym tempie przekroczył granicę.
Znalazł się dokładnie trzy kroki obok mnie.
- W ogóle, to chciałem za wczoraj...
- Siadaj! - uniosłam nóż do góry, w ostrzegawczym geście, ale on kolejny raz mnie kompletnie zignorował. Nie wiedziałam, jak to było możliwe, ale w tym stanie nic mnie nie obchodziło. - Siadaj, do cholery!
- Poczekaj, ja tylko chciałem cię za wczoraj przeprosić. - był coraz bliżej i zaczęłam hiperwentylować. Moje dłonie drżały, a w głowie jedyna myśl, jaka mi pozostała, to fakt, że doskonale zdawałam sobie sprawę, gdzie pchnąć, żeby go zabić. Żeby mnie nie skrzywdził. Kręciło mi się w głowie. - Ja wiem... - i wtedy spostrzegł mój nóż wycelowany w niego. Zrobił niepewną minę, ale nie odsunął się. Za to ja nie chciałam niczego innego, prócz zaatakowania go. Był za blisko. Za blisko. - Natasza?
Poprawiłam chwyt, pewnie trzymając broń. Za blisko. Ciągle za blisko.
- Georg!
Byłam jak w amoku. I już podnosiłam nóż. I już kalkulowałam z jaką siłą mam pchnąć. I on się przysunął, najwyraźniej chcąc wyciągnąć zawleczkę z granatu.
A mnie to nie obchodziło.
- Georg!
I nagle przede mną pojawiła się Chloe, przyciskając mnie do lodówki. Wyraz jej twarzy świadczył o tym, że musiałam ją zranić.
Znowu.
Kim ja byłam?... Dlaczego ona ciągle się mnie trzymała?
- Jadłaś coś?
Powoli pokręciłam głową i zanim jeszcze skończyłam tą czynność, w ustach miałam suchy chleb. I potem już wszystko zaczęło się zlewać w jedną papkę. W którymś momencie byłam w swoim pokoju i piłam wodę.
A potem zapadłam w ciemność.
- Co to było, do kurwy nędzy?! - szatyn już od dobrych paru minut chodził w kółko po salonie, zdenerwowany jak jeszcze nigdy. - Czy ona zdawała sobie sprawę, co trzyma w rękach?! Co ona mogła mi zrobić?! - wskazał palcem na rudowłosą, która wróciła razem z blondynką z łazienki z opatrunkiem na brzuchu. - Co tobie zrobiła?!
Zaraz po zabraniu brunetki do jej pokoju, rozpętała się burza. Długowłosy, jak miał w swoim zwyczaju, zaczął histeryzować, zwołując przy tym cały dom do jego osoby. Przekrzykiwał sam siebie, nie dając nikomu dojść do głosu, zdaniami, które kompletnie nie miały sensu. Dopiero, gdy wszyscy, prócz obiektu złorzeczeń, znajdowali się w jednym pomieszczeniu, skonkretyzował swoje obelgi.
Ruda westchnęła głośno, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Była przyzwyczajona do takich... sytuacji. Miała jednak nadzieję, że skoro nie było ich tyle czasu, to może w końcu zniknęły.
Nie zniknęły.
- Najwyraźniej znowu miała koszmary. - mruknęła do przyjaciółki, a ta skinęła głową. Podczas bandażowania nie odezwały się do siebie ani słowem. Rana mówiła sama za siebie.
- Co wy gadacie?! - Georg zaczął gwałtownie machać rękoma. - Ona chciała mnie... chciała...
- Cię zabić? - podrzuciła usłużnie Sasha, a ten zapowietrzył się gwałtownie i zamilkł.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza tak gęsta, jak to tylko było możliwe.
- Popraw mnie, jeśli się mylę... - odezwał się w końcu Bill, językiem zwilżając dolną wargę. - My mamy psychopatkę w domu, tak?
- Ona nie jest psychopatką! - oburzyła się Chloe, na co basista zapiszczał.
- Ale chciała mnie zabić!
- Bo jesteś debilem! - warknął starszy bliźniak, na co każdy spojrzał na niego wyczekująco. - Co się tak, kurwa, na mnie gapicie? Wczoraj, zamiast się zamknąć, to nachalnie wypytał ją, dlaczego jest w Stanach, to pewnie dlatego nie spała!
- Ale ona chciała mnie zabić!
- Czy wy siebie w ogóle słyszycie?! - wokalista poderwał się na równe nogi. - Ta dziewucha jest niesprawna umysłowo! Nikt normalny nie chce kogoś zabić... za co w ogóle, do kurwy nędzy?! W moim domu nie będzie mieszkać żadna wariatka! Ona musi wrócić! Nie będę ryzykować, że ją czymś wkurwię, to ona dla odwetu będzie chciała mi poderżnąć gardło! I to we własnym domu! No chyba sobie żartujecie!
- Ona zostanie. - oznajmił lodowato jego brat, na co Billowi zapłonęły dziko oczy.
- Czy ty znowu stajesz przeciwko mnie? - spytał cicho, na co wszyscy, prócz Chloe, wstrzymali oddech.
Tom odetchnął, wstał, wygładzając spodnie i spojrzał hardo bratu w oczy.
- Zostanie tu, bo ją znam wystarczająco dobrze...
- Dobrze! - prychnął Bill, zaśmiewając się ironicznie. - Człowieku! Ona tu jest dopiero trzy dni! Nie da się kogoś poznać w ciągu...
- I dlatego uważam, że powinna zostać, bo potrzebuje pomocy, czego oczywiście nie zauważyłeś przez swój śmieszny kompleks divy. - dokończył, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Mam to gdzieś. Jeśli potrzebuje pomocy, niech ją ktoś wyśle do psychiatryka, ja umywam od tego ręce. - napięcie między bliźniakami wciąż zdawało się rosnąć, na co reszta nieświadomie zaczęła się odsuwać. - Kompleks divy, kurwa. Jesteś zabawny, że ja pierdolę. A to, że chciała zabić... czym? - zwrócił się do zdezorientowanego Georga.
- Ee... Nożem. - odparł po odrobinie namysłu.
- Nożem! Ha! Nożem! Chciała go zabić nożem, a ty chcesz, żeby ona została!
- To się, kurwa, do niej nie zbliżaj tak, jak to robisz od samego jej przyjazdu i będziesz miał problem z głowy! - krzyknął rozeźlony Tom. - To wina tego kretyna! Gdyby wczoraj nie wypytywał jej, dlaczego uciekły z Polski, to dzisiaj wcale by go nie próbowała atakować!
- Tak i akurat ty to wiesz, nie?
- A nie jest tak? - spojrzał wyczekująco na Chloe, a ta pokiwała głową.
- Zazwyczaj tak działa. Znaczy mam na myśli, że to się dzieje po koszmarach, a skoro ktoś ją wypytywał o przeszłość, to naj... - urwała pod morderczym wzrokiem młodszego Kaulitza, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Więc sugerujesz mi, że mamy chodzić wokół niej na palcach? - zapytał beznamiętnie.
- Dobra, w porządku. Jutro wyjedziemy. - rzuciła sucho Sasha. - Wydawało mi się, że to ona jest do ciebie uprzedzona, ale jak tak patrzę, to jest zupełnie na odwrót. - podeszła do niego, nie przejmując się obecnością jego brata. - Jesteś tak samo ślepy jak Georg i widzisz tylko efekty, a nie powody, dla których Natasza stała się taka, a nie inna. Ona jest wspaniałą osobą i ma w sobie tyle dobra, że ty byś prawdopodobnie w sobie nie pomieścił nawet jednej czwartej tego, co ona ma. - była tak wkurzona, że nie zauważyła, że łzy pojawiły się w jej oczach. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciel mógł tak poniżać jedną z najdroższych jej osób. - Ona żyje dla innych, nie dla siebie. Dla siebie już dawno przestała egzystować, bo uważa, że nie warto. Rozumiesz, co ja mówię? Jasne, że nie. Bo ty masz wszystko, czego sobie zapragniesz. Robisz to, co na co masz ochotę. Masz wolny umysł. Ci pieprzeni paparazzi są niczym, w porównaniu do tego, co jej ojciec pozostawił w jej psychice. - prychnęła głośno. - Ty nawet nie jesteś w połowie tak utalentowany jak ona. Ona umie śpiewać. - zaczęła wyliczać. - Umie grać na pianinie. Umie pisać. Umie haftować. Umie gotować. Umie przygotowywać drinki, o których ci się nawet nie śniło. Umie sprzątać tak szybko, że ty byś nie zdążył ogarnąć swojego pokoju, podczas gdy ona zrobi na błysk całą tą twoją chatę. I sam widziałeś, że umie grać w karty, niczym profesjonalista. Ha! I jest zajebista w leczeniu, a wiesz dlaczego? - zamaszyście starła łzy z policzków. - Bo jej ojciec ją bił za każde niepowodzenie. Nie mogłam wczoraj słuchać, jak mi opowiadała jak się nauczyła grać w pokera! - szturchnęła mocno Billa, aż ten zatoczył się kilka kroków do tyłu. - Więc, kurwa, nie opowiadaj, że jest psychopatką! Gówno o niej wiesz! Ja ją podziwiam za to, że trzyma się tak dobrze, a ty śmiesz mówić takie rzeczy! W głowie mi się nie mieści, że możesz być tak powierzchowny! - odwróciła się od niego i chwyciła za rękę Chloe. - Przeproszę ją i powiem, że jutro wracamy. Skoro nas nie chcesz.
- Sasha, nie was, tylko...
- Skoro nas nie chcesz. - warknęła i pociągnęła Chloe na górę.
><><><><><><><><><
Aż sama się zadziwiłam, co ta Nataszka poczynia xD
pierwsziejsza będę ;3
OdpowiedzUsuńO kurwaaaaa skasowało mi komentaaarz!
OdpowiedzUsuńNosz kurwa, ja pierdole i wszyscy święci! Mam nadzieję,że nie skasuje mi komanta znowu przez te przekleństwa, bo się zeźlę i to bardzo. Mogła go Nataszka od razu wykastrować, to by cholera jasna więcej takim tępych Georgów na świat nie przyszło, głupie nasienie by się po świecie nie rozlewało. No ale trudno, no już jak go tak Chloe bohatersko uratowała, to niech będzie. W ogóle lubię ją, ale chyba to pisałam pod pierwszymi odcinkami. I mimo, że przeraziłam się, że Tomaszek nam zgwałci Sash, albo co jeszcze, to zaplusował u mnie dzisiaj. Też miałam stwierdzić, ze się nieco dziwnie zachowuje, ale jak Billowi pojechał! Fuck you all, ma rację i zgadzam się z nim w 100%. No i on nie może pozwolić Sash jechać no, a Bill, no nie wierzę, ze by był takim idiotą, żeby pozwolił im jechać. No znaczy ja wiem, jak to się dalej potoczy, ale no cholera jasna, mam nadzieję, że to własnie on je zatrzyma, a nie Tom, albo Georg, w co nie wierzę, ani Gustav, w sumie nie wiem z jakiej racji to miałby być on. I cóż żesz ten Tomasz pierdoli? ja dobrze zrozumiałam? A nie, źle zrozumiałam. Bo przeczytałam, że to Bill próbował się do niej zbliżyć, łaahhaha, a to Georg, nie? W sumie, ona by nie chciała takiego idioty, to po co się w ogóle wysilał No i baźgraj tam następny ;D
OdpowiedzUsuńTo ja się tak tylko zapytam... em.. Co to kur.wa było?! Łooooooh mój Boże. Odcinek jest mega! Mega mega mega! Tylko tak nie bardzo rozumiem wstępu. Że to był Tom? Bo że brunet i że pokłócił się o nią z Billem... I w ogóle czemu mowa o powrotach jak wyjazdu nie było? XD Dobra, serio nie ogarniam początku. Ale poczytam dalej, to ogarnę. Tylko dodaj następny! ;D
OdpowiedzUsuńNi chuja nie mogę rozgryść Billa. Zastanawia mnie też Tom, czuję, że chce wykorzystać Nataszę. Taki kawał skurwysyna, rzekabym.
OdpowiedzUsuńOh noł! To nie może być koniec! nie nie nie nei nie!! Za jakie grzechy przerwałaś w takim moemncie? No dobra, wiadome jets, że Natasza i reszta nie wrócą, bo przecież c'mon, nie? xD No więc... Może G wyjedzie? Pieprzyć G! Bebuch tez niefajny. Choć... nie dziwie mu się.. też bym się scare'ała o swoje cenne i ważne dla swiata życie na jego miejscu;D Eska jest w deche <3 Wiedziałam o tym <3 MUAHAHAHAH! Moja krew! I co teraz? Co teraz?! Y^Y Awwww nie mogę się doczekać newsa! Będziesz nas trzymała w niepewności przez dłuższy czas czy może można się za kilka dni spodziewać nowego rozdziału? Whateva! Pisz! xD i tak bede miała cytaty <3 Mruuuu~~
OdpowiedzUsuńEska~~ <3
No i kissu kiss na początku sexy <3
Zapomniałam powiedzieć xD
hohoho~~
Zastanawiam, się czy wszystko poruszyłam...
Georg to zUo. Ogólnie zachował się jak debil. Ta mu sę wyraźnie kazała odsunąć, nie? phie.
Deeeebill
XD
~magda1991m
Oooooo rany.. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.. Ale odcinek zajebisty...normalnie nie mogę się nadziwić ;D
OdpowiedzUsuńGeo to jest kretyn, palant, idiota, debil, bezmózgowiec!!! Jak takie coś po świecie chodzi to ja nie wiem.. Natasha ostrzegała go żeby nie podchodził ale ten kretyn musiał zrobić swoje..;/
A początek to w ogóle MEGA ;D.. Na początku zastanawiałam się czy czasem czegoś nie pomyliłaś ale później skapczyłam, że to Tom i Sash ;].. Ale Tomaszek trochę nie fair postąpił wobec Sashy...a może i fair..? Nie wiem już sama..
A co do Billa.. Kurde jak można być tak zapatrzonym w siebie debilem.. Nie zna dziewczyny a ocenia ją po trzech dniach.. Po jej zachowaniu od razu widać było, że przeszłość miała straszną a ten śmie jeszcze nazywać ją wariatką.. Nie mogę nooo..;/ Wkurzył mnie i to na maksa!! Mam nadzieję, że zmieni swoje postępowanie i to on zatrzyma dziewczyny a nie któryś z chłopaków.. Agrr..
I jeszcze ten koniec.. Moglaś napisać trochę więcej ;P.. Ale wiem, że w takich momentach najlepiej skończyć, żeby ciekawość wzbudzić ;D
Kocham Twoje opowiadanie ;DD
I Twój styl pisania ;D
Czekam z niecierpliwością na nexta ;DD
ja pier... porobiło się i to nieźle puki co jest wojna i to wielka ;/ mam nadzieje ze wyjdzie to na jakaś stabilną drogę ;)
OdpowiedzUsuńŻe pozwolę sobie powtórzyć... PISZ NASTĘPNY i O JAAAA *_* no kurde, kurde, kurde... o jaaaa.... Bill to pier*dolony egoista i mam ochotę mu zaj*ebać :) Nataszę to podziwiam serio, serio. Tom jest raz dobry, raz zły, ale myślę, że chyba w przeważającej części dobry (bo albo nie pamiętam już, co się stało między Saszą a Tomem - a to jest najbardziej prawdopodobne, więc nawet nie rozwijam drugiego albo). Co do Georga to na miejscu Nataszy zadźgałabym go tym nożem za tępotę, aby nie przekazał jej kiedyś swoim dzieciom i nie kazał obcować ludziom z taką tępotą, bo to robi z ludzi męczenników jeśli chcą być mili dla takiej osoby ;D No cóż, well, Sasza jest zakochana na zabój, jak wywnioskowałam i hm, niech Tom się ogarnie, bo chyba dobra dupa z niej :D No to chyba tyle, pisz dalej, bo czuję wielki niedosyt i chcę następnego odcinka, JUŻ! xD Nataliiiiaa
OdpowiedzUsuń